wstyd i wyzwanie w Budapeszcie

12633110_1083813751663946_705033288_oWyjazd do Budapesztu nadszedł w doskonałym czasie. Podłamana wszelkimi ostatnimi wydarzeniami z radością spakowałam podręczny bagaż i pognałam Pędzidłem na lotnisko. Znacie moje podejście do latania i samolotów. Skoro mój mózg na lotnisku odmawia współpracy, wolę być tam odpowiednio wcześnie, aby ogarnąć siebie, bagaż i bilety. Siebie. Siebie PRZEDE WSZYSTKIM.
Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym mówi, żebym w ogóle się nie martwiła o ich przyjazd, ponieważ oni mają prawie 300 km do lotniska, więc wyruszą odpowiednio wcześnie i na pewno będą wcześniej ode mnie. Oczywiście wyruszyli za późno.
Na lotnisku, jak grzeczna dziewczynka objęłam panowanie nad jedną z ławeczek i zajęłam się nerwowym OCZEKIWANIEM. Obok mnie rozpanoszyła się jakaś rodzina. Wyglądają na artystów. Artystów Arabów. Są dość głośni, ale mówią po polsku. Słyszę, że muszą iść kupić coś do picia. Idą wszyscy zostawiając swój CAŁY bagaż koło mnie. Bez paniki, Chomikowa. I tak jesteś spanikowana, więc po co ci jeszcze dodatkowy powód do stresu? Tym bardziej, że pieluch ze sobą nie nosisz.
Spokój. Spokój przede wszystkim.
Bagażami w ciągu 40 sekund zainteresowała się ochrona lotniska.
-Czy to pani bagaże?- pytają się oczywiście mnie.
-Bożesz, nie, nie moje. Tu była taka rodzina. Podobno poszli po wodę.
-Bagaże powinni wziąć ze sobą- odpowiada najspokojniej pod słońcem ochroniarz.
Ale ja spokojna nie jestem. Nie chcę przy tym być. Nie chcę tego widzieć. Chcę ŻYĆ. Obieram kierunek „toaleta”. To jest najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Toaleta. Mogę udać, że poprawiam makijaż. Mogę udać, że szykuję się na wylot do najwspanialszego narzeczonego i muszę wyglądać BOSKO. W toalecie mogę WSZYSTKO.
Po 10 minutach decyduję się zbadać sytuację przy ławeczkach. Po bagażach i rodzinie ani śladu. I całe szczęście.
Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym wbiegają na lotnisko 40 minut przed odlotem. Pierwszy raz lecę bez bagażu rejestrowanego, więc nie za bardzo wiem co i jak. Oni też nie. W pośpiechu i panice udaje nam się przejść przez kontrolę bagażu. Mamy 25 minut do odlotu. Chcę biec do bramek.
-A ty gdzie, Chomikowa?!- dopada do mnie Wiecznie Niezadowolona- Przecież musimy kupić flaszki na bezcłówce!
-Jakie flaszki?! Po co teraz???
-Dla Rozsądnego i jego rodziny! No i na drogę koniecznie!
-Naprawdę musimy TERAZ?! Kupimy w Budapeszcie!
-Nie. Idziemy teraz. Mamy jeszcze czas.
Z zapasem alkoholu chyba na cały miesiąc, biegniemy do bramki. Ja już mam dość. Nienawidzę samolotów. Nienawidzę latać. Nienawidzę biegać.
W ostatniej chwili dopadamy do bramki.
Pasażerów w samolocie błagam, aby zamienili się ze mną miejscami i pozwolili siedzieć przy przejściu a nie przy oknie. Moja panika sięga zenitu. Chce mi się po prostu płakać. Nie wyję i nie krzyczę tylko dlatego, bo boję się, że ktoś mnie sfilmuje i będę bohaterką na youtubie. Zatykam uszy, zaciskam oczy i przeżywam start.
-Kochani, to mój ostatni lot bez alkoholu- poważnie informuję znajomych w trakcie lotu.
Wiecznie Niezadowolona bierze sprawę w swoje ręce i znika w toalecie. Wraca po 5 minutach i daje mi butelkę Coca-Coli.
-Pij, Chomikowa. Tylko porządnie.
No chwała. Coca-Cola i wiśniówka. Ten zestaw pozwala mi przeżyć lądowanie.
Z lotniska odbiera nas Rozsądny i od razu zabiera na zwiedzanie. Wzgórze Gellerta. Wiecznie Niezadowolona z narzeczonym nie odejmuje butelki z alkoholem od ust. Ja się rozkoszuję widokami i faktem, że jestem daleko od wszystkich problemów. Kątem oka zauważam, że narzeczony Wiecznie Niezadowolonej lekko się chwieje. Nie mój facet, nie mój problem.
W drodze do domu Rozsądnego, moja urocza parka nie odmawia sobie alkoholu. Kiedy docieramy w końcu na miejsce, ukochany koleżanki nie wysiada z auta, tylko z niego wypada……..
Matko… jaki WSTYD. Jak teraz go przedstawić całej rodzinie? Co z nim zrobić? I jak on tego dokonał? Jeszcze 40 minut temu prowadziłam z nim dialog a teraz jest NIEPRZYTOMNY.
-Aaaaa jjjjjaaaaaa tu zostaję-oznajmia kompletnie nieprzytomny.
Jak dla mnie, to może i tu zamarznąć, tylko koszty przewozu zwłok do Polski mogą wszystkich przerosnąć. Wciągamy faceta do domu i rzucamy na pierwsze lepsze łóżko. Wiecznie Niezadowolona jest o dziwo bardzo spokojna. Razem wszystkich przepraszamy i uśmiechamy się najszerzej, jak to tylko możliwe.
Pięknie.
Po kolacji facet trochę przytomnieje i siada koło mnie na kanapie. Bardzo dokładnie mi się przygląda i podejmuje cholernie dla mnie niespodziewaną decyzję, że mnie pocałuje.
-Ej! Ej! EJ!!!!-krzyczę do gościa i w tej samej chwili nie wiadomo skąd doskakuje do nas niczym młoda łania Wiecznie Niezadowolona.
-Skarbie, kochanie. Popatrz na mnie-dziewczyna odciąga chłopa ode mnie i odwraca jego ledwo przytomną głowę w swoją stronę-Ja jestem tutaj. Tam jest nasz Chomiczek a ja tutaj. Mnie możesz całować, ale Chomiczka raczej niekoniecznie.
Zarąbiście.
Szukam ukrytej kamery.
-Rozsądny, mówiłeś, że masz winko, tak? Zmieniłam zdanie. CHCĘ winko.

