wielkie, chodzące zmartwienie

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Kiedy obchodziłam swoje 30-ste urodziny, coś w mojej głowie „kliknęło”. Do 30-stki nie działo się nic niepokojącego i nic nie zapowiadało żadnych zmian. Nadszedł TEN dzień i nagle mój rozum przestawił się na funkcję „zamartwiania i niepokoju”.
Nie jest  dobrze.
Powiem więcej- jest coraz gorzej… 🙁
Fakt, że jestem tysiące kilometrów od domu, nie ułatwia mi sprawy. Boję się o Rodzicielkę, o Przyszywanego Ojca, o dom i o moje relacje z przyjaciółkami.  Będąc na miejscu, wszystko jako-tako kontrolowałam. Miałam czas na spotkania, na organizację mojego życia, „czuwałam”. Tutaj- w Grecji doświadczam totalnej rozpierduchy. I boję się.


Niedawno do mnie dotarło, że myślenie „mam jeszcze czas” mogę zamknąć na ogromną kłódkę a klucz wrzucić do muszli klozetowej i spłukać.  Myślałam, że mam jeszcze czas na uzbieranie funduszy na remont domu, teraz na samą myśl ogarnia mnie panika, bo nic nie wskazuje na to, abym sama sobie z tym poradziła. O jakimkolwiek wsparciu muszę zapomnieć. Nie widzę opcji jak ogarnąć tę chałupę, mój rozum, który jest mistrzem w układaniu planu i rozwiązywaniu problemów, tym razem leży upity  i poparzony słońcem na plaży. Przykry widok…
Od wielu lat myślałam, że jest jeszcze czas na to, żeby wszystko zaczęło się w końcu układać. Wkładałam sporo wysiłku, żeby zapewnić sobie jakieś życie, starając się przy tym wszystkim zachować względny spokój. Czas się tak bardzo kurczy a ja nie idę do przodu..
Stoję w miejscu i rozpaczam. Żałuję zawodowych decyzji, żałuję czasu zmarnowanego na pracy z Oślicą, cholernie żałuję tych straconych zawodowych lat. Mogłam wtedy już wyjeżdżać i kreować swoją przyszłość w turystyce. Teraz jestem jedną z najstarszych rezydentek, a mogłabym teraz być już z szufladą zdjęć z Dominikany, Chorwacji, Zanzibaru, bagażem doświadczeń i pomysłów na kolejny etap zawodowy. Jestem znów na cholernym początku 🙁
Zalewają mnie wspomnienia z dzieciństwa- czasów beztroski, przegadanych nocy z Moją N. i znajomymi z ośrodka wczasowego. Ciężko mi się pogodzić z tym, że to wszystko już nie wróci, że nie pójdziemy nad rzekę i nie rozpalimy ogniska, nie będziemy planować jak tu niby przez przypadek spotkać się z chłopakami, w których po cichu się podkochujemy. Wtedy miałam jeszcze na wszystko czas i byłam tego świadoma. I spokojna.
Teraz jestem tysiące kilometrów i tysiące lat od tego wszystkiego.

Jestem wielkim, chodzącym zmartwieniem.
Psuję ten idealny obrazek Grecji.
  

40 odpowiedzi na “wielkie, chodzące zmartwienie”

  1. To zmęczenie i tęskonta…Strach?Ojjj jak ja Cię doskonale rozumiem.Ale to nic nie da,oprócz tego że się wpada w jeszcze większy dołek…Wiesz co musisz zrobić po powrocie do Polski?Zapierdzielasz na terapię!!!
    Chcesz ognisko?Kochana – Twoja ekipa czeka na znak 😀 😉

    1. Tati ma rację;) Za bardzo o tym myślisz, a im dłużej myślisz, tym bardziej się dołujesz…

      Piszę się na to ognicho;)

      1. Staram się nie myśleć. Wpadam w wir pracy i staram się nie myśleć,ale różnie bywa.
        Coś czuję, że organizacjà spadnie na mnie ;P

