robię sobie dalej remont

źródło;giphy.com

Pandemia mnie wykończy. Ciągle tylko urlop i urlop. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle czasu mogłam wstawać później, niż w nocy 😉
Podczas izolacji społecznej najlepszym sposobem na przetrwanie uznałam, że będzie dalszy ciąg remontu. Kiedy, jak nie teraz? Tym bardziej, że jest jeszcze sporo do ogarnięcia… Dzrwi do łazienki nie zamierzałam dotykać. Byłam nimi przerażona, bo mają dobre 30 lat, są drewniane i były pokryte dwiema warstwami farb z czego ta wierzchnia to był ciemny brąz. A drzwi miały stać się… BIAŁE. Na samą myśl tego, co mnie z nimi czeka aż mi się nóżki i rączki wykręcały (to oznaka ogromnej niechęci jeszcze z okresu dzieciństwa, kiedy Rodzicielka z Dziadkiem usilnie próbowali mnie nauczyć czytać 😉 ), bo wcale nie zamierzałam się do nich dotykać. Jak to brzmi słynne powiedzenie „rusz gów*** a będzie śmierdzieć”Zakupy w markecie budowlanym robiłam szybko i w stresie. Ilość ludzi bez maseczek, kichających, smarkających lub kaszlących doprowadzała mnie do frustracji.
Wybierając klamkę (naprawdę wyboru dokonywałam bardzo szybko) poczułam na swoim ramieniu czyjś dotyk. Kątem oka zobaczyłam kobietę, która wraz ze swoim mężem prawie na mnie leży próbując dostrzec przez moje ramię kilka klamek. Ani jedno, ani drugie nie miało na sobie maseczki. Ja się naprawdę staram. Noszę te maseczki przy ludziach i chciałabym, żeby inni mieli takie samo odpowiedzialne podejście do sprawy. Albo chociaż zachowywali dystans!
Szybko odsuwam się od wspomnianych ludzi i znów próbuję dokonać wyboru klamki. Potrzebuję minuty. Po prostu minuty. Dla nich za dużo. Znów prawie na mnie wiszą, głośno rozmawiają i gestykulują.
-Ludzie! Jak wszyscy w dupach będą mieć dystans, to ni ma szans, żeby to wszystko się skończyło! Poziom ignorancji jest zatrważający! MOMENT do cholery! Nerwowo sięgam po pudełko z klamką i odchodzę.
Straciłam nad sobą panowanie. Co z tego, że ja zachowuję bezpieczną odległość od innych, dezynfekuję ręce, noszę rękawiczki i porządną maseczkę, kiedy prawie połowa ludzi ma na to wywalone? NIE URATUJĘ ŚWIATA. I nie wiem czy ochronię siebie i bliskich….
Z zakupami farb, pędzli, klamki, wieszaka i papieru ściernego dotarłam do domu. Stanęłam przed 35-letnimi drewnianymi drzwiami z drewnianą popękaną ościeżnicą i opadły mi ramiona. To będzie ciężka sprawa…..
Walka zaczęła się już przy demontażu wieszaka. Nie mam na to siły i nie mam wprawy. Podważam cholerstwo nożyczkami (jak przystało na kobietę, która pierwszy raz w życiu zabiera się za podobne sprawy 😛 ), śrubokrętami, paznokciami i wspomagam się modlitwą 😛 Wieszak raptownie puszcza i uderza mnie w czoło….
Wyjęcie kratki wentylacyjnej to wyzwanie numer dwa. Cholerstwo tak się trzyma, że jestem przekonana, że wraz z kratką wentylacyjną odinstaluję całe drzwi. Pozycja, w jakiej odkręcam wkręty (a raczej je wyrywam) zdumiewa nawet mnie. W życiu bym nie przypuszczała, że jestem aż tak elastyczna- jedną nogą od strony zewnętrznej przytrzymuję sobie drzwi, żeby mi się nie ruszały a reszta mnie na podłodze próbuje sobie poradzić z cholerstwem. Po minucie łapie mnie skurcz w barku. Prostuję się, biorę wdech. Nie dam się. Nie wygra ze mną kratka wentylacyjna. W odkręcenie wkrętów, które tkwią w tym miejscu ponad 30 lat wymaga ode mnie nakładów siły, której nie mam. Znów nogą blokuję drzwi od tyłu, głowę kładę prawie że na podłodze i zabieram się za robotę. Takich prób podjęłam kilka. Kratkę wyłamałam siłą. Trudno. Przy okazji skaleczyłam się w palec.  Może powinnam jeszcze przed tą renowacją zaopatrzyć się w bandaże, wodę utlenioną i dodatkowe ubezpieczenie…? Demontażem klamki zajął się Przyszywany, bo chyba uznał, że się zabiję narzędziami.
Zmatowienie papierem ściernym zajęło mi resztę dnia.  Ręce myślałam, że mi odpadną. Szlag mnie trafiał tak średnio co godzinę. Ilość brązowego pyłu na mojej nowej jasnej podłodze mnie dobijała. A to dopiero początek….
Kolejnego dnia zabrałam się za malowanie. Malowanie. Malowanie. Malowanie…….. Malowanie.
5 warstw.
5 cholernych warstw!
Nienawidzę tych drzwi.
NIENAWIDZĘ.

Rodzicielka nawet do mnie nie zagląda. Nie wiem czy boi się tego, co zostanie czy może tego jak zostanie przeze mnie potraktowana 😛
Czwartego dnia zabrałam się za instalowanie nowej kratki wentylacyjnej. Pozycja podobna do tej przy łamaniu poprzedniej. Tym razem jednak nie łapie mnie żaden skurcz 🙂 Jestem MEGA ELASTYCZNA!

źródło:własne


Przy montażu nowego wieszaka zaczynam mieć łzy w oczach. Przyszywany się nade mną lituje, ale jest już też zdenerwowany. Wkrętarka wymyka mu się z rąk i zostawia dziurę w świeżo pomalowanych drzwiach…
Mam łzy w oczach.
Przyszywanemu szykuję grób w ogródku.
Jednak prawdziwym wyzwaniem okazała się klamka, która oczywiście nijak nie pasowała do starych drzwi. Przyszywany wyciągnął z piwnicy chyba cały sprzęt, którym posługują się ślusarzy, mechanicy, budowlańcy i pozostali fachowcy… 2 godziny potu, słów powszechnie uważanych za obraźliwe i klamka była na swoim miejscu. Lekko krzywa. Inaczej się nie dało.
I z trzema śladami czarnych kciuków Przyszywanego…..
Nie, nie popłakałam się.
Chyba byłam zbyt zmęczona.

A wszelkie remonty, odświeżania jeszcze się nie skończyły……
Ubezpieczenie. Właśnie.

8 odpowiedzi na “robię sobie dalej remont”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.