z wizytą u artystów

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Syn Przyszywanego Ojca jest muzykiem. Utalentowanym (wyjątkowo tym razem się nie nabijam 😛 ). Artysta w pełnym tego słowa znaczeniu- po nocach komponuje, w ciągu dnia organizuje koncerty a w weekendy ogarnia grafikę komputerową. Na tym jego życie się kończy. Coś takiego, jak rachunki, pranie, sprzątanie, jedzenie czy terminy umów dla faceta nie istnieją. Oczywiście doprowadza to Przyszywanego Ojca do szału, bo syn doskonale zorganizowanego człowieka jest… kompletnie niezorganizowany 😛 Wszelkie ich spotkania wyglądają tak, że Przyszywany Ojciec daje chłopakowi tylko wskazówki dotyczące uporządkowania domu, remontu silnika w samochodzie, czy podłączenia zmywarki. Nie ma się co dziwić, że ojciec jest rzadkim gościem w domu syna. Kto chciałby słuchać tylko i wyłącznie reprymend dotyczących bałaganu w domu, czy kompletnie zapuszczonego ogrodu…
Jakiś rok temu facet w końcu znalazł sobie dziewczynę, która podjęła się wyzwania ogarnięcia jego życia 🙂 Dziewczyna całkiem rozsądna (w ogóle mojego wzrostu, więc zdobyła u mnie dodatkowego plusa 😉 ), miła, ciepła i niesamowicie zakochana. IDEALNIE.
Niestety również artystka.
Dziewczyna przez ostatni rok zajmowała się remontem domu, ogarnianiem ukochanego artysty oraz całą resztą. Nadszedł długo wyczekiwany czas, kiedy w końcu zostaliśmy zaproszeni na świąteczny obiad. W wizycie pokładałam spore nadzieje, ponieważ chciałabym, żeby relacje syna z ojcem troszkę się poprawiły. Tak sobie myślałam, że skoro chałupą zajęła się w miarę rozsądna kobieta, to Przyszywany Ojciec nie będzie miał się do czego przyczepić i może relacje nabiorą lepszego kształtu…
Przekroczyliśmy próg domu. Faktycznie wygląda zdecydowanie lepiej, niż jeszcze rok temu. Zachwyciłam się drewnianym stołem, który został zrobiony na zamówienie z desek zalegających w piwnicy. Pokochałam cudowną sypialnię, w której stara drezyna służyła za stolik pod telewizor. Wzroku nie mogłam oderwać o ręcznie robionych ceramicznych talerzy. Ale prawdziwie zafascynowały mnie obrazy. Nic nadzwyczajnego- jakieś plamy na tekturze, ale plamy wyglądały naprawdę ciekawie. Każdy mógł je zinterpretować na swój własny sposób. Można było dostrzec w nich balony lub człowieka tęskniącego za swoim domem. Mogła być baletnica albo zakochana para. Mogło być na nich wszystko. Może też dlatego cieszą się sporym powodzeniem.
Przyszywany Ojciec jednak nie podzielał mojego entuzjazmu.
-A ty pod wpływem jakiś narkotyków tworzyłaś te plamy?- nabija się -Ja nie wiedziałem, synu, że wy macie dostęp do jakiś odurzających środków. Byście się ze starym człowiekiem podzielili takimi wynalazkami.
Nie wierzę…
Przyszywany dostał ode mnie pod stołem kopa. Miał być na otrzeźwienie.
-A ty mnie, Chomik do cholery co kopiesz pod stołem?! Źle coś mówię?! Jakbyś zwróciła świąteczną kolację na karton, to efekt byłby taki sam!- i dalej się zaśmiewa z własnego dowcipu.
Twarz schowałam w dłoniach. Dziewczyna uśmiecha się, ale w sumie co ma zrobić. Kulturalna jest, więc pozostaje jej się tylko uśmiechać.
Rodzicielka dla odmiany przygląda się dziełom sztuki z wielkim zainteresowaniem. Widzę, że muszą jej się podobać. Podsuwa swoje interpretacje i zadaje sporo pytań. Jeszcze w niej jest jakaś nadzieja, żeby uratować to spotkanie!
-A jak się tworzy taki… no taki…- Rodzicielka pełna stresu szuka odpowiednich słów, żeby wyrazić tę nowoczesną sztukę 😛 – bo obraz to nie jest… ale żeby stworzyć taką sztukę.
Jezuuuniuuu……………………..
Żenada.
Opcja znikania. Smartphony mają teraz od cholery opcji. Czemu jeszcze nie wymyślono opcji znikania właściciela telefonu?
-To JEST obraz- nieśmiało odpowiada dziewczyna.
-Wiesz co? Jestem zachwycona tym waszym stołem!-przerywam tę kompromitującą konwersację- Naprawdę pięknie komponuje się z tymi drewnianymi półkami!
-Tak, tylko ten stół trzeba jeszcze dopracować. Musicie go wylakierować i jakoś te prześwity między deskami ukryć. Najlepiej, żebyście deski wyszlifowali. Szlifierkę mogę wam pożyczyć. I nie sprzątajcie tego pyłu, tylko zdmuchnijcie go w te szpary i tak zalakierujcie. A te półki zaraz się wam pourywają, bo są za ciężkie. O! Już widzę, że ta jedna odchodzi od ściany! One same w sobie są zarąbiste, ale i tak wam poodpadają. Jakbyście te podpórki zrobili z drewna, to lepiej by wyglądały i lepiej trzymały te półki.
Cisza.
Ta krępująca cisza.
-Ten żyrandol jest niesamowity!- podchodzę do żyrandola, który naprawdę mnie zaciekawia i szczęśliwie znów pozwala zmienić temat.
-Prawda, że fajny?- odpowiada pani domu- Można go formować na każdy kształt a żarówki świecą światłem przypominającym płomień świecy.
-Ale takie żarówki na pewno pochłaniają mnóstwo energii!- wtrąca kto?- Przyszywany oczywiście- No i jest czerwony! Do niczego ten czerwony żyrandol nie pasuje!
-Jezu! Nie wiesz, że teraz jest tak modnie- żeby były akcenty, które do niczego niby nie pasują, ale jednak świetnie komponują się w przestrzeni?! Tak jest właśnie z TYM żyrandolem!- podnoszę głos, bo już nie wytrzymuję.
-Tak?- mocno dziwi się Przyszywany Ojciec- może i modnie… ale w ogóle nie ekonomicznie.
-Dobra, wiecie co? Musimy się już zbierać- napiętą sytuację rozsądnie przerywa Rodzicielka.
-Tak, tak! Już jest późno i faktycznie najlepiej się zebrać- przytakuję i  od razu udaję się po kurtkę.
-Dzięki za zaproszenie! Ciasto pyszne!-chwali Przyszywany.
-A, dziękuję. Pewnie dlatego, bo palca do niego nie przyłożyłam, tylko kupiłam-podsumowała pani domu…………………

