związek przerywany

Sad, Złamane Serce, Tło
źródło:pixabay.com

Siedzę z jedną zamkniętą grupą młodych ludzi na tych Bałkanach i zbieram w sobie doświadczenia ich wszystkich. A jest co zbierać i jest nad czym myśleć…
Na pewno każda osoba, która się tutaj znalazła jest na takim etapie swojego życia zawodowego lub prywatnego, że zdecydowała się na kilkumiesięczny wyjazd. Często jest to jakaś pasja do podróżowania. Chęć zdobycia doświadczenia, przeżycia przygody… Czasem jest to po prostu pasja do… UCIEKANIA.
Jak bardzo związek musi być nieudany, żeby od niego uciec na kilka miesięcy tysiące kilometrów od partnera? Oczywiście taka głupia nie jestem, żeby zapomnieć o tym, że czasem trzeba po prostu rodzinę opuścić, aby ZAROBIĆ jakikolwiek pieniądz, ale o tym przypadku akurat chciałabym chwilowo zapomnieć.

Byłam gdzieś tam naiwnie przekonana, że na takie wyjazdy decydują się generalnie single lub osoba z długim stażem małżeńskim, która albo właśnie potrzebuje pieniędzy, żeby przetrwać albo potrzebuje odpocząć 😉 A tu jednak zaskoczenie. Połowa ludzi jest w świeżych związkach.
Jak to? Przecież skazują się na… No właśnie- na co?
Za chwilę zaatakujecie biedną Chomikową, mówiąc, że przecież trzeba sobie ufać, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Pierdu, pierdu.  Ja w swoim życiu stosuję zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do wszystkich. No dobra, mam w swoim życiu może dwie, trzy osoby, którym bardzo ufam i… to by było na tyle. Raczej nikt więcej do tego szczęśliwego grona nie dołączy. Istnieją związki, w których możliwe jest 100% zaufanie…? Takie kilkumiesięczne wyjazdy nie są w stanie zepsuć dobrego związku…? Jakoś mam wątpliwość 😛 Żyję od jakiegoś czasu w zamkniętej grupie. Wszyscy  staramy się spędzać ze sobą czas i cóż… jakoś się ze sobą zżywamy. A od tego już bardzo blisko do łóżka. I nie łóżka, do którego idę po to, żeby zamknąć oczy i zregenerować siły podczas snu po ciężkim tygodniu pracy 😛 Trzeba być bardzo rozsądnym, zakochanym… I taaak. Pierdu, pierdu 😛 Ja już tu od jednej „zakochanej” osoby usłyszałam, że to, co wydarzy się na Bałkanach zostanie na Bałkanach.  A założę  się, że zapewnień o wierności, szczerej i dozgonnej miłości do swojego partnera nie ma końca.

Nie chciałabym teraz budzić we wszystkich tych osobach, które właśnie tkwią w „przerywanym” związku jakiegoś strachu, bo wierzę, że jak się jednak bardzo chce, to MOŻNA. Trzeba być jedynie cholernie czujnym i zdawać sobie sprawę z konsekwencji…
Bo c’est la vie niestety…

Mam nadzieję, że mnie nigdy nie będzie dane przerywać związku na dłużej, niż 2 miesiące…
Rzekła Chomikowa-od ponad roku singielka 😀 😛

przyfrunęłam na Bałkany :)

źródlo: pixabay.pl
źródlo: pixabay.pl

Jestem z siebie DUMNA 😛 Obyło się bez tabletki na uspokojenie i bez spazmatycznego płaczu na lotnisku 😛 Byłam najzwyczajniej w świecie tak zmęczona bezsenną nocą i ciągłym stresem związanym z lataniem, że na lotnisku i w samolocie było mi WSZYSTKO JEDNO 😛 Nie było dla mnie ważne, czy są turbulencje, czy lot przejdzie gładko. Ważne było to, żeby się zdrzemnąć 😛 Na lotnisku spotkałam koleżankę z castingu (jak zwykli mawiać warszawiacy na rozmowę kwalifikacyjną 😛 ), więc od razu poczułam się swobodniej. Doczłapawszy się z bagażem podręcznym i uwieszonym laptopem na szyi pod bramkę, zauważyłam śpiącego chłopaka, który elegancko rozłożył się na siedzeniach. Podeszłam do niego bliżej i… POZNAŁAM GOŚCIA. Też z castingu 😀 Niepewnie ciupnęłam go paluchem w policzek i zrobiłam pobudkę 😉 Taką chłopakowi znajomi zrobili imprezę pożegnalną, że nie zdążył wytrzeźwieć na czas 😀 Nie wiem czemu, ale już zdobył moje serce 😀

