wstyd i wyzwanie w Budapeszcie

12633110_1083813751663946_705033288_oWyjazd do Budapesztu nadszedł w doskonałym czasie. Podłamana wszelkimi ostatnimi wydarzeniami z radością spakowałam podręczny bagaż i pognałam Pędzidłem na lotnisko. Znacie moje podejście do latania i samolotów. Skoro mój mózg na lotnisku odmawia współpracy, wolę być tam odpowiednio wcześnie, aby ogarnąć siebie, bagaż i bilety. Siebie. Siebie PRZEDE WSZYSTKIM.
Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym mówi, żebym w ogóle się nie martwiła o ich przyjazd, ponieważ oni mają prawie 300 km do lotniska, więc wyruszą odpowiednio wcześnie i na pewno będą wcześniej ode mnie. Oczywiście wyruszyli za późno.
Na lotnisku, jak grzeczna dziewczynka objęłam panowanie nad jedną z ławeczek i zajęłam się nerwowym OCZEKIWANIEM. Obok mnie rozpanoszyła się jakaś rodzina. Wyglądają na artystów. Artystów Arabów. Są dość głośni, ale mówią po polsku. Słyszę, że muszą iść kupić coś do picia. Idą wszyscy zostawiając swój CAŁY bagaż koło mnie. Bez paniki, Chomikowa. I tak jesteś spanikowana, więc po co ci jeszcze dodatkowy powód do stresu? Tym bardziej, że pieluch ze sobą nie nosisz.
Spokój. Spokój przede wszystkim.
Bagażami w ciągu 40 sekund zainteresowała się ochrona lotniska.
-Czy to pani bagaże?- pytają się oczywiście mnie.
-Bożesz, nie, nie moje. Tu była taka rodzina. Podobno poszli po wodę.
-Bagaże powinni wziąć ze sobą- odpowiada najspokojniej pod słońcem ochroniarz.
Ale ja spokojna nie jestem. Nie chcę przy tym być. Nie chcę tego widzieć. Chcę ŻYĆ. Obieram kierunek „toaleta”. To jest najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Toaleta. Mogę udać, że poprawiam makijaż. Mogę udać, że szykuję się na wylot do najwspanialszego narzeczonego i muszę wyglądać BOSKO. W toalecie mogę WSZYSTKO.
Po 10 minutach decyduję się zbadać sytuację przy ławeczkach. Po bagażach i rodzinie ani śladu. I całe szczęście.
Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym wbiegają na lotnisko 40 minut przed odlotem. Pierwszy raz lecę bez bagażu rejestrowanego, więc nie za bardzo wiem co i jak. Oni też nie. W pośpiechu i panice udaje nam się przejść przez kontrolę bagażu. Mamy 25 minut do odlotu. Chcę biec do bramek.
-A ty gdzie, Chomikowa?!- dopada do mnie Wiecznie Niezadowolona- Przecież musimy kupić flaszki na bezcłówce!
-Jakie flaszki?! Po co teraz???
-Dla Rozsądnego i jego rodziny! No i na drogę koniecznie!
-Naprawdę musimy TERAZ?! Kupimy w Budapeszcie!
-Nie. Idziemy teraz. Mamy jeszcze czas.
Z zapasem alkoholu chyba na cały miesiąc, biegniemy do bramki. Ja już mam dość. Nienawidzę samolotów. Nienawidzę latać. Nienawidzę biegać.
W ostatniej chwili dopadamy do bramki.
Pasażerów w samolocie błagam, aby zamienili się ze mną miejscami i pozwolili siedzieć przy przejściu a nie przy oknie. Moja panika sięga zenitu. Chce mi się po prostu płakać. Nie wyję i nie krzyczę tylko dlatego, bo boję się, że ktoś mnie sfilmuje i będę bohaterką na youtubie. Zatykam uszy, zaciskam oczy i przeżywam start.
-Kochani, to mój ostatni lot bez alkoholu- poważnie informuję znajomych w trakcie lotu.
Wiecznie Niezadowolona bierze sprawę w swoje ręce i znika w toalecie. Wraca po 5 minutach i daje mi butelkę Coca-Coli.
-Pij, Chomikowa. Tylko porządnie.
No chwała. Coca-Cola i wiśniówka. Ten zestaw pozwala mi przeżyć lądowanie.
Z lotniska odbiera nas Rozsądny i od razu zabiera na zwiedzanie. Wzgórze Gellerta. Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym nie odejmuje butelki z alkoholem od ust. Ja się rozkoszuję widokami i faktem, że jestem daleko od wszystkich problemów. Kątem oka zauważam, że narzeczony Wiecznie Niezadowolonej lekko się chwieje. Nie mój facet, nie mój problem.
W drodze do domu Rozsądnego, moja urocza parka nie odmawia sobie alkoholu. Kiedy docieramy w końcu na miejsce, ukochany koleżanki nie wysiada z auta, tylko z niego wypada……..
Matko… jaki WSTYD. Jak teraz go przedstawić całej rodzinie? Co z nim zrobić? I jak on tego dokonał? Jeszcze 40 minut temu prowadziłam z nim dialog a teraz jest NIEPRZYTOMNY.
-Aaaaa jjjjjaaaaaa tu zostaję-oznajmia kompletnie nieprzytomny.
Jak dla mnie, to może i tu zamarznąć, tylko koszty przewozu zwłok do Polski mogą wszystkich przerosnąć. Wciągamy faceta do domu i rzucamy na pierwsze lepsze łóżko. Wiecznie Niezadowolona jest o dziwo bardzo spokojna. Razem wszystkich przepraszamy i uśmiechamy się najszerzej, jak to tylko możliwe.
Pięknie.
Po kolacji facet trochę przytomnieje i siada koło mnie na kanapie. Bardzo dokładnie mi się przygląda i podejmuje cholernie dla mnie niespodziewaną decyzję, że mnie pocałuje.
-Ej! Ej! EJ!!!!-krzyczę do gościa i w tej samej chwili nie wiadomo skąd doskakuje do nas niczym młoda łania Wiecznie Niezadowolona.
-Skarbie, kochanie. Popatrz na mnie-dziewczyna odciąga chłopa ode mnie i odwraca jego ledwo przytomną głowę w swoją stronę-Ja jestem tutaj. Tam jest nasz Chomiczek a ja tutaj. Mnie możesz całować, ale Chomiczka raczej niekoniecznie.
Zarąbiście.
Szukam ukrytej kamery.
-Rozsądny, mówiłeś, że masz winko, tak? Zmieniłam zdanie. CHCĘ winko.