Mam dziwne wrażenie, że szybciej ulegną poprawie moje stosunki seksualne, niż ich stosunki rodzinne 😛

siła przyciągania

customer-magnet-1019871_1280Znacie to uczucie, kiedy ubranie się naelektryzuje i czepia się go wszystko, co tylko może? Od drobnych paproszków po większe nitki i paskudztwa. Ręką przecierasz, mokrą szmatką machasz a to tylko pogarsza sprawę. Czepia się wszystko to, co chcielibyśmy, żeby się nie czepiało.
Ja też tak mam.
Najczęściej, jeśli chodzi o nieodpowiednich facetów. Ale o tym już było wiele razy, więc nie ma, co roztrząsać tego, że Poliglota i tak się do mnie odzywa i tak, i  że liczy na to, że jednak nadchodzący sezon spędzę z nim w pracy w Hiszpanii; że zaczepi mnie na mieście największe (nie o centymetry niestety chodzi 😛 ) „nieszczęście” zagajając w najgłupszy z możliwych sposobów („O rety! Ile masz wzrostu?”) itd.
Mam znajomą. Wiecznie psuje jej się telefon. I to nie jest tak, że ta dziewczyna nie ogarnia nowinek technologicznych. Jej autentycznie ZAWSZE coś w telefonie szwankuje. Średnio raz na pół roku swój każdy kolejny nowy telefon oddaje do naprawy. A to bateria, a to oprogramowanie a to nie wiadomo co jeszcze…
-Chomik, cholera jasna! Daj mi swój numer telefonu, bo oczywiście mam zapasowego smartphona a ciągle jakoś mi umyka wgrać tam na wszelki wypadek swoje wszystkie kontakty. Nic mnie to życie nie uczy- pisze do mnie na komunikatorze.
-Laska, a ty myślałaś o jakiejś akcji zrzucania klątwy, czy egzorcyzmach?- pytam ze śmiechem, bo naprawdę bawi mnie jej los 😉
-Ty! A ty taka mądra się zrobiłaś? Może pogadamy o tym, co ciebie się trzyma całe życie, co?-odgryza się- Może pójdziemy na takie przyjęcie razem, co?
Wybuchnęłam śmiechem, bo faktycznie „taka mądra się zrobiłam”. Całe moje życie przyciągam do siebie dziwne osoby, albo ludzi z nieszczęśliwymi historiami. Ja już się zaczęłam bać kontaktów międzyludzkich! Idę ulicą i doczłapuje się do mnie jakaś babulina z potrzebą porozmawiania. Wiadomo jak wygląda babulina. Najczęściej smutna taka, zszargana życiem… Zresztą nie ma się co dziwić- w tym kraju nie znam zadowolonego emeryta. A nie, przepraszam- moja babcia cieszy się od jakiegoś pół roku ze wszystkiego. Łyka codziennie „pocieszacze” przepisane przez psychiatrę…
No to jak nie przystanąć i nie wysłuchać babuliny, która najwyraźniej „pocieszaczy” nie łyka…? I opowiada mi historię, jak to ją własna córka wyrzuciła z mieszkania i musi teraz mieszkać gdzieś, gdzie nie ma nawet bieżącej wody… Jak całe życie pełna dobroci i miłości pomagała dzieciom, wnukom a teraz spotkał ją taki los. Aż się boję spytać „Czy jakoś pomóc?”, bo może mi życia może nie starczyć na pomoc. „Nie, ona tak tylko…” A mnie się serce łamie. Wyrzutów sumienia mam jak stąd na Księżyc. Mogłabym pół Europy nimi obdarować…
I tak jest prawie cały czas. W ciągu ostatnich 4 miesięcy odebrałam tyle telefonów od znajomych, którym świat się walił, bliscy ciężko chorowali i inne nieszczęścia na nich spadały, że brakowało mi sił na walkę z codziennością. Jakbym sama miała mało zmartwień i stresów…
Haloooooo! Czy jest tu ktoś, u kogo wszystko okej?
Kto musiał wysłuchać moich wszystkich zmartwień? Padło na Moją N. Dobrze, że dziewczyna jest wrodzoną optymistką, więc jakoś zniosła te wszystkie nieszczęścia, którymi obdarowałam jej blond główkę… Ciekawe, czy ktoś jeszcze też ją obdarowuje takimi smutkami 😛
-Bo ty za miła jesteś! Po co to wszystko robisz?- pyta znajoma.
-Nie wiem! Chyba wydreptuję sobie drogę do nieba! Wiem, że jestem za dobra, że wysłuchuję itd! Wiem! Ale z drugiej strony, czy coś mi w życiu ubędzie, jak kogoś wysłucham, albo komuś sprawię przez chwilę przyjemność?
-To idź wydrepcz drogę do baru i przynieś coś nam dobrego- kwituje ze śmiechem znajoma.
Wzdycham sobie tak teraz. Może to, że koleżance ciągle psuje się telefon, to po prostu jakieś fatum. A to, że ja ciągle przyciągam ludzi z nieszczęściami, to…
To co???? Opętanie? 😛

