można kochać na wiele sposobów, czyli Chomikowa w seks-shopie

źródło: własne
źródło: własne

Nowy Rok to nowe wyzwania, prawda? 😉 A że ja wyzwania i nowości uwielbiam (życiowe tym bardziej 😉 ) więc postanowiłam odwiedzić „sklep z z seksem” (jak to mawia pewien znajomy 😉 ). Wszystko dla ludzi, prawda?
Zmuszona zakupić (już naprawdę nieistotne po co i na co) gadżet erotyczny, zaczęłam szukać sklepu przez internet. I klikając za pierwszym razem ENTER byłam w lekkim szoku. Dlaczego? Bo tego jest OD CHOLERY i ciut ciut. Szybciej kupię przez internet sztuczną waginę lub wibrator, niż ulubiony błyszczyk 😛 Wszyscy oferują dyskretną przesyłkę, wabią rabatami i promocjami na kolejne zakupy (KOLEJNE???) oraz dołączają do produktów filmiki z instrukcjami.
Z rozdziawioną buzią przesuwałam kursorem po liście linków coraz niżej i po upływie mniej więcej  45 minut najzwyczajniej w świecie się znudziłam i rozczarowałam. Bo to wszystko to trochę, jak lizanie lizaka w papierku 😛 Ja chcę tego wszystkiego DOTKNĄĆ, posmakować, SKOSZTOWAĆ!
CHCĘ!
JADĘ! 😀
Podobno wizyta w takim sklepie jest bardzo krępująca. Bo przecież jak to o moim prywatnym świecie i o tym, co robię w łóżku mam rozmawiać z kimś OBCYM? Przecież to takie krępujące… Bo ja mam przecież takie fantazje nieprzyzwoite, że NA PEWNO nikt inny takich nie ma i może to jest CHORE…? A co, jeśli sprzedawca sobie o mnie pomyśli, że jestem zboczony/zboczona i ojejku… jaki to w ogóle WSTYD. Otóż nie jest to wstyd. Wstydem byłoby, gdybyśmy chcieli zakupić film ze zwierzątkami lub nie daj Boże… no właśnie. Takiego człowieka za ladą w sex-shopie trzeba potraktować jak znudzonego swoją pracą ginekologa lub urologa- już się tyle naoglądał, że mało co ją/ jego zaskoczy i „ruszy”.
Żwawo podchodzę do drzwi wejściowych. Otwieram i… Rzuca się na mnie tona pudełek z… matko… ze WSZYSTKIM. Dostaję oczopląsu od kolorów i od rodzaju asortymentu. Staję na środku troszkę jak wryta i nie mogę przestać się rozglądać. Po lewej kostiumy: Pani Mikołajowej (to pewno na topie), Pokojówki, Policjantki, Kelnerki i… no chyba Pani Lekkich Obyczajów 😉 Bo jeden skórzany pasek na piersiach i coś co miało być koronką na biodrach, ale mniemam że materiału u krawcowej zabrakło 😉 to chyba miała być spódniczka z tejże koronki 😉 Troszkę bardziej na prawo: cały segment FILMÓW. Tylko zerkam, bo chyba jednak jestem troszkę zawstydzona 😉 Wybaczcie, to mój pierwszy raz, więc cała ta nagość jednak troszkę mnie peszyła. Dalej na prawo widziałam setki pudełeczek z „czymś”. Siatki na ciało z dziurkami w odpowiednim miejscu, afrodyzjaki, żele, kajdanki, paski (dokładnie jak te skórzane od spodni!!!)