Rano przychodzi do mnie Wiecznie Niezadowolona.
-Słuchaj,mam problem z moim facetem.
-To chyba nie tylko jeden… Co? Uznał, że spędzi weekend w waszym pokoju, bo troszkę mu WSTYD?
-Żebyś wiedziała…
-Może jak mu powiesz, że nie tylko jemu jest wstyd za to, co wczoraj wyprawiał, to będzie mu lepiej…?- pytam ironicznie.
-Ej! To jest MYŚL!- odpowiada pełna radości i biegnie do pokoju.
Po 5 minutach na śniadaniu pojawił się cały komplet polskich turystów 😛 Przy stole planujemy cały dzień. Najpierw Parlament, Plac Bohaterów a na koniec termy 🙂
W drodze do Parlamentu Wiecznie Niezadowolona zmieniła zdanie.
-Nie, to bez sensu. My nie chcemy oglądać Parlamentu. Najpierw pojedźmy na zamek.
Jedziemy.
Zamek Królewski nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia. Może dlatego, że było mi zimno i padał śnieg z deszczem 😛 Ale nie tylko ja mam takie zdanie. Decydujemy się zostawić Parlament na dzień następny i od razu udać się do term. Węgry słyną z wielu źródeł termalnych. Uwierzcie mi- to doskonałe miejsce na relaks 🙂 Kąpiel w zewnętrznym basenie ukoi nerwy po odstaniu 55 minut w kolejce po bilety 😛
Kolejnego poranka budzę się podekscytowana możliwością zwiedzenia Parlamentu.
-Wiecie co?- zagaduje narzeczony Wiecznie Niezadowolonej- my wolimy iść na termy, niż zwiedzać. Później możemy jechać do Wyszehradu i na sanki.
Szlag mnie trafi.
Rozsądny jako główny przewodnik dwoi się i troi jak to wszystko pogodzić. Zakochanych podwozimy do term a ja z Rozsądnym wpadamy do metra, żeby jak najszybciej zobaczyć Parlament i Bazylikę Św. Stefana.
Jestem ZAUROCZONA. Po placu przed Parlamentem poruszam się jak nieprzytomnie zakochana turystka. Jest naprawdę cudowny. Dokładnie taki, jak go przedstawiają przewodniki.
W Wyszehradzie na sanki oczywiście nie poszliśmy… Rozsądnego podziwiałam za spokój i opanowanie. Jak ja bym tak zmieniała co chwilę zdanie, to Rodzicielka na bank zaprowadziłaby mnie na tory kolejowe i przywiązała do szyn.
Reszta pobytu przebiegła bez żadnych problemów. To, że moja cudowna parka zmienia co 2 godziny zdanie, potraktowałam jako wyzwanie. Nie chciałam się denerwować. Po co? Przecież muszę wrócić samolotem do Polski… Tam stracę wszystkie nerwy.
Jak myślicie? Kiedy dostaliśmy się na pokład samolotu? Oczywiście, że znów ostatni. Przecież moja ukochana parka gołąbków przed wylotem musiała zjeść posiłek. CIEPŁY POSIŁEK, żaden inny. Zdania nie chcieli zmienić 😛

