sexy chomikowa…?

sexy legs flirt cameron diaz seduction
źrodło: giphy.com

Nadszedł moment zmęczenia wszystkimi ostatnimi randkami. Logując się na portal randkowy zapomniałam, jak bardzo może mnie to znów przemielić psychicznie.
Fakt, że każdy z facetów, z którym się umówiłam piał nad moją osobowością i kobiecością, nie poprawiał mojego samopoczucia i poczucia własnej wartości.  Myśli skupiłam nad tym jednym, który zrobił mi emocjonalną rozpierduchę i… wyjechał na 3 tygodnie.
Zostałam sama, zagubiona, zestresowana wszystkim, co mnie ostatnio otacza i… umówiłam się z człowiekiem, który podobał mi się od dłuższego czasu, ale jakoś ciągle nie mieliśmy czasu na spotkanie.
Weszłam do kawiarni dziwnie pewna siebie. Może dlatego, że wcale mi nie zależało. Zależy mi jedynie na stabilności, której tym spotkaniem sobie nie zapewnię, ale może jednak wniesie coś pozytywnego w moje popierniczone od dłuższego czasu życie 😛
Usiadł obok mnie naprawdę przystojny facet. Twardy i zasadniczy, ale jednocześnie miły, uśmiechnięty. Świetny kandydat na takiego, który mógłby mną sponiewierać.
W łóżku 😛 Czytaj dalej „sexy chomikowa…?”