o definicjach miłości

group-464644_1280
źródło:pixabay.com

Po moim ostatnim osobistym wpisie http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/03/13/taki-idealny-w-sam-raz-dla-chomikowej/ zaczęłam się bardzo mocno zastanawiać nad tym, z kim najczęściej tworzymy związek a potem decydujemy się na dalszy krok, jakim jest założenie rodziny. To znaczy, nie chciałabym zostać źle zrozumiana… Chodzi mi o to, co bierzemy pod uwagę w wyborze partnera/partnerki i dlaczego akurat TA a nie inna osoba staje się naszą „drugą połową” czegoś tam 😉
Ten mętlik w głowie pojawił się po licznych komentarzach pod ww. wpisie. Bo przez 30 lat mojego istnienia tym świecie byłam głęboko przekonana, że jak się z kimś wiązać, to tylko z miłości. Mówiąc o miłości, mam na myśli prawdziwe uczucie, którym darzymy drugą osobę, przywiązanie do niego (nie tylko materialne 😛 )i poczucie, że bez tej osoby, nasze życie byłoby… niepełne.
Znów naiwna? 🙁
Zawsze uważałam, że aby doczołgać się w końcu do miłości, muszę przejść przez pierwszy etap, jakim jest zakochanie/zauroczenie tą drugą osobą. Myślałam, że czasy, kiedy miłość jest traktowana za czysty wytwór społeczny prowadzący do małżeństwa a to do umocnienia pozycji społecznej rodziny i połączeniu wspólnego majątku (tzw.małżeństwo z rozsądku) jest już jakoś za nami, ale czytając komentarze bardzo mocno się zdziwiłam…
Dobra, dobra… Nie jestem księżniczką zamkniętą w wielkiej wieży, która za lektury ma tylko bajki i baśnie opowiadające tylko o pięknych uczuciach, waleniu grzmotów miłości i innych takich 😛 więc zdaję sobie sprawę, że spora część z nas kieruje się nie tylko miłością przy wyborze swojego partnera, ale bierze pod uwagę inne aspekty, takie jak status materialny (oczywiście 😛 ), wygląd czy inne mniej lub bardziej absurdalne czynniki. Jednak wierzyć mi się nie chce, że większość z nas nie przeszła przez jakąś fascynację tą drugą osobą…
Czy ktoś tutaj związał się z drugą osobą licząc na to, że jakieś uczucie pojawi się później…? Czy ktoś wziął ślub z rozsądku???? A jeśli tak, to czy było warto? Czy nie macie poczucia, że coś pięknego przeszło obok nosa?
Podzielcie się z Chomikową swoją historią 🙂 Gorąco namawiam 🙂

P.S. Niedawno skończyłam czytać książkę o Teheranie (recenzja za jakiś czas). Kilka razy były w niej przywoływane historie zaaranżowanych małżeństw (normalka w Islamie), które zostały zawarte mimo tego, że partnerzy przed ceremonią zaślubin znali się bardzo powierzchownie i niczego do siebie nie czuli. Każde małżeństwo opierało się na kłamstwach, zniewadze, smutku i rozczarowaniu…
Ale to tylko reportaż.
Może ma się nijak do rzeczywistości…?

taki idealny. W sam raz dla Chomikowej!

sad-674807_960_720
źródło: pixabay.com

Już prawie 2 lata prowadzę tego bloga. Prawie 24 miesiące daję wyraz swojemu rozczarowaniu w poszukiwaniach Idealnego. Samotnie przedzieram się przez to życie prawie z takim samym samozaparciem, jak postać grana przez Leo DiCaprio w „Zjawie” 😛 Rozpaczam, szlocham, narzekam na brak faceta, który posiadałby cechy godne Idealnego a jak już się taki pojawi na horyzoncie i to bez bagażu w postaci rodziny czy narzeczonej (!), to Chomikowej serce nie pyka 😛
Będę wyć. Dajcie mi chusteczki, albo wino chociaż 😛
O Rozsądnym już wspominałam… http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/01/27/wstyd-i-wyzwanie-w-budapeszcie/ .W Bułgarii dawał mi do zrozumienia, że chciałby, żeby coś z tego było. Zawsze miły, kulturalny, pomocny, ambitny. Taki prehistoryczny gentleman. I na każde moje skinienie paluszkiem. Czekaj, czekaj Chomikowa! Jakie ty zawsze cechy wymieniasz, kiedy ktoś się ciebie pyta o ideał faceta? Miły, kulturalny, pomocny, ambitny? Taaaaa. Nawet wysoki jest! Niech mnie ktoś uszczypnie!
No to o co chodzi, że… nie wychodzi..?
-Chomikowa! To jak na spowiedzi! O co ci chodzi, że ten Rozsądny to jednak nie to?-zdenerwowana pyta się mnie Moja N.
-Nie wiem! Zabij mnie! Nie wiem! Może to ten jego żabi uśmiech?
-Co?-wybucha śmiechem- ale ty głupiutka jesteś! Przecież nie jest z nim aż tak źle! Lepiej wymyśl mi coś innego, bo inaczej cię skrzywdzę!
-Jejuuu- kombinuję pełna wyrzutów sumienia-Chemii brak! No nie ma chemii!
-Chomik! Cholera jasna! Za stara jesteś na chemię! Facet ma wszystko, czego mogłabyś potrzebować i wygląda na takiego, który na pewno by cię nie zostawił z byle powodu i nie poszedł w tango z młodszą, czy jakąkolwiek inną.
-WIEM! Nie krzycz na mnie, bo i tak mam wystarczająco dużo wyrzutów sumienia z tego powodu! Nie wiem! Może dlatego, że jest zbyt kulturalny?! Widzę, że przy każdym moim „fuck” sztywnieje a ja często rzucam „fuck”! Mam faceta narażać na śmiertelne zesztywnienie?
-Dobra, czyli nie czujesz się przy nim swobodnie, tak?
-No w sumie tak. I za rzadko się przy nim śmieję. Ja tak bardzo lubię się śmiać…. N, rozumiesz mnie…?-pytam już kompletnie podłamana.
-W takim razie, teraz już cię rozumiem i rozgrzeszam. Nie smuć się.

