siła przyciągania

customer-magnet-1019871_1280Znacie to uczucie, kiedy ubranie się naelektryzuje i czepia się go wszystko, co tylko może? Od drobnych paproszków po większe nitki i paskudztwa. Ręką przecierasz, mokrą szmatką machasz a to tylko pogarsza sprawę. Czepia się wszystko to, co chcielibyśmy, żeby się nie czepiało.
Ja też tak mam.
Najczęściej, jeśli chodzi o nieodpowiednich facetów. Ale o tym już było wiele razy, więc nie ma, co roztrząsać tego, że Poliglota i tak się do mnie odzywa i tak, i  że liczy na to, że jednak nadchodzący sezon spędzę z nim w pracy w Hiszpanii; że zaczepi mnie na mieście największe (nie o centymetry niestety chodzi 😛 ) „nieszczęście” zagajając w najgłupszy z możliwych sposobów („O rety! Ile masz wzrostu?”) itd.
Mam znajomą. Wiecznie psuje jej się telefon. I to nie jest tak, że ta dziewczyna nie ogarnia nowinek technologicznych. Jej autentycznie ZAWSZE coś w telefonie szwankuje. Średnio raz na pół roku swój każdy kolejny nowy telefon oddaje do naprawy. A to bateria, a to oprogramowanie a to nie wiadomo co jeszcze…
-Chomik, cholera jasna! Daj mi swój numer telefonu, bo oczywiście mam zapasowego smartphona a ciągle jakoś mi umyka wgrać tam na wszelki wypadek swoje wszystkie kontakty. Nic mnie to życie nie uczy- pisze do mnie na komunikatorze.
-Laska, a ty myślałaś o jakiejś akcji zrzucania klątwy, czy egzorcyzmach?- pytam ze śmiechem, bo naprawdę bawi mnie jej los 😉
-Ty! A ty taka mądra się zrobiłaś? Może pogadamy o tym, co ciebie się trzyma całe życie, co?-odgryza się- Może pójdziemy na takie przyjęcie razem, co?
Wybuchnęłam śmiechem, bo faktycznie „taka mądra się zrobiłam”. Całe moje życie przyciągam do siebie dziwne osoby, albo ludzi z nieszczęśliwymi historiami. Ja już się zaczęłam bać kontaktów międzyludzkich! Idę ulicą i doczłapuje się do mnie jakaś babulina z potrzebą porozmawiania. Wiadomo jak wygląda babulina. Najczęściej smutna taka, zszargana życiem… Zresztą nie ma się co dziwić- w tym kraju nie znam zadowolonego emeryta. A nie, przepraszam- moja babcia cieszy się od jakiegoś pół roku ze wszystkiego. Łyka codziennie „pocieszacze” przepisane przez psychiatrę…
No to jak nie przystanąć i nie wysłuchać babuliny, która najwyraźniej „pocieszaczy” nie łyka…? I opowiada mi historię, jak to ją własna córka wyrzuciła z mieszkania i musi teraz mieszkać gdzieś, gdzie nie ma nawet bieżącej wody… Jak całe życie pełna dobroci i miłości pomagała dzieciom, wnukom a teraz spotkał ją taki los. Aż się boję spytać „Czy jakoś pomóc?”, bo może mi życia może nie starczyć na pomoc. „Nie, ona tak tylko…” A mnie się serce łamie. Wyrzutów sumienia mam jak stąd na Księżyc. Mogłabym pół Europy nimi obdarować…
I tak jest prawie cały czas. W ciągu ostatnich 4 miesięcy odebrałam tyle telefonów od znajomych, którym świat się walił, bliscy ciężko chorowali i inne nieszczęścia na nich spadały, że brakowało mi sił na walkę z codziennością. Jakbym sama miała mało zmartwień i stresów…
Haloooooo! Czy jest tu ktoś, u kogo wszystko okej?
Kto musiał wysłuchać moich wszystkich zmartwień? Padło na Moją N. Dobrze, że dziewczyna jest wrodzoną optymistką, więc jakoś zniosła te wszystkie nieszczęścia, którymi obdarowałam jej blond główkę… Ciekawe, czy ktoś jeszcze też ją obdarowuje takimi smutkami 😛
-Bo ty za miła jesteś! Po co to wszystko robisz?- pyta znajoma.
-Nie wiem! Chyba wydreptuję sobie drogę do nieba! Wiem, że jestem za dobra, że wysłuchuję itd! Wiem! Ale z drugiej strony, czy coś mi w życiu ubędzie, jak kogoś wysłucham, albo komuś sprawię przez chwilę przyjemność?
-To idź wydrepcz drogę do baru i przynieś coś nam dobrego- kwituje ze śmiechem znajoma.
Wzdycham sobie tak teraz. Może to, że koleżance ciągle psuje się telefon, to po prostu jakieś fatum. A to, że ja ciągle przyciągam ludzi z nieszczęściami, to…
To co???? Opętanie? 😛

