święta uratowane! :)

christmas december GIF
źródło:giphy.com

UDAŁO SIĘ! Święta się odbędą! 🙂 🙂 🙂
Dziś rano umyłam prawie wszystkie okna 😛 W strugach deszczu, ale UMYŁAM 😛 Ze spokojem mogę powiedzieć, że Święta Bożego Narodzenia nie są w tym roku zagrożone. Ufff 😛 Zrzuciłam ze swoich barków ten ciężar 😉 Poodkurzane, posprzątane, prezenty zakupione, dom przystrojony, większość żarcia przygotowana.
Brawo JA!
Uffff. Czytaj dalej „święta uratowane! :)”

wiem, że przyjdzie koniec

making love passion GIF
źródło:giphy.com

Wiem, że to się skończy. Tak samo, jak kiedyś…
Wszystko jest przez to mocniej i bardziej…
Każdy oddech biorę głębiej, dotykam mocniej, milczę wyraźniej,  a słowa wypowiadam ostrożniej.

Po każdym gwałtownym ruchu intensywnie czerwony ślad. Zakryłam go łzą.
Wargi ze śladami tamtych chwil zasłoniłam matową szminką.

Wszystko bez opamiętania.

Noc jest za krótka a szept zbyt intensywny. Czytaj dalej „wiem, że przyjdzie koniec”

czy lekarzom się należy…?

źródło:pixabay.com

Dzieje się w tej naszej służbie zdrowia, oj dzieje… Jak nie strajkują pielęgniarki, to ratownicy medyczni a jak nie ratownicy, to teraz młodzi lekarze. Ależ to roszczeniowe grupy zawodowe w tej służbie zdrowia. BYDLAKI niewdzięczne! Niech się cieszą, że w tym nomen omen chorym kraju w ogóle mają pracę a nie im się jeszcze podwyżek zachciewa. Że niby ciężkie studia pokończyli i nie zarabiają kokosów? A kto w tym kraju nie skończył ciężkich studiów?
Ja na przykład. I każdy, kto studiował humanistyczne kierunki.
Czytaj dalej „czy lekarzom się należy…?”

samotny/zdesperowany?

college august seriously college problems college life crisis
źródło giphy.com

Kto jak kto, ale akurat ja dobrze wiem jak to jest być bez pary, singlem czy samotnym (jak zwał, tak zwał 😛 ). Wiem, że wcale nie jest dobrze. Wcale nie jest kolorowo, nie jest pięknie i nie jest odświętnie. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest do dupy 😛 i rozumiem, że chyba nikt nie chce być sam.  Jest masa mniej lub bardziej pomysłowych idei zmiany statusu z „wolny” na „w związku”. Ludzie logują się na randkach internetowych, szukają szczęścia na przystankach autobusowych, na imprezach, w pracy, w szkole, muzeach czy Bóg wie gdzie jeszcze 😉 lub…
Czytaj dalej „samotny/zdesperowany?”

naiwnie? o pomocy wszelakiej

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

Mam w sobie bardzo duże pokłady empatii i współczucia. Na widok zbłąkanego psa, czy kota serce łamie mi się na pół. Wylewam łzy nad zdjęciem dziecka, które straciło swoich rodziców. Mam w sobie pełno zrozumienia i współczucia dla starszych ludzi. I pomagam jak tylko mogę i kiedy tylko mogę. Może żyję w świecie utopii, ale wydawało mi się, że jednak sporo w nas ludziach jakiejś mądrości życiowej a co za tym idzie rozsądnej pomocy.
Czytaj dalej „naiwnie? o pomocy wszelakiej”

po intensywnej nocy

źródło: stylowi.plNa jednych z zajęć językowych poznałam Poetę. Od pierwszego dnia czułam, że jest to ten typ człowieka, z którym na pewno szybko się porozumiem i znajdę wspólny język. Nie wiem… takie rzeczy się po prostu czuje.
Z każdym kolejnym dniem, czułam się w jego towarzystwie swobodniej. Cieszyło mnie, że opowiada mi o sobie coraz więcej i pozwala sobie na coraz zuchwalsze dowcipy, które uwielbiam. Po ostatnim wyjściu do miasta, jasno wyznaczona przez nas granica zaczęła się zacierać. Padło kilka słów, których nie chciałam usłyszeć, i których nie chciałam powiedzieć.
Chemia coraz bardziej zacierała mój i jego zdrowy rozsądek…

Późny wieczór. Odbieram od niego maila z obiecanymi wierszami.  Nie najlepiej znam się na poezji, ale mają to być generalnie humoreski, więc ochoczo otwieram maila z folderem „Moja poezja”.
„Chomik, chciałem zaznaczyć, że po przeczytaniu tych wierszy, będziesz o mnie wiedzieć więcej, niż wiedzą inni. W sumie, to będziesz o mnie wiedzieć wszystko… Ale czuję, że wysyłam to odpowiedniej osobie (…)”
Co takiego osobistego może być w humoreskach?- pomyślałam beztrosko-NIC, Chomikowa, NIC.