ze stolicą się nie zaprzyjaźniłam

Na weekend wybrałam się do Warszawy. Na kurs szkoleniowy, który miał się odbyć w Centrum Szkoleniowym na ulicy Pankiewicza, czyli jakieś 200 metrów od Dworca Centralnego. Pierwszy raz od ponad 10 lat (nie licząc oczywiście wizyt na Lotnisku Szopena) byłam w Warszawie i pierwszy raz od ponad 10 lat wsiadłam w pociąg… Ależ to się tyłek Chomikowej zrobił wygodny, od kiedy posiada swe ukochane Pędzidło 😛 W pociąg wsiadałam bardzo przygotowana do podróży- mapka, która miała mi pomóc dotrzeć do miejsca docelowego, zarezerwowany hotel, wypisane linie autobusowe, którymi dotrę do hotelu oraz niepoliczalne pokłady nadziei na zdobycie wymarzonej pracy po tymże 2-dniowym kursie. JA NIE DAM RADY? Byłam sama na wakacjach w obcej mi Grecji, więc czemu nie miałabym sobie poradzić w stolicy mojego kraju???IMG_20150222_203304
Sam pociąg bardzo pozytywnie mnie zaskoczył 🙂 Czysto, schludnie i PRZESTRONNIE, co jest przy moim wzroście niezmiernie ważne 😛 W moim wagonie jedynymi pasażerami przez dłuższy czas była para Ukraińców. Jakże by inaczej. Pytali się mnie o setki różnych rzeczy… Do tej pory nie wiem jakim cudem się zrozumieliśmy 😛
Elegancko dotarłam do stolicy wczesnym rankiem. I tu się zaczęło robić pod górkę. Wydostanie się spod ziemi na powierzchnię zajęło mi chyba z 10 minut 😛 Błądziłam po tych podziemiach jak kompletna idiotka 😛 Co nie wyszłam na górę, to na pewno nie na tą stronę ulicy, na którą chciałam 😛 Czas zaczął mi zaciskać pętlę na szyi. Kiedy w końcu szczęśliwie się wydostałam na drugą stronę Alei Jerozolimskich, problemem stały się KIERUNKI… Wydrukowana mapa nie mówiła mi w którą mańkę mam się kierować… To znaczy- ja nie potrafiłam swojej pozycji na tej cholernej mapie odnaleźć 😛
-Przepraszam panią bardzo- zaczepiam przechodnia jak ostatnia żebraczka- którędy mam się kierować, żeby dojść do ulicy Pankiewicza?
-Pankiewicza? Nie mam pojęcia!
Okej. Następny.
-Przepraszam, jak dojść…?
-Oj, ja nie stąd! Nie wiem!
Nie poddaję się.
-Przepraszam pana, gdzie jest Pankiewicza?
-Pankiewicza? A to gdzieś tutaj?
-Jakieś 150-200 metrów stąd, proszę pana.
-Niemożliwe-odpowiada mi.
NIE WIERZĘ.
Zaczepiłam 7 osób. Aż dziw bierze, że mnie policja nie zgarnęła za zakłócanie porządku 😛 Nikt nie był w stanie mi powiedzieć gdzie jest ulica obok której praktycznie każda z tych osób przechodziła. Krokiem ostatecznym było włączenie GPSa w telefonie. Jakbym miała pokonać odległość 100 km 😛 Dotarłam na miejsce w ciągu 4 minut.
Sobotnie zajęcia skończyły się wieczorem. 10 godzin zajęć i tylko 3 godziny snu mocno zaczęły mi się odbijać czkawką. Przede mną wyzwanie numer 2- przedostać się autobusem na Mangalię do hotelu. W pobliżu Dworca Centralnego jest chyba z 1000 przystanków autobusowych. Jestem naprawdę zmęczona i zastanawiam się, czy nie wziąć taksówki. Ale ja lubię wyzwania 😛 DAM RADĘ.