Poza tym? Poza tym jestem wyeksploatowana jak motorek w Indiach, ale mam naokoło siebie, póki co uśmiechniętych ludzi. I plażę. Z ciepłą wodą 🙂
Jest dobrze
🙂

it’s time to go

IMG_20150513_154045Ostatnie dni w Polsce.
Pamiętam, kiedy ponad rok temu wściekła na całe swoje życie, na brak chęci i przede wszystkim siły do podejmowania jakichkolwiek działań, trafiłam w sklepie na podkoszulkę z napisem „Someday I’ll fly away„. Stanęłam w przymierzalni i się popłakałam. Tak bardzo wszystko było nie tak, jak powinno. I tak bardzo chciałam, żeby w moim życiu pojawił się jakiś impuls, który pozwoli mi zadziałać, uciec i coś zrobić. Bardzo wierzyłam, że nadejdzie dzień, kiedy się uda. Ta podkoszulka miała być moją motywacją i nadzieją.
Leci ze mną 🙂
Przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się już kilka tygodni temu, ale tak naprawdę ten tydzień kopie mnie po tyłku. Najbardziej bałam się powiedzieć dziadkom, że wyjeżdżam. Dla nich wyjazd jakikolwiek i gdziekolwiek to „niebezpieczna zachcianka”. Życie powinno się spędzać z rodziną. I Sierściem (kotem). W domu rzecz jasna. Czułam, że babcia wpadnie w rozpacz a dziadek niebezpiecznie się nadnie i nie odezwie się ani do mnie ani do Rodzicielki przez wiele miesięcy…
-Dziadki! Dostałam pracę, o którą się starałam- informuję ich dość ostrożnie.
-O, no to dobrze, Wnusiu. To gdzie będziesz pracować?- pyta babcia.
Biorę głęboki wdech. 1,2,3,4…
-Bałkany, babciu- poszło. Ufff. To teraz szybko uciec i nie słuchać tego, co mnie czeka…
-A! No to pięknie! Tam jest podobno bardzo ładnie!- ekscytuje się babcia a ja oczom własnym nie wierzę. Gdzie łzy, rozpacz, wyrzuty?
I tak mijały tygodnie. Czasem tylko dziadek zadał mi jakieś nieprzytomne pytanie:
-To gdzie ty, Malutka będziesz tą stewardessą?
-Na jak długo jedziesz na te wakacje? Na 2 tygodnie?
-A jak cię tam gdzieś sprzedadzą?
Cierpliwie odpowiadałam na pytania, tłumaczyłam i wydawało mi się, że jakoś sytuację ogarnęłam.
Ostatnie dni przed wylotem to już jazda bez trzymanki. Jestem na ekstremalnej huśtawce emocjonalnej. Ekscytacja miesza mi się z głębokim lękiem. Najbliżsi mi nie pomagają. Moje dziewczyny żegnają mnie ze łzami w oczach. Rodzicielka widzę, że plącze się chaotycznie po domu bez jasnego celu. Moja N. cały czas mi wmawia, że ja tam zostanę i ona tego nie zniesie. Przyszywany Ojciec zabrania mi wracać do Polski. A ja zaczynam już tęsknić nawet za dzieciakami moich dziewczyn 😛
Wczoraj dziadek zadzwonił do Rodzicielki.
-I jak się teraz z tym czujesz?
-Ale z czym, tato?
-Z tym, że pozwoliłaś, aby twoje jedyne dziecko wyjechało do pracy w burdelu.

Nooo… To zanim ja dotrę do tej pracy w „burdelu” najpierw muszę znaleźć samolot, w który mam się przesiąść gdzieś w głębokiej Europie… A biorąc pod uwagę to, że nie jestem w stanie znaleźć wyjścia z Dworca Centralnego w Warszawie, to nie wiem jakim cudem z moim panicznym lękiem do samolotów i latania znajdę w ciągu 30 minut na obcym lotnisku samolot, w który mam się przesiąść… 😛

Następny wpis, jak się ogarnę na miejscu 😉

—————————-
W zakładce „Zrecenzowane przez Chomikową” możecie znaleźć recenzję debiutanckiej książki Dominiki Słowik pt. „Atlas: Doppelganger”.

facet dla Chomikowej

źródło: f.kafeteria.pl
źródło: f.kafeteria.pl

Męczy mnie to. Jak Bozię kocham jestem już zmęczona tym, że wszyscy są zmęczeni moją „samotnością”. I jestem wyczerpana tym KOGO próbują mi „dopasować”. Bo próbują od wieków całych. Najgorsza w tym wszystkim jest chyba Rodzicielka, bo oczywiście ona by chciała dla swojej księżniczki księcia z bajki. Tylko że ona chyba sobie nie zdaje sobie sprawy z tego jak trudno żyje się książętom  i księżniczkom. Spójrzcie choćby na taką Kate i Williama. Nie dość, że dziewczyna urodziła kilka godzin wstecz dzieciaka, to już po 10 godzinach wyszła ze szpitala wymalowana i upiękniona, żeby pomachać oszołomom krzyczącym pod oknem szpitala 😛 Przecież to może człowieka WYKOŃCZYĆ! 😛 Według Rodzicielki mój przyszły ukochany ma być mądry, czuły, dobrze zarabiać, najlepiej żeby był brunetem, oczywiście musi być dowcipny, obowiązkowo musi lubić podróżować, gotować też dobrze by było żeby potrafił. O prawie jazdy i samochodzie nie będę wspominać, bo to przecież OCZYWISTE. Co prawda nic mi Rodzicielka nie wspominała o umiejętnościach jakie facet powinien mieć w łóżku… ale obawiam się, że jakby jakimś cudem dowiedziała się, że w łóżku to tak… hmmm… ognia nie ma, to zrobiłaby wszystko, żebyśmy się rozstali 😛 No i MUSI mnie kochać. No a jakże…
To by chyba z tej wyliczanki było wszystko… Siet! ZAPOMNIAŁAM! Przecież książę dla Chomikowej przede wszystkim MUSI być WYSOKI.
I tu jest pies pogrzebany.
Bo wybaczcie. Ale jeśli facet ma mieć wszystkie wyżej wymienione zalety, to już raczej wysoki nie będzie. Może inaczej- NA BANK już wysoki nie będzie. Rodzicielka chyba się z tym pogodzić nie może, ale chyba w końcu będzie musiała 😛 Zresztą nie tylko Rodzicielka ma jakiś wypaczony obraz mojego Potencjalnego. Generalnie, jak ktoś mi próbuje kogoś podsunąć pod nos, to najczęściej pierwszym argumentem rzucanym mi w twarz jest to, że gość jest WYSOKI. Okej… a RESZTA???? I wtedy szybciutko okazuje się, że Potencjalny zaraz po tej wspaniałej cesze jaką jest wzrost ma same WADY. O założonej policyjnej kartotece nie wspominając 😛

