Przyjechała do mnie koleżanka, którą poznałam w Bułgarii. Nie widziałyśmy się 2 lata, więc wiedziałam, że spędzimy w moim mieście cały jeden miły i wesoły dzień. rozplanowałam gdzie ją zabiorę, gdzie zjemy i co jej pokażę. Cały jeden dzień na nogach w mieście. Ha!
Koleżanka jak zawsze przyjechała ślicznie ubrana w krótką sukienkę, eleganckim makijażu i szerokim uśmiechem na twarzy. Cała ona. Uśmiechnięta, miła, dobrze ubrana. Mogę mieć przy niej kompleksy, bo moja szafa wymaga totalnego odświeżenia. Szafka z butami również. (Swoją drogą- przez całe wakacje szukałam czerwonych lub różowych butów z odkrytym palcem i nie na niebotycznym obcasie. I wiecie co? NIE ZNALAZŁAM. A byłam gotowa wydać na te cholerne buty nawet 700zł, byleby tylko BYŁY. Jeszcze takich dla Chomikowej nie stworzyli :/ )
Chomikowa jak zakochana turystka
Tyle ludzi, będąc na wakacjach w Bułgarii, wybiera coś więcej i kieruje swoje kroki w stronę Istambułu. Dlaczego więc i ja nie miałabym spełnić mojego marzenia i nie zobaczyć miasta leżącego na granicy dwóch kontynentów? Przecież taka okazja może się już w moim życiu nie powtórzyć. A ja nienawidzę nie korzystać z okazji, które stoją mi pod nosem.
JADĘ. Będę w końcu rozkapryszoną turystką i POJADĘ.
-Szefowo maaa……..-zaciągam jak standardowy pracownik korporacji, który żyły sobie wypruwał i raptem zamarzyły mu się AŻ 2 dni wolnego.- To mój ostatni tydzień tutaj. Wiesz, że o nic przez ten czas nie prosiłam. Tak teraz cię proszę. Nie, ja cię nie proszę, ja cię BŁAGAM. Potrzebuję dwóch dni wolnego.
-Na co?
-Na Istambuł…
-Jedź.
Tak po prostu…?????
Mało mam czasu na zorganizowanie sobie spełnienia marzenia… Wszystko mi komplikują turyści, którzy ciągle coś gubią i ciągle po coś niezmiernie ważnego do mnie dzwonią. W pośpiechu udaje mi się załatwić bilet. W pośpiechu umawiam się z moimi dziewczynami na zwiedzanie i w pośpiechu otrzymuję informację o miejscu zbiórki. Jestem tak zaaferowana tym, że jadę w to niesamowite miejsce z ludźmi, których uwielbiam, że… gubię bilet i nawet wiem gdzie…
-Misho, rany boskie- dzwonię do biura godzinę przed zbiórką- zgubiłam bilet.
-Jak to się stało?- dopytuje
-Czy to naprawdę takie ważne? Zdarza się! Turyści ciągle gubią, to i ja zgubiłam. W tej chwili pewnie spływa gdzieś do Morza Czarnego. Nie zadawaj, proszę więcej pytań.
-Nie śmiałbym. Jedź. Załatwione.
Ufff.
Pędzę na dworzec. Siadam na ławce, rozglądam się dookoła i tak mi dobrze… Z błogiego stanu wyrywa mnie dźwięk telefonu.
-Chomikowa! Cholera jasna! Gdzie ty jesteś?!- krzyczy mi do słuchawki koleżanka.
-No jak to gdzie? Czekam na was na Dworcu Centralnym- odpowiadam z rozbrajającą szczerością.
-Jakim dworcu? Miałaś być na przystanku w centrum a nie na Dworcu Centralnym!
O fuck…
Jakie to szczęście, że tutaj prawie wszędzie jest blisko.
Zdyszana dobiegam do autokaru. Siedzenia są numerowane i przydzielone. Oczywiście przydzielono mi chłopca. DUŻEGO. Zajął połowę mojego fotela i cały swój. Kiedy spał, to piszczał. Jak można się domyślić- ja nie spałam…
Nad ranem docieramy do hotelu, w którym czeka na nas śniadanie. Z okien restauracji rozciąga się widok na port Morza Marmara. Dopiero wschodzi słońce. Statki tak pięknie mienią się na wodzie tysiącami świateł. Przed portem widzę masę czerwonych dachów z od niechcenia wystającymi antenami. Jak w filmie… Wierzyć mi się nie chce, że może być tak pięknie.
-Chomiczku mój, zobacz jak cudownie. A to dopiero początek!- w pełni zachwytu krzyczy do mnie moje Agniątko.
-Widzę, przecież widzę…- i gdzieś w gardle grzęzną mi słowa.
Najpierw jedziemy zatłoczonymi ulicami do Błękitnego Meczetu. Staję na placu pomiędzy Błękitnym Meczetem a Hagią Sofią i uwierzyć nie mogę w to, że jestem w tym miejscu… Wiedziałam, że będzie pięknie. Wiedziałam, że… ale łzy jakoś gdzieś same…
-Ty mi tam nie becz ukradkiem, bo ja wszystko widzę, tylko wyjmij aparat i RÓB ZDJĘCIA, Chomikowa.- do porządku mnie przywołuje Agniątko.