-Przepraszam cię bardzo- zaczepiam jakiegoś chłopaka- Na który przystanek mam się udać, żeby dojechać na Mangalię?
-Gdzie? A co to jest Mangalia?
Nie wierzę…
Atakuję inną panią stojąca na przystanku autobusowym.
-Proszę pani, chciałabym dotrzeć na Mangalię. Wiem, ze dojadę tam autobusem linii…
-Mangalia? A gdzie to jest?
-Jakieś 15 minut drogi stąd-odpowiadam z rezygnacją, bo czuję, ze to w ogóle nie ma sensu…
-A to ja pierwsze słyszę.
Cholerna Warszawa! Chcę do łóżka! Byle jakiego, ale ŁÓŻKA!
W końcu sama odnajduję autobus, w który muszę wsiąść. Jak zwykle „Umiesz liczyć? -licz na siebie”.
Ostatnią kłodą rzuconą pod nogi był zakup biletu autobusowego. Akurat biletomat a moim autobusie bilonów nie obsługiwał. Szlag by to wszystko!
Zagaduję do pasażerki, która na pewno nie jest emerytką i nie ma darmowych przejazdów:
-Proszę pani, jak inaczej kupię bilet, skoro tutaj..
-Oj, proszę pani! Ja to nie wiem!
Aaaaa!!!! Chomikowa, oddychaj spokojnie. Ogarniesz to wszystko.
Druga pasażerka to samo… radzi mi pytać kierowcy.
Atakuję.
-Proszę pana, chciałabym kupić normalny bilet u pana.
Szaleństwo! Mam bilet! Tylko jak to skasować! To jakiś absurd! Przecież poruszam się autobusami i tramwajami! Umiem kupić bilet i umiem go kasować! Ale nie tutaj…
-Proszę pani… czy może mi pani powiedzieć co ja mam z tym kawałkiem kartki teraz zrobić? Ja przepraszam… Czuję się, jakbym z jakiejś najgłębszej wiochy wsiadła pierwszy raz w autobus a ja przecież z dużego miasta, ale to mnie PRZEROSŁO.
Dziewczyna się zaśmiewa i pomaga mi skasować bilet.
-Proszę pani, w każdym mieście jest zupełnie inaczej, więc ja rozumiem, że może pani nie wiedzieć.
CHWAŁA!
Do hotelu docieram o 20.00. Nie- ja nie docieram. Ja się tam doczołguję jak żołnierz z najcięższej bitwy. Otwieram upragnione drzwi do hotelu i… przed recepcją widzę stado Ukraińców. Dzieci, młodzież, starsi, rodziny, samotni… chyba z 70 osób. Jednak wojna???
Z rozpaczą rzucam torbę i kucam przy wejściu. Twarz chowam w dłoniach. Obraz nędzy i rozpaczy. Cała Chomikowa 😛 Przecież ja się nie dostanę do pokoju do godziny 1 w nocy! Chce mi się płakać. Chcę wziąć prysznic. Chcę wejść pod kołdrę. Po minucie się ogarniam i nacieram przez tłum na recepcję. Zlinczują mnie i ukamienują, jak NIC. Kto wie czy po drodze jeszcze nie zgwałcą 😛
-Proszę pani! Mam opłaconą rezerwację na nazwisko Chomikowa!- krzyczę w tym tłumie do recepcjonistki.
-Widzi pani, co się tutaj dzieje, zaraz panią obsłużę.
-Widzę właśnie i to mnie przeraża, ale jeśli w ciągu 10 minut nie będę w pokoju, to przysięgam pani, że się popłaczę- straszę dziewczynę.
Strach jednak największą siłą perswazji 😛 Jestem w pokoju w ciągu 5 minut 🙂