Kiedy ja i tak się smucę… Wczoraj rozmawialiśmy przez skype’a. Znów miły, szarmancki, pomocny, z tysiącem planów na siebie.
-Chomiczku, wiesz, że zawsze możesz do mnie przylecieć? Pamiętam, że Anglia to nie jest dla ciebie wymarzone miejsce, ale znalazłabyś tu na pewno pracę. Ja bym ci pomógł. A jak nie tak, to przyjedź po prostu w odwiedziny. Jesteś zawsze u mnie mile widziana.

SZLAG!!!!!
A tak go lubię…
Głupi Chomik… Dowcipów sobie życzy i chemii.
Takie rzeczy już nie w tym wieku! 😛

———————————————————————-
A aplikacja audio-blog już ściągnięta? Blogi wysłuchane? No, ja myślę 😉

nie daj się krzywdzić!

meryl streep frustrated annoyed facepalm august osage county
źródło: giphy.com

Wiecie co? Ja już się nie dziwię, że mężczyźni ranią kobiety; że robią z nimi co chcą i obracają nimi w każdą możliwą stronę. Oczywiście trochę uogólniam, bo sama znam kobiety, które to samo robią mężczyznom, ale przyczyna w obu przypadkach jest taka sama- BO POZWALAJĄ SOBĄ PONIEWIERAĆ.
Na pewno pamiętacie Blondynę i Zaślepionego (dla tych, którzy zaglądają tu po raz pierwszy- przypomnienie historia miłosna cz.1 oraz historia miłosna cz.2 ). Moja znajoma odkąd tylko pamiętam CIERPI, bo mężczyźni ją krzywdzą. Najpierw straciła 5 lat swojego życia dla faceta, dla którego była ewidentnie tylko „z doskoku”, i który znajomość z Blondyną skończył, kiedy poinformował ją o ślubie. Z inną kobietą rzecz jasna. A zawsze była na jego kiwnięcie palcem. On po tygodniu ciszy telefonował, że chce się spotkać, ona w podskokach leciała na spotkanie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że NIC z tego nie będzie, a ona twardo i ślepo tkwiła w swoim przekonaniu, że może jednak.
Teraz dla odmiany Blondyna cierpi z powodu Zaślepionego. Facet kilka dni temu jasno i rzeczowo ją poinformował, że nic z tej ich relacji nie będzie (dobra- na mój gust, to oni jednak pasują do siebie- jedno pokręcone, drugie z problemami psychicznymi 😛 ). Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, aby nadal łazić naokoło niej, pomagać w wyborze mieszkania i oferować swoją pomoc w remoncie. Co na to Blondyna?- Słodko przyklasnęła. I tak chodzą wspólnie do inżyniera budowy i wspólnie omawiają rozkład kabli elektrycznych oraz przyłączy sanitarnych w JEJ przyszłym mieszkaniu. Ja bym była to jeszcze w stanie zrozumieć, gdyby oboje ustalili, że łączy ich przyjaźń (bzdura) i tkwiąc w tej przyjaźni oboje spoczną w grobach koło siebie 😛 ale NIE! Blondyna CIERPI! Cierpi, bo jest skołowana i nie wie po co on ciągle jest w jej życiu. Może jednak się nie zdecydował i jednak ją pokocha?
Z pewnością.
Wiecie co? Może ja ją nawet trochę rozumiem, bo sama byłam taka naiwna i głupiutka. Byłam na każde skinienie faceta. Robiłam, co chciał i jak chciał. Jego jeden telefon a ja gotowa w podskokach. On wyjeżdża na wakacje sam? Nie ma problemu- przecież to facet, więc na pewno potrzebuje czasu dla siebie. Nie odzywa się tydzień? Na pewno nie ma czasu, przecież jest taki zapracowany. W ciągu roku nie usłyszałam, że mnie kocha? Muszę mu dać czas, na pewno w końcu mnie pokocha. A potem tygodnie wylanych łez, bo on jednak NIE KOCHA.
Aż nie mogę czytać, jak bardzo głupiutka byłam 😛
I nie ma się, co dziwić, że kobiety tak często cierpią przez facetów. Cierpią, bo najzwyczajniej w świecie sobie na to pozwalają. Te wszystkie w/w znajomości powinny zostać ukrócone tak szybko, jak tylko się da. Ja z przeszłości i Blondyna teraz powinna powiedzieć „Starczy. Już nie będziesz mną kołował. Nie dzwoń, nie pisz. Dla ciebie NIE ISTNIEJĘ”. Jednak takie słowa nie padły. Przez to dajemy sobą kołować, poniewierać.
Tylko i wyłącznie na własne życzenie.
Widziałam się z Moją N.
-Wiesz co, Chomikowa? Ja też taka głupia kiedyś byłam. Zresztą sama wiesz. I ja w sumie myślałam, że z takich rzeczy się wyrasta, że życiowe doświadczenie pokazuje, że nie ma co czekać miesiącami, latami aż facet nas pokocha. Jednak widzę, że takich naiwnych kobietek  jest cała masa. Marnują lata na coś, co nie nadejdzie. Dają się krzywdzić i cierpią, ale jak sama powiedziałaś- tylko na własne życzenie.

