rozmemłana emocjonalnie, czyli Poliglota część kolejna

12516832_1075549095823745_983364076_oSprawy się komplikują jeszcze bardziej, niż mogłam przypuszczać… Od momentu, kiedy facet do mnie zadzwonił i mi zakomunikował, że ROZSTAŁ SIĘ ZE SWOJĄ WIELKĄ MIŁOŚCIĄ, o której oczywiście wcześniej nie pisnął ani słowa, swoją nieustająca obecnością nie pozwala mi ogarnąć emocjonalnego bałaganu.
Naprawdę byłam przekonana, że po jego telefonie, w którym przepraszał za 4-godzinną wymianę sms-ów, już nigdy więcej nie będzie miał odwagi się do mnie odezwać. Tym bardziej, że podczas tych wszystkich wiadomości napisałam mu, że bardzo mi się nie podoba jego podejście do kobiet i związków a flirtowanie z dziewczyną, podczas trwania związku z MIŁOŚCIĄ ŻYCIA (BŁAGAM!) jest delikatnie mówiąc nie na miejscu.
Ocknij się, Chomikowa! Nie wszyscy mają w sobie tak wysoko rozwinięty poziom samokrytyki, jak ty.
Po dwóch dniach błogiej ciszy dostałam wiadomość, w której wysłał mi zdjęcie samochodu jego marzeń.
Jak wrócę po tych 10 miesiącach za granicą, to właśnie taki sobie kupię, Chomikowa.
Niesamowite…
-Patrząc na cenę, to chyba nie będziesz spożywał posiłków, żeby to sobie kupić. Radzę już teraz nauczyć się łowić ryby.
-Coś tam jeszcze wezmę kredytu i kupię. To jest miłość! Muszę go mieć!
-Aaaa… miłość! No to tak. Chociaż znając ciebie, miłością za chwilę zapałasz do pięciu innych samochodów.
-Co ty taka uszczypliwa?
No proszę, nawet wyczuł złośliwość. Jednak głupi nie jest.

Wiesz co? Wybacz, ale jestem wyjątkowo zajęta i nie mam czasu na konwersacje.
Tak, wiem. Mogłam być bardziej bezpośrednia i najzwyczajniej w świecie mu napisać „NIGDY WIĘCEJ DO MNIE NIE PISZ I NIE DZWOŃ”, ale przecież GŁUPI NIE JEST. Nie jest i tym niestety mi zaimponował jakiś czas temu. Jeszcze wtedy, kiedy nie wiedziałam, że to zakompleksiony flirciarz, i że zafunduje mi jazdę emocjonalną.

Spoko, odezwę się. Miłego wieczoru, Chomiczku!
Nie mogę się doczekać.

Następny dzień. A raczej późny wieczór. Północ 😛 SMS! Stało się coś, na bank. Ostatni czas, kiedy dostałam wiadomość o północy (nie licząc sylwestra 😛 ) dostałam… w Bułgarii, kiedy zaginęły bliźniaczki…
Pozdrowienia z (tu pada nazwa mojego miasta)!
Do wiadomości załączone było ZDJĘCIE Z JAKĄŚ DZIEWCZYNĄ!
Oczom własnym nie wierzę. Jestem zła, zniesmaczona i załamana. Ręce opadły mi już kompletnie. Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć po co otrzymałam to zdjęcie z informacją, że jest w moim mieście? Wybaczcie, ale moja wyobraźnia właśnie napotkała na granicę i już nie posunie się ani kroku dalej. No to po co????
Na wiadomość nie odpisałam. Następnego dnia telefonu nie odbierałam. W końcu przyszła wiadomość, że mnie przeprasza za brak informacji, że będzie w moim mieście. Znowu mnie przeprasza. Mam wrażenie, że powinien mnie przeprosić za swoją obecność w moim życiu. Nie chciał, to nie poinformował! Spoko, nie umarłam! Po co tylko ciągle do mnie pisze lub dzwoni????
Jestem zmęczona tą relacją. Czuję się oszukana i na jakiś sposób wykorzystana. Jak zwykle. To już druga relacja w ostatnim czasie, która powinna się zakończyć, a której niestety nie mogę radykalnie uciąć. Nie zniosłabym setek pytań od Wiecznie Niezadowolonej, Prawie Idealnego i innych. Nie wiem, czy umiałabym z nich wybrnąć…
I tak pozostaje mi na dzień dzisiejszy zajadanie się herbatnikami i nerwowe zerkanie na telefon. Jest wieczór, więc za chwilę znów przyjdzie jakaś wiadomość…
Otóż to.
Co robisz, Chomiczku? Napisz coś w końcu do mnie i się uśmiechnij.
No żessssszzzz… A ja znów bez Ferrero 🙁

telefony, rozstania i oburzenie Chomikowej w Sylwestra

źródło: newscult.com

Pamiętacie Wiecznie Niezadowoloną z Bułgarii? http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/09/01/ Tak, tak… To właśnie do niej zostałam zaproszona na sylwestra i na małe zwiedzanie jej okolic na Mazurach. Po drodze odebrałam paczkę pod postacią Poligloty i RUSZYŁAM 🙂
Poliglota nie tryskał humorem, jak zawsze bywało. Dzień wcześniej zapytał się mnie łamiącym głosem, czy może ze mną jechać na Mazury, ponieważ rozstał się ze swoją dziewczyną. Tylko wybuchnęłam śmiechem. Tak, tak- cholernie nietaktowne zachowanie… Ale jak miałam zareagować, skoro facet od wielu miesięcy do mnie wydzwania, mówi masę komplementów, pisze dziesiątki smsów a tak naprawdę MA DZIEWCZYNĘ, o której wcześniej oczywiście nie pisnął ani słowa????
A takie Toto niepozorne no.
Bożesz, jak mam nie pić? Jak nie będę pić, to w końcu wyląduję w szpitalu dla obłąkanych.
Tak, czy siak. W Pędzidle wysłuchałam godzinnego wykładu o historii węgierskich nazwisk, teorii Lady Gaga jako Lalka Illuminati (?????), kilku zdań w językach kompletnie mi nieznanych jak litewski, koreański, serbski, rosyjski i węgierski oczywiście (swoją drogą ciekawa jestem, czy mnie obrażał, czy mówił pornograficzne świństewka 😛 ) oraz o budowie komputera.
-Chomikowa, coś niewiele mówisz. Coś się stało?
Hmmm… Równie dobrze mogłabym zacząć szczekać. Efekt byłby taki sam.
-A wiesz… jakoś tak fascynująco opowiadasz, że zdecydowałam się ograniczyć do słuchania.
-Tak? Nie sądziłem, że tak cię to zainteresuje.
Postanowienie na Nowy Rok- NIE KŁAM, CHOMIKOWA!

