Mój poziom własnej wartości ostatnio znów leży. Wystarczy jakieś niepowodzenie, niedopowiedzenie a ja znów mam czarne myśli na temat swojego jestestwa. Potrzebowałam zrobić ze sobą coś, co mi pozwoli zapomnieć o tym, co się nie udaje i poczuć, że jeszcze się do czegoś nadaję.
Ze znajomym (ten, co śmiesznie wygląda 😀 ) zapisałam się na lekcje salsy 🙂
Co jak co, ale ruszać i trzaskać tyłkiem to potrafię 😛
Zapisaliśmy się na zajęcia podstawowe, które już trwały 3 tygodnie. Spoko. Przecież to nie może być nic skomplikowanego. Damy radę.
-Sala, w której mają być zajęcia to numer 2, ale prowadzący może przenieść gdzieś grupę-zaznajamia nas z zasadami pani z recepcji.
Spoko.
Czekamy pod salą i trochę gadamy, po czym pojawia się ON- prowadzący. CIACHO stulecia. Nic do mnie nie dociera, tylko potykając się o własne nogi idę za prowadzącym, jak cielę.
Partner jak to ciele, idzie za mną 😛
Mija pierwsze 10 minut zajęć a ja ledwo ogarniam… COKOLWIEK. Nie chcę się poddawać. Przecież ja taniec OGARNIAM. Matko kochana, to nie jest coś aż tak skomplikowanego. To jest przecież coś, co mi wychodzi! Obijamy się z partnerem o siebie, jestem zlana potem i zaczynam się denerwować. Po 30 minutach walki z krokami i rytmem, zaczynam mieć łzy w oczach. Świetnie, Chomik. Jednak salsy też nie ogarniasz. Do niczego już się nie nadajesz. NIC CI NIE WYCHODZI. Jesteś chodzącym nieszczęściem, które jedyne na co się nadaje, to na leczenie psychiatryczne.
BOSKO.
Dajcie namiary na psychiatrę.
Ostatnie 10 minut zajęć, to już się poddałam. Uznałam, że potraktuję to jak wyjście na dyskotekę. Stanęłam sobie przy drzwiach i zajęłam gibaniem biodrami. Co jak co, ale mam czym gibać 😛 Gibałam się i oczy wlepiłam w boskiego prowadzącego. I tak nic już tu ze mnie nie będzie. Niech sobie chociaż popatrzę na Boskiego. Później się popłaczę. W szatni na przykład. Lub pod prysznicem. Miejsc do wyboru cała masa 😛
-Kochani, to w takim razie koniec na dzisiaj. Wszyscy byliście bardzo dzielni. Zapraszam za tydzień-kończy zajęcia Boski. -Halo, proszę państwa!-zwraca się do nas-Ja was podziwiam za tą dzielną walkę dzisiaj, ale czy jesteście pewni, że chcecie chodzić na zajęcia salsy dla zaawansowanych?
Mój Boże…
-To to były zajęcia dla zaawansowanych?-pyta mój partner-To gdzie są zajęcia dla początkujących?
-W sali numer 1. Zajęcia prowadzi Michał. Idźcie do niego. On się wami zajmie.
Chomik, Ty nieszczęśliwa istoto! A twój partner jeszcze większe nieszczęście. Poszli na zajęcia dla zaawansowanych.
Może jednak coś jeszcze ze mnie będzie 😛
Widzę, że jak masz już spadać, to wolisz najwyższego konia;)
A jak! 😛 Tylko wyzwania się dla mnie liczą, tylko 😛
Też nie tak dawno trafiłam na trening dla zaawansowanych, myśląc że jestem na takim dla początkujących. Zawstydzenie, że robię z siebie pokrakę walczyło z dumą, że jednak przetrwałam. 😉 Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie się takie rzeczy zdarzają. 😉
Hahahaha
Pojedyncza! Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam takie szczęścir 😉
Ha, ha 🙂 Dobrze, że poczucie własnej wartości nie runęło całkowicie. 😉
No ufff 😉
Sierotka Chomikowa 😀 Salsa? Ty z Polski przecież jesteś!!!Jak Ci nie wstyd biodrami kręcić przed obcym facetem!!! 😀 😉
Już się zaczerwieniłam ze wstydu; P 😀
I słusznie,co najwyżej możesz zatańczyć dwa na jeden i to nie za blisko partnera 😀 Teraz Polska Chomikowa! 😀
Hahahah i ze spuszczonym wzrokiem 😀
🙂 obawiam się, że nie byłabym tak dzielna jak Ty 😉 a Twój wpis przypomniał mi dziesiejszy sen, kiedy to mama, chcąc mi sprawić frajdę kupiła na końcowy egzamin nowiutkie baletki, od dwa numery za duże. to dopiero masakra i siódme poty 😉
Ale to jak, wyszłabyś w trakcie? 😉
Ej, ej! Czy Ty jesteś baletnicą? 🙂
Naprawdę takie rzeczy mogą się zdarzyć najlepszym Chomiczku 🙂
Ufff 😉 dziękuję 😉
Zajęcia taneczne niezależnie od stanu zaawansowania mają jedną zaletę.. można sobie popatrzeć na przystojnych prowadzących 🙂
I żeby uściślić to praktycznie każdy facet, który o siebie dba będzie mieć coś w sobie z przystojniaka.
DOKŁADNIE! 😀
Choć nie jestem jakąś tam ogromną miłośniczką męskiego ciała, ale czasem trafi się jakiś rodzynek 🙂