o tym jak zrobiłam prawo jazdy

disney animated GIF
źródło:giphy.com

Ostatnio na kursie językowym rozmawialiśmy o tym, czego się boimy, czego za żadne skarby świata nie polubimy. Moja współrozmówczyni powiedziała mi, że za żadne skarby świata nie polubi prowadzenia samochodu, i że cholernie się boi jeździć sama…
Prawo jazdy zdobyte 2 tygodnie temu 😀
I wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. No jak to ja. Całe szczęście, że dziewczyna też jest zdrowo kopnięta, bo inaczej już na pierwszych zajęciach zdobyłabym wroga numer 1…
Przypomniały mi się czasy, kiedy uczyłam się jeździć samochodem… 😀 Na prawo jazdy poszłam tylko dlatego, bo Ciotka nie chciała iść na kurs sama. Ja się dobrze czułam już z opracowaną trasą tramwajów i autobusów w moim mieście. Z zamkniętymi oczami byłam w stanie skasować bilet oraz wsiąść do odpowiedniego autobusu. Żadna trasa żadnej linii nie była mi obca. Ileż ja tam książek przeczytałam! Do ilu egzaminów się uczyłam! Tylko ja wiem 😉 I tak nagle poczłapałam na kurs prawa jazdy… Teorię przeszłam… bardzo teoretycznie 😛 Nie miałam kompletnie czasu na kurs. Nie dość, że akurat był to czas obrony pracy magisterskiej, to jeszcze normalnie pracowałam i właśnie wylewałam łzy po którymś tam z kolei rozstaniu.
Właśnie z taką teoretyczną wiedzą wyjechałam na ulicę. Jak Bozię kocham był to mój pierwszy raz za kierownicą. NIGDY wcześniej nie miałam okazji siedzieć na miejscu kierowcy. A może nigdy wcześniej nikt mi na to po prostu nie pozwolił 😛 Widziałam, że pytaniem „które to sprzęgło, a które to hamulec” delikatnie zaniepokoiłam instruktora. Aż dziw bierze, że jednak zdecydował się ze mną wyjechać na ulice… Moją pierwszą rundkę po mieście wspominam jak we mgle. Na szczęście jesteśmy tak zaprogramowani na przetrwanie, że zapominamy te nie najlepsze chwile naszego życia 😛 Pamiętam natomiast już bardzo dokładnie, jak jakoś pod koniec kursu nakrzyczałam na instruktora, żeby nie kazał mi w trakcie skrętu zmieniać biegów, bo dwóch czynności za jednym zamachem NIE JESTEM w stanie wykonywać 😛
Tak, tak- prawko w końcu zdałam. Nie pytajcie za którym razem, bo i tak nie powiem 😀 😛
Mój pierwszy samochód do VW Passat. Jego kupno doradził mi jedyny facet, który akurat był w okolicy, czyli Przyszywany Ojciec. Świetny wybór, jak na pierwsze auto. Równie dobrze mogłabym kupić ciężarówkę albo czołg. Moja nauka parkowania równoległego między dwoma śmietniczkami wyglądała mniej więcej tak:
-Dziecko! Kręć tą kierownicą i patrz w lusterka!-instruowała Rodzicielka mająca jeszcze mniejsze pojęcie o kierowaniu samochodem, niż ja.
-Przecież patrzę i kręcę!-odkrzykiwałam spocona i wściekła przy ponownym ustawianiu rozpierdzielonych puszek od śmieci.
Koty z całego osiedla omijały naszą chałupę szerokim łukiem dobre kilka miesięcy. Były ewidentnie przerażone tym, co wyprawiam przed domem. Bramy, która jest ustawiona przed moim domem pod skosem oczywiście, nie przestawiłam tylko dlatego, bo po akcji, w której wjechała w nią szambiarka została zalana betonem. Na lusterkach mojego Passacika widniał każdy kolor kolejnej warstwy farby, którą brama była pokrywana na przestrzeni ostatnich 40 lat.
W sumie nie ma się co dziwić, że Rodzicielka przed pierwszą przejażdżką ze mną w roli kierowcy panikowała, jak ja przed wejściem na pokład samolotu. Pamiętam, jak siedziała niby odważnie w przedpokoju i próbowała założyć buty… Tak się trzęsła, że Przyszywany Ojciec przyniósł jej wódki na uspokojenie 🙂 Myśleli, że nic nie widzę…………. Dzielnie wsiadła ze mną do auta i o dziwo nie otworzyła ust przez całe 30 minut 😀 Swoją drogą…To były czasy…. Teraz robi w moim aucie wszystko. Od palenia papierosów począwszy na awanturach ze mną skończywszy.
Po powrocie do domu dokończyła wódkę……….
Nie ma się co oszukiwać, że najlepiej jest się później uczyć jeździć już samemu (bo to, że otrzymaliśmy prawo jazdy,  wcale NIE OZNACZA, że umiemy jeździć). Niby Przyszywany Ojciec próbował mnie asekurować przy pierwszych jazdach, ale za którymś razem doprowadził mnie do takiego szału, wydając polecenie zawrócenia na strzałce w lewo, że uznałam, że jeździć będę sama. Skazana tylko na siebie, nie miałam wyjścia i musiałam swój lęk pokonać 🙂
Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez mojego Pędzidła 🙂
A jak tam wasze wspomnienia dotyczące zdobywania prawa jazdy? 🙂

———————————————
Zapraszam na fb 🙂 Tam dzieje się więcej 😉

dwa razy do tej samej rzeki się NIE WCHODZI, czyli ucz się na błędach

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

Kilka miesięcy temu pisałam o facecie, któremu raptem po dobrych 6 latach przypomniało się o moim istnieniu http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2014/07/17/po-tylu-latach/ Przypominacz okazał się dość upartą postacią i nie dawał mi spokoju przez dobre kilka miesięcy. Bo przecież „my musimy się spotkać” i „skoro przez tyle lat trzymam twoje zdjęcia, to znaczy, że przez te lata nie mogłem o tobie zapomnieć”. Nie, no bajka. Już wybieram suknię ślubną i szykuję listę gości weselnych 😛 Niech no tylko Rodzicielkę o wszystkim poinformuję. Z pewnością podskoczy z radości i z miejsca da mi błogosławieństwo 😛
Przez grzeczność i swoją własną głupotę nie pogoniłam go na koniec świata. Co więcej, spędzając kilka dni w jego mieście, zaproponowałam spotkanie. Był niezwykle zaskoczony propozycją (jak to? Przecież chyba do tego dążył?), ale wyraził ogromną chęć spotkania.
No i niech to szlag.
Już po kilku minutach przypomniałam sobie, z jakiego powodu byłam tym człowiekiem tak mocno zachwycona. Już pomijam fakt, że spełniał moje wszelkie wymagania odnośnie prezencji 😛 Ponadto rozmowa z nim to prawdziwa intelektualna uczta. Ogólnie rzecz biorąc nie za bardzo miałam się do czego przyczepić, choć BARDZO chciałam 😛 No dobra, nie posiada „motoru” 😛 Ale myślę, że biorąc pod uwagę masę innych jego zalet, jednak potrafiłabym się bez tego obyć 😉