——————————————————
Zapraszam na fb! Tam jest weselej 😉

kobieto! bez sukcesu jesteś nikim

żródło: pixabay.com
żródło: pixabay.com

Otwieram którąś z kolei gazetę. Jakiś magazyn lifestylowy z masą pięknych zdjęć, portretów ludzi sukcesu, porad, felietonów i artykułów. Przede wszystkim motywujących. Do czego? Do rozpoczęcia ścieżki sukcesu rzecz jasna. „Mierz wysoko”, „Góry przenoś po kawałku”, „Otwórz drogę do sukcesu”, „Pokonaj strach przed niepowodzeniem” i inne pierdu, pierdu. Zamknęłam gazetę zużywając przy tym większej energii, niż było trzeba i rzuciłam nią w kąt sypialni.
Szlag by to! Nie dość, że mam być wysportowana i szczupła, z nieskazitelną cerą, modnym makijażem (koniecznie muszę oczywiście opanować sztukę konturowania), czerwoną szpilką na nodze, prowadzić zdrowy styl życia, to jeszcze mam odnieść zawodowy SUKCES. Gdybym do tego wszystkiego miała męża i dziecko, to byłabym kobietą IDEALNĄ- taką z którą przeprowadza się wywiady, robi profesjonalną sesję fotograficzną i wrzuca na okładkę. Jako wzór dla innych kobiet, które jeszcze tego wszystkiego nie osiągnęły.
Chomikowa będąca oazą spokoju się wkurzyła. Bo że niby nie ma rzeczy niemożliwych? Można WSZYSTKO? BZDURA! Nie wiem, co się musi dziać w głowach tych wszystkich matek, które próbują osiągnąć wszystko to, o czym od wielu sezonów trąbią magazyny i telewizja. Nie masz co zrobić z dzieckiem i to jest twoja wymówka przed pójściem na siłownię lub aerobik? Ależ możesz wziąć dziecko ze sobą! I spróbuj ćwiczyć z tymi drącymi się dzieciakami! Nie masz czasu na kosmetyczkę? Drogerie oferują domowe SPA- razem z dzieckiem możesz się mazać w tych kremikach i razem z nim nakładać sobie maseczki na twoją twarz. W międzyczasie zmienisz mu pieluchę. Można?- Można! Krzyczą magazyny.
A co, jeśli najzwyczajniej w świecie mi się NIE CHCE?! Szefowa doprowadziła mnie do szału, mąż wrócił z pracy bez humoru a dzieciakowi trzeci tydzień leci z nosa zielona maź. Może mi się NIE CHCIEĆ?! Nie mam do tego do cholery prawa???? Prasa i telewizja mówią, że NIE MAM. Do tego teraz doszedł obowiązkowy sukces zawodowy. I to nawet nie chodzi o to, żeby awansować. Trzeba otworzyć własną firmę i ciężką pracą doprowadzić do jej wielkiego rozwoju i wielkich pieniędzy.
Brawo.
Szkoda tylko, że żaden magazyn nie powie skąd wziąć na ten sukces PIENIĄDZE. A! Przepraszam- można dostać dofinansowanie ze środków UE. Pewnie, że można, ale tylko na innowacyjne podejście do sprawy. Cóż… Przedszkola, ani warsztatu samochodowego w takim razie nie otworzę. Chyba że będę samochody naprawiać nago a na zapleczu kierowcom wykonywać erotyczny masaż. To by dopiero była INNOWACJA. Już widzę te kolejki 😛 To może muszę na ten własny biznes zarobić? Tylko kto opłaci bieżące rachunki…? I kto mi ten cholerny dom wyremontuje? Bo jeszcze 10 lat i albo podczas wytężonych ćwiczeń fizycznych (przecież muszę mieć piękną figurę)  wyląduję razem z moją podłogą u Rodzicielki, albo dach spadnie na mój łeb. Nijak to moje życie nie idzie w parze z sukcesem zawodowym 🙁
Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest znalezienie sobie bogatego, naiwnego chłopa, który spełni moją zachciankę o sukcesie zawodowym. Albo chociaż wyremontuje mi dom 😛
Czarno to widzę. Obawiam się, że pozostanę odpadem społecznym. Nie dość, że bez pięknej figury, beż męża i dziecka, to jeszcze jako szary pracownik własnego szefa. Całe szczęście, że chociaż mój obecny szef jest cholernie przystojny 😛

wesołe jest życie singielki

źródło: Twój Styl
źródło: Twój Styl

-Chomik! Ale ty masz dobrze! Ja ci naprawdę zazdroszczę! Podejmujesz decyzję i DZIAŁASZ! Nikt nie jest na tobie uwieszony, nic cię nie blokuje! TY,CHOMIK MOŻESZ WSZYSTKO!
-Nie, no pewnie, że mogę… jeśli tylko do „wszystkiego” mam warunki- odpowiedziałam znajomej, gdy ta wykrzyczała mi do słuchawki telefonu same zalety mojego stanu „cywilnego”.
Z tych zalet bycia singlem/singielką korzystałam przez pierwsze 2 miesiące od rozstania prawie do utraty tchu: jedno wyjście z koleżankami; drugie wyjście z innymi koleżankami; zakupy sukienek, spódniczek, butów, torebek, toreb, apaszek, sweterków, bluzeczek, koszulek, pończoch, bielizny, kolczyków, bransoletek (i innych takich 😉 ) bez ciągłego, pełnego bólu, wyrzutu i jakże zbędnego „Znowu?” Mogłam flirtować z kim chciałam, uprawiać seks z kim chciałam i żyć jak chciałam. Ha!
Tylko, że dość szybko okazało się, że to „wszystko, co teraz mogę” wymaga
a) osoby towarzyszącej
b) dodatkowych kosztów
Nagle okazało się, że „sparowani” znajomi, z którymi przyjaźniłam się jeszcze za czasów bycia związku, dla mnie samotnej znajomymi nie chcą być. Już nie pasowałam do tego idealnego, parzystego obrazka.
Koleżanki, z którymi się przyjaźniłam a które miały jakiegoś partnera nie miały czasu, żeby poświęcić mi chwilę przynajmniej raz w tygodniu na normalne (ku tworzeniu więzi społecznych! ) spotkania. Musiałam się nauczyć chodzić sama na basen, siłownię, zakupy, spacery, nawet na kawę. Jeszcze tylko nie ogarnęłam samodzielnych wyjść do kina czy teatru. I chyba to już mnie przerasta.
Podróżowanie? Dobra-żeby zmniejszyć koszty transportu, jestem w stanie zostawić moje Pędzidło (choć z WIELKIM bólem serca) i podróżować autobusem, czy pociągiem, ale na co mi to, kiedy nocleg dla jednej osoby to cena taka sama, jak dla dwóch osób (albo tylko o jakieś 25% mniejsza). I naprawdę nie chcę słyszeć o możliwościach nocowania w hostelach z całkiem mi obcymi innymi ludźmi! Nie będę wieczorami świecić tyłkiem przed ludźmi, których imię poznałam kilka minut wcześniej a i tak już go nie pamiętam.
Ciągle słyszę o jakiś udogodnieniach i obniżkach cen dla: rodzin, matek z dziećmi, młodych małżeństw. A czemu do cholery nie ma obniżek dla singli? Czemu przed wejściem do restauracji nie ma informacji „single mile widziani”? Jak to się stało, że stoliki w knajpach, czy restauracjach dla jednej osoby to rzadkość? Dlaczego nigdy nie widziałam kredytów z „promocją specjalnie dla singli”? Czemu w transporcie publicznym są tańsze bilety grupowe lub rodzinne a nigdy nie ma tańszych biletów dla osób podróżujących samotnie? No CZEMU DO CHOLERY?
Świat nie jest stworzony dla wyrzutków społeczeństwa, jakimi są osoby samotne. Udajemy, że ich nie ma.
Tak samo, jak z chorobą weneryczną.