Dobrze, już dobrze! Jak to dobrze, że jest ktoś, kto mnie przywołuje do porządku 😛
Oczywiście, aby wejść do Błękitnego Meczetu, muszę mieć wszystko pozakrywane. Dostaję coś, co przypomina spadochron z kapturem i zakładam to na siebie. Świątynię przykrywa przepiękna kopuła. Wznoszę cały czas głowę do góry, przez co z głowy spada mi chusta. Nawet tego nie poczułam, ale usłyszałam karcące krzyki jednego chyba z pracowników. Nie znam wielu słów z języka tureckiego, ale jego krzyk i wymowne wymachiwania rąk od razu dały mi do zrozumienia, że cholernie mocno grzeszę i NATYCHMIAST muszę założyć chustę na głowę, bo jeśli tego nie zrobię, to grozi mi co najmniej ukamienowanie 😛
Pomiędzy zwiedzaniem Hagii Sofii a Topkapi mamy niecałą godzinę wolnego.
-Proszę państwa! Ci, którzy wykupili zwiedzanie Topkapi, spotykają się tutaj o godzinie 13.00 a ci, którzy wykupili tylko rejs po Bosforze, mają czas do 18.00- wykrzykuje do nas pani przewodnik.
-To na którą ci, co mają tylko rejs po Bosforze?- pyta jeden z turystów.
-Na 18.00, proszę pana. Tylko proszę się nie spóźnić.
-A ci, co zwiedzają Topkapi?- dopytuje jeszcze inny.
Nie wytrzymam. Jak z dziećmi.
Na zbiórkę się spóźniam.
Jak dziecko.
Mea culpa.
Egipski Bazar uderzył mnie swoim ogromem i głosami ludzi w sam środek klatki piersiowej. Tysiące przypraw, dziesiątki ryb, owoce morza, słodycze, herbata, kawa i setki ludzi.
-Skąd jesteś?! Piękna! Spróbuj tej chałwy!- tak zachęcają do zakupów Turcy. Jak mi tego brakowało! Jak na to czekałam! Próbuję wszystkiego, co podsuwają mi do ust. Jestem kompletnie oszołomiona zapachami i kolorami. Jakby mi któryś z nich powiedział, żebym poszła z nim do domu, to poczłapałabym za nim, jak naiwna owieczka za pasterzem.
Kupiłam chałwę i dziesiątki przypraw.
Może nauczę się gotować? 😛
W pośpiechu biegniemy do autokaru.
Gdzie jest do cholery moja bluza?!
-Pani Przewodnik! Proszę Pani!- ja w poprzednim autokarze zostawiłam bluzę! Gdzie jest poprzedni autokar?
-A mówiłam, Pani Chomikowa, żeby niczego nie zostawiać, bo już tam nie wrócimy, no mówiłam przecież!- karci mnie przewodniczka.
-No może i pani mówiła, ale ja… ZASNĘŁAM przecież nooo…
-Przecież pani jest rozkojarzona, jakby pani zakochana była! Albo i gorzej!
Nie zaprzeczam! Bo jestem! Jestem zakochana bez pamięci w tym klimacie tego wielomilionowego miasta. Miasta, w którym mężczyźni biją się na przystanku autobusowym tylko dlatego, bo jeden drugiemu podał złą godzinę. Miasta, w którym czerwone światło na ulicy nie istnieje. Miasta, w którym na ulicy mijają się czule tulące się do siebie zakochane pary oraz kobiety całe zakryte z burkach. Miasta, w którym wbrew pozorom każdy ma prawo poczuć się jak u siebie.
-Pani Chomikowa, pani może niech się trzyma blisko mnie, bo mam dziwne przeczucie, że mi tu pani gdzieś zginie. Gorzej, niż turysta. Pani rezydent. Pięknie, Pani Chomikowa!- znów mnie karci przewodniczka.
Kiedy ja zakochana… Zakochanym się wybacza! 😉
-Jak było w Istambule?- pyta Dan.
-Było… idealnie, wiesz?
-Tak mało ideałów w naszym życiu, prawda? Dobrze cię tu znów widzieć, Chomikowa.
bycie chamem się opłaca
Jakiś czas temu byłam świadkiem bardzo ciekawego incydentu. Albo może to właśnie nawet nie był incydent, bo takie rzeczy się zdarzają niestety dość często…
Kilka dni temu zostałam zmuszona zostawić autko pod domem i wsiąść w samochód. Pędzidło zaszemrało silniczkiem i puściło do mnie długimi światełkami, dając wyraz swojemu niezadowoleniu, ale cóż… Bardzo mi się spieszyło, więc wolałam znów nie ryzykować spóźnienia spędzając prawie 2 godziny w korkach 😛
Dopadłam do tramwaju, jako wzorowa obywatelka 😛 skasowałam bilet i beztrosko usadowiłam tyłek na siedzeniu. Po przejechaniu kilku przystanków, do tramwaju wsiedli panowie kontrolujący bilety. Dobrze wiem, jaka jest powszechnie panująca opinia na ich temat. Wiem, że się ich nienawidzi, opluwa etc, ale przecież taka jest ich praca. A to, że czasem zachowują się niekulturalnie lub delikatnie rzecz ujmując nieprofesjonalnie… to sprawa zupełnie już inna. Wszyscy wiemy jak wygląda procedura kontroli biletów- jak ktoś nie jest w stanie okazać biletu, to w celu wypisania mandatu powinien (nie musi) przedstawić jakiś dokument tożsamości a jak i tego nie ma (lub nie ma ochoty go okazywać), to kontrolujący ma prawo wezwać Policję.
