Ostatnio na kursie językowym rozmawialiśmy o tym, czego się boimy, czego za żadne skarby świata nie polubimy. Moja współrozmówczyni powiedziała mi, że za żadne skarby świata nie polubi prowadzenia samochodu, i że cholernie się boi jeździć sama…
Prawo jazdy zdobyte 2 tygodnie temu 😀
I wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. No jak to ja. Całe szczęście, że dziewczyna też jest zdrowo kopnięta, bo inaczej już na pierwszych zajęciach zdobyłabym wroga numer 1…
Przypomniały mi się czasy, kiedy uczyłam się jeździć samochodem… 😀 Na prawo jazdy poszłam tylko dlatego, bo Ciotka nie chciała iść na kurs sama. Ja się dobrze czułam już z opracowaną trasą tramwajów i autobusów w moim mieście. Z zamkniętymi oczami byłam w stanie skasować bilet oraz wsiąść do odpowiedniego autobusu. Żadna trasa żadnej linii nie była mi obca. Ileż ja tam książek przeczytałam! Do ilu egzaminów się uczyłam! Tylko ja wiem 😉 I tak nagle poczłapałam na kurs prawa jazdy… Teorię przeszłam… bardzo teoretycznie 😛 Nie miałam kompletnie czasu na kurs. Nie dość, że akurat był to czas obrony pracy magisterskiej, to jeszcze normalnie pracowałam i właśnie wylewałam łzy po którymś tam z kolei rozstaniu.
Właśnie z taką teoretyczną wiedzą wyjechałam na ulicę. Jak Bozię kocham był to mój pierwszy raz za kierownicą. NIGDY wcześniej nie miałam okazji siedzieć na miejscu kierowcy. A może nigdy wcześniej nikt mi na to po prostu nie pozwolił 😛 Widziałam, że pytaniem „które to sprzęgło, a które to hamulec” delikatnie zaniepokoiłam instruktora. Aż dziw bierze, że jednak zdecydował się ze mną wyjechać na ulice… Moją pierwszą rundkę po mieście wspominam jak we mgle. Na szczęście jesteśmy tak zaprogramowani na przetrwanie, że zapominamy te nie najlepsze chwile naszego życia 😛 Pamiętam natomiast już bardzo dokładnie, jak jakoś pod koniec kursu nakrzyczałam na instruktora, żeby nie kazał mi w trakcie skrętu zmieniać biegów, bo dwóch czynności za jednym zamachem NIE JESTEM w stanie wykonywać 😛
Tak, tak- prawko w końcu zdałam. Nie pytajcie za którym razem, bo i tak nie powiem 😀 😛
Mój pierwszy samochód do VW Passat. Jego kupno doradził mi jedyny facet, który akurat był w okolicy, czyli Przyszywany Ojciec. Świetny wybór, jak na pierwsze auto. Równie dobrze mogłabym kupić ciężarówkę albo czołg. Moja nauka parkowania równoległego między dwoma śmietniczkami wyglądała mniej więcej tak:
-Dziecko! Kręć tą kierownicą i patrz w lusterka!-instruowała Rodzicielka mająca jeszcze mniejsze pojęcie o kierowaniu samochodem, niż ja.
-Przecież patrzę i kręcę!-odkrzykiwałam spocona i wściekła przy ponownym ustawianiu rozpierdzielonych puszek od śmieci.
Koty z całego osiedla omijały naszą chałupę szerokim łukiem dobre kilka miesięcy. Były ewidentnie przerażone tym, co wyprawiam przed domem. Bramy, która jest ustawiona przed moim domem pod skosem oczywiście, nie przestawiłam tylko dlatego, bo po akcji, w której wjechała w nią szambiarka została zalana betonem. Na lusterkach mojego Passacika widniał każdy kolor kolejnej warstwy farby, którą brama była pokrywana na przestrzeni ostatnich 40 lat.
W sumie nie ma się co dziwić, że Rodzicielka przed pierwszą przejażdżką ze mną w roli kierowcy panikowała, jak ja przed wejściem na pokład samolotu. Pamiętam, jak siedziała niby odważnie w przedpokoju i próbowała założyć buty… Tak się trzęsła, że Przyszywany Ojciec przyniósł jej wódki na uspokojenie 🙂 Myśleli, że nic nie widzę…………. Dzielnie wsiadła ze mną do auta i o dziwo nie otworzyła ust przez całe 30 minut 😀 Swoją drogą…To były czasy…. Teraz robi w moim aucie wszystko. Od palenia papierosów począwszy na awanturach ze mną skończywszy.