rola kobiety a sposób na podryw

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

Rodzicielka zaczyna się coraz bardziej niepokoić. Jak jeszcze 2 lata temu słyszałam, że mam duuużo czasu na to, żeby się kimś związać, i żebym się takimi bzdurami nie zamartwiała , „bo na pewno ktoś się nawinie” i w ogóle „jest masa ważniejszych spraw w życiu”, tak od kilku miesięcy dostrzegam w oku matki własnej obawę.
Nie lubię, kiedy Rodzicielka ma obawy, bo granica między obawą a zatruciem mi życia jest ledwo dostrzegalna. Będzie mnie zamęczać, dawać złote rady, póki nie zmięknie mi serce i nie ulegnę…
Od ostatniego pojękiwania, że mogłabym sobie kogoś znaleźć, czekałam tylko na jakiś mały wybuszek niezadowolenia, że NIC z tym NIE ROBIĘ. No i się doczekałam. Kilka dni temu ni stąd ni zowąd pada długo wykluwająca się myśl:
-Dziecko! A ty nie możesz iść gdzieś do jakiejś galerii i rzucić pod nogi jakiegoś faceta książki?- Że niby tak przypadkiem i coś?
Wolę jednak nie reagować. Udam, że nie słyszałam, bo zaraz będę musiała jej tłumaczyć, że życie to NIE KOMEDIA ROMANTYCZNA, a nie mam na to ani siły, ani ochoty.
-Nie udawaj, że mnie nie słyszysz! Matka do ciebie mówi! Idź gdzieś i rzuć jakieś książki pod nogi jakiegoś faceta! Tak się robi!
-Ciebie już kompletnie pogięło?! KTO tak robi? Chyba te siksy, co zrobieniem loda chcą zarobić na nową sukienkę! OGARNIJ SIĘ.
-O, widzisz! Taką ładną sukienkę ostatnio widziałam dla ciebie… – nie daję matce swojej własnej dokończyć zdania, które bezmyślnie zaraz wypłynie z jej ust i paraliżuję ją wzrokiem.- No dobra, wcale nie była taka ładna… Ale co ci szkodzi spróbować? A może kogoś poznasz?
-MATKA! Jak ty to sobie wyobrażasz, że tak niby przechodzę i rzucam niby przypadkiem mu jakieś gazety pod nogi?
-Nie gazety, tylko KSIĄŻKI! Żeby wiedział, żeś OCZYTANA i chodzisz do księgarni!
-Kiedy ja ostatnio już NIE CHODZĘ, bo mnie dołują ceny książek i się tylko tam wkurzam.
-Dziecko, nie wymyślaj.
-Nie, ciebie już kompletnie pogięło- odpowiadam tonem kompletnie załamanym i zrezygnowanym.- Nie uważasz, że to troszkę trąca DESPERACJĄ?!
-Może troszkę, ale nie jesteś zdesperowana?
-Wiesz co? SPADAJ.
Zamykam dyskusję, trzaskam tyłkiem i udaję się do siebie.
Dni mijały a my do tematu na szczęście nie wracałyśmy. Wczoraj wybrałam się na basen. Zrelaksowana, zadowolona z życia i z faktu, że kilkanaście kalorii z mojego tyłka poszło precz, płacąc w recepcji za parking tak mi się poplątały paluszki, że portfel wypadł mi z rąk a z niego wszystkie monety…
W recepcji stało 3 panów. Jak myślicie? Ktokolwiek pomógł mi te pieniądze zbierać?
Dobra odpowiedź.
O sytuacji oczywiście z niesamowitą satysfakcją opowiadam Rodzicielce. Z posępną miną wysłuchała opowieści, na co do kuchni wbiegł Przyszywany Ojciec, który z radością małego dzieciaka podsumował podsłuchaną rozmowę:
-Pewnie, że nikt nie pomógł! Ty, Chomik głupia jesteś! To baby są od sprzątania a nie chłopy!
Dobrze mieć pod jednym dachem chociaż jednego chłopa. Poszerza perspektywę 😛

kobieta trudna do kochania

http://www.reactiongifs.com/wp-content/uploads/2012/10/snow-white-do-not-want.gif
źródło: reactiongifs.com

