ci mężczyźni…

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

O Rozsądnym już wspominałam nie jeden raz, http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/03/13/taki-idealny-w-sam-raz-dla-chomikowej/ . Rozsądny jest facetem dla mnie idealnym, tylko, że… tylko że sama nie wiem co. Z Moją N. ustaliłam, że nie czuję się przy nim swobodnie. To raz a dwa chemii brak. Niech to szlag. Chemia jest wszędzie. Nawet w jabłkach i marchewkach a tu jej raptem BRAK.
Złośliwość losu.
Rozsądny w Londynie znalazł sobie dziewczynę. Polkę oczywiście. Pisał mi o niej, opowiadał o miłości i czasem prosił o przetłumaczenie na język polski kilku zdań, które gdzieś jej pisał na karteczkach. Uśmiechałam się na myśl o ich ładnej miłości i kibicowałam, pomimo tego, że z tego co wiem, to dziewczyna miała (i ma nadal) męża.
Przy okazji poziom wyrzutów sumienia  z powodu nieodwzajemnionego uczucia, zmniejszył się do poziomu akceptowanego przez mój mózg  😛
Czytaj dalej „ci mężczyźni…”

Chomikowa w ogniu pytań

Mother’s Day angry jennifer aniston facepalm face palm
źródło: giphy.com

Znacie mnie już trochę. Nawet odrobinę więcej, niż „trochę”. Wiadomo, że jestem wielkim, chodzącym rozsądkiem. Czas, kiedy moim życiem rządziły emocje minął wraz z ukończeniem studiów. Praca zawodowa, porażki miłosne i inne tego typu bzdury 😉 nauczyły mnie kierować się ROZUMEM i humorem.
Powodów do wyśmiania nie mam tu zbyt wielu, więc w tej całej Grecji pozostaje rozsądek 😉
Czytaj dalej „Chomikowa w ogniu pytań”

współczesna dieta jak religia

eating-1223841_960_720Dieta kapuściana. Dieta oczyszczająca. Bez soli. Bez pieprzu. Kopenhaska. Dieta oparta na tym, co znajdziemy w śmietniku. Oczyszczająca. Dieta naturalna, bez grama sztuczności. Bez obierania, z obieraniem. Odkwaszająca organizm. Bez mięsa. Oparta tylko na mięsie. Bezglutenowa oczywiście.
Są też diety oparte na czasie. Coś rano, coś innego wieczorem.
Oczywiście są też diety geograficzne, czyli indiańskie, tajskie, chińskie, mnichów buddyjskich i innych magików.
Każda wyjątkowa i JEDYNA W SWOIM RODZAJU. DOSKONAŁA.
Absurd.
Kiedyś człowiek wierzył, w to co mówili ludzie wykształceni, autorytety. Dzisiaj wierzymy we wszystko, co znajdziemy w prasie, czy Internecie. I choć ta „wiara” przemawia do nas językiem naukowym, to jakby przyjrzeć się z bliska wszystkich danym naukowym i dietetycznym „faktom”, to wykluczają się wzajemnie całkowicie. To, że jednej osobie pomogła dieta odkwaszająca organizm, nie jest powiedziane, że pomoże WSZYSTKIM. To jest trochę jak ze szczepionkami: to, że jedno lub dwoje dzieci zachorowało po szczepionce na autyzm, to nie jest powiedziane, że zachoruje 10.000.000 pozostałych. Takie prawdopodobieństwo zawsze istnieje ze wszystkim. Nawet cholerne wapno może zaszkodzić a skoro nawet wapno może zaszkodzić, to dieta oczyszczająca może komuś pomóc.
Ale ludzie wcale nie chcą tego analizować. Ludzie wolą WIERZYĆ.
Cierpisz na bezsenność, masz lęki, depresję?- Trzeba ograniczyć sól i zmienić cukier biały na trzcinowy. Masz zaparcia?- Nie jedz pszennego pieczywa. Wystarczy coś zastąpić czymś lub coś ograniczyć. Od razu jest nam lepiej. Od razu czujemy, że zrobiliśmy dla siebie i swojego organizmu coś dobrego, bo INNEGO. Co śmieszne, przez jakiś czas może to nawet będzie działać, bo WIERZYMY, że zadział się cud.
Opisane wyżej zjawisko powszechnie nazywane jest PLACEBO.
Z każdą religią i każdą dietą na świecie jest tak samo- nie do końca może wiemy w co wierzymy i dlaczego, ale ważne, że wierzymy. Może być przymus modlitwy do ziarenek piasku albo przymus jedzenia jakiegoś zielska. Ważne, że jest przymus, i że inni robią podobnie. To daje nam motywację do wiary.

