Zawsze, ale ZAWSZE do kurwicy doprowadzała mnie bezczelność a co za tym idzie brak kultury u ludzi. Mamy w tej chwili czas, jaki mamy (moje osobiste zdanie na temat tego, co się dzieje trochę później) i jeśli chcemy go jakoś przetrwać („jakoś”, bo większość z nas z uszczerbkiem na tle psychicznym, finansowym lub niestety zdrowotnym wyjdzie z tej pandemii), to musimy ze sobą WSPÓŁPRACOWAĆ i podchodzić do tej szarej codzienności z ROZSĄDKIEM. Wiem, że rozsądku szukać we współczesnym świecie trudno, ale jednak ocierając się o iluzję BŁAGAM o rozsądek i POHAMOWANIE NEGATYWNYCH EMOCJI. Też jestem zestresowana, też się martwię ale na litość boską NIE WYŻYWAM się na obcych ludziach. Krzyczę sobie w domu 🙂 a mam codziennie masę możliwości, bo z racji, że jestem na przymusowym urlopie, nie mam skończonej kuchni, to codziennie widuję się z Przyszywanym, a że jego każdy choćby najmniejszy kontakt z człowiekiem prowadzi do wybuchu awantury, to mam bardzo szerokie spectrum możliwości wyładowywania negatywnych emocji 🙂 Czytaj dalej „ludzie, OPAMIĘTAJCIE SIĘ”
czy potrzebne zmiany…
Jeśli nie mam innych obowiązków, to po pracy wracam do domu. Do moich 3 skrupulatnie urządzanych przez ostatnie 5 lat pokoi. To moja oaza. Tam biorę głęboki wdech, tam jestem w stanie przemyśleć wiele kwestii i tam… żyję. Nie umiem mieszkać sama, więc całe szczęście, kiedy muszę pogadać, wchodzę do Rodzicielki wszystko wyśmiać lub wkurzyć się jeszcze mocniej 😉
Wszystko jest jakoś zaplanowane, wszystko urządzone. Mam pracę, przyjaciół, którzy wiem, że mnie nie skrzywdzą i mam swój codzienny plan.
To moje BEZPIECZEŃSTWO, którego nigdzie indziej nie mam. Tylko w moim bezpiecznie ułożonym życiu wiem, że nic mi nie grozi. Czytaj dalej „czy potrzebne zmiany…”
o głupocie. Niestety.
Nie wiem, czy jestem za stara i z wiekiem moja tolerancja do różnych kwestii zanika, czy po prostu jestem zmęczona… Wspominałam już jakiś czas temu, że Anglicy paraliżują mnie swoją głupotą i nieodpowiedzialnością. http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/06/23/w-angielskim-stylu/ Pracuję coraz dłużej i mam coraz więcej przygód z turystami tejże narodowości. Kilka dnie temu pyta się mnie turysta, gdzie znajdzie informacje o wylocie.
Czytaj dalej „o głupocie. Niestety.”
kobieta trudna do kochania
Związek Wiecznie Niezadowolonej i jej faceta dostarcza mi całą masę emocji. Jeszcze nie znałam osobiście faceta a już znałam całą burzliwą historię ich związku, ich wspólne fantazje seksualne oraz poznałam imiona większości facetów, z którymi ów ukochany został zdradzony…
Nadszedł długo wyczekiwany dzień, kiedy w końcu poznałam Rogacza. Okazał się miłym, uśmiechniętym i utalentowanym artystycznie człowiekiem. Szczerze go polubiłam. Co więcej! Nawet trochę współczułam, bo jeśli facet pozwala sobie na to, żeby dziewczyna systematycznie go zdradzała a wcale sobie z tym nie radzi (środki nasenne w szufladzie), zasługuje już tylko na współczucie…
Z biegiem czasu Wiecznie Niezadowolona informowała mnie o swoich związkowych kłopotach. A to o tym, jak przeczytał jej wiadomości na fb, w których znajoma umawia się na spotkanie z dawno niewidzianym kolegą; a to o próbach rozstania, które doprowadzało chłopaka do rozpaczy; a to o decyzji Wiecznie Niezadowolonej wyjazdu do UK w celach zarobkowych, która skutkowała cichymi dniami i rozpaczą Rogacza. Chłopak po tych wszystkich opowieściach jawił się jako naprawdę sympatyczny i miły, ale niestety z zaburzonym poczuciem własnej wartości lub innym emocjonalnym problemem…
Ostatnio dostałam wiadomość od Wiecznie Niezadowolonej.