Po dwóch godzinach pochłaniania wystukanych słów, czuję każdy dotyk, który opisał w dziesiątkach erotyków. Każda kropla potu z zapisanych słów spływa po moich plecach. Mam opuchnięte wargi od wszystkich szaleńczych pocałunków. Moje uda mają ślady wbijanych paznokci. Słyszę każde wyszeptane słowo i czuję każdy opisany dreszcz.

Pochłonęłam wszystkie jego pragnienia… Jestem przesiąknięta każdą jego myślą. Znam jego grzechy i wiem, co sprawiło, że znów zaczął wierzyć. Wzięłam wszystko, co mi dał… Poddałam się.
Boję się poranka po tej wspólnej nocy. Światło dzienne zmienia perspektywę. Nie wiem, jak sobie spojrzymy w oczy…

z wizytą u artystów

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Syn Przyszywanego Ojca jest muzykiem. Utalentowanym (wyjątkowo tym razem się nie nabijam 😛 ). Artysta w pełnym tego słowa znaczeniu- po nocach komponuje, w ciągu dnia organizuje koncerty a w weekendy ogarnia grafikę komputerową. Na tym jego życie się kończy. Coś takiego, jak rachunki, pranie, sprzątanie, jedzenie czy terminy umów dla faceta nie istnieją. Oczywiście doprowadza to Przyszywanego Ojca do szału, bo syn doskonale zorganizowanego człowieka jest… kompletnie niezorganizowany 😛 Wszelkie ich spotkania wyglądają tak, że Przyszywany Ojciec daje chłopakowi tylko wskazówki dotyczące uporządkowania domu, remontu silnika w samochodzie, czy podłączenia zmywarki. Nie ma się co dziwić, że ojciec jest rzadkim gościem w domu syna. Kto chciałby słuchać tylko i wyłącznie reprymend dotyczących bałaganu w domu, czy kompletnie zapuszczonego ogrodu…
Jakiś rok temu facet w końcu znalazł sobie dziewczynę, która podjęła się wyzwania ogarnięcia jego życia 🙂 Dziewczyna całkiem rozsądna (w ogóle mojego wzrostu, więc zdobyła u mnie dodatkowego plusa 😉 ), miła, ciepła i niesamowicie zakochana. IDEALNIE.
Niestety również artystka.
Dziewczyna przez ostatni rok zajmowała się remontem domu, ogarnianiem ukochanego artysty oraz całą resztą. Nadszedł długo wyczekiwany czas, kiedy w końcu zostaliśmy zaproszeni na świąteczny obiad. W wizycie pokładałam spore nadzieje, ponieważ chciałabym, żeby relacje syna z ojcem troszkę się poprawiły. Tak sobie myślałam, że skoro chałupą zajęła się w miarę rozsądna kobieta, to Przyszywany Ojciec nie będzie miał się do czego przyczepić i może relacje nabiorą lepszego kształtu…
Przekroczyliśmy próg domu. Faktycznie wygląda zdecydowanie lepiej, niż jeszcze rok temu. Zachwyciłam się drewnianym stołem, który został zrobiony na zamówienie z desek zalegających w piwnicy. Pokochałam cudowną sypialnię, w której stara drezyna służyła za stolik pod telewizor. Wzroku nie mogłam oderwać o ręcznie robionych ceramicznych talerzy. Ale prawdziwie zafascynowały mnie obrazy. Nic nadzwyczajnego- jakieś plamy na tekturze, ale plamy wyglądały naprawdę ciekawie. Każdy mógł je zinterpretować na swój własny sposób. Można było dostrzec w nich balony lub człowieka tęskniącego za swoim domem. Mogła być baletnica albo zakochana para. Mogło być na nich wszystko. Może też dlatego cieszą się sporym powodzeniem.
Przyszywany Ojciec jednak nie podzielał mojego entuzjazmu.
-A ty pod wpływem jakiś narkotyków tworzyłaś te plamy?- nabija się -Ja nie wiedziałem, synu, że wy macie dostęp do jakiś odurzających środków. Byście się ze starym człowiekiem podzielili takimi wynalazkami.
Nie wierzę…
Przyszywany dostał ode mnie pod stołem kopa. Miał być na otrzeźwienie.