Ostatnio spotkałam się z moimi dziewczynami.
-Chomiczku, a ty pamiętasz tego Tadka, o którym ci wspominałam?
-No tak, pewnie. Przecież ja go gdzieś chyba widziałam nawet u ciebie w znajomych na portalu społecznościowym. Tylko wiesz co..? Wybacz, ale coś mi się wydaje, że facet nie jest jednak normalny do końca…
-Czy normalny… Wiesz, no faktycznie jak się z nim dłużej siedzi, to ma jakieś dziwne zachowania… Jakiś taki czujny jest i ciągle podkreśla jaki z niego dobry człowiek. To chyba nie jest normalne, prawda?
-Tylko po tych dwóch cechach, to ciężko określić… Ja też na pierwszy rzut oka normalna nie jestem- odpowiadam zgodnie z prawdą zresztą- ale podobno jednak daje się mnie lubić 😛
-Kurde, Chomikowa! Ale on tak mi do ciebie pasuje! Może i jest jakiś rozchwiany emocjonalnie, ale…
Patrzę się na nią jak na kompletną wariatkę i wybucham śmiechem.
-No mała! Ja ci bardzo dziękuję! Czyli że świetnie byśmy do siebie pasowali? On rozchwiany emocjonalnie, ja rozchwiana emocjonalnie… Tak?
-Nie, nie! Ja nie to miałam na myśli!- odpowiada szczerze się zaśmiewając- Ja miałam na myśli tylko to, że on wysoki jest i dlatego bym go widziała koło ciebie…

Nieee… no to zarąbiście! Biorę go! Wystarczy, że jest WYSOKI. Ale to, że ja bym po tygodniu znajomości była bardziej rozchwiana (nie tylko emocjonalnie 😛 ) od Potencjalnego lub co gorsza miała myśli samobójcze, to PIKUŚ. Ważne, żeby był WYSOKI. Pffff 😛
———————————————
W aplikacji Audio-blog możecie wysłuchać niepublikowanej recenzji książki Dominiki Słowik „Atlas: Doppelganger”. Recenzja w niecodziennych-notatkach ukaże się niebawem 😉

dwa razy do tej samej rzeki się NIE WCHODZI, czyli ucz się na błędach

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

Kilka miesięcy temu pisałam o facecie, któremu raptem po dobrych 6 latach przypomniało się o moim istnieniu http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2014/07/17/po-tylu-latach/ Przypominacz okazał się dość upartą postacią i nie dawał mi spokoju przez dobre kilka miesięcy. Bo przecież „my musimy się spotkać” i „skoro przez tyle lat trzymam twoje zdjęcia, to znaczy, że przez te lata nie mogłem o tobie zapomnieć”. Nie, no bajka. Już wybieram suknię ślubną i szykuję listę gości weselnych 😛 Niech no tylko Rodzicielkę o wszystkim poinformuję. Z pewnością podskoczy z radości i z miejsca da mi błogosławieństwo 😛
Przez grzeczność i swoją własną głupotę nie pogoniłam go na koniec świata. Co więcej, spędzając kilka dni w jego mieście, zaproponowałam spotkanie. Był niezwykle zaskoczony propozycją (jak to? Przecież chyba do tego dążył?), ale wyraził ogromną chęć spotkania.
No i niech to szlag.
Już po kilku minutach przypomniałam sobie, z jakiego powodu byłam tym człowiekiem tak mocno zachwycona. Już pomijam fakt, że spełniał moje wszelkie wymagania odnośnie prezencji 😛 Ponadto rozmowa z nim to prawdziwa intelektualna uczta. Ogólnie rzecz biorąc nie za bardzo miałam się do czego przyczepić, choć BARDZO chciałam 😛 No dobra, nie posiada „motoru” 😛 Ale myślę, że biorąc pod uwagę masę innych jego zalet, jednak potrafiłabym się bez tego obyć 😉

Przypominacz po spotkaniu odprowadził mnie do Pędzidła i podziękował za poświęcony mu czas.
-Chomiczku, wiem że jutro wyjeżdżasz, ale jakbyś miała czas, to bardzo chętnie bym się jeszcze jutro z tobą zobaczył, choćby na kilka minut. Gdybyś podjechała pod moją pracę, to postaram się urwać się na godzinkę i jeszcze z tobą pogadać.- zagadał do mnie i spojrzał na mnie tym swoim maślanym wzrokiem.
-Dobrze, Przypominacz. Jak znajdę tylko chwilę, to postaram się podjechać.