Po powrocie do domu dokończyła wódkę……….
Nie ma się co oszukiwać, że najlepiej jest się później uczyć jeździć już samemu (bo to, że otrzymaliśmy prawo jazdy, wcale NIE OZNACZA, że umiemy jeździć). Niby Przyszywany Ojciec próbował mnie asekurować przy pierwszych jazdach, ale za którymś razem doprowadził mnie do takiego szału, wydając polecenie zawrócenia na strzałce w lewo, że uznałam, że jeździć będę sama. Skazana tylko na siebie, nie miałam wyjścia i musiałam swój lęk pokonać 🙂
Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez mojego Pędzidła 🙂
A jak tam wasze wspomnienia dotyczące zdobywania prawa jazdy? 🙂
———————————————
Zapraszam na fb 🙂 Tam dzieje się więcej 😉
no gabarytowo to pasowaliście do siebie z tym VW 😀 no cóż…ja ukończyłam kurs a egzamin? parkowanie tyłem – egzaminator z uśmiechem mówi mi – no przykro mi ale jest nierówno…no jak nierówno jak zaparkowałam i już czuję jak mi krew buzuje…no z każdej strony powinno być po 20 cm,równo ma być i już…oooo nie sobie myślę,po czym wypalam – pan też TAM nie ma 20 cm i żyje więc i ja będę żyć bez prawka-przy okazji przeżyją i inni 😉 i poszłam sobie…na autobus…skąd ja miałam tyle odwagi,żeby polecieć z takim tekstem? bo głupota została do dziś 😀
Hahaha. Faktycznie hasłem Go potraktowałaś prawidłowym i ODWAŻNYM 😀 Nie wiem czy ja bym się odważyła… chyba że byłabym już na skraju.
gabarytowo pasowaliśmy 😛 I tylko tak. I nie wiem czy Przyszywany Ojciec tylko tym się nie kierował w doborze auta dla mnie 😛
hmmmm cholera wie czym się kierował ale wiesz jak się mówi? że jak facet kupuje sobie duże auto,to rekompensuje sobie pewne braki 😀 😉
Heh… gratuluję, że się przełamałaś – to w sumie najważniejsze. Później praktyka jakoś sama się robi 🙂
Ja tam prawa jazdy nie wspominam… poszło w sumie bezboleśnie, choć wyjechanie z placu manewrowego lewym pasem na egzaminie nie było najlepszym pomysłem 😀
Ale stres był jak później człowiek wziął samochód od taty i jechał SAM te 20km do Zielonej Góry 😀
Śmieszniej było za to w momencie kiedy zapragnąłem własnego bolidu.
Dzwonię do taty i pytam czy pojedzie ze mną obejrzeć samochód… w końcu nie miałem na ten temat bladego pojęcia (choć tata też nie należy do wybitnych specjalistów).
Tata – jak to on – oczywiście się zgodził.
A po 5 minutach dzwoni… mama 🙂
Że ona uważa, że samochód mi nie jest potrzebny, że ona nie chce i że tata ze mną nie pojedzie 😀
Coż było robić… wsiadłem w autobus, samochód obejrzałem, przejechałem się, zajrzałem w miejsca, w które wydawało mi się, że należy zajrzeć żeby nie wyjść na laika… dokonałem dokładnego badania stanu ogumienia poprzez kopnięcie…
Potargowałem się i za niebagatelną kwotę 2700PLN zostałem dumnym właścicielem Mazdy 323F 🙂
Pierwsze tankowanie… hmmm… a jak przeleję?
Poszedłem do kasjera i pytam czy jak będę lał i lał to mi się zacznie wylewać czy jednak jest jakiś czujnik i blokada 😀
A nocnego powrotu niezbyt szeroką drogą i mijanek z TIRami nie zapomnę do końca życia 🙂
Po latach – mama przyznała mi rację – kupno samochodu to nie był taki zły pomysł.
