sukcesy i porażki w minionym roku

12465056_1068912703154051_1739249289_oNo i zleciał. Jakby mu motorek wkręcili w pupsko. Taki był szybki. A nic tej szybkości nie zapowiadało. Wkroczyłam w 2015 rok w sumie można rzec jako bezrobotna. Bez stałej pracy, bez większych perspektyw czy to na męża (gorący romans chociażby), czy to na normalną robotę i z wielkim, przytłaczającym znakiem zapytania. Ale byłam bardzo uparta. Wiedziałam, że coś w końcu musi się udać.
Znów zmieniłam zawód. Biegałam i gubiłam się po tej cholernej stolicy, łaziłam na castingi, kursy i pojechałam w końcu na Bałkany 🙂
Od tego czasu dzieje się w moim życiu sporo. Zupełnie inny świat, normalny pracodawca (cudna odmiana po Oślicy), dziesiątki nowych znajomości. Pierwszy raz w życiu poczucie własnej wartości jest na poziomie zadowalającym 🙂
Rok samych sukcesów można by rzec…
W 2015 roku skończyłam 30 lat. 3, 5, 7 lat temu byłam przekonana, że w tym wieku będę już mężatką i przynajmniej w ciąży. Cóż… Co prawda po Świętach wyglądam, jakbym za kilka miesięcy miała wydać na świat bliźniaki, ale nic z tych rzeczy. I chyba zaczęłam się z tym godzić. Prawdopodobieństwo, że ułożę sobie życie osobiste jest coraz bliższe zeru a tworzenie „związku” na regułach, które ostatnio zrobiły się coraz powszechniejsze jest jednak ponad moje siły.
Może moim przeznaczeniem jest praca na Zanzibarze (nie pogardziłabym 😉 ) i adopcja jakiegoś słodkiego Murzynka z boskimi, kręconymi włoskami? 😉 Kto wie…
Jaki będzie 2016 rok…? Z pewnością wydarzy się wiele. Rok temu w życiu bym nie pomyślała, że kolejnego Sylwestra spędzę ze znajomymi na Mazurach. Gdzie będzie ten 2016/2017? 🙂

O sukcesach i porażkach wyklepała dzisiaj również wpis:
Jaga:http://jagatoja.blogspot.com/2015/12/zostaam-zapytana-czy-nienapisaa-bym-o.html
Arte:http://arte1973.blogspot.com/2015/12/porazki-i-sukcesy-2015-roku.html
SingielMama: http://www.singielmama.eu/2015/12/zobek-praca-dom-kaszel-i-katar-tylko.html#more
Lunka1969: http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl/2015/12/30/cos-w-rodzaju-podsumowania-2015-sukcesy-i-porazki/http://
Ava: http://szkodnikowo.uchwycone-chwile.pl/zebuszkowe-przypadki-i-male-podsumowanie-2015/

Zajrzyjcie koniecznie! 🙂
Buziaki dla wszystkich 🙂 Wszystkiego spełnionego i pięknego w Nowym 2016 Roku 🙂 No i oczywiście wielu ciekawych wpisów u Chomikowej życzę 😉

świąteczne cuda u Chomikowej

12465040_1068334789878509_444237660_oProszę… i po Świętach Bożego Narodzenia. Nawet obyło się bez ofiar śmiertelnych, choć przyznam, że niewiele brakowało…

Nie wiem, jakim cudem udało mi się grzecznie wytrzymać do końca Wigilii. Po niepohamowanym wybuchu złości Ciotki, najpierw parsknęłam śmiechem a potem przemyślałam sprawę i jednak odechciało mi się rodzinnego kolędowania. Skąd ta złość? Bo Chomikową chcą zatrudnić dwa biura. Tak być przecież nie może. Najpiękniej jest wtedy, kiedy… nie jest pięknie.

Drugą połowę Świąt spędziłam w rozjazdach. Nocleg u Przyszywanej Cioci w Zakopanem. Pomimo tego, że Zakopane jest już tylko symbolem kiczu, nadal uwielbiam to miasteczko i za każdym razem odnajduję w nim nowy detal, w którym się zakochuję. Nic nie jest w stanie popsuć mi choćby godziny w górskim kurorcie.
-Dziecko, jakim cudem ty tam dajesz radę z Przyszywaną Ciocią?- pyta Rodzicielka.
-Mamoooo, stara panna z drugą starą panną zawsze się dogada.