Jeszcze raz usłyszę od mojej ciotki lub kogokolwiek innego o witamince c lewoskrętnej i dostanę szału. Naczytała się gdzieś, że trzeba ją pić hektolitrami codziennie, bo ona wyleczy ją od WSZYSTKIEGO. Nawet od tego, czego jeszcze nie ma, ale może mieć. Nieważne, że ciotka ma codziennie takie biegunki, że nie może zdążyć do toalety, ale przecież ona jest przekonana, że owa witamina jest cudem. Babci też witaminkę ładuje. Po 3.000 mg dziennie. Gratuluję. Jakby ktoś nie pamiętał, to dzienna dawka witaminy c nie powinna przekraczać 1000 mg. Babcię boli od ponad tygodnia żołądek i trzustka.
A z ciotką się nawet nie podyskutuje.

Ktoś chce od cioci Chomikowej przepis na idealną dietę? Proszę bardzo- to ROZSĄDEK idący w parze z UMIAREM.

Kolejny wpis Chomikowa wysmaruje już w Grecji 🙂 Proszę mocno TRZYMAĆ KCIUKI!!!! 🙂

po intensywnej nocy

źródło: stylowi.plNa jednych z zajęć językowych poznałam Poetę. Od pierwszego dnia czułam, że jest to ten typ człowieka, z którym na pewno szybko się porozumiem i znajdę wspólny język. Nie wiem… takie rzeczy się po prostu czuje.
Z każdym kolejnym dniem, czułam się w jego towarzystwie swobodniej. Cieszyło mnie, że opowiada mi o sobie coraz więcej i pozwala sobie na coraz zuchwalsze dowcipy, które uwielbiam. Po ostatnim wyjściu do miasta, jasno wyznaczona przez nas granica zaczęła się zacierać. Padło kilka słów, których nie chciałam usłyszeć, i których nie chciałam powiedzieć.
Chemia coraz bardziej zacierała mój i jego zdrowy rozsądek…

Późny wieczór. Odbieram od niego maila z obiecanymi wierszami.  Nie najlepiej znam się na poezji, ale mają to być generalnie humoreski, więc ochoczo otwieram maila z folderem „Moja poezja”.
„Chomik, chciałem zaznaczyć, że po przeczytaniu tych wierszy, będziesz o mnie wiedzieć więcej, niż wiedzą inni. W sumie, to będziesz o mnie wiedzieć wszystko… Ale czuję, że wysyłam to odpowiedniej osobie (…)”
Co takiego osobistego może być w humoreskach?- pomyślałam beztrosko-NIC, Chomikowa, NIC.

Po dwóch godzinach pochłaniania wystukanych słów, czuję każdy dotyk, który opisał w dziesiątkach erotyków. Każda kropla potu z zapisanych słów spływa po moich plecach. Mam opuchnięte wargi od wszystkich szaleńczych pocałunków. Moje uda mają ślady wbijanych paznokci. Słyszę każde wyszeptane słowo i czuję każdy opisany dreszcz.

Pochłonęłam wszystkie jego pragnienia… Jestem przesiąknięta każdą jego myślą. Znam jego grzechy i wiem, co sprawiło, że znów zaczął wierzyć. Wzięłam wszystko, co mi dał… Poddałam się.
Boję się poranka po tej wspólnej nocy. Światło dzienne zmienia perspektywę. Nie wiem, jak sobie spojrzymy w oczy…

