Od ponad 5 lat doskonale wie, kiedy pojawić się w moim życiu. Wyczuwa, kiedy potrzebuję uśmiechu, dobrego słowa, komplementu i czegoś, co sprawi że przestanę myśleć o tym, jak bardzo jest nie tak jak powinno być.
Z reguły nasze rozmowy toczą się według reguł „pierdu pierdu”, czyli gadania o niczym, ewentualnie planach spotkania w Polsce, czy w Turcji. Jednak jeden z naszych ostatnich dialogów utkwił mi bardzo w pamięci. Ramazan zapytał się mnie, czy skoro mam teraz tyle czasu wolnego, to nie mogłabym przyjechać do niego, pozwiedzać i może zostać na dłużej. Pracę to on mi pomoże znaleźć w turystyce, jeśli tylko będę chciała.
Nooo… pomoże mi. A ja w ramach wdzięczności, CO? Będę spełniać jego wybujałe fantazje seksualne? Nie wiem czy jestem na tyle wygimnastykowana 😛
Wykręcam się jak mogę i nawet próbuję argumentować niechęć wyjazdu miłością do ojczyzny, bo co mu powiem? Że chomiki to tam pewnie zjadają na podwieczorek i się trochę lękam? 😉
-Ale ty wiesz jak ja bardzo kocham Polskę? Ja jestem patriotką od urodzenia! Wiesz- ta zima, ten deszcz… te wszystkie pory roku… No po prostu KOCHAM!
Chyba nie byłam zbyt przekonywująca 😛
-Ale Chomikowa powiedz mi, co ty kochasz w tej Polsce? Deszcz, który ciągle pada? Przecież ty tam nic nie masz- nie masz dzieci, ty nawet boyfrienda nie masz! Nie wspominając o normalnej pracy. Powiedz mi, co ty kochasz w tej Polsce, hm?
Niech go szlag. Wbił swojego palucha dokładnie tam, gdzie powinien- w samo sedno problemu…
Właśnie Chomikowa, coś ty się tak uparła…? Już sama zapomniałaś jak bardzo tą Turcję pokochałaś i jak od niej zaczęłaś spełniać swoje marzenia o podróżowaniu. Widziałam Grecję kontynentalną, Grecję na wyspach, Egipt i kilka stolic europejskich i… myślami gdzieś zawsze wracałam do tej magicznej Turcji.
Ramazana poznałam ponad 5 lat temu na wakacjach w południowej Turcji- w Marmaris. Z moją N. planowałyśmy za swoje pierwsze prawdziwie zarobione pieniądze polecieć gdzieś do Bułgarii lub Chorwacji. W biurze podróży pewien przesympatyczny człowiek uświadomił dwie zbłąkane niewiasty, że taniej i piękniej będzie w Turcji. Tak więc pofrunęłyśmy 🙂 A o moim pierwszym koszmarnym locie samolotem (właśnie do Turcji 😛 ) mieliście okazję już czytać 😛 Pamiętam, że kiedy zbliżyłam się do punktu wybawienia, czyli do schodów prowadzących z samolotu na ziemię, buchnęło we mnie gorące powietrze. W Polsce lato się już kończyło a tam żyło w pełnym rozkwicie. Później było coraz lepiej 🙂 Uśmiechali się do nas WSZYSCY. Oczywiście, że były osoby, które mimo pięknego uśmiechu bardzo chciały nas „wycackać” ze wszystkiego, co miałyśmy przy sobie (również z moralności 😛 ), ale takich ludzi możemy spotkać wszędzie. Bo kimże są ci, którzy chodzą po naszych mieszkaniach i z uśmiechem na ustach informują, że należy zmienić dostawcę prądu lub zakupić nowy, rewelacyjny samo-sprzątający odkurzacz za jedyne 2 tysiące PLN? Ogrom dobroci, uśmiechów i krajobrazów oszołomił mnie. Nigdy wcześniej nie widziałam tak turkusowej wody, nie widziałam tylu owoców na drzewach, nie pływałam w tak przeźroczystej wodzie i nigdy nie widziałam w jednym miejscu tylu kolorów. Moja N. już wcześniej była w Hiszpanii, więc nie wszystko wywoływało u niej taki sam zachwyt, jak u mnie (może to zresztą było też przez przeziębienie, które ograniczało jej oddychanie i atakowało jakąś niepoliczalną ilością kichnięć. Swoją drogą do tej pory zastanawiam się jak to możliwe, żeby człowiek kichał z częstotliwością 3-7 razy na minutę… i nie umarł po jednej dobie 😛 ).
