Na nic nie liczyłam. Cudu nie oczekiwałam.
Wszystko zależy od nastawienia.
Chciałam tylko bardzo się nie pokłócić. Z nikim.
I nie popłakać.
Do tego postanowiłam spojrzeć na ten trudny czas TRZEŹWYM okiem 😛 To może być ciekawe doświadczenie…. Czytaj dalej „i po świętach…”
odwagi, chomik, ODWAGI
Znam siebie dość dobrze. Przecież ja nawet siebie lubię. Nie, że jestem w sobie zakochana i nie chciałabym nic zmieniać, ale nawet lubię. Najbardziej lubię w sobie to, że NIE MAM sobie nic do zarzucenia. Nikomu nigdy nie zrobiłam krzywdy. Nawet nieumyślnie. Nie. Jestem z tego naprawdę dumna. Świadoma jestem jednak tego, że mam wady. Już pomijam te, że czasem panikuję, że czasem mi się nie chce, i że boję się odpowiedzialnych stanowisk w pracy 😉 POMIJAM 😛 Zasadniczą wadą jest to, że brakuje mi ODWAGI. Odwagi w traktowaniu ludzi tak jak oni mnie traktują. Czytaj dalej „odwagi, chomik, ODWAGI”
dni, których nie znamy
Stoję nad blatem w ogromnej kuchni. W ręku trzymam profesjonalny nóż kuchenny. Profesjonalnym kuchennym nożem (takim, którym najlepiej dźgnąć niewiernego męża 😛 ) siekam już którąś z kolei kapustę. Nie przepadam za kuchnią i za gotowaniem a za godzinę rozpocznę szkolenie dla osób, które będą niedługo otwierać lokal gastronomiczny.
Jestem cholernie zaskoczona.
Całym moim dotychczasowym życiorysem.
Jakby mi ktoś podczas moich studiów powiedział, że nauczycielką na pewno nie zostanę do końca życia, to bym mu powiedziała „Bujaj się. Właśnie, że zostanę.” Szybciej bym się spodziewała, że w jakiejkolwiek pracy zostanę doprowadzona do szału przez szefa, który mi zaproponuje szybki numerek, niż przez Oślicę, której wiedza ogranicza się do adresowania kopert. Nie przewidziałam wypadku samochodowego, który wniósł wiele zmian w moje życie. No i na pewno NIGDY nie myślałam, o tym, żeby wyjechać sama za granicę do pracy.
NIGDY.
Czytaj dalej „dni, których nie znamy”
wejdę w nową rolę
Jestem kobietą. Może i nadzwyczaj wielką, ale nadal kobietą 😛 Córką, pasierbicą, wnuczką, przyjaciółką, koleżanką, właścicielką, pracownicą, podróżniczką, pasjonatką, blogerką, nauczycielką, wariatką, oazą spokoju. Byłam dla kogoś pomyłką, kochanką i niedoskonałością. Nigdy nie byłam czyjaś. Zawsze byłam swoja. Mimo wszystko swoja i na zawsze mimo wszystko taka zostanę. Nigdy dla nikogo przeszkodą. Zawsze oparciem, nigdy problemem.
Zawsze kimś.
Nikim.
wielkie, chodzące zmartwienie
Kiedy obchodziłam swoje 30-ste urodziny, coś w mojej głowie „kliknęło”. Do 30-stki nie działo się nic niepokojącego i nic nie zapowiadało żadnych zmian. Nadszedł TEN dzień i nagle mój rozum przestawił się na funkcję „zamartwiania i niepokoju”.
Nie jest dobrze.