63 odpowiedzi na “siła przyciągania”

      1. Najgorsze jest to,że ja wysłuchuję,pomagam,jestem…Ale jak mi się życie wali,stres zabija – dosłownie – mój organizm,nagle nie ma nikogo.Albo słyszę – jesteś silna,dasz radę…Nosz ku*wa,serio? Ileż można?

  1. Warto sprawdzić, czy Cię w życiu nie ubędzie, jak wysłuchasz tych wszystkich straszliwych historii. Kiedyś moja psychoterapeutka zadała mi takie pytanie – „Proszę sprawdzić, jak taka ciągła pomoc w nieszczęściach na pana wpływa, czy nic się nie dzieje?” Sprawdziłem. Czasami nic się nie działo lecz niekiedy, każda rozmowa z takim „nieszczęściem” wpędzała mnie w depresję na dłuższy czas. I to było groźne, bo sam byłem w kiepskiej formie. Dlatego warto sprawdzić, czy niektórzy nie sprawiają, że Twoje życie staje się bardziej czarne i depresyjne…

    1. Już to przeanalizowałam jakiś czas temu w ten sam sposób, w jaki powiedział Ci Twój psychoterapeuta. I właśnie, bywam w stanach depresyjnych, więc to nie jest dla mnie dobre a szczególnie w ostatnich tygodniach. Słowa dziękczynne ślę w górę, że jeszcze mam Moją N. znajome, bo bym oszalała…
      Chociaż ta cecha bycia miłą i umiejętność słuchania jest niezbędna w mojej robocie, więc… 😉 Ty też chyba musisz umieć słuchać w swojej pracy 😉

      1. W mojej pracy muszę słuchać i pilnować się, aby nie doradzać. Słuchać ludzi zawsze lubiłem, z tym ograniczaniem się w doradzaniu już nie jest tak łatwo 🙂
        A w pomaganiu innym trzeba nauczyć się stawiać granice. Jak robiłem kurs ratownictwa medycznego, to pamiętam słowa prowadzącego, które często powtarzał: „zanim zaczniesz pomagać innym, zadbaj o własne bezpieczeństwo”, „bezpieczeństwo ratownika jest priorytetowe”. I to ma sens, jeżeli nie zadbasz o swoje bezpieczeństwo, to zamiast jednej, będą dwie ofiary. Niełatwo jest odróżnić ludzi potrzebujących rzeczywistej pomocy, od tzw. ofiar losu, które z lubością ciągną każdego na dno. Tych drugich należy się wystrzegać.

  2. To ja powiem, że u mnie okej. 🙂 Ale chyba to taka nasza przypadłość, że łatwiej się opowiada o tragediach życiowych niż o szczęśliwych chwilach. Często niestety tych szczęśliwych nie potrafimy docenić. Dzisiaj u mnie świeci słońce, jest ciepło. Jest pięknie. I trzeba się cieszyć!!!

