
Po moim ostatnim osobistym wpisie http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2016/03/13/taki-idealny-w-sam-raz-dla-chomikowej/ zaczęłam się bardzo mocno zastanawiać nad tym, z kim najczęściej tworzymy związek a potem decydujemy się na dalszy krok, jakim jest założenie rodziny. To znaczy, nie chciałabym zostać źle zrozumiana… Chodzi mi o to, co bierzemy pod uwagę w wyborze partnera/partnerki i dlaczego akurat TA a nie inna osoba staje się naszą „drugą połową” czegoś tam
Ten mętlik w głowie pojawił się po licznych komentarzach pod ww. wpisie. Bo przez 30 lat mojego istnienia tym świecie byłam głęboko przekonana, że jak się z kimś wiązać, to tylko z miłości. Mówiąc o miłości, mam na myśli prawdziwe uczucie, którym darzymy drugą osobę, przywiązanie do niego (nie tylko materialne )i poczucie, że bez tej osoby, nasze życie byłoby… niepełne.
Znów naiwna?
Zawsze uważałam, że aby doczołgać się w końcu do miłości, muszę przejść przez pierwszy etap, jakim jest zakochanie/zauroczenie tą drugą osobą. Myślałam, że czasy, kiedy miłość jest traktowana za czysty wytwór społeczny prowadzący do małżeństwa a to do umocnienia pozycji społecznej rodziny i połączeniu wspólnego majątku (tzw.małżeństwo z rozsądku) jest już jakoś za nami, ale czytając komentarze bardzo mocno się zdziwiłam…
Dobra, dobra… Nie jestem księżniczką zamkniętą w wielkiej wieży, która za lektury ma tylko bajki i baśnie opowiadające tylko o pięknych uczuciach, waleniu grzmotów miłości i innych takich więc zdaję sobie sprawę, że spora część z nas kieruje się nie tylko miłością przy wyborze swojego partnera, ale bierze pod uwagę inne aspekty, takie jak status materialny (oczywiście
), wygląd czy inne mniej lub bardziej absurdalne czynniki. Jednak wierzyć mi się nie chce, że większość z nas nie przeszła przez jakąś fascynację tą drugą osobą…
Czy ktoś tutaj związał się z drugą osobą licząc na to, że jakieś uczucie pojawi się później…? Czy ktoś wziął ślub z rozsądku???? A jeśli tak, to czy było warto? Czy nie macie poczucia, że coś pięknego przeszło obok nosa?
Podzielcie się z Chomikową swoją historią Gorąco namawiam
P.S. Niedawno skończyłam czytać książkę o Teheranie (recenzja za jakiś czas). Kilka razy były w niej przywoływane historie zaaranżowanych małżeństw (normalka w Islamie), które zostały zawarte mimo tego, że partnerzy przed ceremonią zaślubin znali się bardzo powierzchownie i niczego do siebie nie czuli. Każde małżeństwo opierało się na kłamstwach, zniewadze, smutku i rozczarowaniu…
Ale to tylko reportaż.
Może ma się nijak do rzeczywistości…?