po intensywnej nocy

źródło: stylowi.plNa jednych z zajęć językowych poznałam Poetę. Od pierwszego dnia czułam, że jest to ten typ człowieka, z którym na pewno szybko się porozumiem i znajdę wspólny język. Nie wiem… takie rzeczy się po prostu czuje.
Z każdym kolejnym dniem, czułam się w jego towarzystwie swobodniej. Cieszyło mnie, że opowiada mi o sobie coraz więcej i pozwala sobie na coraz zuchwalsze dowcipy, które uwielbiam. Po ostatnim wyjściu do miasta, jasno wyznaczona przez nas granica zaczęła się zacierać. Padło kilka słów, których nie chciałam usłyszeć, i których nie chciałam powiedzieć.
Chemia coraz bardziej zacierała mój i jego zdrowy rozsądek…

Późny wieczór. Odbieram od niego maila z obiecanymi wierszami.  Nie najlepiej znam się na poezji, ale mają to być generalnie humoreski, więc ochoczo otwieram maila z folderem „Moja poezja”.
„Chomik, chciałem zaznaczyć, że po przeczytaniu tych wierszy, będziesz o mnie wiedzieć więcej, niż wiedzą inni. W sumie, to będziesz o mnie wiedzieć wszystko… Ale czuję, że wysyłam to odpowiedniej osobie (…)”
Co takiego osobistego może być w humoreskach?- pomyślałam beztrosko-NIC, Chomikowa, NIC.

Po dwóch godzinach pochłaniania wystukanych słów, czuję każdy dotyk, który opisał w dziesiątkach erotyków. Każda kropla potu z zapisanych słów spływa po moich plecach. Mam opuchnięte wargi od wszystkich szaleńczych pocałunków. Moje uda mają ślady wbijanych paznokci. Słyszę każde wyszeptane słowo i czuję każdy opisany dreszcz.

Pochłonęłam wszystkie jego pragnienia… Jestem przesiąknięta każdą jego myślą. Znam jego grzechy i wiem, co sprawiło, że znów zaczął wierzyć. Wzięłam wszystko, co mi dał… Poddałam się.
Boję się poranka po tej wspólnej nocy. Światło dzienne zmienia perspektywę. Nie wiem, jak sobie spojrzymy w oczy…

tańczący z Chomikową ;)

Uwielbiam tańczyć 🙂 To jest mój sposób na odzyskanie uśmiechu i energii. Gdybym nie miała powyżej 180 cm wzrostu, to zapewne poszłabym w taniec zawodowy albo na pewno poświęciłabym bardzo dużo czasu tańcu towarzyskiemu. A że niestety jest jak jest… W podstawówce, kiedy chodziłam na lekcje tańca towarzyskiego, to z powodu niechęci chłopaków do udziału w w/w zajęciach, instruktor zawsze mnie wybierał na partnera dla którejś z koleżanek.
No jasne.
Nie ma co się dziwić, że kiedy tylko mam okazję, to wychodzę z dziewczynami do knajpy, żeby potańczyć. Pokołysać się, pokręcić tyłkiem, poczuć rytm i odpłynąć… 🙂 Prawdopodobieństwo, że cały wieczór przetańczymy tylko w swoim- kobiecym gronie jest… znikome. Jakiś osobnik płci przeciwnej mniej lub bardziej odważnie w końcu się przyczłapie 🙂 I w sumie SUPER 🙂 Uwielbiam patrzeć jak gdzieś zerka z końca sali w moją stronę, potem niby nigdy-nic zbliża się do mnie, bacznie obserwuje czy dużo jest ode mnie niższy lub czy jest w jego mniemaniu prawdziwym maczo i jednak głowę ma odrobinę wyżej od mojej 😉  Później z reguły bardzo nieśmiało proszą do tańca LUB!- co też się zdarza- szarpią za rękę i PORYWAJĄ (dosłownie!) na środek parkietu. Okej, okej! Byleby to wszystko było właśnie… w RYTMIE 😛
Te setki godzin spędzonych na parkietach wszelakich, dały mi możliwość posegregowania kilku najbardziej charakterystycznych partnerów tańca i ich zaszufladkowania 😉 Jakie to u mnie typowe 😛

