Minęły 3 tygodnie od dnia, w którym SS-man dorwał mnie na siłowni i rzucił na materace celem (nie, nie takim jak połowa z Was może przypuszczać 😛 ) zredukowania mojej tkanki tłuszczowej i doprowadzenia mojej kondycji do stanu umożliwiającego w razie konieczności wejście po schodach na taras Pałacu Kultury 😛 Taaak…
Moim ambitnym planem (słabe masz ambicje Chomikowa) było zrzucenie 3 kg. Tylko jakoś nie zostało powiedziane w jakim czasie te 3 kg miałabym zrzucić. Tak troszkę się łudziłam, że może w ciągu miesiąca, ale że w genach mam racjonalne podejście do sprawy, to czułam, że może się NIE UDAĆ 😛
Wczoraj byłam na siłowni. Zostałam zaatakowana przez jedną trenerką o zrobienie badania masy ciała. No teraz się już Chomikowa nie wykręcisz… Trzeba będzie w końcu spojrzeć prawdzie w oczy. Nic nie pomoże zaciskanie oczu i zakrywanie rękoma uszu. Uczucie podobne jak przy sprawdzaniu sprzed laty testu ciążowego 😉 Tylko że tutaj nie ma oddechu ulgi 😛 Zmusza mnie do wejścia na wagę, a chciałam tego uniknąć… tak samo jak mierzenia każdej części mojego ciała… Później kładzie mnie na materacu i podłącza do jakiejś puszeczki, która to niby odczyta co ze mną jest nie tak (nawet nie zakładam, że cokolwiek jest „tak”). Leżę na tym cholernym materacu, patrzę w sufit i czuję się jak na sali sądowej czekając na ogłoszenie wyroku.
-Chomiczku, a grałaś ty w coś kiedyś?- zagaduje mnie a ja udaję niedomyślną.
-Ale co masz na myśli?
-No wiesz, mając taki wzrost, to aż szkoda było nie grać.
-Taki, to znaczy JAKI?
Nerwowy śmiech i odpowiedź:
-No przecież wysoka jesteś, to mogłaś jakoś to spożytkować.
Przecież jej nie powiem, że babcia mnie pasła jak małego prosiaczka i byłam w podstawówce największa i najgrubsza. A na wymarzoną grę w tenisa Rodzicielki nie było stać.
– No szkoda, szkoda Chomiczku…
Spierd***
No i tak: BMI idealne, ale to wcale nie oznacza, że wszystko jest idealne (cała JA). Tak, Drogie Panie, jeśli myślicie, że skoro Wasze BMI jest w najlepszym miejscu „widełek”, to wcale nie jest powód to radości, gdyż:
– zawartość tłuszczu może być zbyt wysoka (po kasztankach i raffaello??? W ŻYCIU! 😛 )
– zawartość masy mięśniowej jest zbyt mała (cóż… czułam to, kiedy próbowałam walczyć z przesuwaniem pralki…)
– waga masy mięśniowej może być też zbyt mała (chociaż tutaj się łapię w „widełki”)
-zawartość wody może być też zbyt mała (WIEM! Za mało piję! WIEM! Ale jak ja mam w siebie wlewać ponad 3 litry wody??? Przecież ja butelki od ust nie odejmę!)
Podsumowując- w ciągu ostatnich 3 tygodni wylewania siódmych potów i zjadania prawie surowych warzyw schudłam… 1 kilogram. A według tej maszynki muszę jeszcze 2 kilogramy. UMRĘ.
Tak, ja wiem, że efekty może nie są zbyt wielkie, bo zdaję sobie sprawę z tego, że troszkę oszukuję 😛 No bo ja sobie nie zamierzam ciągle wszystkiego odmawiać i jeszcze pocić się na bieżni… Zresztą nikt mi w tym nie pomaga 😛 Tydzień temu dostałam od mojej N. smsa:
-„Słuchaj, po chrzcinach został mi pyszny tort i jeszcze dużo ciasta. Nie wiem co na to twój osobisty trener… ale może wpadniesz?”
-„Nic mu nie powiemy! Ciiii! To będzie nasza tajemnica! Będę za godzinkę!”.