Powiem więcej- jest coraz gorzej… 🙁
Fakt, że jestem tysiące kilometrów od domu, nie ułatwia mi sprawy. Boję się o Rodzicielkę, o Przyszywanego Ojca, o dom i o moje relacje z przyjaciółkami. Będąc na miejscu, wszystko jako-tako kontrolowałam. Miałam czas na spotkania, na organizację mojego życia, „czuwałam”. Tutaj- w Grecji doświadczam totalnej rozpierduchy. I boję się.
spełniam marzenia :)
Zaparłam się. Zawzięłam gdzieś sama w sobie i postanowiłam, że nie ustąpię. Wiedziałam, że to jedno małe marzenie da się spełnić, więc całą zimę spędziłam na przygotowaniach do zdobycia wymarzonej pracy, która pozwoli mi odkryć coś nowego, obudzić to, co gdzieś we mnie od dłuższego czasu drzemie. Łaziłam na kurs językowy, jeździłam do tej całej Warszawy, gubiłam się w gąszczu zabieganych mieszkańców, nieświadomie atakowałam kioski ruchu (wpis tutaj:http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/05/podejscie-do-warszawy-nr-2-i-niegoscinnosc-miejscowych/) zapisałam się na szkolenie i… UDAŁO SIĘ 🙂
Chomikowa w maju leci na Bałkany do roboty 🙂
Ostateczną decyzję podjęłam wczoraj. Miałam wybór pomiędzy Rumunią, Bułgarią, Maroko… Kręciłam nosem, badałam potencjalne szefostwo (kolejnego mobbingu już bym psychicznie nie zniosła), porównywałam zarobki i wybrałam ogólnie Bałkany. Chociaż ostatecznie, gdzie mnie rzuci los… Tego nie wie nikt 😉
Umowę mam do jesieni, więc na najgorszą porę roku wracam do Polski… Choć moja N. mi powiedziała, że ona czuje, że ja tam sobie życie ułożę i nie będę chciała wrócić. Jakoś nie widzę siebie w innym kraju, niż Polska, ale życie mnie nauczyło, żeby „nigdy nie mówić nigdy”, więc NIE MÓWIĘ 😉 Tylko że ja tu mam ludzi, którzy naprawdę mnie kochają. Wiecie… W sumie jeszcze nikt z moich bliskich tak szczerze nie ucieszył się na mój wyjazd. Rodzicielka zanim mi pogratulowała, to się oczywiście popłakała. Gratulacje odebrałam po 40 minutach 😛 Przyszywany Ojciec mówi, że kobieta będzie w takiej desperacji, że porwie kolejny samolot, żeby tylko polecieć na te pół roku za mną 😛 Ja się obawiam, że w tym samolocie może być też moja N. i moje dziewczyny 😛 bo żadna z nich nie rzuciła mi się na szyję gratulując zdobycia pracy, o której przecież od dłuższego czasu gdzieś marzyłam 😛
Nie ma nic piękniejszego od poczucia, że ma się naokoło siebie ludzi, dla których jest się naprawdę ważną… Nie mam własnych dzieci, nie mam męża a jednak absolutnie nie czuję się samotna. Wiem, że mam koło siebie ludzi, na których mogę polegać i którzy już nie raz pokazali mi, że mogę na nich liczyć. Na własną rodzinę nie zawsze można liczyć a na przyjaciół taki zwykły, niepozorny Chomiczek może. Coś wspaniałego. Polecam 🙂
Kochani… Ponieważ w pracy będę miała tylko 1 wolny dzień, to na pewno nie będę w stanie pisać notek częściej, niż raz w tygodniu, ale bloga nie porzucę. Nie ma takiej mocy, która zmusiłaby mnie do zamknięcia niecodziennych-notatek 🙂 Zresztą okazało się, że mój blog ma MOC i jest przeglądany przez osoby, które NIGDY nie posądzałabym o takie fanaberie (o tym innym razem ;))
Gdzie mnie te moje marzenia zaprowadzą, tego nie wie nikt 😉 Ale uwierzcie mi- na pewno spotkają mnie sytuacje, które będą warte opisania i wyśmiania na niecodziennych-notatkach 😀 Aż strach się bać 😀
Przygodo AHOJ! 😀
—————————————————–
Kto zagląda na fb, ten wie, że wczoraj wróciłam z Krakowa, w którym nagrywałam niecodzienne-notatki do aplikacji Audioblog. Już dziś możecie odsłuchać jednej notki oraz mojego i Lunki1969 komentarza do nagrania.
Zapraszam ja- Chomikowa 🙂 http://www.audio-blog.pl/
jak się uwolnić…?
