faceta-nieszczęścia przygód ciąg dalszy

źródło: Internet
źródło: Internet

Z pewnością pamiętacie Faceta- Nieszczęście, o którym wspominałam m.in. tutaj: http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/02/kolejny-przyklad-faceta-nieszczescia/
Otóż przygoda Justyny z Nieszczęściem miała niestety ciąg dalszy. Po ich ostatnim pożegnaniu i jego „rozterkach” dotyczących potencjalnego związku z Justyną, nie obiecywałyśmy sobie po tym facecie zbyt wiele…
W ciągu dwóch tygodni zadzwonił do Justyny AŻ 2 razy (jest progres 😛 ), tylko że rozmowy trwały od 2-5 minut i nie zaowocowały umówieniem się na spotkanie (jakże by inaczej…). Jak nietrudno się domyślić ów Nieszczęście znów spotkałyśmy w naszej ulubionej knajpie. Chłopczyna niezmiernie ucieszyła się na nasz widok i wpakowała się do naszego stolika umiejętnie rozpychając swoim tyłkiem przestrzeń pomiędzy mną a Justyną…
-A może byś się chociaż z nami przywitał, hm?- zagaduję jeszcze dość przyjaźnie do Nieszczęścia.
-A pewnie, sorka Chomikowa! To żółwik!- strzelamy żółwika, po czym pytam się już na poważnie:
-To może teraz przywitamy się, jak przystało na ludzi dorosłych i chociaż podamy sobie rękę?
Słuchajcie… nie wiem. Może jestem już za stara, może byt zmanierowana, ale naprawdę lubię się witać z ludźmi jak przystało na ludzi, to znaczy podając sobie rękę lub dając buziaka w policzek. Jak nie ma tego wprowadzenia do kontaktu, to czuję się niezręcznie. Bez tego elementu powitalnego to spotkanie przypomina mi jedzenie obiadu bez sztućców lub kładzenie się do łóżka bez umytych zębów 😛
-Chomikowa, odpada, bo mam kurzajki- odpowiada mi rozbawiona chłopczyna. A mnie to jakoś nie bawi… Bo może to nie jest wcale żart?
-To dawaj buziaka- i już nadstawiam policzek, kiedy słyszę jeszcze bardziej rozbawione:
-Chomikowa, gorzej! Bo mam afty!
WTF?!
Teksty tak mnie zniechęciły, że wymiotło mnie od stolika, który przecież sama jeszcze dzień wcześniej rezerwowałam 😐 Uznałam, że chwilowo każde miejsce będzie dobre, ale na pewno nie przy MOIM stoliku.
Po godzinie plątania się po knajpie, dyskusji z towarzyszkami wieczoru o sprawach zarówno dość przyziemnych jak i o wyższości wibratora nad potencjalnym partnerem 😉 postanowiłam wrócić do bądź co bądź, ale też MOJEGO stolika.
Wepchnęłam pupsko koło Nieszczęścia, zamoczyłam usta w napoju i usłyszałam od niezmiernie zmartwionego dorosłego mężczyzny (!)
-Chomikowa! No i ty mi powiedz, co ja mam z tą Justyną zrobić, żebym jej nie stracił?
?!
Przecież ja chyba będę musiała się zacząć czymś odurzać, żeby znosić takie teksty… Patrzę na niego z takim rozczarowaniem, że Toto małe zrobiło się przy tym stoliku jeszcze mniejsze…
-Chłopie! No ja cię BARDZO proszę! Wybacz, ale ja już nic więcej ci nie pomogę i nie doradzę.
Bo co mam mu powiedzieć? Ja go nie zmienię. Jak ktoś się urodził nieszczęściem, to orłem nie umrze 😛
Wyciągam telefon i udaję NIEZMIERNIE zajętą odpisywaniem na wiadomości. I tak mimochodem słyszę chłopczynę, który karmi Justynę takim oto tekstem:
-Ty wiesz Justyna, że byłabyś świetnym przedstawicielem konduktu pogrzebowego?
Z wrażenia aż mi mój ukochany telefon wypadł z rąk! Jak Bozię kocham! Przerażona i w lekkim szoku pakuję się pod stolik prezentując całej sali moją bieliznę.
Na ratunek pod stolik pakuje się do mnie znajoma.
-Chomik! Ogarnij się! Co ty wyprawiasz? Majtki ci widać przecież jak się tak wypinasz!
-Ty mi tu nie o majtkach, jak ja usłyszałam taki komplement kierowany w stronę Justyny, że aż mój smartphonik z rąk mi wypadł!
-Co ty gadasz? Co on jej powiedział?
– Że nadawałaby się na przedstawiciela konduktu pogrzebowego!
-Wiedziałam! Ja ci mówiłam, Chomikowa, że z nim jest coś NIE TAK! Wiesz co on mi powiedział kilka minut temu?- Że mam uszy jak elf! Chomikowa! Czy ja naprawdę mam uszy jak elf???? Ja mam tyle kompleksów Chomiczku mój, że ja nie chcę jeszcze myśleć o uszach!- dziewczę jest zmartwione nie na żarty.
-Popieprzyło cię?! Jaki elf?! Przecież ty śliczna jesteś! I głupia widzę… Dobra, to miejmy to za sobą- a na mnie co powiedział? Pewnie, że wielka jestem?
-Oczywiście, ze coś było, że długa jesteś, ale generalnie to mi powiedział, że jesteś jak walkiria.
-Jak kto? To jakieś boginki były, ale wcale nie wiem czy pozytywne. Gdzie jest ten cholerny telefon, bo muszę to wygooglać, żeby mieć pewność że mnie nie obraził na amen!
-Chomik! To szukaj tego telefonu, bo my cały czas siedzimy pod stołem! Boziu… Chomiczku, czy ja naprawdę mam uszy jak elf…? Bo mnie się już płakać chce…
-Ty mi tu nie Boziuj i nie Chomiczkuj. Masz śliczne uszy!- zagaduję ją, bo naprawdę zaraz się popłacze i macam w ciemnościach podłogę w poszukiwaniu mojego telefonu- Mam! Wyłazimy stąd, bo obciach na całą knajpę.

