wściekła, rozgoryczona nowa Chomikowa

źródło: sharegif.com

Nie pisałam? Nie prosiłam? Nie denerwowałam się? Nie ostrzegałam? OSTRZEGAŁAM przecież. I wczoraj właśnie zostałam doprowadzona do OSTATECZNOŚCI. Szlag mnie trafił najjaśniejszy. Klawiaturą pieprznęłam o biurko, rzuciłam całą piękną wiązankę słów powszechnie uważanych za obraźliwe i poszłam umyć podłogę. Tę samą, którą myłam już przedwczoraj. Musiałam się uspokoić i odreagować. Oczywiście po drodze opróżniłam lodówkę 😛 Na szczęście miałam tam tylko galaretkę i jakieś dwa zagubione plasterki wędliny 😛
Od niedawna zaczęłam dostawać maile od jakiegoś mężczyzny. Chyba próbował „zagadać” lub nawet „poderwać” autorkę tego bloga, ale szło mu to wyjątkowo nieudolnie. Ilość maili była całkiem spora i nie nadążałam nawet z odpisaniem na każdego z nich. Oczywiście ów mężczyzna (nazwijmy go Panem Nieudolnym, bo nie dość, że podryw mu nie wychodził, to jeszcze dał się złapać) nie wspomniał nic o narzeczonej, żonie czy choćby dziewczynie. Mail od żony w takim razie odrobinkę mnie zaskoczył. Ale tylko odrobinkę. W tym roku to już standard, że piszą do mnie maile kobiety doszłe, niedoszłe, zaszłe, przeszłe czy obecne facetów, z którymi mam jakoś tam do czynienia. Dzień jak co dzień. 
Bez sensu. Taka gra jest kompletnie niewarta świeczki. KOMPLETNIE. Bo ja nie mam w ogóle nic a nic na swoim sumieniu. Sumienie leciusie bez żadnego bagażu. Uznałam, więc w swojej furii, że jak już mam zbierać od tych wszystkich kobiet, to chociaż muszę mieć za co. A i przy okazji może coś będę z tego mieć.
Trudno.
Jeśli ten świat nie wygląda tak, jak wpajała mi przez lata mojego dzieciństwa własna Rodzicielka, to ja muszę się nauczyć funkcjonować w tym cholernym świecie, takim jakim jest. Najwyższa pora.
Voilà, nowa ja.
Poznałam faceta. Podobał mi się od dłuższego czasu. Zdziwieni, prawda? No podobał, podobał! Całkiem inteligentny, wysoki, w miarę dowcipny, z pracą. Ha! Chyba nawet jakieś auto ma! Czego chcieć więcej? Normalnie BIORĘ. Tylko że z tego co wiem, to ma żonę czy kogoś tam………. Nihil novi. 
Jutro idziemy na randkę.
To kiedy mi powie o małżonce? Jutro? Chyba nie… Na drugiej randce? Powątpiewam… Może wtedy, kiedy wylądujemy w łóżku…? Wtedy to byłoby mu głupio… Jakby do tego seks był całkiem niezły, to dopiero byłoby wstyd się przyznać… Hmmm. Nie wiem, no nie wiem.
To kiedy?
Kto da więcej? No KTO?

Szlag by to WSZYSTKO.
Ferrero- Rocher zeżarłam i nie mam już czym ukoić moich nerwów.

sekrety szczęścia

źródlo: Internet
źródlo: Internet

Kilka dni temu spotkałam się z Moją Blondyną. Dziewczyna jest nauczycielką i spędza w swojej pracy… dużo za dużo. Pracuje od 8-13 godzin na dobę nie zapominając oczywiście o „wolnych weekendach”. Jest zabiegana, zmęczona, oczywiście samotna a jej jedyną radością są zajęcia zumby. Na nic innego nie ma ani czasu, ani siły. Dobra, ale nie o fantastycznej (jak to się niektórym wydaje) pracy nauczycieli miało być 🙂 Moja Blondyna na spotkaniu ze mną pokazała mi zdjęcie ślicznego jesiennego drzewa, które zrobiła po zajęciach zumby.
-Chomiczku, zobacz jakie piękne, prawda?
Spoglądam na fotkę i szczerze przyznaję jej rację. Drzewko pełne koloru pomarańczowego. Tylko gdzieniegdzie jakby od niechcenia pociągnięte żółtą farbą.  Naprawdę urocze. Jak zresztą nasza jesień 🙂
– I wiesz, Chomiczku… ja sobie tak stałam pod tym drzewkiem jak kompletna blondynka (nie ubliżając nikomu oczywiście i samej sobie)- uradowana opowiada- ale mnie to drzewo zachwyciło. Tak sobie stałam, patrzyłam, zachwycałam się i byłam po prostu szczęśliwa… Dlaczego, Chomiczku jesteśmy w życiu tak rzadko szczęśliwi?
-Wiesz co…? Mam wrażenie, że tylko na własne życzenie…