Po południu szczęśliwie dojechaliśmy na Mazury 🙂 Wiecznie Niezadowolona już była pod wpływem. Chyba wszystkiego pod czego można być wpływem 😛 Jej facet chory z wysoką temperaturą. Pięknie. Nic nie jest naszykowane a ja nie wiem, jak to ogarnę w obcym mieszkaniu i obcej kuchni… Co bardzo dziwne dziewczyna była w stanie przygotować każdy ciepły posiłek. Co prawda z Bożą pomocą i moją 😉 ale i tak byłam pod wrażeniem.
Cała zabawa przebiegała naprawdę przyjemnie. Obśmiałam się za wszystkie czasy, z inną koleżanką obgadałam cały pobyt w Bułgarii i obejrzałam rewelacyjne fajerwerki 🙂 Długo po północy do ciągle załamanego rozstaniem Poligloty zaczęły przychodzić smsy.
Bzzzz… Sms. Odpisał. Nie minęły 2 minuty znów bzzzz. Bzzz… Bzzzzzzzz…. Bzzzzzzzz… Wypijam drinka. Bzzzzz…. Jestem spokojna. Nie będę się odzywać. Bzzzz… Kolejnego. Bzzzzz……. I tak przez cholerne 2 godziny!!! BZZZZZZZZZZZZZZZ.
SZLAG MNIE TRAFIŁ.
Wiecznie Niezadowolona z typowym po wypiciu któregoś z kolei drinka, stoickim spokojem zapaliła papierosa a ja trzaskając tyłkiem i drzwiami od łazienki oddaliłam się na dłuższą chwilę.
Albo mu lutniesz, albo na niego nawrzeszczysz, albo się Chomikowa na tym kiblu uspokoisz. I to trzecie rozwiązanie jest chyba najlepszym, bo każde inne wiąże się z kiepską atmosferą we wspólnym mieszkaniu. Mało tego, ja muszę z tym gościem wrócić do domu. Opanuj się, Chomikowa, opanuj… Nie wszyscy przecież wiedzą, że jak się jest w towarzystwie, to się nie napierdziela smsów przez cholerne 2 godziny. Może właśnie się godzi ze swoją WIELKĄ MIŁOŚCIĄ, która jest tak wielka, że się flirtowało z innymi.
Wracam do pokoju po dłuższej chwili. Względnie opanowana.
-Przepraszam was, że jakoś nie miałem dzisiaj humoru, ale trochę mnie ta sytuacja z moją dziewczyną zdołowała- odpala nagle Poliglota- ale już mi lepiej.
-Ty!-wtrąca Wiecznie Niezadowolona- a co to niby za wielka miłość? Ty nam nigdy o niej nie mówiłeś.
-A bo w sumie byliśmy ze sobą tylko ponad miesiąc.
ILE???? ZAGOTOWAŁAM SIĘ.
-Chłopie, i ty po miesiącu jesteś przekonany, że to miłość twojego życia? Mogłaby zostać matką twoich dzieci?
-Tak, myślę, że mogłaby, ale nie zostanie. Ja wyjeżdżam na 10 miesięcy za granicę. Ona tego nie akceptuje.
Nie odzywaj się, Chomikowa, NIE ODZYWAJ.
-Ale wiesz, ze jakbyś nie chciał wyjeżdżać, to byś nie wyjechał-dość celną uwagę wtrąca Wiecznie Niezadowolona.
-Może i tak…- odpowiada Poliglota i się zawiesza w tym swoim smutku.
-Człowieku! OGARNIJ SIĘ DO CHOLERY!- odpalam, bo już nie mogę w tej surrealistycznej scenie dłużej grać- Ile ty z nią byłeś? MIESIĄC?! I niby taka wielka miłość? BŁAGAM CIĘ!
-Właśnie, Poliglota, ogarnij się, bo Chomikowa zaraz znów trześnie tyłkiem i pójdzie siku.
Wiecznie Niezadowoloną spiorunowałam wzrokiem.
-Ty! Ja mam ci więcej powiedzieć o tej twojej jak to nazywasz wielkiej miłości?! Jakby to była Ta Jedyna, to nie zachowywałbyś się, jak zachowujesz! I dobrze wiesz o czym mówię! Więc ja cię, chłopie BŁAGAM! Ogarnij się! Daj żyć innym! A niby taki inteligentny!
I tak- rzuciłam swoim telefonem o stolik, trzasnęłam tyłkiem i poszłam siku 😛
Po powrocie wszystkie łóżka już były pościelone a światła pogaszone.
Cóż 😛
Kolejne dni na szczęście przebiegły już w bardzo miłej atmosferze. Mimo mrozu udało nam się coś pozwiedzać, Poliglota nawet zaczął się uśmiechać a ja odetchnęłam z ulgą.
Zdążyłam wrócić do domu i dostaję smsa od Poligloty:
Bardzo miło spędziłem ten czas na Mazurach, był mi potrzebny.
-Cieszę się.
-Chomiczku, a mogę spytać jak długo jesteś sama?
-A czy ta informacja coś zmieni w twoim życiu?
-Bo ja się nie mogę nadziwić dlaczego ty jesteś sama. Takie kobiety nie powinny być same.
ZACZYNA SIĘ.
-Czy ty pijesz coś dziś znowu?
-Jestem trzeźwy jak dawno nie byłem, Chomiczku kochany. Z ciekawości się pytałem ile jesteś sama. Mógłbym Ci mówić tyle pięknych rzeczy…
I tak pisał i pisał… aż zasnęłam 😛
Zadzwonił następnego wieczoru.
-Przepraszam cię, Chomikowa za te wczorajsze smsy. To się więcej nie powtórzy.
Litości.
-Chomikowa! A jak tam Poliglota?- dzwoni Wiecznie Niezadowolona.
-Jak dla mnie, to przypadek kliniczny. Leczenie psychiatryczne mocno wskazane.