Spędziliśmy ze sobą kilkanaście miesięcy a nawet i lat. Coś jednak jest ewidentnie NIE TAK. Coś sprawia, że się dusimy, nie ma tego magicznego „czegoś”, co porwałoby nas do życia i walki o ten związek. Gdzieś nam koło ucha plącze się wyszeptany głos rozsądku „Skończ to”. Przedłużanie związku na siłę nie ma tak naprawdę sensu. Przynosi nam więcej rozczarowań i powoduje masę blokad emocjonalnych. Nie warto.
Tylko jak temu partnerowi, z którym spędziło się tyle wspólnych chwil o tym powiedzieć…? Jak go nie zranić…? I co się stanie POTEM?
Sama wiem po sobie, jak ciężko jest podjąć decyzję o rozstaniu. Zresztą podjęcie decyzji to tylko jeden z kroków do rozstania. Najtrudniej jest wprowadzić ją w życie. Ubrać ją w słowa i czyny. No i utwierdzić się w przekonaniu, że decyzja na pewno będzie słuszna i ostateczna…
Wielu psychologów wskazuje, że podjęcie jakiejkolwiek decyzji jest łatwiejsze, gdy rozrysuje się tabelkę z plusami swojej decyzji i minusami. Mnie te magiczne tabelki nigdy jakoś nie przekonywały. Nie chciałam z życiowej decyzji robić papierowej bazgrołki 😛 Zawsze wszystko układałam sobie w głowie. Przed oczami stawał mi obraz sytuacji, która doprowadzała mnie do furii lub płaczu i starałam się odpowiedzieć sobie na pytanie „Czy będę w stanie znosić te same sytuacje do końca życia?”, „Czy widzę tego człowieka koło siebie za 30 lat?” „Czy ja się w tym DOBRZE czuję?” Z reguły odpowiedzi na te pytania utwierdzały mnie w słuszności podjęcia mojej decyzji. Tylko później było gorzej… Najdłużej do realizacji decyzji zbierałam się jakieś pół roku. Beznadziejna Chomikowa. Sierota boska… Kompletnie bez odwagi. Strasznie bałam się tej chwili. Przerażał mnie widok rozczarowania i smutku. Ale wiedziałam, że skoro wcześniejsze rozmowy i próby ratowania tego, co było nie do uratowania nie przyniosły efektu, to nie można tkwić w czymś, co umarło. Zresztą smród byłby nie do zniesienia 😉 Chciałam, żeby zrobił to ktoś za mnie, ale nie było takiej możliwości.
Co powiedzieć?
Jak powiedzieć?
I jak to zrobić, żeby się tylko nie popłakać? Można by przypuszczać, że najdelikatniejszym sposobem zerwania, byłoby powiedzenie „Muszę odpocząć”. Kto z nas usłyszał ten zwrot???? I ilu z nas te słowa nie mówiły NIC? Uważam, że użycie takich słów jest dowodem okropnej niedojrzałości emocjonalnej. Nie potrafisz powiedzieć człowiekowi, że nic z tego nie związku nie będzie, to jak chcesz kiedykolwiek zbudować inny związek oparty na szczerości i zrozumieniu? Poza tym dajemy tej drugiej stronie masę nadziei, że to jeszcze nie koniec. Ryzykujemy, że będziemy odbierać dziesiątki telefonów z pytaniem „Czy już odpoczęłaś/ odpocząłeś i możemy żyć jak kiedyś?” A przecież nie możemy. Decyzja została podjęta. Lepiej powiedzieć krótko „Przepraszam, ale już dłużej nie mogę być z tobą. Taka jest moja decyzja”. Brzmi pięknie, kiedy się to czyta, ale przecież wiemy, że będą emocje, będą łzy, oskarżenia, krzyki, błaganie. Kiedy sobie przypominam dzień, w którym rozstawał się ze mną jeden z moich partnerów, sama się mu dzisiaj dziwię, że zniósł mój płacz i błaganie o wyrok w zawieszeniu 😉 Zbyt mocno mnie to wtedy zaskoczyło (ani razu nie otrzymałam sygnału, że coś jest w tym naszym związku nie tak) i nie potrafiłam zrozumieć DLACZEGO. I jest to normalne i częste. Trzeba jednak umieć powiedzieć „Rozumiem. Bardzo mi przykro, ale decyzja została już podjęta”.
