Przyjęcie do szpitala na zabieg.
przyjęcie do szpitala na zabieg
Od kilku lat wiedziałam, że ten dzień nastąpi, ale mimo wszystko nie czuję się komfortowo. Chyba każdy obawia się narkozy i tego jak się będzie czuć po wybudzeniu (i czy w ogóle się wybudzi…). Staram się zagłuszyć niepokojące myśli i obserwuję pracowników oddziału. Obok mnie siedzi kobieta. W ręku trzyma plik papierów niezbędnych do przyjęcia do szpitala. Chwilami na nie zerka. Chwilami, bo większość czasu rozmawia przez telefon z synem lub córką. Później dowiaduję się, że dorosła już córka mieszka razem z nią i swoim małym dzieckiem.
-Synek, a spakowałeś kostium na WF? No dobrze, a wziąłeś poprawioną pracę domową z matematyki? Tak? No to super. To pa.
Rozłącza się. Przegląda chwilę dokumenty i po kilku minutach znów sięga po telefon.
-Synek, minąłeś już to skrzyżowanie z kościołem? Tak? Pamiętaj, żebyś kupił sobie coś do jedzenia w sklepie obok. Zostawiłam ci rano pieniądze na ladzie w kuchni……. Dobrze, to kup sobie coś, tylko proszę cię, żeby to nie była cola.
Niesamowite.
Kolejne połączenie.
-Bierzesz małą dzisiaj do żłobka? Może jeszcze ją zostaw? Słuchaj, jakbyś bardzo potrzebowała, to w szafce zostawiłam wam parę groszy. Nie, jeszcze nie jestem na sali. Nadal czekamy.
Zdążyła się rozłączyć z córką i znów zadzwoniła do syna. Otrzymała informację, że bezpiecznie dotarł do szkoły. Myślę, że już zdecydowanie spokojniejsza mogła zająć łóżko szpitalne. Co tam operacja wycięcia węzłów chłonnych, które są zajęte przez nowotwór. Ważne, że syn bezpiecznie dotarł do szkoły.
Kobieta. Matka.
Ja do końca dnia staram się zebrać rozum. Boję się. Oczywiście. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Operacja miała mieć mniejszy zakres ale wyniki zmusiły lekarza do podjęcia decyzji o wycięciu całej tarczycy i węzłów. Martwię się operacją, martwię się tym, co mnie czeka po operacji. Martwię się pracą, martwię się całym swoim życiem. Kobieta na łóżku obok nie ma czasu na martwienie się. Dzwoni do byłego męża, który nie potrafi zapisać syna na prześwietlenie płuc. Finalnie załatwia to sama z łóżka szpitalnego. Gdzieś w międzyczasie rozmawia ze mną i z inną pacjentką. Przed snem rozmawia znów z synem i córką… Zasypia jak małe dziecko.
Po zabiegu strasznie boli mnie głowa. Jest ze mną Rodzicielka. Dobrze, że jest. Dobrze, że jest ktoś, kto złapie za rękę i poprawi poduszkę pod głową. Na telefonie widzę kilka powiadomień i nieodebrane połączenie. Nie mam siły nawet spojrzeć na ekran. Kobieta obok jest sama i jak tylko przytomnieje od razu bierze smartfona
Słabiutkim głosem zwraca się do synka:
-Synku, mamusia już jest po operacji. Powiedz siostrze, że jest dobrze. Odrobiłeś matematykę? Nie zostawiaj tego na weekend. Odrób od razu, bo później znów zapomnisz. Proszę cię.
Zaczynam się złościć. Tak właśnie wygląda życie kobiet. Wszystko ogarniają, dbają, troszczą się o cały świat dookoła. Naprawdę coraz częściej dochodzę do wniosku, że ten świat się kręci tylko dzięki kobietom.
Kolejnego dnia ona pierwsza już jest na nogach. Uczesana, umyta i oczywiście z telefonem w ręku. Ja zbieram siły, żeby usiąść. Zajmuje mi to godzinę. Może i się ze sobą opieprzam, ale trudno. Nauczyłam się już tego, że mam prawo się sama ze sobą opieprzać.
-Ciekawe, czy mnie dzisiaj wypiszą do domu- zagaduje kobieta w niewidocznym płaszczu super-bohatera.
-Lekarz wczoraj mówił na odprawie, że jak będzie dobrze, to pani wyjdzie a widzę, że nieźle się pani czuje, więc pewnie będzie pani już wieczór spędzać z rodziną- odpowiadam z uśmiechem.
– Jeszcze po drodze kupię leki dla syna, bo oczywiście były mąż zapomniał.
I tutaj już straciłam cierpliwość.
– No właśnie widzę, że pani tutaj z tym nowotworem przyszła się zoperować tak „przy okazji”. Ot, weekend przede mną, to skoczę na stół operacyjny. Nie wiem jak pani daje radę funkcjonować. Podziwiam i współczuję jednocześnie.
Zapadła niezręczna cisza. Nie poparła mnie żadna z innych pacjentek. Może powodem jest fakt, że obie też samotnie wychowały dzieci. Bohaterki. Ciche bohaterki dnia codziennego.
Rany
Jak sie cxujesz po operacji?
Zasranawialam sie czy jeszcze piszezz.
Arte… myślałam o Tobie jakiś czas temu 😊🥰 Po operacji dobrze już dawno tylko po lekarzach biegam nieustannie. Jestem dla nich ciekawym przypadkiem… Co do bloga to piszę ale czasu brak, czasem weny. A jak u Ciebie???