- do podduszania(????), pejcze (nooo- jeden z moich byłych i na szczęście niedoszłych na pewno ma taki zestaw u siebie w sypialni. Pamiętacie? 😀 ), kaftany (jak Bozię kocham- takie, co to na filmach kręconych w psychiatrykach pokazują!), obroże (!!!), smycze i już zaczynam się zastanawiać czy ja na pewno jestem w sex shopie czy może w zoologicznym… Staram się wyglądać inteligentnie i nie dawać po sobie poznać, że jestem tu pierwszy raz, ale chyba mi nie wyszło…
-W czym mogę pani pomóc?- z kompletnego zamyślenia wyrywa mnie męski głos.
Zerkam na człowieka, który wstał zza lady i aż mi dech zapiera. CIACHO. Ciacho w sklepie z seksem. Nie wyjdę stąd. Będę tu siedzieć całe popołudnie, póki nie wypróbuję choćby połowy z tego, co tutaj wisi/stoi/leży właśnie z nim. Bo przecież jak mam wydać tyle kasy, to nie w ciemno, nieprawdaż? 😀
Dobra, ogarnęłam się 😛
-Nie, dziękuję panu uprzejmie. Najpierw się rozejrzę.
I rozglądam się. Stoi masa sprzętów, o których nigdy w życiu nie słyszałam i nie wiem do czego służą. To wszystko ma dziwne kształty i naprawdę nie wiem jak można to wykorzystać. I chyba nie chcę wiedzieć 😛 Aż nagle mój wzrok pada na całą gablotę z wibratorami. Dziesiątki wibratorów. SETKI. W kolorach… wszelakich… Różowe?- PROSZĘ. Czarne?- Ależ nie ma problemu. Czerwony- oczywiście, proszę pani. Biały?-doskonały wybór na noc poślubną 😛 Kremowy? Niebieski?- KAŻDY. Typu króliczek, prosty,  zakrzywiony, z wypustkami, bez wypustek, z silikonu, z gumy, na baterię, na ładowarkę, wodoodporny, wstrząsoodporny (a gdzie ognioodporny? 😛 ), ogromnych rozmiarów, malutki, średni, z dziurkami, z jedną dziurką, dla par, dla homoseksualistów, z przyssawką i bez.
Taaaaa….
Patrzę na to wszystko, jak wiewiórka na piwnicę wypełnioną orzechami 😛 Oglądam, dotykam i oczom własnym nie wierzę. Muszę wyglądać na bardzo zainteresowaną zakupem, bo Ciacho przynosi mi chyba z 10 pudełek z jeszcze innymi wibratorami. Zrobiło mi się gorąco i zdejmuję szalik.
-Wie pan co? Bo ja się troszkę czuję jak w sklepie z torebkami- tyle cudów a tyle pieniędzy! Jeden mnie zachwyca. Gładki, biały, elegancki…. Dyskretny. Z 9-cioma różnymi wibracjami (że też mój telefon nie ma tylu opcji). PIĘKNY.
Za 700 zł.
Rzucam pudełkiem jak oparzona. Proszę- i od razu Chomikowej rozum zwróciło 😛
-Proszę pana, ja tutaj w sumie po coś zupełnie innego… Ale! Obiecuję, że jeszcze pana odwiedzę 🙂 Cieszy się pan, prawda?
-Jestem pewien, że coś dla pani znajdziemy- i szelmowsko się uśmiecha.
Ja też jestem pewna 😉