Rano przychodzi do mnie Wiecznie Niezadowolona.
-Słuchaj,mam problem z moim facetem.
-To chyba nie tylko jeden… Co? Uznał, że spędzi weekend w waszym pokoju, bo troszkę mu WSTYD?
-Żebyś wiedziała…
-Może jak mu powiesz, że nie tylko jemu jest wstyd za to, co wczoraj wyprawiał, to będzie mu lepiej…?- pytam ironicznie.
-Ej! To jest MYŚL!- odpowiada pełna radości i biegnie do pokoju.
Po 5 minutach na śniadaniu pojawił się cały komplet polskich turystów 😛 Przy stole planujemy cały dzień. Najpierw Parlament, Plac Bohaterów a na koniec termy 🙂
W drodze do Parlamentu Wiecznie Niezadowolona zmieniła zdanie.
-Nie, to bez sensu. My nie chcemy oglądać Parlamentu. Najpierw pojedźmy na zamek.
Jedziemy.
Zamek Królewski nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia. Może dlatego, że było mi zimno i padał śnieg z deszczem 😛 Ale nie tylko ja mam takie zdanie. Decydujemy się zostawić Parlament na dzień następny i od razu udać się do term. Węgry słyną z wielu źródeł termalnych. Uwierzcie mi- to doskonałe miejsce na relaks 🙂 Kąpiel w zewnętrznym basenie ukoi nerwy po odstaniu 55 minut w kolejce po bilety 😛
Kolejnego poranka budzę się podekscytowana możliwością zwiedzenia Parlamentu.
-Wiecie co?- zagaduje narzeczony Wiecznie Niezadowolonej- my wolimy iść na termy, niż zwiedzać. Później możemy jechać do Wyszehradu i na sanki.
Szlag mnie trafi.
Rozsądny jako główny przewodnik dwoi się i troi jak to wszystko pogodzić. Zakochanych podwozimy do term a ja z Rozsądnym wpadamy do metra, żeby jak najszybciej zobaczyć Parlament i Bazylikę Św. Stefana.
Jestem ZAUROCZONA. Po placu przed Parlamentem poruszam się jak nieprzytomnie zakochana turystka. Jest naprawdę cudowny. Dokładnie taki, jak go przedstawiają przewodniki.
W Wyszehradzie na sanki oczywiście nie poszliśmy… Rozsądnego podziwiałam za spokój i opanowanie. Jak ja bym tak zmieniała co chwilę zdanie, to Rodzicielka na bank zaprowadziłaby mnie na tory kolejowe i przywiązała do szyn.
Reszta pobytu przebiegła bez żadnych problemów. To, że moja cudowna parka zmienia co 2 godziny zdanie, potraktowałam jako wyzwanie. Nie chciałam się denerwować. Po co? Przecież muszę wrócić samolotem do Polski… Tam stracę wszystkie nerwy.
Jak myślicie? Kiedy dostaliśmy się na pokład samolotu? Oczywiście, że znów ostatni. Przecież moja ukochana parka gołąbków przed wylotem musiała zjeść posiłek. CIEPŁY POSIŁEK, żaden inny. Zdania nie chcieli zmienić 😛

