Chomikowa ma sny

źródło: www.demotywatory.pl

Miewacie sny? Podobno ten, który ma wszystko dobrze poukładane w głowie ma kolorowe sny prawie co noc. Mój dziadek ma sny tylko czarno-białe… To by w sumie wiele tłumaczyło…
A moje sny są zawsze… hmmm… jakby to ująć… Niezmiernie oryginalne. Nie, nie jestem w nich wróżką, elfem, ani superhero 😛 Oprócz tych standardowych pięknych snów, z których człowiek nie chce się budzić, miewam sny, w których walczę. I to wcale nie z nadwagą, czy Oślicą 😛 Walczę o przetrwanie. Snów, w których nadchodzi huragan a ja się ukrywam w piwnicy już nawet nie chcę liczyć. Tak samo, jak snów, w których ktoś strzela do mnie i do mojej rodziny z helikopterów 😛 Ach! Nie mogłabym zapomnieć o snach, w których wykolejają się pociągi i spadają samoloty a ja próbuję uratować tych, którzy przeżyli 😛
Matko kochana… tak czytam to wszystko i sama się sobie dziwię, że dziadka, który ma czarno-białe sny uważam za psychopatę… Tak, czy siak jakoś już te moje mary senne ogarnęłam umysłem i udało mi się pokojarzyć, że koszmary miewam wtedy, kiedy w moim realnym życiu towarzyszy mi jakiś stres lub lęk. Trochę stresu i już wiem, że we śnie albo będę lecieć samolotem, który spada albo będę zbierać ludzi z torów kolejowych 😛 Ale jak wytłumaczyć sny, w których wszystko miesza się w taką abstrakcję, że nawet taki nieogarnięty Chomik nie może tego ogarnąć? Kilka tygodni temu śniliście mi się Wy, Moi Kochani 😉 Tak- dokładnie 😉 Śniło mi się, że leżałam pod kołdrą w jakimś bardzo eleganckim starym budownictwie. Wydaje mi się, że był to budynek mojej uczelni, w której studiowałam- piękne stare drewniane zdobienia na ścianach i suficie oraz dywany na drewnianych, klimatycznych podłogach. Leżałam pod tą kołdrą, było zimno i nie mogłam się ruszyć. Ktoś, kogo nie widziałam, bardzo mocno mnie do tej ziemi przyciskał. Miałam jako-taką świadomość kto to jest- to byliście Wy- zwracałam się do niektórych z Was po nickach i błagałam o litość 😀

To już mam iść na leczenie, czy jeszcze macie dla mnie tę litość? 😀

Wielu z nas snom nadaje pewne znaczenie. Mówi się, że sny coś nam wskazują a nawet przepowiadają przyszłość. Wiecie jakie ma na ten temat zdanie Chomikowa?- dokładnie- Pierdu, pierdu. Już tyle razy śniły mi się różne numery totolotka i nigdy to nie były te właściwe numerki. Żeby to jeszcze chociaż były numerki z jakimiś przystojniakami vel ciachami, ale też NIE. A ile to już razy opluwałam Oślicę w moich snach! Nawet francy już spotkać na ulicy nie mogę… Szlag by to 😉 Człowiek już się nawet specjalnie rozgląda po tych marketach, czy francy gdzieś nie ma a co rusz wchodzi na któregoś swojego „byłego”. Życie, no samo życie 😛
Jeszcze jako nastolatka wierzyłam, że mogą się spełnić sny, które przyśnią się pierwszej nocy w nowym miejscu. Zawsze chciałam, żeby przyśniło mi się coś pozytywnego, albo chociaż coś SENSOWNEGO. Ale gdzie tam! Sny ograniczały się do nauki do klasówki ewentualnie bezcelowego plątania się po okolicach bliżej nieokreślonych. Nigdy jakoś nie mogłam w tych snach zakochać się ze wzajemnością w jakimś księciu z bajki lub chociaż znaleźć kilku tysięcy PLN na ulicy. Chociaż znając swoją cholerną uczciwość i tak bym pieniądze ze łzami w oczach zaniosła na najbliższy Komisariat Policji… Lepiej, żebym ich nie znajdowała. Przynajmniej rozterek wewnętrznych nie mam 😛
Od jakiś 2-3 lat męczą mnie 2 nowe sny. W jednym z nich biorę ślub (o dziwo…), ale jakoś wcale nie jestem tym faktem zachwycona. Brak mi jakiegoś entuzjazmu przed tą całą ceremonią. Wysiadam pod kościołem z samochodu i kieruję się w stronę gości. Cały czas gdzieś mi chodzi po głowie myśl, że ja wcale nie mam ochoty tego robić. Że ja to robię tylko dlatego, bo inni tego chcą. Efekt jest taki, że wchodzę do kościoła ze łzami w oczach i to nie są łzy wzruszenia 😛 Pana Młodego nigdy nie jestem w stanie zobaczyć 😀 Ale może to wszystko wiąże się ze snem numer 2. We śnie numer 2 rodzę dziecko. Również nie jestem zachwycona tym faktem. Ale to może dlatego, że mam świadomość tego, że dziecko wychowam samotnie.
Super.
Dobra, dobra. To są tylko sny. Ruchome obrazy naszych obaw itd. Kiedy byłam teraz w Krakowie, Jola przypomniała mi, żebym koniecznie zapamiętała sen, który mi się przyśni w nowym miejscu. Mówię do niej, że znam ten zabobon, ale te sny są tak banalne, że nawet nie warto o nich wspominać. Jola z powagą sięga do szafki kuchennej i wyciąga magiczną puszeczkę z jakimiś ziołami. Przesypuje mi je do torebki foliowej i uroczyście mówi, żebym schowała to sobie pod poduszkę, kiedy będę szła spać.
-Jolu, ja wiem, że jestem po drinku, ale chyba nie jestem aż tak pijana, żeby jakieś zielska chować sobie pod poduszkę…
-Chomiczku, ja ci mówię, żebyś to schowała pod poduszkę i zobaczysz co się stanie- mówi tajemniczym tonem.
Chyba jednak byłam pijana, bo włożyłam te zioła pod poduszkę.
Najpierw przyśnił mi się mój samotny poród a jak ogarnęłam po przebudzeniu skołatane serce, to przyśnił mi się ślub, którym wcale nie byłam zachwycona.
Bajka.
Dzwoni do mnie do Krakowa Moja N.:
-Co ci się, Chomiczku śniło pierwszej nocy w nowym miejscu? Pamiętasz?- pyta jak zwykle podekscytowana.
-Ty też?!
-Co ja też? Milsza byś była.
-Śniły mi się moje ulubione dwa sny-odpowiadam na odczepnego, ale jednak jestem ciekawa, co mi ta moja wrodzona optymistka odpowie.
-Eeee tam! Wiesz jak to jest z tymi snami! Spełniają się na odwrót! Sama mi zresztą tak mówiłaś!
Z ziołami pod głową też??????
Czyli że jak? Zaliczę klasyczną wpadkę i z przymusu wezmę ślub?
Jak nastolatka?
A może te zioła są do palenia……?

Muszę się upewnić 😛

Ha! A jakie ja dopiero po tym mogę mieć SNY! Może w końcu polatam na tym smoku!

jak się uwolnić…?