1. Maczo
Ten typ ma to do siebie, że najpierw przez dłuższy czas obserwuje rybki w akwarium. Nie jedną wyłowi wzrokiem, puści do niej oczko lub zalotnie się do niej uśmiechnie. Ale nie! Nie myślcie sobie, że to właśnie ta jedna stanie się jego zdobyczą do końca wieczoru! On tak będzie „podpuszczał” kilka rybek, aż natchniony odpowiednią ilością alkoholu podpłynie do jednej z nich. On z reguły nie prosi do tańca. On bez pytania bierze, to co do niego „należy”. Jeśli nie dostanie w gębę od faceta, któremu wyrwał partnerkę z rąk, to taniec z wybranką będzie pełen namiętności i pewności siebie. Najczęściej nie będzie mieć trudności ze złapaniem rytmu, nie podepcze partnerce stóp ani nie uderzy jej łokciem w twarz (choć niestety nie jest to regułą, bo zdarzają się też Maczo, którzy mają po prostu zbyt mocno wywindowane poczucie pewności siebie na parkiecie). Jeśli partnerka nie wykaże zbyt dużego zainteresowania osobnikiem Maczo, to ten w dość szybkim tempie wyłowi sobie następną „ofiarę” z akwarium.
2. Wesołek
Osobiście bardzo lubię ten typ 🙂 Pomimo braku poczucia rytmu i znajomości kroków jakiegokolwiek tańca, wszystko nadrabia poczuciem humoru i urokiem osobistym 😉 Jego nogi żyją swoim życiem, jego tułów żyje swoim a partnerka albo się podda żartobliwym ruchom partnera, albo ich wspólny taniec będzie tańcem dwóch zupełnie innych bajek 😉 W Wesołkach bardzo lubię dystans, jaki mają do swoich podlegających dyskusji umiejętności tańca 😉 Wygłupiają się, żartują. Niektórzy na ucho swojej partnerce przyznają, że tańczyć kompletnie nie potrafią, ale starają się nadrobić braki uśmiechem. Śmiać się uwielbiam z sytuacji przeróżnych, więc kilka tanecznych ruchów z Wesołkami jest gwarancją dobrej zabawy 🙂
3. Treser
Oj, takiego chyba nie lubię najbardziej… Jedyne, w czym trzeba mu przyznać rację, to w tym, że poczucie rytmu ma na pewno. I pewność siebie. Myślę, ze nawet więcej tego drugiego, niż samego poczucia rytmu… Do knajpy przyszedł po to, żeby się popisać swoją umiejętnością tańca. Może nawet i grzecznie a nawet szarmancko poprosi kobietę do tańca, ale tych jego dobrych manier to by było na tyle. Popisuje się i wymachuje moimi rękoma i nogami tak, że boję się, że za chwilę zrobi ze mnie kawałek koszuli, którą prawie każdy pijak-tancerz wymachuje nad głową. A ja bardzo nie lubię tracić gruntu pod nogami. Poza tym ciągle musztruje: „Chomikowa, połóż mi tę nogę na biodrze, no wyżej! Przechyl się! No nie bój się! Przecież cię trzymam! Teraz będzie obrót. Dobrze! Wyżej tę rękę! Więcej seksu! Pięknie! Musimy się spocić, żeby to był taniec! Nie oddalaj się! Chomikowa! ” Nie, ja się nie oddalam a tylko uciekam. Bo to ma być zabawa i przyjemność a nie tresura jak na siłowni z trenerem 😛
4. Uwodziciel
Taki ma chyba największe „branie”. Bo skubanego ciężko rozszyfrować a radzi sobie na parkiecie całkiem nieźle. Zresztą nie tylko na parkiecie 😉
Nogi i biodra nawet całkiem nieźle pracują (jeśli nie rzec „aż za dobrze” 😉 ). Sam taniec przybiera postać czysto erotyczną i w sumie taki ma być- ma być grą wstępną. Ciąg dalszy w toalecie lub hotelu. W sumie która mu się oprze?- Facet ma poczucie rytmu, po drodze prawi masę komplementów. To wszystko to gra. Gra, której on dzisiaj wieczorem nie może przegrać.
5. Napalony
Tak naprawdę różni się niewiele od Uwodziciela. Uwodziciel jednak ma jakieś wyczucie, jest cierpliwy a jego gra jest opanowana do perfekcji. U Napalonego tego nie ma. On nie ma czasu, on nie ma cierpliwości. On chce JUŻ, TERAZ i NATYCHMIAST. Nie zwraca uwagi na kroki, nie zwraca uwagi na muzykę, Najważniejszym jest „zaliczenie” partnerki lub chociażby dogłębna penetracja migdałków. Łapska będzie wpychał pod bluzkę lub spódniczkę. Ciałem będzie napierał na partnerkę. OSACZY ją. Jeśli gdzieś po drodze nie dostanie w gębę, to może i nawet dobrnie do finału…
6. Nieszczęście
Już wiecie, że mam na ten typ uczulenie. Jeśli więc pierwsze wspólne kroki na parkiecie rozpoczynają się słowami „Poprowadzisz?” to już wiem, że będzie FATALNIE. Każda jego noga żyje swoim życiem- jedna tańczy rock&rolla, druga goni za melodią z „Titanica” . Tułów ma tak sztywny, jak mój dziadek, kiedy chodził w gipsie z powodu złamanego kręgosłupa. Po drodze usłyszę tysiąc komplementów na temat moich umiejętności tańca. Wypyta się mnie o wszystko. Będzie przy tym tak sztywny i zestresowany, jak 12- latek przed pierwszym pocałunkiem.
Tragedia.
7. Nawalony-ledwo przytomny
Znacie to… Chwiejny krok… nieskoordynowane ruchy, mętny wzrok. Aż przykre 😉 A do tego jeszcze próbuje tańczyć 😀 Ba! On jeszcze próbuje poderwać jakieś dziewczę! Nie dość, że poderwanie tyłka od krzesełka kiepsko mu idzie, to cała reszta jest z góry skazana na porażkę.
Jeden raz w życiu próbowałam nawet z takim zatańczyć (nie pytajcie mnie dlaczego…). Usnął mi na ramieniu….
8. Mix
Niektóre typy mogą występować w jednej postaci. Zdarza się, choć nieczęsto. Jak na moje oko, to zmiksować  się nie da tylko Nieszczęścia. A może jeszcze zbyt mało w życiu widziałam? 😉