Przypominacz po spotkaniu odprowadził mnie do Pędzidła i podziękował za poświęcony mu czas.
-Chomiczku, wiem że jutro wyjeżdżasz, ale jakbyś miała czas, to bardzo chętnie bym się jeszcze jutro z tobą zobaczył, choćby na kilka minut. Gdybyś podjechała pod moją pracę, to postaram się urwać się na godzinkę i jeszcze z tobą pogadać.- zagadał do mnie i spojrzał na mnie tym swoim maślanym wzrokiem.
-Dobrze, Przypominacz. Jak znajdę tylko chwilę, to postaram się podjechać.

I znalazłam czas. Wpakowałam się w moje kochane Pędzidło i podjechałam. Głupia Chomikowa. A co sobie obiecałaś? Czym się kierujesz w życiu? Niby ROZSĄDKIEM 😀 Pfffff 😀
Podobno nie był w stanie urwać się z pracy choćby na minutę.
Nie był też już w stanie odpisać mi na smsa, w którym mu napisałam, że bardzo mi przykro, ale muszę już jechać. Generalnie nie był w stanie już później w ogóle się do mnie odezwać i choćby przeprosić. Generalnie zrobił ze mną to samo, co 6 lat temu. Generalnie ZNIKNĄŁ bez słowa. Chyba znów przestraszył się tego, że z „kimś może być tak miło i dobrze”. Nawet zaskoczona nie jestem. Odrobinę wściekła 😛 ale chyba tylko na siebie. 

Jeśli jeszcze KIEDYKOLWIEK w życiu najdzie mnie choćby najmniejsza ochota zamoczenia najmniejszego palucha od stopy w tej samej rzece, to swoje kroki skieruję do barku 😛

—————————————————
Zapraszam do posłuchania bloga w aplikacji Audio-blog 🙂

z Rodzicielką na Jarmarku Spalskim

SONY DSCMam takie jedno miejsce na tym świecie, które darzę wielkim sentymentem. Zawsze, kiedy potrzebuję odetchnąć, nabrać dystansu, uspokoić myśli, to uciekam do Spały w Powiecie Tomaszowskim. Z racji, że najbliższe miesiące mam spędzić tysiące kilometrów od domu, uparłam się, że jeszcze w tym roku MUSZĘ pojechać na Spalski Jarmark Antyków i Rękodzieła Ludowego. Rodzicielka uparła się również. Że pojedzie razem ze mną……….
Już w samochodzie miałam z nią same kłopoty. Bo ona MUSI mieć kawę na podróż. A ta moja, którą zapobiegawczo wzięłam w ukochany kubek termiczny jest ZA GORĄCA.
-Dziecko! Ty chcesz mnie zabić?!
Skądże….
-Dziecko, no ja mam nadzieję, ze się zatrzymamy na naszej ulubionej stacji benzynowej, żebym sobie kupiła kawkę, prawda? I coś słodkiego OBOWIĄZKOWO! A w ogóle to ja już muszę do toalety. Zatrzymaj się gdzieś, no ja cię proszę!
-To „gdzieś”, czy na naszej ulubionej stacji benzynowej, mamusiu?- pytam troszkę ironicznie.
-Nie bądź wredna dla swojej mamusi. Przecież wiesz, że ja często muszę do toalety.
Wiem, cholera jasna. WIEM.
-A w ogóle to mi się nudzi i przez to coraz bardziej chce mi się czegoś słodkiego.
-Masz telefon i się czymś zajmij.
Obserwuję z jaką radością odkrywa uroki posiadania smartphona i tylko przewracam oczami. Bo raptem zdaję sobie sprawę z tego, że ja z nią mam jak z dzieckiem. Po takim przeszkoleniu, mogę wychowywać gromadkę rozwydrzonej dzieciarni 😛
Docieramy Pędzidłem do stacji benzynowej. Rodzicielka najpierw dopada do toalety a prosto od niej do półki ze słodyczami. Nie chcę na to patrzeć, więc się ulatniam. Ruszając w końcu w dalszą drogę, widzę, że kobieta czegoś rozpaczliwie szuka w swojej torbie.
-Czego znowu szukasz? Rozumu tam nie znajdziesz na pewno.
-Udam, że nie słyszałam. Dziecko, no gdzie ja mam te M&Mki, które kupiłam na stacji? Ja MUSZĘ mieć te orzeszki, MUSZĘ- głos zaczyna przybierać ton rozpaczliwy. Boję się, że będziemy musiały zawrócić, bo inaczej życie mi zatruje.
Rodzicielka wszystko wyrzuciła ze swojej torebki, robiąc w Pędzidle bałagan niemiłosierny.
-Nie mam, no nie wzięłam! Ja MUSZĘ mieć orzeszki!
Zawracam. Jakże by inaczej.