Troszkę jestem zaskoczona, że te sklepy w dobie internetu jeszcze istnieją, ale chyba całkiem nieźle się trzymają, bo u mnie w mieście na każdym osiedlu widzę reklamę sex shopu. Przecież kochać trzeba na wiele sposobów, prawda…? 😉

——————————————–

Przypominam o blogu niecodzienne-notatki na fejsie! 🙂 tam będziecie na bieżąco 🙂

jeden dzień z Rodzicielką, czyli kupujemy meble kuchenne…

nie mam pojęcia skąd źródło...
nie mam pojęcia skąd źródło…

Kilka dni temu Rodzicielka ni stąd ni zowąd oznajmiła mi, że wymienia meble kuchenne oraz lodówkę. Mało co z krzesła nie spadłam. Bo JAK TO???? Ja te meble znam od urodzenia! One już się pięknie wkomponowały w wyremontowaną kilka lat temu kuchnię. Kuchnię! Ba! Ona wbiła mi się gdzieś bardzo głęboko w moją psyche! Po co to?! I tyle pieniędzy! I ta lodówka przecież była kupiona dopiero 7 lat temu! Nie czuję tego, nie czuję…
Ale jak Rodzicielka decyzję podjęła, to podjęła. Może nawet mnie troszkę zmotywowała mówiąc, że „starą” lodówkę dostanę w spadku, więc mojego radzieckiego rzęcha (co jak co, ale chodzi bez usterki już prawie 30 lat! ) będę mogła się w końcu pozbyć. Chociaż światło będzie stałym elementem wyposażenia lodówki 😉
Postanowiłyśmy, że nie będziemy wspierać tych ogromnych salonów meblowych typu agata, czy inne imiona żeńskie, tylko postawimy na małe przedsiębiorstwa produkcyjne działające w naszym mniejszym mieście (mieszkam na granicy dwóch miast- w mniejszym mam domek, pocztę i Urząd Miasta a w tym dużym całą resztę mojego życia). Wujek google pomógł mi znaleźć w mojej miejscowości 5 przedsiębiorstw, które wykonują meble pod wymiar. Adresy zapisałam, zdjęcia Rodzicielce pokazałam, dzień na poszukiwania zaplanowałam. Ruszyłyśmy a ja zapomniałam jak to jest robić z mamusią zakupy. JAKIEKOLWIEK.
-Mamo, ja w ogóle nie czuję tych mebli… ja nawet nie wiem czego my będziemy szukać. NIC.
-Wiem, dziecko, że nie czujesz, bo one mają 30 lat i wyryły się w twojej psychice. Ja też tego nie czuję, ale najwyższa pora je wymienić. – zdecydowanie i ostatecznie stwierdziła Rodzicielka.
Docieramy do pierwszego hmmm… sklepu (???) W całym pomieszczeniu wystawiona jest tylko jedna „kuchnia”. Za ogromnym biurkiem siedzi lalunia-cwaniara. Widzę, że Rodzicielce coś już nie odpowiada, ale stara się zachować twarz. Ja się plączę i szukam jakiś próbek płyt, z których mają powstać meble. Nie widzę… Rodzicielka pyta się o możliwość zamówienia mebli pod wymiar.
-No można.- odpowiada rezolutnie lalunia.
Już widzę, że w mamusię piorun strzelił.
-A może by mi pani powiedziała coś więcej? Gdzie znajdę jakieś przykłady państwa projektów? Bo tutaj widzę tylko jeden.
-Resztę może pani zobaczyć na stronie internetowej.
-Ale to jak? Wcześniej nie będę mogła tych materiałów zobaczyć „na żywo’? Dotknąć?
-No nie. Wszystko jest na stronie internetowej.
Ja jeszcze jakoś to przełykam, ale Rodzicielka jest oburzona.
-Wychodzimy, dziecko.
Oczywiście…
Jedziemy kilka kilometrów pod drugi adres, gdzie… stoi stary drewniak. Na pewno nie z meblami jakimikolwiek. Świetnie. Po drodze próbuję dowiedzieć się od Rodzicielki jaką ma wizję tej jej kuchni, bo nie wiemy czego szukamy a biorąc pod uwagę jej wrodzony talent do tworzenia nieosiągalnych wymagań wolę mieć swoje stanowisko w sprawie.
-Chomiczku, mają być takie szafki jakie były do tej pory, tylko niech to będzie nowe i bardziej eleganckie.
-Ale jak to takie same? Przecież ty masz w kuchni 15 szafek! I te 15 ma być w dalszym ciągu? A co z materiałem? Też takie coś przypominające drewno???
-Tak.
-No chyba żartujesz? Teraz takich mebli się nie robi! Teraz szafek ma być mniej a są szersze. Po głowie plącze mi się tego typu wizja:

źródło: www.kuchenne.net
źródło: www.kuchenne.net

ale ewidentnie widzę, że Rodzicielka ma zupełnie inne plany. – Wszystko w kuchni ma być jakby „spłaszczone” a ty chcesz sobie machnąć znów meble à la stary Gierek???? Powinno być MNIEJ szafek i jakieś szuflady.
-Nie chcę żadnych szuflad! Ma być jedna mała szuflada na sztućce.
Szlag mnie trafia.
-Kobieto! To po co ty chcesz w ogóle te szafki zmieniać? Chcesz wydać grube tysiące na coś, co będzie przypominać epokę Gierka?!
-Ale ciotka ma całkiem ładną kuchnię a nie jest z epoki Gierka. Taką mogłabym mieć.

tak mniej więcej wygląda kuchnia ciotki źródło: www.sprzedajemy.pl
tak mniej więcej wygląda kuchnia ciotki
źródło: www.sprzedajemy.pl