źródło: Twój Styl i Chomikowa
źródło: Twój Styl i Chomikowa

Spędziliśmy ze sobą kilkanaście miesięcy a nawet i lat. Coś jednak jest ewidentnie NIE TAK. Coś sprawia, że się dusimy, nie ma tego magicznego „czegoś”, co porwałoby nas do życia i walki o ten związek. Gdzieś nam koło ucha plącze się wyszeptany głos rozsądku „Skończ to”. Przedłużanie związku na siłę nie ma tak naprawdę sensu. Przynosi nam więcej rozczarowań i powoduje masę blokad emocjonalnych. Nie warto.
Tylko jak temu partnerowi, z którym spędziło się tyle wspólnych chwil o tym powiedzieć…?  Jak go nie zranić…? I co się stanie POTEM?
Sama wiem po sobie, jak ciężko jest podjąć decyzję o rozstaniu. Zresztą podjęcie decyzji to tylko jeden z kroków do rozstania. Najtrudniej jest wprowadzić ją w życie. Ubrać ją w słowa i czyny. No i utwierdzić się w przekonaniu, że decyzja na pewno będzie słuszna i ostateczna…
Wielu psychologów wskazuje, że podjęcie jakiejkolwiek decyzji jest łatwiejsze, gdy rozrysuje się tabelkę z plusami swojej decyzji i minusami. Mnie te magiczne tabelki nigdy jakoś nie przekonywały. Nie chciałam z życiowej decyzji robić papierowej bazgrołki 😛 Zawsze wszystko układałam sobie w głowie. Przed oczami stawał mi obraz sytuacji, która doprowadzała mnie do furii lub płaczu i starałam się odpowiedzieć sobie na pytanie „Czy będę w stanie znosić te same sytuacje do końca życia?”, „Czy widzę tego człowieka koło siebie za 30 lat?” „Czy ja się w tym DOBRZE czuję?” Z reguły odpowiedzi na te pytania utwierdzały mnie w słuszności podjęcia mojej decyzji. Tylko później było gorzej… Najdłużej do realizacji decyzji zbierałam się jakieś pół roku. Beznadziejna Chomikowa. Sierota boska… Kompletnie bez odwagi. Strasznie bałam się tej chwili. Przerażał mnie widok rozczarowania i smutku. Ale wiedziałam, że skoro wcześniejsze rozmowy i próby ratowania tego, co było nie do uratowania nie przyniosły efektu, to nie można tkwić w czymś, co umarło. Zresztą smród byłby nie do zniesienia 😉 Chciałam, żeby zrobił to ktoś za mnie, ale nie było takiej możliwości.
Co powiedzieć?
Jak powiedzieć?
I jak to zrobić, żeby się tylko nie popłakać? Można by przypuszczać, że najdelikatniejszym sposobem zerwania, byłoby powiedzenie „Muszę odpocząć”. Kto z nas usłyszał ten zwrot???? I ilu z nas te słowa nie mówiły NIC? Uważam, że użycie takich słów jest dowodem okropnej niedojrzałości emocjonalnej. Nie potrafisz powiedzieć człowiekowi, że nic z tego nie związku nie będzie, to jak chcesz kiedykolwiek zbudować inny związek oparty na szczerości i zrozumieniu? Poza tym dajemy tej drugiej stronie masę nadziei, że to jeszcze nie koniec. Ryzykujemy, że będziemy odbierać dziesiątki telefonów z pytaniem „Czy już odpoczęłaś/ odpocząłeś i możemy żyć jak kiedyś?” A przecież nie możemy. Decyzja została podjęta. Lepiej powiedzieć krótko „Przepraszam, ale już dłużej nie mogę być z tobą. Taka jest moja decyzja”. Brzmi pięknie, kiedy się to czyta, ale przecież wiemy, że będą emocje, będą łzy, oskarżenia, krzyki, błaganie. Kiedy sobie przypominam dzień, w którym rozstawał się ze mną jeden z moich partnerów, sama się mu dzisiaj dziwię, że zniósł mój płacz i błaganie o wyrok w zawieszeniu 😉 Zbyt mocno mnie to wtedy zaskoczyło (ani razu nie otrzymałam sygnału, że coś jest w tym naszym związku nie tak) i nie potrafiłam zrozumieć DLACZEGO. I jest to normalne i częste. Trzeba jednak umieć powiedzieć „Rozumiem. Bardzo mi przykro, ale decyzja została już podjęta”.
Co później…? Będą telefony, będą próby podważenia decyzji, będzie smutek i będzie złość a nawet i agresja… Zarówno jedna jak i druga strona będzie przechodzić przez te wszystkie elementy złożonego procesu… Ryczałam, przeplatając ryk płaczem i szlochem 😛 Złościłam się, rzucałam wyrafinowanymi przekleństwami i poznałam wiele nowych niecenzuralnych słów, którymi można wyrazić wściekłość i smutek 😉 Jednak zawsze na głos powtarzałam „Przykro mi. Ja po prostu inaczej nie mogłam.”
Po jakiś 4-6 miesiącach będzie można od nowa organizować swoje życie.  Będzie można zaopiekować się tylko sobą, poczuć spokój, zdobywać świat. Nikt nie mówi, że od razu świat stanie się piękniejszy, i że szczęście zapuka do naszych drzwi. Nikt nie mówi, że od razu poznamy partnera naszych marzeń. Ale na pewno wydarzy się masa pozytywnych rzeczy 🙂
I będzie można zacząć pisać bloga 😉

————————————————
A nowego nagrania Chomikowej w Audioblogu już słuchaliście? Tym razem o sweetfociach zakochanych 🙂

„Jej wysokość Chomikowa” w Krakowie

źródło własne
źródło własne

Do Krakowa dojechałam Polskimbusem (swoją drogą jestem tym przewoźnikiem zachwycona, ale o tym może kiedy indziej) nad ranem. Tak wczesnym rankiem, że jeszcze było ciemno, kiedy taksówkarz podwiózł mnie do miejsca, w którym czekał na mnie zarezerwowany pokój.
Zdążyłam zdrzemnąć się z godzinkę i przyjechała po mnie Jola 🙂 Zabrała zdezorientowaną paczuszkę z centrum Krakowa i zawiozła na nagrania 😉 Nagrywałyśmy od 9.30- 23.30 z 3-godzinną przerwą na krótkie zwiedzanie. Udało mi się zaliczyć w magicznym Krakowie coś więcej, niż knajpy- oblazłam z każdej możliwej strony Podziemia Starego Rynku 🙂 Mimo sporego zmęczenia oglądałam wystawę z rozdziawioną buzią. Starałam się obejrzeć każdy film wyświetlany w poszczególnych pomieszczeniach, ale ilość wiedzy, jaką próbowano sennej turystce wbić do głowy, okazała się ilością nie do udźwignięcia 😉 Natomiast obrazy chłonęłam, jak niewidome dziecko, które pierwszy raz przejrzało na oczy 🙂 Dotykowe ekrany, multimedialne gry dla dzieciaków oraz EKRAN Z PARY WODNEJ to tylko nieliczne cudeńka całej wystawy 🙂 Polecam 🙂 Bilet wstępu to koszt 19 zł, więc uważam, że cena adekwatna do całej ekspozycji. Jola była mocno zaskoczona, że udało mi się dostać bilet „od ręki”. Podobno trzeba dokonać rezerwacji 3 dni wcześniej. Taki mają ruch. A ja dużo szczęścia 😉