Następnego dnia mam chwilę, żeby troszkę poplątać się po stolicy. Jestem oszołomiona ilością młodych ludzi. Ba! Jestem oszołomiona ilością przystojnych facetów! Głowa odwraca mi się we wszystkie kierunki! 😀 Jednak to nie jest to, że ja jestem niezmiernie wybredna. U mnie w mieście po prostu nie ma na czym oka zawiesić… Może powinnam w tej Warszawie zamieszkać? Może jednak jakoś uda nam się dojść do porozumienia? 😉

Warszawę żegnam mało przyjemnym dialogiem z kasjerką na Dworcu Centralnym. Z racji, że kurs skończył mi się 20 minut wcześniej, zdążyłam na wcześniejszy pociąg do domu.
-Proszę pani, chciałabym ten bilet zamienić na wcześniejszy pociąg na godzinę 17.00, da radę?- pytam uprzejmie.
Pani w nerwach bierze bilet i bez słowa coś tam mi kreśli.
-Na przyszłość niech pani się 10 razy zastanowi, czy kupować bilet z wyprzedzeniem, bo to tylko jest więcej bezsensownej roboty. Ci młodzi to teraz w ogóle już nie szanują pracy innych- mówi do mnie kasjerka…
Już mam ochotę przepraszać za to, że w ogóle żyję i oddycham, ale jednak uznaję, że tym razem nie dam zrobić z siebie sieroty.
-Z tego, co ja wiem, to jest to pani zakres obowiązków, więc nie rozumiem tych nerwów. Jak ja bym tak traktowała klientów, to 5 razy by mnie zwolnili z roboty. „Ci starsi to jednak w ogóle nie szanują swojej pracy”.
Nadęła się.
Ja również.
Pognałam do pociągu.
Z kim siedziałam w przedziale? – z Ukrainką rzecz jasna…
——————————————————————–
1. Przypominam o polubieniu bloga na fb 🙂
2. W zakładce „zrecenzowane przez Chomikową” znajduje się kolejna recenzja. 'Nie dla Ciebie’.

Chomikowa ma sny

źródło: www.demotywatory.pl

Miewacie sny? Podobno ten, który ma wszystko dobrze poukładane w głowie ma kolorowe sny prawie co noc. Mój dziadek ma sny tylko czarno-białe… To by w sumie wiele tłumaczyło…
A moje sny są zawsze… hmmm… jakby to ująć… Niezmiernie oryginalne. Nie, nie jestem w nich wróżką, elfem, ani superhero 😛 Oprócz tych standardowych pięknych snów, z których człowiek nie chce się budzić, miewam sny, w których walczę. I to wcale nie z nadwagą, czy Oślicą 😛 Walczę o przetrwanie. Snów, w których nadchodzi huragan a ja się ukrywam w piwnicy już nawet nie chcę liczyć. Tak samo, jak snów, w których ktoś strzela do mnie i do mojej rodziny z helikopterów 😛 Ach! Nie mogłabym zapomnieć o snach, w których wykolejają się pociągi i spadają samoloty a ja próbuję uratować tych, którzy przeżyli 😛
Matko kochana… tak czytam to wszystko i sama się sobie dziwię, że dziadka, który ma czarno-białe sny uważam za psychopatę… Tak, czy siak jakoś już te moje mary senne ogarnęłam umysłem i udało mi się pokojarzyć, że koszmary miewam wtedy, kiedy w moim realnym życiu towarzyszy mi jakiś stres lub lęk. Trochę stresu i już wiem, że we śnie albo będę lecieć samolotem, który spada albo będę zbierać ludzi z torów kolejowych 😛 Ale jak wytłumaczyć sny, w których wszystko miesza się w taką abstrakcję, że nawet taki nieogarnięty Chomik nie może tego ogarnąć? Kilka tygodni temu śniliście mi się Wy, Moi Kochani 😉 Tak- dokładnie 😉 Śniło mi się, że leżałam pod kołdrą w jakimś bardzo eleganckim starym budownictwie. Wydaje mi się, że był to budynek mojej uczelni, w której studiowałam- piękne stare drewniane zdobienia na ścianach i suficie oraz dywany na drewnianych, klimatycznych podłogach. Leżałam pod tą kołdrą, było zimno i nie mogłam się ruszyć. Ktoś, kogo nie widziałam, bardzo mocno mnie do tej ziemi przyciskał. Miałam jako-taką świadomość kto to jest- to byliście Wy- zwracałam się do niektórych z Was po nickach i błagałam o litość 😀