Co później…? Będą telefony, będą próby podważenia decyzji, będzie smutek i będzie złość a nawet i agresja… Zarówno jedna jak i druga strona będzie przechodzić przez te wszystkie elementy złożonego procesu… Ryczałam, przeplatając ryk płaczem i szlochem 😛 Złościłam się, rzucałam wyrafinowanymi przekleństwami i poznałam wiele nowych niecenzuralnych słów, którymi można wyrazić wściekłość i smutek 😉 Jednak zawsze na głos powtarzałam „Przykro mi. Ja po prostu inaczej nie mogłam.”
Po jakiś 4-6 miesiącach będzie można od nowa organizować swoje życie. Będzie można zaopiekować się tylko sobą, poczuć spokój, zdobywać świat. Nikt nie mówi, że od razu świat stanie się piękniejszy, i że szczęście zapuka do naszych drzwi. Nikt nie mówi, że od razu poznamy partnera naszych marzeń. Ale na pewno wydarzy się masa pozytywnych rzeczy 🙂
I będzie można zacząć pisać bloga 😉
————————————————
A nowego nagrania Chomikowej w Audioblogu już słuchaliście? Tym razem o sweetfociach zakochanych 🙂
spokojny Chomiczek … :)
Dziwnie wkroczyłam w ten Nowy 2015 Rok. Jak na rozentuzjazmowaną, spanikowaną, roztańczoną, zabieganą, tudzież przerażoną (jaką zwykła być w Sylwestra) Chomikową, przywitałam ten rok nad wyraz spokojnie. Jeśli nie rzec OLEWCZO 😛
W gronie najbliższych znajomych i ich dzieciarni zorientowałam się, że „godzinę zero” przedyskutowałam z moją bardzo dobrą znajomą, o której pisałam już tutaj: „cudnie, że nie tylko ja trafiam w pudło „. Pan Domu w panice pobiegł po szampana a druga znajoma do toalety. Dzieciarnia też się rozpierzchła i tak jakoś… Przegadałam to… Rozejrzałam się po pokoju, spojrzałam na wybuchowe niebo, pomyślałam o Ruskich, którzy takie klimaty fundują Ukraińcom od kilku eleganckich miesięcy i… odetchnęłam z nieskrywaną ULGĄ dziękując Temu Tam na górze, że jestem, gdzie jestem i z kim jestem.
Szybko zerknęłam na miniony rok i niezaprzeczalnie stwierdziłam, że 2014 rok kompletnie przeorganizował moje dość nudne i przewidywalne życie. Już styczeń, w którym za pracowniczym biurkiem szeptem przez telefon kończyłam znajomość, która w sumie nie powinna się nigdy zacząć a już na pewno nie kończyć, wskazywał na to, że sporo może się wydarzyć. Później wypadek samochodowy, który udowodnił mi, że chomiki mają na bank więcej żyć, niż jedno (i wolałabym nie odkrywać, ile tak naprawdę 😛 ). Koniec lata to bardzo nieeleganckie wypowiedzenie w pracy, która doprowadzała mnie do szału i próbowała oduczyć używania resztek szarych komórek. Koniec lata to również jakieś randki internetowe, które nie wprowadziły w moje życie niczego oprócz załamania i utraty wiary w ród męski 😛 Ale przekonały mnie też, że bycie samej ze sobą może przynosić wiele korzyści emocjonalnych oraz wbrew pozorom materialnych 🙂 Grudzień natomiast to miesiąc, który utwierdził mnie w przekonaniu, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach (albo nawet i nie, bo niestety zdarza się, że podły charakter idzie w parze z podłym wyglądem)- publiczne insynuacje pisane pod pseudonimem a dotyczące moich rzekomych romansów i hipokryzji są najzwyczajniej w świecie żenujące i proste. Bloga NIE ZAMKNĘ i będę z całą premedytacją pisać nadal. To mnie tylko motywuje do zamieszczania kolejnych wpisów 🙂 A sobie nie mam nic do zarzucenia. Ze słów na literę „P” tylko przeklinam. Nie palę, nie piję i nie PUSZCZAM SIĘ. I pewnie sama nie wiem ile przy tym wszystkim tracę 😉