Jako wzorowa obywatelka 😛 przedstawiłam kontrolerom bilet i odpłynęłam myślami tysiące kilometrów stąd. Nagle usłyszałam wymianę zdań pomiędzy kontrolerami a jednym z pasażerów:
-Rozumiem, że nie ma pan, ani biletu ani dokumentu tożsamości?- zapytał spokojnie i rzeczowo kontrolujący.
-Nie mam i CO MI ZROBISZ?!- zerknęłam na pasażera i wszystko stało się jasne. Coś w tym jest, że niektórych za sam wygląd powinno się prewencyjnie zamykać na kilka miesięcy we więzieniach… Ten pasażer właśnie tak wyglądał.
-Będę musiał wezwać Policję.
-Spierd*** ch*** bo ci wtłukę!-zagrzmiała wyrafinowana lingwistycznie odpowiedź pasażera.
I co zrobił „kanar”? Grzecznie się oddalił do drzwi.
A mnie szlag trafił.
-Pewnie! Cholera jasna! Ale jakbym na przykład JA nie miała biletu i dowodu, to pan natychmiast wziąłby mnie pod pachę i wyprowadził z wagonu, żeby wezwać Policję, PRAWDA?!- wydarłam się do kontrolującego. Ale po nim już został tylko unoszący się w powietrzu kurz.
I boli mnie to. Boli mnie to, że chamom, prostakom i ludziom bez hamulców tak wiele uchodzi płazem. Ludziom przyzwoitym jest najzwyczajniej w świecie trudniej. Co się dzieje dajmy na to w urzędach? Siedzi człowiek długo w kolejce, nawet wyjmuje książkę, żeby czymś się zająć i cierpliwie CZEKA. A wystarczy, że trafi się ktoś, kto zrobi ciężką awanturę, rzuci przysłowiowym mięsem kilka razy i co się raptem okazuje?- Że ten krzykacz zostanie dla świętego spokoju przyjęty poza kolejnością. Znam też kilka osób, których metodą porozumiewania się jest wrzask. Człowiek nawet boi się wykonać do nich jakikolwiek telefon, bo zaraz będą niezadowoleni. I nie daj Boże miej odmienne zdanie! Przytłoczą cię swoim wrzaskiem i sprowadzą do pionu 😛 I jaki jest efekt?- Wszyscy obchodzą się z nimi jak z jajkiem na miękko i to cholernie cennym jajkiem.
Uczymy w szkole dzieci, żeby były dla siebie miłe, żeby były grzeczne, żeby się słuchały, żeby problemy rozwiązywały dyplomatycznie. Tylko wcale nie jestem pewna, czy wpajając im te zasady działamy dla ich dobra… Może, gdybyśmy wszyscy w ten sam sposób wychowywali swoje dzieciaki… Ach! Zagalopowałam się. Zbyt utopijną wizję przyszłości chciałam rozrysować.
———————————–
Zapraszam na FB 🙂
tolerancyjna Chomikowa uciekła z tramwaju…..
Troszkę już mnie znacie. Wiecie, że do życia podchodzę dość realnie. Coś, co da się obliczyć, zbadać, doświadczyć i racjonalnie wytłumaczyć ma dla mnie rację bytu. Reszta już niekoniecznie 😉 Tak samo podchodzę do tolerancji i akceptacji ( w szerokim tego słowa znaczeniu). Staram się nikogo nie szufladkować i nie generalizować. To, że ktoś mieszka dajmy na to w Warszawie nie znaczy, że musi być nadęty. Urodzonemu na wsi nie musi „wystawać słoma z butów”. Nie każdy Polak jest złodziejem. Nie w każdym „Ruskim” budzą się mordercze instynkty na widok Polaka oraz nie każdy muzułmanin musi być terrorystą…
Proszę, ukamienujcie mnie za naiwność i głupią tolerancję.