-Ciotka robiła remont kuchni prawie 20 lat temu! Kobieto! Idź ty wreszcie do przodu! Tobie nic nie pasuje z tego, co nas otacza w teraźniejszości! Zacznij żyć w tych czasach!
-Bo wszystko, co jest teraz modne, to było w tych czasach, kiedy NIC nie było! A ja nie chcę o tych czasach pamiętać! Nie chcę mebli z połyskiem, bo tylko takie rzeczy były 30 lat temu! Taka tandeta! NIE CHCĘ!
I się nadęła.
Dobra, rozumiem, że nie chce mebli z połyskiem. Okej. Ale niech to nie będzie znów 15 szafeczek! Niech będzie chociaż jedna szafka z szufladami. Niech zamykania tych szafek będą do góry a nie na boki. No trochę nowoczesności!
NIE.
Jedziemy do kolejnego sklepu, ale ja nie wiem jak to będzie, bo się tylko pokłócimy. Kolejny sklep jest… zamknięty.
Wisi kartka z numerem telefonu. Dzwonię. Nikt nie odbiera.
Noż cholera jasna! Ja się nie dziwię, że te wszystkie małe prywatne przedsiębiorstwa padają, skoro one sobie żyją jak chcą! Jak klient nie może niczego zobaczyć, to mają zamknięte! Jestem wściekła. Matka dalej nadęta.
Sklep nr 3. Domek jednorodzinny. Już to widzę….
Dzwonię do furtki.
-Przepraszam bardzo! Ja w sprawie mebli kuchennych. Dobrze trafiłam?
-Tak, oczywiście!- odpowiada mi z balkonu blondyna.
-A czy państwo mają jakąś ekspozycję?
-Nie, nie mamy, ale proszę poczekać 10 minut. Mąż zaraz przyjdzie.
-Mąż przyjedzie! To są jakieś KPINY- słyszę w tyle Rodzicielkę.
-A przepraszam panią bardzo! Mąż przyjedzie i co? POROZMAWIA ze mną o meblach????-pytam już z ironią, bo szlag mnie trafia najjaśniejszy.
-No tak- porozmawia z paniami.
Wierzyć mi się nie chce! I ludzie naprawdę tak kupują meble??? Oglądając zdjęcia i ROZMAWIAJĄC??? Gdzie ja do cholery mieszkam?! To już nawet nie jest małe miasto, tylko WIOCHA! Trzaskam dupą, trzaskam drzwiami od Pędzidła i ruszam z piskiem opon.