o definicjach miłości

group-464644_1280
źródło:pixabay.com

Po moim ostatnim osobistym wpisie http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/03/13/taki-idealny-w-sam-raz-dla-chomikowej/ zaczęłam się bardzo mocno zastanawiać nad tym, z kim najczęściej tworzymy związek a potem decydujemy się na dalszy krok, jakim jest założenie rodziny. To znaczy, nie chciałabym zostać źle zrozumiana… Chodzi mi o to, co bierzemy pod uwagę w wyborze partnera/partnerki i dlaczego akurat TA a nie inna osoba staje się naszą „drugą połową” czegoś tam 😉
Ten mętlik w głowie pojawił się po licznych komentarzach pod ww. wpisie. Bo przez 30 lat mojego istnienia tym świecie byłam głęboko przekonana, że jak się z kimś wiązać, to tylko z miłości. Mówiąc o miłości, mam na myśli prawdziwe uczucie, którym darzymy drugą osobę, przywiązanie do niego (nie tylko materialne 😛 )i poczucie, że bez tej osoby, nasze życie byłoby… niepełne.
Znów naiwna? 🙁
Zawsze uważałam, że aby doczołgać się w końcu do miłości, muszę przejść przez pierwszy etap, jakim jest zakochanie/zauroczenie tą drugą osobą. Myślałam, że czasy, kiedy miłość jest traktowana za czysty wytwór społeczny prowadzący do małżeństwa a to do umocnienia pozycji społecznej rodziny i połączeniu wspólnego majątku (tzw.małżeństwo z rozsądku) jest już jakoś za nami, ale czytając komentarze bardzo mocno się zdziwiłam…
Dobra, dobra… Nie jestem księżniczką zamkniętą w wielkiej wieży, która za lektury ma tylko bajki i baśnie opowiadające tylko o pięknych uczuciach, waleniu grzmotów miłości i innych takich 😛 więc zdaję sobie sprawę, że spora część z nas kieruje się nie tylko miłością przy wyborze swojego partnera, ale bierze pod uwagę inne aspekty, takie jak status materialny (oczywiście 😛 ), wygląd czy inne mniej lub bardziej absurdalne czynniki. Jednak wierzyć mi się nie chce, że większość z nas nie przeszła przez jakąś fascynację tą drugą osobą…
Czy ktoś tutaj związał się z drugą osobą licząc na to, że jakieś uczucie pojawi się później…? Czy ktoś wziął ślub z rozsądku???? A jeśli tak, to czy było warto? Czy nie macie poczucia, że coś pięknego przeszło obok nosa?
Podzielcie się z Chomikową swoją historią 🙂 Gorąco namawiam 🙂

P.S. Niedawno skończyłam czytać książkę o Teheranie (recenzja za jakiś czas). Kilka razy były w niej przywoływane historie zaaranżowanych małżeństw (normalka w Islamie), które zostały zawarte mimo tego, że partnerzy przed ceremonią zaślubin znali się bardzo powierzchownie i niczego do siebie nie czuli. Każde małżeństwo opierało się na kłamstwach, zniewadze, smutku i rozczarowaniu…
Ale to tylko reportaż.
Może ma się nijak do rzeczywistości…?

taki idealny. W sam raz dla Chomikowej!