Wydostaję się na powierzchnię i obserwuję Justynę. Jeszcze siedzi. Dziwię się, bo po takim komplemencie z ust faceta, to ja już bym leżała.
Biorę dziewczynę na stronę.
-Justyna, u ciebie na pewno jest OK? Bo ja usłyszałam jaki ci walnął komplement, więc może już wystarczy?
Tak, Chomikowa, wystarczy. Ty nie słyszałaś wszystkiego. On się mnie zapytał, czy jutro nie poszłabym z nim na cmentarz. Może i on jest inteligentny, ale jedna zaleta to zdecydowanie za mało. Ja was, dziewczyny bardzo proszę- ostatni drink i idziemy do domu. Idź, Chomikowa do swojego barmana, pouśmiechajcie się tak ładnie do siebie, jak się uśmiechacie, miej coś z tych naszych wyjść i zmywamy się stąd.
-Dobrze, proszę pani. Oczywiście robimy jak prosisz!
Poszłam do barmana (boski jest… BOSKI, ale ewidentnie zajęty 🙁 ), uśmiechem numer 6 załatwiłam tańsze drinki i po kilku minutach opuszczamy knajpę.

Facet- Nieszczęście stracił w moich oczach resztki godności. Może jako kolega byłby całkiem przystępny, ale ŻADNEJ koleżance bym go nie życzyła 😛

