Przez 15 lat mieszkałam z dziadkami w bloku. Bloku zbudowanym w latach 60-tych. Typowa „wielka płyta”. Mój pokój miał jakieś 8m². Byłam dzieckiem, więc wydawał mi się wystarczający. Tak samo jak pokój dzienny, który ma jakieś 15m² wydawał mi się dużym pokojem.
Dzisiaj w „moim” pokoju jest sypialnia babci. Jest tam łóżko, komoda i wózek inwalidzki. I nie ma się gdzie ruszyć. Nie jestem w stanie w tym pokoju wykonać żadnego ruchu oprócz zaprowadzenia babci za rękę do łóżka. Robiąc niezaplanowany krok w którąkolwiek stronę, funduję sobie siniaka na udzie, kolanie lub ewentualnie biodrze.
Przejście z pokoju do pokoju jest również dla mnie pewnym akrobatycznym wyzwaniem. Zawsze muszę pamiętać, żeby odpowiednio się wygiąć przechodząc z pokoju dziennego do przedpokoju. Drzwi nie mają wystarczająco dużo przestrzeni, aby otworzyć się na oścież, więc z ościeżnicą tworzą kąt mniej więcej 60º. Tak było od zawsze. Dziadkowie nigdy nie czuli potrzeby dokonywania jakichkolwiek zmian w mieszkaniu. Tak samo zresztą jak nie czuli wielu innych potrzeb jak np.używania talerzy czy żelazka, ale to inny temat. Wracając do drzwi miedzy pokojem a przedpokojem. Tam z reguły funduję sobie siniaka na ramieniu a raz nawet na czole 🙂 Czytaj dalej „uroki mieszkania w bloku”