jedziemy na grzyby!

DSC_0182Nareszcie! Cały rok czekałam na ten czas, kiedy będę mogła wpakować się w moje Pędzidło, zabrać ze sobą koszyk, kalosze (o Rodzicielce i innych plątających się członkach mej rodziny nie wspominając…) oraz scyzoryk i z szaleństwem w oczach popędzić w LAS na grzybki 🙂 Nie sama tym razem. Do lasu sama się jakoś nie wybieram. Zawsze towarzyszy mi stara grzybiara pod postacią Rodzicielki i/lub ciotka (tak-TA ciotka…). Zawsze na tych wyprawach coś się dzieje, ZAWSZE. I nieustannie mam wrażenie, że na wycieczkę wybieram się z dwójką dzieci- jedno jest permanentnie zagubione, ale ogromnie szczęśliwe (Rodzicielka) a drugie rozkapryszone i aroganckie (ciotunia).
pierwszym tematem do dyskusji jest wybór samochodu, którym jedziemy a co za tym idzie kierowcy. Ciotka oczywiście zdecydowanie i tonem głosu nie znoszącym sprzeciwu oznajmia, że ONA prowadzi.
-Nie, nie, ciociu. Ja biorę swój samochód i jedziemy moim.
-A to niby DLACZEGO?- już słyszę w jej tonie niezadowolenie.
-Ty sobie odpocznij po pracy. Ja jestem wypoczęta, to ja prowadzę.
Przecież nie powiem jej, że tak będzie BEZPIECZNIEJ…
Ruszamy.
Ciocia oczywiście jest nadęta z powodu naszego 10-minutowego spóźnienia. Co ja na to poradzę, że Rodzicielka NIGDY nie jest w stanie wyjść z domu ogarnięta i zawsze po coś się wraca np. po zapalniczkę oczywiście? Rozmowa w aucie niespecjalnie się klei. Ciocia jest niezadowolona, że ma mało miejsca z tyłu (jedno miejsce jest zajęte przez koło zapasowe i kołpak, który w nerwach zdjęłam z koła, bo mi HAŁASUJE 😛 ). Robię dobrą minę do złej gry, ale generalnie mam ochotę wysadzić ją na pierwszych światłach. Rodzicielka wyjmuje w nerwach papierosa.
-Miałaś mi nie fajczyć w samochodzie!
-To se wysiądź- odpowiada rezolutnie Rodzicielka.
-Ty uważaj, żebym to ja ciebie nie wysadziła. Co jak co, ale jesteś na mnie skazana, więc bądź grzeczna.
-Przecież chyba własnej matki nie wyrzucisz z samochodu, prawda?
-Chcesz się przekonać?
-I miałabym iść taki kawał na pieszo? Nic ci matki własnej, rodzonej nie szkoda.- przemawia do mnie takim słodkim dziecinnym głosem biednej, nieszczęśliwej dziewczynki.
-To NIE PAL!
-Spadaj.

Po 45 minutach drogi ciotka nagle krzyczy:
-Boże! Zapomniałam kaloszy!
-A co ty masz na nogach?- pytam i nie chcę znać odpowiedzi…
-Klapki… Przepraszam.
No tak. Głośno wzdycham. I zawracam.

Po dwóch godzinach udaje nam się szczęśliwie dotrzeć pod ośrodek wypoczynkowy, w którym wszystkie spędzałyśmy swoje dzieciństwo. Tam jeździła Rodzicielka z ciotką jako małe dziewczynki i tam później zabierały mnie one, kiedy ja byłam dzieckiem. Ośrodek kilka lat temu został sprzedany jakiemuś prywatnemu właścicielowi, który cały ten teren zrujnował. Serce się łamie, ale przecież nic nie możemy zrobić… I tak się cieszę, że mogłam tam być, że tam poznałam moją N. i innych znajomych, z którymi do dzisiaj mam bliski kontakt. Trzeba się pogodzić… Ciotka pogodzić się nie może. Dostrzega gdzieś nowego właściciela ośrodka i krzyczy:
-Ty mendo! Tak zrujnować takie miejsce! To się na prokuraturę nadaje!

Sztywnieję. Rodzicielka zamiera.