W końcu udaje nam się dotrzeć do Spały. Jestem ZACHWYCONA 🙂 Mimo fatalnej SONY DSCpogody (brakowało tylko opadów śniegu 😛 ) na jarmark przybyło mnóstwo amatorów naturalnej żywności: sera, miodów, wędlin, herbat i przypraw. Nie mogłam sobie odmówić grillowanego oscypka z żurawiną 🙂  Rodzicielka dla odmiany dopadła do stoiska z wędlinami z Litwy. W zeszłym roku kupiłyśmy kindziuka, który zniknął z szafki po trzech dniach… A miał sobie u nas dojrzewać na wyjątkowy czas 😛 Ja natomiast nie byłabym sobą, gdybym nie dopadłaSONY DSC do stoiska z ręcznie robioną biżuterią 😀 Szperałam, bezczelnie macałam, przymierzałam i zakupiłam boskie kolczyki 🙂 Wstyd się przyznać, ale jestem uzależniona. Od kolczyków i od torebek niestety 🙁 Próbowałam z tym walczyć, ale walka była krótka i tak bolesna, że zostawiła ślad SONY DSCw mojej psychice do dnia dzisiejszego, więc odpuściłam 😛 Nie będę sobie robić więcej krzywdy 😛
Plątałam się z Rodzicielką po jarmarku i cieszyłam oczy wspaniałościami. Antyki, drewniane rzeźby i przepiękne prace ceramiczne a’Nuchny (niektóre z nich zostały wykonane na zajęciach z dziećmi  🙂 ). Grzybki prawie mnie rozczuliły 😉 Gdyby tak człowiek miał portfel bez dna, to mógłby na tym jarmarku zostawić dużo pieniędzy. Za dużo.
Jakie to szczęście, że ja SONY DSCtakiego problemu NIE MAM 😛
Nagle zauważyłam, że Rodzicielki NIE MA obok mnie. Ta kobieta ma niesamowity talent ZNIKANIA. Niby ma takie krótki nóżki, a zasuwa  na nich jak mały motorek 😉 Znajduję ją pod Karczmą Spalską. Aluzję zrozumiałam- czas na jedzonko 😉 To będzie doskonałe zwieńczenie tego dnia 🙂
GOLONKA 🙂 Bo przecież jestem na diecie 😛 Nie wiem co ma w sobie takiego ta karczma, ale potrafię tam wciągnąć wszystko, co podadzą w ciągu 5 minut… Bo SONY DSCjedzenie mają rewelacyjne. Golonki, pierogi, dania z dziczyzny, zupy, desery. BAJKA.
Zdążyłyśmy zapłacić rachunek a Rodzicielka znów mi zniknęła. Przecież jej trzeba pilnować jak małego dzieciaka! Wychodzę z karczmy i co widzę?- kobieta stoi sobie beztrosko pod knajpą i robi zdjęcia. Oczywiście. Dać jej do ręki aparat, to już nic nie rządzi 😛 Później znajduję na karcie pamięci zdjęcia… WSZYSTKIEGO. A nic mnie tak nie irytuje jak zdjęcia, które NIC nie wnoszą… Tym razem dostrzegam, że przedmiotem jej fotografii są… STOLIKI Z KRZESŁAMI.
-Mamusiu, możesz mi powiedzieć czemu robisz zdjęcia KRZESŁOM?!SONY DSC
-A bo takie smutne puste stoją i mi się ich żal zrobiło…

