Ostatnio byłam zrozpaczona faktem, że już od wielu miesięcy nie przeczytałam książki, która sprawiłaby mi prawdziwą przyjemność. W geście rozpaczy powędrowałam do biblioteki. Przetrzepując półki z setkami książek, mój wzrok padł na niegrubą pozycję młodego autora- Piotra Pazińskiego „Pensjonat”. Pomyślałam, że skoro książka ma jakieś 100 stron, to nawet jeśli będzie fatalna, to nie stracę na nią zbyt dużo czasu
Główny bohater książki odwiedza miejsce, w którym bywał jako dziecko wraz z babcią- stary, żydowski dom wypoczynkowy. Kiedyś pełen życia, turystów i energii a dziś jest pełen tylko wspomnień i duchów przeszłości.
Może dlatego książka tak bardzo przypadła mi do gustu, ponieważ główny bohater przywołuje wspomnienia z dzieciństwa związane z tytułowym pensjonatem. Tak jak ja prawie codziennie z nostalgią wspominam każde lato mojego dzieciństwa, które spędzałam w ośrodku wypoczynkowym bawiąc się z rówieśnikami, grając z Rodzicielką w kości lub karty, tak główny bohater wspomina wszystkie wakacje, które spędził w żydowskim pensjonacie, próbując tym samym uratować temat Żydów od niepamięci. Wspomina pana Abrama i Leona, którzy kiedyś w jego obecności toczyli dyskusje o Bogu i wierze. Albo kłócące się urocze staruszki: pani Tecia i pani Mala.
Piotr Paziński z wykształcenia jest filozofem i da się to wyczuć w tej książce. Nie brak w niej typowych dla filozofów rozmyślań, ale nie są one najważniejszą kwestią w tej książce.
„Pensjonat” to powiastka o życiu i o przemijaniu, ale co najważniejsze nie brak w niej ironii i humoru, czyli tego, czego szukam w literaturze. Poza tym czułam prawdziwy klimat starego pensjonatu i tego, co już było kiedyś.
Mimo wszystko nie jest to na pewno łatwa literatura. Zdarzało mi się, że traciłam wątek, ale dzięki temu czułam, że książka ma mnie zmusić do myślenia. I zmusiła. Ale tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Polecam tym, dla których temat Żydów nie jest obcy i tym, którzy uwielbiają klimaty wspomnień z dzieciństwa