uroki mieszkania w bloku

źródło: giphy.com

Przez 15 lat mieszkałam z dziadkami w bloku. Bloku zbudowanym w latach 60-tych. Typowa „wielka płyta”. Mój pokój miał jakieś 8m². Byłam dzieckiem, więc wydawał mi się wystarczający. Tak samo jak pokój dzienny, który ma jakieś 15m² wydawał mi się dużym pokojem.

Dzisiaj w „moim” pokoju jest sypialnia babci. Jest tam łóżko, komoda i wózek inwalidzki. I nie ma się gdzie ruszyć. Nie jestem w stanie w tym pokoju wykonać żadnego ruchu oprócz zaprowadzenia babci za rękę do łóżka. Robiąc niezaplanowany krok w którąkolwiek stronę, funduję sobie siniaka na udzie, kolanie lub ewentualnie biodrze.
Przejście z pokoju do pokoju jest również dla mnie pewnym akrobatycznym wyzwaniem. Zawsze muszę pamiętać, żeby odpowiednio się wygiąć przechodząc z pokoju dziennego do przedpokoju. Drzwi nie mają wystarczająco dużo przestrzeni, aby otworzyć się na oścież, więc z ościeżnicą tworzą kąt mniej więcej 60º. Tak było od zawsze. Dziadkowie nigdy nie czuli potrzeby dokonywania jakichkolwiek zmian w mieszkaniu. Tak samo zresztą jak nie czuli wielu innych potrzeb jak np.używania talerzy czy żelazka, ale to inny temat.  Wracając do drzwi miedzy pokojem a przedpokojem. Tam z reguły funduję sobie siniaka na ramieniu a raz nawet na czole 🙂 Niewiele lepiej czuję się w innych mieszkaniach. Do tego dochodzi hałas. Hałas dochodzący z góry. Nigdy nie zapomnę jak kilka lat temu miałam „przyjemność” spędzenia kilku nocy w mieszkaniu u kogoś tam. U sąsiadów mieszkających nade mną od północy przez ponad 2 godziny słyszałam rytmiczne uderzanie szpilek o panele. Taaa 😀
Odgłosy… tydzień temu nocując u babci, odwiedzając toaletę, łatwo się zorientowałam, że sąsiad z góry w tym samym czasie też musiał skorzystać z toalety. Nie dało się tego nie usłyszeć.
Pogotowie koło bloku na sygnale przejechało dwa razy, jakieś towarzystwo pod blokiem urządziło sobie schadzkę na pogaduchy. Telefony im dzwoniły co 10 minut. Nie wiem jakie biznesy ogarniali i nie chcę wiedzieć 😛 Do tego wszystkiego latarnia uliczna świeciła mi prosto w oczy.
Spałam może 3h.
Dobrze, ja wiem. Jestem rozpuszczona mieszkaniem w moim bądź co bądź rozpadającym się domku 😉 ale jednak domku. Jedyne, co mnie w nocy budzi to latem i wiosną ptaki witające nowy dzień lub ewentualnie burza. Jedyne światło jakie wpada mi do domu w nocy to światło księżyca. Przedwczoraj sąsiedzi trochę za długo mi imprezowali, ale wystarczyło, że z impetem o 23.00 zamknęłam okno, oni również się zamknęli 😉
Ostatnio widziałam się z Dziewczynami. Każda z nich opowiedziała swoje historie związane z mieszkaniem w blokach czy kamienicach. Dowiedziałam się nawet, że istnieją na fb grupy osiedlowe, w których można poruszyć wiele problemów. Największym problemem, który poruszyła jedna mieszkanka bloku był… chrapiący sąsiad. Swój wymowny post zakończyła pytaniem: „czy ktoś z Was ma podobny problem?”
Ta sama sąsiadka pudłami zablokowała wyjazd ekipie remontowej, która prowadziła remont do godziny 17.00. Coś jej wybitnie przeszkadzało…
JAKIE TO SZCZĘŚCIE, że nie muszę być członkinią żadnej osiedlowej grupy, choć wiem z opowieści, że bycie członkiem grupy rodziców klasy do której uczęszcza dziecko to jest dopiero mega wyzwanie 😀
Piszę ten wpis przy szeroko otwartym oknie z widokiem na jabłonkę i kilka iglaków wsadzonych wiele lat temu przez Rodzicielkę. Jedyne odgłos, który może mi zaburzać proces twórczy to piszcząca zabawka jakiegoś dziecka dalekich sąsiadów lub przejeżdżający co dwie godziny pociąg.
Cholera, jeszcze trawę muszę skosić…

8 odpowiedzi na “uroki mieszkania w bloku”

  1. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę….

    Pisze chłop małorolny, wychowany na wsi, który od ponad lat 20 skazał się na blokowiska. Najpierw akademik, potem wynajmowane mieszkania, w końcu swoje (a w zasadzie bankowe, ale co miesiąc, wraz z kolejną ratą coraz mniej bankowe, a coraz bardziej nasze) w dużym mieście.