      1. Kochana mnie też nie stać,chodzę na NFZ.No chyba ,że masz coś innego na myśli?
        Masz tam gdzieś rzekę w swojej okolicy?Organizacja nie spadnie na Ciebie,miejscówa potrzebna 😀
        I na koniec – odpowiedz sobie co zmienia zamartwianie się o przyszłość?Masz wpływ na wszystko?No nie masz,więc po co?Po co sobie dokładać?Ty wiesz,że to nie ma sensu i ja to wiem ale wiemy również,że to trudne dlatego trzeba się tego nauczyć.Ja właśnie zaczynam moje lekcje,a Ty? ;*

        1. Hmmm… o NFZcie nie pomyślałam 😉
          Najbliższa normalna rzeka jakieś 60 km ode mnie 😉
          Wiem,że nie zmienia,wiem,ale lęk jest czasem silniejszy…

          1. A musi być rzeka? Chyba że chcesz się później kąpać na golasa 😀 Albo żebyśmy się potopili ;> Szukaj stawu,jeziora 😀
            Ja też sobie nie wyobrażałam terapii na NFZ,wiesz chciałam tak po amerykańsku 😉 Szkoda kasy,mój terapeuta fajny gość.
            A wiesz co jest najśmieszniejsze – że człowiek się zamartwia,przeżywa,nie śpi po nocach,rzyga z nerwów,traci włosy czyli totana demolka organizmu,a jak przyjdzie co do czego to „bierze życie za łeb” i wygrywa 😉

            1. Widzę,że dużo mi tu dajesz wiedzy z Twojej terapii 🙂 mądre słowa. Zgadzam się z tym w 100%
              Rzeka, koniecznie rzeka 🙂

              1. Ja to wiedziałam ale tak mnie to życie zamotało,że się pogubiłam…I owszem,raptem trzy sesje i sobie przypomniałam,że nie w takim bagnie siedziałam i dałam radę…Ale to też trzeba mieć przy sobie odpowiednie osoby,nawet jeśli są tylko wirualnie ;* 😀
                A ja takie mam i Ty też masz,ale to nie ma co się upierać że ja sama,że dam radę,że przeciez silna jestem i inne bla bla bla…Człowiek potrzebuje drugiego człowieka jak tlenu i nie ma co się upierać,że sam wie lepiej i da radę.Samemu to tylko tam,gdzie nawet król chodzi piechotą 😉
                Przytulam mocno.Hmmmm w naszej „konfiguracji” dokąd mogę Ci sięgać ? 😀

              2. wróćmy może do tematu pływania na golasa…;p

                Chomik – nawet na tym blogu masz sporo osób (ok – to fakt, że tylko „wirualnie” (Tati – nie zabijaj;D)), które chętnie Ci pomogą – choćby poprzez właśnie skomentowanie takich postów…

                Nie wiem, czy napisanie tego tekstu Ci pomogło, bo mogłaś wyrzucić z siebie to, co masz na wątrobie… Jeśli tak – pisz tak dalej, a chętnie Cię przeczytamy i doradzimy, co naszym zdaniem powinnaś zrobić… (sorki, że piszę w imieniu ogółu, ale chyba reszta myśli tak samo)

                Poza tym – posłuchaj Tati, bo to mądra kobieta i udziela Ci dobrych rad

              3. Zrobiłam literówkę specjalnie dla Ciebie żebyś się cieszył 😉
                Poczekam na ognisko,to zobaczymy czy Ptaszysko potrafi pływać 😀

              4. Dzięki za przytulaski i za słowa, one też coś dają. W naszej konfiguracji pewnie sięgasz mi do biustu 😀 Pretenduje do miseczki C 😀

              5. Cudownie 😀 Zresztą pamiętaj że jak coś to ja pierwsza w kolejce 😉
                Słowa…Kochana na chwilę obecną mam tylko słowa ale szczere i od serca płynące.Powiało romantyzmem że szok 😀
                Wiesz,że Cię lubię?Wiesz ;*

