rozłącz…

źródło: własne
źródło: własne

Czerwone pole na dotykowym wyświetlaczu. Teraz wszystko musi być szybkie, dotykowe, zbliżeniowe. Jednym dotykiem połącz, jednym dotykiem rozłącz.
Rozłącz…
W ciemnym oknie tli się tylko małe światło. Płomień świecy świadkiem dzisiejszego wieczoru. Jeszcze nigdy świadkiem szczęśliwego zakończenia… Wystarczy jeden podmuch, by go zgasić. Taki jego sens? Taki mały jeden podmuch a tyle energii, aby znów go rozniecić…
Ja już nie mam tyle siły i zapału… I nie mam wiary.
Przed chwilą tyle wypowiedzianych pięknych słów. Nie dałoby się ukryć, że dzięki niemu jestem bardziej, mocniej, do głębi, do cna…
Mogłabym wejść w ogień i miłością góry przenosić. Mogłabym swoim szczęściem oświetlić najciemniejszą bezgwiezdną noc. Mogłabym zniknąć w jego nierównym, pełnym namiętności oddechu. Brałabym każdy uśmiech, każdy gest i każde słowo w zamian dając siebie. Tylko siebie. Z zachłannością nie zasnęlibyśmy żadnej nocy. Z pasją odkrywalibyśmy każdy milimetr siebie a ja ze spełnieniem spojrzałabym w swoje odbicie w jego źrenicach… Przy nim bym się zapomniała. Byłby wszystkim…

Mogłabym umrzeć z miłości.
Mogłabym.
Tylko nie mam nadziei.

Rozłącz…

kiedy stanę się…

źródło: www.kaifineart.pl
źródło: www.kaifineart.com

Z książką, ogromnym kubkiem gorącego napoju, odręcznie napisanym listem (kto w dzisiejszych czasach pisze do kobiety odręcznie list, którym precyzyjnie  muska emocje…?) i ulubioną muzyką w tle… Powinnam zniszczyć tę płytę. A jeszcze rok temu uważałam, że przynosi mi szczęście… Przesłuchiwana tysiące razy w samotne wieczory pełne oczekiwania na nadchodzące szczęście. Miała sprowadzić to „coś”… I wtedy, rok temu zawsze sprowadzała. Złudzenia.

Znów delikatnie zsunęła mi się pończocha. Jakby dała mi znać, że jeszcze istnieję, bo czuję…
Muszę wziąć głęboki oddech, zebrać ze stolika zimny, czarny, nowoczesny telefon i wysłać dwie wiadomości. Tylko 2 sms-y i odzyskam uczucie spokoju wewnętrznego. Choć zapewne będę musiała wytłumaczyć się z podjętej decyzji. Wiem. Jestem na to gotowa. Czasem lepiej postawić sprawy jasno. Dziesiątki odebranych telefonów i ani jednej właściwej osoby…
Nie strząsając z rzęs śladów wyrzutów sumienia, smutku i poczucia niesprawiedliwości zamknę powieki… Wsłucham się w szept deszczu, poczuję zapach starego drewna… chwila bezpieczeństwa z dłońmi mocno wplecionymi we włosy, głębokim miarowym oddechem i gorliwą, cichą modlitwą o nieskończoność. Okryta zmysłami i bez wiary…
Stanę się. Ponownie. Pełna.

A niedawno znów chciałam „być”.  Z nadzieją i iskrą chciałam być „naj”… Starałam się, wkładałam najlepszą bieliznę i chciałam „być”. A znów byłam „zbyt”, „za bardzo”.

Bezszelestnie podchodzę do lustra, upewnić się, że jestem.
Urojona aż do krwi.