-A ty mnie, Chomik do cholery co kopiesz pod stołem?! Źle coś mówię?! Jakbyś zwróciła świąteczną kolację na karton, to efekt byłby taki sam!- i dalej się zaśmiewa z własnego dowcipu.
Twarz schowałam w dłoniach. Dziewczyna uśmiecha się, ale w sumie co ma zrobić. Kulturalna jest, więc pozostaje jej się tylko uśmiechać.
Rodzicielka dla odmiany przygląda się dziełom sztuki z wielkim zainteresowaniem. Widzę, że muszą jej się podobać. Podsuwa swoje interpretacje i zadaje sporo pytań. Jeszcze w niej jest jakaś nadzieja, żeby uratować to spotkanie!
-A jak się tworzy taki… no taki…- Rodzicielka pełna stresu szuka odpowiednich słów, żeby wyrazić tę nowoczesną sztukę 😛 – bo obraz to nie jest… ale żeby stworzyć taką sztukę.
Jezuuuniuuu……………………..
Żenada.
Opcja znikania. Smartphony mają teraz od cholery opcji. Czemu jeszcze nie wymyślono opcji znikania właściciela telefonu?
-To JEST obraz- nieśmiało odpowiada dziewczyna.
-Wiesz co? Jestem zachwycona tym waszym stołem!-przerywam tę kompromitującą konwersację- Naprawdę pięknie komponuje się z tymi drewnianymi półkami!
-Tak, tylko ten stół trzeba jeszcze dopracować. Musicie go wylakierować i jakoś te prześwity między deskami ukryć. Najlepiej, żebyście deski wyszlifowali. Szlifierkę mogę wam pożyczyć. I nie sprzątajcie tego pyłu, tylko zdmuchnijcie go w te szpary i tak zalakierujcie. A te półki zaraz się wam pourywają, bo są za ciężkie. O! Już widzę, że ta jedna odchodzi od ściany! One same w sobie są zarąbiste, ale i tak wam poodpadają. Jakbyście te podpórki zrobili z drewna, to lepiej by wyglądały i lepiej trzymały te półki.
Cisza.
Ta krępująca cisza.
-Ten żyrandol jest niesamowity!- podchodzę do żyrandola, który naprawdę mnie zaciekawia i szczęśliwie znów pozwala zmienić temat.
-Prawda, że fajny?- odpowiada pani domu- Można go formować na każdy kształt a żarówki świecą światłem przypominającym płomień świecy.
-Ale takie żarówki na pewno pochłaniają mnóstwo energii!- wtrąca kto?- Przyszywany oczywiście- No i jest czerwony! Do niczego ten czerwony żyrandol nie pasuje!
-Jezu! Nie wiesz, że teraz jest tak modnie- żeby były akcenty, które do niczego niby nie pasują, ale jednak świetnie komponują się w przestrzeni?! Tak jest właśnie z TYM żyrandolem!- podnoszę głos, bo już nie wytrzymuję.
-Tak?- mocno dziwi się Przyszywany Ojciec- może i modnie… ale w ogóle nie ekonomicznie.
-Dobra, wiecie co? Musimy się już zbierać- napiętą sytuację rozsądnie przerywa Rodzicielka.
-Tak, tak! Już jest późno i faktycznie najlepiej się zebrać- przytakuję i  od razu udaję się po kurtkę.
-Dzięki za zaproszenie! Ciasto pyszne!-chwali Przyszywany.
-A, dziękuję. Pewnie dlatego, bo palca do niego nie przyłożyłam, tylko kupiłam-podsumowała pani domu…………………

Mam dziwne wrażenie, że szybciej ulegną poprawie moje stosunki seksualne, niż ich stosunki rodzinne 😛

na blogu mam gościa :)

Przyznać muszę, że kilkakrotnie pracowałyśmy z  gospodynią tego bloga nad wspólnym projektem i gdy  po raz pierwszy zerknęłam w jej oczy …nie musiałam nawet specjalnie się wysilać i  pytać kto i dlaczego nadał autorce „Niecodziennych notatek” taką uroczą ksywkę. Chomiś pasuje do niej jak ulał 🙂

Ale wpadłam tu w konkretnym celu. Chciałabym  napisać  troszkę o frustracji, troszkę o przykrych, życiowych niespodziankach, o  idealiźmie i o tym, dlaczego tak trudno zejść z udeptanej ścieżki i opuścić własną strefę komfortu. A to wszystko a propos niedawno opublikowanego tekstu   z tego bloga pt  ” Urządziliśmy cyrk”.

