jedziemy na grzyby!

DSC_0182Nareszcie! Cały rok czekałam na ten czas, kiedy będę mogła wpakować się w moje Pędzidło, zabrać ze sobą koszyk, kalosze (o Rodzicielce i innych plątających się członkach mej rodziny nie wspominając…) oraz scyzoryk i z szaleństwem w oczach popędzić w LAS na grzybki 🙂 Nie sama tym razem. Do lasu sama się jakoś nie wybieram. Zawsze towarzyszy mi stara grzybiara pod postacią Rodzicielki i/lub ciotka (tak-TA ciotka…). Zawsze na tych wyprawach coś się dzieje, ZAWSZE. I nieustannie mam wrażenie, że na wycieczkę wybieram się z dwójką dzieci- jedno jest permanentnie zagubione, ale ogromnie szczęśliwe (Rodzicielka) a drugie rozkapryszone i aroganckie (ciotunia).
pierwszym tematem do dyskusji jest wybór samochodu, którym jedziemy a co za tym idzie kierowcy. Ciotka oczywiście zdecydowanie i tonem głosu nie znoszącym sprzeciwu oznajmia, że ONA prowadzi.
-Nie, nie, ciociu. Ja biorę swój samochód i jedziemy moim.
-A to niby DLACZEGO?- już słyszę w jej tonie niezadowolenie.
-Ty sobie odpocznij po pracy. Ja jestem wypoczęta, to ja prowadzę.
Przecież nie powiem jej, że tak będzie BEZPIECZNIEJ…
Ruszamy.
Ciocia oczywiście jest nadęta z powodu naszego 10-minutowego spóźnienia. Co ja na to poradzę, że Rodzicielka NIGDY nie jest w stanie wyjść z domu ogarnięta i zawsze po coś się wraca np. po zapalniczkę oczywiście? Rozmowa w aucie niespecjalnie się klei. Ciocia jest niezadowolona, że ma mało miejsca z tyłu (jedno miejsce jest zajęte przez koło zapasowe i kołpak, który w nerwach zdjęłam z koła, bo mi HAŁASUJE 😛 ). Robię dobrą minę do złej gry, ale generalnie mam ochotę wysadzić ją na pierwszych światłach. Rodzicielka wyjmuje w nerwach papierosa.
-Miałaś mi nie fajczyć w samochodzie!
-To se wysiądź- odpowiada rezolutnie Rodzicielka.
-Ty uważaj, żebym to ja ciebie nie wysadziła. Co jak co, ale jesteś na mnie skazana, więc bądź grzeczna.
-Przecież chyba własnej matki nie wyrzucisz z samochodu, prawda?
-Chcesz się przekonać?
-I miałabym iść taki kawał na pieszo? Nic ci matki własnej, rodzonej nie szkoda.- przemawia do mnie takim słodkim dziecinnym głosem biednej, nieszczęśliwej dziewczynki.
-To NIE PAL!
-Spadaj.

Po 45 minutach drogi ciotka nagle krzyczy:
-Boże! Zapomniałam kaloszy!
-A co ty masz na nogach?- pytam i nie chcę znać odpowiedzi…
-Klapki… Przepraszam.
No tak. Głośno wzdycham. I zawracam.

Po dwóch godzinach udaje nam się szczęśliwie dotrzeć pod ośrodek wypoczynkowy, w którym wszystkie spędzałyśmy swoje dzieciństwo. Tam jeździła Rodzicielka z ciotką jako małe dziewczynki i tam później zabierały mnie one, kiedy ja byłam dzieckiem. Ośrodek kilka lat temu został sprzedany jakiemuś prywatnemu właścicielowi, który cały ten teren zrujnował. Serce się łamie, ale przecież nic nie możemy zrobić… I tak się cieszę, że mogłam tam być, że tam poznałam moją N. i innych znajomych, z którymi do dzisiaj mam bliski kontakt. Trzeba się pogodzić… Ciotka pogodzić się nie może. Dostrzega gdzieś nowego właściciela ośrodka i krzyczy:
-Ty mendo! Tak zrujnować takie miejsce! To się na prokuraturę nadaje!

Sztywnieję. Rodzicielka zamiera.