Ponawiam pytanie Rodzicielce odnośnie jej wizji mebli. Przekonuję, że nie chcę, żeby wydała tysiące złotych na coś, co będzie parodią nowych mebli.
-Zrozum, że ja nie potrzebuję więcej szuflad! Ja muszę mieć więcej szafek, żeby mi się wszystko pomieściło!
-Przecież powierzchnia szafek będzie taka sama! Tylko zrób te szafki szersze i niech będą z czegoś gładkiego!
-Nie chcę szerszych! Chcę taką samą liczbę szafek!
-To Ty chcesz mieć meble à la nowoczesna 70-tka! A tobie do 70-tki brakuje jeszcze 20 lat! Młoda jesteś, więc żyj jak młoda! Rodzice M. tak pięknie sobie wyremontowali kuchnię a to ludzie, którym słoma z butów wystaje! Zacofani! A ty co?! Taka „nowoczesna” z nowoczesnymi poglądami walniesz sobie kuchnię à la 70-tka! ZLITUJ SIĘ! Wstyd mi!
Oczywiście milczy.
Muszę jeszcze podjechać do PZU. Jadę tymi małymi uliczkami i nerwowo zmieniam biegi. Nawet wycieraczki wyczuły napięta atmosferę i poruszają się zbyt ekspresyjnie.
Leje. W prognozie pogody wspominali coś o lekkich opadach a lekkie to ja mam na razie nerwy.
Matkę zostawiam w Pędzidle i dobiegam do PZU… Zamknięte. Przez oszklone drzwi widzę tylko panią na mopie. Patrzę na godziny otwarcia 8-16.00.
No i wpadłam w furię.
Widzę z daleka Rodzicielkę z papierosem oczywiście w ustach, która jest mocno zaskoczona tak szybkim „załatwienem sprawy” w PZU.
-Kur***mać! Gdzie ja mieszkam?! Żeby PZU było otwarte do godziny 16?! Takie rzeczy tylko w tej pieprzonej wsi! Tu jest wszystko pozamykane! Ja się nie dziwię, że to miasto przestało się rozwijać 30 lat temu, skoro tu sobie ludzie pracują jak chcą! Ja pierd***!
-Dziecko, pan na ciebie patrzy a ty tak krzyczysz.
-A ja pierd*** czy pan patrzy czy NIE! Tu NIC nie można załatwić! PZU do 16??? Gdzie PZU jest otwarte do 16?!!! Gdzie jakakolwiek firma ubezpieczeniowa czy bankowa ma otwarte w dzień powszedni do 16?!
-Chomiczku, taka elegancka dzisiaj jesteś a tak krzyczysz i ten pan na ciebie z przerażeniem patrzy.
Doskonale zdaj sobie sprawę z tego jak wyglądam- włos rozwiany, furia w oczach, nerwowy krok w obcasach i powiewający w wirze powietrza rozpięty żakiet. Gdyby nie ubranie to pacjentka oddziału psychiatrycznego 😛
-Jestem elegancka, bo na pogrzebie dzisiaj byłam! A pan niech sobie patrzy! Tutaj nawet ludzi na ulicach nie ma, to niech patrzy! Dziura pieprzona! Dawaj kolejny adres!
-Sieradzka, ale może się uspokój…
-Nie! Nie uspokoję się!
Po 15 minutach docieramy do sklepu nr 4.
Na wystawie widać ładne mebelki nawet z dużą ilością szafek, ale z połyskiem… Wszystko ładnie się komponuje. Dostrzegam próbki płyt. Podoba mi się, tylko Rodzicielka coś się podejrzanie miota. Widzę, że szlag ją trafia na te błyszczące płyty.
-Mamo, przestań szaleć! To są bardzo ładne meble i nie są takie szerokie. Może pan będzie coś miał w macie i się uda coś kupić.
-Chcę, żeby były podobne do tych, co mam TERAZ.
Nie wierzę.
Zaczynam podnosić na nią głos w tym cholernym sklepie, bo jak nie zrobię jej obciachu przy ludziach, to się nie ogarnie.
-Nie będziesz miała mebli jak 70-latka! To są BARDZO ŁADNE meble! W sam raz na nasz KOMPROMIS! Zmień myślenie!
-Dziecko… przychyl się odrobinę do mnie (mam obcasy, więc mamusia sięga mi w tej sytuacji do ramiom 😛 ) i coś ci powiem.
Nachylam się i słyszę moją słodką Rodzicielkę:
-Jak nie przestaniesz na mnie krzyczeć, to ci przypier***
Wiem, że to możliwe, więc się odsuwam 😛 Co prawda ostatni raz dostałam od niej w tyłek jak miałam 5 lat i rzuciłam się w nerwach na podłogę, bo bardzo chciałam wyjść o godzinie 22.00 na dwór, ale tenisówka w kwiatki z gracją lądującego na moim tyłku pamiętam po dzień dzisiejszy 😛
Rodzicielka w nerwach wyjmuje papierosa i zapala razem z właścicielem. Pan coś jej tłumaczy, coś pokazuje, ja pokazuję jej próbki płyt, które ona sama chce, po czym Rodzicielka… wybiera gładkie meble z POŁYSKIEM!
Boże Mój…

W drodze do domku chwalę mamę za mądry wybór i cieszę się, że kuchnia będzie nowoczesna, ale też odrobinę taka, jak sobie życzyła Rodzicielka. Wspaniały kompromis. Szkoda tylko, że okupiony takimi nerwami 😛
-Dziecko, po co te nerwy… Przecież ja bym nigdy nie kupiła mebli à la 70-tka…

długością świat kobiety (chomikowej) stoi ;)