Związek Wiecznie Niezadowolonej i jej faceta dostarcza mi całą masę emocji. Jeszcze nie znałam osobiście faceta a już znałam całą burzliwą historię ich związku, ich wspólne fantazje seksualne oraz poznałam imiona większości facetów, z którymi ów ukochany został zdradzony…
Nadszedł długo wyczekiwany dzień, kiedy w końcu poznałam Rogacza. Okazał się miłym, uśmiechniętym i utalentowanym artystycznie człowiekiem. Szczerze go polubiłam. Co więcej! Nawet trochę współczułam, bo jeśli facet pozwala sobie na to, żeby dziewczyna systematycznie go zdradzała a wcale sobie z tym nie radzi (środki nasenne w szufladzie), zasługuje już tylko na współczucie…
Z biegiem czasu Wiecznie Niezadowolona informowała mnie o swoich związkowych kłopotach. A to o tym, jak przeczytał jej wiadomości na fb, w których znajoma umawia się na spotkanie z dawno niewidzianym kolegą; a to o próbach rozstania, które doprowadzało chłopaka do rozpaczy; a to o decyzji Wiecznie Niezadowolonej wyjazdu do UK w celach zarobkowych, która skutkowała cichymi dniami i rozpaczą Rogacza. Chłopak po tych wszystkich opowieściach jawił się jako naprawdę sympatyczny i miły, ale niestety z zaburzonym poczuciem własnej wartości lub innym emocjonalnym problemem…
Ostatnio dostałam wiadomość od Wiecznie Niezadowolonej.
-Chomik, ja mam kur*** mać dość tego wszystkiego. Czuję, że mam depresję.
Znajoma ma skłonności do przesady jeszcze większe, niż ja tutaj, więc tę jej depresję dzielę przez 10 😛 Ona po prostu szuka zrozumienia…
-No co się znowu dzieje? Rogacz znów ma jazdy?
-Ej, no Chomik! On musi zrozumieć, że ja normalnej pracy w tej mojej dziurze nie znajdę a jak mam być kelnerką, to wolę być kelnerką w UK. Posiedzę tam pół roku i wrócę. Niech nie sieje paniki i nie rozpacza.
-Ale wiesz, czemu on rozpacza- bo sobie tam znów kogoś znajdziesz.
-O matko! Sam dzisiaj poszedł na spotkanie z jakąś tam koleżanką. Niech idzie!
-O! Czyli mówisz, że jest szansa, że będziesz mogła wylecieć bez żadnego bagażu?- troszkę żartuję, żeby rozładować chorą atmosferę, która już nie po raz pierwszy mnie męczy.
-Właśnie! Ja już mam dość tego uwiązania! Ja ci, Chomik cholera jasna zazdroszczę! Robisz, co chcesz i na nikogo nie musisz się oglądać.
-Jakieś plusy może i są… Ale to ty mi powiedz po jaką cholerę ty z nim jesteś?
-Mówiłam ci, że facet dobrze zarabia. Z głodu nigdy razem nie umrzemy. No i po miesiącu rozstania ja zaczynam za nim tęsknić. Już to przerabialiśmy nie jeden raz,
No masz ci.
-Dobra, Chomik. Czas się zwijać z domu. Idę na basen. Nie chcę go dzisiaj widzieć po tym jego spotkaniu z tą lafiryndą.
Nie chce mi się dziewczynie znów tłumaczyć, że ich związek jest toksyczny a sama ma do niego pretensję o coś, co mu funduje od lat. To jest CHORE, ale ja nie jestem od tego, żeby jej to wszystko znów naświetlać.

Mijały godziny. Przed północą dostaję wiadomość:
-CHOMIK! Cholera jasna! Error! Error! Error! Rogacz przeczytał naszą ostatnią wiadomość na fb! ERROR do kur*** nędzy! Wybiegł z flaszką z domu! On się teraz powiesi. Na bank.
Zbladłam. Na nic mój makijaż i pięknie podkreślone oko. W ciągu minuty wyglądałam jak WIDMO. Mimo świadomości, że dziewczyna kocha przesadzać, ja pamiętałam, że chłopak ma skłonności do depresji i rozpaczy, a ten zestaw w obecnej sytuacji nie wróży NIC dobrego. W panice wybieram numer Wiecznie Niezadowolonej.

Co ty opowiadasz?! Jak to przeczytał naszą wiadomość?!
-No normalnie przeczytał. Jak zwykle- oznajmia najzwyczajniej w świecie, tak jak o przygotowaniu herbaty do śniadania…
-To ty jesteś z tym gościem 10 lat, wiesz, że ci grzebie w fb i NIE KASUJESZ wiadomości?!- krzyczę zrozpaczona- I co teraz? Myślisz, że ja będę teraz miała faceta na sumieniu?!
-Wybacz, Chomik… zapomniałam tym razem skasować.
-ZAPOMNIAŁAŚ?! Dziewczyno! Ty kiedyś zginiesz! I co ty robisz w domu?! Idź go szukać!
-Nigdzie nie idę. Jak jest głupi, niech się wiesza- oznajmia ze stoickim spokojem.
-Nie rób sobie jaj! Ja mam do was prawie 300km! Z moim Pędzidłem będę u was najwcześniej za 3h! Musisz iść go szukać! I ja mam dość waszego związku! Wykończycie mnie!
-Spoko, Chomik. W końcu przyjdzie. On nawet nie ma gdzie iść.
-Ale może się zapić i zasnąć gdzieś nad jeziorem! Zima jest i zamarznie! Ty myślisz, że co? – Że pierwsze wiadomości, które jutro przeczytam na Onecie będą dotyczyć zwłok twojego faceta?! Idź go szukać!
-Nigdzie nie idę.
Jestem załamana…
-Będziemy go mieć na sumieniu! I dlaczego ty z nim jesteś do cholery?! Ja bym nie wytrzymała z kimś, kto mi ciągle grzebie na fb!
Powiedziała 30-letnia singielka! 😛
-Ja też nie wytrzymuję. Dlatego pieprzę to, czy się powiesi, czy nie.
-Matko kochana… Ale to chociaż daj mi znać, jak wróci do domu, dobrze? Nie chcę mieć nikogo na sumieniu…
-Eee, na sumieniu… Ale mogę ci zagwarantować, że jedną z jego ulubionych koleżanek na pewno już nie jesteś, cieszysz się?-pyta się z charakterystyczną ironią- Oczywiście, jak tylko się pojawi, to ci napiszę co i jak.