-Ciotka! Ty się ogarnij! Jak ty się zachowujesz?!
-A co ty mi tu będziesz?! Jak można było mi tak wspomnienia zrujnować?!
-Przecież to nie jego wina, że to kupił! Ile ty masz lat! Nie drzyj się!
-Ja to mu tyłek tylko mogę pokazać!
I drze się w tym lesie. Pani kierownik. Rany boskie… Zachowuje się jak dres na meczu. Tylko petardy dać jej do ręki i będzie dym.
Rodzicielka schowała się w samochodzie i udaje, że jej nie ma. Przecież to moja rola. Ona powinna iść i walczyć, ale generalnie widzę, że jej mowę odjęło.
-Ciotka! Przebieraj się i nie rób cyrku! Czasu ci nie szkoda?
Czerwona z nerwów i furią w oczach, ale jakoś się ogarnia… W końcu wydaje dyspozycję:
-Idziemy prosto a potem w prawo aż dojdziemy do lasu.
-A to nie jesteśmy w lesie?- rzucam pytanie w przestrzeń…
Poszła. Prosto a potem w LEWO.
Po drodze zadzwoniła do nas z awanturą, że NIE SŁUCHAMY, CO SIĘ DO NAS MÓWI, i że NIGDY WIĘCEJ DO LASU Z NAMI NIE POJEDZIE.
Ufffffff!

Las był piękny! W powietrzu aż unosił się zapach grzybów! Podgrzybki z mokrymi od IMG_20140830_195225deszczu kapeluszami pięknie lśniły w słońcu i aż się prosiły o zabranie do koszyczka. Kurki ukrywały się pod ściółką, ale i tak zostały dostrzeżone przez moje wspomagane okularami oczy 😉 Koźlarki dumnie prężyły nóżki, jakby chciały powiedzieć „Jestem piękny, dostojny i rosnę tu Chomikowa IMG_20140830_195309specjalnie dla ciebie!”. BIORĘ! 🙂 Prawdziwki, krawce, zajączki, maślaki i kanie. Bajka 🙂
Byłam taka spokojna i zadowolona, że machałam sobie koszyczkiem jak beztroski Czerwony Kapturek 😉 Zdążyłam pomyśleć o tym, że bardzo jestem zaskoczona tym, że chodzę na grzyby już prawie 30 lat i jeszcze nigdy nie weszłam na jakieś dzikie zwierzę (czego już wiele lat temu doświadczyła Rodzicielka spotykając na polance dzika…). I tak mrucząc sobie pod nosem jeden z letnich przebojów, nagle jakieś 3 metry ode mnie zarośla poruszyły się bardzo charakterystycznie, coś zaszeleściło i tylko zdążyłam usłyszeć tętent kopyt…
Umarłam.
„Dzik jest dziki, dzik jest zły(…) Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo prędko zmyka”.
Jakie kur*** DRZEWO?! Dookoła mnie same krzaki! Zresztą ja wspinaczki nigdy nie uskuteczniałam! Pożre mnie zwierzę i umrę w męczarniach… Zresztą, żeby to był tylko dzik… Po odgłosie tych kopyt, to ja oczami duszy swojej widzę co najmniej słonia! Gdzieś w resztkach świadomości świta mi, że przecież te zwierzaki boją się hałasu i LUDZI…
-MAMOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!MAMUUUUSIUUUUUUUUUU!!!!!!!!! usiuuuu… usiuuu… usiuuuu. Ptaki się zerwały, pszczoły przestały brzęczeć a jaszczurki pochowały się w swoje norki… Lawina zejdzie jak NIC.
Przez kolejne 20 minut z pełnymi porami szukałam mojej Rodzicielki. Grzyba jak się nietrudno domyślić już nie znalazłam żadnego.
-Dziecko, co się stało? Co się tak drzesz?
-Chyba na niedźwiedzia weszłam, albo wilka co najmniej.
-???
-No dobrze! Może to był dzik lub sarna!
-Jakby to był dzik, to pewnie ruszyłby swoją kuloską, chrumknął beztrosko i poszedł w swoją stronę a nie uciekał.
Uciekać, to ja bym wtedy uciekała…
Grzybobranie już się dla mnie skończyło. Udałam się w stronę Pędzidła i rozpoczęłam pełną relaksację w pobliżu bezpiecznego samochodu 😉

Rodzicielka z ciotką całą wycieczką były zachwycone. Uzbierałyśmy całą masę grzybów na wszelkie możliwe dania. Zmęczone, ale usatysfakcjonowane. Ciotka w tej całej swojej euforii na koniec oznajmiła:
-Ja to bym mogła tylko z wami mieszkać! Byłoby nam cudownie!
Cisza…

To ja już wolę do tego niedźwiedzia… czy tam sarny 😛 Chociaż wiesz czego się możesz po takim zwierzaku  spodziewać 😛