Wielkanocne przygody z Rodzicielką

źródło:własne

W kościele bywam raz na rok. W Wielką Sobotę. Jestem gotowa przyjąć na swoje piersi (niewielkie co prawda, ale zawsze 😛 ) falę hejtu. Proszę bardzo. W momencie, kiedy Rodzicielka poczuła, że nie musi już swojemu dziecku tworzyć złudnego poczucia magii Świąt Wielkanocy, ze święconką do kościoła gnam Pędzidłem sama.
-Poczekaj, dziecko-rzecze do mnie Rodzicielka, kiedy zbieram koszyczek ze stołu.-Jadę z tobą.
Podnoszę ze zdziwieniem lewą brew i zerkam na matkę, jak na idiotkę.
-A tobie co? Mało masz roboty w kuchni?-pytam z ironią, bo do kościoła tej kobiecie jeszcze dalej, niż mnie.
-Po twoich zeszłorocznych święconkach, martwię się o ciebie i jadę z tobą.
-Oooo! Wielkie rzeczy! No skąd ja miałam wiedzieć, że święcą tylko do 18.00???
-To trzeba było odwrócić się na pięcie i wrócić do domu a nie zaczepiać księdza i pchać się z nim sam na sam na plebanię, czy gdzieś tam!
Mamusia przeinacza. To NIE TAK było. Doczołgałam się do kościoła jakoś na 19.00. Okej, późno. Teraz już wiem, że w miastach o takiej godzinie to już się pije przy stole z rodziną a nie łazi po kościołach 😛 Wyszłam z tego pustego kościoła a że błąkał się przy wejściu ksiądz, to się zapytałam do której godziny odbywają się te… święconki, czy jak to tam nazywają. I ksiądz mi powiedział, że ZBŁĄKANĄ DUSZYCZKĘ zaprasza na zakrystię. Lekko spanikowałam, ale poszłam za nim, jak to cielę.
Nic mi się nie stało 😉 ale to była najdroższa wizyta w kościele w moim życiu…
Czytaj dalej „Wielkanocne przygody z Rodzicielką”

opowieści o „byłej”, czyli mistrzyni faux pas

https://media4.giphy.com/media/c88aUoCbMvLcQ/200.gif
źródło:giphy.com

Doleciałam. Znów się udało 😛 Z przesiadką w Atenach, obłędem w oczach, ale się udało. Zakwaterowali mnie w czymś, co optymistycznie nazywają apartamentami i rzucili od razu na głęboką wodę.
Masa nowych ludzi, dziesiątki innych języków i JA. Moim sąsiadem jest Austriak. Dość sympatyczny człowiek. Do tego  bardzo miły i pomocny. W ciągu ostatnich dni wspominał o swojej byłej dziewczynie, z którą żył w Hiszpanii. Nie rozwijał się zbyt mocno w swojej wypowiedzi, więc nie drążyłam tematu. Wczoraj usłyszałam, jak koleżance opowiadał jakie prezenty robił swojej dziewczynie… Bo ona tak bardzo lubiła romantyczne kolacje i niespodzianki. Taaaa… Jasne, facet jest po ciężkim rozstaniu, więc już teraz wiadomo czemu zmienił zawód i zdecydował się na wyjazd w daleką Grecję- pomyślałam.

Dzisiaj razem z moim sąsiadem i innymi znajomymi spotkaliśmy się na szybką kawę. Rozmowa toczy się o romantycznej wyspie, na której mieszkamy, i na której wszyscy tylko chcą brać śluby i się zakochują.
-Podobna jest Teneryfa. Z moją byłą chciałem wziąć tam ślub. Wiecie… niebo pełne gwiazd… Jestem takim romantykiem. Nawet kupiłem mojej byłej jedną gwiazdkę z nieba-snuje romantyczną opowieść Sąsiad a mnie już mdli od tych słodkich opowieści. Poza tym historię o byłej ukochanej słyszę już po raz nie wiem który i zaczyna mnie to drażnić. Nie przepadam za opowieściami o przeszłości. Coś tam zawsze można napomknąć, ale po co rozdrapywać razy i opowiadać o czymś, co się skończyło i raczej nie powinno wrócić. Mało tego. Złoszczą mnie piękne opowieści o tych naszych przeszłościach, bo skoro były takie piękne, to czemu są PRZESZŁOŚCIĄ???
-Ty! Powiedz mi, skoro twój związek z byłą był taki piękny i romantyczny, to czemu jest to twoja BYŁA?- nie wytrzymuję i pytam Sąsiada o powód rozstania z miłością jego życia.
-Umarła. Pół roku temu.

Brawa dla Chomikowej.