—————————————————-
więcej o jarmarku możecie znaleźć tutaj: Jarmark Spalski

wyjście zablokowane

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Zapewne nikogo nie zdziwię, kiedy napiszę, że Święta Wielkanocne spędziłam kursując „po rodzinie”. Na szczęście rodziny nie mam zbyt dużej, więc podróżowanie ograniczyłam do odwiedzin ciotki i dziadków.
Parking u dziadków pod blokiem jest niewielki. Bitwa o miejsce parkingowe przypomina zabawę z dziecinnych lat „gorące krzesła”- kto ma szybszy refleks, ten wygrywa. Ja mam jeszcze tyle więcej szczęścia, że moje niewielkie Pędzidło mieści się w wiele zakątków parkingowych. Jak zawsze wcisnęłam się w najciemniejszy kąt parkingu i beztrosko pognałam do dziadków.
Wyglądając sobie przez okno mieszkania (w mieście coś się zawsze dzieje- ktoś się pokłóci, ktoś pokrzyczy, kogoś napadną 😛 a nie to, co u mnie- raz w ciągu dnia sąsiad przejdzie z psem na spacer) zauważyłam, że za moim Pędzidłem stanął jakiś dostawczak. Tak zaparkował, że mnie ZABLOKOWAŁ. Westchnęłam sobie głęboko, po cichu licząc na to, że kierowca ograniczył się z wizytą do złożenia życzeń świątecznych i za chwilę wróci, żeby odjechać w siną dal… Tudzież do swojego domu 😛
Myliłam się.
Minęła godzina a dostawczak nadal zastawiał mi tyłek Pędzidla. Zaczęłam się irytować. Pod wieczór byłam umówiona ze znajomym, więc nie mogłam sobie pozwolić na dłuższe marnowanie czasu. Moje trąbienie rozchodzące się na całe osiedle nic nie dawało. Pytania przechodniów o ewentualną znajomość kierowcy dostawczaka również. Podjęłam desperacką decyzję wykonania telefonu do Straży Miejskiej. Bardzo uprzejmie sobie porozmawiałam z dyspozytorem i dowiedziałam się, że niestety ale z taką bzdurą muszę zadzwonić na Policję. Nie wierzę. Naprawdę chciałam uniknąć telefonowania z tak mało istotną sprawą aż na Policję, ale jednak wyjścia nie miałam. Kolejna uprzejma rozmowa przez telefon (autentycznie jestem pod wrażeniem!) z dyspozytorem i powrót do mieszkania. Uznałam, że trąbić więcej nie będę, bo ktoś z sąsiadów mógłby wezwać Policję dla odmiany w mojej sprawie 😛
W trakcie oczekiwania na służby mundurowe, dziadek postanowił urozmaicić wnuczce smętnie płynące minuty, przepytując ją z życia prywatnego. Oczywiście.
-Malutka, a masz ty jakiegoś narzeczonego?
Dawno nie było tego pytania, więc zrobiłam się automatycznie czujna…
-Dziadkuuuu…. a skąd nagle to pytanie?
-No co „dziadku’? Zawsze kogoś miałaś a teraz co? Za mąż nie wychodzisz?
-NIGDZIE, dziadku nie wychodzę.
-Ale ja nie o tym mówię. Ja się pytam, czy ty za mąż nie wychodzisz może w końcu, co?
-Dziadziuś! Litości!- zaczynam się odrobinkę irytować sytuacją z moim Pędzidłem oraz próbami wydania mnie za jakiegoś faceta- Nie widzisz, że ja od dwóch godzin nawet z waszego mieszkania wyjść nie mogę?! A co dopiero za mąż!