To już mam iść na leczenie, czy jeszcze macie dla mnie tę litość? 😀

Wielu z nas snom nadaje pewne znaczenie. Mówi się, że sny coś nam wskazują a nawet przepowiadają przyszłość. Wiecie jakie ma na ten temat zdanie Chomikowa?- dokładnie- Pierdu, pierdu. Już tyle razy śniły mi się różne numery totolotka i nigdy to nie były te właściwe numerki. Żeby to jeszcze chociaż były numerki z jakimiś przystojniakami vel ciachami, ale też NIE. A ile to już razy opluwałam Oślicę w moich snach! Nawet francy już spotkać na ulicy nie mogę… Szlag by to 😉 Człowiek już się nawet specjalnie rozgląda po tych marketach, czy francy gdzieś nie ma a co rusz wchodzi na któregoś swojego „byłego”. Życie, no samo życie 😛
Jeszcze jako nastolatka wierzyłam, że mogą się spełnić sny, które przyśnią się pierwszej nocy w nowym miejscu. Zawsze chciałam, żeby przyśniło mi się coś pozytywnego, albo chociaż coś SENSOWNEGO. Ale gdzie tam! Sny ograniczały się do nauki do klasówki ewentualnie bezcelowego plątania się po okolicach bliżej nieokreślonych. Nigdy jakoś nie mogłam w tych snach zakochać się ze wzajemnością w jakimś księciu z bajki lub chociaż znaleźć kilku tysięcy PLN na ulicy. Chociaż znając swoją cholerną uczciwość i tak bym pieniądze ze łzami w oczach zaniosła na najbliższy Komisariat Policji… Lepiej, żebym ich nie znajdowała. Przynajmniej rozterek wewnętrznych nie mam 😛
Od jakiś 2-3 lat męczą mnie 2 nowe sny. W jednym z nich biorę ślub (o dziwo…), ale jakoś wcale nie jestem tym faktem zachwycona. Brak mi jakiegoś entuzjazmu przed tą całą ceremonią. Wysiadam pod kościołem z samochodu i kieruję się w stronę gości. Cały czas gdzieś mi chodzi po głowie myśl, że ja wcale nie mam ochoty tego robić. Że ja to robię tylko dlatego, bo inni tego chcą. Efekt jest taki, że wchodzę do kościoła ze łzami w oczach i to nie są łzy wzruszenia 😛 Pana Młodego nigdy nie jestem w stanie zobaczyć 😀 Ale może to wszystko wiąże się ze snem numer 2. We śnie numer 2 rodzę dziecko. Również nie jestem zachwycona tym faktem. Ale to może dlatego, że mam świadomość tego, że dziecko wychowam samotnie.
Super.
Dobra, dobra. To są tylko sny. Ruchome obrazy naszych obaw itd. Kiedy byłam teraz w Krakowie, Jola przypomniała mi, żebym koniecznie zapamiętała sen, który mi się przyśni w nowym miejscu. Mówię do niej, że znam ten zabobon, ale te sny są tak banalne, że nawet nie warto o nich wspominać. Jola z powagą sięga do szafki kuchennej i wyciąga magiczną puszeczkę z jakimiś ziołami. Przesypuje mi je do torebki foliowej i uroczyście mówi, żebym schowała to sobie pod poduszkę, kiedy będę szła spać.
-Jolu, ja wiem, że jestem po drinku, ale chyba nie jestem aż tak pijana, żeby jakieś zielska chować sobie pod poduszkę…
-Chomiczku, ja ci mówię, żebyś to schowała pod poduszkę i zobaczysz co się stanie- mówi tajemniczym tonem.
Chyba jednak byłam pijana, bo włożyłam te zioła pod poduszkę.
Najpierw przyśnił mi się mój samotny poród a jak ogarnęłam po przebudzeniu skołatane serce, to przyśnił mi się ślub, którym wcale nie byłam zachwycona.
Bajka.
Dzwoni do mnie do Krakowa Moja N.:
-Co ci się, Chomiczku śniło pierwszej nocy w nowym miejscu? Pamiętasz?- pyta jak zwykle podekscytowana.
-Ty też?!
-Co ja też? Milsza byś była.
-Śniły mi się moje ulubione dwa sny-odpowiadam na odczepnego, ale jednak jestem ciekawa, co mi ta moja wrodzona optymistka odpowie.
-Eeee tam! Wiesz jak to jest z tymi snami! Spełniają się na odwrót! Sama mi zresztą tak mówiłaś!
Z ziołami pod głową też??????
Czyli że jak? Zaliczę klasyczną wpadkę i z przymusu wezmę ślub?
Jak nastolatka?
A może te zioła są do palenia……?