I znalazłam czas. Wpakowałam się w moje kochane Pędzidło i podjechałam. Głupia Chomikowa. A co sobie obiecałaś? Czym się kierujesz w życiu? Niby ROZSĄDKIEM 😀 Pfffff 😀
Podobno nie był w stanie urwać się z pracy choćby na minutę.
Nie był też już w stanie odpisać mi na smsa, w którym mu napisałam, że bardzo mi przykro, ale muszę już jechać. Generalnie nie był w stanie już później w ogóle się do mnie odezwać i choćby przeprosić. Generalnie zrobił ze mną to samo, co 6 lat temu. Generalnie ZNIKNĄŁ bez słowa. Chyba znów przestraszył się tego, że z „kimś może być tak miło i dobrze”. Nawet zaskoczona nie jestem. Odrobinę wściekła 😛 ale chyba tylko na siebie. 

Jeśli jeszcze KIEDYKOLWIEK w życiu najdzie mnie choćby najmniejsza ochota zamoczenia najmniejszego palucha od stopy w tej samej rzece, to swoje kroki skieruję do barku 😛

—————————————————
Zapraszam do posłuchania bloga w aplikacji Audio-blog 🙂

moja N. wysyła mnie na randkę, czyli niech szlag trafi moją intuicję

Emma Watson hyperreacts conformity gif
żródło: emotiongifs.com

Kilka dni temu na portalu społecznościowym odebrałam wiadomość od BARDZO starego znajomego. Pamiętam, że spędziliśmy razem czas na koloniach i kilka razy na rodzinnych wczasach. Bardzo ciepło wspominam tę znajomość, bo chłopak był naprawdę fajnym człowiekiem i trochę żałowałam, że nasze drogi się rozeszły. Tym bardziej ucieszyłam się na wiadomość, że chciałby się ze mną spotkać. Coś jednak budziło moją czujność. Gdzieś tam w głowie paliła mi się czerwona żaróweczka ostrzegająca przed tego typu znajomościami. Bo po 15 latach czego może chcieć ode mnie facet, który życie ma ułożone, i który raptem wraca do Polski z pracy za granicą…?  Liczyłam po cichu na to, że nie będzie chciał ode mnie pożyczać pieniędzy na rozkręcenie jakiegoś interesu w ojczyźnie, ale masa innych podejrzanych  ewentualności krążyła mi po głowie…
Spotykam się z moją N.
-Wiesz mała, kto do mnie pisał wczoraj?- Mateusz.* Pamiętasz go? Minęło wiele lat, ale powinnaś go kojarzyć.
-Kurczę, jak przez mgłę. Ja chyba bardziej kojarzę jego siostrę, bo to z nią bawiłam się w podchody a ty się tam plątałaś zawsze z Mateuszem. Ej! Ale PO CO on do ciebie pisał?- widzę po jej oczach, że już mi węszy romans albo choćby szybką randkę. Szybko gaszę jej zapał.
-Bo wrócił zza granicy i jak to ujął „musi coś ze swoim życiem zawodowym zrobić”.
-Chomik! Przecież on chce iść z tobą na randkę! NARESZCIE pójdziesz na jakąś randkę!-niebezpiecznie się ekscytuje. Ja nie wiem skąd u niej tyle tej naiwności. Przecież już stara jest a nadal wierzy w jakieś bajki 😛
-N! Ty się OGARNIJ w końcu! To że facet do mnie dzwoni, czy pisze i chce się ze mną spotkać, to nie oznacza, że chce iść ze mną na RANDKĘ! Życie to nie tylko RANDKI!
-Ale ty jesteś twardo stąpającą po ziemi babą! A co on miałby chcieć od ciebie?! Co?! Przecież on nie wie gdzie ty pracujesz i czy w ogóle pracujesz, więc nie sądzę, aby chciał, żebyś cokolwiek mu „łatwiła”. Dlatego jak na moje oko, to on bardzo chce się z tobą spotkać na randkę. I już wiem w co się ubierzesz! Masz tę piękną nową spódniczkę! Ją założysz!
-NIE ZAŁOŻĘ, bo to nie jest randka! Ty już mi tyle razy wmawiałaś, że faceci chcą się ze mną umawiać i brać śluby, że to już się nudne robi! I nie chcę ci przypominać (BARDZO CHCĘ 😛 ), ale ZAWSZE to ja miałam rację, więc się uspokój!
-Dobra Chomikowa! To się zakładamy! O co?! Wiem! O najpyszniejsze lody w naszej galerii, że to będzie randka!
Przewracam oczami i wierzyć mi się nie chce, że ona ma w sobie tyle tej dziewczęcej naiwności. I chyba też dlatego tak ją uwielbiam 😀
-Dobra! O najpyszniejsze lody!

