Chomikowa ze wzrostem na świętą…

źródło: pixabay.com
źródło: pixabay.com

Sobota. Godzina 9.00. Sms. „Chomiczku, o której u mnie dzisiaj będziecie?” Moja Matka Polka zapomniała, że ci, co nie posiadają dzieci, to w weekend wstają najwcześniej o 9.30 😛 Z półprzymkniętymi powiekami, na macanego odpisuję jej na wiadomość. Teraz idź spać Chomikowa, idź spać. Masz czas, żeby przespać najbliższe nic nie wnoszące w Twoje życie godziny przynajmniej do 15.00. Po prostu śpij.
Budzę się w południe i wcale nie chcę wstawać. Chcę zostać w łóżku. Czuję się zmęczona brakiem życia. Potrzebuję jakiegoś tchnienia, które pobudzi mnie całą do patrzenia, słuchania, działania… Chcę po prostu jakiejś emocji…
Do Matki Polki docieram z Blondyną po południu. Stawiam na ławę zrobioną sałatkę makaronową, na którą nota bene rzuciłam się dzień wcześniej, wyżerając jak prosiak połowę półmiska cudownego MAKARONU 😛 Siadam bez życia i patrzę na jednego malucha grzecznie śpiącego w łóżeczku i starszego rozrabiakę walczącego z zestawem klocków Lego. I nic… Coś we mnie pęka. Rzucam się do nogi Matki Polki:
-Powiedz mi, że dobrą zrobiłam sałatkę. Dobrą, prawda????- pytam jak rozkapryszony 5-letni bachor.
-Oczywiście, Chomiczku, że pyszna. Ja wiem, że ty nie gotujesz, ale jak już coś zrobisz, to naprawdę jest dobre. Co się z tobą dzieje?- pyta, kiedy ja nie chcę się odczepić od jej nogi. Jak pijawka, która przyssała się do nogi, żeby wyssać z niej całe dobrodziejstwo świeżości 😛
-Co się dzieje? No właśnie NIC SIĘ NIE DZIEJE! Podporządkowałam swoje ostatnie tygodnie znalezieniu roboty tam,gdzie jest słońce i teraz to już tylko CZEKAM. Już nic nie jestem w stanie zrobić. Siedzę w domu i CZEKAM. Chyba na cud. Ja już nawet mój kurs językowy traktuję jako mega rozrywkę, więc wyobraźcie sobie!

O 18.00 dostaję smsa ratującego mój stan psychiczny „Chomikowa, znów rozstałam się z moim facetem. Idę z kumpelą w miasto. Idziesz?”