Wrócił w nocy. Kompletnie nietrzeźwy. Coś podobno mamrał, że nienawidzi kobiet.
Trudno. Widocznie nie jesteśmy stworzone do kochania 😛 Ja już się z tym pogodziłam 😛

w gości, to ja się nie nadaję…

12698773_1092643100781011_1202741473_oKiedy byłam dzieckiem, czy nastolatką, nienawidziłam sprzątać. Łóżko wyglądające, jakby szalało po nim stado dzikich zwierząt, czy szafa, z której w kształcie wodospadu wylewają się ubrania, były w moim pokoju krajobrazem dość powszechnym 😛
To były koszmarne lata dla mojej Rodzicielki, która jeśli chodzi o porządki jest niestety koszmarną pedantką.  Prosiła, groziła, błagała, ciuchy na podłogę wyrzucała… Żadne argumenty mniej lub bardziej przyzwoite do mnie nie przemawiały. Po najdalej 4 dniach od generalnych porządków, po moim pokoju wesoło hasał świeżuteńki burdel.
Chomikowa dorastała, poglądy się w niej ugruntowały a i podejście do porządku i ładu zaczęło przybierać nowy, lepszy wymiar. Porządkowanie życia osobistego szło w parze z porządkiem we własnym mieszkaniu. Im bardziej byłam wściekła na któregoś z moich facetów, im bardziej zdołowana ich infantylnym zachowaniem, tym częściej sięgałam po odkurzacz, mop i spray przeciwko kurzowi. Nic tak mnie nie relaksowało, jak sprzątanie. A że rozstań było u mnie sporo, złamań serca również, porządek w mieszkaniu  utrzymywał się na poziomie stałym, aż pielęgnowanie czystości weszło mi w krew.
Rodzicielka jednak miała ciągle spore wątpliwości…
Za każdym razem, kiedy kobieta wchodziła na moje ukochane pięterko, zawsze znajdowała coś, co da się doczyścić, uprzątnąć, dopolerować, zamieść, dopieścić.
Rzucić granat.
Dobra, pedantką nie jestem. Nie musi wszystko się świecić jak tyłek pawiana. Nic się nie lepi, nic nie przywiera do podłoża, nic nie śmierdzi, więc Rodzicielki nie rozumiem. Kobieta doprowadziła już do tego, że jak tylko jestem zaproszona do czyjegoś domu, to od razu robię test białej rękawiczki 😛 W żadnym domu nie jest tak sterylnie, jakby tego oczekiwała moja Rodzicielka. Zawsze w łazience znajdzie się kamień, na półkach będzie mniej lub więcej kurzu a w kuchni będą czekać naczynia do zmywania. Kiedy byłam w Budapeszcie, pierwsze na co zwróciłam uwagę po wejściu do łazienki, to kurz na półkach i kamień w brodziku prysznicowym. Cholera jasna!- ocknęłam się. To CHORE! Nie można szukać u ludzi brudu! Nie można skupiać się na tak trywialnych sprawach! Zamiast się cieszyć, że mam dach nad głową, żarcie podstawione pod nos, to ja szukam BRUDU.
Dziękuję, mamusiu za to skrzywienie na psychice 😛
Kilka dni temu, Rodzicielka wczołgała się do mnie na piętro. Ja już zesztywniałam. Wiedziałam, że zaraz znajdzie jakąś pajęczynę czy kłębek kurzu i nasłucham się jaki mam nieporządek.
-Chomiczku, pozwól do mnie na chwilę! Tylko się nie denerwuj!-woła Rodzicielka. A ja już jestem nabuzowana.
Idę i patrzę a moja własna, rodzona Rodzicielka stoi w mojej łazience. Przyszła znaleźć kurz. To jest jak narkotyk. Bez tego nie da się żyć.
-A ty co robisz w mojej łazience? Twoja jest większa, więc sobie tam idź a nie mi tu wynajdujesz brud-atakuję, bo już widzę, że będzie reprymenda.
-Chomiczku, no zobacz… wszędzie tak czysto a tu w kąciku pod kaloryferem tyle kurzu.
Gorąco mi się robi.
-Czy ja naprawdę nie mam czysto?! Czy ja gdzieś mam bałagan?! NIGDZIE nie mają tak czysto, jak JA! A ty przychodzisz i się czepiasz! Gdzie ty masz kurz? No gdzie?!- schylam się i szukam tego cholernego kurzu. NIE WIDZĘ.
-Ale co ty się tak od razu denerwujesz? Nie krzycz na matkę. Tak czyściutko masz po tym remoncie w łazience, to aż wstyd, żeby pod kaloryferem był kurz.
Kładę się na podłodze, bo inaczej tej cholernej WARSTWY kurzu NIE ZOBACZĘ. No jest. Zaraz przy ścianie. Taka ilość, że widać ją tylko na leżąco. Jak ona to zobaczyła ze swojej pozycji??? Może też się specjalnie położyła na kafelkach? NIE SPRZĄTNĘ TEGO. JEST BUNT.
Idź mi stąd! Jak masz do mnie przychodzić tylko po to, żeby szukać brudu, to w ogóle nie przychodź.
-Nie krzycz na matkę!
-Ja już jestem przez ciebie spaczona! Chodzę po domach i szukam brudu! To nie jest normalne! Ty nie jesteś normalna! To się LECZY!
-Jak ja bym miała chodzić ze wszystkim do lekarza, to…
-Tak, to by cię zamknęli w psychiatryku.
Ciekawe, czy tam mają czysto. Jakbym poszła do niej w odwiedziny, to na bank bym to obczaiła 😛