źródło własne
źródło własne

Cyknęłam kilka fotek Starego Rynku i pod wieczór wróciłyśmy do nagrywania. Perełkę, czyli cały wywiad, który nosi tytuł „Jej wysokość Chomikowa” (nie muszę chyba tłumaczyć skąd się tytuł wziął 😛 ) zostawiłyśmy na sam koniec. Trzęsłam się okropnie. Ze strachu…? Pewnie tak… Modliłam się w duszy, żeby nie było słychać jak bardzo trzęsie mi się głos i jak bardzo jestem stremowana… Brawo, Chomikowa! Prowadzisz rozmowę w sumie ze znaną ci osobą, która jest miła i uśmiecha się do ciebie a ty się trzęsiesz jak kompletna sierota… 🙁 Wygląda na to, że jestem cholernie niepewną siebie aspołeczną istotą.
Proszę, ile to rzeczy człowiek się o sobie dowie z podróży. Jednak przysłowie „Podróże kształcą” coś w sobie ma 😛
Po północy Jola odwiozła zagubioną paczuszkę pod postacią Chomikowej pod mój pensjonat. Padłam do wyrka sama nie wiem kiedy i jak 😛 A nie byłam przecież po ostrej imprezie 😉

Od kilku minut w aplikacji Audioblog w zakładce „Recenzje” można posłuchać recenzji książki, którą zamieściłam jakoś w grudniu w mojej blogowej zakładce „zrecenzowane przez Chomikową”. Natomiast w zakładce aplikacji „Podróże” można już wysłuchać całego wywiadu. Podkładem muzycznym jest zaaranżowany mój ukochany wiersz Szymborskiej. Nie mogłam oczekiwać niczego lepszego 🙂
Mam nadzieję, że osoby, o których wspomniałam po wywiadzie spełnią moją prośbę 🙂 W zamian otrzymają upominki 🙂
To co, Kochani?  Tym razem „Do usłyszenia” 🙂

Zwiedzać hołoto!

video
źródło: gifak.net

Wieczorem dzwoni do mnie rozgoryczona do granic możliwości Rodzicielka:
-Dziecko, co ty tam robisz wieczorem na tej swojej górze? Nawet nie zejdziesz do matki własnej rodzonej zagadać chwilę.
-Mamo, no na pewno nie narzekam na nudę. Aktualnie szukam jakiejś fajnej knajpy w Krakowie na Kazimierzu.
-Złaź no tu natychmiast do mnie i zamień ze mną kilka zdań.- rozkazała
Zlazłam grzecznie. Jak przystało na ułożoną i posłuszną córeczkę 😛
-Jakiej ty knajpy szukasz? Po co?
-No jak to po co? Do Krakowa jadę drugi raz w życiu. Będę miała cały jeden wolny dzień, więc muszę coś ze sobą zrobić.- tłumaczę się jak 15-latka…
-To ty KNAJPY SZUKASZ?! Zwiedzać! Hołoto! Prostaku!