JAKIM CUDEM ON MA DZIEWCZYNĘ?????
Znów dzwoni do mnie Poliglota. Dobra, przyznaję. Facet od wielu miesięcy mnie „próbuje” a ja ciągle nie jestem przekonana. Za każdym razem, kiedy mimo wszystko decyduję się dać mu szansę, on doprowadza mnie czymś do szału… Niedawno spędziliśmy wspólnie wieczór. Nie czułam, że to randka, póki nie usłyszałam iście rozgrzewającego,  erotycznego komplementu…
Wracając do jego telefonu.
-Chomiczku… mam złamane serce.
Jejku, JAK TO? Że JA? Jak mogłam coś złamać, kiedy nawet tego nie dotknęłam???
-Ej, jak to złamane? Co ty opowiadasz?- pytam bardzo ostrożnie, bo cały czas nie wiem o co może chodzić.
-Moja dziewczyna nie daje znaku życia już 3 dni.
WTF????????????

Na szczęście w tym całym worze „cudów” znalazł się jeden prawdziwy. Jedyny facet w tym domu się wzruszył. Na widok prezentu 😉

zbliżają się Święta Bożego Narodzenia

image
źródło: Internet

Jest taki piękny czas… jeden z najpiękniejszych w roku. Pełen magii, cudów, nadziei, uśmiechów i oczekiwań… I ja tak właśnie też oczekuję. Jak co roku naiwnie na CUD. Biegam, sprzątam, kupuję prezenty, w uśmiechu ubieram najpiękniejszą choinkę, słucham kolęd, zakładam ozdoby na okno, zapalam najpiękniejsze świąteczne świece, z radością i zapałem opowiadam dzieciom o Świętym Mikołaju i po cichu liczę na CUD. Jak co roku…
Tak mało nam cudów…
Po północy wychodzę z jakiejś tzw. Wigilii. Mnóstwo ludzi, mnóstwo uśmiechów, litry alkoholu, kilogramy jedzenia i żadnego opłatka… Wychodzę na środek ulicy. Z nieba leci drobny deszcz. Nie mam parasola, zaraz spłynie mi cały makijaż, który kilka godzin temu robiłam z takim namaszczeniem. Nie wiem po co. I tak nie ukryję nim tego, czego nie powinno być widać. Na przystanku chłopak tuli swoją dziewczynę. Przez ulicę przebiega wychudzony bezpański pies. A mnie smutek paraliżuje. Staję nieruchomo na przejściu dla pieszych i nie mogę złapać oddechu… Prawdziwie boli każda próba.
Tak mało nam cudów przed Bożym Narodzeniem…
-Halo! Proszę pani! Niech pani nie stoi na środku przejścia! Halo!- krzyczy taksówkarz.
Siadam na najbliższym murku. Wraca mi oddech, lecą tysiące nikomu niepotrzebnych łez.

Odłożyć Dzień Narodzenia na inny czas. Lepszy czas.
Co roku na inny czas.

Niech każdy poczuje ciepło drugiego człowieka.
Żadne dziecko niech nie traci życia.
Niech w żadnym miejscu na świecie nie leje się krew. Niczyja.
Niech żadne zwierzę nie cierpi z powodu człowieka.
Niech nikt nie zna głodu.
Niech każda matka tuli swoje dziecko.
Ani jedna bomba niech nie niszczy domu.
Niech nikt nie opuszcza gabinetu lekarza z wyrokiem śmierci w ręku.
Niech każdy mąż usiądzie koło swojej kobiety.
Z żadnej broni niech nie wyleci ani jeden pocisk.
Niech każdy zbłąkany znajdzie swój dom.

Na tym najsmutniejszym świecie… Niech w końcu zdarzy się CUD.
Choćby na te kilka dni.