Chomikowa ze wzrostem na świętą…

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Sobota. Godzina 9.00. Sms. „Chomiczku, o której u mnie dzisiaj będziecie?” Moja Matka Polka zapomniała, że ci, co nie posiadają dzieci, to w weekend wstają najwcześniej o 9.30 😛 Z półprzymkniętymi powiekami, na macanego odpisuję jej na wiadomość. Teraz idź spać Chomikowa, idź spać. Masz czas, żeby przespać najbliższe nic nie wnoszące w Twoje życie godziny przynajmniej do 15.00. Po prostu śpij.
Budzę się w południe i wcale nie chcę wstawać. Chcę zostać w łóżku. Czuję się zmęczona brakiem życia. Potrzebuję jakiegoś tchnienia, które pobudzi mnie całą do patrzenia, słuchania, działania… Chcę po prostu jakiejś emocji…
Do Matki Polki docieram z Blondyną po południu. Stawiam na ławę zrobioną sałatkę makaronową, na którą nota bene rzuciłam się dzień wcześniej, wyżerając jak prosiak połowę półmiska cudownego MAKARONU 😛 Siadam bez życia i patrzę na jednego malucha grzecznie śpiącego w łóżeczku i starszego rozrabiakę walczącego z zestawem klocków Lego. I nic… Coś we mnie pęka. Rzucam się do nogi Matki Polki:
-Powiedz mi, że dobrą zrobiłam sałatkę. Dobrą, prawda????- pytam jak rozkapryszony 5-letni bachor.
-Oczywiście, Chomiczku, że pyszna. Ja wiem, że ty nie gotujesz, ale jak już coś zrobisz, to naprawdę jest dobre. Co się z tobą dzieje?- pyta, kiedy ja nie chcę się odczepić od jej nogi. Jak pijawka, która przyssała się do nogi, żeby wyssać z niej całe dobrodziejstwo świeżości 😛
-Co się dzieje? No właśnie NIC SIĘ NIE DZIEJE! Podporządkowałam swoje ostatnie tygodnie znalezieniu roboty tam,gdzie jest słońce i teraz to już tylko CZEKAM. Już nic nie jestem w stanie zrobić. Siedzę w domu i CZEKAM. Chyba na cud. Ja już nawet mój kurs językowy traktuję jako mega rozrywkę, więc wyobraźcie sobie!

O 18.00 dostaję smsa ratującego mój stan psychiczny „Chomikowa, znów rozstałam się z moim facetem. Idę z kumpelą w miasto. Idziesz?”