Z Mateuszem jestem umówiona w południe. Witamy się jak para starych przyjaciół, jednak moja czujność osiąga stan szczytu Czomolungmy 😛 Spotkanie przebiegało dość przyjemnie. Wspominaliśmy, opowiadaliśmy sobie ostanie 15 lat, pokazywał mi zdjęcia córeczki, snuł plany na przyszłość a ja siedziałam jak na szpilkach oczekując jednego wielkiego BUM. Przecież po coś do cholery chciał się ze mną spotkać! W pewnym momencie zaczęłam wyłapywać pewne informacje o zdrowym stylu życia.
-Oho!- pomyślałam- coś czuję, że to jest punkt dzisiejszego spotkania. A nic mnie tak nie irytuje jak ten modny ostatnio zdrowy styl życia.
-I wiesz, Chomikowa… Ja bym chciał, żeby społeczeństwo wiedziało, że to co, robimy, to co jemy to jest jeden wielki chłam i że musimy swoje organizmy nauczyć żyć w zgodzie z naturą.
Sztywnieję. Takie gadanie jest dla mnie porównywalne do zmuszenia mnie do zmiany wiary i wmawianie, że jest tylko jeden sposób na udane życie i ON właśnie TEN sposób zna, irytuje mnie jak mało co. Szlag by to.
Przez grzeczność (niech szlag moją Rodzicielkę, że wychowała mnie na taką grzeczną osobę 😛 ) i wzgląd na stare dobre czasy nie rzucam widelcem o talerz i nie opuszczam restauracji.
-Wiesz Mateusz. Ameryki nie odkryłeś mówiąc, że wcinamy chemię i że najzdrowszy byłby powrót do natury. Ale ludzie sami sobie wybierają swój sposób na życie i nic nam do tego.
-Tak, Chomikowa, ale ja znam sposób na to, żeby ludzie byli zdrowsi. W Stanach trwają badania…
Aaaa badania w Stanach. No oczywiście. Tylko w Stanach teraz się robi badania nad czymkolwiek. I coś czuję, że teraz poznam złoty środek na to, żeby ludzie żyli całą wieczność, tylko będę za ten złoty środek musiała słono zapłacić.
I tak na stole restauracyjnym nagle lądują buteleczki z tym magicznym „czymś”. Oczywiście to magiczne „coś” sprawi, że: pozbędę się z organizmu wszystkich toksyn, poprawi się gospodarka hormonalna mojego organizmu, oczyści się mój układ trawienny, cera będzie bardziej promienna, będę zdrowsza i piękniejsza…
Ach! Czyli taki zestaw „zęby wyrywa, krawaty wiąże i usuwa ciążę”. A po zażyciu tego preparatu (oczywiście specjalnie dla mnie okazyjna cena) znajdę miłość swojego życia, wygram miliony w totolotka i świat stanie przede mną otworem. Ja już dobrze wiem, którym otworem 😛
Patrzę na ten zestaw buteleczek i zastanawiam się co ja tu robię…
A mogłam w tym czasie siedzieć w ogrodzie i kosić trawę. Ba! Mogłabym świat ratować 😛 I po cholerą ja tu przylazłam…. Trzeba było słuchać intuicji i siedzieć z tyłkiem w domu. Ale nie- Chomikowa naiwnie myślała, że może choć RAZ moja intuicja mnie zawiedzie i spędzę czas kreatywnie…

Wieczorem piszę do mojej N.
Wisisz mi najlepszą porcję lodów w mieście.
Ojej! Znów się myliłam??? Przepraszam! Dobrze, jak już wrócisz z tych Bałkanów, to kupię ci wszystko, co tylko będziesz chciała. To cóż to za biznes Mateusz wymyślił?
-Jakieś magiczne zioło do „wszystkiego”.
-Matko kochana… Chomikowa, wiesz…….. Ty to masz życie 😛

ZAPRASZAM NA FB 🙂 tam też jest wesoło 😉
———————————————————
* Imię zmienione

blog ma MOC!

źródło:Internet
źródło:Internet

Za chwilę minie rok od dnia, w którym założyłam niecodzienne-notatki. Motywowana przez moją N. i Rodzicielkę, zarejestrowałam się na platformie blog.pl. Wiedziałam, że moja pisanina ma być z przymrużeniem oka; że ma być jakąś tam moją małą formą walki z szeroko pojętą niesprawiedliwością, i że ma wyśmiać nasze poważne i sztywne podejście do dnia codziennego. Natomiast w ogóle nie przeszło mi przez myśl, ilu poznam ludzi; na jaką ilość maili będę odpisywać; ile wyleję łez wzruszenia; jak często będę wybuchać śmiechem; ile godzin spędzę nad klepaniem w klawiaturę komputera oraz… jakie tak naprawdę blog ma MOŻLIWOŚCI.
Spotykając się z innymi blogerami nasłuchałam się tysięcy opowieści o tym, jak blog zniszczył ich znajomości i przyjaźnie. O tym jak posypały się związki, bo czyjaś „połówka” nie mogła zrozumieć jeszcze innej miłości poza nią samą. Jak widać miłość jest bardzo egoistyczna… Ktoś dzięki blogowaniu zebrał pieniądze dla chorej córki. Jeszcze ktoś inny znalazł miłość swojego życia (oby jednak miłość znów nie okazała się być miłością samolubną 😛 ). Ktoś znalazł wymarzoną pracę. Masa blogerów wydaje swoje książki. O wszystkim. Ha! Niektórzy blogerzy pozują w swoich pokręconych ciuchach na „ściankach” 😛 Legendy głoszą, że dostają za to nawet pieniądze! 😀 To jest dopiero LIFE 😀

Chomikowa jak do tej pory blogiem życia nikomu nie uratowała, książki nie wydała (broń Boże!) i miłości samolubnej nie znalazła 😉 Ba! Zdążyła się już nawet skłócić z rodziną! Jak się bowiem okazało niecodzienne-notatki dość poczytnym blogiem są 😛 Człowiek niby nie ma jakiejś oszałamiającej liczby odsłon, ponadto stara się być anonimowy a tu proszę, taka NIESPODZIANKA 😛 I to jakie osobistości bloga czytają! Kto by się spodziewał! Takich fanów mieć! Pamiętacie Oślicę z mojej byłej pracy?- OTÓŻ TO! Podobno nawet trochę się w pracy ogarnęła i pracownicy nie życzą jej już długotrwałej choroby uniemożliwiającej codzienne stawianie się w pracy 😛 Teraz życzą jej jedynie zmiany miejsca pracy 😛
Cóż… zasługi przypisuję sobie 😛 😀 Całować w pierścień nie trzeba, dziękować również 😀 😛
Ja się tylko boję, że woda sodowa może mi do tej Chomikowej głowy uderzyć…
😛

