Podobno ludzie się nie zmieniają. Psychologia mówi, że większość naszego „charakteru” jest uwarunkowana w genach, część w wychowaniu a reszta w środowisku, w jakim żyjemy. Ja sama wychodzę z założenia, że mogą nam się zmienić pewne poglądy i sposób podejścia do różnych spraw. Tylko, że ten sposób podejścia do wielu spraw może tak zakręcić naszym życiem, że staniemy się zupełnie innymi ludźmi…
Spotkałam się ostatnio ze znajomym. Po wielu latach rozwodzi się ze swoją żoną.
-Wiesz, Chomik… Jak my braliśmy ślub, to mieliśmy określone plany. Wiedzieliśmy, czego chcemy od życia i jak do tego dążyć. I nagle okazało się, że tylko ja idę w tym nam wcześniej wyznaczonym kierunku. Raptem przestała ze mną rozmawiać. Ty wiesz, że ona mi pewnego dnia zakomunikowała, że jakieś 3 lata temu doszła do wniosku, że nie chce mieć dzieci? Gdzie ja byłem przez te 3 lata???? Przecież byłem zaraz obok, pod tym samym dachem! To się stała zupełnie mi obca osoba.
Słucham i przytakuję. Ze zrozumieniem.
Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji i nie wyobrażam sobie mieszkać pod jednym dachem z kimś, kto… stał się zupełnie obcą osobą. A takie przykłady można mnożyć. Ktoś raptem zaczyna wyznawać inną religię. Fascynacja jest tak duża, że poświęca jej wiele godzin w ciągu dnia, zapominając o rodzinie i obowiązkach. Porzuca pracę w imię samodoskonalenia. Próby dialogu spełzają na niczym. Mijają miesiące, może nawet lata i jest tylko gorzej. Ludzie żyją pod jednym dachem, ale czują się, jakby wspólnie wynajmowali tylko powierzchnię.
Pamiętam, jak kiedyś przeglądałam jakieś internetowe forum, w którym żona czyjegoś męża próbowała znaleźć odpowiedź jak radzić sobie z mężem, który z pewnego siebie mężczyzny, który dbał o dom, pieniądze i dobro rodziny, stał się zamkniętym w sobie człowiekiem, szukającym ukojenia w medytacji. Ta kobieta autentycznie przez lata próbowała się ze swoim mężem porozumieć, prosiła, błagała, próbowała zrozumieć… W odpowiedzi zawsze słyszała „Tego, czego nie rozumiesz rozumem, musisz poczuć sercem i iść za jego głosem”.
Serio…?
Nie wiem czy bym czekała latami.
Ja bym wystawiła walizki za drzwi.
Lub zabiła ;P
Może w przysięgach małżeńskich powinno być sformułowanie „I nie opuszczę cię aż do śmierci lub dopóki coś ci się nie poprzestawia w głowie”.
Każdy się zmienia z czasem. Najlepiej, aby te zmiany obu osób pozostających w związku szły w tym samym kierunku i najlepiej w tym samym tempie. Nie zawsze tak się dzieje.
Moim zdaniem małżeństwo powinno być zawierane na czas określony, powiedzmy 10 lat. Potem można by się po prostu rozejść lub aneksem umowę przedłużyć 🙂
Hahaha. Bardzo mi się podoba ten pomysł z umową i aneksem 🙂 Jakże by łatwiej wszystkim było 😉
Ludzie rzadko zmieniają się w sposób radykalny, ale niekiedy taka zmiana zachodzi. I nie musi to być olśnienie religijne, wystarczy zwykły wyjazd za granicę na czas dłuższy i po pół roku wraca ktoś zupełnie obcy. Albo pójście na studia – potem zaczyna się dostrzegać, że ten mąż czy żona, to jakaś taka osoba zacofana i zaściankowa…
Z drugiej strony taki przewrót w głowie bywa wynikiem problemu, który podskórnie narastał latami i nikt z nim nic nie robił, a potem druga strona nagle budzi się z ręką w nocniku. Najczęściej taka przemiana wynika z braku szacunku, braku uznania czy też wysłuchania, zamiast kłapania paszczą…
Takie podskórne kryzysy są bardzo trudne do wychwycenia we właściwym czasie, a gdy dojdzie już do prawdziwego kryzysu, to najczęściej wszystko jest pozamiatane i pozostaje tylko w miarę bezbolesna ewakuacja
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Hegemonie. Tylko szkoda, że ludzie ze sobą nie rozmawiają. Chyba że już dochodzi się do ściany i nie chce się rozmawiać…
Widzisz Chomiku ludzie ze sobą rozmawiają, problem leży w tym, że się nie słuchają. Większość słyszy to co chce, bardzo mało osób potrafi słuchać bez uprzedzeń i wstępnych założeń, niewielu potrafi pytać w ten sposób, aby się dowiedzieć, a nie aby potwierdzić własne przypuszczenia…
Otwartego pytania i uważnego słuchania można się nauczyć, ale wpierw trzeba mieć świadomość, że tak naprawdę słyszę słowa, ale absolutnie nie słucham
A to nie jest tak, ze się nie chce słyszeć…?
