z wizytą u kosmetyczki

żródło: www.direwolf.pl

Nigdy w życiu nie posiadałam nadmiernej wiedzy dotyczącej kosmetyków do makijażu, czy pielęgnacji cery. Działam zawsze trochę jakby po omacku i właśnie tą metodą próbowałam sobie radzić z moją „urodą” 😉 Kiedy kilka lat temu łażenie do kosmetyczek stało się popularne, zaczęłam dostawać na różne okazje kupony upoważniające do wykorzystania jakiegoś zabiegu w różnych gabinetach, które to miały sprawić, że się zrelaksuję i wyjdę stamtąd piękniejsza. No i nie wychodziłam. Piękniejsza znaczy się 😛 Wychodziłam natomiast z masą wspaniałych porad kosmetycznych, które to niby miały sprawić, że już nie będę mieć problemów z suchą cerą. Srata ta ta. Problemy nie znikały a mnie się już nie chciało toczyć jakichkolwiek walk i z cerą i tym bardziej z kosmetyczkami.
W końcu trafiłam do Pani Sylwii 🙂 Kobieta szybkim spojrzeniem na moją twarz od razu mi powiedziała, że mam jedną z najtrudniejszych do pielęgnacji typów skóry: sucha, naczynkowa z przetłuszczającym się czołem 😛 Rewelka 😀 Dostałam od kobiety 3 kremy, kilka wskazówek pielęgnacyjnych i NAKAZ picia dużej ilości WODY. Kremy REWELACJA. Już po tygodniu ich stosowania widziałam poprawę 🙂 Natomiast już wspominałam przy wpisach dotyczących moich potyczek z siłownią i osobistym trenerem (nota bene facet się poddał w walce o moją figurę i ewidentnie mnie unika 😀 ), z wodą mam PROBLEM. To znaczy nie przepadamy za sobą. Jeszcze w czasie upałów, to potrafimy żyć w jako-takiej symbiozie, ale zimą… Kiedy jest mi zimno i zakładam na siebie trzeci sweter oraz czwartą podkoszulkę (swoją drogą jak to dobrze, że nie mam aktualnie żadnego faceta, bo zanim by mnie rozebrał, to… to byłoby PO WSZYSTKIM 😛 ) i jeszcze patrzę na butelkę zimnej wody, to od razu mam ochotę założyć pod spodnie getry 😛 Nie potrafię się zmusić do wypicia całej 1,5 litrowej butelki wody. Wiem, że powinnam. Wiem, że woda poprawia pracę układu trawiennego; że nawilża skórę i oszukuje żołądek przed jedzeniem. Na litość boską, no WIEM. Ale poza herbatą i kawą ciężko mi wlewać w siebie taką ilość wody. Zresztą jakoś nie wierzyłam, że sama woda nawilży mi cerę i będę piękniejsza 😛 Żeby jednak nie narażać się na kolejne pytanie kosmetyczki o ilość wlewanej w siebie wody, zrobiłam w czasie Świąt Bożego Narodzenie eksperyment.  Z racji, ze z domu w sumie przez kilka dni nie wychodziłam, olej do piecyka ogrzewającego mieszkanko miałam zakupiony w ilościach hurtowych, więc chodził prawie na okrągło i nie było mi tak zimno, to piłam wodę. Sporo wody. Dużo wody. BARDZO DUŻO…
-Pani Chomikowa, no widzę że skóra nadal jest przesuszona- karci mnie moja kosmetyczka, przyglądając się w skupieniu mojej twarzy.
-No wiem, ze jest. Ale! Ja się pani pochwalę, że w czasie Świąt Bożego Narodzenia miałam bardzo ładną cerę!
-Jak to?
-Bo piłam prawie 3 litry dziennie wody! I jak zwykle miała pani rację- już po dwóch dniach takiego wlewania w siebie płynów jak w staw melioracyjny zauważyłam, ze buzia mi się nie przesusza. Kto by pomyślał! Ale niech się pani tak nie cieszy, bo ja już nie będę pić takiej ilości wody.
-No masz ci! A czemu nie? No przecież widziała pani efekty!- Pani Sylwia jest kompletnie rozczarowana i widzę, że znów ma ochotę mnie skarcić 😛
– Bo biegałam do toalety co godzinę! Pani! No przecież ja nic innego nie robiłam, tylko sikałam! Dobrze, że ja już szamba nie mam w domu, bo musiałabym po 4 dniach zamawiać szambo-nurka!
-Aż tak bardzo to pani przeszkadzało? No przecież szczęśliwie już ma pani kanalizację, więc w czym problem?
-Jak to w czym?! Przecież ja nie mogę swojego życia podporządkowywać toalecie! Nie będzie kibel rządził moim życiem! Ja wolna kobieta jestem!
-No tak, pani Chomikowa… Rozumiem.
Ale widzę, że NIE ROZUMIE 😛 Trudno.
-Pani Chomikowa, ale ja widzę, że pani coś chyba schudła, prawda? I to po świętach!
-Ja?! – zdziwienie maluje mi się na tej przesuszonej twarzyczce niemałe, bo właśnie ja nic nie schudłam, więc w ogóle o co kaman?- I teraz mi pani o tym mówi, kiedy moim postanowieniem noworocznym jest zaprzestanie zbędnego łażenia na siłownię?
-Jakiego zbędnego? Jak widać bardzo niezbędnego, bo ja widzę efekty!
-To nie efekty, tylko za ciasne spodnie! Byłam w moim sklepie ze spodniami i mi 3 osoby wmawiały, że właśnie te idealnie na mnie leżą! Kiedy ja uważam, że jednak nie leżą, tylko CISNĄ! Ale skoro je kupiłam, to noszę… Skoro trzem osobom się podobały, to może jeszcze kilku też się będą podobać 😛
-Widzi pani?! To może jednak te spodnie musi pani nosić? Zresztą to niemożliwe, żeby to był tylko efekt za ciasnych spodni, bo ewidentnie ma pani tyłek mniejszy.
-No pewnie, że mam! Bo mi spodnie ścisnęły tłuszcz 😛
-Z panią to widzę, że generalnie nie jest łatwo…
-Ha! Pewnie, że NIE JEST- i zaśmiewam się szczerze sama z siebie- pogadałaby pani z moimi „byłymi”, to dopiero by sobie pani o mnie opinię wyrobiła! Już nie byłoby między nami takiej sympatii! 😀