Dzisiaj ruszył nowy projekt kilku blogerek, które bardzo sobie cenię: na temat blogowania wpis dodały dzisiaj również inne autorki: Arte1973, Avatea i Lunka1969.
http://arte1973.blogspot.com/2015/04/blogowacisko-po-co-to-wszystko.html?zx=6f5d0727998d9273
http://szkodnikowo.uchwycone-chwile.pl/dziennik-okretowy-co-gdzie-kiedy-dlaczego/
http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl/2015/04/30/blogowe-wyzwanie-na-kwiecien-dlaczego-bloguje/

Zerknijcie jaką rewolucję w życiu zafundował im ich osobisty blog 🙂

ZAMKNIJ w końcu tę buzię!

Shut up Meg by JeffyraccoonUmówiłam się ze znajomą. Znajoma jest znajomą od wielu, wielu lat. I chyba bardziej jest tą znajomą z sentymentu, niż z jakiegokolwiek  innego powodu 😛 Bo dziewczyna ma wadę. Wadę, której niestety nie daję rady PRZEMILCZEĆ. Mianowicie znajomej niestety nie zamyka się buziuchna…
Gdyby dziewczyna nie próbowała usilnie utrzymywać ze mną kontaktu, to ja bym zapewne się poddała. Uciekłabym w swoją ciszę i zwyczajny świat dźwięków przeciętnych 😛 Ale NIESTETY.
W meetingach z koleżanką przybrałam taktykę umawiania się u niej w domu. Mogę wtedy ewakuować się w dowolnej chwili- czyli najdalej po dwóch godzinach słuchania o ciotkach i pociotkach; coraz to nowszych facetach, którzy się w niej podkochują (chciałabym zauważyć, że dziewczyna mimo swoich 30 lat w prawdziwym związku jeszcze nie była); sąsiadkach; serialach, które obejrzeć MUSZĘ, kotach; dorywczych pracach; chorobach; butach; romansie fryzjerki; facetach, którzy się w niej podkochują; butach; facetach, którzy się w niej podkochują; butach……….
Jack Tripper, Three’s Company, breathing scaredTym razem niestety mój wrodzony brak asertywności zmusił mnie do zorganizowania spotkania u mnie w domu. Mając świadomość tego, że znajoma nie zna granicy, w której meeting należałoby zakończyć, zapobiegawczo zaprosiłam ją do siebie dopiero na godzinę 19.00. Przecież chyba każdy z odrobiną przyzwoitości, kto został zaproszony TYLKO na kawę, opuści czyjąś chałupę w okolicach godziny 22.00?! Wyjątkiem są oczywiście bardzo miłe spotkania i poczucie, że spotkanie jest tak ciekawe, że pan(i) domu nakłania gości do dłuższego pozostania w domostwie. Mylę się?
Tak więc ja nie nakłaniałam.
😛
Dziewczę zadowolone przybyło przed czasem.
-Chomikowa! Ja ja dawno u ciebie nie byłam! Wieki całe!- już ja dobrze pilnowałam tych „wieków”.- Chomikowa, jak ja nigdy nie lubiłam tych schodów do ciebie. Coś byś może wreszcie z nimi zrobiła, bo po pijaku, to się nie da po nich wejść!* Jak ja się cieszę, ze się w końcu widzimy! Teraz jak wyjedziesz, to znów nie będziemy miały czasu na spotkanie. W sumie niedaleko siebie mieszkamy, ale jakoś nie mamy czasu się spotkać, no widzisz, Chomikowa.
Oczywiście, że „nie mamy”. Jestem cholernie „zabieganą” Chomikową, która ABSOLUTNIE nie jest w stanie znaleźć choćby dwóch godzin na „pogaduszki” 😛
-Wiesz, Chomikowa, musimy sobie wreszcie porządnie pogadać. Tym bardziej teraz, kiedy ty na takie Bałkany lecisz- zabrzmiało jak groźba- Ale żeś sobie wymyśliła z tymi Bałkanami, wiesz? Czekaj, gdzie ja te buty mam tu zdjąć? Czy nie zdejmować? Bo ja pamiętam, że u ciebie się nie zdejmuje. O czym to ja mówiłam…? A widzisz, Chomikowa! Bo ja……………………….
Bożesz….  😥
Przez pierwsze półtorej godziny autentycznie starałam się słuchać jej monologu. Nawet kiwałam ze zrozumieniem głową na to, co znajoma wyrzucała z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Z racji, że niestety nie miałam okazji otworzyć ust choćby na wypowiedzenie dwóch zdań, to zjadłam prawie całe naszykowane ciasto. W końcu czymś się zająć MUSIAŁAM!
Po dwóch godzinach już jej w ogóle nie słuchałam. Co więcej- zaczęłam ostentacyjnie ziewać. W ogóle jej to nie zraziło.
W trzeciej godzinie poczułam prawdziwe zmęczenie. Wzięłam do ręki telefon i zaczęłam pisać wiadomości na WhatsAppie. Koleżanka tymczasem w ogóle sobie nie przeszkadzała (!) Przez chwilę nawet mnie to rozbawiło. Bo przewidziałam każdy fragment tego spotkania. Wiedziałam, że nie będę w stanie zainteresować dziewczyny jakąkolwiek moją wypowiedzią. Postanowiłam nawet sprawdzić czy aby na pewno się nie mylę… Jaką informacją możemy zainteresować drugą osobę NAJBARDZIEJ?- Owszem, wiadomością, że jest się w ciąży np. z żonatym facetem LUB! Że się pisze BLOGA 😀
-Piękna, a ja ci wspominałam kiedykolwiek, że piszę bloga?- gdzieś udaje mi się wtrącić w czasie, kiedy dziewczę nabiera powietrza w płuca.
-A, serio? No i słuchaj- tata wziął kocicę od sąsiadów i poszedł ją wykastrować. Wiesz, ja nie wiedziałam jak się teraz kastruje koty………….
Wybucham śmiechem 😀 WIEDZIAŁAM 😀
Początek czwartej godziny już był nie do zniesienia. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Byłam już trzy razy w toalecie, żeby tylko nie musieć jej słuchać. Podeszłam dwa razy do komputera, żeby sprawdzić pocztę. Szukałam sposobu na to, żeby już zakończyć tę farsę. Jej głos wywiercał mi w mózgu ogromną dziurę. Pierwszy raz w życiu czułam fizyczny ból, jaki sprawił mi dźwięk. Głos. Tylko głos.
O godzinie 23.00 już nie byłam w stanie tego znieść. PIERWSZY RAZ w życiu wyprosiłam gościa z mojego domu.
-Wiesz, ja cię bardzo przepraszam, ale ja już jestem padnięta. Musimy się pożegnać.
-No właśnie widzę, Chomikowa, że ziewasz od ponad dwóch godzin.
Litości!
Szybko podaję dziewczynie torebkę, palto. Buty prawie jej zakładam i odprowadzam na dół pod drzwi.
-Dziecko, a może ty idź ją odprowadź pod furtkę, bo jeszcze nie daj Boże ci się wróci- dopada do mnie Rodzicielka.