    1. Aniu! BOSKO 🙂 Potrzebowałam dobrych informacji 😉
      Ja wiem, że my- jako naród lubimy narzekać, ale też rozumiem, kiedy ludziom się wali, kiedy bliscy ciężko chorują, kiedy ktoś umiera. Rozumiem. I rozumiem, że potrzebują się wtedy wygadać. No rozumiem :/

  3. Chomiku, jako, że mam świeżuchne 😉 doświadczenia rozmowy z Tobą myślę, że przyciągasz ludzi z problemami, bo nie tylko słuchasz co mówią, ale masz, nie tak częstą, zdolność obiektywnej oceny sytuacji. Większość ludzi nie jest w stanie popatrzeć na problemy innych z wyłączeniem własnej perspektywy i osobistych doświadczeń. A Ty potrafisz.
    Nie umiem jednak wyjaśnić jakim cudem ściągasz do siebie, na ulicy na przykład, ludzi z kłopotami. Nie znają Cię, a jednak Ciebie sobie wybierają z tłumu na powiernika.

    1. Bo też słucham. Nie uciekam wzrokiem, nie niecierpliwię się. Nie chcę być chamska, kiedy ktoś potrzebuje się wygadać. A może chwilowo pomogę, może chwilowo ktoś się poczuje lepiej…
      Mo N. mi mówi, że ja mam wyraz twarzy jednej z najmilszych osób na świecie, więc może dlatego przyciągam takich ludzi 😛 😀
      A Tobie cieszę się, że z Tati choć trochę pomogłyśmy 🙂

      1. Pomoc naprawdę trafiona. Taka: za kokardy do pionu. Bo ani nie rozpuściłam się w „jakaż to ja nieszczęśliwa” ani też w „musisz, bo tylko do tego się nadajesz”. Z pionu dużo widać.

              1. Hmmmm no przydałoby się,przydało 😀 Trzeba jakieś czary mary winem zrobić to się Nieszczęścia odplączą 😀 A może za daleko jednak patrzysz? 😉

        1. Zante,bo Ty za dobra jesteś i niestety asertywność u Ciebie leży.Ale u Chomisia też i u mnie również 😉 Ale z racji ostatnich przeżyć uczę się mówić NIE.A Twój problem to po prostu dylemat kochającej matki i babci,tyle że nie możesz zapominać w tym wszystkim o SOBIE.Bo to TY jesteś najważniejsza 🙂 A niestety ludzie mają to do siebie,że jak im dasz palec to chcą całą rekę,a najlepiej od razu obie…A bliskim odmawia się najtrudniej,tylko pytanie za jaką cenę Zante?

          1. @Tati – wiesz, całe życie nie pytałam samej siebie o cenę, tylko wchodziłam jak w masło. Rzekłabym bezrefleksyjnie. Przyszedł moment, gdy całkiem dorósł moj syn. I własnie On, a nie starsza o 5 lat córka, po raz pierwszy powiedział głośno to, co czuli i myśleli wszyscy ( także mąż): przestań, bo Twoja opieka czasem potrafi kastrować. Wówczas (jakieś 2 lata temu) po raz pierwszy (po opadnięciu szoku i ryku 😉 zaczęłam patrzeć na to wszystko z pewnego dystansu. Wiele rzeczy w codzienności zmieniłam, wiele, na bieżąco, zmieniali mąż i syn. Jak się za bardzo „rzucałam” w opiekowanie to mówili „stop”. To był także dobry czas, bo (wiem, jak to zabrzmi) nie żyła już moja matka: była toksczna i manipulująca i to idealnie trafiało w moje reakcje. Zaczęłam się nie tylko kontrolować w relacjach z najbliższymi, ale także wyzwalać z przeszłości. Przestałam także mysleć o sobie, że jestem złą matką, złą żoną i złą córką. I byłam na dobrej drodze, ale … zostałam babcią 🙂 No i tu moje cechy okazały się bardzo przydatne, a dotychczasowa „dobra droga” stanęła pod znakiem zapytania. Córka nie mówi „stop”. „Stop” powiedziałaś mi Ty i Chomik.