Matko kochana! Pewnie, że IDĘ! BIEGNĘ! Tylko sukienkę zarzucę i już pędzę! Jak ja potrzebowałam wyjść do LUDZI, do miasta! PĘDZĘ na tych swoich Chomikowych długich nóżkach, PĘDZĘ! Tylko se zębów nie wychlaśnij, Chomikowa na tym świeżym śniegu… Zdążyłam pomyśleć.
To nieprawdopodobne jak szybko człowiek może zobaczyć swoje długaśne nogi w powietrzu na wysokości twarzy…
Leżę…
A na niebie pełno chmur… Jak nic przypierdzieli śniegiem i znajdą mnie dopiero na wiosnę. Zbierając resztki rozumu i łapiąc oddech podejmuję pierwszą próbę. Rękoma ruszam?- wszystko git. Tyłek-boli, ale to normalne. Jest wielki, więc musi boleć. Nogi- spoko. To pozbieraj te zwłoki, Chomikowa i leć na tramwaj!
Jak gdyby nigdy nic podnoszę się z chodnika i doczołguję na przystanek tramwajowy. Nic mnie nie powstrzyma przed wyjściem do ludzi. NIC. Muszę coś przecież ze sobą zrobić, bo niedługo zakup biletu tramwajowego zacznie mnie napawać lękiem 😛
Masa ludzi w knajpie na początku mnie onieśmiela. Podczas rozmowy z dziewczynami, podchodzi do mnie jakiś chłopak. Przyszedł sam i w ogóle tu nie pasuje. Pyta się mnie, czy skoro jest koło mnie trochę wolnego miejsca, to może się przysiąść. Obiecuje nie przeszkadzać w babskim spotkaniu i oferuje ewentualne przypilnowanie stolika. Chłopak wzbudza we mnie dużą sympatię i zaufanie. Może dlatego, ze bardzo przypomina mojego „byłego” i ma nawet tak samo na imię. Siet.
-Chłopaku, czemu przyszedłeś tu sam? To nie jest miejsce, gdzie można na spokojnie wypić piwo- pytam- Tu się za chwilę rozkręci impreza.
-Mieszkam niedaleko i bardzo lubię tę knajpę. Zamiast znów siedzieć przed TV, wolę tutaj przyjść i popatrzeć jak ludzie się uśmiechają. Czasem z kimś pogadam, tak jak z tobą. Czasem już o północy wrócę do domu. Smutne, prawda?
Co ja mam chłopakowi powiedzieć? Smutne. Pewnie, że smutne. Tak, jak i moje życie ostatnio, ale ja jeszcze nie jestem na etapie wychodzenia samej na imprezy…
Zamieniam z chłopakiem jeszcze kilka zdań i wiem, że jest dość wartościowym człowiekiem, który idealnie pasowałby do mojej koleżanki! 🙂 Po mistrzowsku usuwam się na bok i robię miejsce dla kumpeli.
Po 5-ciu godzinach rozmowy (koleżanki na parkiecie w sumie nie było- tak była zajęta rozmową 🙂 ) wziąl od niej numer telefonu i umówili się na spotkanie 🙂
YES, YES! 🙂 🙂 🙂 Aż mi serce rośnie!
Nagle podbiega do mnie jakaś dziewczyna. Łapie mnie za rękę i krzyczy! Zaznaczam, że wygląda naprawdę na trzeźwą.
-Ej! Mój kumpel obserwuje cię już od jakiegoś czasu i nie może wyjść ze zdumienia, że ty taka wysoka jesteś!
Ooo… tego już dawno nie było! Już prawie zapomniałam, że mam ponad 180 cm. Jak to dobrze, że są jeszcze na tym świecie istoty, które mi o tym przypomną 😛