Gdzieś się zaczęłam zastanawiać, czy ludzie którym nie zamyka się buzia zdają sobie sprawę z tego, że NIKT ICH NIE SŁUCHA? Człowiek jest w stanie się skupić powiedzmy na godzinę (i to i tak tylko wtedy, jak jest dobrze zmotywowany). Pozostały czas będzie sobie robił w głowie plan rzeczy, które ma zrobić w domu, przypomni sobie fabułę filmu, który go nie zainteresował, ułoży nowy przepis na ciasto, zaliczy szybki seks z sąsiadką/ sąsiadem ale NA BANK nie będzie słuchał tego, co ta druga osoba KLEPIE.

I zwiąż się teraz z kimś takim węzłem małżeńskim. Jak nie rozwód, to alkoholizm lub inna choroba psychiczna jest niejako wpisana w ten związek drobnym druczkiem 😛

 

*Oczywiście, ze się DA. Na czworakach wszystko się da 😀

spełniam marzenia :)

Motivation-wallpaper-10553095Zaparłam się. Zawzięłam gdzieś sama w sobie i postanowiłam, że nie ustąpię. Wiedziałam, że to jedno małe marzenie da się spełnić, więc całą zimę spędziłam na przygotowaniach do zdobycia wymarzonej pracy, która pozwoli mi odkryć coś nowego, obudzić to, co gdzieś we mnie od dłuższego czasu drzemie. Łaziłam na kurs językowy, jeździłam do tej całej Warszawy, gubiłam się w gąszczu zabieganych mieszkańców, nieświadomie atakowałam kioski ruchu (wpis tutaj:http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/05/podejscie-do-warszawy-nr-2-i-niegoscinnosc-miejscowych/) zapisałam się na szkolenie i… UDAŁO SIĘ 🙂

Chomikowa w maju leci na Bałkany do roboty 🙂

Ostateczną decyzję podjęłam wczoraj. Miałam wybór pomiędzy Rumunią, Bułgarią, Maroko… Kręciłam nosem, badałam potencjalne szefostwo (kolejnego mobbingu już bym psychicznie nie zniosła), porównywałam zarobki i wybrałam ogólnie Bałkany. Chociaż ostatecznie, gdzie mnie rzuci los… Tego nie wie nikt 😉
Umowę mam do jesieni, więc na najgorszą porę roku wracam do Polski… Choć moja N. mi powiedziała, że ona czuje, że ja tam sobie życie ułożę i nie będę chciała wrócić. Jakoś nie widzę siebie w innym kraju, niż Polska, ale życie mnie nauczyło, żeby „nigdy nie mówić nigdy”, więc NIE MÓWIĘ 😉 Tylko że ja tu mam ludzi, którzy naprawdę mnie kochają. Wiecie… W sumie jeszcze nikt z moich bliskich tak szczerze nie ucieszył się na mój wyjazd. Rodzicielka zanim mi pogratulowała, to się oczywiście popłakała. Gratulacje odebrałam po 40 minutach 😛 Przyszywany Ojciec mówi, że kobieta będzie w takiej desperacji, że porwie kolejny samolot, żeby tylko polecieć na te pół roku za mną 😛 Ja się obawiam, że w tym samolocie może być też moja N. i moje dziewczyny 😛 bo żadna z nich nie rzuciła mi się na szyję gratulując zdobycia pracy, o której przecież od dłuższego czasu gdzieś marzyłam 😛
Nie ma nic piękniejszego od poczucia, że ma się naokoło siebie ludzi, dla których jest się naprawdę ważną… Nie mam własnych dzieci, nie mam męża a jednak absolutnie nie czuję się samotna. Wiem, że mam koło siebie ludzi, na których mogę polegać i którzy już nie raz pokazali mi, że mogę na nich liczyć. Na własną rodzinę nie zawsze można liczyć a na przyjaciół taki zwykły, niepozorny Chomiczek może. Coś wspaniałego. Polecam 🙂
Kochani… Ponieważ w pracy będę miała tylko 1 wolny dzień, to na pewno nie będę w stanie pisać notek częściej, niż raz w tygodniu, ale bloga nie porzucę. Nie ma takiej mocy, która zmusiłaby mnie do zamknięcia niecodziennych-notatek 🙂 Zresztą okazało się, że mój blog ma MOC i jest przeglądany przez osoby, które NIGDY nie posądzałabym o takie fanaberie (o tym innym razem ;))
Gdzie mnie te moje marzenia zaprowadzą, tego nie wie nikt 😉 Ale uwierzcie mi- na pewno spotkają mnie sytuacje, które będą warte opisania i wyśmiania na niecodziennych-notatkach 😀 Aż strach się bać 😀
Przygodo AHOJ! 😀

