dzisiaj wylewam swoje żale

Ogarnęła mnie dzisiaj lekka frustracja. Może nawet nie tyle frustracja, co zwątpienie i zgłupienie. Ludzkie skąpstwo i brak współczucia dla znajomego człowieka czasem przybiera jakieś monstrualne rozmiary… 🙁
Rodzicielka przyjaźni się od jakiś 20 lat ze znajomą z pierwszej pracy. Obie były laborantkami stomatologicznymi. Rodzicielka zmieniła pracę, ale kontakt się utrzymał. Może nie była to nigdy jakaś niezmiernie głęboka przyjaźń, ale dbają o to, żeby kontakt ze sobą utrzymać.
Jakieś 3 lata temu w życie mojej 45- letniej Przyszywanej Ciotki wtargnął porządny tajfun. Kobitka właśnie wzięła ślub, za kilka miesięcy miała się pojawić na świecie wnuczka a sielankę zakłócił wylew krwi do mózgu. Zamknięta nowoczesnym zamkiem, którego nie otworzy się od zewnątrz, prawie 7 godzin zablokowana przez własne ciało, czekała aż ślusarz otworzy magiczny sezam i wpuści do komnaty lekarzy z pogotowia ratunkowego. Nie wszyscy się orientują, że przy wylewie najważniejsze są pierwsze minuty. Jeśli w ciągu bodajże 45 minut pacjentowi zostaną podane odpowiednie leki, są bardzo duże szanse, że wróci do zdrowia. 45 minut…. 45 minut. Tik, tak, tik, tak…. Tik, tak… Po tym czasie dopiero zapukała do jej drzwi koleżanka, z którą Przyszywana Ciotka miała omówić  szczegóły imprezy z okazji nadchodzących narodzin wnuczki.
Kobitka ma sparaliżowaną połowę ciała. Mówi, nawet kojarzy sporo informacji, ale nie chodzi. Jej nogami jest wózek inwalidzki a całym światem 2-pokojowe mieszkanie. Jeszcze przez pierwsze pół roku miała wolę walki, ale już jej nie ma. Gdzieś kiedyś wyszeptała Rodzicielce, że gdyby miała w pełni sprawną choć jedną rękę, to użyłaby jej do odebrania sobie życia. Wiem, rozumiem. Ja też nie chciałabym drugiej połowy mojego życia spędzić na wózku inwalidzkim. Wylew odebrał jej całą kobiecość i jakąkolwiek rolę w społeczeństwie.
-Wiesz, Chomiczku Mój-zagadnęła do mnie niedawno- ja już nie jestem ani kobietą, ani matką, ani babcią, ani żoną. Jestem już tylko rośliną.
-Wiesz, Ciotka… Pierd*** bzdury! Tyle ci powiem.
Bo co miałam powiedzieć? Że ma rację? Zapłakać nad nią? Odebrać resztki człowieczeństwa?
Jedyne, co mogłam dla niej zrobić, to załatwić najlepszą rehabilitację w województwie. 6 tygodni leczenia i pomocy psychologicznej, które nie przyniosły najlepszych rezultatów. Później inna rehabilitacja i coraz większe załamanie.
Kilka miesięcy temu pojawił się jakiś prywatny rehabilitant. Podobno po ćwiczeniach z tym człowiekiem zaczyna się coś dziać z jej ciałem. Jakby próbował odzyskiwać nadzieję. A w Przyszywaną Ciotkę tchnął odrobinę życia.
Tylko że jedna wizyta rehabilitanta to koszt 100 zł.
Przecież to nieosiągalne.
W moją Rodzicielkę jakby coś strzeliło. Kobieta nie należy do kobiet energicznych, pełnych życia a już na pewno nie jest z tych kobiet, które litują się nad innymi. Jej życiową dewizą jest zaciskanie pośladków i robienie, co w jej mocy, aby ukochana i jedyna córka miała w życiu lepiej, niż ona sama. Tak, tak-o mnie mowa 😛 Moje zdziwienie było więc niemałe, kiedy Rodzicielka oznajmiła mi, że najbliższe dni po pracy będzie jeździła po wszystkich gabinetach stomatologicznych w mieście, z którymi miała kiedykolwiek do czynienia i będzie żebrać pieniądze od lekarzy, którzy pracowali z Przyszywaną Ciotką na jej leczenie.
I jeździła. Dzień w dzień po pracy wsiadała w tramwaj i jechała do kolejnej przychodni stomatologicznej żebrać pieniądze dla znajomej, z którą przecież większość tych ludzi pracowała. Dawno nie widziałam jej takiej zawziętej. Wiedziałam, że nie ustąpi, póki nie zrealizuje celu. Tę cechę charakteru mam właśnie po mamusi 😉
I wiecie co…? To wcale nie jest taka prosta sprawa. Na szczęście wiary w ludzkość jeszcze z Rodzicielką nie straciłyśmy 🙂 bo większa część lekarzy nie zawiodła. Jest kasa na jakiś miesiąc leczenia. Jednak prawie połowa z tych lekarzy, którzy jeżdżą na wakacje do Tajlandii a ferie zimowe spędzają we włoskich Alpach tudzież na Kubie, nie była w stanie wysupłać ze swojego wypchanego portfela choćby 100 zł. Złota rada jednej z lekarek, która brzmiała „Jak tak chcesz jej pomóc, to załóż fundację” doprowadziła Rodzicielkę do furii a mnie osłabiła…
Coś tu jest chyba NIE TAK?
Taki głupiutki Chomiczek jeszcze jest w stanie zrozumieć tą nagłą „biedę”, gdyby Rodzicielka zbierała pieniądze dla kogoś obcego. Ale oni wszyscy znają Przyszywaną Ciotkę. Pracowali z nią krócej lub dłużej. Byli na niejednej imprezie i niejeden wspólny posiłek spożywali między rwaniem zęba a leczeniem kanałowym 😛 O co więc chodzi? Czy tak się boją o własną kieszeń w obliczu nadchodzących Ruskich? Czy może boją się, że zabraknie im tych 100 zł do 3.500 polskich złotych na miesięczną ratę za nowy samochód…? Może ktoś tu jest mądrzejszy ode mnie i jakoś oświeci mnie złotą myślą. Hm?