-Ciotka! Ty się ogarnij! Jak ty się zachowujesz?!
-A co ty mi tu będziesz?! Jak można było mi tak wspomnienia zrujnować?!
-Przecież to nie jego wina, że to kupił! Ile ty masz lat! Nie drzyj się!
-Ja to mu tyłek tylko mogę pokazać!
I drze się w tym lesie. Pani kierownik. Rany boskie… Zachowuje się jak dres na meczu. Tylko petardy dać jej do ręki i będzie dym.
Rodzicielka schowała się w samochodzie i udaje, że jej nie ma. Przecież to moja rola. Ona powinna iść i walczyć, ale generalnie widzę, że jej mowę odjęło.
-Ciotka! Przebieraj się i nie rób cyrku! Czasu ci nie szkoda?
Czerwona z nerwów i furią w oczach, ale jakoś się ogarnia… W końcu wydaje dyspozycję:
-Idziemy prosto a potem w prawo aż dojdziemy do lasu.
-A to nie jesteśmy w lesie?- rzucam pytanie w przestrzeń…
Poszła. Prosto a potem w LEWO.
Po drodze zadzwoniła do nas z awanturą, że NIE SŁUCHAMY, CO SIĘ DO NAS MÓWI, i że NIGDY WIĘCEJ DO LASU Z NAMI NIE POJEDZIE.
Ufffffff!

Las był piękny! W powietrzu aż unosił się zapach grzybów! Podgrzybki z mokrymi od IMG_20140830_195225deszczu kapeluszami pięknie lśniły w słońcu i aż się prosiły o zabranie do koszyczka. Kurki ukrywały się pod ściółką, ale i tak zostały dostrzeżone przez moje wspomagane okularami oczy 😉 Koźlarki dumnie prężyły nóżki, jakby chciały powiedzieć „Jestem piękny, dostojny i rosnę tu Chomikowa IMG_20140830_195309specjalnie dla ciebie!”. BIORĘ! 🙂 Prawdziwki, krawce, zajączki, maślaki i kanie. Bajka 🙂
Byłam taka spokojna i zadowolona, że machałam sobie koszyczkiem jak beztroski Czerwony Kapturek 😉 Zdążyłam pomyśleć o tym, że bardzo jestem zaskoczona tym, że chodzę na grzyby już prawie 30 lat i jeszcze nigdy nie weszłam na jakieś dzikie zwierzę (czego już wiele lat temu doświadczyła Rodzicielka spotykając na polance dzika…). I tak mrucząc sobie pod nosem jeden z letnich przebojów, nagle jakieś 3 metry ode mnie zarośla poruszyły się bardzo charakterystycznie, coś zaszeleściło i tylko zdążyłam usłyszeć tętent kopyt…
Umarłam.
„Dzik jest dziki, dzik jest zły(…) Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo prędko zmyka”.
Jakie kur*** DRZEWO?! Dookoła mnie same krzaki! Zresztą ja wspinaczki nigdy nie uskuteczniałam! Pożre mnie zwierzę i umrę w męczarniach… Zresztą, żeby to był tylko dzik… Po odgłosie tych kopyt, to ja oczami duszy swojej widzę co najmniej słonia! Gdzieś w resztkach świadomości świta mi, że przecież te zwierzaki boją się hałasu i LUDZI…
-MAMOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!MAMUUUUSIUUUUUUUUUU!!!!!!!!! usiuuuu… usiuuu… usiuuuu. Ptaki się zerwały, pszczoły przestały brzęczeć a jaszczurki pochowały się w swoje norki… Lawina zejdzie jak NIC.
Przez kolejne 20 minut z pełnymi porami szukałam mojej Rodzicielki. Grzyba jak się nietrudno domyślić już nie znalazłam żadnego.
-Dziecko, co się stało? Co się tak drzesz?
-Chyba na niedźwiedzia weszłam, albo wilka co najmniej.
-???
-No dobrze! Może to był dzik lub sarna!
-Jakby to był dzik, to pewnie ruszyłby swoją kuloską, chrumknął beztrosko i poszedł w swoją stronę a nie uciekał.
Uciekać, to ja bym wtedy uciekała…
Grzybobranie już się dla mnie skończyło. Udałam się w stronę Pędzidła i rozpoczęłam pełną relaksację w pobliżu bezpiecznego samochodu 😉

Rodzicielka z ciotką całą wycieczką były zachwycone. Uzbierałyśmy całą masę grzybów na wszelkie możliwe dania. Zmęczone, ale usatysfakcjonowane. Ciotka w tej całej swojej euforii na koniec oznajmiła:
-Ja to bym mogła tylko z wami mieszkać! Byłoby nam cudownie!
Cisza…

To ja już wolę do tego niedźwiedzia… czy tam sarny 😛 Chociaż wiesz czego się możesz po takim zwierzaku  spodziewać 😛

lubisz seks, prawda???