Wierzcie mi, że WARTO BYŁO 😀
Rodzicielka też nie ułatwia mi sprawy… Byłyśmy na grzybach. W drodze powrotnej weszłyśmy do naszej ulubionej restauracji. Kombinuję co można w miarę dietetycznego zamówić. Idę do toalety. Wracam, patrzę a na moim stole czeka… GOLONKA.
-Chyba sobie, matka JAJA robisz?! Wiesz kto to zje?! TY to zjesz!
-Oj nieee… bo ja zaraz dostanę to samo…. – a też miała się odchudzać. Miała fajki ograniczyć, żarcie wieczorami a jest jak jest.
-To zjesz dwie! Przecież ja na pieprzonej diecie jestem!
-Nie zjesz tego, co ci mamusia kupiła..?
Argumentów mi brak.
W mojej dodatkowej pracy też nie mam lekko. Raz w tygodniu „dogadza” mi starszy pan. Zawsze, kiedy otwieram drzwi do mieszkania, to zadaje mi pytanie czego bym się napiła. I dostaję herbatę wraz z… obiadem. Ziemniaki, smażona kapusta i schabowy. SRUUU! Na biurko!
-Proszę pana, ale ja tu nie przychodzę na jedzenie, tylko do pracy. Jest mi głupio i naprawdę nie trzeba!
-Pani! Pani je i nie dyskutuje!
-Ależ pan jest uparty, widzę…- próbuję być nieugięta.
-A panią mamusia nie uczyła, że ze starszymi się nie dyskutuje?
Uczyła…
I na co mi to wszystko było…? Prawie 3 tygodnie walki samej ze sobą… Dobrze, że chociaż jakiekolwiek efekty są i sama je widzę. Bo generalnie na ten moment, to mam coraz więcej kompleksów.
Nie no… nie jest źle… Kilogram mniej, jakieś efekty widzisz, trochę się poruszasz…
Jak Ci pędzidło nawali i smutny pan będzie proponował podwiezienie, to „mruknąwszy ze wzgardą obrócisz się w knieję” i pójdziesz 10 kilometrów pieszo…
Ba, pobiegniesz, skoro szpilek nie nosisz! 🙂
A i jeść możesz normalnie, nie żywisz się energią z kosmosu…
Dobrze jest, tak trzymaj 🙂
Haha! Jak się wkur*** to nawet będę miała taką siłe w nogach,że kopa sprzedam 😉 a jak zacznę iść,to ciekawe jak daleko dam radę dojść… Dokąd ja z tym wszystkim dojdę…
Chomiczku 🙂
Podziwiam Ciebie za Twoją wytrwałość, ja też się wybieram jak sójka za morze na siłownię i ciągle mi coś wypada 🙂 już sobie karnet kupiłam a tu masz, rozbolała mnie stopa i drugi tydzień kuleję, na szczęście karnet jest ważny 2 miesiące więc jak już będę mogła to pomyślę o Tobie aby zapału gdzieś nie zgubić i w końcu też nad sobą popracować 🙂
Oj, jak STOPA boli, to ABSOLUTNIE trzeba się oszczędzać, ABSOLUTNIE! 😀 i ja myślę, że ta stopa może boleć całe miesiące 😉
haha, wiem co masz na myśli 😉
😉
Bliscy nie dadzą Ci zginąć 😉 dbają o Ciebie jak umieją najlepiej 😉 w sumie to im się trochę nie dziwię bo po co im Suchar? marudne to się robi, skóra na tym wisi i broń Boże nie wspominaj przy takim o normalnym pełnowartościowym posiłku (śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja, jakiś deser dla osłody, żeby znieść trudny codziennego życia) bo Cię wzrokiem zabije 😉
No jakbyś tu u mnie była i na to wszystko patrzyła 😉
Hmm… sądzę, że większość czytelników pomyślała, że rzucił Cię na materace celem zredukowania Twojej tkanki tłuszczowej… Ale możemy być w tej grupie osób, która się myli…;p
mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość – jeszcze tylko 6 tygodni takiej diety i osiągniesz swój cel!! A za 9 tygodni będziesz nawet o kilo lżejsza!! I to pomimo golonki, schabowego, tortu, rafaello, kasztanków, czekoladek, pączków, wlewania w siebie ponad 3 l wody dziennie, i innych tego typu rzeczy;)
Jak ktoś Ci powie, że za mało pijesz – odpowiedz, że napiłabyś się, ale prowadzisz auto;p
Ja ci powiem więcej! Ja sobie daję czas do grudnia! 😀 takie racjonalne podejście do sprawy 😉
Chomikowa, a jaką miałaś masę mięśniową zanim zaczęłaś ćwiczyć? Jest tutaj jakiś postęp? Bo widzisz, jeśli ćwiczysz to rozwijasz mięśnie, więc suma summarum na wadze nie widać dużych postępów, bo spalasz tłuszcz a rosną Ci mięśnie. Z tym, że to akurat dobrze, bo poprawia Ci się dzięki temu sylwetka. Ja od kilku lat ważę mniej więcej tyle samo, ale inaczej wyglądam (kuper poszedł w górę, a brzuch się spłaszczył). Dlatego lepszą metodą od ważenia jest mierzenie obwodu, a najlepszą domową pomiar tzw. kontrolnym ciuchem. Ja mam takie spodenki na lato które kupiłam X lat temu jak byłam szczupła i to jest mój kontrolny ciuch. Jak się mieszczę to jest wszystko OK, jak się nie dopinam tzn. że mi się przytyło.