-No popatrz! Można mnie poobserwować całkiem jak małpkę w zoo, prawda?
Na te słowa podchodzi do mnie rzeczony kumpel.
-Matko Boska! Dziewczyno! Ja tak już patrzę i patrzę a ty obcasów nawet nie masz! To niesamowite, wiesz?- oznajmia cały uradowany- Ile ty masz wzrostu?
Patrzę się na niego troszkę jak na idiotę. Bo skoro tak zaczyna ze mną rozmowę, to chyba nie prezentuje inteligencji najwyższych lotów, prawda?
-Matko Boska? Ty nie rób ze mnie świętej już po kilku zdaniach, bo się zaczerwienię.
-Ale ja się serio pytam? Ile masz wzrostu 184, 185 cm?
-Jak w mordę strzelił. A ty co? Geodeta, że tak ci dobrze pomiary idą?
-A nie, sam mam 184, więc mogłem celnie strzelić.
Pewnie. Sobie w kolano.
Łapie mnie druga znajoma i pyta się, czy może iść potańczyć z jakimś facetem, bo nie chce mnie samej zostawiać. Idzie uradowana z moim błogosławieństwem. Niech idzie i niech sobie też w końcu kogoś znajdzie, a nie od 6 lat kołuje się z facetem, który zostawia ją średnio co pół roku. Ja sobie jakoś poradzę.
W drodze do baru mijam kilku obcokrajowców. Z doświadczenia wiem, że lepiej z takimi nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, bo potem żyć mi nie dadzą przez resztę imprezy. Chomikowa, focus na podłogę, na podłogę.
-Oh! My God! Bella! So tall and bella!- ktoś mi krzyczy w ucho.
Teraz to już nawet God? Pójdę na ołtarz jak nic… Spoglądam na obcokrajowca i bawi mnie swoim wyrazem twarzy. Niektórzy mają w sobie coś takiego, że samym wyrazem twarzy wzbudzają sympatię. Chłopak do tego tak się wygłupia, że zaśmiewam się przez dłuższą chwilę. Z Włochem bawię się naprawdę dobrze przez resztę wieczoru. Nie wiem nawet czy nie za dobrze.
Moje dziewczyny wyszły z knajpy umówione z nowo poznanymi facetami na telefon i na kolacje. Jestem nieprawdopodobnie szczęśliwa 🙂
Śnieg sypał całą noc. Taksówkarz przywiózł mnie do domu nad ranem.
-Pani to taka normalna dziewczyna. Proszę wybaczyć moje niedyskretne pytanie, ale ile ma pani lat?
-Ojojoj! Wie pan, że każda kobieta dociera do takiego momentu w swoim życiu, że musi określić to ile ma lat i się tego trzymać aż do śmierci?
-No mówię, że pani to taka normalna, wesoła osoba. Dla mnie widzę, że jest pani za młoda,  zresztą ja żonaty jestem, ale mam takiego wysokiego syna, który nie może poznać takiej normalnej dziewczyny, jak pani. Teraz te młode kobiety to jakieś zgłupiałe chodzą. Rozumie pani?
-Rozumiem, rozumiem. Ale to wcale nie znaczy, ze ja mądra jestem 😉 Zresztą syn, skoro ma 25 lat, to jest sporo młodszy ode mnie. Ja już kremy przeciwzmarszczkowe pod oczy kupuję niestety…
-A no widzi pani… To ja życzę pani wszystkiego dobrego i UŚMIECHU!