Bo co czyni nas szczęśliwym?
Podwyżka?
Chyba nie za bardzo… No może chwilowo.
Awans?
Wydaje mi się, że jw.
Wygrana na loterii?
Na pewno rozwiązałaby kilka problemów, ale czy uczyniłaby nas szczęśliwym?
Nie odkryję dzisiaj Ameryki mówiąc, że już dawno zbadano, że ilość cyferek na koncie bankowym wcale nie czyni nas szczęśliwym. Ile sław, celebrytów, bogatych i popularnych ludzi wpadało w depresję i popełniało samobójstwa? Właśnie.

Eksperci, którzy badają poziom szczęścia (swoją drogą ciekawe, czy sami są szczęśliwi 😉 ) twierdzą, że wyższe zarobki nie podnoszą poziomu szczęśliwości. Podobno nawet ludzie z wyższymi zarobkami częściej się martwią, częściej im tych pieniędzy brakuje (nie dziwi mnie to) oraz częściej się denerwują. Obserwując nawet we własnej rodzinie tych, których zarobki wcale nie są takie małe, nie sposób mi się z tą opinią nie zgodzić. Ci sami eksperci twierdzą też, że poziomu szczęścia nie podnosi posiadanie dzieci (jak są to „wyjątkowe” dzieci, to też trudno się nie zgodzić 😛 ), zwierząt, czy posiadanie w ogóle.
No szlag by…
To co to jest?
Jak dla mnie, to Ferrero Rocher 🙂 Pozwólcie mi jeść 3 dziennie i nie zapłaczę do końca moich dni! Oczywiście bez opcji tycia.
Nie da się? Siet… 🙁
A może, gdyby usiąść na spokojnie pod tym pięknym jesiennym drzewem, zmówić modlitwę do kogo lub czegokolwiek, w co wierzymy, wziąć głęboki wdech… Może wtedy odkrylibyśmy, że szczęście to żadna tajemnica…
To ulubiona piosenka w radio. To uśmiech do przypadkowych ludzi. Mieć świadomość, że nikt i nic nie jest wieczne. Akceptować swoje odbicie w lustrze. Śmiać się do utraty tchu. Odpuścić. Mieć odwagę do zmian. Zapalić odświętne świece w dzień powszedni. Bez okazji założyć najlepszą bieliznę. Wycieczki poza miasto. Uśmiech dziecka. Rzucanie się śnieżkami. Prowadzenie samochodu w środku nocy na wiejskiej drodze. Niebo pełne gwiazd.
To być wiernym sobie i swojemu partnerowi. Taniec. Głowa pełna marzeń. Zabawa z dzieckiem w „a ku ku!” Ciepły koc w środku zimy. Być konsekwentnym. Nie robić innym przykrości. Zapach świeżo skoszonej trawy. Używanie emotikonek-Minionków. Dostawać odręcznie pisane listy. Wybierając się samochodem pierwszy raz w jakąś trasę, trafić w miejsce docelowe za pierwszym razem. Przyznawać się do błędów. Życzenie na widok spadającej gwiazdy. Ciepła noc nad morzem. Słuchać. Nowa para butów. Wywołane zdjęcia. Obiad z najbliższymi. Iść na zwolnienie lekarskie. Powiedzieć wrogowi komplement. Noc pełna namiętności. Wybrać się w podróż z dnia na dzień.
Szczęście to spacery w lesie. Dobre ubezpieczenie. Huśtawki. Przyjaciele. Sałatka owocowa. Kwiaty w wazonie. Słońce na niebie. Idealnie dopasowana sukienka. Zapach starej książki. Ciepły powiew wiatru podczas letniej nocy. Rozmowa z mamą. Wspomnienia dziadków. Dobra książka. Wodoodporny tusz do rzęs.
To powiedzieć „kocham cię” nie będąc pewnym uczuć tej drugiej osoby…
To radość z tego, co jest tu i teraz. Wszędzie naokoło nas. Tylko trzeba się troszkę rozejrzeć. Może jest nawet na wyciągnięcie ręki… 🙂

