dziecko artystów

źródło:pixabay.com

Przyszywany jest dziadkiem od ponad roku. Za swoim wnukiem świata nie widzi (zresztą Rodzicielka będąc Przyszywaną Babcią też widzenie świata już przez małego ma ograniczone) a ja jako ciocia (chyba nie „przyszywana’?) staram się zachować resztki rozumu, co wcale przy tym maluchu nie jest proste 😉
Wyzwaniem absolutnym są natomiast rodzice malucha. Ja od samego początku wiedziałam, że to dziecko nie będzie się wychowywać w standardowej rodzinie. Jego rodzice są artystami przez wielkie A. Ojciec muzykiem i po części grafikiem a matka… matka mam wrażenie, że robi wszystko- począwszy od robienia filmów animowanych, skończywszy na ceramice. Oboje żyją w swoim świecie a rytm ich dnia wyznacza Słońce i Gwiazdy oraz… czarnoksiężnik Merlin.

Czytaj dalej „dziecko artystów”

opieka nad wnuczkiem, czyli będzie hardcore :P

baby crying GIF
źródło:giphy.com

Wspominałam, że Przyszywany został niedawno dziadkiem. Został dziadkiem i zwariował a moja Rodzicielka jako przyszywana babcia zwariowała razem z nim.
A jeszcze jakieś 2 lata temu słyszałam, że żadne z nich nie jest gotowe, żeby zostać dziadkiem i babcią. Proszę jak ten czas szybko leci i rozum odbiera 😛 Czytaj dalej „opieka nad wnuczkiem, czyli będzie hardcore :P”

stara, zdesperowana Chomikowa :P

Dzisiejszego popołudnia udałam się z koleżanką (typową Blondynką 😀 ) do miasta na kawę. Jak to zawsze bywa na babskich spotkaniach- może być troszkę za głośno, może być trochę za wesoło i poruszane tematy mogą być niezbyt… elokwentne 😉
Poruszałyśmy się jedną z najmodniejszych ulic w naszym mieście i dyskutowałyśmy o nowym tuszu do rzęs, który zamówiłam przez Internet, i który będzie dla mnie nowością. Panowie, na pewno trudno jest Wam sobie wyobrazić jak można zamienić na powyższy temat więcej, niż 5 zdań, ale uwierzcie, że MOŻNA 😉 Młodzi panowie, którzy szli przed nami, również byli zaskoczeni długością naszego dialogu i generalnie powodem dla którego tak głośno dyskutujemy
-Słyszysz? One tak o czym? O tuszu? – pyta wyraźnie zainteresowany jeden drugiego.
-Daj spokój, niech se gadają. Baby tak mają. – uspokaja ten drugi.

Ja z Blondyną wyraźnie speszone tym, że ktoś jest zaineresowany naszą bezsensowną rozmową, zmieniamy temat na dzieci naszych koleżanek. Widzimy, że młodzi panowie przed nami zamilkli i wyraźnie się nam przysłuchują. Mnie to trochę bawi, ale Blondyna jest bardzo onieśmielona i kończy kolejny temat zdaniem: „Daj spokój Chomiczku. I tak na razie jesteśmy młode, więc na dzieciaki mamy czas”. I to chyba było niezmiernie ciekawe zdanie, ponieważ niższy z dwóch panów odwrócił się, aby w końcu się nam przyjrzeć. A ja co? – A ja rozbawiona całą sytuacją, niewiele myśląc zadaję im pytanie:
-Prawda Panowie, że jesteśmy z koleżanką jeszcze za młode na posiadanie dzieci?
-Czy za młode? Zależy ile mają panie lat i czy panie chcą mieć dzieci- opowiada ten wyższy.
-Ale możemy ten temat przedyskutować przy kawie.- wtóruje mu niższy.
Przyglądam się im. Są na pewno od nas młodsi. To nie ulega żadnej kwestii. Poza tym niższy ma obrączkę (jakże by inaczej). Nie czuję tej kawy. Blondyna też jej nie czuje, bo ściska mnie porozumiewawczo za rękę. Nie przeszkadza nam to jednak wdać się w rozmowę.
-A panie to chyba studentki, prawda? Uniwersytet, czy Politechnika?
Wybuchamy śmiechem. Jak to miło być odebraną za studentkę! Jaka młodość musi z nas bić!
-Naprawdę wyglądamy tak młodo? Chłopaki, dobrze wam idzie, mówcie dalej!- zaśmiewam się i proszę o więcej komplementów 😀
-Patrz, jaka zdesperowana!- rozbawiony wyższy chłopak skomentował moją wypowiedź.