Szpitalne przygody i najróżniejsze związane z pobytem bliskich mi osób w szpitalu  trudne uczucia  oswajałam długo ,  całymi latami. Dziś wspomnę dwie historie związane z leczeniem, bardzo starą i zupełnie świeżą, sprzed kilku dosłownie tygodni.

W epoce przedkomórkowej, w późnych latach 80 często odwiedzałam w miejscowym szpitalu oddział ortopedii, na której leżał mój kuzyn po wypadku motocyklowym. Przechodził skomplikowaną operację  leczenia nogi , polegającą na zabiegowym wkręceniu specjalnej śruby, spajającej kończynę.

Na oddziale leżała także  pewna znana wtedy siatkarka reprezentacji ogólnopolskiej. Częstą przypadłością siatkarek były kontuzje łękotki.

Uwielbiałam odwiedziny na tym oddziale gdzie leżała jedna ofiara zbyt intensywnego meczu w eliminacjach do Mistrzostw Europy. Wrocławianka, bardzo pogodna z natury, ciągle  tworzyła jakieś malowidła na gipsie świeżo zoperowanych kończyn młodych pacjentów, którzy dzielili z nią los na oddziale. Bardzo często brylowała na korytarzu, oparta na dwóch kulach opowiadała dowcipy i składała autografy na gipsowych pancerzykach innych pacjentów gdy ci odkryli, że mają do czynienia z popularną gwiazdą sportową.

Pewnego popołudnia dopadła ją wyjątkowa głupawka. Wspominała jakiś wyjazd integracyjny w górach i od słowa do słowa, postanowiła zademonstrować  siedzącym na wózkach pacjentom, z którymi wygłupiała się codziennie, taniec o nazwie „krzesany”.

W pewnym momencie przesadziła, usłyszeliśmy : ” O, ku….” i żartownisia usiadła z bólu na pobliskim krzesełku, zerkając na swoją świeżo zoperowaną nogę. Okazało się , że popuszczały jej szwy i gdy  jej znajomi rozjechali się do sal na obiadek, ona ponownie wjechała na salę operacyjną, wieziona na wózku przez pukającego się w czoło ortopedę.

– I po co pani były te wygłupy? -kręcił głową lekarz.

– Aby milej i szybciej upłynął nam czas- wyjaśniła pechowa pacjentka.

I scenka  druga, całkiem współczesna.

Pewna dalsza znajoma,  nałogowa palaczka, mieszkająca w tej samej miejscowości  co ja, usłyszała o  zabiegu antynikotynowym o wysokiej skuteczności, przeprowadzanym w gabinecie medycyny tybetańskiej w Krakowie.

Znajoma miała problem ponieważ paliła sporo, a potrzebowała pilnie gotówki na spłatę kredytu w banku, pewnego dnia zdeterminowana zapytała, czy mogę ją podwieźć w okolice gabinetu i pożyczyć pieniądze na zabieg?

Jak tu odmówić tak szlachetnym zamiarom? Powiedziałam, OK. Bo przecież rzucając palenie można w ciągu roku zaoszczędzić na tydzień całkiem sensownych wczasów, o walorach zdrowotnych decyzji zmilczę bo jest oczywista:)

Znajoma dała sobie ponakłuwać uszko specjalnym  zestawem, w trzech punktach małżowiny widniały jej wbite ustrojstwa, które rzekomo miały hamować  głód nikotynowy. Wszystko co należało do pacjenta to regularne masowanie miejsc z wbitymi  igiełkami specjalnym magnesem, otrzymanym w zestawie zawsze w chwili napadu głodu nikotynowego.

Pan doktor prosił by nosić igiełki do 3 tygodni, uważać przy myciu głowy by ich nie wypłukać, nie żałować masaży nawet kilka razy dziennie. Kazał się także zameldować po 3 tygodniach  do kontroli  i uprzedził, że czasem potrzebna jest druga iniekcja antynikotynowych igieł , bo nałóg jest silniejszy.