Szkoda, że normalnym ludziom trudno jest kogoś znaleźć.
Świat nad ranem w niedzielę wygląda pięknie. Puch śnieżny pokrył drzewa i chodniki. Wiatr delikatnie przesuwał chmury. Spojrzałam na lśniący księżyc wystawiając policzki do wiatru. Delikatny i ciepły jak powiew wiosny. Nareszcie tak mi spokojnie i ciepło w środku. Jakby mi serducho ktoś przykrył pierzyną… 🙂

———————————————————————
Zapraszam do polubienia strony Chomikowej na fb 🙂

o makijażu i kosmetykach w życiu Chomikowej

Skoro pisałam niedawno, że kosmetyczki nie mają w kontaktach ze mną zbyt dużej siły przebicia, bo neguję prawie wszystko co mi do tej pory radziły, to nietrudno się domyślić, że kosmetyki do makijażu oraz sam makijaż nie spędza mi snu z powiek i nie jest najważniejszą kwestią w moim życiu 😉 Wystarczy, że chcąc poskromić moją problematyczną cerę, muszę zarzucić na twarz 3 rodzaje kremów. Na resztę trochę szkoda mi życia, cierpliwości… i może też umiejętności 😛
Moja N. natomiast ma i cierpliwość, i umiejętności, i chęci. Już w podstawówce troszkę jej zazdrościłam umiejętności plastycznych. Narysowanie kota czy psa nie sprawiało jej jakiś wielkich trudności. Coś tam pokreskowała i wychodziło, to co miało wyjść. Moje kreski za cholerę nawet nie chciały przypominać zwierzaka. Przypominały raczej stworzenie z chorobą popromienną 😛
Moja N. swój talent zaczęła wykorzystywać w sztuce wykonywania makijażu. Tak, tak Panowie- w SZTUCE. Bo nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że wykonanie profesjonalnego makijażu, to nie tylko pomachanie pędzelkiem po twarzy i pokręcenie zalotką przy rzęsach. Przeglądając pobieżnie filmy z You Tuba (które nota bene dostałam od mojej N 😛 ) z  instrukcją wykonania prawdziwego makijażu, dowiedziałam się, że nie mam niezbędnych do tejże czynności:
-przynajmniej 30 pędzelków różnej grubości, wielkości, koloru
-kilku gąbek różnych kolorów, kształtów, grubości . GĄBEK?????
-pudrów przynajmniej w 7 odcieniach (ale, kiedy ja mam karnację skóry taką samą od prawie już 30 lat, to po cholerę mi aż tyle odcieni…?)
-fluidów w odcieniach przeróżnych (tu wraca pytanie powyżej)
-bazy pod makijaż (na te moje kremy jeszcze bazę miałabym pierdyknąć???)
-jakiś takich mazi, co to mają chyba 3 odcienie i mają służyć skorygowaniu owalu twarzy (naprawdę nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa i chyba NIE CHCĘ WIEDZIEĆ)
-różu oczywiście w odcieniach wszelakich
-brązerów również w odcieniach wszelakich
-korektorów pod oczy najlepiej w 3 odcieniach (korektora kiedyś używałam w podstawówce do ukrywania błędów ortograficznych, ale tutaj…? Jakie błędy ma ukryć? Chyba tylko błąd wyboru partnera życiowego, który odznacza się podkrążonymi i opuchniętymi powiekami )
-tuszów przynajmniej 3 rodzaje
-kredek sama nie wiem po co i na co
-oraz oczywiście cieni do powiek w barwach całego świata 😛
-rany boskie… zapomniałabym o pudrze rozświetlającym 😛 Moja N.by mi tego nie wybaczyła 😉
Cały ten zestaw przypomina trochę sprzęt do robót budowlanych, ale nie… On ma sprawić, że kobiety będą piękniejsze. Dobra, dobra! Frazes, że każda kobieta jest piękna (tylko potrzeba odpowiedniej ilości alkoholu) jest oklepany i wymyśliła go chyba kobieta pokroju posłanki Pawłowicz. Bo chcemy być piękne. Chcemy się podobać, chcemy słuchać komplementów na temat swojej urody, chcemy czuć na sobie wzrok pożądania. Ktoś mi tu zaraz na pewno zarzuci, że takie postrzeganie świata i urody jest puste i proste. Może i jest, ale my sami zrobiliśmy sobie z niego bagno i musimy się nauczyć w tym bagnie poruszać. Ja również. Jak przystało na pustą i prostą babę (zaoszczędzę Wam wymyślania nowych epitetów 😛 ), dla której jedną z podstawowych wartości jest PIĘKNO, od czasu do czasu chcę wyglądać PIĘKNIE.