Pięknie Chomikowa. PIĘKNIE. Ty DESPERATKO 😀

Śmieję się sama z siebie i nie za bardzo mogę się pohamować. Łzy rozbawienia jak zwykle wycieram rękoma, ale nie tracę czujności przysłuchuję się  rozmowie Blondyny z chłopakami.
Dowiaduję się, że mają po 22 lata…
-Ojejku, jakie to słodkie- wpatruje się Blondyna w chłopaków jak w malutkie dzieciątka i mam wrażenie, że za chwilę wyjmie im z torebki śliniaczki i grzechotki.
-A ja zostanę niedługo tatą- informuje nas ten z obrączką.
-JUŻ?!- obie wykrzykujemy pytanie pełne zdumienia
-No pewnie! Lepiej teraz, niż za 10 lat, jak już będę stary i na nic nie będę miał siły!
?????
Dziękuję. Leżę. Zataczam się ze śmiechu. Szybciutko liczę za ile będę miała te jego „za 10 lat” i wychodzi mi, że za bardzo niedługo. Będę stara, na nic nie będę mieć siły i generalnie jestem w czarnej d*** . BAJECZNIE!
Zerkam na Blondynę i ta również się zaśmiewa, ale jest to chyba śmiech przez łzy…
Kiedy w końcu jakoś się ogarniam, dopytuję przyszłego ojca o plany  związane z opieką nad małym członkiem rodziny.
-No normalnie będzie. Będzie fajnie.
-Ale wiesz- te nieprzespane noce itd. Taki twardy jesteś?
-Pewnie! Będę wstawał cały czas i będę we wszystkim pomagał.
-Chyba przez pierwszy tydzień…
Powiedziałam to na głos?
Ojejku… Tak…
-A ty, Chomikowa to chyba jesteś samotna i bezdzietna, że tak bardzo sceptycznie podchodzisz do posiadania dzieci?
Dobry jest! Gość mnie powalił oceną mojej osoby! Cały dialog rozłożył moją psychikę na części i każdą z nich potrącił tenisówkiem.
Wybucham już takim śmiechem, że nie jestem w stanie nic powiedzieć. Żegnamy się z chłopcami a Blondyna jeszcze na odchodne życzy im miłej nauki w szkole.

10-minutowy dialog a jak pięknie podsumował moją osobę 😀 Zdesperowana, bezdzietna, samotna, stara… Już nic dobrego mnie w życiu nie spotka 😛
Cóż… Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy 😀
A jeśli już o oczach mowa… Jakiś czas temu dostałam od kogoś krem pod oczy, ale uznałam, że chyba za wcześnie na takie mazidła.
Gdzieś tu był…
Gdzie jest DO CHOLERY ten krem?!

subiektywnie o rodzicielstwie

bachorKiedy moja N., którą znam chyba od najmłodszych lat dzieciństwa (jedno z moich pierwszych wspomnień dotyczy nocnego powrotu z ogniska, w którym obie uczestniczyłyśmy z naszymi rodzicami) pokazała mi jakieś 3 lata temu swój pierścionek zaręczynowy, ogromnie się ucieszyłam i odetchnęłam z ulgą. W końcu chociaż jedna z nas będzie mogła zapomnieć o wszystkich dziwnych randkach, o swoich ex chłopach, którzy nie nadają się nawet na wspominanie o nich na tymże blogu 😉 i na spokojnie zaplanować swoją przyszłość. Bo kto jak kto, ale my obie zasługujemy na ułożenie sobie życia 😉 Gdzieś sobie uroniłam łzę na jej ślubie i chociaż nie przepadam za weselami, to u niej robiłam wszystko, żeby bawić się dobrze (może to też dlatego, że pół wesela przestałam przy fontannie z czekolady 😉 ). Aż pewnego dnia moja N. powiedziała mi… że jest w ciąży. Wszystko super, no cieszę się razem z nią, ale… Kto wypije ze mną prawie dwa wina i przeczołga się po pijaku do łazienki? Kto wyjedzie ze mną do SPA? Kto wyjedzie ze mną do TURCJI i zrobi mi najpiękniejszy turban pod słońcem? Kto o każdej porze dnia i nocy odbierze ode mnie telefon i wysłucha jak ryczę i smarczę do słuchawki, bo właśnie rozstałam się z kolejnym facetem..? I kto z pełnym optymizmem mi powie, że Ten Kolejny mój facet to już NA PEWNO Ten Jeden i Jedyny? No KTO????? Przecież teraz to już w ogóle koniec życia. Kaplica. Teraz to już o  niczym z nią nie porozmawiam oprócz o kupkach, mleczkach, kolkach nie wspominając o wyjściu gdziekolwiek. I czy w ogóle da sobie radę? Nie przytłoczy jej to wszystko? Ja byłam przez prawie całe studia nianią i wiem co to znaczy mieć dzieciaszka pod opieką. To wszystko reorganizuje. WSZYSTKO. A przecież jeszcze trzeba jakiś obiad ugotować, umyć się, wyjść czasem do toalety, nawiązać kontakt słowno-logiczny ze znajomymi. Ech…