  2. Smutno się to czyta, Chomiku. Jak byś miała jakąś „sraczkę myślową”, a czego nie dotkniesz myślami, to wychodzi Ci ujemny bilans. Ale wiesz co? Obiektywnie, to na pewno coś Ci się udało, coś osiągnęłaś i nie straciłaś tak dużo czasu, jak teraz to widzisz. „Teraz” zdaje się jest kluczowe. Może odpuść sobie, na przykład na tydzień i nie rozkminiał przeszłości, co? Po prostu sama siebie kontroluj i nie dopuszczaj do analizowania. Po kilku dniach takiej samokontroli spojrzysz na wiele rzeczy z dystansu. Bedziesz mogła ze spokojem pomysleć o przyszłości. Nie ogladaj się za siebie. Już nic nie zmienisz. Szkoda energii na takie rozkminianie. A jak już dasz odpocząć przeszłości, to zrób sobie plan. Ale nie ambitny jak jasna cholera! Nie musisz wyjść za mąż, nie musisz wyremontować chaty, nie ustrzeżesz mamy i ojczyma itd, itp. To są rzeczy, które w niewielkim stopniu zależą od Ciebie. Zaplanuj to, co na pewno zależy od Ciebie.
    Buziam i przytulam.

    1. Z tą przeszłością nawer jestem jakoś pogodzona,ale przyszłość mnie przeraża. Dobrze,że man dużo pracy to na intensywne myślenie nie za bardzo nam czas,ale zdarza się…
      Dzięki za przytulaski 🙂

  3. Chomiczku, to normalny stan. Każda okrągła data przynosi że sobą taki rodzaj weltschmerzu. Podsumowania rzadko bywają powodem do satysfakcji, bo zawsze jest coś,co spieprzyliśmy :). A 30 to pierwsza całkiem dorosła rocznica,nic dziwnego,że budzi niepokój… Masz prawo się pomartwić,ale pamiętaj,że po 30 też jedy źycie. I często lepsze niż przed- bo jesteś teraz mądrzejsza 🙂

    1. Mówisz,że lepsze? Trzymam Cię za słowo 😉
      Kurczaki,chciałabym być czasem głupsza,życie byłoby przyjemniejsze 😉

  4. Za dużo kombinujesz. Daj szanse życiu. Masz rewelacyjne perspektywy więc ciesz się życiem. I pamiętaj – nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej….

        1. Wiesz Jaga,nie bagatelizowałabym takiego obniżenia nastroju…To się tak łatwo mówi – zawsze może być gorzej ale przychodzi taki moment w życiu człowieka,że w dupie ma fakt że może być jeszcze gorzej….Tu i teraz jest mu źle i z tym się należy uporać.

          1. No to wizyta u psychologa będzie w sam raz – sama sobie nie pomoże a my jej tym bardziej nie pomożemy – zmiany zaczynają się w głowie i tam trzeba pozytywnie się przestawić

  5. Chomiczku czekaj to samo bede przechodzić za rok 🙂
    A tak szczerze to źle na to wszystko patrzysz. 30 lat to nie koniec, to początek. Co z tego że uważasz że mało zrobiłaś i jesteś na początku drogi. Kochana rozpoczęcie czegoś co cię interesuje może nastąpić w każdej chwili. Nawet jak masz 60 lat. Ważne jest byś się realizowała w tym co robisz. A co z tego że jesteś najstarszą rezydentką. Może to twój plus? Nie jesteś już wyszczekana małolatą. Goście na pewno wolą polegać na statecznej ogarniętej 30-latce niż na jakiejś rozchwianej 23-latce.
    Ile tego dorosłego życia dopiero przeżyłaś na swoim rachunku? 5 lat? 10 lat? a ile masz do przeżycia? Obstawiam że 30-40 lat lekką ręką. Więc wcale nie jest za późno. Perspektywa przed tobą kilkudziesięciu lat własnego rozwoju na warunkach postawionych przez ciebie. Nie licz pierwszych 20 lat życia bo one są kreowane przez pryzmat twoich rodziców i tym jak tobą kierowali. Teraz jesteś osobą bardziej świadomą niż mając 20 lat. Swoje 30 lat na karku przekuj na swój sukces i nie szukaj w tym porażki.