Poza tym 1 kg w ciągu 3 tygodni to dobry wynik. U mnie zmiany w sylwetce było widać dopiero po 2 miesiącach fitnessu. Uważam jednak, że dieta którą masz zaleconą np. te surowe warzywa to jakiś absurd. Bliska mi osoba ma dietę zapisaną przez dietetyka i je normalnie i różnorodnie tyle, że mniej tłusto i mniej słodko i widać u niej duże efekty. Z drugie strony jeśli będziesz ciągle raczyć się tortami i golonkami, to będziesz musiała spędzić więcej czasu z SS-manem na siłce i wylewać siódme poty (no chyba, że to jest Twój sekretny plan;)
Ale ja nie wiem jaką ja miałam masę mięśniową, daj spokój 😀 I właśnie robiłam całe życie jak Ty- nie wchodziłam na wagę, tylko patrzyłam po ciuchach, czy jest dobrze, czy niekoniecznie 😉
A co do diety, to mam jeść 7 razy dziennie(!), tylko bez słodyczy (ewentualnie przed treningiem) i produktów mącznych. Gdybym naprawdę tego przestrzegała, to pewnie efekt byłby większy a tu torcik, goloneczka… Kawę słodzę i będę słodzić 😛
A SS-man. No daj spokój! ja się z wrogiem nie spoufalam 😉
No ale chyba widzisz i czujesz, że jesteś silniejsza? Nie wierzę, że te tortury na siłce nic Ci nie dały:) Z tą ilością posiłków – właśnie podliczyłam ile razy ja jem i wyszło mi właśnie 7 posiłków dziennie (zawsze tak jadłam, co 2-3 h muszę coś zjeść bo inaczej skręca mnie z głodu). Cukru nie używam wcale. Torcik od wielkiego dzwonu, jestem raczej fanką owoców i czekolady. A wrogów podobno trzeba trzymać bliżej niż przyjaciół:)
To Ty jesteś na ciągłej diecie! Smutne takie życie bez torcika 😉
na siłownię bez trenera już chodziłam rok, więc mięśni mam zdecydowanie więcej i daję radę to wyczuć. Zresztą wydaje mi się, że jak na kobietę to jest w sam raz. Teraz troszkę schudnąć i jeszcze trochę wyrzeźbić sylwetkę. Z tym jedzeniem to też się starałam zawsze jeść co 2,5-3 h, ale tu mi wychodzi najwyżej 6 posiłków (dużo jestem w samochodzie a tam oprócz owoców nie zjem niczego więcej 😉 ) no i starałam się nie jeść 2 h przed snem a tu się okazuje, że jak najbardziej przed snem mały posiłek mogę zjeść… Wychodzi na to, że ten siódmy raz powinnam zjeść ok. 23.00 i coś mi z tym ciężko…
Nie jestem na ciągłej diecie, po prostu nie jem na co dzień torcików:) bo nie mam takiej potrzeby:) Poza tym wolę czekoladę:) Jako ten 7 posiłek to ja liczę deser po obiedzie. Faktycznie, jak non stop jeździsz autem to trudno tego upilnować. Ja w poprzedniej pracy miałam też problem, bo moja eks szefowa miała nadwagę i nie tolerowała tego, że ktoś jadł. Wiecznie miała do mnie pretensje że „ciągle coś jem”, albo „za dużo jem” itp. Musiałam więc wychodzić na korytarz z żarciem, ale i tak ją to drażniło (osoby latające co godzinę na 15 min. przerwę na fajkę ją nie drażniły).