Info dla wybitnie ciekawych końca historii z parkingiem:
Obyło się jednak bez Policji. Zwolniło się jedno miejsce parkingowe koło mojego Pędzidła, więc rozjeżdżając trawnik i taranując śmietniczki, wydostałam się z pułapki 😛
Oczywiście jak przystało na wzorową obywatelkę, szkody naprawiłam 😛

któraś z kolei rozmowa kwalifikacyjna Chomikowej

źródło: www.infopraca.pl
źródło: www.infopraca.pl

Od czasu do czasu zdarzy mi się zaproszenie na jakże miłe i ciepłe spotkanie z potencjalnym pracodawcą zwane potocznie i może nawet profesjonalnie rozmową kwalifikacyjną. Mam już za sobą dwie rozmowy kwalifikacyjne, które dam sobie rękę uciąć, że odbyły się tylko po to, aby proces rekrutacji „odbębnić” i móc wpisać w dokumenty, że „nie odnaleziono pracownika z odpowiednimi kwalifikacjami”. Ale że pieniądze wpłynęły na konto pracodawcy to osobna sprawa. Szkoda tylko tych potencjalnych pracowników. Szkoda ich czasu, pieniędzy wydanych na dojazd i tej nadziei, że „a może teraz się uda”. Ale to przecież nic nowego, że drugiego człowieka ma się najczęściej głęboko w 4 literach (cisną mi się na opuszki palców bardziej niecenzuralne sformułowania, ale przecież tak publicznie to nie wypada 😉 ). Jakie to szczęście, że ja wysoka jestem, to się nie zawsze się mieszczę w tych rejonach 😛
I tak kilka dni temu zostałam zaproszona na kolejną rozmowę kwalifikacyjną. Bardzo się zdziwiłam, że już następnego dnia po wysłaniu dokumentów aplikacyjnych odebrałam telefon z zaproszeniem na spotkanie… za 20 h. Świetnie. Za dużo czasu na przygotowanie się, to nie dają…
Docieram moim Pędzidłem następnego dnia na umówione miejsce. Z podniecenia nie zauważam, że jadę drogą jednokierunkową i prawie powoduję kolejny wypadek w tym roku 😛 Matko kochana… chyba jednak coś mam w tym życiu jeszcze do zaliczenia, skoro ŻYJĘ cała i na dodatek zdrowa 😉
Punktualnie o umówionej godzinie do „pokoju zwierzeń” zaprasza mnie jakaś kobieta z facetem. Wiecie jak to jest z tym pierwszym wrażeniem, prawda? No właśnie- tak więc nie wiem jak ja, ale ONI nie zrobili na mnie najlepszego pierwszego wrażenia 😀 Ta dziewczyna jeszcze jak cię mogę, ale ten facet… Przyszło takie Toto nieszczęście. Nie kwapił się, aby podać mi rękę na powitanie. Stał na środku pokoju najbliżej mnie i się patrzył. Uśmiech trzymałam na twarzy jak długo się tylko dało, ale NO BŁAGAM! Jego towarzyszka w końcu chyba zrozumiała, że coś jest nie tak i przejęla inicjatywę. Przywitała się ze mną, przedstawiła, po czym rękę podał mi jej towarzysz. No i podał mi FLAKA. NIENAWIDZĘ, kiedy facet podaje mi flaka na dzień dobry. Facet wyższy i większy ode mnie a rączuchnę mi podaje jak… no jak cipa no. W tyłku ci się, Chomikowa poprzewracało. Zamiast się cieszyć, ze w ogóle ktoś myśli o zatrudnieniu twojej osoby, to ty się czepiasz rączuchny i całej tej budyniowej postaci.
Podczas rozmowy padają raczej pytania, których się spodziewałam. Mało co mnie zaskakuje. Podczas rozmowy Pan Toto na moim CV robi masę notatek. Rysuje chmurki, stawia kilka strzałek, wykrzykników… cóż za kreatywny człowiek 😛 Jeszcze brakuje obok mojego zdjęcia serduszek i kwiatuszków 😛