 

po intensywnej nocy

źródło: stylowi.plNa jednych z zajęć językowych poznałam Poetę. Od pierwszego dnia czułam, że jest to ten typ człowieka, z którym na pewno szybko się porozumiem i znajdę wspólny język. Nie wiem… takie rzeczy się po prostu czuje.
Z każdym kolejnym dniem, czułam się w jego towarzystwie swobodniej. Cieszyło mnie, że opowiada mi o sobie coraz więcej i pozwala sobie na coraz zuchwalsze dowcipy, które uwielbiam. Po ostatnim wyjściu do miasta, jasno wyznaczona przez nas granica zaczęła się zacierać. Padło kilka słów, których nie chciałam usłyszeć, i których nie chciałam powiedzieć.
Chemia coraz bardziej zacierała mój i jego zdrowy rozsądek…

Późny wieczór. Odbieram od niego maila z obiecanymi wierszami.  Nie najlepiej znam się na poezji, ale mają to być generalnie humoreski, więc ochoczo otwieram maila z folderem „Moja poezja”.
„Chomik, chciałem zaznaczyć, że po przeczytaniu tych wierszy, będziesz o mnie wiedzieć więcej, niż wiedzą inni. W sumie, to będziesz o mnie wiedzieć wszystko… Ale czuję, że wysyłam to odpowiedniej osobie (…)”
Co takiego osobistego może być w humoreskach?- pomyślałam beztrosko-NIC, Chomikowa, NIC.

Po dwóch godzinach pochłaniania wystukanych słów, czuję każdy dotyk, który opisał w dziesiątkach erotyków. Każda kropla potu z zapisanych słów spływa po moich plecach. Mam opuchnięte wargi od wszystkich szaleńczych pocałunków. Moje uda mają ślady wbijanych paznokci. Słyszę każde wyszeptane słowo i czuję każdy opisany dreszcz.

Pochłonęłam wszystkie jego pragnienia… Jestem przesiąknięta każdą jego myślą. Znam jego grzechy i wiem, co sprawiło, że znów zaczął wierzyć. Wzięłam wszystko, co mi dał… Poddałam się.
Boję się poranka po tej wspólnej nocy. Światło dzienne zmienia perspektywę. Nie wiem, jak sobie spojrzymy w oczy…

mam dziecko

źródło: Internet

Wybrałam się z Rodzicielką na zakupy.  Wiecie, prezenty i takie tam. Łazimy po centrum handlowym w poszukiwaniu natchnienia. To nie takie, tamto za drogie, tamto zbyt pospolite. Nie wiem kto wymyślił prezenty pod choinkę…

Nagle na środku centrum handlowego dostrzegamy uroczą świąteczną chatkę przygotowaną specjalnie dla dzieci- zabawkowe postacie z bajek „lepią” ciasteczka, „ubierają” choinkę, „wałkują” ciasto i „karmią” zwierzaki. Chatka była naprawdę śliczna i spełniała swoją rolę, bo dzieciaków w środku była cała masa.
-Dziecko! Jakie to cudne! I ten miś, co robi ciasto!- zachwycona krzyczy do mnie Rodzicielka.
Nie zdążyłam dobrze mu się przyjrzeć a Rodzicielka już była koło misia i pełna radości przyglądała mu się, jak „pracuje”. Westchnęłam głęboko i stanęłam obok kilkorga rodziców, którzy przyglądali się swoim uradowanym pociechom. Zaraz koło mnie stał troszkę starszy pan, który robił zdjęcia swojemu wnuczkowi. Chcąc nie chcąc przyglądałam się małemu dzieciakowi, który zajadając loda pozuje dziadkowi do zdjęcia. Uśmiechnęłam się do dziadka, na co ten zaczął szukać wzrokiem mojej „pociechy”. W chwili, gdy zauważył, że moja pociecha ma ponad 50 lat, popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. Tylko znów się głupio uśmiechnęłam i wzruszyłam ramionami.
-Mamusiu, ja cię błagam, czy możemy już iść?- pytam 50-letniej kobiety, która pełna radości robi zdjęcia misiom.
Niestety nie otrzymuję odpowiedzi. Radość jest zbyt wielka, żeby usłyszeć jakiekolwiek pytanie…
-Widzi pani-zagaduje dziadek obok- coś mój wnuczek jest bardziej zainteresowany lodem, niż tą całą szopką. Nawet się nie uśmiechnie do zdjęcia.
-Widzi pan, a moja MAMUSIA ma zabawę na całego- odpowiadam i odciągam Rodzicielkę tym razem od zabawkowej choinki. Pan patrzy na mnie zdumiony jeszcze bardziej, niż na początku. Uśmiecham się do niego szeroko, jak tylko można udawać, że wszystko jest jak najbardziej w porządku 😛
-Życzę panu miłych zakupów i częściej uśmiechniętego wnuczka. Może za jakieś 50 lat będzie miał z tego więcej radości- mówię do dziadka i puszczam mu oko.

-MAMO! Czy ty mi zawsze musisz wstydu narobić?
-Ale o co ci chodzi? To już nie można misiowi zdjęcia porobić? Przecież jest boski! Poza tym cały czas się zastanawiam czy nie kupić sobie tej bluzy z Minionkami. Tylko pewnie na mnie rozmiaru nie będzie… A ty byś nie chciała?
-NIE, mamo.

A ja się zaczynałam martwić, że nie mam w wieku 30 lat jeszcze swojego własnego dziecka. A mam- mieszka piętro niżej i mówię do niego „mamo”.