Gdzieś między tym wszystkim osiągnęłam maksymalną równowagę emocjonalną. Ze spokojem odrzucam oferty pracy za 1600 zł na rękę (wbrew pozorom oferty pracy otrzymywałam) i ze spokojem wstaję rano z łóżka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam i nie pamiętam, kiedy ostatnio z prawdziwą złością rzucałam w przestrzeń słowa powszechnie uważane za wulgarne 😉 Obudziłam w sobie głęboko skrywane pokłady dobroci (po wymianie korespondencji z niepełnosprawnym Marcinem, o którym wspominałam tutaj: „coś się ze mną dzieje” moja N. zaczęła się o mnie martwić mówiąc, że jest przerażona tym, że przez tą swoją dobroć mogę wyjść za niego za mąż 😛 ). Na szczęście ani zdrowego rozsądku nie straciłam, ani wiary w MIŁOŚĆ 😉 I rozwijam moją drugą życiową pasję, jaką jest prowadzenie bloga… 🙂
W Nowy Rok wkroczyłam z poczuciem wolności i wiary w Życie. Nic mnie nie blokuje, nic mnie nie doprowadza do szału. Mogę sobie pozwolić prawie na wszystko. Mogę w każdej chwili się spakować i polecieć do Pekinu czy Anchorage i mogę wrócić z niczym, bo MOGĘ. Mogę wyjechać na długie wakacje. Mogę z obłędem szukać miłości swojego życia, ale mogę też czerpać przyjemność z bycia samą. Mogę wszystko. Jestem po prostu WOLNA.
I szczęśliwa 🙂 i będę. Choćbym miała to szczęście wydrapywać świeżo pomalowanymi paznokciami ze ścian.
Ha.
———————————————
Postanowienia? Tylko realne 😉
Jedno- usunąć cholerną ósemkę, którą boję się ruszyć od ponad 6 lat 😛
podsumował moje życie w Polsce
Od ponad 5 lat doskonale wie, kiedy pojawić się w moim życiu. Wyczuwa, kiedy potrzebuję uśmiechu, dobrego słowa, komplementu i czegoś, co sprawi że przestanę myśleć o tym, jak bardzo jest nie tak jak powinno być.
Z reguły nasze rozmowy toczą się według reguł „pierdu pierdu”, czyli gadania o niczym, ewentualnie planach spotkania w Polsce, czy w Turcji. Jednak jeden z naszych ostatnich dialogów utkwił mi bardzo w pamięci. Ramazan zapytał się mnie, czy skoro mam teraz tyle czasu wolnego, to nie mogłabym przyjechać do niego, pozwiedzać i może zostać na dłużej. Pracę to on mi pomoże znaleźć w turystyce, jeśli tylko będę chciała.
Nooo… pomoże mi. A ja w ramach wdzięczności, CO? Będę spełniać jego wybujałe fantazje seksualne? Nie wiem czy jestem na tyle wygimnastykowana 😛
Wykręcam się jak mogę i nawet próbuję argumentować niechęć wyjazdu miłością do ojczyzny, bo co mu powiem? Że chomiki to tam pewnie zjadają na podwieczorek i się trochę lękam? 😉
-Ale ty wiesz jak ja bardzo kocham Polskę? Ja jestem patriotką od urodzenia! Wiesz- ta zima, ten deszcz… te wszystkie pory roku… No po prostu KOCHAM!
Chyba nie byłam zbyt przekonywująca 😛
-Ale Chomikowa powiedz mi, co ty kochasz w tej Polsce? Deszcz, który ciągle pada? Przecież ty tam nic nie masz- nie masz dzieci, ty nawet boyfrienda nie masz! Nie wspominając o normalnej pracy. Powiedz mi, co ty kochasz w tej Polsce, hm?