 

Chomikowa na diecie

źródło: www.demotywatory.pl
źródło: www.demotywatory.pl

Jak już wspominałam dzięki braku asertywności jestem na kolejnej diecie. Nie wiem już której w moim życiu. Przestałam liczyć chyba w wieku 18 lat, kiedy po raz 5-ty w moim życiu podjęłam decyzję o zrzuceniu kilku kilogramów. Piąty raz… Od tego czasu postanowiłam nie liczyć tych wszystkich diet, ćwiczeń, nowych wspaniałych produktów dzięki którym moja talia będzie jeszcze doskonalsza, niż jest 😛 Zamiłowanie do dobrego jedzonka odziedziczyłam po Rodzicielce i ciotce. W sumie można rzec, że też we krwi mam zamiłowanie do próbowania różnych diet. Z zamiłowaniem czytałam o nowej diecie i z zamiłowaniem łamałam jej zasady. Bo JAK TO? Znów mam sobie czegoś odmawiać? Życie jest wystarczająco smutne, żeby jeszcze pozbawiać się takich przyjemności jak choćby kawałek mlecznej czekolady, czy ziemniaczek z sadzonym jajkiem… MNIAM 🙂
Przed kolejnym treningiem z SS-manem otrzymałam od niego tabelkę z rozpiską mojej n-tej diety.
– 7 posiłków  co 2,5 h w ciągu doby (szczerze mówiąc nie wyrabiam aż 7, tylko 6). Okej- do tej pory też jadłam jakoś co 3 godzinki, więc tutaj nie wyrażam sprzeciwu.
– na śniadanie i kolację ciemne pieczywo. Oczywiście, że się zgadzam- chlebek już piekę sobie sama, więc wiem co jest najlepsze.
– owoce z naturalnym jogurtem lub koktajl. Tu muszę się dobrze zorganizować, bo nienawidzę rozstawiać sprzętów kuchennych zbyt często (zbyt często, czyli więcej, niż raz w tygodniu 😛 )
-warzywa wszelkie, tylko NIE GOTOWANE. I tutaj nagle zaczynają się schody. Okej- marchewkę zjem na surowo, pomidora też, ale taki np. mój ukochany KALAFIOREK..????
-Słuchaj, jak a mam jeść te warzywa, skoro zabraniasz mi je gotować? Mogę jeść kalafiora i brokuły, tak?- zadaję na wszelki wypadek pytanie SS-manowi, bo chyba coś mu się w głowie pomieszało a wygląda mi trochę na zakręconego, WYGLĄDA 😉
-No normalnie! Zalewasz je wrzątkiem i jesz prawie na surowo.
A jednak świadomie mi to wpisał w tą cholerną tabelkę…….
-Ty! Jak to na surowo??? Kalafior??? Czy ty chcesz zrobić ze mnie KOZĘ?!- Oburzona jestem i to nie na żarty.
-Ja tak jem! Sparzam wrzątkiem i JEM.
-I skutki są jakie są…- Mruczę pod nosem. Za głośno.
-Chomik! Czy ty zawsze tyle dyskutujesz?
-Gdzieżbym śmiała!
Tylko wtedy, kiedy ktoś mnie chce pozbawić aktualnie jedynej przyjemności w życiu, jaką jest jedzenie i zrobić ze mnie meczące zwierzę.
-A może chłopa ci trzeba, co?
-Sugerujesz coś? Czy tylko przekraczasz granice przyzwoitości?
-Gdzieżbym śmiał!