-Chomik, ja mam kur*** mać dość tego wszystkiego. Czuję, że mam depresję.
Znajoma ma skłonności do przesady jeszcze większe, niż ja tutaj, więc tę jej depresję dzielę przez 10 😛 Ona po prostu szuka zrozumienia…
-No co się znowu dzieje? Rogacz znów ma jazdy?
-Ej, no Chomik! On musi zrozumieć, że ja normalnej pracy w tej mojej dziurze nie znajdę a jak mam być kelnerką, to wolę być kelnerką w UK. Posiedzę tam pół roku i wrócę. Niech nie sieje paniki i nie rozpacza.
-Ale wiesz, czemu on rozpacza- bo sobie tam znów kogoś znajdziesz.
-O matko! Sam dzisiaj poszedł na spotkanie z jakąś tam koleżanką. Niech idzie!
-O! Czyli mówisz, że jest szansa, że będziesz mogła wylecieć bez żadnego bagażu?- troszkę żartuję, żeby rozładować chorą atmosferę, która już nie po raz pierwszy mnie męczy.
-Właśnie! Ja już mam dość tego uwiązania! Ja ci, Chomik cholera jasna zazdroszczę! Robisz, co chcesz i na nikogo nie musisz się oglądać.
-Jakieś plusy może i są… Ale to ty mi powiedz po jaką cholerę ty z nim jesteś?
-Mówiłam ci, że facet dobrze zarabia. Z głodu nigdy razem nie umrzemy. No i po miesiącu rozstania ja zaczynam za nim tęsknić. Już to przerabialiśmy nie jeden raz,
No masz ci.
-Dobra, Chomik. Czas się zwijać z domu. Idę na basen. Nie chcę go dzisiaj widzieć po tym jego spotkaniu z tą lafiryndą.
Nie chce mi się dziewczynie znów tłumaczyć, że ich związek jest toksyczny a sama ma do niego pretensję o coś, co mu funduje od lat. To jest CHORE, ale ja nie jestem od tego, żeby jej to wszystko znów naświetlać.
Mijały godziny. Przed północą dostaję wiadomość:
-CHOMIK! Cholera jasna! Error! Error! Error! Rogacz przeczytał naszą ostatnią wiadomość na fb! ERROR do kur*** nędzy! Wybiegł z flaszką z domu! On się teraz powiesi. Na bank.
Zbladłam. Na nic mój makijaż i pięknie podkreślone oko. W ciągu minuty wyglądałam jak WIDMO. Mimo świadomości, że dziewczyna kocha przesadzać, ja pamiętałam, że chłopak ma skłonności do depresji i rozpaczy, a ten zestaw w obecnej sytuacji nie wróży NIC dobrego. W panice wybieram numer Wiecznie Niezadowolonej.
– Co ty opowiadasz?! Jak to przeczytał naszą wiadomość?!
-No normalnie przeczytał. Jak zwykle- oznajmia najzwyczajniej w świecie, tak jak o przygotowaniu herbaty do śniadania…
-To ty jesteś z tym gościem 10 lat, wiesz, że ci grzebie w fb i NIE KASUJESZ wiadomości?!- krzyczę zrozpaczona- I co teraz? Myślisz, że ja będę teraz miała faceta na sumieniu?!
-Wybacz, Chomik… zapomniałam tym razem skasować.
-ZAPOMNIAŁAŚ?! Dziewczyno! Ty kiedyś zginiesz! I co ty robisz w domu?! Idź go szukać!
-Nigdzie nie idę. Jak jest głupi, niech się wiesza- oznajmia ze stoickim spokojem.
-Nie rób sobie jaj! Ja mam do was prawie 300km! Z moim Pędzidłem będę u was najwcześniej za 3h! Musisz iść go szukać! I ja mam dość waszego związku! Wykończycie mnie!
-Spoko, Chomik. W końcu przyjdzie. On nawet nie ma gdzie iść.
-Ale może się zapić i zasnąć gdzieś nad jeziorem! Zima jest i zamarznie! Ty myślisz, że co? – Że pierwsze wiadomości, które jutro przeczytam na Onecie będą dotyczyć zwłok twojego faceta?! Idź go szukać!