Odwiedzam ją w szpitalu niedługo po porodzie. Błądzę po ogromnym parkingu, oddziałach, szpitalnych piwnicach i w końcu docieram do jej łóżka. Maluch urodził się za wcześnie, więc jest w inkubatorze. Ja wiem, że tragedii nie ma. Że takie rzeczy się zdarzają, i że minie kilka dni i będzie git, ale ona..? Pewnie jeszcze rok temu przyznałaby mi rację, ale teraz jest MATKĄ. A matka to najgroźniejsze stworzenie na ziemi i najbardziej zlęknione. Spodziewam się łez, nerwów i nie wiadomo co jeszcze. Jestem czujna jak wypłoszona sarna i patrzę na nią, jak na granat z odblokowaną zawleczką… Ale! O dziwo! Ona się uśmiecha, chodzi, odrobinę żartuje i czym zaskakuje mnie najbardziej zadaje mi pytanie jak JA się czuję. Bo to nie był mój najlepszy czas ani w życiu prywatnym ani zawodowym. Jestem w szoku, że tak dobrze się dziewczyna trzyma. Jestem w szoku, że się o mnie też martwi.
Po niecałym miesiącu odwiedzam ją pierwszy raz u niej w mieszkaniu. Jestem przygotowana na króciutką wizytę, bo zdaję sobie sprawę z tego jak wyglądają pierwsze tygodnie przerażonych i niezorganizowanych rodziców 😛 Robię slalom pomiędzy rozstawioną deską do prasowania, wystawionym wózkiem, gdzieś plącząca się piłką do fitnessu i docieram do łóżeczka maluszka. No jest to małe cudo, nie da się zaprzeczyć 🙂 Kiedy małe cudo się budzi, N. i jej mąż stają na baczność. Widzę, że NIC się na ten moment nie liczy- nawet wybuch jądrowy nie byłby w stanie zmniejszyć ich czujności 😉 Usuwam się na bok. Karmienie. Moja N. jak na kobietę, która niedawno rodziła, wygląda ślicznie. Nawet z tym cyckiem na wierzchu 😉  który dodaje jej- matce uroku.
Od tego momentu otrzymuję od niej regularnie wiadomości na gadu-gadu o bardzo dziwnych godzinach- o 1 w nocy, o 3, czasem nawet o 5. Nawet się dziewczyna rozpisuje!Ma czas- w końcu karmienie nie trwa 10 minut 😛
Moje kolejne wizyty pozwalają mi zaobserwować, że małe cudo jest uwieszone na swojej mamie NONSTOP. Kiedy wchodzę do jej mieszkania- ona karmi, w trakcie karmi, kiedy wychodzę- karmi. W krótkim międzyczasie trzyma małe cudo ciągle na rękach, mówi do niego, przewija je, nosi, siedzi z nim na kolanach i KARMI. Z reguły jak maluch zasypia, to śpi na jej kolanach lub ramieniu. Ha! Mało tego! Ona w międzyczasie prowadzi ze mną DIALOG! Normalny dialog o rzeczach, które dzieją się naokoło nas! To jest dopiero podzielność uwagi! 😀 Zastanawiam się kiedy ona zdążyła się umalować..? Może osiągnęła czwarty poziom wtajemniczenia wykonywania makijażu nogą? Kiedy chodzi zaspokoić najzwyklejsze potrzeby fizjologiczne…? I już kompletnie nie jestem w stanie rozwikłać zagadki przygotowania przez nią posiłku. Bo obiad na stole stoi. Nie wspominając o upieczonych babeczkach… Patrzę na to wszystko i jestem lekko przerażona. Poziom mojej paniki i zdumienia sięgnął zenitu, kiedy moja N. z marudnym małym cudem na kolanach usiadła na piłce do fitnessu i lekko podskakiwała, co by dziecko się uspokoiło. I MÓWIŁA do mnie w tym czasie! Prowadziła ze mną najzwyklejszą rozmowę na świecie! Tylko ja nie byłam w stanie się skupić ani na tym, co mówi ani na jej podskokach 😛 A dziecko zasnęło………
Patrzyłam na to wszystko z szeroko otwartymi oczętami. Nawet próbowałam moje okulary przetrzeć, bo mówię „chyba coś jest nie tak” 😉  Są pewne kwestie dla mnie niepojęte 😛

Podobno takie rzeczy można zrozumieć dopiero, jak się samemu zostaje rodzicem. No może. Zaprzeczać nie będę 😛 Jednak w szoku jestem permanentnym. I wyjść z niego nie mogę 😛 A to dopiero trzeci miesiąc jej macierzyństwa…