Tego życzę sobie i Wam, Kochani.

rzucić komplementem jak mięsem

reaction excited awww the nanny fran drescher
źródło: giphy.com

Po co mówimy komplementy i komu? Po to, żeby dowartościować rozmówcę; żeby sprawić mu przyjemność; żeby mieć z tego jakieś profity (np.ślepo komplementując szefa/szefową lub próbując kogoś zaciągnąć do łóżka 😉 )
I wszystko super, tylko że komplementowanie nie jest wcale taką prostą sprawą, jak mogłoby się wydawać. Bo trzeba umieć to robić a jeśli komplementujemy do tego osobę w miarę rozsądną i inteligentną, to tym bardziej nad miłym słowem musimy się choć chwilę zastanowić.
Trzymajmy się kilku zasad:
1. Nie strzelamy komplementami, jak z karabinu maszynowego.
Kiedy coś naprawdę doceniamy? Wtedy, kiedy nie mamy tego na co dzień. Tyczy się to również komplementów.
Pamiętam, jak byłam kiedyś na randce z jednym panem. Znaliśmy się tydzień a to była nasza pierwsza randka. W ciągu dwóch godzin spotkania usłyszałam, że: jestem piękna, inteligentna, dowcipna, mądra, miła, cudnie roześmiana, wartościowa, urocza i coś tam jeszcze. Wybaczcie, ale przy „mądra” byłam już mocno podirytowana. Bo co ten człowiek może o mnie wiedzieć po tych kilku wspólnie spędzonych godzinach? Może co najwyżej stwierdzić, że ładnie wyglądam i tego komplementu na początek bym się trzymała 😛
Z tą częstotliwością można niestety przegiąć w drugą stronę i też trzeba na to uważać… Kilka lat temu byłam w związku, na którym bardzo mi zależało. Starałam się być „naj”, ale ciągle nie mogłam „zasłużyć” na dobre słowo. Kiedy po kilku miesiącach w końcu usłyszałam, że wyglądam bardzo ładnie, to usiadłam i się popłakałam. Już ładnie nie wyglądałam 😛
2. Unikać banalnych komplementów.
Przede wszystkim należy do nich „jesteś ładna”. Nie tak dawno znajomy ubiegał się o bliższy kontakt z Chomikową. Gadaliśmy przez telefon, smsowaliśmy. I te smsy właśnie mnie dobiły. Zbyt często czytałam komplementy dotyczące mojej urody, a że chciałam dać chłopakowi szansę napisałam: „uroda jest cholernie ulotna. Nie jesteś głupim facetem, więc wiesz o takich rzeczach”. Co otrzymałam w odpowiedzi? „I właśnie dlatego, bo jest ulotna, to trzeba ją doceniać!” Ręce mi opadły… Dobra, ja rozumiem- może nie mam innych zalet, ale nawet jeśli tylko chciał mnie zaciągnąć do łóżka, to mógłby się odrobinę wysilić i choćby KŁAMAĆ 😉
Gdzieś na jakimś blogu kiedyś czytałam, że dziewczyna ma znajomego, który każdej dziewczynie mówi, że jest mądra 😀 Nawet, jak nie jest 😀 Cwaniak! Ale właśnie takie cwaniaki z reguły dostają, czego chcą…
3. Starajmy się, aby komplement był prawdziwy.
Jestem bardzo wyczulona na komplementy. Wiem, może nie jest to zdrowe i świadczy o posiadaniu wielu kompleksów, ale zawsze staram się „wybadać” po co ten komplement został wypowiedziany i czy aby na pewno w dobrej wierze. Jeśli więc ktoś mi po kilku godzinach znajomości powie, że jestem mądra, to wiem już na kogo trafiłam 😉 Do łóżka łatwo się nie dam zaciągnąć 😛 A za wszelkie inne usługi wystawię fakturę 😛
4. Panie nie mogą zapominać o komplementowaniu panów.
Wbrew pozorom, mężczyźni UWIELBIAJĄ słyszeć komplementy a ja uwielbiam im je mówić. Niewiele jest ciekawszych widoków od tych, kiedy facet po usłyszanym komplemencie rośnie przynajmniej o 5 cm 😉 i ten zbłąkany, pełen satysfakcji uśmieszek na twarzy… BOSKIE 😀
„To niesamowite, że tak dobrze sobie radzisz z wymianą kół w samochodzie”. „Rury, złącza, gratowniki i inne pierdolniki?- podziwiam cię za wiedzę w tym zakresie”. Dziewczyny, naprawdę polecam 🙂 I to nie tylko na początku znajomości z naszym wspaniałym mężczyzną. O tych komplementach nie możemy zapomnieć nawet po wielu latach związku.