Muszę się upewnić 😛

Ha! A jakie ja dopiero po tym mogę mieć SNY! Może w końcu polatam na tym smoku!

„Jej wysokość Chomikowa” w Krakowie

źródło własne
źródło własne

Do Krakowa dojechałam Polskimbusem (swoją drogą jestem tym przewoźnikiem zachwycona, ale o tym może kiedy indziej) nad ranem. Tak wczesnym rankiem, że jeszcze było ciemno, kiedy taksówkarz podwiózł mnie do miejsca, w którym czekał na mnie zarezerwowany pokój.
Zdążyłam zdrzemnąć się z godzinkę i przyjechała po mnie Jola 🙂 Zabrała zdezorientowaną paczuszkę z centrum Krakowa i zawiozła na nagrania 😉 Nagrywałyśmy od 9.30- 23.30 z 3-godzinną przerwą na krótkie zwiedzanie. Udało mi się zaliczyć w magicznym Krakowie coś więcej, niż knajpy- oblazłam z każdej możliwej strony Podziemia Starego Rynku 🙂 Mimo sporego zmęczenia oglądałam wystawę z rozdziawioną buzią. Starałam się obejrzeć każdy film wyświetlany w poszczególnych pomieszczeniach, ale ilość wiedzy, jaką próbowano sennej turystce wbić do głowy, okazała się ilością nie do udźwignięcia 😉 Natomiast obrazy chłonęłam, jak niewidome dziecko, które pierwszy raz przejrzało na oczy 🙂 Dotykowe ekrany, multimedialne gry dla dzieciaków oraz EKRAN Z PARY WODNEJ to tylko nieliczne cudeńka całej wystawy 🙂 Polecam 🙂 Bilet wstępu to koszt 19 zł, więc uważam, że cena adekwatna do całej ekspozycji. Jola była mocno zaskoczona, że udało mi się dostać bilet „od ręki”. Podobno trzeba dokonać rezerwacji 3 dni wcześniej. Taki mają ruch. A ja dużo szczęścia 😉

źródło własne
źródło własne

Cyknęłam kilka fotek Starego Rynku i pod wieczór wróciłyśmy do nagrywania. Perełkę, czyli cały wywiad, który nosi tytuł „Jej wysokość Chomikowa” (nie muszę chyba tłumaczyć skąd się tytuł wziął 😛 ) zostawiłyśmy na sam koniec. Trzęsłam się okropnie. Ze strachu…? Pewnie tak… Modliłam się w duszy, żeby nie było słychać jak bardzo trzęsie mi się głos i jak bardzo jestem stremowana… Brawo, Chomikowa! Prowadzisz rozmowę w sumie ze znaną ci osobą, która jest miła i uśmiecha się do ciebie a ty się trzęsiesz jak kompletna sierota… 🙁 Wygląda na to, że jestem cholernie niepewną siebie aspołeczną istotą.
Proszę, ile to rzeczy człowiek się o sobie dowie z podróży. Jednak przysłowie „Podróże kształcą” coś w sobie ma 😛
Po północy Jola odwiozła zagubioną paczuszkę pod postacią Chomikowej pod mój pensjonat. Padłam do wyrka sama nie wiem kiedy i jak 😛 A nie byłam przecież po ostrej imprezie 😉