            1. Zante – sama wiesz z perspektywy czasu,że bycie nadopiekuńczą mamą nie przynosi niczego dobrego ale bycie nadopiekuńczą a toksyczną i manipulującą matką to zasadnicza różnica.Dobrze,że syn i mąż powiedzieli – opamiętaj się 😉 Ale wiem skąd u Ciebie takie działanie – chciałaś dać swojej rodzinie to czego Ty sama nie doświadczyłaś.A że proporcje miłości pomieszały się w nierównych ilościach ze zdrową troską to cóż…Bywa i tak.Ale jesteś na najlepszej drodze do tego żeby się z tego wyzwolić.Tyle że córka też powinna być dla Ciebie oparciem,chyba że – wybacz – więcej odziedziczyła po swojej babci niż mamie,no to będziesz miała pod górkę.Ale masz po swojej stronie resztę rodziny i to jest ważne 🙂 I nie możesz żyć w ciągłym poczuciu winy,że nie potrafisz zadowolić wszystkich.Wiesz przecież,że to droga do nikąd…Nie wiem czy się śmiać czy płakać jak to piszę ale czuję się tak jakbym mówiła sama do siebie – tati,to droga do nikąd…

              1. @Tati – pewnie dlatego tak trafnie dotykasz źródła.
                Myślę, że moja córka nie odziedziczyła cech po swojej babce. Raczej jestem skłonna przyjąć, że przy swoim mężu i pracy nad sobą udało się Jej … nie być jak Jej matka. Tzn nauczyła się, że najważniejsze to mysleć w pierwszej kolejności o tym czego ja potrzebuję i czego ja chcę. Nauczyła się także, że jeśli zadaje pytanie i dostaje odpowiedź – to tak jest i przyjmuje za dobrą monetę. Wszak wszyscy jesteśmy dorośli i jakbym chciała to bym odmówiła. Nie wzięła (? – tu mam wątpliwość małą) pod uwagę, że ja nie umiem odmawiać pomocy, bez względu na to ile mnie to kosztuje. Ona doskonale wie czego sama i dla siebie chce. Nie wiedziała jedynie (sama się przyznała wielokrotnie), z czym wiąże się macierzyństwo. Poddała sie propagandzie, modzie, że jak tylko kobieta bardzo chce, to dziecko, właściwie od urodzenia, w niczym nie musi ograniczać, że dziecko od urodzenia jest „maszynką”, którą można poustawiać tak, że jest absolutnie bezproblemowe. Rzeczywistość okazała się szybko bezwzględna, a tabelka z rozkładem spania/karmienia/kąpania rozpada się przy pierwszej kolce. A im dziecko starsze tym gorzej. Dała się uwieźć obrazkom, jak to mama ze swoim kilku miesięcznym dzieckiem może chodzić do fryzjera, na fittnes i do galerii, a potem, gdy skończy pół roku można oddać do żłobka. I zarówno matka co dziecko będą szczęśliwe. W jakimś sensie „wykalkulowała” sobie to macierzyństwo, a zaszła w ciążę bardziej z niepokoju, że już czas, bo kiedyś będzie żałować, że nie ma dziecka niż z potrzeby bycia mamą.

              2. Ty,jako mama dwójki dzieci dobrze wiesz,że niełatwo jest być mamą.Tego nie można sobie zaprogramować,bo macierzyństwo to nauka i ciężka praca dzień po dniu.Bo dziecko to czł0wiek,a nie urządzenie na baterie.Nasze oczekiwania to jedno,a życie i tak je zweryfikuje.A później jest frustracja i rozczarowanie właśnie sobą.A co do Twojej córki – super,że nauczyła się że najważniejsza jest ona,tylko nie może się to odbywać kosztem innych,bo to niezdrowy egoizm.I nie chcę żeby to zabrzmiało,że Cię podburzam przeciwko niej ale czy nie przyszło Ci do głowy,że córka właśnie wzięła pod uwagę fakt,że nie potrafisz odmawiać i po prostu Cię wykorzystuje? Bo też się tak zastanawiam kiedy Ty zaczniesz żyć? Wychowałaś dzieciaki,a teraz masz być nianią czy babcią? Kiedy czas dla Ciebie? Czy córka zapytała Cię o Twoje plany,marzenia?Masz dopiero 54 lata.Może to właśnie jest ten najlepszy czas dla Ciebie?