źródło: www.urodaizdrowie.pl
źródło: www.urodaizdrowie.pl

Już kilka razy poruszałam tutaj temat braku znajomości powszechnie znanych zasad kultury. Podawałam różne przykłady i nawet przez dłuższy czas udawało mi się nie mieć do czynienia z zachowaniami wartych opisania i wykpienia tutaj na blogu. Wszystko, póki nie umówiłam się z jednym dżentelmenem na spotkanie. Niby niezobowiązujące, ale… wiadomo 😉
Spotkanie bardzo miłe, ciekawe. Sporo tematów do rozmów, intersujące dialogi itd. Jak w romantycznym filmie 😉 Po całym spotkaniu czekałam na znak od ciekawego dżentelmena. I tak po dwóch dniach na pasku startowym mojego komputera pojawiła się piękna żółta migająca koperta z wiadomością od tegoż pana. Odrobinkę podekscytowana otworzyłam wiadomość i rozpoczęłam rozmowę.
Po standardowej wymianie uprzejmości (jak to wspaniale, że są jeszcze mężczyźni, którzy pamiętają o miłym słowie i dbają o samopoczucie kobiety!) ni stąd ni zowąd pada pytanie:
– Masz piegi na całym ciele?
To pytanie już powinno być dla mnie ostrzeżeniem. Ta maleńka żółta żaróweczka, która zapaliła mi się po przeczytaniu tego pytania nie oświetliła wystarczająco jasnym światłem pozostałych wątpliwości…
Pełno piegów. Pieg piegiem piegi pogania. Jak mroczki, które przesłoniły mi zdrowy rozsądek, kiedy cię poznawałam 😛
– A jaki masz brzuch? Płaski, czy z „oponką”?
Myślałam, że już nic mnie w życiu nie zaskoczy; że żadne pytanie nie jest w stanie zbić mnie z tropu a jednak… Trwało chwilę, zanim się ocknęłam, zorientowałam, że pytanie faktycznie padło i teraz dżentelmen oczekuje na moją odpowiedź.
Tylko oponki. Ja generalnie cała jestem, jak postać Oponki Michelin 😛
-A jaka jest twoja ulubiona część ciała mężczyzny?
Leżę. Leżę na biurku. To się naprawdę dzieje. Ten facet- TEN szarmancki, kulturalny mężczyzna, który dbał przez kilka godzin o moje dobre samopoczucie, właśnie zadaje mi jedno z najbardziej niedorzecznych pytań.
Jak już się podnoszę z tego biurka, odpowiadam mu na to pytanie i zżera mnie ciekawość jakie będą następne, bo czuję, że to będzie jedna z „najciekawszych” rozmów na gg w moim życiu 😛
Palec wskazujący. Nikt mnie tak nie rozpala, jak mężczyzna, który z gracją i finezją dłubie w nosie np. stojąc samochodem w korku. Mrau!
-Zdaje mi się, że lubisz seks, prawda?
Ciekawe po czym wysnuł takie wnioski? Po sposobie, w jaki spożyłam grecką sałatkę? Czy może po tym, z jaką namiętnością zakładam nogę na nogę? Bo ja kolacje z mężczyznami, z którymi czuję, że kiedykolwiek pójdę do łóżka, spożywam jak Sharon Stone w tej słynnej scenie „Nagiego Instynktu” (wybaczcie brak odnośnika 😛 )
Nic innego w życiu nie robię, tylko uprawiam seks i o niczym innym nie myślę. Moje myśli krążą tylko i wyłącznie wokół seksu. Co rusz wymyślam nowe pozycje i nowe miejsca, w których mogłabym „poświntuszyć”.  I WSZYSTKO mi się z nim kojarzy 😛
Taka prawda! A jak!
I PEREŁKA na koniec:
-Lubisz się ubierać w takie seksowne ciuszki? Wiesz o co mi chodzi, prawda?
Bujną mam wyobraźnię. Niestety bardzo BUJNĄ. I widzę siebie w tych lateksowych geterkach z pejczem w ręku i na niemiłosiernych obcasach, w których za cholerę nie mogę utrzymać równowagi. Scena godna nakręcenia 😛 Dam sobie rękę uciąć, że umarłabym ze śmiechu i z pikantnych chwil zrobiłaby się nieudana komedia.

Świetnie.