Niech go szlag. Wbił swojego palucha dokładnie tam, gdzie powinien- w samo sedno problemu…
Właśnie Chomikowa, coś ty się tak uparła…? Już sama zapomniałaś jak bardzo tą Turcję pokochałaś i jak od niej zaczęłaś spełniać swoje marzenia o podróżowaniu. Widziałam Grecję kontynentalną, Grecję na wyspach, Egipt i kilka stolic europejskich i… myślami gdzieś zawsze wracałam do tej magicznej Turcji.
Ramazana poznałam ponad 5 lat temu na wakacjach w południowej Turcji- w Marmaris. Z moją N. planowałyśmy za swoje pierwsze prawdziwie zarobione pieniądze polecieć gdzieś do Bułgarii lub Chorwacji. W biurze podróży pewien przesympatyczny człowiek uświadomił dwie zbłąkane niewiasty, że taniej i piękniej będzie w Turcji. Tak więc pofrunęłyśmy 🙂 A o moim pierwszym koszmarnym locie samolotem (właśnie do Turcji 😛 ) mieliście okazję już czytać 😛 Pamiętam, że kiedy zbliżyłam się do punktu wybawienia, czyli do schodów prowadzących z samolotu na ziemię, buchnęło we mnie gorące powietrze. W Polsce lato się już kończyło a tam żyło w pełnym rozkwicie. Później było coraz lepiej 🙂 Uśmiechali się do nas WSZYSCY. Oczywiście, że były osoby, które mimo pięknego uśmiechu bardzo chciały nas „wycackać” ze wszystkiego, co miałyśmy przy sobie (również z moralności 😛 ), ale takich ludzi możemy spotkać wszędzie. Bo kimże są ci, którzy chodzą po naszych mieszkaniach i z uśmiechem na ustach informują, że należy zmienić dostawcę prądu lub zakupić nowy, rewelacyjny samo-sprzątający odkurzacz za jedyne 2 tysiące PLN? Ogrom dobroci, uśmiechów i krajobrazów oszołomił mnie. Nigdy wcześniej nie widziałam tak turkusowej wody, nie widziałam tylu owoców na drzewach, nie pływałam w tak przeźroczystej wodzie i nigdy nie widziałam w jednym miejscu tylu kolorów. Moja N. już wcześniej była w Hiszpanii, więc nie wszystko wywoływało u niej taki sam zachwyt, jak u mnie (może to zresztą było też przez przeziębienie, które ograniczało jej oddychanie i atakowało jakąś niepoliczalną ilością kichnięć. Swoją drogą do tej pory zastanawiam się jak to możliwe, żeby człowiek kichał z częstotliwością 3-7 razy na minutę… i nie umarł po jednej dobie 😛 ).
Brałyśmy całą kulturę pełnymi garściami i jedyne, co nas ograniczało to ruch uliczny. Bo tam nie obowiązują prawie żadne reguły ruchu drogowego. Przejść dla pieszych nie ma a znaki „ustąp pierwszeństwa” tudzież znaki „stopu” traktowane są jako urozmaicenie pobocza 😛 Za każdym razem, kiedy udało nam się z N. przebiec na drugą stronę ulicy, uznawałyśmy to znak Boży, że jeszcze mamy w życiu coś osiągnąć i czymś przysłużyć się społeczeństwu 😛 Tego „czegoś” nie odkryłyśmy do tej pory 😛
Ogrom uśmiechów i słońca nie przesłonił nam wbrew pozorom racjonalnego myślenia. Po pierwszym dniu dość nachalnych rozmów z Turkami obiecałyśmy sobie, że żadna z nas nie zniknie drugiej z oczu na dłużej, niż 2 minuty. Mimo zapewnień pracowników hotelu oraz rezydentów biura podróży, że turystkom raczej nic nie grozi, bo prawo mają dość restrykcyjne jeśli chodzi o gwałty i nie jest to tak „dziki” kraj jak pozostałe muzułmańskie (w końcu Turcja też leży w Europie 🙂 ), uznałyśmy że wakacje