hmm… moim zdaniem są dwie możliwości:
a) radykalna zmiana pod wpływem bodźca zewnętrznego (choćby wspomniany przez Hegemona zagraniczny wyjazd) – w takiej sytuacji można dostosować się do nowych warunków gry (lub, w trakcie rozmów, wspólnie zmodyfikować tą zmianę)
b) Również wspomniany przez hegemona podskórny problem… moim zdaniem wynika to z braku szczerości i zaufania w związku (mam problem to próbuję o nim porozmawiać z drugą osobą… nawet jeśli sam do końca nie jestem świadom tego, co się dzieje… co dwie główki, to nie jedna, jak to powiedział policjant wbijający sobie szpilkę w mundur…)
Wszystko pięknie, ale czasem ktoś w środku podejmuje decyzję, z którą wcale się nie chce dzielić a która kompletnie wywraca życie do góry nogami (np. wyjazd zagraniczny na długie miesiące lub właśnie niechęć posiadania dzieci). Wtedy chyba nawet rozmowy nie pomogą.
To nie ludzie się zmieniają,tylko okoliczności…
a to też, Tati … :*
Czasem jest też tak, że znosi się pewne niedogodności „różnicy charakterów” do pewnego momentu, a potem ma się dość i zaczyna mówić własne „zdanie” na dany temat. Dobrze jak druga strona próbuje to zrozumieć i zaakceptować, gorzej jak słyszysz w odpowiedzi jakieś uszczypliwości i uwagi typu: – chyba zmieniłaś się na gorsze. Aktualnie mam remont w domu i różnica zdań dotyczy nawet koloru farby na ścianach. Powiedziałam swoje zdanie (zaznaczam, że bardzo delikatnie) i usłyszałam, że nie mam gustu. Drobnostka a boli, więc na drugi raz będę milczeć nie tylko w tej sprawie. I tym sposobem te drobnostki zsumowane też powodują, że się od siebie oddalamy, a nie tylko sprawy większej wagi jak np. wyjazd na saksy. Zatem, zanim się z kimś zwiążemy trzeba beczkę soli zjeść, by poznać to co nas łączy, a co dzieli. Jak człowiek jest młody, to wiele z tych drobnych różnic jest nieistotnych. Macha na to ręką i do przodu. Jak jest już w seniorskim wieku, to „brak gustu” jest jak gdyby …. – no czym?
Ojej… emerytko. A wystarczyłoby użyć innych słów, zamiast tych „brak gustu”… I teraz jest Ci przykro, a powiedziałaś tylko swoje zdanie…
Twoja odpowiedź powinna brzmieć – „Mój drogi, mój gust od czasu kiedy wybrałam Ciebie nie zmienił się…”
miej własny gust, ale bądź mądra 🙂
Nie ma jednej recepty, a nawet gdyby ktoś ją dał, to i tak któraś ze stron będzie postrzegać się jako osoba pokrzywdzona. Jeśli oczekiwania są różne, nie ma zmiłuj.
Zasyłam serdeczności.
Oczekiwania są różne, ludzie są różni. Jakim cudem my na tym świecie się jeszcze nie pozabijaliśmy 😉
Pozdrawiam cieplutko 🙂