Myślę że to najwyższy czas, żeby dżentelmena uświadomić, że zabawki erotycznej ze mnie NIE BĘDZIE. Pod zły adres trafił. Cóż. Znów muszę kogoś rozczarować…
Mój rozmówca jest BARDZO zaskoczony, że taka wykształcona, inteligentna i współczesna (ach! och!) kobieta mogła go tak ŹLE odebrać i wziąć za kogoś, kim nie jest!
Litości…

Rozmawiam z moją N.
-Chomiczku, no a nie mogłaś zaszaleć i spróbować jakby to było? Przecież mówiłaś, że był taki kulturalny i w ogóle?
Właśnie, taki kulturalny… Nie wiem… A może ja tak fatalnie prowadzę rozmowę, że facetom nie pozostaje już nic innego, jak tylko zaproponowanie wspólnego pójścia do łóżka?
-Pogięło cię?
-Może trochę…
-A ty mi powiedz co ja bym z nim w łóżku miała robić za 5-10 lat, jeśli on już teraz ubrałby mnie w lateksy, dał pejcz do ręki i szpile, w których na bank połamałabym nogi?
-Nie wiem. Ty mi powiedz, bo chyba masz już sporo pomysłów, prawda?- pyta zadziornie.
-No chyba przybiłabym go krzyżem do ściany i smyrała piórkiem po stopach 😛 W szpilach i lateksie oczywiście.

stara, zdesperowana Chomikowa :P

Dzisiejszego popołudnia udałam się z koleżanką (typową Blondynką 😀 ) do miasta na kawę. Jak to zawsze bywa na babskich spotkaniach- może być troszkę za głośno, może być trochę za wesoło i poruszane tematy mogą być niezbyt… elokwentne 😉
Poruszałyśmy się jedną z najmodniejszych ulic w naszym mieście i dyskutowałyśmy o nowym tuszu do rzęs, który zamówiłam przez Internet, i który będzie dla mnie nowością. Panowie, na pewno trudno jest Wam sobie wyobrazić jak można zamienić na powyższy temat więcej, niż 5 zdań, ale uwierzcie, że MOŻNA 😉 Młodzi panowie, którzy szli przed nami, również byli zaskoczeni długością naszego dialogu i generalnie powodem dla którego tak głośno dyskutujemy
-Słyszysz? One tak o czym? O tuszu? – pyta wyraźnie zainteresowany jeden drugiego.
-Daj spokój, niech se gadają. Baby tak mają. – uspokaja ten drugi.

Ja z Blondyną wyraźnie speszone tym, że ktoś jest zaineresowany naszą bezsensowną rozmową, zmieniamy temat na dzieci naszych koleżanek. Widzimy, że młodzi panowie przed nami zamilkli i wyraźnie się nam przysłuchują. Mnie to trochę bawi, ale Blondyna jest bardzo onieśmielona i kończy kolejny temat zdaniem: „Daj spokój Chomiczku. I tak na razie jesteśmy młode, więc na dzieciaki mamy czas”. I to chyba było niezmiernie ciekawe zdanie, ponieważ niższy z dwóch panów odwrócił się, aby w końcu się nam przyjrzeć. A ja co? – A ja rozbawiona całą sytuacją, niewiele myśląc zadaję im pytanie:
-Prawda Panowie, że jesteśmy z koleżanką jeszcze za młode na posiadanie dzieci?
-Czy za młode? Zależy ile mają panie lat i czy panie chcą mieć dzieci- opowiada ten wyższy.
-Ale możemy ten temat przedyskutować przy kawie.- wtóruje mu niższy.
Przyglądam się im. Są na pewno od nas młodsi. To nie ulega żadnej kwestii. Poza tym niższy ma obrączkę (jakże by inaczej). Nie czuję tej kawy. Blondyna też jej nie czuje, bo ściska mnie porozumiewawczo za rękę. Nie przeszkadza nam to jednak wdać się w rozmowę.
-A panie to chyba studentki, prawda? Uniwersytet, czy Politechnika?
Wybuchamy śmiechem. Jak to miło być odebraną za studentkę! Jaka młodość musi z nas bić!
-Naprawdę wyglądamy tak młodo? Chłopaki, dobrze wam idzie, mówcie dalej!- zaśmiewam się i proszę o więcej komplementów 😀
-Patrz, jaka zdesperowana!- rozbawiony wyższy chłopak skomentował moją wypowiedź.

