Wiedziałam, że koronę będę musiała przyodziać na głowę i ja. To było nieuniknione. Codziennie ktoś nowy z otoczenia chorował. Dziesiątki tysięcy nowych osób zyskiwało wynik pozytywny, więc dlaczego mnie miałoby to ominąć. Bardzo jednak liczyłam, że zyskam jeszcze chociaż kolejne 2 tygodnie. To nie był dobry moment na totalną izolację, dlatego stan podgorączkowy, ból zatok i zawroty głowy bagatelizowałam. Nie mam już 25 lat. Zapalenie zatok mogę przechodzić już inaczej, niż zwykle. Zresztą muszę być jeszcze zdrowa. Jeszcze chociaż 2 tygodnie…. Tabletki przeciwzapalne zbiły lekką temperaturę i poszłam do pracy. Po dwóch dniach, kiedy czułam się już naprawdę nieźle, straciłam węch. Ani pasta do zębów, ani pyszny obiadek, ani moje ukochane perfumy ani cholerny ocet….
Na tym moje chorowanie się skończyło. Od lekarza usłyszałam, że mam pić dużo wody, bo wirus zagęszcza krew (tego nie wiedziałam i odrobinę mnie zaniepokoiło) i jeśli dojdzie mi kaszel (chociaż już nie powinien, bo jeśli straciłam węch, to jest to końcówka choroby) to mam do niej dzwonić lub ewentualnie wzywać pogotowie. I izolacja.
No tak……
Już drugiego dnia od otrzymania pozytywnego wyniku podczas mojego śniadania, zawitała do mnie policja. Bosko. A kiedy wzywałam ich kilka lat temu do włamania to aż tacy skuteczni nie byli. Nie doceniałam ich.
Po dwóch godzinach znów mnie odwiedzili.
-Ja przepraszam, ale wieczorem też wpadniecie?-Ironizuję.- Alkohol weźcie ze sobą.
-To już ktoś u pani był? Hmmm… musimy to sprawdzić.
Chyba sprawdzili, bo już mnie po dzień dzisiejszy nie zaszczycili swoimi odwiedzinami. Ale całe osiedle wie, że pod moim adresem jest Covid. Furtki mi jeszcze farbą nie oblali. Ale kto wie… Codziennie rano z lękiem zerkam na bramę.
Wieczorem zadzwoniła do mnie miła pani z Sanepidu. Naprawdę jestem pod wrażeniem zainteresowania wszelkich służb moją osobą.
-Ale 10 dni izolacji mnie obowiązuje, prawda? Nic mi pani nie przedłuży, prawda? Ja nie mogę być dłużej na izolacji, bo to coraz bardziej mi grozi staropanieństwem. Jak zostanę starą panną, to was pozwę.
Nie żartowałam.
Po drodze jeszcze 3 razy zadzwonił do mnie spanikowany szef. Jestem w firmie pierwszym przypadkiem… Nie wie co robić. Nie wiem co mu doradzić, bo nigdy od razu mnie nie słucha. Dopiero po czasie dociera do niego, że mówię z sensem. Dobrze, że jest weekend, to ma czas na przemyślenia.
A ja usiadłam i się popłakałam.
I tak mi zostało do dzisiaj. Płaczę, jakby mi system hormonalny się rozpieprzył. Jestem pewna, że to Covid a nie ciąża, więc się dziwię. Widzę dzieci, płaczę. Widzę pary, płaczę. Widzę choinki na Boże Narodzenie i też płaczę. Nawet zdjęcie Trytka, które mi przesłała Rodzicielka mnie rozczula.
A alkoholu pić nie mogę. Nie wiem jak mam przetrwać?
Posprzątałam wszystko, co miałam posprzątać. Ugotowałam, upiekłam, przeczytałam i obejrzałam połowę filmografii XXI wieku. Czasem czuję się winna, że przechodzę to tak łagodnie…… Muszę przestać o tym myśleć, bo znów się zaraz popłaczę.
Korona jest koroną 🙂 Będziesz to już miała za sobą, bo nie ma rady, każdy przechoruje. Jeżeli przechodzisz to łagodnie, to już w ogóle – masz dużo szczęścia. Jeszcze została ci druga połowa filmografii XXI w. do obejrzenia. Możesz oglądać z czystym sumieniem 🙂
Wiem, że mam dużo szczęścia 🙂 Aż czuję się winna czasem jak pomyślę o tych ludziach w szpitalach…
Druga połowa filmografii? Zgłupieję 😉
No tak, moja córka w ten sam sposób to przechodziła. Lepiej, że masz łagodny przebieg, ale mimo to życzę zdrowia!! Odpoczywaj!:-)
Cieszę się, że jednak spora liczba osób przechodzi to łagodnie ???
Odpoczywam, dziękuję ?