              3. @Tati – no właśnie mam pewne wątpliwości, stąd wyżej napisałam” Nie wzięła (? – tu mam wątpliwość małą) pod uwagę, że ja nie umiem odmawiać pomocy”.
                Słusznie się mówi, że gdy odchowa się dzieci to człowiekowi tak naprawdę zostaje ostatnie 10 lat (od 50-tki do 60-tki), bo to czas kiedy już nic nie musi, a wszystko (no prawie) jeszcze może. I tak jest, wiele jeszcze mogę, ale sił mi starcza na dużo krócej.
                Czy córka pytała mnie o plany i marzenia… hm … Ona wie, że od kilku lat szukam pracy i nie mogę jej znaleźć. Przez wiele lat byłam asystentką dyrektora w dużej firmie, wcześniej kilka lat prowadziłam sekretariat kancelarii prawnej. Ale nie pracuję zawodowo od 8 lat (tzn odkąd rozchorował się mąż, a jak On się w miarę pozbierał i wrócił do pracy, to już nie żył mój brat, a matka zaczęła poważnie chorować i wymagała opieki). Jak zmarła matka, to przekroczyłam magiczną 50-tkę. Magiczną, bo to działa jak płachta na potencjalnych pracodawców. Komu potrzebna sekretraka w tym wieku, skoro mnóstwo młodych, pięknych, lepiej wykształconych jest bezrobotnych?
                Więc córka wie, że szukam pracy, bo brakuje mi stażu do emerytury, a mąż jest na kontrakcie (i to od niedawna) i cudów nie zarabia. Proponowała mi, bym zajęła się wnuczką na pełen etat, a Oni wówczas mnie zarjestrują (teraz można rodzone babcie jako niańki zatrudnić) i zapłacą jak niańce. Ja się nie zgodziłam. Po pierwsze dlatego, że nie mogłam sobie wyobrazić, że moja córka (no i zięć, a może On przede wszystkim 😉 mnie zatrudnia (płaci i wymaga) oraz, że biorę pieniądze za opiekę nad wnuczką, a z drugiej już wiedziałam, że nie jestem w stanie fizycznie zajmować się dzieckiem po 9-10 godzin. Stąd powstał kompromis: nie chcę pieniędzy, zajmuję się dzieckiem 5 godzin dziennie, a jak się okaże, że nie daję rady to zatrudnicie nianię. Teraz padł Ich pomysł, o którym już pisałam: dzieck od września do żłobka na kilka godzin, ja odbieram ze żłobka i sie opiekuję aż do powrotu rodziców + ja w czasie choroby dziecka (wówczas, wiadomo, cały dzień).
                Czyli córka wie o moich planach tylko tyle, że potrzebuję pracy oraz wie, że nie mam na nią szans, a do pracy fizycznej już się nie nadaję. Wie, że trochę piszę, do niedawna na tym dorabiałam, ale nie interesowało Jej co to właściwie jest. Pytała mnie kilka miesięcy temu czy nadal sprzedaję teksty, gdy odpowiedziałam, że nie, że zrezygnowałam, bo zaczęli nieuczciwie pogrywać to mnie zapytała czy potrzebuję pomocy prawnej w tej kwestii. Nie, nie potrzebuję, bo co miałam dostać to dostałam, ale nie chciałam już dłużej dawać się wykorzystywać. I tyle.
                Myślę (chyba już to gdzieś mówiłam), że córka wychodzi z założenia, że jestem dorosła więc jak nie mówię „stop” tzn się zgadzam na to, co jest.
                P.S. Znów się rozpisałam. Chomiczku wybacz, że tak na bezczela w „Twoim domu” czyli na blogu od dwóch dni mówię o sobie. Jestem i Tobie i Tati bardzo wdzięczna, że chcecie mnie „wysłuchać”, ale mam świadomość, że przeginam pałę. I obiecuję poprawę.