A jednym z większych komplementów dla mnie jako kierowcy są śpiący pasażerowie 🙂
hahaha. Zrobiłes prawo jazdy i mama uznała, że auta nie potrzebujesz? 😀 To tylko kobiety tak potrafią i matki 😀
Pierwsze auto Mazda… No a jakże 😀
Z kursem i egzaminem nie miałam problemu. Fakt – to było ćwierć wieku temu. Ponoć nieźle prowadzę. No i co z tego, skoro ciągle się gubię, nie mam orientacji w terenie, nie umiem wrócić tą samą drogą, jeśli najpierw nie przejechałam tej pierwszej ze 100 razy. Gdy wyjeżdżam dalej niż do najbliższego marketu jestem spanikowana, że jak będzie jakaś zmiana organizacji ruchu to się zagubię na objazdach i nigdy do domu nie wrócę. Przy zjazdach z dróg szybkiego ruchu czy autostrady jestem mokrusieńka ze strachu, że nie zjadę gdzie trzeba. No i jestem półprzytomna, jadąc gdzieś, że nie znajdę miejsca do parkowania i szukając tego miejsca tak się zakręcę, że nie będę umiała wrócić.
To wszystko powoduje, że nie cierpię jeździć, a odkąd mieszkam 25 km od miasta i czasem muszę się w nim znaleźć jestem spanikowana kilka dni naprzód.
ZANTE! Ale ja mam to samo! Bez mapy papierowej, google maps i telefonu przy uchu to ja raczej nigdzie się nie wybieram dalej niż 100km poza dom 😀 Jak ja zazdroszczę facetom, że potrafią jechać i TRAFIĆ. Ot tak, po prostu….
Moja Córcia ma podobnie, ale uzbrojona w mapy, gps jedzie i się nie boi. A ja mogę to wszystko mieć i tak czuję paskudny stres. Nie ma problemu, gdy drogę dobrze znam. Tylko „dobrze znam” w moim przypadku oznacza, że wielo, wielokrotnie ją przejechałam (i to prowadząc, a nie jako pasażer).
Wiem, faceci nie mogą tego pojąć: „przecież jechaliśmy tędy setki razy!!!”. No i co z tego, skoro nie przejechałam tego, te „setki razy”, siedząc za kierownicą. Ja mam po prostu taki feler, niepełnosprytna jestem w tym temacie.
Haha. Zante,còrcia widocznie musiała się dostosować do obecnych czasòw i brać dzielnie co Jej codzienność przynosi. Mam w ogòle wrażenie,że obecne pokolenie musi być twardsze i bardziej odporne na stres.
Najtrudniej się przełamać i zacząć jeździć samemu….Nie wyobrażam sobie teraz życia bez auta , ale na początku była „osrana” po pięty . Teraz już nie pamiętam jak zaczynałam
acha….no i najważniejsze , że nie zrobiłaś tak jak moje głupiutkie koleżanki – prawo jazdy w torebce,ale musi prosić męża żeby ją gdzieś zawiózł . Po co iść na prawko jak się nie ma zamiaru jeździć ??
Zaraz tam głupiutkie…
Prawko często się robi „bo już można”.