Po tygodniu spotkałam znajomą i widziałam, że przechodzi wyraźny kryzys. Na pytanie o skuteczność zabiegu odpowiedziała wymijająco. Przyciśnięta do muru wyznała, że z  dziennej dawki 8 papierosów  pozostał jej 1 .Ale traktuje go jak ostatnią deskę ratunku i czeka by zapalić jak na przysłowiowe zbawienie.

Po kolejnych 2 tygodniach zwróciła mi  pożyczone  jej pieniądze i w zasadzie w tym momencie domyśliłam się, że kuracja okazała się nietrafiona. Miało być przecież  inaczej!

Na pytanie, czy podwieźć ją na kolejny zabieg wszczepienia igiełek antynikotynowych odpowiedziała rozbrajająco: Gdybym miała człowieka, któremu naprawdę zależałoby na moim zdrowiu, może prędzej zmotywowałabym się  do osiągnięcia sukcesu? Boję się zmarnować kolejnych pieniędzy – przyznała. Bo płacić i nie móc zapalić to prawdziwa katorga…

Chomiczku, Twoja Rodzicielka musi tkwić w głębokim nałogu nikotynowym. To właśnie on szepce jej  codziennie do ucha: ” To bez sensu, i tak nie zmobilizujesz  się”.

Dla wielu palaczy palenie to odprężający rytuał i rozwiązanie krępującej sytuacji co zrobić z rękami w szerszym gronie  mniej znanych ludzi.

Tak już jesteśmy skonstruowani, że lubimy nasze niektóre nałogi i są one silniejsze od każdej motywacji. Pójście na skróty  wymagałoby  opuszczenia odwiecznej strefy komfortu, co rodzi często niepokój i niezadowolenie. Tak sobie myślę, Chomiczku, że Twoja rodzicielka  nie przeanalizowała do końca twojej sytuacji w związku z przyjściem na oddział gdy jej na nim nie było. Myślę, że na pewno nie chciała cię narażać na słowa krytyki.

Co pomaga niektórym palaczom rzucić nałóg? Czasem nie warto wspierać palących i prosto z mostu powiedzieć im: „Śmierdzisz bo…palisz”.

Niektórzy jednak poczuliby się dotknięci taką bezpośredniością i  relacje z nimi wymagają dużego taktu i empatii. Dlatego  trzeba wypośrodkować wtrącanie się w nie swoje sprawy.

Czy wkurzyłabym się na matkę gdyby zapaliła dzień po operacji? Tak, zdecydowanie tak więc rozumiem  intencję tego wpisu:) Chomiczku, a może tu potrzeba tatrzańskiej lawiny cierpliwości?

Każdemu z was, który przekonuje bliskich do dobrych zmian życzę mnóstwa konsekwencji, a może sami zechcecie być dla nich przykładem lub inspiracją?

Zapraszam abyście zerknęli pod adres mojego bloga: http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl oraz na Instagram .Może znajdziecie tam historie przypominające wam w pewnych detalach wasze własne problemy, wpadki, radości, niepowodzenia  i inspiracje ?

Chomiczku, raz jeszcze życzę POTROJENIA liczby fanów 🙂

Ps. Ratunkuuuu, ja chcę WIOOOOOOOOOOSNY 🙁

Lunka 1969
http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl

Na moim blogu przeczytacie najnowszy,  gościnny post Chomikowej.

Niecodzienne notatki zagoszczą na Poziomkowym Wzgórzu. Zapraszam!

———————————————————–
Lunce bardzo dziękuję za odwiedziny 🙂 A was uspokajam, że jutro pojawi się u mnie nowy wpis, typowo Chomikowy 😉
Ściskam gorąco! 🙂