Na tym świecie nie ma już normalnych facetów. Zostanę sama do starości 😛
——————————————————————————–
Polecam serdecznie aplikację na telefon Audioblog! 🙂 Masa nowych blogów do posłuchania. Recenzje książek, wywiady i emocje!

wściekła, rozgoryczona nowa Chomikowa

źródło: sharegif.com

Nie pisałam? Nie prosiłam? Nie denerwowałam się? Nie ostrzegałam? OSTRZEGAŁAM przecież. I wczoraj właśnie zostałam doprowadzona do OSTATECZNOŚCI. Szlag mnie trafił najjaśniejszy. Klawiaturą pieprznęłam o biurko, rzuciłam całą piękną wiązankę słów powszechnie uważanych za obraźliwe i poszłam umyć podłogę. Tę samą, którą myłam już przedwczoraj. Musiałam się uspokoić i odreagować. Oczywiście po drodze opróżniłam lodówkę 😛 Na szczęście miałam tam tylko galaretkę i jakieś dwa zagubione plasterki wędliny 😛
Od niedawna zaczęłam dostawać maile od jakiegoś mężczyzny. Chyba próbował „zagadać” lub nawet „poderwać” autorkę tego bloga, ale szło mu to wyjątkowo nieudolnie. Ilość maili była całkiem spora i nie nadążałam nawet z odpisaniem na każdego z nich. Oczywiście ów mężczyzna (nazwijmy go Panem Nieudolnym, bo nie dość, że podryw mu nie wychodził, to jeszcze dał się złapać) nie wspomniał nic o narzeczonej, żonie czy choćby dziewczynie. Mail od żony w takim razie odrobinkę mnie zaskoczył. Ale tylko odrobinkę. W tym roku to już standard, że piszą do mnie maile kobiety doszłe, niedoszłe, zaszłe, przeszłe czy obecne facetów, z którymi mam jakoś tam do czynienia. Dzień jak co dzień. 
Bez sensu. Taka gra jest kompletnie niewarta świeczki. KOMPLETNIE. Bo ja nie mam w ogóle nic a nic na swoim sumieniu. Sumienie leciusie bez żadnego bagażu. Uznałam, więc w swojej furii, że jak już mam zbierać od tych wszystkich kobiet, to chociaż muszę mieć za co. A i przy okazji może coś będę z tego mieć.
Trudno.
Jeśli ten świat nie wygląda tak, jak wpajała mi przez lata mojego dzieciństwa własna Rodzicielka, to ja muszę się nauczyć funkcjonować w tym cholernym świecie, takim jakim jest. Najwyższa pora.
Voilà, nowa ja.
Poznałam faceta. Podobał mi się od dłuższego czasu. Zdziwieni, prawda? No podobał, podobał! Całkiem inteligentny, wysoki, w miarę dowcipny, z pracą. Ha! Chyba nawet jakieś auto ma! Czego chcieć więcej? Normalnie BIORĘ. Tylko że z tego co wiem, to ma żonę czy kogoś tam………. Nihil novi. 
Jutro idziemy na randkę.
To kiedy mi powie o małżonce? Jutro? Chyba nie… Na drugiej randce? Powątpiewam… Może wtedy, kiedy wylądujemy w łóżku…? Wtedy to byłoby mu głupio… Jakby do tego seks był całkiem niezły, to dopiero byłoby wstyd się przyznać… Hmmm. Nie wiem, no nie wiem.
To kiedy?
Kto da więcej? No KTO?

Szlag by to WSZYSTKO.
Ferrero- Rocher zeżarłam i nie mam już czym ukoić moich nerwów.

oceńmy ich. Wydajmy wyrok.

Turcja, Flagi, Cudzoziemców, Niemcy, Obejmują
źródło: pixabay.com

Zanim rozpoczęłam pracę, miałam tygodniowe szkolenie. Mieszkaliśmy w hotelu, w pokojach dwuosobowych. Jako współlokatorkę dostałam Agniątko. Niezmiernie miłe, ciepłe i dobre dziewczę.
Wiecie jak to jest, kiedy zaczyna się mieszkać z kimś obcym- po jakimś czasie zaczynają padać pytania o związki, miłości itd. To NORMALNE. U mnie jak ogólnie wiadomo za dużo do opowiadania nie było 😛 O wszelkich nieudanych randkach i rozwianych nadziejach myślę, że jest za wcześnie opowiadać 😛 a koleżanka w sumie ograniczyła się tylko do informacji, że od roku jest w związku. I to by było na tyle. Żadnych zdjęć, opowieści o pięknej miłości i innych tego typu pierdół. Za język z reguły nie ciągnę. Będzie chciała powiedzieć więcej, to powie.
Po jakimś czasie dziewczyna sama wyjęła swój telefon i pokazała mi „człowieka, Chomikowa którego kocham tak mocno, jak nikogo do tej pory”.
I oczom mym ukazało się fantastyczne ciacho. Pierwsze zdjęcie- boski. Drugie- jeszcze bardziej boski, trzecie- wpatrzony w Agniątko Adonis. Matko kochana! Czemu ona takiego faceta ukrywa?! Jak szybko o tym pomyślałam, tak szybko mnie olśniło…
-Mała, a skąd on jest? Bo Europejczykiem z dziada-pradziada to chyba niekoniecznie…?
-Widzisz, Chomiczku…-i spuszcza wzrok jak małolata zapytana o pierwszy pocałunek- on pochodzi z tych dla nas zakazanych rejonów Iraku, Iranu, Palestyny.
No tak. Jasne.
Nie, wcale nie jasne. Ciemne i to jeszcze bardziej, niż kolor jego skóry.
Od razu robi mi się cholernie przykro. Za nią i za nich. Bo oni się kochają. Na szczęście nie jest im dane żyć w Polsce, bo tutaj na pewno nie daliby rady być razem dłużej, niż 2 miesiące. Zostaliby zgnębieni. I tak czuję, że Agniątko właśnie zostało przez swoją rodzinę i znajomych zgnębiona. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć jej smutku…
Dopiero po kilku miesiącach zdobywania jej zaufania, dziewczyna opowiedziała mi o tym jak ciężko rodzina i znajomi reagują na jej związek z obcokrajowcem i to jeszcze „TAKIM”. Ilość wypowiedzianych zdań, pretensji, łez i żalu doprowadziła ją prawie że do depresji.
Tak łatwo nam włazić z buciorami w czyjeś życie. Taki łatwo nam przypinać innym łatki. Oceniać, mówić jak mają żyć, z kim chodzić do łóżka i w jakich pozycjach płodzić dzieci. To takie proste. Zatruć komuś życie.
Na wycieczce do Istambułu byłam świadkiem jak połowa turystów z mojego autokaru cały czas krytykowała ten naród. Bo przechodzą na czerwonym świetle jak osły; bo prowadzą samochody jak samobójcy- terroryści; bo zamiast po Bożemu siedzieć wieczorami w domu, to oni wyłażą jak szczury na ulice; bo najgorsze co się może przytrafić Polce, to związek z takim „arabusem”.
-No właśnie! A już najgorsze jak się taka Polka zwiąże z takim Irakijczykiem lub Palestyńczykiem. Gorzej być nie może!- dokrzykuje załamane Agniątko.
A mnie się serce łamie… Bo to taka dobra dziewczyna. Zasługuje na wiele pięknych chwil, zasługuje na normalną miłość a co ma? Ciągłą walkę o swoją miłość. I to nie tylko ona. O swoją miłość walczy codziennie tysiące par. Bo ona jeździ na wózku inwalidzkim; bo on jest jeszcze nierozwiedziony; bo ona jest wyższa od niego; bo on jest dla niej za gruby; bo ona jest starsza; bo on jest… ona jest… tysiące przykładów.