Matko kochana! Pewnie, że IDĘ! BIEGNĘ! Tylko sukienkę zarzucę i już pędzę! Jak ja potrzebowałam wyjść do LUDZI, do miasta! PĘDZĘ na tych swoich Chomikowych długich nóżkach, PĘDZĘ! Tylko se zębów nie wychlaśnij, Chomikowa na tym świeżym śniegu… Zdążyłam pomyśleć.
To nieprawdopodobne jak szybko człowiek może zobaczyć swoje długaśne nogi w powietrzu na wysokości twarzy…
Leżę…
A na niebie pełno chmur… Jak nic przypierdzieli śniegiem i znajdą mnie dopiero na wiosnę. Zbierając resztki rozumu i łapiąc oddech podejmuję pierwszą próbę. Rękoma ruszam?- wszystko git. Tyłek-boli, ale to normalne. Jest wielki, więc musi boleć. Nogi- spoko. To pozbieraj te zwłoki, Chomikowa i leć na tramwaj!
Jak gdyby nigdy nic podnoszę się z chodnika i doczołguję na przystanek tramwajowy. Nic mnie nie powstrzyma przed wyjściem do ludzi. NIC. Muszę coś przecież ze sobą zrobić, bo niedługo zakup biletu tramwajowego zacznie mnie napawać lękiem 😛
Masa ludzi w knajpie na początku mnie onieśmiela. Podczas rozmowy z dziewczynami, podchodzi do mnie jakiś chłopak. Przyszedł sam i w ogóle tu nie pasuje. Pyta się mnie, czy skoro jest koło mnie trochę wolnego miejsca, to może się przysiąść. Obiecuje nie przeszkadzać w babskim spotkaniu i oferuje ewentualne przypilnowanie stolika. Chłopak wzbudza we mnie dużą sympatię i zaufanie. Może dlatego, ze bardzo przypomina mojego „byłego” i ma nawet tak samo na imię. Siet.
-Chłopaku, czemu przyszedłeś tu sam? To nie jest miejsce, gdzie można na spokojnie wypić piwo- pytam- Tu się za chwilę rozkręci impreza.
-Mieszkam niedaleko i bardzo lubię tę knajpę. Zamiast znów siedzieć przed TV, wolę tutaj przyjść i popatrzeć jak ludzie się uśmiechają. Czasem z kimś pogadam, tak jak z tobą. Czasem już o północy wrócę do domu. Smutne, prawda?
Co ja mam chłopakowi powiedzieć? Smutne. Pewnie, że smutne. Tak, jak i moje życie ostatnio, ale ja jeszcze nie jestem na etapie wychodzenia samej na imprezy…
Zamieniam z chłopakiem jeszcze kilka zdań i wiem, że jest dość wartościowym człowiekiem, który idealnie pasowałby do mojej koleżanki! 🙂 Po mistrzowsku usuwam się na bok i robię miejsce dla kumpeli.
Po 5-ciu godzinach rozmowy (koleżanki na parkiecie w sumie nie było- tak była zajęta rozmową 🙂 ) wziąl od niej numer telefonu i umówili się na spotkanie 🙂
YES, YES! 🙂 🙂 🙂 Aż mi serce rośnie!
Nagle podbiega do mnie jakaś dziewczyna. Łapie mnie za rękę i krzyczy! Zaznaczam, że wygląda naprawdę na trzeźwą.
-Ej! Mój kumpel obserwuje cię już od jakiegoś czasu i nie może wyjść ze zdumienia, że ty taka wysoka jesteś!
Ooo… tego już dawno nie było! Już prawie zapomniałam, że mam ponad 180 cm. Jak to dobrze, że są jeszcze na tym świecie istoty, które mi o tym przypomną 😛
-No popatrz! Można mnie poobserwować całkiem jak małpkę w zoo, prawda?
Na te słowa podchodzi do mnie rzeczony kumpel.
-Matko Boska! Dziewczyno! Ja tak już patrzę i patrzę a ty obcasów nawet nie masz! To niesamowite, wiesz?- oznajmia cały uradowany- Ile ty masz wzrostu?
Patrzę się na niego troszkę jak na idiotę. Bo skoro tak zaczyna ze mną rozmowę, to chyba nie prezentuje inteligencji najwyższych lotów, prawda?
-Matko Boska? Ty nie rób ze mnie świętej już po kilku zdaniach, bo się zaczerwienię.
-Ale ja się serio pytam? Ile masz wzrostu 184, 185 cm?
-Jak w mordę strzelił. A ty co? Geodeta, że tak ci dobrze pomiary idą?
-A nie, sam mam 184, więc mogłem celnie strzelić.
Pewnie. Sobie w kolano.
Łapie mnie druga znajoma i pyta się, czy może iść potańczyć z jakimś facetem, bo nie chce mnie samej zostawiać. Idzie uradowana z moim błogosławieństwem. Niech idzie i niech sobie też w końcu kogoś znajdzie, a nie od 6 lat kołuje się z facetem, który zostawia ją średnio co pół roku. Ja sobie jakoś poradzę.
W drodze do baru mijam kilku obcokrajowców. Z doświadczenia wiem, że lepiej z takimi nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, bo potem żyć mi nie dadzą przez resztę imprezy. Chomikowa, focus na podłogę, na podłogę.
-Oh! My God! Bella! So tall and bella!- ktoś mi krzyczy w ucho.
Teraz to już nawet God? Pójdę na ołtarz jak nic… Spoglądam na obcokrajowca i bawi mnie swoim wyrazem twarzy. Niektórzy mają w sobie coś takiego, że samym wyrazem twarzy wzbudzają sympatię. Chłopak do tego tak się wygłupia, że zaśmiewam się przez dłuższą chwilę. Z Włochem bawię się naprawdę dobrze przez resztę wieczoru. Nie wiem nawet czy nie za dobrze.
Moje dziewczyny wyszły z knajpy umówione z nowo poznanymi facetami na telefon i na kolacje. Jestem nieprawdopodobnie szczęśliwa 🙂
Śnieg sypał całą noc. Taksówkarz przywiózł mnie do domu nad ranem.
-Pani to taka normalna dziewczyna. Proszę wybaczyć moje niedyskretne pytanie, ale ile ma pani lat?
-Ojojoj! Wie pan, że każda kobieta dociera do takiego momentu w swoim życiu, że musi określić to ile ma lat i się tego trzymać aż do śmierci?
-No mówię, że pani to taka normalna, wesoła osoba. Dla mnie widzę, że jest pani za młoda,  zresztą ja żonaty jestem, ale mam takiego wysokiego syna, który nie może poznać takiej normalnej dziewczyny, jak pani. Teraz te młode kobiety to jakieś zgłupiałe chodzą. Rozumie pani?
-Rozumiem, rozumiem. Ale to wcale nie znaczy, ze ja mądra jestem 😉 Zresztą syn, skoro ma 25 lat, to jest sporo młodszy ode mnie. Ja już kremy przeciwzmarszczkowe pod oczy kupuję niestety…
-A no widzi pani… To ja życzę pani wszystkiego dobrego i UŚMIECHU!

Szkoda, że normalnym ludziom trudno jest kogoś znaleźć.
Świat nad ranem w niedzielę wygląda pięknie. Puch śnieżny pokrył drzewa i chodniki. Wiatr delikatnie przesuwał chmury. Spojrzałam na lśniący księżyc wystawiając policzki do wiatru. Delikatny i ciepły jak powiew wiosny. Nareszcie tak mi spokojnie i ciepło w środku. Jakby mi serducho ktoś przykrył pierzyną… 🙂

———————————————————————
Zapraszam do polubienia strony Chomikowej na fb 🙂