Jakoś nie rozumiem działania tych cudownych maszynek, które bez pobierania jakichkolwiek próbek, przepuszczania promieni przez organizm czy innej ingerencji potrafią określić proporcje tłuszczu do mięśni i poziom wody w organizmie. Jako, że mój mózg tego nie ogarnia to i niezbyt w to wierzę. Myślę, że jeśli dobrze się ze sobą czujesz to nie ma sensu upierać się przy tych dwóch kilogramach. Pewnie niewiele one zmienią w Twoim wyglądzie a kosztować Cię będą sporo wyrzeczeń.
Ja też uważam, że te maszynki do ściema. Tylko pomiar obwodu jest sensowny.
ja też tak średnio w to wierzę… Choć z tą wodą w organizmie, to bardzo trafione, bo już i lekarz i kosmetyczka mi mówili, że za mało piję ( i niestety nie o wódkę im chodziło 😛 ). Myślę, że tego pomiaru powtarzać nie będę.
Aha – z tymi 3 l wody. Nie daj sobie wmówić takich głupot, że masz wypić tyle butelkowej wody. Tu nie chodzi tylko o wodę z butelki ale o wodę w ogóle tzn. wodę w owocach, warzywach, zupach, mięsie (tak, mięso też zawiera wodę) itd. W sumie to mają być 3 litry z różnych źródeł. Broń Boże nie pij 3 l butelkowej wody na raz, bo się rozpękniesz jak smok wawelski:)
Powodzenia, trzymam kciuki!!!
w życiu! 3 litrów w butelce nie dam rady! Ale tak chociaż ze 1,5-2 powinnam. A jest co najwyżej 1 litr…
Chomikowa, rzuć w diabły to całe odchudzanie. Ja rozumiem – siłownia, ale żeby jeszcze sobie od ust odejmować? I to o co się rozchodzi? O jakieś marne trzy kilo? Ja rozumiem, u takiego kurdupla jak ja, to one może i maja znaczenie, ale skoro Ty wysoka jesteś, to nawet nie zauważysz, czy aktualnie te trzy kilo schudłaś, czy przeciwnie:)
Hahaha, powiem Ci, Kobieto, że tym razem się uparłam, bo po pierwsze to tylko 3 kg, po drugie jakieś efekty już widzę a po trzecie za dużo kasy już w to włożyłam 😀 to jest jak z prawkiem- może i bym się poddała po drugim niezdanym egzaminie, ale szkoda mi było tej całej wydanej kasy 😉 Daję sobie czas do grudnia (chyba że się jednak poddam w trakcie 😀 )
a tylko spróbuj się poddać, to Cię w koszmarach nawiedzać będę;>
I tak masz zamiar się katować i odrzucać te bajeczne rozkosze podniebienia? Zatem trzymam kciuki, bo takie poświęcenie nie może pozostać bez efektu!
Take due poświęcenie to nie jest 😉 Bo widzisz- rozciągnęłam sobie efekt diety aż na 3 miesiące 😉
Dzięki mojemu – jak zwykle zresztą – błyskotliwemu kojarzeniu wielu różnych zupełnie nie związanych ze sobą wypowiedzi z dwóch różnych blogów odkryłem idealną dla Ciebie drogi Chomiczku metodę odchudzania…
Duży kołowrotek, przed którym postawię Ci talerz z Rafaello… Wystarczy, że do niego dobiegniesz…;p
hahaha:) Ekstra trening. Jesteś lepszy niż Chodakowska:)
Ja taka głupia nie jestem i wiem, że w żaden sposób do tego raffaello bym nie dobiegła 😉 a po co biec jak nie ma nagrody?? 😉
no wiesz co?? Jak możesz mi psuć tak genialne pomysły??:D
eee tam…kręcisz Chomiczku i już.