Kiedyś ludzie też próbowali na siłę wtargnąć w mój związek. Oceniając, przypinając łatkę i niszcząc całą radość z początków miłości. Moja N. zacytowała mi wtedy bardzo ważne słowa: „Chomikowa, nikt za ciebie nie umrze, więc niech ci nikt nie mówi jak masz żyć”.
Bo to moje życie. TYLKO moje.

znikąd pomocy…

Jak to jest z nami- Polakami? Kim dla siebie jesteśmy? Wilkiem? Czy może bratem/ siostrą? Pomijam takie sytuacje, kiedy stajemy twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Kiedy pojawia się zagrożenie życia. Wtedy rzadko kiedy można liczyć na czyjąkolwiek pomoc i wcale się nie dziwię, bo genetycznie jesteśmy zaprogramowani na walkę o przetrwanie, nie zważając na bezpieczeństwo innych (od reguły oczywiście są wyjątki, ale nimi dzisiaj nie chcę się zajmować 😉 ). A co ze zwykłą, szarą, przyziemną codziennością? Pomożemy babci przejść przez jezdnię? Samotnej matce pomożemy wtaszczyć wózek z dzieckiem do tramwaju, czy autobusu? Zagubionemu turyście wskażemy drogę do klubu lub muzeum, którego tak usilnie poszukuje? A może pójdziemy razem z nim? Do klubu tudzież muzeum 😛

Bo tutaj na Bałkanach codzienność to walka… o wszystko. Chyba generalnie o przetrwanie. Mam wrażenie, że mieszkańcy nastawieni są tylko na siebie, na swoje „tu, teraz. Nachapać się”. Już pomijam fakt, że uśmiechniętego tubylca jeszcze chyba przez te 3 miesiące pobytu tutaj nie widziałam… A mówi się, że Polacy są ponurakami. Phi! Polak w porównaniu z tymi tutaj, to wiecznie uśmiechnięty i szczerzący ząbki Turek 😉
Podjeżdżam pod któryś z kolei hotel. Samochodem służbowym. Obklejonym nazwą mojego biura. Uśmiecham się szeroko, jak tylko mogę, choć jestem wściekła i prawie oczywiście spóźniona na kolejne spotkanie.
-Nie ma miejsca do zaparkowania u nas!- oznajmia mi pan parkingowy, który już widzę, że ma mnie w głębokim poważaniu, choć to też moja firma przykłada się do tego, że facet ma w tym kraju, w  którym bezrobocie sięga 18% robotę.
-Nie ma? To gdzie mam zaparkować? Na ulicy? Po 10 minutach mam jak w banku, że auto mi odholują (policja czujnie pilnuje źle zaparkowanych aut. Tylko mafii, która strzela po hotelach jakoś dorwać nie może… )
Pan wzrusza ramionami i odchodzi. A mnie szlag najjaśniejszy trafia, bo powinnam mieć zagwarantowane miejsce parkingowe na terenie hoteli WSZYSTKICH.
Obrazek, w którym walczę z moją walizką i innymi ciężkimi rzeczami próbując wdrapać się na któreś piętro hotelu, omijając przy tym kilku panów (dorodnych zresztą) jest obrazkiem codziennym. Na pomoc jakiegokolwiek pana bym nie liczyła. Jeden raz jakiś pracownik hotelu wtaszczył mi walizkę na górę, ale tylko dlatego, bo blokowałam mu drogę 😛

-Pani Chomikowa, czy mogłaby nam pani pomóc?- słyszę gdzieś za sobą rozpaczliwy głos turysty. Głosu nie podnosi, przerażenie ma wypisane na twarzy. Oczywiście, że pomogę. Jeśli tylko będę w stanie…- Bo my nie mamy gdzie podgrzać wody na jedzenie dla dziecka. Nie ma tu jakiegoś czajnika?
Powinien być… Lecę do recepcji.
-Czy macie może dostępny czajnik?- pytam uprzejmie, jak tylko mogę w recepcji.
-Mamy.
…………………………………………….
Trzymajcie mnie…
-A czy możemy go pożyczyć? Czy jakoś za kaucją, czy jak?
-Za kaucją, ale akurat jest wypożyczony- i patrzy się na mnie tymi swoimi bezczelnymi ślepiami. Widzę po twarzyczce, że nie mam co liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
-A kiedy zostanie oddany?- nie poddam się.
-Nie wiem.
Patrzę mu w oczy. Przedłużam spojrzenie jak tylko się da. W Polsce wszyscy wtedy miękną. Ale nie tutaj. Ten bezczelnie patrzy mi w oczy i widzę, że ma z tego świetną zabawę.
-To proszę mi w takim razie powiedzieć, czy możemy kupić czajnik, żeby podgrzać wodę dla dziecka?
-Nie.
I szlag mnie trafił najjaśniejszy.
-Proszę państwa- zwracam się do turystów- proszę sobie zakupić czajnik. Na moją odpowiedzialność.

Pracowałam znów ponad 12 godzin. Z małą przerwą na prysznic. Wieczorem w biurze wypełniałam papierki z kolegą z teamu. Już zaczęliśmy się zbierać, kiedy o 21.00 odebrałam telefon z pilną informacją. Musiałam jechać do dwóch hoteli naprawić to, co inni spieprzyli. Znów czekała mnie podróż 20 km w jedną stronę. Znów czekały na mnie krzyki niezadowolonych turystów.
Stałam na środku biura zmęczona i załamana.
-No chodź, Chomikowa. Szkoda czasu na załamywanie się. Jedziemy.- oznajmia mi Prawie Idealny.
-A ty gdzie chcesz jechać? To mój problem. Jest 21.00. Idź, Facet spać a nie będziesz ze mną jeździł w nocy po hotelach i słuchał niezadowolenia moich turystów.
-Już Chomikowa nie marudź. Dawaj kluczyki do auta. Tym razem ja prowadzę. I dawaj te swoje walizki, bo patrzeć nie mogę, jak je ciągniesz za sobą.
Pojechał. Pomógł. Z uśmiechem na ustach.
Aż sobie pochlipałam…
Bo się odzwyczaiłam.

 

jak wkurzyć rezydenta?