Zatrzymując się jednak na chwilę przy muzułmanach. Nie oszukujmy się- jest ich w Polsce coraz więcej. Najczęściej z wymiany studenckiej. Pamiętam, że 5 lat temu, kiedy przechodziłam przez centrum mojego miasta, spotykałam najwyżej dwie osoby z ciemną karnacją skóry, która wskazywałaby na bank, że Polakami z dziada- pradziada to oni nie sa 😉 Dzisiaj takich osób widuję zdecydowanie więcej. Nie ma takiej możliwości, żeby publicznym środkiem transportu nie podróżować wraz z facetem z ciemną karnacją skóry. Od pamiętnego 11.09.2001 roku pomimo mojej ogromnej tolerancji i sympatii dla każdego obcokrajowca, na widok Araba stawałam się bardziej czujna. Wiecie- wzrok wytężony, słuch wyostrzony, bodźce odbierane nawet przez skórę 😉 Zawsze jednak rozsądek wygrywał z lękiem i potrafiłam sobie przetłumaczyć, że ta walizka, którą trzyma w dłoni na pewno nie jest walizką z bombą a pod kurtką nie jest obwieszony dynamitem 😛
Kilka dni temu usłyszeliśmy o kolejnym ataku terrorystycznym zorganizowanym przez islamistów. Wydałam z siebie głośny dźwięk westchnienia… Dobrze. Ataki terrorystyczne były zawsze. Są i będą. Tak to sobie tłumaczę w tym moim Chomikowym móżdżku, żeby nie zwariować. Tłumaczę, ale…
Kilka dni temu, wieczorem wpakowałam się w tramwaj (niesamowite, ilu młodych ludzi przemieszcza się wieczorami publicznymi środkami transportu). Chomikowa siedziała sobie najspokojniej w świecie wymieniając się wiadomościami tekstowymi w telefonie ze znajomymi. Nagle gdzieś z tyłu usłyszałam jak dwóch facetów zaczyna się o coś kłócić. Ton głosu zaczął się podnosić coraz bardziej a ilość testosteronu powoli wylewała się z wagonu. Oczywiście. Przecież jak Chomikowa wybierze się w podróż publicznymi środkami transportu, to na bank coś się musi wydarzyć. To taki standardzik.
Zaczęłam się troszkę niepokoić.
Po chwili, na przystanku, wsiadł do tramwaju jeden z tych facetów z ciemną karnacją skóry. Z plecakiem oczywiście. Oni do cholery tylko z plecakami podróżują! Moja czujność i nerwy zaczęły diametralnie wzrastać, ale jeszcze zachowałam w sobie resztki rozumu i rozsądku. Panowie z tyłu wagonu zaczęli okładać się pięściami. Kilku pasażerów zaczęło przesuwać się w moją stronę, czyli z daleka od dwóch tłuczących się idiotów. Jakby tego było mało, na kolejnym przystanku wsiadł następny Arab z telefonem przy uchu, który był znajomym tego pierwszego. Skąd to wiem? Bo dawali sobie jakieś dziwne sygnały rękoma i patrzyli w swoim kierunku (czemu nie stanęli koło siebie?- NIE WIEM). Ten z telefonem prowadził dialog bardzo głośno i bez przerwy krzyczał „Allah! Allah!”. I na nic mi się zdało moje racjonalne tłumaczenie, że oni tak gadają CIĄGLE, bo to jest jak zwykły przecinek w rozmowie, wyrażenie zaskoczenia itp. Z tramwaju mnie WYMIOTŁO (w przenośni oczywiście 😛 ). Ta racjonalna, rzeczowa i rozsądna Chomikowa uciekła z tramwaju na najbliższym przystanku. Odważnie. Bardzo odważnie………..
Jak tak dalej pójdzie, to ja z łóżka nie wyjdę i to wcale nie dlatego, bo będzie w nim jakieś rozkoszne ciacho 😛
Chociaż takim kawałkiem jabłecznika lub sernika też bym nie pogardziła;) Hmmm… 🙂
————————————————–
Lojalnie uprzedzam, że ewentualne komentarze nacechowane prymitywną ksenofobią zostaną przeze mnie zablokowane.
Chomikowa ze wzrostem na świętą…
Sobota. Godzina 9.00. Sms. „Chomiczku, o której u mnie dzisiaj będziecie?” Moja Matka Polka zapomniała, że ci, co nie posiadają dzieci, to w weekend wstają najwcześniej o 9.30 😛 Z półprzymkniętymi powiekami, na macanego odpisuję jej na wiadomość. Teraz idź spać Chomikowa, idź spać. Masz czas, żeby przespać najbliższe nic nie wnoszące w Twoje życie godziny przynajmniej do 15.00. Po prostu śpij.
Budzę się w południe i wcale nie chcę wstawać. Chcę zostać w łóżku. Czuję się zmęczona brakiem życia. Potrzebuję jakiegoś tchnienia, które pobudzi mnie całą do patrzenia, słuchania, działania… Chcę po prostu jakiejś emocji…
Do Matki Polki docieram z Blondyną po południu. Stawiam na ławę zrobioną sałatkę makaronową, na którą nota bene rzuciłam się dzień wcześniej, wyżerając jak prosiak połowę półmiska cudownego MAKARONU 😛 Siadam bez życia i patrzę na jednego malucha grzecznie śpiącego w łóżeczku i starszego rozrabiakę walczącego z zestawem klocków Lego. I nic… Coś we mnie pęka. Rzucam się do nogi Matki Polki:
-Powiedz mi, że dobrą zrobiłam sałatkę. Dobrą, prawda????- pytam jak rozkapryszony 5-letni bachor.
-Oczywiście, Chomiczku, że pyszna. Ja wiem, że ty nie gotujesz, ale jak już coś zrobisz, to naprawdę jest dobre. Co się z tobą dzieje?- pyta, kiedy ja nie chcę się odczepić od jej nogi. Jak pijawka, która przyssała się do nogi, żeby wyssać z niej całe dobrodziejstwo świeżości 😛
-Co się dzieje? No właśnie NIC SIĘ NIE DZIEJE! Podporządkowałam swoje ostatnie tygodnie znalezieniu roboty tam,gdzie jest słońce i teraz to już tylko CZEKAM. Już nic nie jestem w stanie zrobić. Siedzę w domu i CZEKAM. Chyba na cud. Ja już nawet mój kurs językowy traktuję jako mega rozrywkę, więc wyobraźcie sobie!