Pięknie Chomikowa. PIĘKNIE. Ty DESPERATKO 😀

Śmieję się sama z siebie i nie za bardzo mogę się pohamować. Łzy rozbawienia jak zwykle wycieram rękoma, ale nie tracę czujności przysłuchuję się  rozmowie Blondyny z chłopakami.
Dowiaduję się, że mają po 22 lata…
-Ojejku, jakie to słodkie- wpatruje się Blondyna w chłopaków jak w malutkie dzieciątka i mam wrażenie, że za chwilę wyjmie im z torebki śliniaczki i grzechotki.
-A ja zostanę niedługo tatą- informuje nas ten z obrączką.
-JUŻ?!- obie wykrzykujemy pytanie pełne zdumienia
-No pewnie! Lepiej teraz, niż za 10 lat, jak już będę stary i na nic nie będę miał siły!
?????
Dziękuję. Leżę. Zataczam się ze śmiechu. Szybciutko liczę za ile będę miała te jego „za 10 lat” i wychodzi mi, że za bardzo niedługo. Będę stara, na nic nie będę mieć siły i generalnie jestem w czarnej d*** . BAJECZNIE!
Zerkam na Blondynę i ta również się zaśmiewa, ale jest to chyba śmiech przez łzy…
Kiedy w końcu jakoś się ogarniam, dopytuję przyszłego ojca o plany  związane z opieką nad małym członkiem rodziny.
-No normalnie będzie. Będzie fajnie.
-Ale wiesz- te nieprzespane noce itd. Taki twardy jesteś?
-Pewnie! Będę wstawał cały czas i będę we wszystkim pomagał.
-Chyba przez pierwszy tydzień…
Powiedziałam to na głos?
Ojejku… Tak…
-A ty, Chomikowa to chyba jesteś samotna i bezdzietna, że tak bardzo sceptycznie podchodzisz do posiadania dzieci?
Dobry jest! Gość mnie powalił oceną mojej osoby! Cały dialog rozłożył moją psychikę na części i każdą z nich potrącił tenisówkiem.
Wybucham już takim śmiechem, że nie jestem w stanie nic powiedzieć. Żegnamy się z chłopcami a Blondyna jeszcze na odchodne życzy im miłej nauki w szkole.

10-minutowy dialog a jak pięknie podsumował moją osobę 😀 Zdesperowana, bezdzietna, samotna, stara… Już nic dobrego mnie w życiu nie spotka 😛
Cóż… Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy 😀
A jeśli już o oczach mowa… Jakiś czas temu dostałam od kogoś krem pod oczy, ale uznałam, że chyba za wcześnie na takie mazidła.
Gdzieś tu był…
Gdzie jest DO CHOLERY ten krem?!

spotkanie dwóch światów

Mój świat… Wbrew pozorom wcale niepoukładany. Świat w zawieszeniu i oczekiwaniu. Nawet dobrze sama nie wiem na co. Chyba na coś lepszego. Wartego łez, walki i wyrzeczeń. Nauczona w nim żyć. Taki mój świat…
Nie tak dawno temu poznałam człowieka. Z zupełnie innej bajki. Na pewno nie mojej. Jego bajka nawet nie była napisana na kolejnej stronie po mojej. Nawet nie była  w tym samym rozdziale. Ale była w tej samej książce. A główny bohater jakimś cudem dotarł do mojego świata. Mojego małego, chomikowego świata…
-Chomikowa, dlaczego nie chcesz się ze mną umówić? Co ci we mnie tak bardzo przeszkadza?- Książe z innej bajki zadaje mi konkretne pytanie a ja szukam w głowie konkretnego wyjaśnienia…
-Masz wadę. Bardzo dużą i nie do przeskoczenia.- mówię prawdę, ale troszkę wymijającą. Liczę na to, że nie będzie wnikał w temat i może jakoś odpuści.
-Tak bardzo przeszkadza ci to, że mam dziecko?
-To mi w ogóle nie przeszkadza. Przecież z matką dziecka się rozstałeś. Twoją wadą jest to, że masz zbyt dużo cyferek na koncie bankowym.
-To jest dla ciebie wada? Nie przypuszczałem, że jakiejkolwiek kobiecie to może przeszkadzać….Inaczej- to jest wabik na kobiety. Nie jedna nawet próbowała mnie z tych cyferek wydoić… A dla ciebie to wada?- nie kryje zaskoczenia.
-Tak, bo twój świat jest zupełnie inny od mojego. Twoje życie jest zupełnie inne i nie widzę tego, jak moglibyśmy te dwa światy ze sobą połączyć.
-Ale czy po mnie widać, że mam tyle tych cyferek na koncie? Powiedziałabyś, że ten facet jest bogaczem? Przecież ostatnio ja się nawet poruszam tramwajem. Zresztą najwięcej pieniędzy to mam na lokatach.
Nooo… ja też miałam kiedyś pieniądze na lokacie. SKO w szkole podstawowej. Zebrane 35 zł wydałam na zdrapki 😛
Faktycznie. Tych pieniędzy po nim nie widać. Tzn. na pewno nie na pierwszy rzut oka… Skoro tak mnie namawia, to znaczy że bardzo chce się spotkać. W głowie huczą mi zdania wypowiadane przez najbliższych o uporządkowaniu życia. Nie chcę spędzić kolejnego wieczoru w domu. Chcę wyjść. A że akurat z nim… Najwyżej znów wrócę do domu rozczarowana i przygnębiona.
Bardzo się stara, pyta jakie miejsca lubię i gdzie najchętniej spędziłabym z nim czas. Czuję, że chce dobrze wypaść. Naprawdę to czuję. Widzę, że chce, aby wieczór wypadł dobrze. Kiedy ktokolwiek był zainteresowany tym co chcę zjeść i gdzie… i kiedy ktoś chciał to wszystko samemu zorganizować…