Myślisz, że damy się na to nabrać. Łazisz na te wygibasy, bo tam pełno młodych facetów jest i to takich żywotnych i ubranych w te…no …opięte porteczki, to wiadomo co się dzieje…
Ty wzrok masz przecież dobry, a jak się tak intensywnie ćwiczy, to patrzeć to się nawet musi, a jak się patrzy to i się widzi…
no i Ty Chomiczku patrzysz i co widzisz?? ano tych młodych facetów jak oni tam robią wygibasy w tych obcisłych porteczkach 😉 🙂 🙂
Alu, no tym razem Cię rozczaruję 😀 Na siłownię nie zakładam okularów, więc cokolwiek znajduje się w odległości większej, niż moje dwa kroki, to jest rozmazane 😀 gdybym chciała popatrzeć na „ciacha”, to musiałabym im siadać na kolanach 😀 ODPADA 😛
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal;-)
Haha. Właśnie!
a tam…czasem lepiej nie widzieć za dokładnie…to nawet zdrowe jest…
ale Chomiczku mój kochany, przecież…co jak co, ale Ty wyobraźni to masz pod dostatkiem, więc wystarczy Ci świadomość, że oni tam w tych porteczkach….i raz i dwa…i raz i dwa… a Twoje wyobraźnia już swoje powyczynia 😀 😀
Najtrudniej zgubić pierwszy kilogram, teraz to już z górki! Pozdrawiam
Obym się z tej górki nie stoczyła…
Trzymaj kciuki!
Pani Chomikowa, pani zapamięta – najpierw masa, później rzeźba :P. A nie się tu za jakieś odchudzania zabierać ;). Dziś podobno dzień wegetarian, w ramach solidarności mogłaś pałaszować kalafiorek i marchewkę :D.
Pozdrowienia z Danii :D.
Hahaha- jak na razie ta masa najlepiej mi wychodzi 😉 Wegetarian? a ja już kawałek kurczaczka poleciałam… 😛
Ty byś może mi zaczął jakieś pocztówki wysyłać, hm?????
Co tam pocztówki, lepiej się ze mną wybierz w trasę :D. Na własne oczy zobaczysz :P.
Weź pod uwagę, że nie najlepszy ze mnie kompan niedoli w podróży, bo zaraz zasypiam 😀 i co wtedy z tymi widokami???
Tak bym Cię przewiózł, że na pewno byś nie zasnęła. Ze strachu :D.
Nie no, żartuję oczywiście, po prostu wsadziłbym Cię za kierownicę – wtedy byś chyba nie zasnęła, prawda :P?
O jaaaaa! Zawsze chciałam poprowadzić ciężarówę! 😀 Chomikowa na trasie! 😀
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee……………………………………………………………………………………………………… ;p
😛 Ciebie potrące w takim razie pierwszego ;P
ustaw się w kolejce;p moja siostra ma pierwszeństwo;D
Jak chcesz, to możesz mi te ziemniaczki, kotlecik i kapustkę wysyłać. Podam Ci adres. A co! Zrobię to dla ciebie, wezmę na klatę te pokusy. 😀 Ale tylko na klatę… 😉
I dlaczego dopiero teraz mi o tym piszesz???? byłam tam wczoraj i znów został mi rzucony talerz z krokietami i smażonymi grzybami. Po cichu zebrałam wszystko w reklamówkę (akurat przez przypadek miałam ze sobą!) i wyrzuciłam. A mogłam Tobie wysłać… 🙁
Dla mnie to oczywiście prosta piłka ; To jak dwóch psychologów powiedziało, rozważając sprawę tej jednej, co z 1milion dolarów nie umiała schudnąć:
jedne firmy polecają diety, te które sprzedają takie produkty,
inne sprzęt treningowy, wiadomo,
a ogólnie, to jest to kwestia podejścia mentalnego (to twierdzą ci psychologowie) 😉
Jak przez ileś tam dziesiąt lat przyzwyczaiłaś się do jedzenia niektóre rzeczy i w sumie, to uważasz, że chciała byś schudnąć, ale sport jest be…, trener, który Ci pomaga, to SS-man, a kraina błogości leży w torcikach i Rafaelo, to czego oczekujesz?