O 18.00 dostaję smsa ratującego mój stan psychiczny „Chomikowa, znów rozstałam się z moim facetem. Idę z kumpelą w miasto. Idziesz?”
Matko kochana! Pewnie, że IDĘ! BIEGNĘ! Tylko sukienkę zarzucę i już pędzę! Jak ja potrzebowałam wyjść do LUDZI, do miasta! PĘDZĘ na tych swoich Chomikowych długich nóżkach, PĘDZĘ! Tylko se zębów nie wychlaśnij, Chomikowa na tym świeżym śniegu… Zdążyłam pomyśleć.
To nieprawdopodobne jak szybko człowiek może zobaczyć swoje długaśne nogi w powietrzu na wysokości twarzy…
Leżę…
A na niebie pełno chmur… Jak nic przypierdzieli śniegiem i znajdą mnie dopiero na wiosnę. Zbierając resztki rozumu i łapiąc oddech podejmuję pierwszą próbę. Rękoma ruszam?- wszystko git. Tyłek-boli, ale to normalne. Jest wielki, więc musi boleć. Nogi- spoko. To pozbieraj te zwłoki, Chomikowa i leć na tramwaj!
Jak gdyby nigdy nic podnoszę się z chodnika i doczołguję na przystanek tramwajowy. Nic mnie nie powstrzyma przed wyjściem do ludzi. NIC. Muszę coś przecież ze sobą zrobić, bo niedługo zakup biletu tramwajowego zacznie mnie napawać lękiem 😛
Masa ludzi w knajpie na początku mnie onieśmiela. Podczas rozmowy z dziewczynami, podchodzi do mnie jakiś chłopak. Przyszedł sam i w ogóle tu nie pasuje. Pyta się mnie, czy skoro jest koło mnie trochę wolnego miejsca, to może się przysiąść. Obiecuje nie przeszkadzać w babskim spotkaniu i oferuje ewentualne przypilnowanie stolika. Chłopak wzbudza we mnie dużą sympatię i zaufanie. Może dlatego, ze bardzo przypomina mojego „byłego” i ma nawet tak samo na imię. Siet.
-Chłopaku, czemu przyszedłeś tu sam? To nie jest miejsce, gdzie można na spokojnie wypić piwo- pytam- Tu się za chwilę rozkręci impreza.
-Mieszkam niedaleko i bardzo lubię tę knajpę. Zamiast znów siedzieć przed TV, wolę tutaj przyjść i popatrzeć jak ludzie się uśmiechają. Czasem z kimś pogadam, tak jak z tobą. Czasem już o północy wrócę do domu. Smutne, prawda?
Co ja mam chłopakowi powiedzieć? Smutne. Pewnie, że smutne. Tak, jak i moje życie ostatnio, ale ja jeszcze nie jestem na etapie wychodzenia samej na imprezy…
Zamieniam z chłopakiem jeszcze kilka zdań i wiem, że jest dość wartościowym człowiekiem, który idealnie pasowałby do mojej koleżanki! 🙂 Po mistrzowsku usuwam się na bok i robię miejsce dla kumpeli.
Po 5-ciu godzinach rozmowy (koleżanki na parkiecie w sumie nie było- tak była zajęta rozmową 🙂 ) wziąl od niej numer telefonu i umówili się na spotkanie 🙂
YES, YES! 🙂 🙂 🙂 Aż mi serce rośnie!
Nagle podbiega do mnie jakaś dziewczyna. Łapie mnie za rękę i krzyczy! Zaznaczam, że wygląda naprawdę na trzeźwą.
-Ej! Mój kumpel obserwuje cię już od jakiegoś czasu i nie może wyjść ze zdumienia, że ty taka wysoka jesteś!
Ooo… tego już dawno nie było! Już prawie zapomniałam, że mam ponad 180 cm. Jak to dobrze, że są jeszcze na tym świecie istoty, które mi o tym przypomną 😛
-No popatrz! Można mnie poobserwować całkiem jak małpkę w zoo, prawda?
Na te słowa podchodzi do mnie rzeczony kumpel.
-Matko Boska! Dziewczyno! Ja tak już patrzę i patrzę a ty obcasów nawet nie masz! To niesamowite, wiesz?- oznajmia cały uradowany- Ile ty masz wzrostu?
Patrzę się na niego troszkę jak na idiotę. Bo skoro tak zaczyna ze mną rozmowę, to chyba nie prezentuje inteligencji najwyższych lotów, prawda?
-Matko Boska? Ty nie rób ze mnie świętej już po kilku zdaniach, bo się zaczerwienię.
-Ale ja się serio pytam? Ile masz wzrostu 184, 185 cm?
-Jak w mordę strzelił. A ty co? Geodeta, że tak ci dobrze pomiary idą?
-A nie, sam mam 184, więc mogłem celnie strzelić.
Pewnie. Sobie w kolano.
Łapie mnie druga znajoma i pyta się, czy może iść potańczyć z jakimś facetem, bo nie chce mnie samej zostawiać. Idzie uradowana z moim błogosławieństwem. Niech idzie i niech sobie też w końcu kogoś znajdzie, a nie od 6 lat kołuje się z facetem, który zostawia ją średnio co pół roku. Ja sobie jakoś poradzę.