Ulało mi się. Musiałam złość i żal wylać  tutaj. Aż się ciśnie na klawiaturę, żeby napisać, że wszystko, co dzisiaj we mnie tkwi, wylałam niestety Moi Kochani na Was…. Mam nadzieję, ze zostanie mi to wybaczone 😉 Obiecuję, że bałagan rodem ze speluny na Dzikim Zachodzie niebawem posprzątam 😉

coś się ze mną dzieje…

twórczość własna
twórczość własna

Tak, przyznaję… coś się ze mną dzieje… Aż kusi, żeby powiedzieć, że niedobrego, ale…  Ale w czym rzecz? Otóż od czasu wypowiedzenia mam w sobie jakieś niepoliczalne pokłady spokoju, cierpliwości i… DOBROCI (???) Aż sama zaczęłam się o siebie martwić. Bo już pomijam takie sytuacje, kiedy ktoś leży na ulicy i pomóc po prostu TRZEBA lub kiedy wieloletni znajomi proszą o odrobinę pomocy. To są sytuacje, kiedy bez zastanowienia Chomikowa pakuje torbę, ciuchy i na pomoc biegnie, ale… Wczoraj byłam umówiona z moją Bambaryłką. Pędzę po pracy jak szalona, bo może tym razem facetowi przez jakiś przypadek uda się przyjechać punktualnie (naiwna Chomikowa). Dojeżdżam na ogromny parking centrum handlowego, skręcam, żeby zaparkować i widzę jak biegnie do mnie jakiś człowiek. Matko kochana, potrąciłam kogoś i nawet nie zauważyłam? Boczna listwa mi odpadła w Pędzidle…? Coś się stało na bank. Otwieram drzwi odrobinę zlękniona.
-Pani kochana! Pani poratuje złotóweczką!
No oczywiście. Biegł do mnie 50 metrów, żeby poprosić o kasę. Wzdycham sobie po cichutku.
-A na co pan potrzebuje tą złotóweczkę?- pytam i liczę na jakąś sensowną odpowiedź, bo jak mi powie, że na bułkę lub piwo, to szlag mnie trafi.
-Pani, co ja będę panię okłamywał. Ukochaną mi w pierdlu zamknęli i muszę jej przecież jakąś paczkę wysłać, bo jak już ją stamtąd wypuszczą, to mi dupę skopie, że nic jej nie wysłałem.
Wybucham śmiechem. Facet rozłożył mnie na łopatki. Jak mu nie pomóc? 😀
-A za co ona poszła siedzieć, co?- wnikam, bo jak kogoś mocno skrzywdziła, to ja faceta pogonię tak, że już nikogo nie będzie prosił o pieniądze, ale pomoc psychologiczną i to nie u mnie.
-A no wie pani, oszukiwała na pieniądze. Ja tego nie pochwalam, ale wie pani jak to jest z miłością.
Wiem niestety, wiem i dalej się zaśmiewam. Wyjmuję 2 zł i niech dalej zbiera dla ukochanej na prezent.
Takiej miłości przecież trzeba pomóc 😛
W drodze do kawiarenki dzwoni do mnie Bambaryłka, że bardzo mnie przeprasza, ale z mamusią pojechał do lekarza, więc na pewno z godzinę się spóźni. Jakie on ma szczęście, że znam go tyle lat i traktuję ja brata… Mam więc godzinę na zakupy. Drepczę do marketu i nagle gdzieś w okolicach moich nóg słyszę jakiś głos:
-Dzień dobry, przepraszam panią bardzo…
Szukam w panice źródła tego głosu, rozglądam się po moim poziomie (przypominam, że reprezentuję WYSOKI poziom 😛 ) i mój wzrok spada gdzieś w dół…
No świetnie.
-Przepraszam panią bardzo, czy z kimś takim, jak ja umówiłaby się pani na kawę?
Zapowietrzam się.
Chłopak jak na moje oko około 30-letni. Już pomijam ten wózek inwalidzki, ale ewidentnie z porażeniem mózgowym.
Normalnie pewnie szukałabym wymówki, żeby gdzieś pobiec dalej, ale… Dlaczego nie miałabym mu sprawić choć odrobiny przyjemności? Co ten facet ma z życia? A ja mam akurat godzinę wolnego.