              4. Zante Kochana 🙂 Ale po to ten blog został stworzony- żeby ludziom było choć przez chwilę lepiej 🙂 tak więc jesteś we wlaściwym miejscu 🙂
                Zante, Twoja rola w tej sytuacji z Córką jest taka, że masz wziąć głęboki wdech i wywalić na ławę to, co czujesz że powinnaś wywalić a ja trzymam za Ciebie kciuki, bo kiedy jak nie teraz? 😉

              5. A widzisz – no to teraz masz okazję powiedzieć stop.Dziwi mnie też fakt,że córka nie bierze pod uwagę Twoich problemów zdrowotnych.A jak wnuczka pójdzie do żłobka to na bank będzie chorować.Właśnie to przerabiam z córką.Też miałam plany żeby wrócić do pracy ale życie to życie,ma gdzieś moje plany.A że po drodze wyszły też inne sprawy to już inna inkszość.No i najważniejsze jest to,że niczego im nie obiecałaś…Musisz Zante zacząć myśleć o sobie,musisz.Szukałam u Ciebie na blogu adres e-mail,bo jak słusznie zauważyłaś rozgościłyśmy się u Chomikowej ale nie znalazłam 😉

              6. @Tati, teoretycznie córka bierze pod uwagę moje zdrowie, ale znów: skoro się zdecydowałam na te 5 godzin to dla Niej jestem dość dorosła, by być odpowiedzialna. Ona jeszcze nie wie, że co by się nie działo i na ile bym się nie „złamała” to nie ma mowy o tym, bym zgodziła się wnuczkę wozić samochodem.
                A adres: zante@onet.eu

              7. @Chomiku, już naprawdę niewiele mi brakuje do decyzji, by to od początku do końca nazwać po imieniu. Już chociażby dlatego, że zamęczam się rozkminianiem tego. A Was, tu, przy okazji.
                Tylko wiesz czego się boję? Że zatrudnią opiekunkę, a ta skrzywdzi dziecko. Nigdy sobie tego nie daruję.

              8. Chryste Zante!!! W żłobku też mogą stać się straszne rzeczy,pod Twoją opieką też może zdrzyć się wypadek.I co wtedy?Życie.Takie rzeczy się dzieją.Wiem jakie dzieci są z córką w grupie i wiem,że nauczycielki mają to gdzieś.Do czasu.Bo wtedy nie ręczę za siebie.Ale wiem,że nie uchronię córki przed krzywdą.Są rzeczy na które po prostu nie mam wpływu.Nie możesz brać na siebie takiej odpowiedzialności,że przez to że nie zgodziłaś się na opiekę nad wnuczką zatrudniona niania ją skrzywdzi.Serio – dostaniesz do głowy przez takie myślenie.Teraz wiem czemu tak dobrze Cię rozumiem – bo też miewam takie jazdy.Ale obie wiem,że to nie jest dobre ani dla nas ani dla naszych bliskich.Nie jesteś odpowiedzialna za wszystko.I dziękuję za adres mailowy 🙂

              9. Wiadomo, że @Tati mądrze prawi.
                Oczywiście, że w żłobku także może się coś zdarzyc (w TV takich historii nie brakuje). Zresztą mówiłam o tym córce, że prawdopodobieństwo, że trafi się jakaś suka w żłobku jest takie samo. Ona na to, że to jednak jest instytucja, przepisy, jakaś dyrekcja… Mnie to nie przekonuje. Druga rzecz to dzieci, które są różne. Mają już doświadczenia, że kuzyn wnuczki (rok starszy) walnął Ją czymś (i to nie było przypadkowe), mimo, że w pobliżu byli jedni i drudzy rodzice, więc co dopiero w żłobku, gdy jest jedna opiekunka na kilkoro dzieci. Mówiłam, ale jak widać nie przekonałam. Teraz, gdy ja się nie podejmę opieki po odebraniu ze żłobka i tym samym zmuszę Ich do zatrudnienia opiekunki i jednak coś się stanie to… nawet nie mogę o tym myśleć.
                Choć to święta prawda, że wszędzie i przy każdym dziecku coś może się stać.