W Bułgarii usłyszałam komplement, który myślę, że zapadł mi w pamięci na wiele lat: „Wiesz, Chomikowa, jesteś taka zmęczona i zła a ciągle się uśmiechasz. Aż mnie się zachciewa mimo wszystko uśmiechnąć”. Niby nic, a takie PRAWDZIWE i MIŁE.
Takich komplementów się trzymajmy 🙂
Słowami niecenzuralnymi rzucałam w samochodzie 😛

mam dziecko

źródło: Internet

Wybrałam się z Rodzicielką na zakupy.  Wiecie, prezenty i takie tam. Łazimy po centrum handlowym w poszukiwaniu natchnienia. To nie takie, tamto za drogie, tamto zbyt pospolite. Nie wiem kto wymyślił prezenty pod choinkę…

Nagle na środku centrum handlowego dostrzegamy uroczą świąteczną chatkę przygotowaną specjalnie dla dzieci- zabawkowe postacie z bajek „lepią” ciasteczka, „ubierają” choinkę, „wałkują” ciasto i „karmią” zwierzaki. Chatka była naprawdę śliczna i spełniała swoją rolę, bo dzieciaków w środku była cała masa.
-Dziecko! Jakie to cudne! I ten miś, co robi ciasto!- zachwycona krzyczy do mnie Rodzicielka.
Nie zdążyłam dobrze mu się przyjrzeć a Rodzicielka już była koło misia i pełna radości przyglądała mu się, jak „pracuje”. Westchnęłam głęboko i stanęłam obok kilkorga rodziców, którzy przyglądali się swoim uradowanym pociechom. Zaraz koło mnie stał troszkę starszy pan, który robił zdjęcia swojemu wnuczkowi. Chcąc nie chcąc przyglądałam się małemu dzieciakowi, który zajadając loda pozuje dziadkowi do zdjęcia. Uśmiechnęłam się do dziadka, na co ten zaczął szukać wzrokiem mojej „pociechy”. W chwili, gdy zauważył, że moja pociecha ma ponad 50 lat, popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Tylko znów się głupio uśmiechnęłam i wzruszyłam ramionami.
-Mamusiu, ja cię błagam, czy możemy już iść?- pytam 50-letniej kobiety, która pełna radości robi zdjęcia misiom.
Niestety nie otrzymuję odpowiedzi. Radość jest zbyt wielka, żeby usłyszeć jakiekolwiek pytanie…
-Widzi pani-zagaduje dziadek obok- coś mój wnuczek jest bardziej zainteresowany lodem, niż tą całą szopką. Nawet się nie uśmiechnie do zdjęcia.
-Widzi pan, a moja MAMUSIA ma zabawę na całego- odpowiadam i odciągam Rodzicielkę tym razem od zabawkowej choinki. Pan patrzy na mnie zdumiony jeszcze bardziej, niż na początku. Uśmiecham się do niego szeroko, jak tylko można udawać, że wszystko jest jak najbardziej w porządku 😛
-Życzę panu miłych zakupów i częściej uśmiechniętego wnuczka. Może za jakieś 50 lat będzie miał z tego więcej radości- mówię do dziadka i puszczam mu oko.

-MAMO! Czy ty mi zawsze musisz wstydu narobić?
-Ale o co ci chodzi? To już nie można misiowi zdjęcia porobić? Przecież jest boski! Poza tym cały czas się zastanawiam czy nie kupić sobie tej bluzy z Minionkami. Tylko pewnie na mnie rozmiaru nie będzie… A ty byś nie chciała?
-NIE, mamo.

A ja się zaczynałam martwić, że nie mam w wieku 30 lat jeszcze swojego własnego dziecka. A mam- mieszka piętro niżej i mówię do niego „mamo”.