W drodze do baru mijam kilku obcokrajowców. Z doświadczenia wiem, że lepiej z takimi nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, bo potem żyć mi nie dadzą przez resztę imprezy. Chomikowa, focus na podłogę, na podłogę.
-Oh! My God! Bella! So tall and bella!- ktoś mi krzyczy w ucho.
Teraz to już nawet God? Pójdę na ołtarz jak nic… Spoglądam na obcokrajowca i bawi mnie swoim wyrazem twarzy. Niektórzy mają w sobie coś takiego, że samym wyrazem twarzy wzbudzają sympatię. Chłopak do tego tak się wygłupia, że zaśmiewam się przez dłuższą chwilę. Z Włochem bawię się naprawdę dobrze przez resztę wieczoru. Nie wiem nawet czy nie za dobrze.
Moje dziewczyny wyszły z knajpy umówione z nowo poznanymi facetami na telefon i na kolacje. Jestem nieprawdopodobnie szczęśliwa 🙂
Śnieg sypał całą noc. Taksówkarz przywiózł mnie do domu nad ranem.
-Pani to taka normalna dziewczyna. Proszę wybaczyć moje niedyskretne pytanie, ale ile ma pani lat?
-Ojojoj! Wie pan, że każda kobieta dociera do takiego momentu w swoim życiu, że musi określić to ile ma lat i się tego trzymać aż do śmierci?
-No mówię, że pani to taka normalna, wesoła osoba. Dla mnie widzę, że jest pani za młoda, zresztą ja żonaty jestem, ale mam takiego wysokiego syna, który nie może poznać takiej normalnej dziewczyny, jak pani. Teraz te młode kobiety to jakieś zgłupiałe chodzą. Rozumie pani?
-Rozumiem, rozumiem. Ale to wcale nie znaczy, ze ja mądra jestem 😉 Zresztą syn, skoro ma 25 lat, to jest sporo młodszy ode mnie. Ja już kremy przeciwzmarszczkowe pod oczy kupuję niestety…
-A no widzi pani… To ja życzę pani wszystkiego dobrego i UŚMIECHU!
Szkoda, że normalnym ludziom trudno jest kogoś znaleźć.
Świat nad ranem w niedzielę wygląda pięknie. Puch śnieżny pokrył drzewa i chodniki. Wiatr delikatnie przesuwał chmury. Spojrzałam na lśniący księżyc wystawiając policzki do wiatru. Delikatny i ciepły jak powiew wiosny. Nareszcie tak mi spokojnie i ciepło w środku. Jakby mi serducho ktoś przykrył pierzyną… 🙂
———————————————————————
Zapraszam do polubienia strony Chomikowej na fb 🙂
zaskoczył mnie…
Już trochę siedziałam w domu na zwolnieniu. Najwyższy czas ruszyć tyłek z domu i poczuć ile ma się lat 😉 Posłuchać nowinek z życia wziętych, utyskiwań na męski naród i wyśmiać świat 😉 Z koleżanką umówiłam się do miasta. Z nóg już prawie zniknęły mi siniaki, więc nareszcie mogłam założyć ulubioną spódniczkę i idealną bluzkę. Istne szaleństwo 😛
W moim mieście otwarto kilka nowych knajp i wyremontowanych ulic. Coś w tym mieście zaczęło być znów modne. Miasto jakby zaczęło być modne. Młodzi ludzie zaczęli pojawiać się w knajpkach. Jak dla mnie- coś bardzo nowego. Dziwnie mi odnaleźć się na ulicach mojego miasta pełnych młodych ludzi. Moja koleżanka również jest zaskoczona. Pozytywnie. Uznałyśmy, że jest to w takim razie doskonały wieczór na to, aby ODŻYĆ 🙂
Wybieramy się do jednej z najpopularniejszych knajpek. Siadamy przy stoliku na powietrzu. Wyjmuję aparat fotograficzny przyciągając tym samym turystów (!!!), którzy proszą nas o zrobienie kilku pamiątkowych zdjęć (na szczęście nie ze mną jak z misiem z Zakopanego 😉 ). Śmiejemy się, zamieniamy kilka słów. Wieczór mija w bardzo dobrych nastrojach, póki nie zadaję koleżance PYTANIA. O etap poszukiwań miłości swojego życia. Koleżanka już się nie śmieje tak uroczo, jak jeszcze minutę temu. Masz Chomikowa nauczkę- nie psuj ludziom nastroju takimi pytaniami 😛
-Chomikowa, ja nie wiem… Może coś jest ze mną nie tak… Może ja mam wymagana zbyt duże i dlatego to mi nie idzie…
-Ty masz duże?!- wybucham śmiechem- Myślę, że nie większe od moich, ale to przecież normalne. Nie wymagasz przecież Bóg wie czego. Co ci nie idzie? Zaraz przeanalizujemy sprawy i zobaczymy na jakim poziomie są te twoje WYMAGANIA. Dajesz kochana, dajesz! 🙂
-Właśnie, ty masz większe doświadczenie, to może mi coś poradzisz. Wierzę w ciebie, Chomiczku.