Na umówione spotkanie docieram punktualnie. Czeka. CZERWONE SPODNIE?! Zerkam na nie chyba zbyt mało dyskretnie 😛
-Tak, wiem- założyłem czerwone spodnie. Podobno tylko geje je noszą.
-Podobno…
-Zobacz jak bardzo muszę być pewien swojej seksualności, że założyłem czerwone spodnie. Przeszkadzają ci?-zadaje pytanie i naprawdę oczekuje na nie odpowiedzi.
-Najważniejsze, że nie przyszedłeś w dresach. Cała reszta jest zawsze do zaakceptowania- odpowiadam zgodnie z prawdą.
-Natomiast ty bardzo ładnie wyglądasz… choć myślałem, że się bardziej „wylaszczysz”.
-Bardziej mówisz… Kobiety z reguły spotykają się z tobą prosto od fryzjera, kosmetyczki i w spódniczkach ledwo przykrywających tyłek, prawda? Tak próbują cię zdobyć?
-Nie przeczę.
-A czy ty w ogóle masz z nimi o czym pogadać?
-No właśnie nie często… stąd miejsce, w którym jestem. Pytanie tylko czy cię nie wystraszę. Tylko nie zamykaj się na mnie. Bo ja otwarty jestem, zawsze mówię co myślę i otwieram się na samym początku. U ciebie liczę na to samo.
-Ale ja cię prawie nie znam… Jak mam się otworzyć i o wszystkim ci opowiadać na samym początku? Nie wiem czy potrafię… Spróbuj mnie nauczyć.
I rozmawiamy. O prawie wszystkim. Szukam czegoś, do czego mogę się „doczepić”. Szukam, ale ciężko mi to znaleźć. Wszystko jest tak, jak powinno. Słucham o jego życiu, o córeczce za którą oddałby życie, o studiach we Francji i o pracy…
-Mam teraz bardzo dużo pracy. Szukam pracowników. Ale powiem ci Chomiczku, że ludzie nie doceniają tej pracy. Nie doceniają tego, że zarabiają na samym początku 5 tysięcy złotych i dostają ode mnie służbowe auto prosto z salonu.
-Wiesz, jak ty młodym ludziom na starcie taką kasę fundujesz, to może im się w dupach poprzewracać. – otwieram człowiekowi oczy na świat, bo widzę, że chyba w jakiejś utopii chce funkcjonować.
-Ale Ty, Chomiczku mówiłaś, że chcesz pracę zmienić. Nie chciałabyś u mnie pracować? No powiedz, nie chciałabyś???
Że co? Że jak..???? To rozmowa kwalifikacyjna? Nie sądziłam, że w ten sposób będą odzywać się na moje CV, które rozsyłam po całej Polsce… Ale ja jestem bardzo nieodpowiednio ubrana jak na rozmowę kwalifikacyjną. Zresztą ja W OGÓLE po tym winie nie nadaję się na rozmowę kwalifikacyjną…
-A czy ja bym się do tej pracy nadawała? Tu trzeba mieć gadane itp…
-Myślę, że nadawałabyś się. Najważniejsze, że doceniałabyś tę robotę. Nieważne. A to co ty byś chciała robić w życiu? Jakiej ty pracy szukasz?
Jakiejkowiek, byleby z daleka od oślicy. No ale tego mu przecież nie powiem…
-Wiesz… ja mam dużo znajomości w tym mieście. Bardzo dużo kontaktów. Powiedz mi, czym chcesz się zajmować i będziesz się tym zajmować.- kontynuuje.
A mnie się oczy bardzo szeroko otwierają. Szukam myśli w mojej głowie. Szukam słów. Książe z innej bajki, ba! Z innego świata chce dać mi pracę o jakiej marzę… Oczywiście. A ja w zamian co? Będę spełniać jego fantazje seksualne? Bo za darmo na tym świecie to już nawet w gębę nie można dostać a co dopiero wymarzoną robotę.
-Nie wiesz Chomiczku, że w życiu trzeba mieć oczy szeroko otwarte i mówić głośno o tym, o czym się marzy? Każdy spotyka na swojej drodze kogoś, kto zmienia jego życie. Trzeba tylko głośno mówić o tym, czego się chce i o czym się marzy. O czym marzysz? Jakie masz Chomiczku marzenie?
A mnie się chce płakać.
Jeszcze z rok temu miałam marzenia. Od kilku miesięcy już nie… Żeby spełniać marzenia trzeba mieć pieniądze a mnie się one kurczą… I chyba za długo milczę, bo Książe z innej bajki ponawia swoje pytanie
-Mów o twoim marzeniu. Głośno a się spełni.