Mamy takie swoje ulubione pytania  i wypowiedzi, którymi turyści wyprowadzają nas z równowagi. Jeśli chcecie na starcie stracić całą sympatię rezydenta, to możecie użyć któregoś z punktów poniżej 😉

  1. A jaka będzie pogoda?
    Aż się ciśnie na usta odpowiedź „Tydzień temu prószył śnieg, więc nie jestem w stanie nic zagwarantować. A narty państwo wzięli?”….
    Rany boskie… to że przez godzinę popadał deszcz, to nie znaczy, że będzie padać przez tydzień…
  2. Dlaczego musiałam/ musiałem czekać na wolny pokój aż do 14.00?
    Już o tym pisałam, że znajomość turystów odnośnie reguł turystyki ogranicza się do „ Jak zapłaciłem, to WSZYSTKO mi się należy już i teraz”.
  3. Z Których restauracji w hotelu mogę korzystać?
    Czy naprawdę na urlopie najważniejsze jest to, żeby się nażreć???? Ludzie mają do  dyspozycji naprawdę dobre jedzenie w głównej restauracji i spory wybór potraw wszelakich. Ale NIE. Trzeba jeszcze spróbować restauracji azjatyckich (jakby budek azjatyckich było mało w Polsce 😛 ), włoskich (mimo że w głównej restauracji jest pizza, makaron i spaghetti), bałkańskich (mimo że w głównej restauracji bałkańskie żarcie również występuje)…
  4. Ile razy wymieniają pościel w hotelu?
    Matko kochana… Co ci ludzie wyprawiają w pokojach?! Dam sobie wszystko poucinać, że u siebie pościel wymieniają nie częściej, niż raz na miesiąc a na urlopie żądają  wymiany przynajmniej trzy razy w tygodniu.
  5. Czy naprawdę jest tak trudno podać w restauracji do jedzenia jakiegoś schabowego albo hot-dogi?
    Oczywiście, że to żaden problem. Obok schabowego zostaną specjalnie podane pierogi ( do wyboru z serem, mięsem lub owocami), które pójdę do kuchni hotelowej i osobiście będę lepić przez całą noc,. Wszystko, zeby tylko turysta był zadowolony.
  6. Ma pani/ pan do mnie natychmiast przyjechać!
    Na ten rozkaz reagujemy jak rozjuszony byk na czerwoną płachtę. Jesteśmy w stanie przyjechać do kogokolwiek tylko w sytuacji zagrożenia życia. W innym wypadku ni cholery. A jak nam się jeszcze rozkazuje, to włącza nam się automatyczna blokada, która uniemożliwia ruszenie choćby palcem 😛
  7. Napiszę na was skargę!
    Ależ proszę bardzo…
  8. A gdzie to jest napisane, że do wyżywienia HB należy płacić za napoje?
    Choćby w warunkach umowy. Ale zresztą co ja się będę odzywać… Przecież turyści zwiedzili już cały świat i wszystko wiedzą najlepiej.

    Głupia Chomikowa.

bycie chamem się opłaca

źródło:pixabay.com
źródło:pixabay.com

Jakiś czas temu byłam świadkiem bardzo ciekawego incydentu. Albo może to właśnie nawet nie był incydent, bo takie rzeczy się zdarzają niestety dość często…
Kilka dni temu zostałam zmuszona zostawić autko pod domem i wsiąść w samochód. Pędzidło zaszemrało silniczkiem i puściło do mnie długimi światełkami, dając wyraz swojemu niezadowoleniu, ale cóż… Bardzo mi się spieszyło, więc wolałam znów nie ryzykować spóźnienia spędzając prawie 2 godziny w korkach 😛
Dopadłam do tramwaju, jako wzorowa obywatelka 😛 skasowałam bilet i beztrosko usadowiłam tyłek na siedzeniu. Po przejechaniu kilku przystanków, do tramwaju wsiedli panowie kontrolujący bilety. Dobrze wiem, jaka jest powszechnie panująca opinia na ich temat. Wiem, że się ich nienawidzi, opluwa etc, ale przecież taka jest ich praca. A to, że czasem zachowują się niekulturalnie lub delikatnie rzecz ujmując nieprofesjonalnie… to sprawa zupełnie już inna. Wszyscy wiemy jak wygląda procedura kontroli biletów- jak ktoś nie jest w stanie okazać biletu, to w celu wypisania mandatu powinien (nie musi) przedstawić jakiś dokument tożsamości a jak i tego nie ma (lub nie ma ochoty go okazywać), to kontrolujący ma prawo wezwać Policję.
Jako wzorowa obywatelka 😛 przedstawiłam kontrolerom bilet i odpłynęłam myślami tysiące kilometrów stąd. Nagle usłyszałam wymianę zdań pomiędzy kontrolerami a jednym z pasażerów:
-Rozumiem, że nie ma pan, ani biletu ani dokumentu tożsamości?- zapytał spokojnie  i rzeczowo kontrolujący.
-Nie mam i CO MI ZROBISZ?!- zerknęłam na pasażera i wszystko stało się jasne. Coś w tym jest, że niektórych za sam wygląd powinno się prewencyjnie zamykać na kilka miesięcy we więzieniach… Ten pasażer właśnie tak wyglądał.
-Będę musiał wezwać Policję.
-Spierd*** ch*** bo ci wtłukę!-zagrzmiała wyrafinowana lingwistycznie odpowiedź pasażera.
I co zrobił „kanar”? Grzecznie się oddalił do drzwi.
A mnie szlag trafił.
-Pewnie! Cholera jasna! Ale jakbym na przykład JA nie miała biletu i dowodu, to pan natychmiast wziąłby mnie pod pachę i wyprowadził z wagonu, żeby wezwać Policję, PRAWDA?!- wydarłam się do kontrolującego. Ale po nim już został tylko unoszący się w powietrzu kurz.

I boli mnie to. Boli mnie to, że chamom, prostakom i ludziom bez hamulców tak wiele uchodzi płazem. Ludziom przyzwoitym jest najzwyczajniej w świecie trudniej. Co się dzieje dajmy na to w urzędach? Siedzi człowiek długo w kolejce, nawet wyjmuje książkę, żeby czymś się zająć i cierpliwie CZEKA. A wystarczy, że trafi się ktoś, kto zrobi ciężką awanturę, rzuci przysłowiowym mięsem kilka razy i co się raptem okazuje?- Że ten krzykacz zostanie dla świętego spokoju przyjęty poza kolejnością. Znam też kilka osób, których metodą porozumiewania się jest wrzask. Człowiek nawet boi się wykonać do nich jakikolwiek telefon, bo zaraz będą niezadowoleni. I nie daj Boże miej odmienne zdanie! Przytłoczą cię swoim wrzaskiem i sprowadzą do pionu 😛 I jaki jest efekt?- Wszyscy obchodzą się z nimi jak z jajkiem na miękko i to cholernie cennym jajkiem.