O co tyle krzyku…? Przecież będę zwiedzać…
KNAJPY 😉

o makijażu i kosmetykach w życiu Chomikowej

Skoro pisałam niedawno, że kosmetyczki nie mają w kontaktach ze mną zbyt dużej siły przebicia, bo neguję prawie wszystko co mi do tej pory radziły, to nietrudno się domyślić, że kosmetyki do makijażu oraz sam makijaż nie spędza mi snu z powiek i nie jest najważniejszą kwestią w moim życiu 😉 Wystarczy, że chcąc poskromić moją problematyczną cerę, muszę zarzucić na twarz 3 rodzaje kremów. Na resztę trochę szkoda mi życia, cierpliwości… i może też umiejętności 😛
Moja N. natomiast ma i cierpliwość, i umiejętności, i chęci. Już w podstawówce troszkę jej zazdrościłam umiejętności plastycznych. Narysowanie kota czy psa nie sprawiało jej jakiś wielkich trudności. Coś tam pokreskowała i wychodziło, to co miało wyjść. Moje kreski za cholerę nawet nie chciały przypominać zwierzaka. Przypominały raczej stworzenie z chorobą popromienną 😛
Moja N. swój talent zaczęła wykorzystywać w sztuce wykonywania makijażu. Tak, tak Panowie- w SZTUCE. Bo nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że wykonanie profesjonalnego makijażu, to nie tylko pomachanie pędzelkiem po twarzy i pokręcenie zalotką przy rzęsach. Przeglądając pobieżnie filmy z You Tuba (które nota bene dostałam od mojej N 😛 ) z  instrukcją wykonania prawdziwego makijażu, dowiedziałam się, że nie mam niezbędnych do tejże czynności:
-przynajmniej 30 pędzelków różnej grubości, wielkości, koloru
-kilku gąbek różnych kolorów, kształtów, grubości . GĄBEK?????
-pudrów przynajmniej w 7 odcieniach (ale, kiedy ja mam karnację skóry taką samą od prawie już 30 lat, to po cholerę mi aż tyle odcieni…?)
-fluidów w odcieniach przeróżnych (tu wraca pytanie powyżej)
-bazy pod makijaż (na te moje kremy jeszcze bazę miałabym pierdyknąć???)
-jakiś takich mazi, co to mają chyba 3 odcienie i mają służyć skorygowaniu owalu twarzy (naprawdę nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa i chyba NIE CHCĘ WIEDZIEĆ)
-różu oczywiście w odcieniach wszelakich
-brązerów również w odcieniach wszelakich
-korektorów pod oczy najlepiej w 3 odcieniach (korektora kiedyś używałam w podstawówce do ukrywania błędów ortograficznych, ale tutaj…? Jakie błędy ma ukryć? Chyba tylko błąd wyboru partnera życiowego, który odznacza się podkrążonymi i opuchniętymi powiekami )
-tuszów przynajmniej 3 rodzaje
-kredek sama nie wiem po co i na co
-oraz oczywiście cieni do powiek w barwach całego świata 😛
-rany boskie… zapomniałabym o pudrze rozświetlającym 😛 Moja N.by mi tego nie wybaczyła 😉
Cały ten zestaw przypomina trochę sprzęt do robót budowlanych, ale nie… On ma sprawić, że kobiety będą piękniejsze. Dobra, dobra! Frazes, że każda kobieta jest piękna (tylko potrzeba odpowiedniej ilości alkoholu) jest oklepany i wymyśliła go chyba kobieta pokroju posłanki Pawłowicz. Bo chcemy być piękne. Chcemy się podobać, chcemy słuchać komplementów na temat swojej urody, chcemy czuć na sobie wzrok pożądania. Ktoś mi tu zaraz na pewno zarzuci, że takie postrzeganie świata i urody jest puste i proste. Może i jest, ale my sami zrobiliśmy sobie z niego bagno i musimy się nauczyć w tym bagnie poruszać. Ja również. Jak przystało na pustą i prostą babę (zaoszczędzę Wam wymyślania nowych epitetów 😛 ), dla której jedną z podstawowych wartości jest PIĘKNO, od czasu do czasu chcę wyglądać PIĘKNIE.
Wtedy zaślepiona rządzą spojrzeń i podniesienia poczucia własnej wartości, udaję się do mojej N. po make-up.
I zawsze zapominam, że to miał być OSTATNI RAZ 😀
Moja N. posiada w swoim zestawie do makijażu wszystko, co powinna posiadać kobieta. Są gąbeczki, pędzelki, pudry, kredki i wszystko inne, co już wymieniłam 😛 Zagadką tylko dla mnie pozostaje to, jak ona się w tym odnajduje… Niedawno kupiła sobie jakiś nowy tusz, który chciałam wypróbować. Korzystając z kilku minut samotności w jej mieszkaniu, podczas których usypiała swojego synka, udałam się do jej tajemnej szuflady, w której to miał leżeć TUSZ. Otworzyłam cudo i… od razu się zniechęciłam. Próbowałam ogarnąć te Desktopwszystkie drobiazgi i co rusz wzrok mi uciekał w nową przegródkę. Minęło chyba z 5 minut niepokojącej ciszy i moja N.wyłoniła się z pokoju dziecinnego:
-Chomikowa, no znalazłaś ty ten tusz, czy umarłaś?- wyrwało mnie z letargu.
-Tak! Tak! Mam już! Pewnie!-skłamałam…
Robiąc w panice większy burdel w tych jej przegródkach, niż w mojej szufladzie z bielizną, w końcu w moje ręce wpadł poszukiwany tusz. Nawiasem mówiąc stał się moim numerem jeden wśród wszystkich tuszów, które znam 🙂
Nie wiem jak ona to ogarnia, ale jednak ogarnia.
Wybierając się na Sylwestra poprosiłam chyba po raz drugi czy trzeci, aby mnie umalowała na to jakże wielkie wyjście 😀
-Mała, tylko ja cię proszę! Nie zrób ze mnie dziwki, bo ja wiem jak ty bardzo lubisz rzucać mi na powieki barwy całego świata.
-Jakiej dziwki? Przecież ja cię zawsze maluję tak jak ty chcesz!- oburza się moja blondynka.
-No niby jak ja chcę, ale masz tendencję do zarzucania mi na powieki zbyt duże ilości no wszystkiego.- bronię się odrobinkę i już zaczyna mi się przypominać dlaczego ja jednak nie stanę się miłośniczką makijażu…
-Gadasz głupoty, Chomikowa! Będziesz pięknie wyglądać! Zrobimy z ciebie bóstwo!- i już się cieszy. Nawet dla tej jej radochy warto się z nią umówić na ten makijaż 😀
-Bóstwo…? Z g***na bata nie ukręcisz…- ripostuję w swoim stylu- ale zobaczmy na cię stać.
Już po pierwszych 10 minutach mam dość. Nie chce mi się sztywno siedzieć. Kark mnie boli. Do tego powaga N.mnie przygniata.
-N.a czy ja naprawdę muszę mieć korektor pod oczami i puder? Przecież mi się pory pozamykają i pryszczy dostanę.
Jeszcze pryszczy mi brakuje:P
-Nie dyskutuj Chomikowa. Po jednym wieczorze nie dostaniesz. Siedź cicho.
Siedzę.
I mi sztywno i każdy jej dotyk jest dla mnie ciężarem nie do udźwignięcia.
-N.no ile jeszcze? Długooooo….????
-Chomik! No przecież dopiero pół godziny tu siedzisz! Jestem… no może w połowie.
-Ale mnie się siku chce.
-Dobra, to rób.
-Może jednak wytrzymam… N.tylko ja cię błagam- ogranicz to wszystko do minimum. Ja wierzę w te twoje umiejętności, ale cudów nie zdziałasz…- próbuję się już wykręcić, bo i pić mi się chce i siku coraz bardziej.
-Ale ty marudna jesteś, Chomikowa, wiesz?
WIEM!
-A ty uparta niemiłosiernie, wiesz?
Tośmy sobie powrzucały.
Zeszłam z krzesełka po 1 godzinie i 15 minutach ze zdrętwiałym tyłkiem, obolałym karkiem i pełnym pęcherzem.
-Wyglądasz bosko, Chomikowa- oznajmia pełna dumy i radości moja N.
-Cieszę się, ze chociaż w makijażu 😛 A teraz wypad mi z tej łazienki, bo muszę usiąść na toalecie. Później się pozachwycam nad sobą i twoim dziełem.
Dobra,przyznaję, że po lekkim otrzepaniu twarzy z pudru, wyglądam lepiej, niż zwykle. No wyglądam. Wszystko jest dopracowane, wychuchane i pasuje do typu urody. Ale na litość boską ponad godzina w łazience?!  Przecież przez ten czas można stworzyć prawie całą notkę na bloga! Można książkę poczytać, popłakać, pośmiać się, zakochać się. No nawet dzieciaka można spłodzić! I pomyśleć, że niektóre kobiety tak codziennie… Każdy poranek przed pójściem do pracy, czy szkoły…
Może i jesteś, Chomikowa brzydsza, ale na pewno  wyspana i spokojniejsza 😉

——————————————————————————
Jola z Audiobloga przypomina (czuwa kobieta, CZUWA 😉 ), że pod poprzednią notką możecie w komentarzu wpisać pytanie, które mi zada podczas wywiadu za kilka dni. Każde pytanie zostanie przeczytane wraz z imieniem autora (nickiem) i nazwą jego bloga. Zapraszamy 🙂