Nigdy nie powiedziałam „Kocham cię” pierwsza…
Ale!
Gdzieś tu było jeszcze Ferrero Rocher…

nie pytaj więcej…

źródło: gifsgallery.com

Minęło tyle czasu… Tyle wydarzeń… Tyle miesięcy, lat, uśmiechów, planów, spotkań, wyznań i uczuć… Tyle wszystkiego… innego. I nagle na ulicy pełnej samochodów, ludzi, rozmów, telefonów…
-N… Spotkałam go dzisiaj, wiesz…?
-Oj… Niedobrze, Chomiczku- N. się martwi. Wiem, że się martwi, dobrze ją znam.
-A sama się mnie o niego ostatnio pytałaś! Sama pytałaś!- oskarżam ją, jakby to jej była wina, że wszystko wygląda jak wygląda…
-Wiem, no wiem przecież! Pytałam…
-Nie pytaj więcej, proszę cię… Nie pytaj.

o tym jak zrobiłam prawo jazdy

disney animated GIF
źródło:giphy.com

Ostatnio na kursie językowym rozmawialiśmy o tym, czego się boimy, czego za żadne skarby świata nie polubimy. Moja współrozmówczyni powiedziała mi, że za żadne skarby świata nie polubi prowadzenia samochodu, i że cholernie się boi jeździć sama…
Prawo jazdy zdobyte 2 tygodnie temu 😀
I wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. No jak to ja. Całe szczęście, że dziewczyna też jest zdrowo kopnięta, bo inaczej już na pierwszych zajęciach zdobyłabym wroga numer 1…
Przypomniały mi się czasy, kiedy uczyłam się jeździć samochodem… 😀 Na prawo jazdy poszłam tylko dlatego, bo Ciotka nie chciała iść na kurs sama. Ja się dobrze czułam już z opracowaną trasą tramwajów i autobusów w moim mieście. Z zamkniętymi oczami byłam w stanie skasować bilet oraz wsiąść do odpowiedniego autobusu. Żadna trasa żadnej linii nie była mi obca. Ileż ja tam książek przeczytałam! Do ilu egzaminów się uczyłam! Tylko ja wiem 😉 I tak nagle poczłapałam na kurs prawa jazdy… Teorię przeszłam… bardzo teoretycznie 😛 Nie miałam kompletnie czasu na kurs. Nie dość, że akurat był to czas obrony pracy magisterskiej, to jeszcze normalnie pracowałam i właśnie wylewałam łzy po którymś tam z kolei rozstaniu.
Właśnie z taką teoretyczną wiedzą wyjechałam na ulicę. Jak Bozię kocham był to mój pierwszy raz za kierownicą. NIGDY wcześniej nie miałam okazji siedzieć na miejscu kierowcy. A może nigdy wcześniej nikt mi na to po prostu nie pozwolił 😛 Widziałam, że pytaniem „które to sprzęgło, a które to hamulec” delikatnie zaniepokoiłam instruktora. Aż dziw bierze, że jednak zdecydował się ze mną wyjechać na ulice… Moją pierwszą rundkę po mieście wspominam jak we mgle. Na szczęście jesteśmy tak zaprogramowani na przetrwanie, że zapominamy te nie najlepsze chwile naszego życia 😛 Pamiętam natomiast już bardzo dokładnie, jak jakoś pod koniec kursu nakrzyczałam na instruktora, żeby nie kazał mi w trakcie skrętu zmieniać biegów, bo dwóch czynności za jednym zamachem NIE JESTEM w stanie wykonywać 😛
Tak, tak- prawko w końcu zdałam. Nie pytajcie za którym razem, bo i tak nie powiem 😀 😛
Mój pierwszy samochód do VW Passat. Jego kupno doradził mi jedyny facet, który akurat był w okolicy, czyli Przyszywany Ojciec. Świetny wybór, jak na pierwsze auto. Równie dobrze mogłabym kupić ciężarówkę albo czołg. Moja nauka parkowania równoległego między dwoma śmietniczkami wyglądała mniej więcej tak:
-Dziecko! Kręć tą kierownicą i patrz w lusterka!-instruowała Rodzicielka mająca jeszcze mniejsze pojęcie o kierowaniu samochodem, niż ja.
-Przecież patrzę i kręcę!-odkrzykiwałam spocona i wściekła przy ponownym ustawianiu rozpierdzielonych puszek od śmieci.
Koty z całego osiedla omijały naszą chałupę szerokim łukiem dobre kilka miesięcy. Były ewidentnie przerażone tym, co wyprawiam przed domem. Bramy, która jest ustawiona przed moim domem pod skosem oczywiście, nie przestawiłam tylko dlatego, bo po akcji, w której wjechała w nią szambiarka została zalana betonem. Na lusterkach mojego Passacika widniał każdy kolor kolejnej warstwy farby, którą brama była pokrywana na przestrzeni ostatnich 40 lat.
W sumie nie ma się co dziwić, że Rodzicielka przed pierwszą przejażdżką ze mną w roli kierowcy panikowała, jak ja przed wejściem na pokład samolotu. Pamiętam, jak siedziała niby odważnie w przedpokoju i próbowała założyć buty… Tak się trzęsła, że Przyszywany Ojciec przyniósł jej wódki na uspokojenie 🙂 Myśleli, że nic nie widzę…………. Dzielnie wsiadła ze mną do auta i o dziwo nie otworzyła ust przez całe 30 minut 😀 Swoją drogą…To były czasy…. Teraz robi w moim aucie wszystko. Od palenia papierosów począwszy na awanturach ze mną skończywszy.
Po powrocie do domu dokończyła wódkę……….
Nie ma się co oszukiwać, że najlepiej jest się później uczyć jeździć już samemu (bo to, że otrzymaliśmy prawo jazdy,  wcale NIE OZNACZA, że umiemy jeździć). Niby Przyszywany Ojciec próbował mnie asekurować przy pierwszych jazdach, ale za którymś razem doprowadził mnie do takiego szału, wydając polecenie zawrócenia na strzałce w lewo, że uznałam, że jeździć będę sama. Skazana tylko na siebie, nie miałam wyjścia i musiałam swój lęk pokonać 🙂
Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez mojego Pędzidła 🙂
A jak tam wasze wspomnienia dotyczące zdobywania prawa jazdy? 🙂