    Nie raz i nie dwa siedząc w tym wstrętnym mieście (wyjątkowo wstrętnym w czasie upałów), przypomina mi się ta ostatnia scenka z filmu Edi

    „Eeeedi, ale my jesteśmy głupi, po co myśmy do tego miasta wrócili”

    PS. Z innych uroków życia w bloku, imprezowicze (studenci, wynajem mieszkań dla turystów, ANB, czy jakoś tak się to nazywa), „kulturalni i wykształceni, których przerasta tak skomplikowany proces jak segregacja śmieci … uczta intelektualna jaką są spotkania wspólnoty mieszkaniowej, (to lepsze, na prawdę lepsze niż zebrania w szkole/przedszkolu), wirująca pralka o północy, wiertarka w niedzielne popołudnie, czy ludzie uprawiający seks o 8 rano w niedzielę w łazience (chyba, że ktoś ma takie hobby jak oglądanie filmów w których „scenarzysta oszczędzał na dialogach”, ale w łazience, bo instalacja wentylacyjna ma to do siebie, że ładnie głosy (i zapachy, ZAPACHY rzecz jasna) przenosi…

    1. Ooo nie! Dlaczego Ty to sobie zafundowałeś???
      Twój komentarz jest jak jeden dodatkowy wpis na bloga pokazujący uroki życia w bloku ?

  2. Za chlebem Pani za chlebem…

    Lepiej nie pytaj jak wygląda życie większości moich kolegów z podstawówki, chociaż, z drugiej strony, może oni są i czują się szczęśliwi…

    1. Nie wiem kto jeśli nie bierze tabletek lub nie pije ciągle alkoholu może być często szczęśliwy ?
      Z mojej podstawówki najwięksi „bylejacy” mają dość dobrze ułożone życie… ?

  3. Daleki jestem od oceniania ludzi, ich wyborów życiowych, a już na pewno nie zdobyłbym się na szufladkowanie ludzi, a umieszczanie kogokolwiek w tej z napisem „bylejacy” – to nie ja.

    Patrzę tylko na ich zmaganie się z trudami dnia codziennego, z ciągłym strachem o pracę, emigrację „za chlebem”.
    Dziwne z ludźmi, z którymi kilkanaście lat temu spędzałem mnóstwo czasu, dzisiaj nie mam o czym gadać.
    No, ale ja nie oglądam „Rolnik szuka żony”, czy innych „Sanatoriów miłości”

    Ale, ale, ale – dzisiaj wróciłbym na wieś, Tam czas płynie inaczej i ludzie nie biegają jak w mieście, tam człowiek człowieka może widłami przedziurawić, czy kosą przejechać (Kargul z Pawlakiem się kłaniają), ale tam jeden człowiek drugiemu potrafi pomóc bezinteresownie, bo JEGO BIEDA SPOTKAŁA.
    Ale to tematy na oddzielne wpisy.

    PS. Ta sama wieś i dwie skrajne postawy tej samej społeczności.

    Dziecko 6cioletnie zapada na białaczkę. Na wsi ludzie się skrzyknęli i zebrali kasę, żeby rodzice malca dokończyli budowę i mogli wyprowadzić się od babci , bo byle katarek może być dla malca MEGA PROBLEMEM
    Ta sama społeczność chciała okna wybijać facetowi, który wrócił z wczasów w Bułgarii i zdiagnozowali u niego COVID -19.

    Wychowałem się tam, ale tego nie ogarniam moim małym misiowym (przepraszam NIEdźwiedziowym) rozumkiem 😀

    1. „Lepiej nie pytaj jak wygląda życie większości moich kolegów z podstawówki, chociaż, z drugiej strony, może oni są i czują się szczęśliwi…”- to czemu mają się czuć się szczęśliwi? Bo ja to zrozumiałam, że mało komu coś się udało ale może czują się szczęśliwi z niewiadomych powodów?

      Wieś musi być innym światem. Nie mieszkałam nigdy i nie przebywałam tam długo, ale mam znajomości, gdzie rodziny wywodzą się stamtąd. Swiatopogląd hmmm… leży. Albo może… raczkuje. Tam rodzina jest chyba tylko ważna. Nieważne co się w niej dzieje… Taka może hipokryzja? Dobra, popłynęłam 😉 Ale ja też tego nie ogarniam.

  4. Po 9 latach w bloku w końcu się wyprowadzamy do własnego domu. Tymczasem żona mi już zabroniła chodzić do obłąkanego sąsiada z góry, żebym przypadkiem nie zatłukł go na śmierć, kiedy proszony o nie napieprzanie ciężkimi sprzętami w podłogę po 20 godzin na dobę, „radził” mi, że mogę się wyprowadzić i że mam coś z uszami, a w ogóle to czemu ja w domu siedzę, bo normalny człowiek to w domu nie siedzi…
    Do tego:
    1. Na jednym z balkonów „dyżurny” kundel ujadający na wszystko, co się rusza od rana do wieczora.
    2. Za ścianą kundel ujadający nocami,
    3. Od maja do września prawie każdej nocy pod oknami na ławeczkach imprezy patoli połączone z ryczeniem, wyciem, rzyganiem i wrzaskami.
    4. W czasie panujących ostatnio upałów po 28 stopni w pokojach, a w nocy okna nie otworzysz, bo patole ryczą.
    5. Mieszkańcy sąsiedniego bloku parkujący na naszym parkingu, bo ich parking jest 10 metrów dalej.
    6. No i oczywiście klasyka: wiercenie i kucie, oczywiście tylko po południu i w weekendy, bo przecież skoro sąsiad na tygodniu pracuje, to musi być przecież mój problem, że wierci (po co?) w niedzielę.
    I co z tego wynika? Że nienawidzę psów 🤣 I to wcale nie prawda, że mamy wspaniałego border collie 🤫

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.