z wizytą u kosmetyczki

żródło: www.direwolf.pl

Nigdy w życiu nie posiadałam nadmiernej wiedzy dotyczącej kosmetyków do makijażu, czy pielęgnacji cery. Działam zawsze trochę jakby po omacku i właśnie tą metodą próbowałam sobie radzić z moją „urodą” 😉 Kiedy kilka lat temu łażenie do kosmetyczek stało się popularne, zaczęłam dostawać na różne okazje kupony upoważniające do wykorzystania jakiegoś zabiegu w różnych gabinetach, które to miały sprawić, że się zrelaksuję i wyjdę stamtąd piękniejsza. No i nie wychodziłam. Piękniejsza znaczy się 😛 Wychodziłam natomiast z masą wspaniałych porad kosmetycznych, które to niby miały sprawić, że już nie będę mieć problemów z suchą cerą. Srata ta ta. Problemy nie znikały a mnie się już nie chciało toczyć jakichkolwiek walk i z cerą i tym bardziej z kosmetyczkami.
W końcu trafiłam do Pani Sylwii 🙂 Kobieta szybkim spojrzeniem na moją twarz od razu mi powiedziała, że mam jedną z najtrudniejszych do pielęgnacji typów skóry: sucha, naczynkowa z przetłuszczającym się czołem 😛 Rewelka 😀 Dostałam od kobiety 3 kremy, kilka wskazówek pielęgnacyjnych i NAKAZ picia dużej ilości WODY. Kremy REWELACJA. Już po tygodniu ich stosowania widziałam poprawę 🙂 Natomiast już wspominałam przy wpisach dotyczących moich potyczek z siłownią i osobistym trenerem (nota bene facet się poddał w walce o moją figurę i ewidentnie mnie unika 😀 ), z wodą mam PROBLEM. To znaczy nie przepadamy za sobą. Jeszcze w czasie upałów, to potrafimy żyć w jako-takiej symbiozie, ale zimą… Kiedy jest mi zimno i zakładam na siebie trzeci sweter oraz czwartą podkoszulkę (swoją drogą jak to dobrze, że nie mam aktualnie żadnego faceta, bo zanim by mnie rozebrał, to… to byłoby PO WSZYSTKIM 😛 ) i jeszcze patrzę na butelkę zimnej wody, to od razu mam ochotę założyć pod spodnie getry 😛 Nie potrafię się zmusić do wypicia całej 1,5 litrowej butelki wody. Wiem, że powinnam. Wiem, że woda poprawia pracę układu trawiennego; że nawilża skórę i oszukuje żołądek przed jedzeniem. Na litość boską, no WIEM. Ale poza herbatą i kawą ciężko mi wlewać w siebie taką ilość wody. Zresztą jakoś nie wierzyłam, że sama woda nawilży mi cerę i będę piękniejsza 😛 Żeby jednak nie narażać się na kolejne pytanie kosmetyczki o ilość wlewanej w siebie wody, zrobiłam w czasie Świąt Bożego Narodzenie eksperyment.  Z racji, ze z domu w sumie przez kilka dni nie wychodziłam, olej do piecyka ogrzewającego mieszkanko miałam zakupiony w ilościach hurtowych, więc chodził prawie na okrągło i nie było mi tak zimno, to piłam wodę. Sporo wody. Dużo wody. BARDZO DUŻO…
-Pani Chomikowa, no widzę że skóra nadal jest przesuszona- karci mnie moja kosmetyczka, przyglądając się w skupieniu mojej twarzy.
-No wiem, ze jest. Ale! Ja się pani pochwalę, że w czasie Świąt Bożego Narodzenia miałam bardzo ładną cerę!
-Jak to?
-Bo piłam prawie 3 litry dziennie wody! I jak zwykle miała pani rację- już po dwóch dniach takiego wlewania w siebie płynów jak w staw melioracyjny zauważyłam, ze buzia mi się nie przesusza. Kto by pomyślał! Ale niech się pani tak nie cieszy, bo ja już nie będę pić takiej ilości wody.
-No masz ci! A czemu nie? No przecież widziała pani efekty!- Pani Sylwia jest kompletnie rozczarowana i widzę, że znów ma ochotę mnie skarcić 😛
– Bo biegałam do toalety co godzinę! Pani! No przecież ja nic innego nie robiłam, tylko sikałam! Dobrze, że ja już szamba nie mam w domu, bo musiałabym po 4 dniach zamawiać szambo-nurka!
-Aż tak bardzo to pani przeszkadzało? No przecież szczęśliwie już ma pani kanalizację, więc w czym problem?
-Jak to w czym?! Przecież ja nie mogę swojego życia podporządkowywać toalecie! Nie będzie kibel rządził moim życiem! Ja wolna kobieta jestem!
-No tak, pani Chomikowa… Rozumiem.
Ale widzę, że NIE ROZUMIE 😛 Trudno.
-Pani Chomikowa, ale ja widzę, że pani coś chyba schudła, prawda? I to po świętach!
-Ja?! – zdziwienie maluje mi się na tej przesuszonej twarzyczce niemałe, bo właśnie ja nic nie schudłam, więc w ogóle o co kaman?- I teraz mi pani o tym mówi, kiedy moim postanowieniem noworocznym jest zaprzestanie zbędnego łażenia na siłownię?
-Jakiego zbędnego? Jak widać bardzo niezbędnego, bo ja widzę efekty!
-To nie efekty, tylko za ciasne spodnie! Byłam w moim sklepie ze spodniami i mi 3 osoby wmawiały, że właśnie te idealnie na mnie leżą! Kiedy ja uważam, że jednak nie leżą, tylko CISNĄ! Ale skoro je kupiłam, to noszę… Skoro trzem osobom się podobały, to może jeszcze kilku też się będą podobać 😛
-Widzi pani?! To może jednak te spodnie musi pani nosić? Zresztą to niemożliwe, żeby to był tylko efekt za ciasnych spodni, bo ewidentnie ma pani tyłek mniejszy.
-No pewnie, że mam! Bo mi spodnie ścisnęły tłuszcz 😛
-Z panią to widzę, że generalnie nie jest łatwo…
-Ha! Pewnie, że NIE JEST- i zaśmiewam się szczerze sama z siebie- pogadałaby pani z moimi „byłymi”, to dopiero by sobie pani o mnie opinię wyrobiła! Już nie byłoby między nami takiej sympatii! 😀

 

geometryczna propozycja ;)

Kota wariat :
źródło: gifak.net

 