Nagle pada stricte specjalistyczne pytanie. Nie wymagają doświadczenia w tym zakresie, ale pytanie szczegółowe zadają. Dobra. Coś na ten temat wiem, ale na przygotowanie się nie miałam zbyt dużo czasu, więc nie jest to dla mnie najłatwiejsza sprawa. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że na tyle na ile zdążyłam się od wczoraj przygotować, to jest to wszystko, co mogę powiedzieć na powyższy temat. Rekruter a zarazem moja przyszła potencjalna kierowniczka   zaczyna się lekko podśmiewać. Nie robi to na mnie wrażenia, bo mnie tez się zdarza podśmiewać z różnych rzeczy i tak naprawdę ledwo się pohamowuję, żeby tutaj też nie palnąć czegoś, co mogłoby mnie rozbawić i pozbawić marzeń o pracy 😉 Pani jednak widzę, że się coraz bardziej rozkręca, co jednak nie przeszkadza jej zadać mi kolejnego pytania:
-Pani pierwszą pracą było szkolnictwo. Powiem szczerze, że pani druga praca nie miała w ogóle związku z nauczaniem. Dlaczego zdecydowała się pani zmienić zawód?
-W ogóle nie rozwijałam się w tej pracy. Nie chciałam dłużej robić czegoś, co nie pozwalało mi zdobywać nowego doświadczenia i rozwijać skrzydeł. Dlatego podjęłam kolejne studia i zdecydowałam się zmienić zawód. Jednak bardzo dużo mnie ta praca nauczyła. Nabyłam wiele umiejętności, które są niezbędne w pracy i w kontaktach z ludźmi.
I tutaj Panią Rekruter rozbawiłam już niemiłosiernie. Pokłada się prawie na biurku z radochy. No proszę, Chomikowa. Masz jednak talent do do rozbawiania ludzi. Nawet niechcący…
Generalnie mam ochotę się zwinąć i jechać do domku. Nie wiem czy jest sens jeszcze tam siedzieć i brać w tym wszystkim udział. Pan Toto mnie dobija swoim wyglądem i nijakością a Pani Rekruter i tak nie ma z nami kontaktu, bo się zaśmiewa. Chyba zaczynam być zła. Mam poczucie straconego czasu, a przecież dałam z siebie sporo. Nie wiem po co. Jak zwykle zresztą.
Pani Rekruter w końcu się jakoś ogarnia i zadaje mi pytanie:
-Z naszej strony to wszystko. Czy chciałaby pani się czegoś jeszcze dowiedzieć?
-Tak, chciałabym wiedzieć, czy jeśli zostanę zaproszona na kolejny etap rekrutacji, to czy również będę miała jeden dzień na przygotowanie się do spotkania? Bo powiem państwu szczerze, że nie dajecie państwo potencjalnemu pracownikowi zbyt dużo czasu na przygotowanie się do rozmowy.- zadaję pytanie naprawdę spokojnie i z nieukrywaną ciekawością. Dobrze wiem, że nie powinnam mówić takich rzeczy, ale zaczęłam tracić cierpliwość. Skoro potencjalna kierowniczka jest taką wesołą osobą, to może zrozumie, co chcę powiedzieć…?
No i widzę, że tym pytaniem dobiłam rozmówczynię, bo znów nie jest w stanie ze śmiechu powiedzieć ani jednego zdania.
No i git.
To ja już chyba pójdę. Może flaszkę kupię z tej radochy po drodze, bo co mi pozostaje? Skoro tak rozbawiam ludzi, to jest co celebrować 😛
Na koniec potencjalna pani kierownik już w miarę spokojnie informuje mnie, że bardzo ją zainteresowałam swoją osobą, i że wzorowo przeszłam jeden test.
Nie chciałam już pytać ile było tych testów po drodze, że zdałam tylko jeden 😛 Pożegnałam się z uśmiechem, znów uścisnęłam flaka panu budyniowemu i pognałam do Pędzidła.
No rumaku! To do domku! Jest szansa, że tam nikt nie będzie się z ciebie śmiał, Chomikowa 😛 Tym razem JA kogoś wyśmieję 🙂