———————————————
Zapraszam na fb 🙂 Tam dzieje się więcej 😉

rozłącz…

źródło: własne
źródło: własne

Czerwone pole na dotykowym wyświetlaczu. Teraz wszystko musi być szybkie, dotykowe, zbliżeniowe. Jednym dotykiem połącz, jednym dotykiem rozłącz.
Rozłącz…
W ciemnym oknie tli się tylko małe światło. Płomień świecy świadkiem dzisiejszego wieczoru. Jeszcze nigdy świadkiem szczęśliwego zakończenia… Wystarczy jeden podmuch, by go zgasić. Taki jego sens? Taki mały jeden podmuch a tyle energii, aby znów go rozniecić…
Ja już nie mam tyle siły i zapału… I nie mam wiary.
Przed chwilą tyle wypowiedzianych pięknych słów. Nie dałoby się ukryć, że dzięki niemu jestem bardziej, mocniej, do głębi, do cna…
Mogłabym wejść w ogień i miłością góry przenosić. Mogłabym swoim szczęściem oświetlić najciemniejszą bezgwiezdną noc. Mogłabym zniknąć w jego nierównym, pełnym namiętności oddechu. Brałabym każdy uśmiech, każdy gest i każde słowo w zamian dając siebie. Tylko siebie. Z zachłannością nie zasnęlibyśmy żadnej nocy. Z pasją odkrywalibyśmy każdy milimetr siebie a ja ze spełnieniem spojrzałabym w swoje odbicie w jego źrenicach… Przy nim bym się zapomniała. Byłby wszystkim…

Mogłabym umrzeć z miłości.
Mogłabym.
Tylko nie mam nadziei.