„wybitne” zdolności Chomikowej


Walczę z kompleksami. Dwoma największymi. Pierwszy to kompleks wyższości (jasna sprawa) a drugi to umiejętności językowych a raczej ich brak. Z moim wzrostem nic się nie da zrobić, więc już się z tym pogodziłam. Natomiast jeśli chodzi o umiejętności językowe, to staram się z moimi kompleksami walczyć, bo uważam że nieznajomość choćby jednego języka obcego w dzisiejszych czasach, to wstyd a znajomość tylko jednego o niczym wielkim również nie świadczy. Teraz powinno się znać znakomicie angielski, bardzo dobrze niemiecki i dobrze jakiś inny język ( w modzie jest szwedzki, węgierski, fiński, norweski czy inny typu „szybciej żyły sobie powygryzam, niż się tego nauczę”). Takie realia niestety. I co mają począć takie biedne żuczki, jak ja na przykład, kiedy nauka języków idzie im BARDZO opornie…? Angielskiego uczę się już jakieś 15 lat i nadal nie mogę zrozumieć wszystkiego, co mówi do mnie rodowity londyńczyk… Francuski znam na poziomie „tak, tak… prawie panią rozumiem, ale tak naprawdę, to nie mówię po francusku”. I co z tego, że się staram i że chcę? Może jakbym mieszkała na stałe w jakimś obcojęzycznym kraju, to bym to ogarnęła, ale tak… Boli mnie to, BARDZO. Chciałabym bez większego problemu przyswajać obce słówka i zwroty. Chciałabym mieć po prostu TALENT do nauki języków obcych. Albo na litość boską JAKIKOLWIEK inny talent. A tu dupa.
Talentu muzycznego u mnie brak. Może i jakieś poczucie rytmu mam i pogibam się na dyskotece, ale nic poza tym. Nauka gry na pianinie skończyła się spazmatycznym płaczem przy próbie zaliczenia u pani profesor kolędy. Rysować, malować czy czegokolwiek innego plastycznego również nie jestem w stanie wykonać i to wiedziałam już od momentu, kiedy  w wieku 8 lat narysowałam Rodzicielce Gacka i Wacka a tę ogarnął taki śmiech, że aż zrzuciła talerz ze stołu. Wybitym sportowcem również nie zostałam. Pamiętam, jak w wieku 13 lat na koloniach nie byłam w stanie wejść na konia. Musieli mnie podsadzać. Rodzicielka do tej pory przy trafieniu na zdjęcie przedstawiające konia, zalewa się łzami niepohamowanej radochy. O jakimś talencie konstrukcyjnym też mogę zapomnieć. Złożenie głupiej szafki pod zlew stanowi dla mnie wyzwanie na cały dzień. A instrukcja obsługi mówi jasno i wyraźnie „czas składania- 30 minut” (dla Chomikowej 30 minut każdego dnia przez kolejny miesiąc). I tak żyję na tym świecie jak ostatnia sierota.
Wczoraj zadzwonił do mnie znajomy. Nienawidzę go. Nienawidzę go dlatego, bo nauka języków to dla niego pikuś. Doskonale zna język węgierski (!!!!) i angielski. Ostatnio wspominał, że podczas 5 miesięcznego pobytu w Serbii nauczył się tego języka na poziomie swobodnie-komunikatywnym. NIENAWIDZĘ GO.
-Co tam u ciebie, Chomikowa? Co ty w ogóle porabiasz po tej Bułgarii?- pyta znajomy, którego NIENAWIDZĘ 😛
-Nic specjalnego. Łażę na kursy językowe, trochę pracuję.
-A po co ci kursy? Przecież znasz angielski, prawda?- po czym zaczyna do mnie mówić w tymże języku i to z bardzo dobrym akcentem. Ja się zawstydzam kompletnie i wolę się nie pogrążać, więc odrobinkę zmieniam temat.
-Zazdroszczę ci tego, że tak łatwo ci idzie nauka języków. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Eee tam łatwo. Trzeba tylko trochę chęci i każdy się nauczy.
Pieprzy bzdury i już mnie drażni.
-No wiesz, ja tam mam sporo chęci i jakoś podczas mojego pobytu w Bułgarii jestem w stanie wyrecytować może ze 4 zwroty w tymże języku i kilkanaście słówek. WSZYSTKO. Brawa możesz zacząć bić później. To chodzi o jakieś predyspozycje albo inaczej zwany talent.
-Chomikowa, ale co to za drugi język, którego tak namiętnie się uczysz?
Z lękiem odpowiadam, że francuski…
-J’aime bien parler avec toi- mówi do mnie z pięknym francuskim akcentem.
……………………
Dobił mnie. Dobił mnie KOMPLETNIE. Do oczu zaczęły mi napływać łzy i nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Jestem kompletną idiotką. Niczego nie potrafię tak naprawdę dobrze. Jestem chodzącym beztalenciem. Nawet nie potrafię kota narysować. NIC. Jakoś się wymiguję udaje mi się zakończyć naszą komiczną konwersację. Przy okazji zalewam się łzami.
Jak na złość akurat Rodzicielka przyszła do mnie po głęboko schowanego Grześka.
-Jezu, Dziecko! Co się stało? Dlaczego płaczesz?
-Bo jestem chodzącym beztalenciem! I nawet nie próbuj zaprzeczać! Tyle lat się uczę języków i NIC a potem dzwoni taki jeden do ciebie i się okazuje, że zapierdziela przynajmniej 4 językami „ot tak” i właśnie dzięki temu dostał zajebistą pracę w Hiszpanii. A ja co?- NICO.
-Dziecko, co ty gadasz? Jest wiele rzeczy, które świetnie robisz!
-NIBY JAKIE??? OŚWIEĆ MNIE!
-Jejuuu, no wiesz… -zamyśla się niebezpiecznie- na przykład trawę pięknie kosisz! Na całym osiedlu nikt tak pięknie nie ma skoszonej trawy, jak my.
Uszom własnym nie wierzę.
-I pięknie odśnieżasz! Zawsze mamy cudnie odśnieżone podwórko i podjazd.
-Świetnie! Jeszcze mi powiedz, matka, żebym się rozwijała w tym kierunku!
-No wiesz… myślę, że sąsiedzi byliby zachwyceni.

