Już trochę siedziałam w domu na zwolnieniu. Najwyższy czas ruszyć tyłek z domu i poczuć ile ma się lat 😉 Posłuchać nowinek z życia wziętych, utyskiwań na męski naród i wyśmiać świat 😉 Z koleżanką umówiłam się do miasta. Z nóg już prawie zniknęły mi siniaki, więc nareszcie mogłam założyć ulubioną spódniczkę i idealną bluzkę. Istne szaleństwo 😛
W moim mieście otwarto kilka nowych knajp i wyremontowanych ulic. Coś w tym mieście zaczęło być znów modne. Miasto jakby zaczęło być modne. Młodzi ludzie zaczęli pojawiać się w knajpkach. Jak dla mnie- coś bardzo nowego. Dziwnie mi odnaleźć się na ulicach mojego miasta pełnych młodych ludzi. Moja koleżanka również jest zaskoczona. Pozytywnie. Uznałyśmy, że jest to w takim razie doskonały wieczór na to, aby ODŻYĆ 🙂
Wybieramy się do jednej z najpopularniejszych knajpek. Siadamy przy stoliku na powietrzu. Wyjmuję aparat fotograficzny przyciągając tym samym turystów (!!!), którzy proszą nas o zrobienie kilku pamiątkowych zdjęć (na szczęście nie ze mną jak z misiem z Zakopanego 😉 ). Śmiejemy się, zamieniamy kilka słów. Wieczór mija w bardzo dobrych nastrojach, póki nie zadaję koleżance PYTANIA. O etap poszukiwań miłości swojego życia. Koleżanka już się nie śmieje tak uroczo, jak jeszcze minutę temu. Masz Chomikowa nauczkę- nie psuj ludziom nastroju takimi pytaniami 😛
-Chomikowa, ja nie wiem… Może coś jest ze mną nie tak… Może ja mam wymagana zbyt duże i dlatego to mi nie idzie…
-Ty masz duże?!- wybucham śmiechem- Myślę, że nie większe od moich, ale to przecież normalne. Nie wymagasz przecież Bóg wie czego. Co ci nie idzie? Zaraz przeanalizujemy sprawy i zobaczymy na jakim poziomie są te twoje WYMAGANIA. Dajesz kochana, dajesz! 🙂
-Właśnie, ty masz większe doświadczenie, to może mi coś poradzisz. Wierzę w ciebie, Chomiczku.
Oho! To większe doświadczenie, to jakoś mnie trochę spoliczkowało… Zebrałam doświadczenie, ale wcale nie na własną prośbę. Może odrobinkę 😛 Życie, no życie… Nieistotne.
-Słuchaj Chomiczku, spotykam się z takim jednym. Całkiem fajny facet. Byliśmy już chyba na 6-ciu czy 7-miu randkach- rozpoczyna opowieść a ja zamieniam się w słuch. W końcu mam DORADZIĆ, więc muszę być CZUJNA.
-I wiesz, on jest taki chyba nieśmiały jak ja.
Ojejkuuu… z nieśmiałymi to jest problem. Wzdycham głęboko. Koleżanka patrzy na mnie pytająco z błaganiem w oczach.
-Rozumiem, że w takim razie nawet nie spróbował cię pocałować…?
-Coś ty!
FATALNIE… To znaczy tylko myślę 😛 Na szczęście udało mi się nie powiedzieć tego na głos 😛
-No dobrze, ale czujesz, ze coś może z tego być? Nie wiem, jakieś gesty? Dotyk? Coś? Bo wiesz… ja bym nie wytrzymała aż tylu randek z niewiedzą i plątaniem się naokoło siebie.
-No właśnie! Ja też nie wiem czy tak długo dam radę. Jak dla mnie to jest zainteresowany… dzwoni itp…
-Tak, tak, ale pocałować to cię nie chce, nie wspominając o czymś więcej. Sierota.
Fuck! Moje myli poszły w eter. Na szczęście koleżanka wybucha śmichem. Ufff.
-Mała, to może weź go pocałuj ty…????- walnęłam, bo wiem, że tego nie zrobi. Zbyt nieśmiałe toto.
-Zwariowałaś?!
Odrobinę 😛
-Matko, to może mu powiedz, żeby cię pocałował?! No wóz albo przewóz! Czasu nie marnuj na chłopa nieśmiałego tudzież niezdecydowanego! Ja bym tyle czasu nie wytrzymała, nie ma takiej opcji. Życie jest jedno!
-Ale ty byłaś w takiej sytuacji?
-Byłam. Oj, BYŁAM!
-I co, i co????
-Mówię, że ja bym długo nie wytrzymała!
-Pocałowałaś go? Do łóżka zaciągnęłaś?
-Zgwałciłaś od razu! 😀 Ty mi tutaj nie imputuj moja kochana!
Wybuchamy śmiechem. Nie wiem, czy to efekt drugiego piwa… Czy po prostu życie nas bawi.