  4. A u mnie Chomiczku w sumie to niby ok jest ale nie jest. Ale wiesz co? Ja problemy rozwiązuję, a nie się wypłakuję. 🙂
    Wczoraj koleżanka zadzwoniła i mówi do mnie: Słuchaj mnie teraz nie przerywaj będę płakać bo muszę ci się wypłakać.
    Myślę sobie o cholera znów coś się spierdzieliło u niej w życiu. Więc szybko mówię: Kotku, zanim zaczniesz mi chlipać do słuchawki to ci opowiem co mi się dziś przydarzyło, a później jak będziesz w stanie się jeszcze rozpłakać to cię wysłucham.
    Skończyłam jej opowiadać moją niedzielną historię, i pytam się czy chce mi jeszcze popłakać.
    A ona zaśmiewa się i stwierdza że w sumie to już nie ma ochoty na płacz i ten jej problem to nie problem bo słuchając kolejnej opowieści z cyklu: „Wraz z Misiełkiem Moniką wsiadłyśmy w Szerszenia…” problem sobie w trakcie zaśmiewania się do łez rozwiązała.

    1. Hahaha, czyli żartem brać tych ludzi? 🙂 Jak ktoś z drobnym kłopotem do mnie przyjdzie, to zapamiętam 😉 Ale są czasem kłopoty, których nie można brać żartem…

      1. Wiem Chomiczku, że czasem się nie da, ale masz na pewno parę takich osób co dzwonią do ciebie tylko po to by popłakać w słuchawkę, i problemów nie rozwiązują, albo czekają aż ty je rozwiążesz 😉

    1. Jak to pięknie, że u Ciebie też dobrze 🙂
      Dziękuję 🙂 Ja bym po prostu chciała, żeby pewne sprawy się rozwiązały :/

      1. Niektóre sprawy niestety same się nie rozwiążą i albo trzeba je uciąć niby gilotyną lub rozwiązać krok po kroku. Wszystko zależy od priorytetów, które też trzeba sobie ustalić. Jedno wiem, że póki będziesz się bawić w Matkę Teresę i rozwiązywać problemy innych to zabraknie Ci czasu na Twoje. Uwierz mi, by skutecznie pomagać innym najpierw trzeba pomóc sobie i być może są to banały, ale jest w nich ukryta prawda.
        Ludzie wiedzą, że masz dobre serducho i bezczelnie to wykorzystują, często nie zdając sobie sprawy ile może Cię kosztować rozwiązywanie ich problemów.
        Żaden tam ze mnie psycholog czy socjolog, ale trochę na ludziach się znam bo zawsze byłem dobrym obserwatorem i często widziałem coś czego sam zainteresowany nie widział. Potrafiłem spojrzeć na sprawy z różnych perspektyw i zawsze dobrze szło mi łączenie pewnych faktów.

              1. Hahaha. Bo tak w sumie mądrze prawisz, ale nie czuję się wykorzystana, to chyba za daleka teoria 😉
                A w momencie, jak ktoś mi będzie mówił o swoich problemach to co powiedzieć?- Nie będę tego słuchać dla mojego dobra?

              2. Hahahaha. No okej,ale jak nie wysłichać człowieka, któremu tyle się wali? Z asertywnością walczę, jak ktoś robi mi na zlość,krzywdę bo tak i juz,ale jak komuś dzieje się coś zlego?
                Ale! Wczoraj zachowałam się jak nie ja- powiedzialam babie,która wepchnęła się do lekarza poza kolejnością, że jest bezczelna 😀 Jak nie ja 😀 Pomyślałam,ze Tati byłaby ze mnie dumna 😀