sad-674807_960_720
źródło: pixabay.com

Już prawie 2 lata prowadzę tego bloga. Prawie 24 miesiące daję wyraz swojemu rozczarowaniu w poszukiwaniach Idealnego. Samotnie przedzieram się przez to życie prawie z takim samym samozaparciem, jak postać grana przez Leo DiCaprio w „Zjawie” 😛 Rozpaczam, szlocham, narzekam na brak faceta, który posiadałby cechy godne Idealnego a jak już się taki pojawi na horyzoncie i to bez bagażu w postaci rodziny czy narzeczonej (!), to Chomikowej serce nie pyka 😛
Będę wyć. Dajcie mi chusteczki, albo wino chociaż 😛
O Rozsądnym już wspominałam… http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/01/27/wstyd-i-wyzwanie-w-budapeszcie/ .W Bułgarii dawał mi do zrozumienia, że chciałby, żeby coś z tego było. Zawsze miły, kulturalny, pomocny, ambitny. Taki prehistoryczny gentleman. I na każde moje skinienie paluszkiem. Czekaj, czekaj Chomikowa! Jakie ty zawsze cechy wymieniasz, kiedy ktoś się ciebie pyta o ideał faceta? Miły, kulturalny, pomocny, ambitny? Taaaaa. Nawet wysoki jest! Niech mnie ktoś uszczypnie!
No to o co chodzi, że… nie wychodzi..?
-Chomikowa! To jak na spowiedzi! O co ci chodzi, że ten Rozsądny to jednak nie to?-zdenerwowana pyta się mnie Moja N.
-Nie wiem! Zabij mnie! Nie wiem! Może to ten jego żabi uśmiech?
-Co?-wybucha śmiechem- ale ty głupiutka jesteś! Przecież nie jest z nim aż tak źle! Lepiej wymyśl mi coś innego, bo inaczej cię skrzywdzę!
-Jejuuu- kombinuję pełna wyrzutów sumienia-Chemii brak! No nie ma chemii!
-Chomik! Cholera jasna! Za stara jesteś na chemię! Facet ma wszystko, czego mogłabyś potrzebować i wygląda na takiego, który na pewno by cię nie zostawił z byle powodu i nie poszedł w tango z młodszą, czy jakąkolwiek inną.
-WIEM! Nie krzycz na mnie, bo i tak mam wystarczająco dużo wyrzutów sumienia z tego powodu! Nie wiem! Może dlatego, że jest zbyt kulturalny?! Widzę, że przy każdym moim „fuck” sztywnieje a ja często rzucam „fuck”! Mam faceta narażać na śmiertelne zesztywnienie?
-Dobra, czyli nie czujesz się przy nim swobodnie, tak?
-No w sumie tak. I za rzadko się przy nim śmieję. Ja tak bardzo lubię się śmiać…. N, rozumiesz mnie…?-pytam już kompletnie podłamana.
-W takim razie, teraz już cię rozumiem i rozgrzeszam. Nie smuć się.

Kiedy ja i tak się smucę… Wczoraj rozmawialiśmy przez skype’a. Znów miły, szarmancki, pomocny, z tysiącem planów na siebie.
-Chomiczku, wiesz, że zawsze możesz do mnie przylecieć? Pamiętam, że Anglia to nie jest dla ciebie wymarzone miejsce, ale znalazłabyś tu na pewno pracę. Ja bym ci pomógł. A jak nie tak, to przyjedź po prostu w odwiedziny. Jesteś zawsze u mnie mile widziana.

SZLAG!!!!!
A tak go lubię…
Głupi Chomik… Dowcipów sobie życzy i chemii.
Takie rzeczy już nie w tym wieku! 😛

———————————————————————-
A aplikacja audio-blog już ściągnięta? Blogi wysłuchane? No, ja myślę 😉

znam ten scenariusz…

game of thrones got drunk drinking drink
źródło: giphy.com

Wiecie co jest najgorsze w życiu 30-letniej singielki?- weekendy. W tygodniu mam sporo zajęć: praca, kursy etc. Nie mam za bardzo (jak każdy z nas) czasu na pierdoły. Gorzej, kiedy przychodzi weekend. Prace domowe poodrabiane, mieszkanie wysprzątane, babcia odwiedzona, książki wyczytane, basen zaliczony, moje dziewczyny na randkach i co…? Robi się godzina 20.00 i co…?  I tak któryś z kolei weekend. Oszalałam. Jeszcze jeden nic nie wnoszący w moje życie wieczór i wyprowadzą mnie z chałupy obwiązaną w kaftan bezpieczeństwa. Dlatego też m.in. tak, jak wspominałam w jednym z ostatnich wpisów, http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/10/30/wsciekla-rozgoryczona-nowa-chomikowa/ wybrałam się na randkę z facetem, który podobał mi się od dłuższego czasu. Co prawda istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że jest w jakimś związku, ale poziom desperacji zbliżał się do poziomu „uwaga! Niebezpieczeństwo!” i nie powstrzymał przed wyjściem z domu.
Romeo przybył punktualnie, wsadził w swój samochód i zabrał do bardzo przyjemnej knajpki na końcu miasta. Nasze rozmowy były ucztą intelektualną. O sprawach dla mnie niepojętych opowiadał z tak doskonale dobranym słownictwem, że mogłabym słuchać jego opowieści nawet o powstaniu Wszechświata. Trochę żartował, opowiadał o pracy, o planach dalekich i bliższych a ja ostrożnie, w zachwycie przechylałam głowę. Nie byłabym sobą, gdybym nie szukała czegoś, do czego mogłabym się „przyczepić”, znaleźć jakiś punkt, który pozwoliłby mi powiedzieć „znów nie ten”. I niczego takiego nie znalazłam. Nawet cholerna sałatka była pyszna! Sałatka! Takie zielone coś!
Szlag by to.
Było prawie idealnie.
Bardzo tego potrzebowałam, bardzo.
A dlaczego „prawie’? Bo raptem po 2 godzinach tak cudnego spotkania powiedział, że czas się zbierać.
???!!!! Matko kochana! Nie jest wystarczająco cudnie?! Coś ze mną nie tak? No dobrze, może nie jestem najpiękniejszą kobietą na tej ziemi i nie najinteligentniejszą, ale przecież…!
Coś jest NIE TAK. Resztki rozumu podpowiadają mi CO, ale ja nie chcę o tym wiedzieć.
W panice dokończyłam kawę, porwałam torebkę i rozczarowana poczłapałam do drzwi wyjściowych.
-Chomikowa, sporo o sobie ci opowiedziałem, ale może chciałabyś wiedzieć o mnie coś jeszcze? Nie ma jakiegoś pytania, które chciałabyś mi zadać?-pyta w samochodzie.
No jasne.
Wszystko jasne jak słońce.
Panika.
Tysiąc myśli na sekundę…
-Wiesz… Nie, nie chcę wiedzieć niczego więcej.
Brawo Chomikowa.
Gromkie brawa za odwagę…