Rozłącz…

ta psychiczna ex

źródło: giph.com

Jakiś czas temu pisałam o młodszym facecie http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/19/a-moze-mlodszy/, z którym znalazłam wspólny język. Bardzo wspólny. Tak wspólny, że aż mnie to bardzo mocno zaskoczyło 😉
Jakiś tam kontakt utrzymywaliśmy. Chłopak sporo mi opowiadał o swojej „byłej”, która jak to ujął „wymęczyła go psychicznie i zniszczyła mu życie swoją obsesją”. Troszkę podpytywałam jaka to była obsesja, bo jeszcze w moim życiu żaden facet tak strasznie nie narzekał na swoją „byłą”, jak właśnie on. Dowiedziałam się, że dziewczyna robiła mu awanturę o prawie wszystko- o to, że powiedział, że jakaś piosenkarka jest ładna; że utrzymuje kontakt ze znajomymi; że z kilkuminutowym opóźnieniem odpisuje na wiadomości; że go wyzywała itp. I już mu zaczynałam bardzo współczuć jego „byłej”, do momentu aż mi nie powiedział, że bywał chorobliwie zazdrosna i przeszukiwała mu telefon. Bo tutaj jakaś się troszkę zrobiłam czujna. Doświadczenie mi mówi, że jak ktokolwiek zaczyna gmerać w telefonie swojej „połówki”, to z reguły ma ku temu powody. Może nie jakieś mocne, ale raczej ma. Oczywiście, że na pewno zdarzają się osoby, które gmerają w życiu osobistym swojej „połówki” bez wyraźnej przyczyny, ale ja raczej zakładam, że większość z nas jest jednak zdrowa psychicznie 😛
Studencina poinformowała mnie, że „była” doprowadziła go do takiego stanu, że zablokował ją we wszelkich komunikatorach oraz sam zmienił numer telefonu. Dobrze, nie moja sprawa. Jego przeszłość, niech ją zamyka po swojemu.
Na Bałkanach tak naprawdę jedną z bardzo nielicznych osób, które jakoś pomagały mi przetrwać  była właśnie Studencina. Miałam w nim jakieś tam oparcie i wiedziałam, że jak zacznie mi się zbierać na płacz, to on zawsze na moją wiadomość odpisze i znajdzie dla mnie czas na Skypie. Był nawet pomysł, żebyśmy spędzili razem urlop. Tak po prostu zwiedzić to, co zawsze chciałam zwiedzić a moje 30-ste urodziny spędzić tam, gdzie bym tego najbardziej pragnęła.
No i wszystko pięknie, tylko jakoś… Przecież dość nędznie się znaliśmy. Tak naprawdę poznawaliśmy się internetowo. I coś Studencina zbyt mocno zaczynała naciskać na te wspólne wakacje. I te jego wiadomości zaczynały być jakby pisane w pośpiechu. Coś było nie tak. A że ja bardzo ufam swoim przeczuciom, to znajomość postanowiłam zakończyć jeszcze na Bałkanach.

Tak mijały tygodnie, ja zdążyłam wrócić do Polski, zapomnieć o wszystkim, o czym powinnam zapomnieć, aż dostałam wiadomość od Studenciny.
-Chomikowa, jak tam u ciebie?-zagaduje tak niby od niechcenia.
I tak od słowa do słowa aż konwersacja zaczęła przeradzać się we flirt. A całkiem niepotrzebnie, bardzo niepotrzebnie, bo wiem, że nic z tego NIE BĘDZIE. Jakoś z tym zaufaniem do niego było mi za daleko…