wakacjami to raz, ale przyszłe zdrowie i spokój emocjonalny to dwa 😛 I tak po 5 dniach prawdziwych wakacji all inclusive moja N. w jakimś ogromnym sklepie z wyrobami skórzanymi polazła z dwoma czy trzema Turkami gdzieś na zaplecze. Ja będąc zaaferowana i zauroczona tymi wszystkimi płaszczykami, kurteczkami i futerkami nawet nie zauważyłam jak mi tą moją blondynkę wyprowadzają podstępem na zewnątrz. W panikę wpadłam chyba po 15 minutach, bo ABSOLUTNIE nie mogłam znaleźć pomieszczenia, w którym mogłaby być. I WCALE mnie nie uspokajały słowa ekspedientów, że na pewno jest u niej wszystko dobrze, i żebym przestała się tak niepokoić. Kiedy już zaczynałam robić awanturę i histeryzować moja blondynka wyszła cała radosna gdzieś z jakiegoś baraku (???) zza hali i z błogim uśmiechem na twarzyczce oznajmiła mi, że herbatka była BOSKA… To był pierwszy raz, kiedy na moją N. nawrzeszczałam 😛 a ona patrzyła na mnie swoim rozanielonym wzrokiem i potraktowała jak nadopiekuńczą matkę:
-Ale Chomikowa! O co tyle pretensji? Przecież ja tylko na herbatce byłam! Ty wiesz, jak tam fajnie było? Żałuj, żeś nie poszła razem ze mną!
Nooo… nie wątpię, że było FAJNIE. Nie poszłam, bo żeś mi się oddaliła cichaczem… Zawsze to ja byłam rozsądniejsza w tym „związku” 😛 A że byłam rozsądniejsza, to co zrobiłam następnego dnia późnym wieczorem? Kiedy N. integrowała się z innymi Polakami w hotelu, ja się zamknęłam w naszym pokoju na wiele minut z Ramazanem… Wybaczcie, ale szczegółowych opisów rodem z książek erotycznych tym razem (wyjątkowo 😀 ) tutaj nie znajdziecie 😉
Kiedy zeszłam do mojej N. na dół, była zdziwiona, że w ogóle skądś przyszłam i „jak to ciebie nie było????” Nawciągała się czegoś jak nic… Naiwnie wierzyłam, że to ten cały klimat tak na nią wpływa 😉
Obowiązkowe herbatki w każdym miejscu, w którym się człowiek pojawia, targowanie się na bazarach, obowiązkowe zamienienie kilku zdań z obcym człowiekiem na ulicy i oczywiście brak zasad ruchu drogowego, to nieodłączne elementy kultury tureckiej, które dla zwykłego Polaka są czymś abstrakcyjnym. Im głębiej w życie codzienne Turków, tym absurdów będzie się pojawiać więcej. Turecka wieś na przykład- wygląda bardzo biednie- glinianki z prowizorycznymi okienkami i drzwiami, panoszące się bez celu kury, kozy (można je spotkać prawie wszędzie), gdzieś smętnie przeżuwające strawę osiołki. Można mieć wrażenie, że zwierzęta żyją tam swoim życiem 😉 W sumie troszkę jak nasza „zabita dechami” głęboka wieś 😉
Absurdy jakoś specjalnie mnie nie odstraszają. Wabi natomiast coś zupełnie innego. Sama jeszcze do końca nie wiem co… Bo czy jest to tylko słońce i wszechobecny uśmiech…? Czy może rozpaczliwa potrzeba ruszenia czegoś w tym cholernym życiu…?
No to jak, Chomikowa…? Skoro nigdzie cię tu nie chcą, nie masz tutaj niczego oprócz chałupy, która pamięta czasy obowiązkowej nauki ruskiego w szkołach; jakiejś pokręconej rodziny i kilkorga przyjaciół, to może jedź gdzieś w cholerę…? Może nawet niech i będzie jakaś Kambodża (jakkolwiek się to pisze 😛 ), tylko poczuj, że żyjesz…
Daję sobie kilka tygodni na porządne przemyślenia i może na CUD…