Po odejściu z mojej pierwszej pracy, utrzymywałam kontakt z jedną znajomą. Bardzo miła, ciepła i sympatyczna kobieta. Zresztą cały jej zestaw rodzinny (córka + mąż) przyciągał innych swoim ciepłem i humorem. Aż grzech nie utrzymywać z nimi kontaktu. Było mi bardzo miło, kiedy kilka tygodni po rozpoczęciu nowej pracy odebrałam od niej telefon z zaproszeniem na kawę.
Kilka dni później ochoczo dreptałam na umówione miejsce. Jedna kawa, druga, ciacho, sok i nawet nie wiem kiedy minęły nam 3 godziny spotkania. Było tak sympatycznie, że zostałam zaproszona do jej mieszkania jeszcze na pożegnalną herbatę tudzież lampkę wina. Przyznam szczerze, że już dawno nie czułam się w obcym mieszkaniu tak swobodnie jak u nich. Żartom, rozmowom i miłym słowom nie było końca. Jako rodzina tworzyli naokoło siebie taką aurę, że w tym ich wspólnym, ciasnym ale własnym gniazdku czułam się prawie jak u siebie w domu.
Zawsze, jak to bywa po pewnym czasie znajomości, nasze relacje stawały się coraz bliższe. Znajoma mówiła mi coraz więcej komplementów. Odnosiła się w nich też do mojego wyglądu mówiąc, że mam figurę „prawdziwej, seksownej kobiety”,  przez co chwilami czułam się aż niezręcznie… Co więcej! Jej mąż również nie stronił od komplementów. Zawsze mogłam od niego usłyszeć, że ślicznie wyglądam i że dziw bierze, że jeszcze nie jestem mężatką. Pewnego popołudnia podczas kolejnego miłego spotkania powiedział mi, że niedługo… zacznę mu się śnić. Wtedy zdębiałam. W panice wzrokiem zaczęłam szukać jakiegoś punktu zaczepienia, który szybko pomógłby mi zmienić temat, ale gdzie tam! Tabula rasa… Pizza i sałatki postawione na ławie nie zdawały się być odpowiednim tematem na aktualną sytuację…
Przecież jego żona obok! Przecież zaraz rzuci się na mnie z pazurami! Przecież urządzi mu zaraz po moim wyjściu scenę zazdrości! Jeszcze z Bogiem sprawa, jakby to było po moim wyjściu! A co, jeśli byłabym świadkiem tejże sceny? Oj, nie, nie. NIE! Za wysoka jestem, żeby schować się choćby pod łóżko… Jego małżonka, a moja dobra znajoma zareagowała jednak zupełnie nieoczekiwanie:
-Chomiczku! Ty wiesz, że ja się z nim zgadzam?! Aż miło się na ciebie patrzy. Przecież widzę jak mój mąż na ciebie zerka i ja go doskonale rozumiem. A do tego jesteś taka miła i wesoła. Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że możemy się wszyscy przyjaźnić!
Zacisnęłam kieliszek z winem bardzo mocno. Wzrokiem znów uciekłam gdzieś do pizzy i bardzo chciałam uciec… Coś było zdecydowanie NIE TAK. Tylko, że jeszcze do końca nie wiedziałam CO. Poza tym moja wrodzona naiwność kazała mi myśleć, że coś sobie próbuję w tej głowie ubzdurać. Że takie rzeczy może i się zdarzają, ale przecież chyba NIE MNIE. Bo gdzie ja… Takie Toto… To w ogóle nie mój świat. Odstaw, Chomikowa te herbatki ziołowe, to może w głowie Ci się rozjaśni 😛
Na słynnym profilu społecznościowym zaczęłam przyglądać się z uwagą relacji żona-mąż moich znajomych. Na jego „tablicy” pojawiały się zdjęcia seksownych kobiet udostępnione właśnie przez małżonkę. Publicznie zadawała mu pytania która z nich najbardziej mu się podoba i wskazywała tę, która również zdobywa największą sympatię żony.
Przyglądałam się ich gierkom nie ukrywam, że ze sporym zainteresowaniem. Byłam ciekawa kiedy przekroczą jakąś społecznie akceptowaną granicę i kim ja miałabym w tym wszystkim być. Przyznaję jednak, że wolałam to obserwować z pewnej bezpiecznej odległości 😉
Minęło kilka miesięcy a ja w sumie zapomniałam już, że coś w naszej koleżeńskiej relacji było niepokojącego. Sama zaproponowałam kolejne spotkanie przy lampce wina. Pognałam na spotkanie radośnie jak mały baranek na wiosenną polankę 😛 Jak zawsze cudownie sobie żartowaliśmy, rozmawialiśmy o ich córeczce i o problemach dnia codziennego. Kiedy już miałam się zbierać powoli do wyjścia, znajoma usiadła swojemu mężowi na kolanach, przytuliła się do niego wymownie, poszeptała mu coś do ucha, po czym zwróciła się do mnie:
-Chomiczku, wiesz, że uwielbiamy z tobą przebywać. Do tego pobudzasz erotyczne zmysły na pewno niejednego mężczyzny i przyznam, że moje też. I mamy do ciebie takie pytanie…
– Oooo ja pierd*** – jęknęłam w duszy. Patrzę się na nich i znów szukam drogi ewakuacyjnej. Wymacałam moją torbę, która stała obok mojego fotela, szybko ją chwyciłam i odpaliłam jedyne, co mi przychodziło głowy:
-No dzieciaki, to wy się zastanówcie czy na pewno chcecie mi zadać jakiekolwiek pytanie a ja lecę do toalety.
Wyprułam do łazienki w tempie błyskawicznym. Chomikowa, coś ty sobie narobiła..? Gdzie twoja czujność? Lubisz poznawać różne rzeczy, ale chyba jednak nie jesteś ciekawa świata aż tak bardzo… I jak ty masz teraz stąd wyjść???? No JAK?! Siadam na muszli klozetowej i próbuję zebrać myśli. Mogę jedynie liczyć na ich rozsądek…
Bardzo niepewnie i bezszelestnie otwieram drzwi od łazienki. Małżonek gdzieś się rozpłynął. No chwała. Znajoma patrzy na mnie badawczo i chyba dostrzega moją lekką panikę, która wyraźnie maluje się na mojej twarzy.
-Wiesz Chomiczku, może innym razem wrócimy do naszej rozmowy.
O! To jest świetna myśl! INNYM RAZEM! „Innym” zawiera w sobie pierwiastek „nigdy”. Już ja dopilnuję tego pierwiastka 😛

można kochać na wiele sposobów, czyli Chomikowa w seks-shopie

źródło: własne
źródło: własne

Nowy Rok to nowe wyzwania, prawda? 😉 A że ja wyzwania i nowości uwielbiam (życiowe tym bardziej 😉 ) więc postanowiłam odwiedzić „sklep z z seksem” (jak to mawia pewien znajomy 😉 ). Wszystko dla ludzi, prawda?
Zmuszona zakupić (już naprawdę nieistotne po co i na co) gadżet erotyczny, zaczęłam szukać sklepu przez internet. I klikając za pierwszym razem ENTER byłam w lekkim szoku. Dlaczego? Bo tego jest OD CHOLERY i ciut ciut. Szybciej kupię przez internet sztuczną waginę lub wibrator, niż ulubiony błyszczyk 😛 Wszyscy oferują dyskretną przesyłkę, wabią rabatami i promocjami na kolejne zakupy (KOLEJNE???) oraz dołączają do produktów filmiki z instrukcjami.
Z rozdziawioną buzią przesuwałam kursorem po liście linków coraz niżej i po upływie mniej więcej  45 minut najzwyczajniej w świecie się znudziłam i rozczarowałam. Bo to wszystko to trochę, jak lizanie lizaka w papierku 😛 Ja chcę tego wszystkiego DOTKNĄĆ, posmakować, SKOSZTOWAĆ!
CHCĘ!
JADĘ! 😀
Podobno wizyta w takim sklepie jest bardzo krępująca. Bo przecież jak to o moim prywatnym świecie i o tym, co robię w łóżku mam rozmawiać z kimś OBCYM? Przecież to takie krępujące… Bo ja mam przecież takie fantazje nieprzyzwoite, że NA PEWNO nikt inny takich nie ma i może to jest CHORE…? A co, jeśli sprzedawca sobie o mnie pomyśli, że jestem zboczony/zboczona i ojejku… jaki to w ogóle WSTYD. Otóż nie jest to wstyd. Wstydem byłoby, gdybyśmy chcieli zakupić film ze zwierzątkami lub nie daj Boże… no właśnie. Takiego człowieka za ladą w sex-shopie trzeba potraktować jak znudzonego swoją pracą ginekologa lub urologa- już się tyle naoglądał, że mało co ją/ jego zaskoczy i „ruszy”.
Żwawo podchodzę do drzwi wejściowych. Otwieram i… Rzuca się na mnie tona pudełek z… matko… ze WSZYSTKIM. Dostaję oczopląsu od kolorów i od rodzaju asortymentu. Staję na środku troszkę jak wryta i nie mogę przestać się rozglądać. Po lewej kostiumy: Pani Mikołajowej (to pewno na topie), Pokojówki, Policjantki, Kelnerki i… no chyba Pani Lekkich Obyczajów 😉 Bo jeden skórzany pasek na piersiach i coś co miało być koronką na biodrach, ale mniemam że materiału u krawcowej zabrakło 😉 to chyba miała być spódniczka z tejże koronki 😉 Troszkę bardziej na prawo: cały segment FILMÓW. Tylko zerkam, bo chyba jednak jestem troszkę zawstydzona 😉 Wybaczcie, to mój pierwszy raz, więc cała ta nagość jednak troszkę mnie peszyła. Dalej na prawo widziałam setki pudełeczek z „czymś”. Siatki na ciało z dziurkami w odpowiednim miejscu, afrodyzjaki, żele, kajdanki, paski (dokładnie jak te skórzane od spodni!!!)- do podduszania(????), pejcze (nooo- jeden z moich byłych i na szczęście niedoszłych na pewno ma taki zestaw u siebie w sypialni. Pamiętacie? 😀 ), kaftany (jak Bozię kocham- takie, co to na filmach kręconych w psychiatrykach pokazują!), obroże (!!!), smycze i już zaczynam się zastanawiać czy ja na pewno jestem w sex shopie czy może w zoologicznym… Staram się wyglądać inteligentnie i nie dawać po sobie poznać, że jestem tu pierwszy raz, ale chyba mi nie wyszło…
-W czym mogę pani pomóc?- z kompletnego zamyślenia wyrywa mnie męski głos.
Zerkam na człowieka, który wstał zza lady i aż mi dech zapiera. CIACHO. Ciacho w sklepie z seksem. Nie wyjdę stąd. Będę tu siedzieć całe popołudnie, póki nie wypróbuję choćby połowy z tego, co tutaj wisi/stoi/leży właśnie z nim. Bo przecież jak mam wydać tyle kasy, to nie w ciemno, nieprawdaż? 😀
Dobra, ogarnęłam się 😛
-Nie, dziękuję panu uprzejmie. Najpierw się rozejrzę.
I rozglądam się. Stoi masa sprzętów, o których nigdy w życiu nie słyszałam i nie wiem do czego służą. To wszystko ma dziwne kształty i naprawdę nie wiem jak można to wykorzystać. I chyba nie chcę wiedzieć 😛 Aż nagle mój wzrok pada na całą gablotę z wibratorami. Dziesiątki wibratorów. SETKI. W kolorach… wszelakich… Różowe?- PROSZĘ. Czarne?- Ależ nie ma problemu. Czerwony- oczywiście, proszę pani. Biały?-doskonały wybór na noc poślubną 😛 Kremowy? Niebieski?- KAŻDY. Typu króliczek, prosty,  zakrzywiony, z wypustkami, bez wypustek, z silikonu, z gumy, na baterię, na ładowarkę, wodoodporny, wstrząsoodporny (a gdzie ognioodporny? 😛 ), ogromnych rozmiarów, malutki, średni, z dziurkami, z jedną dziurką, dla par, dla homoseksualistów, z przyssawką i bez.
Taaaaa….
Patrzę na to wszystko, jak wiewiórka na piwnicę wypełnioną orzechami 😛 Oglądam, dotykam i oczom własnym nie wierzę. Muszę wyglądać na bardzo zainteresowaną zakupem, bo Ciacho przynosi mi chyba z 10 pudełek z jeszcze innymi wibratorami. Zrobiło mi się gorąco i zdejmuję szalik.
-Wie pan co? Bo ja się troszkę czuję jak w sklepie z torebkami- tyle cudów a tyle pieniędzy! Jeden mnie zachwyca. Gładki, biały, elegancki…. Dyskretny. Z 9-cioma różnymi wibracjami (że też mój telefon nie ma tylu opcji). PIĘKNY.
Za 700 zł.
Rzucam pudełkiem jak oparzona. Proszę- i od razu Chomikowej rozum zwróciło 😛
-Proszę pana, ja tutaj w sumie po coś zupełnie innego… Ale! Obiecuję, że jeszcze pana odwiedzę 🙂 Cieszy się pan, prawda?
-Jestem pewien, że coś dla pani znajdziemy- i szelmowsko się uśmiecha.
Ja też jestem pewna 😉