Uczymy w szkole dzieci, żeby były dla siebie miłe, żeby były grzeczne, żeby się słuchały, żeby problemy rozwiązywały dyplomatycznie. Tylko wcale nie jestem pewna, czy wpajając im te zasady działamy dla ich dobra… Może, gdybyśmy wszyscy w ten sam sposób wychowywali swoje dzieciaki… Ach! Zagalopowałam się. Zbyt utopijną wizję przyszłości chciałam rozrysować.

———————————–
Zapraszam na FB 🙂

polski turysta na wakacjach. Z babcią w tle :P

IMG_7307Ostatnimi tygodniami bardzo wkręciłam się w turystykę. Czytałam, chodziłam na kursy i castingi ( do tej pory wierzyć mi się nie chce, że w Warszawie tak się też nazywa rozmowę kwalifikacyjną 😛 ), poznałam kilka świetnych osób i miałam możliwość wymienienia się spostrzeżeniami oraz doświadczeniami związanymi z podróżowaniem i obserwacją turystów.
Na podstawie tych doświadczeń zebranych z różnych źródeł, z przykrością muszę stwierdzić, że Polak-turysta to generalnie frustrat i idiota. Oczywiście bardzo w tej chwili generalizuję, ale nie da się ukryć, że kiedy rozpoczynamy „urlopowanie”, to jakby automatycznie rozum zostawiamy gdzieś w okolicy klatki schodowej naszego mieszkania. Bo o zakręceniu wody, gazu, domknięciu okien z reguły pamiętamy. I to by było na tyle 😛
Taka prozaiczna kwestia: komu zdarzyło się nie wiedzieć, jak nazywa się hotel, do którego jedzie albo  nie mieć pojęcia jak się nazywa miejscowość, w której ów hotel STOI? 😀 Ba! Czasem ktoś nawet nie wie z jakiego biura podróży wykupił wycieczkę… Chwilami się zastanawiam jakim cudem taki turysta wsiadł na pokład właściwego samolotu. A, przepraszam… przecież ktoś stoi na lotnisku „w bramce” i sprawdza bilety. CHWAŁA! W przeciwnym wypadku jeszcze ktoś by wylądował w jakimś dzikim Wietnamie zamiast w tej magicznej Hiszpanii. Dopiero by mieli pretensje do biura podróży (automatycznie by się takiemu turyście przypomniało jak się nazywa biuro podróży, które miało go w tej Hiszpanii zakwaterować 😛 ) ! Już by reklamacje zaczęli pisać i domagać się zwrotu kosztów wycieczki, bo wsiedli nie w ten samolot!
Pamiętam, jak kilka lat temu poleciałam do Grecji. Leciałam na wakacje sama, więc wolałam wykupić wycieczkę w biurze podróży i nie martwić się o zakwaterowanie oraz transfer z lotniska do hotelu. W pełni uśmiechnięta i rozluźniona po spokojnym locie samolotem (leki na uspokojenie naprawdę potrafią działać CUDA 😛 ) wsiadłam do autokaru, który zawiózł mnie do hotelu. Rezydentka kilka razy powtarzała który hotel jest w jakiej miejscowości. Pod każdym hotelem przypominała jego nazwę. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy jakieś 3 godziny po zameldowaniu się w moim hotelu, byłam świadkiem dzikiej awantury turystów z rezydentką. Zapamiętałam ich bardzo dobrze, bo w autokarze byli dość nieprzyjemni. Cały czas komentowali niewygodne siedzenia i długość trasy z lotniska do hotelu. Co się okazało? Parka pomyliła hotel, w którym miała być zakwaterowana. Wysiedli o jeden hotel za wcześnie. Do kogo mieli pretensje? OCZYWIŚCIE, że do rezydentki (sic!) Bo jak toIMG_2999 mieli czekać 2 godziny na autokar, który specjalnie po nich przyjedzie?! I dlaczego ona NIE SPRAWDZIŁA, gdzie powinni wysiąść?! Szkoda mi było tej dziewczyny bardzo, bo darli się na nią niemiłosiernie. Aż dziw bierze, że jej nie pobili lub chociażby nie nabili na pal…

To, że polski turysta narzeka na jedzenie, to temat oklepany jak koński zadek 😛 Osobiście tylko raz rozmawiałam z turystami, którzy mieli dość monotonnych śniadań i kolacji. Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek nocowali w polskim hotelu dłużej, niż 3 noce. Hotele mają po prostu taki standard! Przecież nie będą nam fundować jedzenia, takiego jak w domu, bo to HOTEL a nie DOM z obiadkiem od mamusi… Oczywiście, jeśli wykupimy sobie tygodniowe wakacje w 5-gwiazdkowym hotelu za 6.000 zł od osoby w jednym z Europejskich państw, to możemy kręcić nosem na jedzenie, z którym coś jest nie tak, ale BŁAGAM- wakacje za 2.300 od osoby na pewno nie SONY DSCzagwarantują nam bogatego menu, widoku z tarasu na morze lub ocean, nowiuśkiego wyposażenia w pokojach, codziennej wymiany ręczników, limuzyny, która będzie nas podwozić w dowolne miejsce (pod warunkiem, że będzie to limuzyna o standardzie egipskim, patrz zdjęcie j.w. 😛 )  darmowych drinków (chyba że pędzonych na paliwie 😛 ) oraz erotycznego masażu w all inclusive 😛 Przykro mi- NIE MA TAKIEJ OPCJI 😛
Teraz troszkę na poważnie. Turysta niestety w ogóle nie pamięta o czymś tak istotnym jak ubezpieczenie. Albo nie chce pamiętać. Albo po prostu się nie orientuje. Ubezpieczenie, które otrzymujemy „w pakiecie” z wycieczką obejmuje TYLKO leczenie ambulatoryjne, czyli takie do 24 h ( i to też do określonej w ubezpieczeniu kwoty). Ewentualny pobyt w szpitalu może okazać się wydatkiem, który uniemożliwi nam podróżowanie przez następne… 100 lat. A co z (tfu! tfu!) śmiercią…? Ubezpieczenie nie obejmuje transportu zwłok do kraju. A jest to impreza niestety BARDZO kosztowna. Znajoma opowiadała mi, jak jej kuzyn  wyjechał z rodziną na narty. Jego babcia nie czuła się najlepiej, więc nie chciał jej zostawiać w domu samej. Wykupili sobie wycieczkę w Alpy z dojazdem własnym. Babcia niestety w drodze powrotnej zmarła. Niewiele myśląc (BARDZO NIEWIELE), ale pamiętając o kosztach transportu zwłok do kraju,  wrzucili babcię w samochodowy bagażnik na dachu… Los chciał, że w czasie rodzinnej wizyty w parkingowej toalecie, samochód został przez jakiegoś bezczelnego i cóż… pechowego złodzieja skradziony…
Mogło się zdarzyć, prawda? 😛
Ile w tej opowieści jest prawdy, to NIE WIEM. Biorąc jednak pod uwagę pomysłowość rodaków, spore są szanse na to, że opowieść ma w sobie sporo prawdy 😛 Poza tym na pewno jest to powiastka pouczająca i motywująca do wykupienia dodatkowego ubezpieczenia przed wyjazdem na zagraniczny urlop 😛
Pamiętajmy o ROZSĄDKU wybierając się na wakacje. Nie wydzierajmy się na innych i nie róbmy z siebie idiotów… Zresztą nigdy nie wiadomo, czy gdzieś po drodze nie traficie na Chomikową, która nie akceptując braku kultury i ROZUMU, opisze zaobserwowaną scenkę w niecodziennych-notatkach 😉