Jak myślicie?- na który typ trafiałam najczęściej? BINGO! Napaleni i Nieszczęścia do mnie lgną jak muchy do… MIODU 😛
A marzy mi się choć raz w życiu zatańczyć tak z pełną namiętnością, nie uciekając stopami przed stopami napastnika, nie ściągając niczyich łapsk w mojego tyłka. Poczuć się, jak prawdziwa kobieta na parkiecie. Ech…..

„Jej wysokość Chomikowa” w Krakowie

źródło własne
źródło własne

Do Krakowa dojechałam Polskimbusem (swoją drogą jestem tym przewoźnikiem zachwycona, ale o tym może kiedy indziej) nad ranem. Tak wczesnym rankiem, że jeszcze było ciemno, kiedy taksówkarz podwiózł mnie do miejsca, w którym czekał na mnie zarezerwowany pokój.
Zdążyłam zdrzemnąć się z godzinkę i przyjechała po mnie Jola 🙂 Zabrała zdezorientowaną paczuszkę z centrum Krakowa i zawiozła na nagrania 😉 Nagrywałyśmy od 9.30- 23.30 z 3-godzinną przerwą na krótkie zwiedzanie. Udało mi się zaliczyć w magicznym Krakowie coś więcej, niż knajpy- oblazłam z każdej możliwej strony Podziemia Starego Rynku 🙂 Mimo sporego zmęczenia oglądałam wystawę z rozdziawioną buzią. Starałam się obejrzeć każdy film wyświetlany w poszczególnych pomieszczeniach, ale ilość wiedzy, jaką próbowano sennej turystce wbić do głowy, okazała się ilością nie do udźwignięcia 😉 Natomiast obrazy chłonęłam, jak niewidome dziecko, które pierwszy raz przejrzało na oczy 🙂 Dotykowe ekrany, multimedialne gry dla dzieciaków oraz EKRAN Z PARY WODNEJ to tylko nieliczne cudeńka całej wystawy 🙂 Polecam 🙂 Bilet wstępu to koszt 19 zł, więc uważam, że cena adekwatna do całej ekspozycji. Jola była mocno zaskoczona, że udało mi się dostać bilet „od ręki”. Podobno trzeba dokonać rezerwacji 3 dni wcześniej. Taki mają ruch. A ja dużo szczęścia 😉

źródło własne
źródło własne

Cyknęłam kilka fotek Starego Rynku i pod wieczór wróciłyśmy do nagrywania. Perełkę, czyli cały wywiad, który nosi tytuł „Jej wysokość Chomikowa” (nie muszę chyba tłumaczyć skąd się tytuł wziął 😛 ) zostawiłyśmy na sam koniec. Trzęsłam się okropnie. Ze strachu…? Pewnie tak… Modliłam się w duszy, żeby nie było słychać jak bardzo trzęsie mi się głos i jak bardzo jestem stremowana… Brawo, Chomikowa! Prowadzisz rozmowę w sumie ze znaną ci osobą, która jest miła i uśmiecha się do ciebie a ty się trzęsiesz jak kompletna sierota… 🙁 Wygląda na to, że jestem cholernie niepewną siebie aspołeczną istotą.
Proszę, ile to rzeczy człowiek się o sobie dowie z podróży. Jednak przysłowie „Podróże kształcą” coś w sobie ma 😛
Po północy Jola odwiozła zagubioną paczuszkę pod postacią Chomikowej pod mój pensjonat. Padłam do wyrka sama nie wiem kiedy i jak 😛 A nie byłam przecież po ostrej imprezie 😉

Od kilku minut w aplikacji Audioblog w zakładce „Recenzje” można posłuchać recenzji książki, którą zamieściłam jakoś w grudniu w mojej blogowej zakładce „zrecenzowane przez Chomikową”. Natomiast w zakładce aplikacji „Podróże” można już wysłuchać całego wywiadu. Podkładem muzycznym jest zaaranżowany mój ukochany wiersz Szymborskiej. Nie mogłam oczekiwać niczego lepszego 🙂
Mam nadzieję, że osoby, o których wspomniałam po wywiadzie spełnią moją prośbę 🙂 W zamian otrzymają upominki 🙂
To co, Kochani?  Tym razem „Do usłyszenia” 🙂