Troszkę jestem zaskoczona, że te sklepy w dobie internetu jeszcze istnieją, ale chyba całkiem nieźle się trzymają, bo u mnie w mieście na każdym osiedlu widzę reklamę sex shopu. Przecież kochać trzeba na wiele sposobów, prawda…? 😉

——————————————–

Przypominam o blogu niecodzienne-notatki na fejsie! 🙂 tam będziecie na bieżąco 🙂

spokojny Chomiczek … :)

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Dziwnie wkroczyłam w ten Nowy 2015 Rok. Jak na rozentuzjazmowaną, spanikowaną, roztańczoną, zabieganą, tudzież przerażoną (jaką zwykła być w Sylwestra) Chomikową, przywitałam ten rok nad wyraz spokojnie. Jeśli nie rzec OLEWCZO 😛
W gronie najbliższych znajomych i ich dzieciarni zorientowałam się, że „godzinę zero” przedyskutowałam z moją bardzo dobrą znajomą, o której pisałam już tutaj: „cudnie, że nie tylko ja trafiam w pudło „. Pan Domu w panice pobiegł po szampana a druga znajoma do toalety. Dzieciarnia też się rozpierzchła i tak jakoś… Przegadałam to… Rozejrzałam się po pokoju, spojrzałam na wybuchowe niebo, pomyślałam o Ruskich, którzy takie klimaty fundują Ukraińcom od kilku eleganckich miesięcy i… odetchnęłam z nieskrywaną ULGĄ dziękując Temu Tam na górze, że jestem, gdzie jestem i z kim jestem.

Szybko zerknęłam na miniony rok i niezaprzeczalnie stwierdziłam, że 2014 rok kompletnie przeorganizował moje dość nudne i przewidywalne życie. Już styczeń, w którym za pracowniczym biurkiem szeptem przez telefon kończyłam znajomość, która w sumie nie powinna się nigdy zacząć a już na pewno nie kończyć, wskazywał na to, że sporo może się wydarzyć. Później wypadek samochodowy, który udowodnił mi, że chomiki mają na bank więcej żyć, niż jedno (i wolałabym nie odkrywać, ile tak naprawdę 😛 ). Koniec lata to bardzo nieeleganckie wypowiedzenie w pracy, która doprowadzała mnie do szału i próbowała oduczyć używania resztek szarych komórek. Koniec lata to również jakieś randki internetowe, które nie wprowadziły w moje życie niczego oprócz załamania i utraty wiary w ród męski 😛 Ale przekonały mnie też, że bycie samej ze sobą może przynosić wiele korzyści emocjonalnych oraz wbrew pozorom materialnych 🙂 Grudzień natomiast to miesiąc, który utwierdził mnie w przekonaniu, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach (albo nawet i nie, bo niestety zdarza się, że podły charakter idzie w parze z podłym wyglądem)- publiczne insynuacje pisane pod pseudonimem a dotyczące moich rzekomych romansów i hipokryzji są najzwyczajniej w świecie żenujące i proste. Bloga NIE ZAMKNĘ i będę z całą premedytacją pisać nadal. To mnie tylko motywuje do zamieszczania kolejnych wpisów 🙂 A sobie nie mam nic do zarzucenia. Ze słów na literę „P” tylko przeklinam. Nie palę, nie piję i nie PUSZCZAM SIĘ. I pewnie sama nie wiem ile przy tym wszystkim tracę 😉
Gdzieś między tym wszystkim osiągnęłam maksymalną równowagę emocjonalną. Ze spokojem odrzucam oferty pracy za 1600 zł na rękę (wbrew pozorom oferty pracy otrzymywałam) i ze spokojem wstaję rano z łóżka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam i nie pamiętam, kiedy ostatnio z prawdziwą złością rzucałam w przestrzeń słowa powszechnie uważane za wulgarne 😉 Obudziłam w sobie głęboko skrywane pokłady dobroci (po wymianie korespondencji z niepełnosprawnym Marcinem, o którym wspominałam tutaj: „coś się ze mną dzieje”  moja N. zaczęła się o mnie martwić mówiąc, że jest przerażona tym, że przez tą swoją dobroć mogę wyjść za niego za mąż 😛 ). Na szczęście ani zdrowego rozsądku nie straciłam, ani wiary w MIŁOŚĆ 😉 I rozwijam moją drugą życiową pasję, jaką jest prowadzenie bloga… 🙂

W Nowy Rok wkroczyłam z poczuciem wolności i wiary w Życie. Nic mnie nie blokuje, nic mnie nie doprowadza do szału. Mogę sobie pozwolić prawie na wszystko. Mogę w każdej chwili się spakować i polecieć do Pekinu czy Anchorage i mogę wrócić z niczym, bo MOGĘ. Mogę wyjechać na długie wakacje. Mogę z obłędem szukać miłości swojego życia, ale mogę też czerpać przyjemność z bycia samą. Mogę wszystko. Jestem po prostu WOLNA.