-Ja ci mówię, że jak sprawy nie weźmiesz w swoje ręce, to będziecie tak łazić i łazić koło siebie a z tego co ja wiem to ty chodzić za dużo nie lubisz. Idziesz gdzieś, jak MUSISZ 😉
-Ojejku, ty to Chomiczku odważniejsza jesteś… ja chyba nie umiem, nie wiem. Martwi mnie to…
A mnie martwi jej zamartwianie się…
-Laska, ja nie jestem odważniejsza, mnie życia na bzdury szkoda i na łażenie. Ja leżeć wolę 😛 😉 Dobra, ty sytuację przemyśl i powiedz mi czy jeszcze z kimś się umówiłaś ostatnio. Mów, mów 😀 Bo czuję, że może być wesoło 😀
-Tak, ale to była porażka. Wytrzymałam 5 minut.
-Ile?!
-No 5… Może i mało, ale to nie miało sensu.
Wybucham niepohamowanym śmiechem. Ludzie na mnie patrzą a ja się pokładam na stoliku.
-Kochana! Jesteś moim mistrzem! I ty niby taka nieśmiała! Trzeba mieć to 'coś’, żeby zakończyć spotkanie po 5 minutach! Moją najkrótsza randka trwała 45 minut i naprawdę nie dałam rady ani minuty dłużej. Zresztą uważam, że każdy zasługuje chociaż na godzinę, chyba że jest kompletnym niewypałem! 😀 Co się stało?
-Usiedliśmy a on się mnie zapytał czy mam jakiś tatuaż.
-???? Tak prosto z mostu? A jakie to ma znaczenie? Nie jesteś wydziarana na całym ciele, więc chyba to nie ma znaczenia…?
-No dla niego chyba ma. Oj, jak mi się ciśnienie podniosło a ja się denerwować nie mogę. Mówię mu, że nie mam, ale moim największym marzeniem jest mieć jeden duży tatuaż, który sobie zrobię.
-MOJA MISTRZYNI! I co???
-I zapadła niezręczna cisza, więc co ja będę w ciszy siedzieć. Podziękowałam za Colę, której jeszcze mi kelnerka nie przyniosła i poszłam.
Kiedy pohamowuję wybuch śmiechu (ktoś mi ostatnio powiedział, ze to chyba niemożliwe, żeby tak wybuchać śmiechem i czy aby na pewno nie robię z siebie w takich sytuacjach „słodkiej idiotki”, więc wzięłam sobie tę „uwagę” do serca i wybuch śmiechu zdusiłam w zarodku 😉 ), zadaję jej pytanie: JAK TO MOŻLIWE, ŻE 30-STOPARO-LATEK KUPIŁ JEJ COLĘ?
-No normalnie. Ja tam nie naciągam nikogo. Zresztą mogę za siebie zapłacić. On zamówił dla siebie Colę, to co ja miałam wziąć?
-Wiesz, no ja też mogę za siebie zapłacić, ale COLA? Może chociaż kawa…???? Rany boskie. Całe szczęście, że cię do Mc Donalda nie wziął… Ma facet GEST… Wybacz, ale Cola mi się kojarzy z randką dla 13-latków. Odpadam. Następny!
-Właśnie, NASTĘPNY! I nawet w drzwiach mnie nie przepuścił, pchał się pierwszy jak jakieś nieokrzesane dziecko.
-Widzisz… Ja już chyba nie mam cierpliwości na to wszystko. Może za krótko jestem sama. Te rozczarowania. Wiem, nie jestem idealna i zapewne nie jeden mówił kumplowi jak bardzo go rozczarowałam, ale kurczę… no jakieś elementarne zasady kultury, nie wiem…
Za kilka minut próbowałam się wydostać z knajpy. Nie byłam w stanie, bo wpadło do knajpy stado bydła. Nawet nie byli specjalnie pijani. Stałam na środku niezauważona (nie da się mnie nie zauważyć, NIE DA ), tylko dwóch z nich mnie potrąciło i pobiegło w bliżej nieokreśloną stronę knajpy.
Bajka panowie. Ech…
W mieście spędziłam z koleżanką więcej czasu, niż planowałam. Wypiłyśmy też więcej, niż planowałyśmy. Wieczór był boski, ciepły, gwarny. Nie chciało się wracać do domu. Brat koleżanki zaoferował odwiezienie dwóch wesołych, lekko już zagubionych dziewczyn do domu. Czekałyśmy na niego na parkingu. Gdy się pojawił jego srebrny pojazd, powoli szłyśmy w jego stronę. Chłopak szybko zaparkował i wysiadł z samochodu. Ruszył w naszym kierunku.
-Po cholerę ten facet do nas idzie? Przecież nie mamy żadnych zakupów, które miałby od nas odebrać… Wnosić nas do samochodu też nie musi, bo jeszcze jesteśmy w stanie wykonać ten manewr samodzielnie, więc PO CO?- takie zdania mi się plątały w myślach.
A on do mnie podszedł i się PRZEDSTAWIŁ, po czym otworzył drzwi do samochodu i ZAPROSIŁ do środka.
Opadła mi szczęka…….. Przez chwilę nie mogłam się pozbierać.
Przecież on nie zrobił niczego tak bardzo nadzwyczajnego. On tylko zrobił, to co powinno się zrobić. A ja musiałam szybko zbierać szczękę z chodnika, bo chyba drugi raz w ciągu całego mojego dorosłego życia, facet wyszedł z samochodu, żeby się przedstawić i ze mną przywitać.
Zaskoczył mnie! A mnie trudno jest zaskoczyć.
Kulturą osobistą mnie zaskoczył. Znajomością pewnych zasad.
Może jest jeszcze szansa dla ludzkości…
😛