-Marzę o podróży dookoła świata.- wyrzucam z siebie zwerbalizowane marzenie niczym strzał z karabinu maszynowego.
-Mówię ci, że się spełni.
Chcę tego na piśmie. Jakby co, to wiem kogo będę mogła pozwać za niespełnione marzenia 😛
I opowiada. Opowiada o tym ilu ludzi spotkał na swojej drodze, dzięki którym jest w miejscu, w którym jest. Opowiada o swojej fundacji charytatywnej. A ja próbuję to wszystko ogarnąć. Co ja tu robię? Co to za człowiek? Gdzie miejsce na moje cholernie nudne życie? O czym ja mam takiemu człowiekowi opowiadać? Kim mam być? Zabawką erotyczną? Bo nie sądzę, aby kimkolwiek innym… Ja? Taki nikt, kto nawet nie potrafi zobaczyć przed oczami swoich marzeń…? Zaczynam się zamykać w sobie, co natychmiast dostrzega.
-Dlaczego się zamykasz? Znów się ode mnie odsunęłaś. Nie bój się. Żyj tym wieczorem. Zobacz jaki piękny wieczór. Jak ciepło. Jaka piękna muzyka gra. Przestań wszystko analizować i ŻYJ.
-Taki z ciebie entuzjasta carpe diem? Zawsze sobie pozwalasz na życie chwilą? Ty możesz. Ja nie. Muszę myśleć o tym, co będzie jutro, pojutrze, za rok. Muszę, bo jednym posunięciem mogę sobie spieprzyć życie a mnie na to nie stać.- tłumaczę. Tłumaczę jak jakaś przyzwoitka i stara baba. I taka się poczułam. I zrobiło mi się przykro. Bo taka prawda… Zawsze analizuję problemy, zawsze podejmuję racjonalne decyzje. Cholerna racjonalistka. Banalna dziewczyna. Sztywna, banalna dziewczyna. Cała ja.
-Wiesz Chomiczku… Obyś teraz nie uciekła, ale ja ci coś powiem- mam nowotwór. Nieoperacyjny. Do obserwacji od ponad roku. Nie wiem, co będzie za rok. Ale jak widać nie załamuję się i żyję i chcę brać z tego życia co się da. Zresztą zawsze taki byłem.
Dostałam tą informacją, jak obuchem w łeb. Muszę jakoś zareagować. A jakoś… nie wiem jak. O co w tym wszystkim chodzi? Czy to jakiś fragment filmu? A co z wynagrodzeniem za taką rolę? Czy dostanę chociaż jakąś kasę za ten film???? A może choćby Oskara???
-Wiedziałem… już kompletnie się zamknęłaś w sobie.
Niech go szlag. Język ciała też ma opanowany. Faktycznie- jestem zamknięta podwójnie. Ale czemu on się dziwi? Prawie go nie znam. Nie znam tego świata, próbuję się odnaleźć w tej swojej niepewności. Bo jak mam reagować kiedy on we mnie rzuca takimi informacjami? I oczekuje, że rzucę się na niego w podzięce, czy z litości..? Tak- jestem NIEUFNA. Znam go kilka dni, co o nim wiem..? Prawie nic…
Zadaję mu kilka pytań odnośnie tego nowotworu i zbieram informacje do kupy. Nie jest tak źle. Będzie żył. Zmieniamy temat i klimat. Rozmowa się toczy, ja się często śmieję. Nie mogę mieć o nic pretensji. Wszystko jest tak jak być powinno. Wszystko jest ciekawe. Jego życie jest ciekawe, jego podejście do wielu spraw jest ciekawe. Tylko czego on ode mnie chce…?
-Nie chcesz mi jeszcze uciec? Nie zanudzam cię?- pyta
-Jakbym chciała uciec, to bym uciekła już dawno temu. Skoro jestem z tobą dłużej, niż 2 godziny, to znaczy, że naprawdę dobrze się bawię.
-Naprawdę? Bo szczerze ci powiem, że jestem niepewny tego, czy ci ze mną dobrze. Nie wyglądasz na uradowaną.
-Nie?- jestem szczerze zaskoczona. – to znaczy co? Mam się jeszcze szerzej uśmiechać? Mam robić z siebie słodką idiotkę i mam się na tobie uwiesić? Nie mam szpilek, więc wybacz, ale ten manewr bez szpilek mi nie wyjdzie 😛
-Kogo?
No tak, on bloga nie czyta (i chwała!), więc o słodkiej idiotce nic nie wie 😛
-Nieważne, zapomnij.
-Na pewno dobrze się bawisz? Jak chciałabyś spędzić resztę wieczoru? Bo mam nadzieję, że mi nie uciekniesz?
-Chcę iść potańczyć.