—————————————————–
Kto zagląda na fb, ten wie, że wczoraj wróciłam z Krakowa, w którym nagrywałam niecodzienne-notatki do aplikacji Audioblog. Już dziś możecie odsłuchać jednej notki oraz mojego i Lunki1969 komentarza do nagrania.
Zapraszam ja- Chomikowa 🙂 http://www.audio-blog.pl/

wyjście zablokowane

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Zapewne nikogo nie zdziwię, kiedy napiszę, że Święta Wielkanocne spędziłam kursując „po rodzinie”. Na szczęście rodziny nie mam zbyt dużej, więc podróżowanie ograniczyłam do odwiedzin ciotki i dziadków.
Parking u dziadków pod blokiem jest niewielki. Bitwa o miejsce parkingowe przypomina zabawę z dziecinnych lat „gorące krzesła”- kto ma szybszy refleks, ten wygrywa. Ja mam jeszcze tyle więcej szczęścia, że moje niewielkie Pędzidło mieści się w wiele zakątków parkingowych. Jak zawsze wcisnęłam się w najciemniejszy kąt parkingu i beztrosko pognałam do dziadków.
Wyglądając sobie przez okno mieszkania (w mieście coś się zawsze dzieje- ktoś się pokłóci, ktoś pokrzyczy, kogoś napadną 😛 a nie to, co u mnie- raz w ciągu dnia sąsiad przejdzie z psem na spacer) zauważyłam, że za moim Pędzidłem stanął jakiś dostawczak. Tak zaparkował, że mnie ZABLOKOWAŁ. Westchnęłam sobie głęboko, po cichu licząc na to, że kierowca ograniczył się z wizytą do złożenia życzeń świątecznych i za chwilę wróci, żeby odjechać w siną dal… Tudzież do swojego domu 😛
Myliłam się.
Minęła godzina a dostawczak nadal zastawiał mi tyłek Pędzidla. Zaczęłam się irytować. Pod wieczór byłam umówiona ze znajomym, więc nie mogłam sobie pozwolić na dłuższe marnowanie czasu. Moje trąbienie rozchodzące się na całe osiedle nic nie dawało. Pytania przechodniów o ewentualną znajomość kierowcy dostawczaka również. Podjęłam desperacką decyzję wykonania telefonu do Straży Miejskiej. Bardzo uprzejmie sobie porozmawiałam z dyspozytorem i dowiedziałam się, że niestety ale z taką bzdurą muszę zadzwonić na Policję. Nie wierzę. Naprawdę chciałam uniknąć telefonowania z tak mało istotną sprawą aż na Policję, ale jednak wyjścia nie miałam. Kolejna uprzejma rozmowa przez telefon (autentycznie jestem pod wrażeniem!) z dyspozytorem i powrót do mieszkania. Uznałam, że trąbić więcej nie będę, bo ktoś z sąsiadów mógłby wezwać Policję dla odmiany w mojej sprawie 😛
W trakcie oczekiwania na służby mundurowe, dziadek postanowił urozmaicić wnuczce smętnie płynące minuty, przepytując ją z życia prywatnego. Oczywiście.
-Malutka, a masz ty jakiegoś narzeczonego?
Dawno nie było tego pytania, więc zrobiłam się automatycznie czujna…
-Dziadkuuuu…. a skąd nagle to pytanie?
-No co „dziadku’? Zawsze kogoś miałaś a teraz co? Za mąż nie wychodzisz?
-NIGDZIE, dziadku nie wychodzę.
-Ale ja nie o tym mówię. Ja się pytam, czy ty za mąż nie wychodzisz może w końcu, co?
-Dziadziuś! Litości!- zaczynam się odrobinkę irytować sytuacją z moim Pędzidłem oraz próbami wydania mnie za jakiegoś faceta- Nie widzisz, że ja od dwóch godzin nawet z waszego mieszkania wyjść nie mogę?! A co dopiero za mąż!

Info dla wybitnie ciekawych końca historii z parkingiem:
Obyło się jednak bez Policji. Zwolniło się jedno miejsce parkingowe koło mojego Pędzidła, więc rozjeżdżając trawnik i taranując śmietniczki, wydostałam się z pułapki 😛
Oczywiście jak przystało na wzorową obywatelkę, szkody naprawiłam 😛