Zdążyłam zakończyć naszą konwersację, kiedy na wyświetlaczu telefonu pojawiła mi się charakterystyczna chmurka. Od jakiejś Niny. Nazwisko niepolskie. Oj, niedobrze, niedobrze… Otwieram wiadomość z niemałym lękiem, bo wiem, że z reguły wiadomości od obcych kobiet nie wróżą nic dobrego…
-Jeśli ostatnio flirtowałaś ze Studenciną, to wiedz, że on jest zajęty.
SIET!
Rzuciłam telefonem w najdalszy kąt pokoju, jak oparzona.
Pięknie.
Ja jestem za stara na takie klimaty. Ja się z żadną dziewczyną nie będę o nic wykłócać. Zresztą, jakbym miała cokolwiek na sumieniu. Ja faceta w życiu nawet nie dotknęłam, nie wspominając o czymś więcej. Jestem CZYSTA. No prawie jak łza. Ale skąd ja mogłam wiedzieć? Przecież oczywiście, że mi nic nie powiedział.
-Zajęty??? To ja bardzo „sorry”. Już mnie nie ma.
I chyba dziewczynę zaskoczyłam taką odpowiedzią, bo zaczęła prowadzić ze mną normalną, ludzką rozmowę. Tak od słowa do słowa okazało się, że Nina jest właśnie tą „byłą”, która uprzykrzyła Studencinie życie. Co więcej. Dziewczyna jest jedną z najbardziej zdroworozsądkowych kobiet, jakie znam.
Rozmawiałyśmy prawie całą noc. Okazało się, że Studencina na okrągło szukał dodatkowych doznań w Internecie. Wszystkie jak to nazywał „przyjaźnie” to były „przyjaciółki”. W telefonie miał mnóstwo zdjęć półnagich kobiet, które zresztą same mu te zdjęcia wysłały. Chłopak był ( i jest) nałogowym flirciarzem. Nina próbowała jakoś go zmienić, ale średnio jej się to udawało. Z reguły wszystko kończyło się na awanturach. Kiedy ostatnio już kompletnie straciła cierpliwość, powiedziała, że jest narcystycznym idiotą i nie che mieć z nim do czynienia. Wtedy dość szybko pojawiłam się ja- dla zabicia nudy przypuszczam. Kiedy ja na Bałkanach zauważyłam, że jego wiadomości są pisane jakby chaotycznie i w pośpiechu, akurat właśnie „godził się” setkami wiadomości ze swoją „chorą psychicznie” byłą 😀
BOSKO 😀
-Widzisz, Chomikowa… Bo my razem byliśmy teraz na wakacjach i on chciał odbudować nasz związek i ja myślałam, że on się zmienił. Zdążyliśmy wrócić a on już napisał do ciebie. To chore.
Chore, chore… a nawet „chorsze i trup” 😀

-Chomikowa, podobno moja „była” do ciebie pisała?- wyświetla mi się charakterystyczna chmurka w telefonie od Studenciny- Tak, byliśmy razem na wakacjach, ale ona jest nienormalna! Ona znów mnie atakuje! Oskarża! Ja myślałem, że ona się zmieniła a jednak nadal jest taka sama! Chora psychicznie!

Z Niną się chyba zaprzyjaźnię 😀
I tak mi przyszło na myśl… Co jak co, ale chłopak ma chociaż dobry gust 😀

porozmawiajmy o… bzykanku ;)

źródło: giph.com

Kilka ostatnich miesięcy mojego życia kręciło się naokoło… bzykania. I to nie pszczół, os czy innych stworzeń latających. Nie, nie. To by było zbyt… infantylne?