A później nie jeździ się, strach i imaginacja wyczyniają cuda i voila… „mężu, zawieziesz mnie?” 🙂
No ale widocznie mężowie się zgadzają, skoro się jeszcze dziewczyny nie przełamały i nie wsiadły za kółko 🙂
Ci mężowie to też sieroty, że tak się dają „urobić”. Niech wsiada i niech JEDZIE. Chyba że naprawdę się boją, że one się zabiją już przy bramie 😉
Taaa…
Pogadamy jak będziesz miała bojącą się jeździć żonę… 😀
Hahaha. Może na szczęście mieć nie będę 😉
Chomiczku – dasz radę;) Wierzę, że znajdziesz bojącą się jeździć żonę…;D
Niekoniecznie swoją;p
sugerujesz,że Chomikowa powinna zmienić orientację ?;>
to podwaja szansę na udany związek;D
NAPRAWDĘ ?! jak rozumiem Ty też korzystasz z takiej opcji 😀 😉
Nigdy w życiu;p (czułem, że to napiszesz;)
Nie – nie korzystałem, a i tak szczęście się do mnie uśmiechnęło;)
A Wy jak zwykle dobrze się bawicie…
;P
a ja czułam,że przeczujesz,że tak napiszę 😀 wznoszę toast za Twoje szczęście 😉
widzisz Chomiś jak nam dobrze u Ciebie 😉 bo wiesz – mój MUSK i Phoenixa nadaje na podobnych falach,a w zasadzie to ten sam poziom bredzenia 😀 😉
Wierz mi drogi Futrzaczku – czasami jest to naprawdę wysoki poziom 😉
wiesz Chomikowa…zależy jaki mąż,jaka żona 😀 nagle może zabraknąć płynu hamulcowego 😛 jedź kochanie bezpiecznie,jedź… 😉
Wolę jechać wtedy kiedy chcę a nie wtedy kiedy ktoś ma czas mnie łaskawie zawieźć…No i faktycznie „sieroty”. Mój wykazał się anielską cierpliwością i dużym zaufaniem. teraz więcej ja jeżdżę …. I lubię …. I nie wyobrażam sobie żeby mi ktoś atawko zabrał i nie pozwolił …
Klasa maturalna… najpierw nauka teorii… dziesiątki zrobionych pytań testowych… każdy zestaw zadań robiłem w czasie ok. 10-15 minut i popełniałem 2 błędy… (dopuszczalne były 2)
Egzamin teoretyczny?? Oczywiście zrobiłem go jako pierwszy… zgadnijcie, ile zrobiłem błędów… Tak – 2… ;D
Praktyka… Pierwszy termin… Wtedy egzaminy były na Punciaku lub lamusku Lanosem zwanym… W czasie jazd miałem 15 godzin na Punto i 5 Lanosem… Z 7 manewrów 6 robiło się tak samo, jeden – chyba parkowanie tyłem – było inne … Oczywiście trafiłem lamusa z tym manewrem…
Wracam do domu. W drodze wpadłem na kumpla…
_ Łukasz – słyszałeś, co się stało w Stanach??
– Nieee…. Chyba nie… a co??
– Wróć do domu i włącz tv…
To był 11.09… Tak – to był ten dzień…
Drugi egzamin bez problemów (no dobra – jazda po łuku z 40 na liczniku to nie był dobry pomysł… ;D ale stanąłem, jak trzeba). Po zakończeniu egzaminu dowiedziałem się, że zdałem go na 3-… i że koniecznie muszę poprawić ruszanie… osoby, które odwoziłem, miały chyba inne zdanie… 😀
Moje autko… Skodzianka 120 s… lekko modyfikowana przez poprzedniego właściciela (którego znałem od zeszłego tysiąclecia;)… 141 maks (oczywiście jeździłem zgodnie z przepisami, i to nieprawda, że – ratując się przed wjechałem komuś w tył auta, przejechałem na czerwonym po pasach chwilę wcześniej przekraczając podwójną ciągłą… a i tak jedyny mandat w życiu dostałem za przejście na czerwonym;D)
Skodzianka miała swoje dobre (pewna mazda z silnikiem 1,3 tego ofiarą;D), jak i gorsze momenty … aż w końcu w czasie jazdy wytopiło uszczelkę między zaworami, olej znalazł się na tylnej (wspominałem o napędzie na tył??:) szybie… silnik się zatarł… auto do kasacji…
Tęsknię… 12 lat minęło, a ja nadal mam w myślach swoją beżową strzałę…
Ehh… szkoda, że sobie nie zostawiłeś… remont zrobić i można się wozić zabytkiem 🙂
No ale 12 lat temu… kogo młodego było stać na płacenie co roku za ubezpieczenie nieruchomej ruchomości? 🙂
Toczenie silnika, wały korbowodowe do wymiany… i tak dalej;)
E tam, zawsze można było kupic inny silnik… nie mówię o pełnym remoncie, bo to już kwoty 5-cyfrowe 🙂
Faktycznie szkoda, że sobie nie zostawiłeś autka… Ale teraz jak już bogaty, młody i piękny … 😀 Taką strzałę możesz sobie sprawić 😉 I wzbudzać szacun na ulicach Warszawy 😀
Ja tam jadąc na egzamin na prawko, wyrobiłam mandat 30 min przed egzaminem. 🙂
Po za tym na egzaminie trafiłam na ponoć największego ch*ja w mieście. Byłam 5 z kolei. Wsiadłam do auta zrobiłam placyk, i dawaj na miasto. Jeszcze za ośrodek nie wyjechałam a egzaminator do mnie mówi tak. Oblałem już 4 osoby, panią tez obleje jak mnie pani natychmiast w jedno miejsce nie zawiezie. I tu mi mówi że mam jechać do parkingu przy największym rondzie w mieście. Spytałam się czy mogę sobie sama drogę wybrać bo miasto znam. Egzaminator do mnie że owszem ale mamy tam w ciągu 10 min dotrzeć. To se poleciałam prawo skrętami do parkingu. Zatrzymuje się a człowiek mówi że zaraz wróci i wysiada mi z auta.