Wtedy zaślepiona rządzą spojrzeń i podniesienia poczucia własnej wartości, udaję się do mojej N. po make-up.
I zawsze zapominam, że to miał być OSTATNI RAZ 😀
Moja N. posiada w swoim zestawie do makijażu wszystko, co powinna posiadać kobieta. Są gąbeczki, pędzelki, pudry, kredki i wszystko inne, co już wymieniłam 😛 Zagadką tylko dla mnie pozostaje to, jak ona się w tym odnajduje… Niedawno kupiła sobie jakiś nowy tusz, który chciałam wypróbować. Korzystając z kilku minut samotności w jej mieszkaniu, podczas których usypiała swojego synka, udałam się do jej tajemnej szuflady, w której to miał leżeć TUSZ. Otworzyłam cudo i… od razu się zniechęciłam. Próbowałam ogarnąć te Desktopwszystkie drobiazgi i co rusz wzrok mi uciekał w nową przegródkę. Minęło chyba z 5 minut niepokojącej ciszy i moja N.wyłoniła się z pokoju dziecinnego:
-Chomikowa, no znalazłaś ty ten tusz, czy umarłaś?- wyrwało mnie z letargu.
-Tak! Tak! Mam już! Pewnie!-skłamałam…
Robiąc w panice większy burdel w tych jej przegródkach, niż w mojej szufladzie z bielizną, w końcu w moje ręce wpadł poszukiwany tusz. Nawiasem mówiąc stał się moim numerem jeden wśród wszystkich tuszów, które znam 🙂
Nie wiem jak ona to ogarnia, ale jednak ogarnia.
Wybierając się na Sylwestra poprosiłam chyba po raz drugi czy trzeci, aby mnie umalowała na to jakże wielkie wyjście 😀
-Mała, tylko ja cię proszę! Nie zrób ze mnie dziwki, bo ja wiem jak ty bardzo lubisz rzucać mi na powieki barwy całego świata.
-Jakiej dziwki? Przecież ja cię zawsze maluję tak jak ty chcesz!- oburza się moja blondynka.
-No niby jak ja chcę, ale masz tendencję do zarzucania mi na powieki zbyt duże ilości no wszystkiego.- bronię się odrobinkę i już zaczyna mi się przypominać dlaczego ja jednak nie stanę się miłośniczką makijażu…
-Gadasz głupoty, Chomikowa! Będziesz pięknie wyglądać! Zrobimy z ciebie bóstwo!- i już się cieszy. Nawet dla tej jej radochy warto się z nią umówić na ten makijaż 😀
-Bóstwo…? Z g***na bata nie ukręcisz…- ripostuję w swoim stylu- ale zobaczmy na cię stać.
Już po pierwszych 10 minutach mam dość. Nie chce mi się sztywno siedzieć. Kark mnie boli. Do tego powaga N.mnie przygniata.
-N.a czy ja naprawdę muszę mieć korektor pod oczami i puder? Przecież mi się pory pozamykają i pryszczy dostanę.
Jeszcze pryszczy mi brakuje:P
-Nie dyskutuj Chomikowa. Po jednym wieczorze nie dostaniesz. Siedź cicho.
Siedzę.
I mi sztywno i każdy jej dotyk jest dla mnie ciężarem nie do udźwignięcia.
-N.no ile jeszcze? Długooooo….????
-Chomik! No przecież dopiero pół godziny tu siedzisz! Jestem… no może w połowie.
-Ale mnie się siku chce.
-Dobra, to rób.
-Może jednak wytrzymam… N.tylko ja cię błagam- ogranicz to wszystko do minimum. Ja wierzę w te twoje umiejętności, ale cudów nie zdziałasz…- próbuję się już wykręcić, bo i pić mi się chce i siku coraz bardziej.
-Ale ty marudna jesteś, Chomikowa, wiesz?
WIEM!
-A ty uparta niemiłosiernie, wiesz?
Tośmy sobie powrzucały.
Zeszłam z krzesełka po 1 godzinie i 15 minutach ze zdrętwiałym tyłkiem, obolałym karkiem i pełnym pęcherzem.
-Wyglądasz bosko, Chomikowa- oznajmia pełna dumy i radości moja N.
-Cieszę się, ze chociaż w makijażu 😛 A teraz wypad mi z tej łazienki, bo muszę usiąść na toalecie. Później się pozachwycam nad sobą i twoim dziełem.
Dobra,przyznaję, że po lekkim otrzepaniu twarzy z pudru, wyglądam lepiej, niż zwykle. No wyglądam. Wszystko jest dopracowane, wychuchane i pasuje do typu urody. Ale na litość boską ponad godzina w łazience?!  Przecież przez ten czas można stworzyć prawie całą notkę na bloga! Można książkę poczytać, popłakać, pośmiać się, zakochać się. No nawet dzieciaka można spłodzić! I pomyśleć, że niektóre kobiety tak codziennie… Każdy poranek przed pójściem do pracy, czy szkoły…
Może i jesteś, Chomikowa brzydsza, ale na pewno  wyspana i spokojniejsza 😉