I szczęśliwa 🙂 i będę. Choćbym miała to szczęście wydrapywać świeżo pomalowanymi paznokciami ze ścian.
Ha.

———————————————
Postanowienia? Tylko realne 😉
Jedno- usunąć cholerną ósemkę, którą boję się ruszyć od ponad 6 lat 😛

o życzeniach świątecznych i noworocznych

źródło własne
źródło własne

Kto z nas nie wysłał lub nie otrzymał na Święta Bożego Narodzenia życzeń? Chyba nie ma takiej osoby 🙂 I pięknie 🙂 A kto z Was wysyłając życzenia tak naprawdę zastanowił się choć chwilę nad ich treścią…? Kto z Was wysłał szablonowe życzenia sms-em zaznaczając opcję „wyślij do wszystkich”…? No właśnie…
Szlag mnie trafia najjaśniejszy, kiedy otrzymuję banalne życzenia, które w najmniejszym stopniu nie odnoszą się do mojej osoby. Ludzie już nawet z lenistwa (bo z jakiego innego powodu?) nie potrafią na samym początku tych szablonowych życzeń wstawić choćby zwrotu bezpośredniego typu „Moniko”, „Michale”, „Chomiczku”… To dla kogo ja się pytam są te życzenia? Dla mnie? No jakoś tego nie czuję 😛 Na szczęście w tym roku na Święta Bożego Narodzenia otrzymałam tylko dwa takie szablonowe sms-y. Chyba ludzie wyczuli, że skoro na takie „coś” nie odpisuję, to znaczy, że nie warto 😉 Bo nie warto- jak masz mnie głęboko „gdzieś”, to nie wysyłaj mi życzeń! Śmieszne jest jeszcze to, że kiedy otrzymuję mms-a, który został wysłany nie tylko do mnie, to w okienku nadawcy pojawiają mi się wszystkie numery telefonów, do których ów mms został wysłany 😀 Nie wiem czy jest to jakiś błąd operatora, czy wszyscy posiadacze smartphonów mają taką opcję, ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zostałam potraktowana jako ktoś bardzo nieistotny (pocieszające jest to, że w tym konkretnym mms-ie nie ja jedna 😉 )
Zdarzyło mi się też kilka razy, że otrzymałam tego typu życzenia od któregoś z poprzednich adoratorów. Jak wiecie z żadnym z nich nie utrzymuję kontaktów, więc taki szablonowo wysłany sms z „życzeniami” doprowadzał mnie do szału i tylko utwierdzał w przekonaniu, że dobrze się stało, że jest to „były” adorator/partner. Ha! Co więcej! Przez kilka lat z rzędu w/w sms-a otrzymywałam od jednego z nich IDENTYCZNE życzenia na Boże Narodzenie i to jeszcze z podpisem Piotr i Monika! Żenujące. Na żadnego nigdy nie odpisałam. Zorientowanie się, że nie odpisuję (lub że do mnie też te wiadomości dochodzą…) zajęło facetowi 3 sezony 😛
I właśnie kolejny element wyprowadzający mnie z równowagi, to podpis.
Zosię, Weronikę czy Piotrka znam od wielu, wielu lat. Na niejedno ognisko poszliśmy razem i uczestniczyliśmy w niejednym mało interesującym wykładzie razem. Raptem ta Zosia, Weronika, Piotrek czy ktokolwiek inny zaczyna się z kimś spotykać. Prawie nie znam tej nowej miłości lub nie znam w ogóle, ale życzenia otrzymuję podpisane Zosia i Marcin, Weronika i Paweł, Piotr i Asia. JAK TO??? Ja ich na oczy nie widziałam a oni też mi składają życzenia? Czy może ten Piotrek, Zosia itd. stracili już całkiem swoją indywidualność…? Rozumiem takie wspólne życzenia, kiedy doskonale znam obojga, kiedy przyjaźnię się od dłuższego czasu z obojgiem, ale w innym wypadku… No niekoniecznie… Znów jest to dla mnie przejaw olewactwa lub utraty swojej indywidualności.
Jakoś nigdy z nikim nie dzieliłam się swoją frustracją podczas otrzymywania jakichkolwiek życzeń, ale jakoś tym razem siedząc w kuchni z Rodzicielką i otrzymując co rusz nowego sms-a, za którymś razem w nerwach rzuciłam telefon na stół kuchenny, mamrocząc pod nosem „Wypchaj się”. Rodzicielka spojrzała na mnie czujnie i pyta się od kogo dostałam wiadomość, że aż tak mnie wkurzyła.
-Od Paulinki! Omijam ją szerokim łukiem od kilku ładnych lat a ta z uporem maniaka wysyła mi wierszyk z życzeniami i jeszcze podpisuje się „życzy Paulina i Tomek z Oleńką”.  Już pomijam, że tego jej Tomka widziałam raz w życiu na oczy, to jeszcze córeczkę pcha w te życzenia.
-Dziecko! Jak mnie do szału doprowadzają takie sms-y! Te wierszyki rymowane o choince i to podpisywanie się jak stare dobre małżeństwo! Ludzie to nienormalni są!
O rany… nie tylko mnie denerwują te życzenia… Jak dobrze wiedzieć… 🙂

Jeszcze nigdy nikomu nie wysłałam szablonowych życzeń. Zawsze staram się, aby odnosiły się do osoby, do której te życzenia wysyłam. Bo to są TYLKO dla niej/niego życzenia. Skoro już wysyłam życzenia, to wyrażam swój szacunek do tej osoby i sympatię… Poza tym jak miło jest dostać życzenia takie prawdziwe, tylko dla mnie. Zawsze szeroko się uśmiecham, kiedy dostaję kartkę z życzeniami lub nawet sms-a z życzeniami takimi skierowanymi tylko do mnie. A ile razy takie życzenia prawdziwie mnie wzruszały… 🙂
Za chwilę znów będziemy słać tysiące życzeń noworocznych. Może przemyślmy komu tak naprawdę chcemy je wysłać i czego tak naprawdę im życzymy oprócz Szczęśliwego Nowego Roku…

Ja Wam życzę w Nowym Roku przede wszystkim mnóstwo powodów do radochy 🙂 Niech Wam się buzia śmieje (nie tylko podczas czytania bloga Chomikowej 😉 ). I bądźcie dla siebie mili. Właśnie- nie zapominajcie o szacunku wobec innych, wobec najbliższych, nie okłamujcie ich i pamiętajcie o dobrym słowie… 🙂

Ściskam Was 🙂
Chomikowa
—————————————————-
Imiona oczywiście pozmyślane