A tak swoją drogą… BARDZO wiele bym dała za to, żeby zobaczyć minę złodziei po otworzeniu bagażnika 😛

—————————————————
Zapraszam na fb 🙂

dzisiaj wylewam swoje żale

Ogarnęła mnie dzisiaj lekka frustracja. Może nawet nie tyle frustracja, co zwątpienie i zgłupienie. Ludzkie skąpstwo i brak współczucia dla znajomego człowieka czasem przybiera jakieś monstrualne rozmiary… 🙁
Rodzicielka przyjaźni się od jakiś 20 lat ze znajomą z pierwszej pracy. Obie były laborantkami stomatologicznymi. Rodzicielka zmieniła pracę, ale kontakt się utrzymał. Może nie była to nigdy jakaś niezmiernie głęboka przyjaźń, ale dbają o to, żeby kontakt ze sobą utrzymać.
Jakieś 3 lata temu w życie mojej 45- letniej Przyszywanej Ciotki wtargnął porządny tajfun. Kobitka właśnie wzięła ślub, za kilka miesięcy miała się pojawić na świecie wnuczka a sielankę zakłócił wylew krwi do mózgu. Zamknięta nowoczesnym zamkiem, którego nie otworzy się od zewnątrz, prawie 7 godzin zablokowana przez własne ciało, czekała aż ślusarz otworzy magiczny sezam i wpuści do komnaty lekarzy z pogotowia ratunkowego. Nie wszyscy się orientują, że przy wylewie najważniejsze są pierwsze minuty. Jeśli w ciągu bodajże 45 minut pacjentowi zostaną podane odpowiednie leki, są bardzo duże szanse, że wróci do zdrowia. 45 minut…. 45 minut. Tik, tak, tik, tak…. Tik, tak… Po tym czasie dopiero zapukała do jej drzwi koleżanka, z którą Przyszywana Ciotka miała omówić  szczegóły imprezy z okazji nadchodzących narodzin wnuczki.
Kobitka ma sparaliżowaną połowę ciała. Mówi, nawet kojarzy sporo informacji, ale nie chodzi. Jej nogami jest wózek inwalidzki a całym światem 2-pokojowe mieszkanie. Jeszcze przez pierwsze pół roku miała wolę walki, ale już jej nie ma. Gdzieś kiedyś wyszeptała Rodzicielce, że gdyby miała w pełni sprawną choć jedną rękę, to użyłaby jej do odebrania sobie życia. Wiem, rozumiem. Ja też nie chciałabym drugiej połowy mojego życia spędzić na wózku inwalidzkim. Wylew odebrał jej całą kobiecość i jakąkolwiek rolę w społeczeństwie.
-Wiesz, Chomiczku Mój-zagadnęła do mnie niedawno- ja już nie jestem ani kobietą, ani matką, ani babcią, ani żoną. Jestem już tylko rośliną.
-Wiesz, Ciotka… Pierd*** bzdury! Tyle ci powiem.
Bo co miałam powiedzieć? Że ma rację? Zapłakać nad nią? Odebrać resztki człowieczeństwa?
Jedyne, co mogłam dla niej zrobić, to załatwić najlepszą rehabilitację w województwie. 6 tygodni leczenia i pomocy psychologicznej, które nie przyniosły najlepszych rezultatów. Później inna rehabilitacja i coraz większe załamanie.
Kilka miesięcy temu pojawił się jakiś prywatny rehabilitant. Podobno po ćwiczeniach z tym człowiekiem zaczyna się coś dziać z jej ciałem. Jakby próbował odzyskiwać nadzieję. A w Przyszywaną Ciotkę tchnął odrobinę życia.
Tylko że jedna wizyta rehabilitanta to koszt 100 zł.
Przecież to nieosiągalne.
W moją Rodzicielkę jakby coś strzeliło. Kobieta nie należy do kobiet energicznych, pełnych życia a już na pewno nie jest z tych kobiet, które litują się nad innymi. Jej życiową dewizą jest zaciskanie pośladków i robienie, co w jej mocy, aby ukochana i jedyna córka miała w życiu lepiej, niż ona sama. Tak, tak-o mnie mowa 😛 Moje zdziwienie było więc niemałe, kiedy Rodzicielka oznajmiła mi, że najbliższe dni po pracy będzie jeździła po wszystkich gabinetach stomatologicznych w mieście, z którymi miała kiedykolwiek do czynienia i będzie żebrać pieniądze od lekarzy, którzy pracowali z Przyszywaną Ciotką na jej leczenie.
I jeździła. Dzień w dzień po pracy wsiadała w tramwaj i jechała do kolejnej przychodni stomatologicznej żebrać pieniądze dla znajomej, z którą przecież większość tych ludzi pracowała. Dawno nie widziałam jej takiej zawziętej. Wiedziałam, że nie ustąpi, póki nie zrealizuje celu. Tę cechę charakteru mam właśnie po mamusi 😉
I wiecie co…? To wcale nie jest taka prosta sprawa. Na szczęście wiary w ludzkość jeszcze z Rodzicielką nie straciłyśmy 🙂 bo większa część lekarzy nie zawiodła. Jest kasa na jakiś miesiąc leczenia. Jednak prawie połowa z tych lekarzy, którzy jeżdżą na wakacje do Tajlandii a ferie zimowe spędzają we włoskich Alpach tudzież na Kubie, nie była w stanie wysupłać ze swojego wypchanego portfela choćby 100 zł. Złota rada jednej z lekarek, która brzmiała „Jak tak chcesz jej pomóc, to załóż fundację” doprowadziła Rodzicielkę do furii a mnie osłabiła…
Coś tu jest chyba NIE TAK?
Taki głupiutki Chomiczek jeszcze jest w stanie zrozumieć tą nagłą „biedę”, gdyby Rodzicielka zbierała pieniądze dla kogoś obcego. Ale oni wszyscy znają Przyszywaną Ciotkę. Pracowali z nią krócej lub dłużej. Byli na niejednej imprezie i niejeden wspólny posiłek spożywali między rwaniem zęba a leczeniem kanałowym 😛 O co więc chodzi? Czy tak się boją o własną kieszeń w obliczu nadchodzących Ruskich? Czy może boją się, że zabraknie im tych 100 zł do 3.500 polskich złotych na miesięczną ratę za nowy samochód…? Może ktoś tu jest mądrzejszy ode mnie i jakoś oświeci mnie złotą myślą. Hm?