36 odpowiedzi na “wstyd i wyzwanie w Budapeszcie”

  1. Oj Chomikowa… niestety podjęłaś fatalną decyzję… trzeba było po tej pierwszej nocy dostarczyć do pokoju zakochanej parki większą ilość napojów oprocentowanych, a mogłabyś z Rozsądnym zwiedzić całe Węgry… a tamci by nie zauważyli…

    1. Obawiam się, że oni są w stanie wypić takie ilości alkoholu,że nie byłoby mnie stać na zakup wystarczającej ilości 😛

      1. ponoć pod odpowiedniej dawce to zaczyna smakować nawet „Wino marki wino, Płońska aperitif” (prawa autorskie – twórca nowych przygód Kubusia Puchatka;)

        Kupiłabyś butlę 5 l Tesco-wina za 2 euro i do przodu;D

  2. Przeżywasz ten lot jak mrówka okres 😉 Siedzenie na lotnisku i oczekiwanie na samolot niczym na zbawienie to strata czasu. Poza tym zawsze ktoś musi być ostatni, a mocno się trzeba namęczyć by samolot odleciał bez Ciebie 😉 Wczoraj wracałem z Frankfurtu, samolot miałem o 16:40, o 15:30 byłem na lotnisku i 40 min czasu to boardingu było aż nadto.

    1. Ej, 1h10 min to więcej czasu,niż 40 minut ;P I jak przy bramce krzyczy się do obsługi „proszę nie zamykać!Jeszcze my” to raczej nie oznacza,że ma się jeszcze czas 😉 Zresztą ja strasznie panikuję w związku z lotami,więc trzeba mi wybaczyć.

  3. Nadmiar alkoholu szkodzi 🙂 Pomylenie dziewczyn… facet naprawdę musiał być w ciężkim stanie. Co by nie mówić Wasz pobyt w Budapeszcie na pewno pozostanie niezapomniany:)

      1. No Dziewczyny! Normalnie można 🙂 Facet pije do upadłego i zamiast białych myszek,w każdej kobiecie widzi swoją ukochaną…Ale oni są siebie warci…