-Nigdzie nie idę.
Jestem załamana…
-Będziemy go mieć na sumieniu! I dlaczego ty z nim jesteś do cholery?! Ja bym nie wytrzymała z kimś, kto mi ciągle grzebie na fb!
Powiedziała 30-letnia singielka! 😛
-Ja też nie wytrzymuję. Dlatego pieprzę to, czy się powiesi, czy nie.
-Matko kochana… Ale to chociaż daj mi znać, jak wróci do domu, dobrze? Nie chcę mieć nikogo na sumieniu…
-Eee, na sumieniu… Ale mogę ci zagwarantować, że jedną z jego ulubionych koleżanek na pewno już nie jesteś, cieszysz się?-pyta się z charakterystyczną ironią- Oczywiście, jak tylko się pojawi, to ci napiszę co i jak.
Wrócił w nocy. Kompletnie nietrzeźwy. Coś podobno mamrał, że nienawidzi kobiet.
Trudno. Widocznie nie jesteśmy stworzone do kochania 😛 Ja już się z tym pogodziłam 😛
Chomikowa leci samolotem…
Jakiś czas temu wspominała z moją N. nasze wspólne wakacje w Turcji. Jest co wspominać, oj jest 😀 To był mój pierwszy zagraniczny urlop i od tego czasu pokochałam podróże daleko od deszczowej Polski. I wszystko może byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że na ten urlop trzeba jakoś DOTRZEĆ. Najszybciej i najtaniej dla jednej osoby jest niestety podróż SAMOLOTEM… Tu zaczynają się dla mnie schody. I to wcale nie chodzi mi o schody prowadzące na pokład samolotu…
Pierwszy raz, kiedy wybierałam się na zagraniczny urlop i pierwszy lot samolotem, nie za bardzo myślałam o tym, że może być to dla mnie jedno z największych przeżyć w moim jeszcze nie za długim życiu. Oczywiście pamiętałam o moim lęku wysokości, który mi doskwiera z racji mojego wzrostu już w butach na obcasie 😉 ale obiecałam sobie, że przez okno wyglądać nie będę i DAM RADĘ.
Myliłam się.
Pierwszy niepokój poczułam, kiedy usiadłam w fotelu. Koło okna oczywiście. Przeraziła mnie ilość ludzi w samolocie i brak normalnych drzwi. Przed oczami zaczynałam mieć też widok, który będzie się rozpościerał przez okno- czyli wszystko z cholernie dużej wysokości. Kazałam N. zamienić się miejscami. Ta się ucieszyła, bo latać uwielbia, ale ja mniej, bo jak będzie katastrofa samolotu (przecież te samoloty CIĄGLE spadają prawda? 😛 ), to jak zidentyfikują moje zwłoki, jeśli nie będzie mnie na swoim miejscu? Po obrączce, której przecież NIE MAM? Czy ewentualnie po krzywym zgryzie? 😛 Niedobrze… oj, niedobrze. Zaczynam się pocić i nerwowo rozglądać po pokładzie samolotu. Moja N. widzi, że chyba jestem zdenerwowana i próbuje mnie zagadywać. Staram się jak mogę udawać, że jestem zainteresowana tym, co mi opowiada, ale tak naprawdę najchętniej wróciłabym na ląd i kombinuję jak to wykonać, kiedy wejście został już zamknięte na amen. Narobiłabym tylko hałasu i wszyscy pstrykaliby mi foty. Nie chciałam oglądać siebie na demotywatorach, czy kwejku…
Prawdziwy koszmar jednak miał się dopiero rozpocząć.
Pasy do startu zapięłam. Sprawdziłam tysiąc razy, czy na pewno dam radę w razie ewakuacji szybko je odpiąć i skupiłam się na stewardessie, która instruowała pasażerów, co robić w razie alarmu niebezpieczeństwa. Boże Mój… Ja już to widzę… Widzę, jak samolot niekontrolowanie spada na ziemię, jak pasażerowie drą się w niebogłosy a maski tlenowe spadają wprost na moje kolana… Optymistycznie.