Tośmy sobie PODYSKUTOWALI. W ramach chyba zemsty trener zafundował mi znów ostrą jazdę po materacu 😛 Starałam się skupić, bo wiedziałam, że kolejnym razem będę ćwiczenia już wykonywać sama albo na siłowni, albo w domu.
No starałam się, ale mi nie szło… 🙁
-Chomik! Ty się skup!
-No przecież się staram… To nie jest mój dzień, nie jest ewidentnie…
-Ustaw się w pionie i złap równowagę!
-Nie mogę! Zawsze miałam na początku problemy z równowagą! Muszę to wyćwiczyć…- Mówię już prawie z płaczem- Czy ktoś już ci się popłakał na zajęciach?
-Pewnie, że tak! I jedna osoba nawet pawia rzuciła.- Mówię Wam z jaką dumą mi to oznajmił! Ten człowiek to ŚWIR!- Jak możesz mieć problemy z równowagą i koordynacją? Przecież samochód prowadzisz. Co prawda z różnym skutkiem jak do tej pory, ale prowadzisz.

I dziękuję. Leżę ze śmiechu. Łzy mi ciekną i nie mogę się pozbierać 😛 Scena wyglądała chyba bardzo drastycznie, bo przybiegł do nas jeszcze jeden trener. Niby z troską dlaczego ja płaczę i czy aby wszystko jest w porządku 😛
SS-man chyba zaczął się powoli poddawać, bo spojrzał na mnie wzrokiem pełnym litości i wdał się z kolegą w rozmowę. Oczywiście o mnie.
-Ale ja WSZYSTKO słyszę! To, że się pozbierać nie mogę, to nie znaczy, że nie CZUWAM! Chłopaki, wystarczy pogaduszek! Ja panu za troskę dziękuję, ale jak się mocno skupię, to ćwiczenia wykonam i jeszcze nie płaczę z bólu. „JESZCZE” podkreślam! Może pan się zająć swoim podopiecznym- wydaję rozkazy, bo widzę, że sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli.
Zajęcia mnie wykończyły. I znów wcale nie czułam żadnych endorfin. To wszystko jest zdecydowanie PRZEREKLAMOWANE. Wychodząc z siłowni muszę wyglądać jak półtora nieszczęścia, bo podbiega do mnie trenerka.
-Dziewczyno, to były ciężkie godziny, prawda?
Co oni się tak uparli? Mało tu ludzi na tej siłowni? Niektórzy wyglądają gorzej ode mnie a jakoś nikt się tak bardzo  nimi nie interesuje…
-Niestety ciężkie, ale podobno na tym mają polegać takie ćwiczenia… Prawda?- gadam już z uśmiechem, bo widzę, że kobitka ma wypisaną troskę na twarzy.
-Ale czy ty naprawdę potrzebujesz aż tyle ćwiczeń? Przecież nie masz ani grama nadwagi, to może nie wyznaczyłaś sobie zbyt odległej granicy?
-Ale ja miałam mieć zajęcia na wzmocnienie kręgosłupa a schudnąć to ja chcę tylko 3 kg… Ja nie wiem czemu to poszło w takim kierunku.
-No i piękne cele! Jak przyjdziesz następnym razem, to zrobię ci badanie masy ciała i zobaczmy czy ty w ogóle musisz te 3 kg chudnąć. Ale co na pewno, to kondycję masz kiepską i o to warto powalczyć.
Ojejku, jejkuuuuuuuu…………

W domu czeka niecierpliwie Rodzicielka.
-I jak tam? Jak tam? Co z tą twoją dietą?- jakaś niewytłumaczalna ciekawość ją ogarnęła.
-Generalnie mogę jeść wszystko, tylko warzywa mają być surowe i mięso byle nie smażone.
-Nie smażone? To znaczy jakie?????
-NIE WIEM. Ja już w ogóle NIC nie wiem!
-To idź dziecko do swojej kuchni. Tam czeka na ciebie zasłużona nagroda.- Powiedziała z niepokojącym błyskiem w oku.

TABLICZKA CZEKOLADY.
FUCK! Własna rodzona matka!

A dzisiaj ledwo chodzę. Już miałam problem ze zwleczeniem się z łóżka. Dobre określenie- „zwlekłam się”, bo na pewno nie wstałam. I przeczołgałam się do łazienki. Nogi bolą mnie po treningu niemiłosiernie. Dobrze, że mam poręcz przy schodach prowadzących do mojego mieszkanka, to chociaż z jej pomocą mogę się jakoś przetransportować z góry na dół. I złapałam kilka bardzo ciekawych figur. Muszę je komuś opchnąć 😛 Medal w jeździe figurowej na łyżwach murowany.