    1. Kolejna osoba mądre rzeczy mi tu pisze. W teorii jestem strasznie mocna i naprawdę się z Tobą zgadzam,bo masz sporo racji 🙂 tylko praktyka czasem mnie przerasta…
      Daj znać jak 30ste urodziny 😉

  6. Wiesz co? Może lepiej by było jakbyś dalej z Oślicą pracowała. Przynajmniej byś nie miała świadomości, że gdzieś indziej jest inaczej 🙂
    Masz 30 lat… przez pierwsze -naście w zasadzie nie tak wiele od Ciebie zależało, później studia i inne cuda, na których też nie bardzo masz możliwość robić to, na co rzeczywiście masz ochotę.
    Od 6-7 faktycznie masz realny wpływ na swoje życie. Świadome wybory, zarabianie na siebie… 6-7 lat! Przed Tobą jeszcze ze 20-30 w dobrej formie, a Ty się zamartwiasz jakbyś co najmniej pół życia zmarnowała 😀

    Dało się zrobić lepiej? Oczywiście.
    Dało się gorzej? No jasne.

    Remont domu… po cholerę? Władujesz pieniądze, znajdziesz miłość swego życia gdzieś-tam i co?
    A jak nie znajdziesz, to po cholerę wielki dom?
    Przyjaciółki – jeżeli są przyjaciółkami – zostaną… parę miesięcy nieobecności niczego tu nie zmieniają.
    Rodzicielka i Przyszywany potrafią o siebie zadbać, a na pewno będzie im lepiej jak Ty się nie będziesz zamartiwać 🙂

    Kiedy wracasz? Będzie na tyle ciepło jeszcze, żeby tą rzekę zaliczyć? 🙂

    1. Napiszę do Oślicy, może jeszcze nic straconego i przyjmie mnie z powrotem 😛 😀
      W sumie masz rację, że ode mnie zaczęło wszystko zależeć dopiero dopiero kilka lat wstecz. Ale jak sobie pomyślę, że tyle ludzi w moim wieku już ma wszystko poukładane (a nie są to ubrania w szafie) i nie muszą się martwić o mieszkanie itp, to chce mi się płakać.
      A dom? Kocham ten dom i za nic w świecie nie wyobrażam sobie, żeby go nie było.

  7. To, Chomiczku, trochę Cię pocieszę. Nie jesteś samotnym chodzącym zmartwieniem. Choć to pewnie marne pocieszenie. Ale może trzeba szukać dobrych stron? Na pewno takie są.

    1. Wiem, wiem… I wiem, że inni mają jeszcze gorzej, ale jak sobie pomyślę, ile włożyłam wysiłku i lat w swój rozwój a jestem w punkcie,w którym jestem…

  8. kiedy mam wrażenie, że zaczynam dreptać w miejscu – wyjeżdżam (dokądkolwiek), by złapać dystans do sytuacji/przemyśleć, itp. u Ciebie najwyraźniej to nie działa. mało tego, jeszcze się „nakręcasz”. wsłuchaj się w siebie i postaraj się odpowiedzieć na pytanie: „poradzę sobie z tym samodzielnie, czy jednak zakopuję się w swoich szarościach coraz głębiej i czas przyznać się przed samą sobą, że potrzebuję pomocy z zewnątrz?”.

  9. Takie wycieczki są bardzo dobre 🙂 Wiem coś o tym 🙂 A pomoc? Ja wiem, że potrzebuję pomocy, ale raczej nikt nie jest w stanie mi pomóc. Może wygrana w totka 😉

  10. Nie jesteś na początku swojej kariery. Jest za Tobą najtrudniejszy etap- podjęcie ryzyka. Wiem coś o tym, bo sama nie zdecydowałam się na zmianę kierunku studiów chociaż wiedziałam, że to nie to już po pierwszym roku 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.