Ostrzegam, że poklepania po plecykach nie potrzebuję 😛

bajki… nie dla wszystkich?

źródło: Internet

Niedawno potrzebowałam kupić bajki dla dzieci. Takie na DVD, do puszczenia dziecku na 1,5 h, żeby dziecko „zniknęło” 😉 Nie szukajcie zbyt daleko przyczyn, bo są prostsze, niż może się wydawać 😛 Potrzebowałam i już 😛 Bajka miała być coś w stylu „Czerwonego Kapturka”, „Calineczki”, czy czegoś podobnego. Obstawiałam raczej Andersena, choć nie pogardziłabym innym autorem.
Najtańszym i najszybszym źródłem dostępu do bajek na DVD jest ryneczek. Od wieków stoi tam dwóch panów, którzy sprzedają „przeterminowane” gazety i płyty DVD z tychże gazet.
-Przepraszam, czy ma pan może jakieś bajeczki?- pytam i uśmiecham się przyjaźnie, bo dzień mam wyjątkowo przyjemny a i pan wydaje się być bardzo przyjemny 😉
-Ależ oczywiście! Zaraz coś tutaj dla pani znajdziemy. Niech pani sobie tutaj poszuka czegoś dla siebie- i wyjmuje spod „lady” sporych rozmiarów torbę.
Cała uradowana wkładam w torbę prawie że całą głowę i rozpoczynam poszukiwania. Biorę do ręki pierwszą, drugą, piątą płytę i… aż zaniemówiłam. Owszem, trzymałam w rękach „Czerwonego Kapturka” i „Królewnę Śnieżkę”, ale na pewno nie była to wersja dla 7-letniego dzieciaka.  To była wersja dla mnie 😛
-Panie! Ja chciałam BAJKI DLA DZIECI a nie dla dorosłych!- mówię i w rezygnacji rozkładam ręce pełne filmów erotycznych 😀
-A, to takich to nie mam-pan mi odpowiada i wyrywa płyty z rąk, po czym szybkim i sprawnym ruchem chowa torbę z powrotem pod „ladę”.
-Ktoś to w ogóle w dobie Internetu jeszcze kupuje?- pytam z czystej ciekawości.
-A czasem kupują. Nie wszyscy mają przecież komputer w sypialni.
No racja.
Bajkę dla dzieci puszczę jednak online 😛