Od kilku minut w aplikacji Audioblog w zakładce „Recenzje” można posłuchać recenzji książki, którą zamieściłam jakoś w grudniu w mojej blogowej zakładce „zrecenzowane przez Chomikową”. Natomiast w zakładce aplikacji „Podróże” można już wysłuchać całego wywiadu. Podkładem muzycznym jest zaaranżowany mój ukochany wiersz Szymborskiej. Nie mogłam oczekiwać niczego lepszego 🙂
Mam nadzieję, że osoby, o których wspomniałam po wywiadzie spełnią moją prośbę 🙂 W zamian otrzymają upominki 🙂
To co, Kochani?  Tym razem „Do usłyszenia” 🙂

Zwiedzać hołoto!

video
źródło: gifak.net

Wieczorem dzwoni do mnie rozgoryczona do granic możliwości Rodzicielka:
-Dziecko, co ty tam robisz wieczorem na tej swojej górze? Nawet nie zejdziesz do matki własnej rodzonej zagadać chwilę.
-Mamo, no na pewno nie narzekam na nudę. Aktualnie szukam jakiejś fajnej knajpy w Krakowie na Kazimierzu.
-Złaź no tu natychmiast do mnie i zamień ze mną kilka zdań.- rozkazała
Zlazłam grzecznie. Jak przystało na ułożoną i posłuszną córeczkę 😛
-Jakiej ty knajpy szukasz? Po co?
-No jak to po co? Do Krakowa jadę drugi raz w życiu. Będę miała cały jeden wolny dzień, więc muszę coś ze sobą zrobić.- tłumaczę się jak 15-latka…
-To ty KNAJPY SZUKASZ?! Zwiedzać! Hołoto! Prostaku!

O co tyle krzyku…? Przecież będę zwiedzać…
KNAJPY 😉

Chomikowa pruje do Krakowa,czyli nagrania w audioexpress

Audioblog.plZa kilka dni wybieram się do Krakowa na kolejną porcję nagrań wpisów z mojego bloga. Do tej pory w aplikacji Audioblog mogliście posłuchać Chomikowej w siedmiu odsłonach 😉 Teraz będą na Was czekać kolejne 🙂
Wiem, że nie wszyscy macie sprzęty z systemem Android, dlatego specjalnie dla Was dzisiaj załączam link do mojego nagrania dostępnego w YouTube 🙂 Niech duch mojej łaskawości na Was spłynie 😉

Jola- właścicielka aplikacji Audioblog- prosi, abyście w komentarzach pod tymże postem zamieścili pytania, które zada mi podczas wywiadu przeprowadzonego w Krakowie. I tu się odrobinę zestresowałam, bo gdzie taka Chomikowa na wywiad, o co w ogóle chodzi…. tam bez dłuższego zastanowienia trzeba odpowiadać na rzucane pod nogi pytania…Nie dość, że z rzucanymi pod nogi kłodami muszę sobie radzić na co dzień, to teraz jeszcze z jakimiś pytaniami…  I co to będą za PYTANIA!? 😛 Ale liczę na Wasz zdrowy rozsądek 😉 Zresztą zawsze mogę jak na gwiazdę przystało 😀 😀 😀 PRZERWAĆ wywiad 😀 i od razu +100 do szacunku 😀
Oczywiście całe nagranie z wywiadu będzie dostępne w aplikacji Audioblog.

Ach! A jak zainstalować apkę, w której możecie posłuchać nie tylko moich wpisów, ale także innych blogów oraz recenzji książek? Tutaj macie instrukcję 🙂 Taka jestem dzisiaj skora do pomocy 😉    ———————>

 

P.S. Dla tych, którzy ściągną apkę czeka ode mnie i od Joli drobny upominek 🙂