Chomikowa, tylko nie panikuj. NIE PANIKUJ. Jak zginiesz, to w miarę szybko. Byleby tylko uderzenie był na tyle mocne, że nie poczuję jak się palę 😛
Start samolotu to już dla mnie za wiele. Serce mi wali 5 tysięcy razy mocniej, niż na widok faceta, w którym jestem zakochana (słabo kochasz Chomikowa, SŁABO 😛 ), dłonie mam tak spocone, że krótkie spodenki od wycierania w nie moich dłoni są już wilgotne. Czuję, jak mi tyłek wbija w fotel i wiem, że to wszystko jest tak cholernie nienaturalne, że nie ma prawa się dziać! No jakim cudem tyle ton wznosi się do góry i nie spada?! No JAKIM?! Już nie raz niektórzy próbowali mi wyjaśnić ten fenomen, ale ja i tak wiem swoje 😛 Nie dam się wkręcić w jakieś chore prawa fizyki i matematyki. NIE ZE MNĄ TAKIE NUMERY!
Jako-taki spokój odzyskuję dopiero wtedy, kiedy samolot uzyskuje swoją wysokość i leci swoim miarowym, spokojnym torem. Na tyle jestem w stanie się opanować, że decyduję się na wyciągnięcie książki. Godzina upływa miło i spokojnie. Jestem już na tyle odważna, że decyduję się skorzystać z toalety 😛 A CO! Jak szaleć, to szaleć! Do odważnych świat należy!
A tam zaczyna trząść. Słyszę piknięcie oznajmiające obowiązek zapięcia pasów bezpieczeństwa. Zaczynam wpadać w taką panikę, że nawet nie zapinam wszystkich guzików w spodenkach. Dopadam do swojego fotela i nerwowo zapinam pasy. Samolot raptownie opuszcza się w dół, po czym szybko podnosi się w górę. Trzęsie przy tym cholernie. Turbulencje. Wtedy były one dla mnie ogromne i nie do wytrzymania. Jednak jak mi pokazały kolejne moje loty samolotami, mogą być zdecydowanie gorsze…
-Chomiczku, nie denerwuj się tak. Przecież to tak, jak w samochodzie byś jechała po naszych polskich dziurach.- N. próbuje mnie uspokoić.
Niby ma rację, ale …
-Ale tu nie ma ASFALTU! Pod nami NIC nie ma! To o jakich ty mi tu dziurach mówisz?!
-A opowiadałam ci, jak moja mam poszła na rynek po warzywa i zapomniała portfela?
-Mała, ja wiem, że ty mnie teraz próbujesz zagadać tylko po to, żebym się uspokoiła i ja ci bardzo dziękuję, ale DAJ, PROSZĘ SPOKÓJ.
Daje.
Nie wrzeszczę, nie wpadam w kompletny ryk i nie błagam stewardess o jak najszybsze lądowanie GDZIEKOLWIEK tylko dlatego, bo wiem jak bardzo N. by się na mnie wściekła i jak wielkiego obciachu bym jej narobiła. Tylko i wyłącznie strach przed zrobieniem sobie i N. kompletnego wstydu sprawił, że nie pokazywali mnie w ogólnopolskich wiadomościach. I tureckich oczywiście 😛
Podczas lądowania zacisnęłam bardzo mocno oczy, włączyłam mp3 na full audio i wbiłam paznokcie w kolana. Od czasu do czasu starałam się tylko słuchać faceta koło mnie, który mi mówił, że to jest jego 15-sty lot i wszystko, co się aktualnie dzieje jest NORMALNE, nie wskazuje na żadną katastrofę i naprawdę nie mam się czego obawiać. To on mnie trochę uspokoił.
Jak myślicie, kto klaskał najgłośniej po wylądowaniu????? 😀
Dobra odpowiedź, Bystrzaki 😀
Tylko niech mi nikt nie mówi, żebym podczas latania się czegoś napiła. Próbowałam. Łeb mi trzeźwiał natychmiast. To normalne przy bardzo dużym lęku. Jedynie, co mnie ratuje to tabletki na uspokojenie. Metoda wypróbowana przy samotnym locie do Grecji 🙂 Podwójna dawka OCZYWIŚCIE. Uwierzcie mi, że wtedy było mi obojętne, czy spadnę, czy nie spadnę i w jaki sposób ewentualnie mieliby identyfikować moje zwłoki 😉