Seks (bo o seksie mowa) gdzieś ciągle towarzyszy nam w życiu. Dzieckiem nie jestem, więc coś o tym wiem 😉 Seksem kipi reklama, o seksie się plotkuje, o seksie się śni, o seksie się marzy, seks relaksuje, o seksie się rozmawia i seksem podobno nawet się leczy… Nie pytajcie mnie CO 😛
Dobrze, dobrze. W końcu to takie… naturalne. Przecież dzięki niemu większość z nas jest na tym świecie 😉 Rozmawiajmy o nim, twórzmy aluzje i uprawiajmy go jak najwięcej! Ale…
Ale… no właśnie.
Czasem mam wrażenie, że nasze życie kręci się jak nie wokół pracy, to wokół seksu właśnie. TYLKO. Stał się tak powszedni, że chleb zaczął mi smakować już inaczej 😉 I wcale nie lepiej. „Szybkie bzykanko”, jak to ujmował Prawie Idealny z kimś ledwo poznanym, to właśnie chleb powszedni dla wielu, bardzo wielu…
-No zaliczyłeś ją w końcu?- pyta Wiecznie Niezadowolona Prawie Idealnego a ja się przysłuchuję z boku z niedowierzaniem.
-Wczoraj bzyknąłem tę czarną.-chwali się na forum Petro.
-Chomikowa, ale miałam dzisiaj zarąbisty seks.-informuje mnie Wiecznie Niezadowolona.
Super, no bosko. Jak im tak kwitnie życie seksualne, to tylko się CIESZYĆ. Tylko, czy ja naprawdę chcę o tym wiedzieć??? podobno jestem dobrym słuchaczem. ZA DOBRYM, bo często po informacji, że ktoś się „bzyknął”, czy ktoś kogoś „przeleciał” następuje informacja „jak, gdzie, kiedy”.
-Dobra, dobra Petro! Ja się bardzo cieszę, że twoje życie seksualne nadal kwitnie, ale ja chyba nie chcę wiedzieć kiedy i jak to robiliście, wiesz?- stopuję w opowieściach kolegę.
I tak mi się wydawało, że byłam od tego wszystkiego gdzieś „obok”. W ich polowaniach nie uczestniczyłam, z moich nocy czy wieczorów im się nie spowiadałam i jakoś dni i tygodnie leciały.
-Ty! Chomikowa! Ty podobno na randce byłaś wczoraj!- zaśmiewając się zagaduje do mnie Prawie Idealny.
Wywiad skubany ma lepszy, niż Kreml.
-A ty, Prawie Idealny widzę, że jesteś lepiej zorientowany z moim życiu, niż ja sama.
-Dobra, dobra! Ty mi lepiej powiedz, czy było jakieś bzykanko?
????
Patrzę na gościa z niedowierzaniem.
-Ty na serio, Facet?
-Chomikowa, OCZYWIŚCIE, że na serio! No było, było????? GADAJ.
-Ej, a nawet jakby było, to czy mam ci też opowiedzieć jak i gdzie???- i nie spuszczam z niego wzroku, bo może jednak jakoś się facet speszy, może się wycofa.
Nic bardziej mylnego.
-Chomiczku! Wiesz… jak tylko będziesz miała życzenie, to oczywiście, że możesz mi wszystko opowiedzieć a ja bardzo chętnie wysłucham.-odpowiada mi z typowym dla siebie uśmiechem.
Nie wątpię 😛
Ma szczęście, że go uwielbiam.

-Chomikowa, ty musisz się tu w końcu bzyknąć!-poucza mnie Wiecznie Niezadowolona.
Nie wierzę.
-MUSZĘ?- pytam, bo uszom chyba własnym nie wierzę.
-OCZYWIŚCIE! A później mi opowiesz jak było!
-Wiesz, laska… Jakie to szczęście, że jednak nie widzę tu (póki co) kandydata na „dobre bzykanko”.-odpowiadam zgodnie z prawdą zresztą, co mnie bardzo cieszy, bo kłamać NIENAWIDZĘ.
-A ja tam, Chomikowa widzę, tylko ty nie chcesz widzieć.
No masz ci.
Okulary czas zmienić. Przez te okulary ma mnie ominąć dobry seks??? W życiu! 😛
Dobra, jedyne, co czas zmienić, to towarzystwo, które żyje tylko tym całym „bzykaniem”. Ile można się wykręcać od odpowiedzi i delikatnie zbywać znajomych? Swoją drogą zastanawiam się skąd u nich tyle energii i taka ciekawość. Może to ten bułgarski klimat? Słońce? Nadmiar pracy?
Wrócę do Polski, to wszystko wróci do normy. Ja się też unormuję.

Po powrocie do kraju spotykam się w końcu z Moją N. Nareszcie ktoś normalny, kto normalnie podchodzi do spraw seksu. ULGA.
-Chomikowa… słuchaj- zagaduje figlarnie N.-czytałam twojego bloga no i… powiedz mi w końcu! Bo nie wytrzymam!
-Jeju! Ale CO?- nie za bardzo wiem, o co jej może chodzić, bo raczej dziewczę było na bieżąco z wydarzeniami mojego życia a i rewelacyjnej niespodzianki pod postacią pierścionka zaręczynowego też ze sobą nie przywiozłam.
-No weź przestań, Chomikowa! GADAJ! No bzyknęłaś się w końcu?!

Chyba jednak NIC się nie unormuje 😛