-A masz teraz czas? Bo ja mam akurat godzinę wolnego i chętnie gdzieś z tobą usiądę i pogadam.
Na początku, jak zawsze podczas rozmowy z obcym człowiekiem czuję się odrobinę spięta, ale z czasem wdaję się z Marcinem* w rozmowę i luźną dyskusję. Mówi mi, że od jakiegoś czasu postanowił łamać tabu i wychodzić do ludzi. Nie zawsze ludzie chcą i mają czas na rozmowę z nim, ale czasem się udaje. Pyta się mnie czym się zajmuję, czy mam męża i jakie mam plany na najbliższe lata. W rozmowie daje się wyczuć sposób prowadzenia dialogu typowego dla starszego społeczeństwa. Wynika to stąd, że mieszka tylko z mamą (jakże by inaczej…) i najczęściej to z nią rozmawia. Troszkę zaskakuje mnie pytaniem czego tak najbardziej bym mu życzyła, aby mógł stać się szczęśliwym. Niełatwe pytanie. Nie chcę go przecież urazić… Po chwili namysłu uświadamiam sobie, że przecież, gdyby był zdrowy, to wcale nie jest powiedziane, że nie byłby samotny. Nie jest powiedziane, że byłby szczęśliwy.
-Wiesz co, Marcin? Życzyłabym ci normalnej pracy, która zagwarantowałaby ci godne wynagrodzenie i kontakt z ludźmi.
-Oj! Ale ja nie potrzebuję pracy. Ja mam rentę i mamy pensję.
Nie podoba mi się to podejście do sprawy… Trochę zaczynam siebie karcić za to, że to mi się nie podoba, bo to przecież jego życie i jego potrzeby, ale jednak… Wdaję się w nim  prawdziwą dyskusję.
-A wiesz, że twoja mama nie będzie żyła wiecznie? Nie chciałbyś być samodzielny? Czuć że twoje życie zależy tylko od ciebie? Nie chciałbyś codziennie wychodzić z domu, żeby spotkać ludzi z pracy a potem dostawać godne wynagrodzenie za swoją pracę? Ale „godne” podkreślam.
-Nie, Chomikowa. Ja tylko bym chciał kontaktu z normalnymi, zdrowymi ludźmi.
Próbuję z nim jeszcze na ten temat dyskutować, ale widzę że ja go w 100% nie zrozumiem. Poza tym to jego życie. Tylko jego.
Żegnamy się po godzinie. Nie zmarnowałam tej godziny. Nie zmieniam też jego życia i nie zmienię, ale zrobiłam coś pożytecznego…

Weszłam w odwiedziny do koleżanki, która pracuje w markecie. Rozmawiałyśmy z jej klientem o odwadze współczesnych mężczyzn. Opowiadam o spotkaniu z Marcinem, który nie powinien mieć ani grama odwagi, a zaprosił mnie na kawę.
-A! Taki z porażeniem mózgowym? Zdarza się, że go tutaj widuję. Faktycznie od czasu do czasu zaczepia kogoś, żeby z nim porozmawiał, ale powiem ci, że kobiety to zaczepia tylko ładne.
-Myślisz, że mnie to dowartościuje?
-Myślę, Chomiczku, że ciebie nie, ale zrobiłaś chociaż dobry uczynek. Na górze masz to zaznaczone.

Skąd we mnie ostatnio tyle miłości do bliźniego? Aż zaczynam się o siebie martwić 😛  Na ten moment jeszcze nie jest ze mną tak źle, ale jeśli stan obecny będzie ulegał pogłębieniu, to skończę gdzieś w głębokiej Afryce a tam przecież grasuje EBOLA. A do eboli to ja może niekoniecznie… Ale co, jeśli pognie mnie konkretnie…? Przyodzieję tą białą chustkę i białe prześcieradło, rozdam oszczędności i będę żyć w ascezie pomagając bliźnim?
Chociaż nie będę mieć codziennego problemu „w co ja mam się jutro ubrać?” 😛

Zapytam sąsiadki, czy okien jej nie trzeba umyć.
😛

——————————–
*imię zmienione