Ulało mi się. Musiałam złość i żal wylać  tutaj. Aż się ciśnie na klawiaturę, żeby napisać, że wszystko, co dzisiaj we mnie tkwi, wylałam niestety Moi Kochani na Was…. Mam nadzieję, ze zostanie mi to wybaczone 😉 Obiecuję, że bałagan rodem ze speluny na Dzikim Zachodzie niebawem posprzątam 😉

jak się uwolnić…?

źródło: Twój Styl i Chomikowa
źródło: Twój Styl i Chomikowa

Spędziliśmy ze sobą kilkanaście miesięcy a nawet i lat. Coś jednak jest ewidentnie NIE TAK. Coś sprawia, że się dusimy, nie ma tego magicznego „czegoś”, co porwałoby nas do życia i walki o ten związek. Gdzieś nam koło ucha plącze się wyszeptany głos rozsądku „Skończ to”. Przedłużanie związku na siłę nie ma tak naprawdę sensu. Przynosi nam więcej rozczarowań i powoduje masę blokad emocjonalnych. Nie warto.
Tylko jak temu partnerowi, z którym spędziło się tyle wspólnych chwil o tym powiedzieć…?  Jak go nie zranić…? I co się stanie POTEM?
Sama wiem po sobie, jak ciężko jest podjąć decyzję o rozstaniu. Zresztą podjęcie decyzji to tylko jeden z kroków do rozstania. Najtrudniej jest wprowadzić ją w życie. Ubrać ją w słowa i czyny. No i utwierdzić się w przekonaniu, że decyzja na pewno będzie słuszna i ostateczna…
Wielu psychologów wskazuje, że podjęcie jakiejkolwiek decyzji jest łatwiejsze, gdy rozrysuje się tabelkę z plusami swojej decyzji i minusami. Mnie te magiczne tabelki nigdy jakoś nie przekonywały. Nie chciałam z życiowej decyzji robić papierowej bazgrołki 😛 Zawsze wszystko układałam sobie w głowie. Przed oczami stawał mi obraz sytuacji, która doprowadzała mnie do furii lub płaczu i starałam się odpowiedzieć sobie na pytanie „Czy będę w stanie znosić te same sytuacje do końca życia?”, „Czy widzę tego człowieka koło siebie za 30 lat?” „Czy ja się w tym DOBRZE czuję?” Z reguły odpowiedzi na te pytania utwierdzały mnie w słuszności podjęcia mojej decyzji. Tylko później było gorzej… Najdłużej do realizacji decyzji zbierałam się jakieś pół roku. Beznadziejna Chomikowa. Sierota boska… Kompletnie bez odwagi. Strasznie bałam się tej chwili. Przerażał mnie widok rozczarowania i smutku. Ale wiedziałam, że skoro wcześniejsze rozmowy i próby ratowania tego, co było nie do uratowania nie przyniosły efektu, to nie można tkwić w czymś, co umarło. Zresztą smród byłby nie do zniesienia 😉 Chciałam, żeby zrobił to ktoś za mnie, ale nie było takiej możliwości.
Co powiedzieć?
Jak powiedzieć?
I jak to zrobić, żeby się tylko nie popłakać? Można by przypuszczać, że najdelikatniejszym sposobem zerwania, byłoby powiedzenie „Muszę odpocząć”. Kto z nas usłyszał ten zwrot???? I ilu z nas te słowa nie mówiły NIC? Uważam, że użycie takich słów jest dowodem okropnej niedojrzałości emocjonalnej. Nie potrafisz powiedzieć człowiekowi, że nic z tego nie związku nie będzie, to jak chcesz kiedykolwiek zbudować inny związek oparty na szczerości i zrozumieniu? Poza tym dajemy tej drugiej stronie masę nadziei, że to jeszcze nie koniec. Ryzykujemy, że będziemy odbierać dziesiątki telefonów z pytaniem „Czy już odpoczęłaś/ odpocząłeś i możemy żyć jak kiedyś?” A przecież nie możemy. Decyzja została podjęta. Lepiej powiedzieć krótko „Przepraszam, ale już dłużej nie mogę być z tobą. Taka jest moja decyzja”. Brzmi pięknie, kiedy się to czyta, ale przecież wiemy, że będą emocje, będą łzy, oskarżenia, krzyki, błaganie. Kiedy sobie przypominam dzień, w którym rozstawał się ze mną jeden z moich partnerów, sama się mu dzisiaj dziwię, że zniósł mój płacz i błaganie o wyrok w zawieszeniu 😉 Zbyt mocno mnie to wtedy zaskoczyło (ani razu nie otrzymałam sygnału, że coś jest w tym naszym związku nie tak) i nie potrafiłam zrozumieć DLACZEGO. I jest to normalne i częste. Trzeba jednak umieć powiedzieć „Rozumiem. Bardzo mi przykro, ale decyzja została już podjęta”.
Co później…? Będą telefony, będą próby podważenia decyzji, będzie smutek i będzie złość a nawet i agresja… Zarówno jedna jak i druga strona będzie przechodzić przez te wszystkie elementy złożonego procesu… Ryczałam, przeplatając ryk płaczem i szlochem 😛 Złościłam się, rzucałam wyrafinowanymi przekleństwami i poznałam wiele nowych niecenzuralnych słów, którymi można wyrazić wściekłość i smutek 😉 Jednak zawsze na głos powtarzałam „Przykro mi. Ja po prostu inaczej nie mogłam.”
Po jakiś 4-6 miesiącach będzie można od nowa organizować swoje życie.  Będzie można zaopiekować się tylko sobą, poczuć spokój, zdobywać świat. Nikt nie mówi, że od razu świat stanie się piękniejszy, i że szczęście zapuka do naszych drzwi. Nikt nie mówi, że od razu poznamy partnera naszych marzeń. Ale na pewno wydarzy się masa pozytywnych rzeczy 🙂
I będzie można zacząć pisać bloga 😉

————————————————
A nowego nagrania Chomikowej w Audioblogu już słuchaliście? Tym razem o sweetfociach zakochanych 🙂