coco-balcony-429Ile to już było dyskusji na świecie odnośnie DŁUGOŚCI wszelakich 😉 Najczęściej osoby, którym zada się pytanie „Czy długość twoim zdaniem ma znaczenie”, to te z kompleksami odpowiedzą, że długość znaczenia NIE MA. W porządku, mają przecież prawo mieć swoje zdanie. W wolnym kraju żyjemy, nieprawdaż? Beznadziejnym ale WOLNYM 🙂 Oj, zresztą mam  wrażenie, że opinie w tej kwestii będą podzielone pół na pół, to znaczy kobiety będą mówiły, że MA znaczenie a mężczyźni, że NIE MA.
Ja swoje skromne zdanie w tej kwestii mam. Z racji, że jestem kobietą, powinnam uważać, że długość jest w pewnych kwestiach najważniejsza 😉 Doświadczenie jednak mówi mi, że… WCALE NIEKONIECZNIE.
Kiedy rozpoczęłam drugą pracę jako pracownik swojego szefa, zostałam po niedługim czasie ochrzczona przez niego „Długa”. Z racji wiadomych 😉 Po kilku miesiącach nawet przestałam reagować na swoje imię czy też nazwisko. Dla mojego Szefa i mojego działu byłam po prostu Długą. I co bardzo dziwne, niezrozumiałe wręcz dla nieświadomej niczego kobiety mój ówczesny Szef lubił najbardziej jak się nosiłam krótko (nie, nie chodzi mi o krótką smycz, którą nosi u mnie każdy pracownik 😛 ).  Dla jasności- krótkie spódniczki mam na myśli. Im krótsza, tym dłuższe westchnienie wydobywało się z piersi Szefa. Cóż za paradoks.
Podobno długie kobiety powinny nosić wszystko krótkie. Nie wiem… Jest w tym sporo prawdy i racji, ale… Czy krótki obcas wygląda dobrze na stopie jakiejkolwiek kobiety…? Długa kobieta chce wyglądać seksownie i przy tym wszystkim nie wychlasnąć sobie zębów… Ma jakiekolwiek wyjście z sytuacji? Nie ma. Musi nauczyć się chodzić w butach na obcasie (nawet mimo lęku wysokości). Chyba że w tej krótkiej bajeranckiej spódniczce chce wyglądać jak kaczka 😛
Długa kobieta jednak chce czasem przełamać wszelkie stereotypy i wszelkie „to wypada, to nie wypada”. Ujrzała pewnego dnia przepiękną, BAJECZNĄ sukienkę. Długą w dodatku. Pamiętając, że kobieta długa ma nosić wszystko krótkie, obchodziła ją jak pies obwąchujący drzewo na rogu. Biorąc pod uwagę to, że w jej szafie wisi jedna cudna, długa sukienka, w której przechadzała się o wschodzie słońca po plażach Grecji, odważyła się wziąć sukienkę z wieszakiem i pomaszerować do lustra. Całej scenie przyglądała się starsza pani. Gdzieś kątem oka obserwowała Długą i w jej głowie kręciła się myśl. Długa z coraz większym zadowoleniem przeglądała się w lustrze i właśnie podejmowała decyzję o kupnie jednej z najpiękniejszych sukienek pod słońcem. Ostatni uśmiech samej do siebie i … Nagle!
-Taka długa baba i jeszcze chce sobie taką kieckę kupić! Mało ci centymetrów? Jeszcze się będziesz wydłużać?!
Troszkę zdębiałam. Spojrzałam pytająco na starszą panią i przestałam już być pewna czegokolwiek. Nawet tego, że ta sukienka jest najpiękniejsza pod słońcem.
-Nie, ja tylko tak sobie patrzę- odparłam jak zbity pies i… odłożyłam sukienkę na swoje miejsce. Nie, nie był to koszyk na moje zakupy.
Tak, jeszcze wtedy było mi przykro. Tak samo, jak wtedy, gdy chciałam sobie kupić jeansy. Najzwyklejsze ciemne jeansy. Jak zwykle ciężko było znaleźć coś dla kobiety ponad 180 cm wzrostu z kobiecymi BIODRAMI.
-Przepraszam, czy będą jeansy na mnie?- pytam w sklepie tylko z ubraniami jeansowymi.
-Dla pani? Proszę pani, takich damskich spodni to się nie szyje!
-Nie? A co ja mam na sobie, proszę pana? Obszyty namiot?
Odeszłam i autentycznie chciało mi się płakać… I to był chyba ostatni raz, kiedy dałam sobie „pojeździć” komuś po mojej psychice z powodu jakiejkolwiek długości 😉 Długość długością, ale życie życiem. Pamiętam, kiedy mój bardzo przeszły „narzeczony” stał koło łóżka i przez dłuższą chwilę obserwował jak leniwie wyciągam się na pościeli. Po chwili z pełnym niedowierzaniem rzekł:
-Dziewczyno, gdzie ty się zaczynasz a gdzie kończysz…?????
Popłakałam się. Ze śmiechu 😀 To był chyba przełomowy moment w moim myśleniu.

Zakładam moją ulubioną długą spódnicę, buty na lekkim obcasie, układam włosy, maluję moje DŁUGIE rzęsy i wychodzę do miasta na spotkanie ze znajomymi.

Czy jakakolwiek długość ma znaczenie?
Nie ma.
🙂