              3. mmmmmmmmmm pomyslałaś o mnie,cudownie 😀 😀 😀 Tak,jestem z Ciebie dumna ;* Ale Chomiś,tak jak napisałam do Hegemona – nieszczęście nieszczęsciu nierówne.Tu jest sedno sprawy 😉 A że masz buźkę anioła to lgną do Ciebie te Nieszczęścia 😀

              4. Może i nie czujesz się wykorzystana. Tylko ludzie, którzy Ci się zwierzają zrzucają z siebie problem, na Ciebie zamiast wziąć się w garść i coś z tym zrobić. Oni poczują się lepiej, a Ty zadręczasz się myślami jak im pomóc.
                Najczęściej jest to oczywiście działanie niezamierzone, ale zdarzają się pasożyty wykorzystujące dobroć innych.
                Wiem, że nie da się odmówić gdy ktoś potrzebuje pomocy, ale zrób eksperyment i zamiast tego co chcą powiedz im to co powinni usłyszeć 😀

              5. Problem polega na tym, że może to wymieść wszelkich znajomych – nie tylko tych, co usłyszą to, na co zasłużyli… ale także i innych, którzy od takiej „pokrzywdzonej” osoby usłyszą, jaki/jaka to nie jesteś, że potrzebują pomocy, a Ty…

              6. Generalnie tak jest,że szczerość i prawda bardzo szybko weryfikują listę naszych znajomych i przyjaciół.A przecież o prawdę chodzi w przyjaźni?

              7. przeczytałem niedawno świetną sentencję – niestety nie pamiętam Jej autora…

                Najlepiej jest mówić prawdę – wtedy nie trzeba pamiętać, jaką wersję się komu powiedziało

              8. Moment,bo czegoś nie rozumiem.Cały czas sugerujesz,że Chomikowa rozwiązuje czyjeś problemy.Wysłuchuje,może coś doradzi.Czasami to jest najlepsza forma pomocy – wysłuchać,pozwolić się wypłakać,po prostu być obok.Tyle albo aż tyle 🙂

  5. Cóż, po prostu dziękuję, Chomiczku.
    wygląda na to, ze tsunami minęło i powolutku czas na porządki.Jak sie nie ma co się lubi, warto umieć skoncentrować się na choć jednym pozytywie,IDZIE WIOSNA i krokusy oraz zonkile w ogrodzie są śliczne i b.mnie cieszą.Chomiczku, życzę abyś w chwili porzadnego dołka otrzymała mnostwo wsparcia i dobrej energii:-)

  6. Chomiczku! Skąd ja to znam? Normalnie – story of my life… Niemniej jednak nie martw się – nawet, jeśli Ci nie przejdzie, to z czasem nauczysz się oceniać pewne rzeczy z dystansu, nie angażować się tak bardzo w cudze życie. Po prostu dlatego, ze nie można nieustannie żyć cudzymi dramatami. Za którymś razem dotrze do Ciebie, że niektórzy komplikują sobie życie tylko po to, żeby mieć co przeżywać i wzbudzać współczucie u innych. Nie jest to świadome, ci ludzie naprawdę przeżywają dramaty, ale robią to z własnego wyboru i co gorsza – z wyboru wciągają w to bagno Ciebie. Serio – serio…

    Druga rzecz jest taka – podobieństwa się przyciągają. Póki sama nie masz poukładane w życiu, miotasz się, masz jazdy i w ogóle nie jest najlepiej – przyciągasz ludzi z takim samym stanem emocji i umysłu. Wiem, ze teza należy do tych za pińć zeta, ale sprawdziłam ją na sobie 🙂

    Ale się nawymądrzałam 😛 :))))

    Przesyłam wirtualny, ale serdeczny uścisk 🙂 Trzymaj się wrażliwcu 🙂

  7. Ja to chyba jestem połączeniem fatum Twojego i Twojej koleżanki. Chociaż w przypadku facetów to chyba odwrotnością Ciebie bo to nieodpowiedni faceci przyciągają mnie. Natomiast z telefonami masakra – chyba one wszystkie mają coś nie tak z bateriami. No jeszcze mi się nie trafił taki z baterią na miarę moich potrzeb 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.