Oho! To większe doświadczenie, to jakoś mnie trochę spoliczkowało… Zebrałam doświadczenie, ale wcale nie na własną prośbę. Może odrobinkę 😛 Życie, no życie… Nieistotne.
-Słuchaj Chomiczku, spotykam się z takim jednym. Całkiem fajny facet. Byliśmy już chyba na 6-ciu czy 7-miu randkach- rozpoczyna opowieść a ja zamieniam się w słuch. W końcu mam DORADZIĆ, więc muszę być CZUJNA.
-I wiesz, on jest taki chyba nieśmiały jak ja.
Ojejkuuu… z nieśmiałymi to jest problem. Wzdycham głęboko. Koleżanka patrzy na mnie pytająco z błaganiem w oczach.
-Rozumiem, że w takim razie nawet nie spróbował cię pocałować…?
-Coś ty!
FATALNIE… To znaczy tylko myślę 😛 Na szczęście udało mi się nie powiedzieć tego na głos 😛
-No dobrze, ale czujesz, ze coś może z tego być? Nie wiem, jakieś gesty? Dotyk? Coś? Bo wiesz… ja bym nie wytrzymała aż tylu randek z niewiedzą i plątaniem się naokoło siebie.
-No właśnie! Ja też nie wiem czy tak długo dam radę. Jak dla mnie to jest zainteresowany… dzwoni itp…
-Tak, tak, ale pocałować to cię nie chce, nie wspominając o czymś więcej. Sierota.
Fuck! Moje myli poszły w eter. Na szczęście koleżanka wybucha śmichem. Ufff.
-Mała, to może weź go pocałuj ty…????- walnęłam, bo wiem, że tego nie zrobi. Zbyt nieśmiałe toto.
-Zwariowałaś?!
Odrobinę 😛
-Matko, to może mu powiedz, żeby cię pocałował?! No wóz albo przewóz! Czasu nie marnuj na chłopa nieśmiałego tudzież niezdecydowanego! Ja bym tyle czasu nie wytrzymała, nie ma takiej opcji. Życie jest jedno!
-Ale ty byłaś w takiej sytuacji?
-Byłam. Oj, BYŁAM!
-I co, i co????
-Mówię, że ja bym długo nie wytrzymała!
-Pocałowałaś go? Do łóżka zaciągnęłaś?
-Zgwałciłaś od razu! 😀 Ty mi tutaj nie imputuj moja kochana!
Wybuchamy śmiechem. Nie wiem, czy to efekt drugiego piwa… Czy po prostu życie nas bawi.
-Ja ci mówię, że jak sprawy nie weźmiesz w swoje ręce, to będziecie tak łazić i łazić koło siebie a z tego co ja wiem to ty chodzić za dużo nie lubisz. Idziesz gdzieś, jak MUSISZ 😉
-Ojejku, ty to Chomiczku odważniejsza jesteś… ja chyba nie umiem, nie wiem. Martwi mnie to…
A mnie martwi jej zamartwianie się…
-Laska, ja nie jestem odważniejsza, mnie życia na bzdury szkoda i na łażenie. Ja leżeć wolę 😛 😉 Dobra, ty sytuację przemyśl i powiedz mi czy jeszcze z kimś się umówiłaś ostatnio. Mów, mów 😀 Bo czuję, że może być wesoło 😀
-Tak, ale to była porażka. Wytrzymałam 5 minut.
-Ile?!
-No 5… Może i mało, ale to nie miało sensu.
Wybucham niepohamowanym śmiechem. Ludzie na mnie patrzą a ja się pokładam na stoliku.
-Kochana! Jesteś moim mistrzem! I ty niby taka nieśmiała! Trzeba mieć to 'coś’, żeby zakończyć spotkanie po 5 minutach! Moją najkrótsza randka trwała 45 minut i naprawdę nie dałam rady ani minuty dłużej. Zresztą uważam, że każdy zasługuje chociaż na godzinę, chyba że jest kompletnym niewypałem! 😀 Co się stało?
-Usiedliśmy a on się mnie zapytał czy mam jakiś tatuaż.
-???? Tak prosto z mostu? A jakie to ma znaczenie? Nie jesteś wydziarana na całym ciele, więc chyba to nie ma znaczenia…?
-No dla niego chyba ma. Oj, jak mi się ciśnienie podniosło a ja się denerwować nie mogę. Mówię mu, że nie mam, ale moim największym marzeniem jest mieć jeden duży tatuaż, który sobie zrobię.
-MOJA MISTRZYNI! I co???
-I zapadła niezręczna cisza, więc co ja będę w ciszy siedzieć. Podziękowałam za Colę, której jeszcze mi kelnerka nie przyniosła i poszłam.
Kiedy pohamowuję wybuch śmiechu (ktoś mi ostatnio powiedział, ze to chyba niemożliwe, żeby tak wybuchać śmiechem i czy aby na pewno nie robię z siebie w takich sytuacjach „słodkiej idiotki”, więc wzięłam sobie tę „uwagę” do serca i wybuch śmiechu zdusiłam w zarodku 😉 ), zadaję jej pytanie: JAK TO MOŻLIWE, ŻE 30-STOPARO-LATEK KUPIŁ JEJ COLĘ?