Ja lekki szok bo takich rzeczy mnie nie uczyli, i egzaminator powinien nie wychodzić z auta itp.
Dziadek poleciał do jakiegoś budynku i wraca po 15 min. I mówi że zdarzył, bo miał żonę zarejestrować do lekarza a ona by mu głowe urwała jakby tego nie zrobił. I możemy jechać dalej. Ja w tym momencie już w mózgu miałam sieczkę i nie bardzo wiedziałam czy do jakiegoś programu telewizyjnego nie trafiłam czy coś. Facet każe skręcić w lewo, znowu w lewo i w prawo. Ja jak zombie jadę i przy skręcie w prawo patrze a wjeżdżam do ośrodka. Każe mi zaraz za brama zatrzymać się i mówi dziękuję to wszystko i ze resztę drogi sam pojedzie.
Moja mina bezcenna. I pytam się: Ale że co niby mam wysiąść?
A on że tak mam wysiąść i gratuluje.
A ja oczywiście pytanie „ale o co chodzi”
A facet mówi: Dowiozła mnie pani tam gdzie chciałem, zdała pani do widzenia.
To wysiadłam i poszłam do tego budynku nie bardzo wiedząc czy cieszyć się czy nie.
Pozostałe 5 osób z mojej grupy oblał. Generalnie nawet 5 min za bramą ośrodka nie spędzili.
😀 Historia faktycznie niezwykła. Bo w życiu chodzi o to, żeby mieć trochę szczęścia… 😉
Ja już przez chwilę myślałem, że Ty przez te wszystkie lata bez papierów jeździłaś i wreszcie ktoś Cię złapał i nie dał się zbyć uśmiechami 😉 .
Nie chcę się chwalić ale ja za kółkiem siedziałem już w wieku kilku lat. Ojciec zapomniał kluczyków schować…ja samochodu co prawda nie dałem rady odpalić, ale rozładować akumulator jak najbardziej. Dodam jeszcze, że miało to miejsce podczas wycieczki za miasto 😀 .
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – jak potem rodzina pchała ten samochód do najbliższego gospodarstwa to wyżej podpisany siedział za kółkiem i pilnował, żeby auto się nie stoczyło z drogi 😉 .
Obecnie jakoś nie mam potrzeby posiadania samochodu…ale mimo to prowadzę się całkiem dobrze 🙂 .
Ciesz się że tylko to zrobiłeś.
Wnuk mojej sąsiadki też przez tatę, babcię itp. był oswajany z samochodem. I to do takiego stopnia że w wieku 6 lat sam uruchomił samochód na podjeździe i wjechał do garażu zatrzymując się na jego tylnej ścianie….
😀 😀 😀
Oj, jakie to cudowne posiadać potomstwo 😀 nigdy nie wiadomo co ci wywinie 😀
Tak, Takitam- jeździłam bez papierów… Uwielbiam tę adrenalinę -złapią mnie, czy nie złapią. Załatwię to uśmiechem, czy nie 😉 😛
I ja przecież też się całkiem dobrze prowadzę 😉 Mamy wiele wspólnego 😉
cokolwiek to znaczy 😀 😀 😀
No chyba wiadomo. Jak się źle prowadzisz to się w drzwiach nie zmieścisz 😉 .
hmmmmm to zależy o jakim prowadzeniu mowa 😉 moja wyobraźnia jest jednak chora 😀