      1. Dla mnie w ogóle największym obciachem i wstydem jest picie w drodze do kogoś lub gdzieś (np. na konferencje lub szkolenie).
        Nóż w kieszeni mi się otwiera, bo co niektórzy zachowują się tak jakby była prohibicja i wyjazd jest jedyną opcją by się napić.
        Nie mam nic przeciwko jednemu drinkowi w podróży ale większość ludzi pije na umór..
        Moja degustacja po prostu sięga zenitu.
        Dla przykładu mój facet pojechał teraz na szkolenie do łodzi. Medyczne szkolenie. Zgodził się zabrać 3 kolegów z pracy tak by taniej było. Wyjechali samochodem o 4 rano. Mój facet był kierowcą. 600 km pokonali w 10 godzin bo od godziny 7 pasażerowie byli pijani już w sztok i co chwile trzeba było sie zatrzymywać na różne potrzeby fizjologiczne, mało tego zanim dochodzili do auta ze stacji benzynowej opróżniali kolejne butelki/puszki z alkoholem. Po dotarciu na jednostkę byli tak pijani że ledwo szli a od 16. zaczynali zajecia medyczne które jutro kończą się egzaminem…
        To jest analogiczne do wiecznie niezadowolonej i jej faceta…
        Po prostu aż mi nie dobrze się robi i mam ochote mordować gdy mam z czymś takim do czynienia…

  4. w każdym razie nie zazdroszczę nerwów związanych z lotem samolotem. jest mi to zupełnie obce ale na przykład znajoma też nie jest w stanie odbyć lotu bez promilowych wspomagaczy. tyle, że ona zanim wreszcie uśnie panikuje na cały samolot.

    1. Haha. Podpowiedz kokeżance,ze ktoś Ją w końcu sfilmuje i będzie gwiazdą w necie 😉 Ja tylko dlategi nie robię afery na pokładzie 😀

  5. haha ahahahahaha ha błahahahah… hihihih… No tak – dobrze mi się śmiać 🙂 rozdarła bym takie towarzystwo – albo bym unikała ich towarzystwa niczym diabeł wody święconej. Albo przywiąż ich w cholerę do tych torów. Lot przeżywam tak samo, ale nie odważyłam się NIGDY chlapnąć czegoś mocniejszego – okno się nie otwiera więc jak rzygać ??

    1. Ojej… rzygać? Mało masz lęków w takim razie, skoro Twój żołądek nie przywykł do alkoholu 😉
      Dajcie mi nagrodę za cierpliwość w takim razie i wyrozumiałość, skoro tylko raz trafił mnie przy nich szlag 😉

  6. Aktualny mój stan zdrowia wyklucza nachlanie się bez umiaru, nad czym zresztą boleję rzadko, głównie na imprezach ;). W czasach, gdy mogłam, miałam cudowną cechę – mianowicie nie można mnie było upić do nieprzytomności. Bywało, ze wykazywałam silny stan nieważkości, ale zawsze mniej więcej wiedziałam co robię i gdzie jestem. Innymi słowy – bardzo szybko metabolizuję alkohol. A jeśli targają mną silne uczucia – strach, gniew – mogę pić hektolitrami bez widocznych skutków. Tak więc urąbanie się w samolocie- wykluczone :))))

    Za to ci, którzy z tego znieczulenia korzystają bez umiaru i potem zachowują się w samolocie/autokarze jak debile, powinni być karani dotkliwymi mandatami… Taka jest moja skromna opinia 🙂

    A znajomych masz przednich.. Creme de la creme :)))))

    1. Jeśli mi jeszcze powiesz, że generalnie masz bardzo dobry metabolizm, to Cię NIE LUBIĘ ;P bo zazdrość mnie zżera 😉
      A jak juz mówimy o tych, którzy piją bez umiaru, to cóż… Też bym ich karała mandatami.

      1. Pocieszę Cię – generalnie mam metabolizm do diupy, tyję od samego patrzenia na jedzenie, a patrzenie na czekoladę grozi mi natychmiastowa otyłością! Dlatego też wpierniczam ją z zamkniętymi oczami, bo kocham ją miłością wierną i wielką.. :)))) Skutki niepatrzenia nie są powalające – wciąż jestem na diecie, cały czas w biegu, żeby spalić kalorie choć na tyle, cobym się w drzwi od domu zmieściła.. 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.