kobiety muszą znać prawdę

beyonce laughing gif
źródło: giphy.com

Każda kobieta chce być kochana. Miłością wielką, namiętną, do końca życia. I SZCZERĄ.
BANAŁ.
Chcemy wierzyć w te ogromne męskie miłości, w te bajki, które nam opowiadają mężczyźni już na drugiej randce, po to tylko, żeby nas zaciągnąć do łóżka. Tak bardzo przywykłyśmy do tych bajek, że kiedy któryś z nich chce być  z nami szczery i nie snuje opowieści o wielkiej miłości, która rozjaśniła im życiową drogę, niczym księżyc w pełni oświetlający zagubionym drogę w ciemnym lesie codzienności 😛 to nie potrafimy się w tym odnaleźć.
Zadzwonił do mnie zza wielkiej wody Prawie Idealny. Babiarz okrutny. Mistrz w swoim fachu. Krążą legendy, że kiedyś była taka, która mu nie uległa.
Miała na imię Chomikowa 😀
Mimo wszystko UWIELBIAM GO. Uwielbiam słuchać jego opowieści o nowych podbojach miłosnych, bawią mnie jego zdjęcia, które mi wysyła z kolejną „tą jedyną” (co oni mają z tym wysyłaniem mi zdjęć z laskami???) i o nowych tekstach, którymi podrywa kolejne ofiary na jedną noc. Ale w tych wszystkich jego podrywach nigdy nie usłyszałam, żeby którejkolwiek powiedział, że ją kocha lub coś z tych rzeczy. I chyba żadna go do tej pory się go o to nie pytała, albo może nie była tak zdziwiona odpowiedzią. Aż do wczoraj….
-Chomik! No słuchaj! Leżę sobie wczoraj po całkiem niezłym seksie z jedną panną i ona raptem się mnie pyta, czy ja jestem w niej zakochany.
Wybucham śmiechem 😀 Matko, jakie to typowe 😀
-Baby to mają wyczucie chwili, prawda?- pytam, kiedy już mogę złapać oddech- A ty oczywiście wyjmujesz z majtek pierścionek zaręczynowy i opowiadasz o miłości aż po grób?- ironizuję.
-Taaa. Trochę mnie znasz- odpowiada bardzo ubawiony- ale ty, Chomikowa słuchaj, bo dalszy ciąg jest lepszy. Mówię, że oczywiście nie jestem zakochany a ta cała w szoku! Mówi, że to NIEMOŻLIWE, żebym jej nie kochał! Czujesz?!
-Uuu, kochany! To wyrwałeś chyba niezłą pannę, którą każdy adorował słowami „kocham cię”. Albo jest taka boska, że faktycznie się w niej zakochiwali.
-Chomikowa, czy ja kiedyś spotykałem się z jakąś panną wybrakowaną? Zresztą słuchaj dalej! Ona się mnie pyta, czy ja w ogóle kiedykolwiek kochałem jakąś kobietę. No to ja znów mówię, że „nieeeeee”. Przecież nie będę jej wciskał kitów. A ta ma oczy już szerokie jak nasze pięciozłotówki, po czym mi mówi, że ja w takim razie jestem gejem. GEJEM! CZUJESZ?! JA!!!
Ja się znów pokładam ze śmiechu. Jego życie towarzyskie nadaje się na książkę, o czym zresztą go poinformowałam 😀
-Chomikowa, to nie wszystko- kontynuuje wesoły Prawie Idealny- ona mi normalnie wmawiała, że ja MUSZĘ być gejem, skoro jej nie kocham, aż się zacząłem denerwować!
-Ty?! Przecież ty jesteś oazą spokoju!
-Właśnie! Ale jak się nie denerwować, kiedy ona tak się nakręciła, że to wszystko zaczęło się robić NIESMACZNE? Ja gejem!
-I co zrobiłeś?
-Kurde… opuściłem jej domostwo, bo kompletnie się zniesmaczyłem. Odechciało mi się kobiet na jakieś 2 tygodnie.
-Chłopaku, ty za długo w tych Stanach siedzisz. Kiedy lecisz dalej?
-Właśnie! To był gwóźdź do trumny. Decyzja podjęta. Za tydzień lecę albo do Meksyku, albo na Kubę. Będę pił, to co się pije i będę palił, to co się tam pali.
-I będziesz uprawiał seks z pięknymi kobietami.
-Będę!
-I będziesz mi wysyłał kolejne zdjęcia z twojego pięknego życia.
-Będę!
-Spadaj.

Tak sobie myślę o tych wszystkich biednych, wykorzystanych (na własne życzenie) dziewczynkach, które dziwią się i płaczą, kiedy okazuje się, że facet, z którymi spędziły jedną lub dwie noce jedyne plany jakie ma na przyszłość, to te jak „wyrwać” kolejną pannę. Czy one naprawdę nie potrafią wyczuć, że ten konkretny podryw jest podrywem tylko na raz…? Czy może są tak naiwne i liczą, że „akurat może mnie się uda”? Kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jednak nic z tego nie będzie, trzeba się upewnić pytaniem „czy mnie kochasz?” Najlepiej zaraz po seksie 😀