2 dni później dostaję smsa: „Kiedy się zobaczymy?
Cała ja chcę pobiec na spotkanie jak na skrzydłach. Nawet w tej chwili. Wystarczy, że założę moją ulubioną sukienkę i buty. Rzęsy pociągnę tuszem a spód nadgarstka spryskam ulubionymi perfumami. Będę gotowa w 15 minut. Daj mi tylko 15 minut.
Zwlekam z odpowiedzią. Liczę na to, że wydarzy się cud i to on za mnie odpisze prawidłową odpowiedź.
-„Jestem wolna w sobotę”
-„W takim razie sobota. Po drodze jeszcze zadzwonię”.

W sobotę dokładnie wybieram garderobę. Najlepsza bielizna, ulubiona sukienka, delikatna biżuteria, najdroższe kosmetyki. Każdy detal jest dopasowany idealnie. Tylko ja idealna nie jestem. Jak zwykle…
Nie wiem kiedy wziął mnie za rękę. Na środku Starego Miasta całował.
Fatalny moment. Wybrałam jeden z najgorszych:
-Masz żonę, prawda?- pytam i nawet na niego nie patrzę. Chyba za bardzo boję się odpowiedzi…
– Nie będę cię oszukiwał. Mam partnerkę od wielu lat i 9-letniego syna.
SYNA????
Nie może być gorzej. To znaczy może. Przecież mógł mi powiedzieć, że ma narzeczonego.
-Syna?! Dlaczego nie masz fotelika w samochodzie????
-Bo syn jeździ tylko z moją partnerką i tam jest fotelik. Chomikowa- patrzy mi w oczy- czy to coś zmienia?
Matko kochana… To WSZYSTKO zmienia. Co prawda świat nie przestanie się kręcić, ale w dzisiejszym wieczorze to zmienia WSZYSTKO.
-Tak, Romeo… niestety zmienia. Znam scenariusz, jaki by powstał do tego filmu. Choćbym bardzo chciała w nim zagrać, to nie mogę.

Ktoś się jakiś czas temu mnie pytał o randkę, na którą szykowałam się… o wiele za długo.
-Nie, nic z tego nie będzie. On ma rodzinę.
-Noż, cholera jasna… To może chociaż seks?
-No jak seks? Jak idę z kimś do łóżka, to coś muszę do faceta czuć a jak czuję i idę z nim do łóżka, to w niedługim czasie się zakocham a jak się zakocham w zajętym facecie, to…
-Tak, tak… to wiem. A gdyby jednak on cię pokochał?
-Pokochał. Chyba zamroczył. Na pewno jeszcze by mi dawał nadzieję, ze rodzinę dla mnie zostawi. Nawet by mówił, że z partnerką nic go już od dawna nie łączy a ja po roku spotkałabym go na mieście z ciężarną ukochaną. Przecież nic go z nią nie łączy.
Znam doskonale ten scenariusz.

Kolejny weekend za mną…