-No normalnie. Ja tam nie naciągam nikogo. Zresztą mogę za siebie zapłacić. On zamówił dla siebie Colę, to co ja miałam wziąć?
-Wiesz, no ja też mogę za siebie zapłacić, ale COLA? Może chociaż kawa…???? Rany boskie. Całe szczęście, że cię do Mc Donalda nie wziął… Ma facet GEST… Wybacz, ale Cola mi się kojarzy z randką dla 13-latków. Odpadam. Następny!
-Właśnie, NASTĘPNY! I nawet w drzwiach mnie nie przepuścił, pchał się pierwszy jak jakieś nieokrzesane dziecko.
-Widzisz… Ja już chyba nie mam cierpliwości na to wszystko. Może za krótko jestem sama. Te rozczarowania. Wiem, nie jestem idealna i zapewne nie jeden mówił kumplowi jak bardzo go rozczarowałam, ale kurczę… no jakieś elementarne zasady kultury, nie wiem…
Za kilka minut próbowałam się wydostać z knajpy. Nie byłam w stanie, bo wpadło do knajpy stado bydła. Nawet nie byli specjalnie pijani. Stałam na środku niezauważona (nie da się mnie nie zauważyć, NIE DA ), tylko dwóch z nich mnie potrąciło i pobiegło w bliżej nieokreśloną stronę knajpy.
Bajka panowie. Ech…
W mieście spędziłam z koleżanką więcej czasu, niż planowałam. Wypiłyśmy też więcej, niż planowałyśmy. Wieczór był boski, ciepły, gwarny. Nie chciało się wracać do domu. Brat koleżanki zaoferował odwiezienie dwóch wesołych, lekko już zagubionych dziewczyn do domu. Czekałyśmy na niego na parkingu. Gdy się pojawił jego srebrny pojazd, powoli szłyśmy w jego stronę. Chłopak szybko zaparkował i wysiadł z samochodu. Ruszył w naszym kierunku.
-Po cholerę ten facet do nas idzie? Przecież nie mamy żadnych zakupów, które miałby od nas odebrać… Wnosić nas do samochodu też nie musi, bo jeszcze jesteśmy w stanie wykonać ten manewr samodzielnie, więc PO CO?- takie zdania mi się plątały w myślach.
A on do mnie podszedł i się PRZEDSTAWIŁ, po czym otworzył drzwi do samochodu i ZAPROSIŁ do środka.
Opadła mi szczęka…….. Przez chwilę nie mogłam się pozbierać.
Przecież on nie zrobił niczego tak bardzo nadzwyczajnego. On tylko zrobił, to co powinno się zrobić. A ja musiałam szybko zbierać szczękę z chodnika, bo chyba drugi raz w ciągu całego mojego dorosłego życia, facet wyszedł z samochodu, żeby się przedstawić i ze mną przywitać.
Zaskoczył mnie! A mnie trudno jest zaskoczyć.
Kulturą osobistą mnie zaskoczył. Znajomością pewnych zasad.
Może jest jeszcze szansa dla ludzkości…
😛
nocne rozmowy z taksówkarzem
Wychodzę w nocy z imprezy. Miasto cudownie pachnie nadchodzącym latem. Ten błogi zapach wilgotnego powietrza osuszanego zbliżającym się ciepłem… 🙂 Już dawno nie było mi tak spokojnie, jak przez te kilkanaście minut.
W tym rewelacyjnym nastroju wsiadam do taksówki. Proszę kierowcę, żeby otworzył mi okno, bo chcę czuć to moje miasto.
-Ale mgła się zrobiła po tych ulewach. Już na szczęście ma się zrobić bardzo ładnie, bo wystarczy tego deszczu.
-Ma pan rację, ale my i tak nie mamy co narzekać. Na południu to ludzie w pełni strachu żyją. Te potoczki to już w rzeki się porozpływały. Współczuję tym ludziom. My nie mamy co narzekać- powodzie nam nie grożą, tsunami i trzęsienia ziemi też nie. Miasto jest beznadziejne, ale chociaż pod tym względem bezpieczne 😉
-Oj, ma pani rację. Ja pamiętam chyba w 2010 roku na południu jak pozalewało miasta. Całą piwnicę mi zalało. Ale okolicę miałem piękną. -panu widzę, że się na wspomnienia zebrało…
-A to pan z południa? Matko kochana, co pana do tego syficznego miasta przygnało?
-No a jak pani myśli? Co dojrzałego mężczyznę mobilizuje do zmiany miejsca zamieszkania?
-Kobieta… albo pieniądze.
-Kobieta.
I mówi to z takim spokojem, ciepłem w głosie. I uczuciem. Jeszcze przyjemniej mi się robi na duszy.
-I dobrze tu panu?
-Pewnie, że dobrze. A pani nie?
-Mnie? Niekoniecznie… W sumie nic mnie tu nie trzyma… Ale panu życzę w takim razie jak najwięcej szczęścia. Niech wam się tu dobrze żyje 🙂
Wysiadam na tej mojej wsi i tak bardzo się cieszę, że niektórzy doceniają to, co mają. Na schodach zastaję drącego się kota Rodzicielki. „Chodź sierściuchu, dostaniesz michę”. Niech też ma coś z tego życia 🙂
Tak mi spokojnie…