——————————————————————————
Jola z Audiobloga przypomina (czuwa kobieta, CZUWA 😉 ), że pod poprzednią notką możecie w komentarzu wpisać pytanie, które mi zada podczas wywiadu za kilka dni. Każde pytanie zostanie przeczytane wraz z imieniem autora (nickiem) i nazwą jego bloga. Zapraszamy 🙂

nocna historia z wieszakiem

IMG_20141020_133022W mojej drugiej pracy GRAM poważną, zdyscyplinowaną, pełną ciepła i zrozumienia panią psycholog i pedagog… Z naciskiem na „gram”, bo powagi aż tyle we mnie nie ma a i z tą dyscypliną różnie bywa… Bo może, gdybym potrafiła się zdyscyplinować i podporządkować bez reszty w robocie, to nie skończyłabym z wypowiedzeniem 😛 A że w rolę wchodzę dość dobrze, więc rodziny, z którymi pracuję mają o mnie hmm… dość nieskazitelne zdanie. Zresztą, nie oszukujmy się- do tej pory jakoś tak się uważa, że pedagog to osoba święta, pełna cierpliwości, czystości (ogólnie pojętej 😉 ) miłości i altruizmu. Taaak. No Chomikowa w całej postaci! 😛 😀

I tak pani pedagog wybrała się jakiś czas temu do klubu. Potańczyć, pośmiać się z dziewczynami i po prostu WYJŚĆ. A że każda z nas była po jakiś przejściach i w ciężkim stresie, tak więc… no tak 😉 Na to wszystko gdzieś w tłumie wypatrzyłam… rodziców, z którymi pracuję. Uwielbiam takie chwile. I te „napoje” na naszym stoliku… Poczułam się przez chwilę winna, ale przecież człowiekiem jestem jak każdy INNY… Uznałam, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie udawana obojętność i oddalenie się w najdalszy punkt klubu. Spięłam się na ile mi tylko późna godzina na to pozwalała 😉 I jak mi się wydawało… chyba sytuację ogarnęłam.

Wczoraj Rodzicielka pyta się mnie, jak tam moja praca. Mówię, że w sumie to bardzo fajnie, tylko z mamą jednego bachorka od tej pamiętnej imprezy mam kontakt utrudniony. Krótko mówiąc UNIKA mnie 😉
-A czy to była ta impreza, po której, kiedy wróciłaś przed 4 rano, to uwiesiłaś się wieszaka i mamrotałaś, że chyba nie dasz rady wejść do siebie na górę …?
Proszę jaka CZUJNA! Tak, to nie wie nawet, kto do mnie przychodzi o 23.00, ale jak córka raz na pół roku wróci nad ranem i coś tam szepcze do siebie pod nosem, to WSZYSTKO wie 😛
-No w sumie tak…

nocne rozmowy z taksówkarzem

taksiWychodzę w nocy z imprezy. Miasto cudownie pachnie  nadchodzącym latem. Ten błogi zapach wilgotnego powietrza osuszanego zbliżającym się ciepłem… 🙂 Już dawno nie było mi tak spokojnie, jak przez te kilkanaście minut.
W tym rewelacyjnym nastroju wsiadam do taksówki. Proszę kierowcę, żeby otworzył mi okno, bo chcę czuć to moje miasto.
-Ale mgła się zrobiła po tych ulewach. Już na szczęście ma się zrobić bardzo ładnie, bo wystarczy tego deszczu.
-Ma pan rację, ale my i tak nie mamy co narzekać. Na południu to ludzie w pełni strachu żyją. Te potoczki to już w rzeki się porozpływały. Współczuję tym ludziom. My nie mamy co narzekać- powodzie nam nie grożą, tsunami i trzęsienia ziemi też nie. Miasto jest beznadziejne, ale chociaż pod tym względem bezpieczne 😉
-Oj, ma pani rację. Ja pamiętam chyba w 2010 roku na południu jak pozalewało miasta. Całą piwnicę mi zalało. Ale okolicę miałem piękną. -panu widzę, że się na wspomnienia zebrało…
-A to pan z południa? Matko kochana, co pana do tego syficznego miasta przygnało?
-No a jak pani myśli? Co dojrzałego mężczyznę mobilizuje do zmiany miejsca zamieszkania?
-Kobieta… albo pieniądze.
-Kobieta.
I mówi to z takim spokojem, ciepłem w głosie. I uczuciem. Jeszcze przyjemniej mi się robi na duszy.
-I dobrze tu panu?
-Pewnie, że dobrze.  A pani nie?
-Mnie? Niekoniecznie… W sumie nic mnie tu nie trzyma… Ale panu życzę w takim razie jak najwięcej szczęścia. Niech wam się tu dobrze żyje 🙂

Wysiadam na tej mojej wsi i tak bardzo się cieszę, że niektórzy doceniają to, co mają. Na schodach zastaję drącego się kota Rodzicielki. „Chodź sierściuchu, dostaniesz michę”. Niech też ma coś z tego życia 🙂
Tak mi spokojnie…