Brałyśmy całą kulturę pełnymi garściami i jedyne, co nas ograniczało to ruch uliczny. Bo tam nie obowiązują prawie żadne reguły ruchu drogowego. Przejść dla pieszych nie ma a znaki „ustąp pierwszeństwa” tudzież znaki „stopu” traktowane są jako urozmaicenie pobocza 😛 Za każdym razem, kiedy udało nam się z N. przebiec na drugą stronę ulicy, uznawałyśmy to znak Boży, że jeszcze mamy w życiu coś osiągnąć i czymś przysłużyć się społeczeństwu 😛 Tego „czegoś” nie odkryłyśmy do tej pory 😛
Ogrom uśmiechów i słońca nie przesłonił nam wbrew pozorom racjonalnego myślenia. Po pierwszym dniu dość nachalnych rozmów z Turkami obiecałyśmy sobie, że żadna z nas nie zniknie drugiej z oczu na dłużej, niż 2 minuty. Mimo zapewnień pracowników hotelu oraz rezydentów biura podróży, że turystkom raczej nic nie grozi, bo prawo mają dość restrykcyjne jeśli chodzi o gwałty i nie jest to tak „dziki” kraj jak pozostałe muzułmańskie (w końcu Turcja też leży w Europie 🙂 ), uznałyśmy że wakacje wakacjami to raz, ale przyszłe zdrowie i spokój emocjonalny to dwa 😛 I tak po 5 dniach prawdziwych wakacji all inclusive moja N. w jakimś ogromnym sklepie z wyrobami skórzanymi polazła z dwoma czy trzema Turkami gdzieś na zaplecze. Ja będąc zaaferowana i zauroczona tymi wszystkimi płaszczykami, kurteczkami i futerkami nawet nie zauważyłam jak mi tą moją blondynkę wyprowadzają podstępem na zewnątrz. W panikę wpadłam chyba po 15 minutach, bo ABSOLUTNIE nie mogłam znaleźć pomieszczenia, w którym mogłaby być. I WCALE mnie nie uspokajały słowa ekspedientów, że na pewno jest u niej wszystko dobrze, i żebym przestała się tak niepokoić. Kiedy już zaczynałam robić awanturę i histeryzować moja blondynka wyszła cała radosna gdzieś z jakiegoś baraku (???) zza hali i z błogim uśmiechem na twarzyczce oznajmiła mi, że herbatka była BOSKA… To był pierwszy raz, kiedy na moją N. nawrzeszczałam 😛 a ona patrzyła na mnie swoim rozanielonym wzrokiem i potraktowała jak nadopiekuńczą matkę:
-Ale Chomikowa! O co tyle pretensji? Przecież ja tylko na herbatce byłam! Ty wiesz, jak tam fajnie było? Żałuj, żeś nie poszła razem ze mną!
Nooo… nie wątpię, że było FAJNIE. Nie poszłam, bo żeś mi się oddaliła cichaczem… Zawsze to ja byłam rozsądniejsza w tym „związku” 😛 A że byłam rozsądniejsza, to co zrobiłam następnego dnia późnym wieczorem? Kiedy N. integrowała się z innymi Polakami w hotelu, ja się zamknęłam w naszym pokoju na wiele minut z Ramazanem… Wybaczcie, ale szczegółowych opisów rodem z książek erotycznych tym razem (wyjątkowo 😀 ) tutaj nie znajdziecie 😉
Kiedy zeszłam do mojej N. na dół, była zdziwiona, że w ogóle skądś przyszłam i „jak to ciebie nie było????” Nawciągała się czegoś jak nic… Naiwnie wierzyłam, że to ten cały klimat tak na nią wpływa 😉
Obowiązkowe herbatki w każdym miejscu, w którym się człowiek pojawia, targowanie się na bazarach, obowiązkowe zamienienie kilku zdań z obcym człowiekiem na ulicy i oczywiście brak zasad ruchu drogowego, to nieodłączne elementy kultury tureckiej, które dla zwykłego Polaka są czymś abstrakcyjnym. Im głębiej w życie codzienne Turków, tym absurdów będzie się pojawiać więcej. Turecka wieś na przykład- wygląda bardzo biednie- glinianki z prowizorycznymi okienkami i drzwiami, panoszące się bez celu kury, kozy (można je spotkać prawie wszędzie), gdzieś smętnie przeżuwające strawę osiołki. Można mieć wrażenie, że zwierzęta żyją tam swoim życiem 😉 W sumie troszkę jak nasza „zabita dechami” głęboka wieś 😉
Absurdy jakoś specjalnie mnie nie odstraszają. Wabi natomiast coś zupełnie innego. Sama jeszcze do końca nie wiem co… Bo czy jest to tylko słońce i wszechobecny uśmiech…? Czy może rozpaczliwa potrzeba ruszenia czegoś w tym cholernym życiu…?
No to jak, Chomikowa…? Skoro nigdzie cię tu nie chcą, nie masz tutaj niczego oprócz chałupy, która pamięta czasy obowiązkowej nauki ruskiego w szkołach; jakiejś pokręconej rodziny i kilkorga przyjaciół, to może jedź gdzieś w cholerę…? Może nawet niech i będzie jakaś Kambodża (jakkolwiek się to pisze 😛 ), tylko poczuj, że żyjesz…
Daję sobie kilka tygodni na porządne przemyślenia i może na CUD…