To jak z rzucaniem palenia 😉 Po niemiecku, sorry za język 😉 mówi się „Ein bisschen schwanger”, czyli „trochę w ciąży”. Czyli, trochę diety tak, ale w sumie, to świat jest niesprawiedliwy, że nie można jeść w takich ilościach tego, co by się chciało 😉
A wiadomo, że ewolucyjnie, to jesteśmy nastawieni na obżeranie się, bo nie było kiedyś półek sklepowych 😉
Ja sobie kiedyś powiedziałem, że już parędziesiąt lat jem ciasteczka i nic się nie stanie, jak ich raz, czy drugi raz nie zjem, ale, każdy musi sobie swoją argumentację znaleźć, jak chce 😉
Pozdrawiam 🙂
Bo ja NIE MAM motywacji! 🙁 Jakby mi dawali milion dolców, no tysiaka chociaż, to schudłabym w ciągu dwóch tygodni 😉
Ekipa – ROBIMY ZRZUTĘ??:D
Ooo, no właśnie…? 😀
A na co byś potem wydała te milion dolców, albo tysiaka? Chyba nie na torciki, co? 😉 Zgadzam się z yellowish – kluczowa jest motywacja. Mnie do ćwiczeń motywuje perspektywa bólu kręgosłupa (skutek siedzącej pracy, jeśli tylko zarzucę ćwiczenia, to pojawia się jak bumerang). Trzymanie stałej wagi jest u mnie tylko efektem ubocznym tej pierwotnej motywacji. Z tego co pamiętam Chomiczku, to chciałaś sobie wzmocnić kręgosłup. Może więc bardziej powinnaś myśleć o tym kręgosłupie i swoim zdrowiu, a nie o tych abstrakcyjnych 3kg (których pewnie i tak nikt nie zauważa i tylko Ty się na nich skupiasz)?
TAK! NA TORCIKI! TAK! 😀
Może i masz rację, że powinnam bardziej się skupić na tym kręgosłupie… Powinnam o nim myśleć. Faktycznie- Ty masz bardzo dobrą motywację, skoro zaczyna Cię boleć (choć też nie wiem czy chciałabym mieć tego typu motywację 😉 ).
jeszcze odnośnie Twojego wcześniejszego komentarza- mnie też w pracy mówili, że ja ciągle jem 😛
Jak schudniesz 3 kg to zrobimy Ci zrzutę na torcik;p
Akurat! 😛
Jak się dobrze zrzucimy, to może i ze dwa miliony będą 😛
2 MILIONY TORTÓW?? To chyba te parę kilo w tą czy drugą stronę to będzie najmniejszy problem…;p
Póki nie zobaczę kwoty na koncie, Chodakowskiej ze mnie nie zrobicie 😉
i weź tu się, człowieku odżywiaj zdrowo jak wszystko naokoło woła „zjedz mnie”! może to odchudzanie nie jest ci jednak pisane? 🙂
a w ogóle jakie kompleksy? jesteśmy piękne oraz urocze i tej wersji się trzymajmy!
… jakby Ci to… jeśli jedzenie do Ciebie mówi, to odchudzanie jest Twoim najmniejszym zmartwieniem;p
Hmm – jeszcze chwila i będę miał w tym wpisie więcej komentarzy od Autorki…;D
Może i nie jest mi pisane, ale skoro widzę jakieś efekty, to pociągnę to dalej. NIe wiem z jakim skutkiem, ale pociągnę 😉
ależ ja mam ochotę skopać ci dupsko za takie gadanie powinnaś się cieszyć że ten kilogram ci spadł a nie doszukiwać sie nie doskonałości … NU NU i to dużymi literami powiedziane … ty się chomikowa tutaj nie poddawaj No i walcz 😉 ściskam serdecznie :* PS. co do Rafaelo i kasztanków w pełni się zgadzam 🙂
Dziękuję za to wsparcie na polu walki! 🙂 Dziękuję 😉 Ściskam!
Kompleksom mówimy zdecydowane NIE! Przyłączę się do Pani S. i też mogę co nieco za Ciebie zjeść. Tylko nie golonkę, bo nie przepadam, ale ten kotlecik i ziemniaczki oraz kapustkę – czemu nie 😀 .
Postaram się coś Wam przemycać 😉