Jestem rozpieszczana, czuję się jak Julia Roberts z Pretty Girl, jestem w zupełnie innym świecie i… dobrze się bawię, choć czuję się bardzo niepewnie…
Dobrze po północy uznaję, że czas zakończyć tę bajkę i decyduję o powrocie do domu.
-Na pewno dobrze się bawiłaś? Bo skoro już uciekasz…
-Człowieku! Spędziłam z tobą 7 godzin! Nie pamiętam z kim tyle czasu spędziłam a ty uważasz, że ja nie bawiłam się dobrze? Co ty mówisz?
Nie rozumiem… Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że próbuje mieć dzisiaj w nocy ze mnie gadżet erotyczny. Założę się, że po takich wieczorach jak ten, te wypielęgnowane dziewczyny pchały mu się do wyra. A ja się na gadżety nie nadaję. Za wysoka jestem na gadżet 😛
No a poza tym przecież ja taka racjonalna nudna baba jestem… Z zupełnie innej bajki. A dwóch różnych bajek jeszcze nikt nie połączył w jedną zgraną całość… Taki pisarz się jeszcze nie trafił.

„a ty czemu jesteś sama”?

divorce-partyUmówiłam się z moim dawnym znajomym. Nazwijmy go Czarny jak Lis (z wiadomych racji 😉 ) Znam chłopaka od… uuu od bardzo dawna 😛 Jedno z moich pierwszych wspomnień dotyczy naszej zabawy w saloniku w drewnianym domku na wakacjach. Ja się bawię ludzikami a on mnie wali samochodzikiem po głowie. Potem było coraz gorzej, ale na szczęście się nie pozabijaliśmy 😉 Zabawy w „podchody”, gra w ping-ponga, pierwszy wypady alkoholowe itp. Każde wakacje w podobnym gronie. Później dorośliśmy, życie zaczęło przybierać innych barw i kontakt troszkę się urwał. 3 lata temu spotkałam go w mieście. Przedstawił mi kobietę, która stała obok niego i pokazał zdjęcia usg ich maleństwa. Ślub, dzieci… Taka kolej życia. „Tak, gratuluję, oczywiście. Niech maleństwo zdrowo rośnie”. A wy obyście się nie rozwiedli…
Czarny jak Lis przypomniał sobie o mojej osobie z racji właśnie… rozwodu. Bo papiery są już w sądzie.
-Wiesz co Chomiczku? Jak mi napisałaś wiadomość, żebym się nie zamartwiał tym rozwodem, że jeszcze życie przede mną, to zauważyłem, że jako jedyna nie głaskałaś mnie po głowie, tylko rzeczowo podeszłaś do tematu.
-Czarny, bo nie ty pierwszy i nie ostatni niestety… Nie wiem, co tam się u was zadziało i nie chcę wiedzieć, ale skoro została podjęta decyzja o rozwodzie, to musiał być konkretny powód.
-Nie mogła znieść tego, że piszę sobie e-maile z innymi kobietami…
Mówiłam, że NIE CHCĘ WIEDZIEĆ! Nie chcę, nie chcę…
-Słuchaj… nie wiem jak wyglądały te twoje e-maile… Ale jeśli poświęcałeś wieczory na pisanie wiadomości z innymi dziewczynami, to mogę twoją żonę zrozumieć. Żadna z nas nie lubi konkurencji. A wy macie coś takiego, że lubicie się po ślubie dowartościowywać. Jeśli twoja żona miała do tego kompleksy, to jestem w stanie ją zrozumieć. Ale jak już powiedziałam, nie było mnie przy tym, nie ma i nie będzie.
Co ja będę dorosłemu facetowi tłumaczyć zawiłości kobiecej logiki. Mam jednak nieodparte wrażenie, że każde nieodpowiednie męskie zachowanie jest przez nich odbierane za „przecież nic się nie stało”.
Czarny wzdycha. Ja wzdycham. Widzę, ze szuka w moich oczach zrozumienia. A ja NIE ROZUMIEM.
-Dobra Czarny- z ręką na sercu-czy każda z tych wiadomości wysyłanych do koleżanek  była czysta jak łza…?- już w ogóle pomijam fakt zaglądania komukolwiek w e-maile czy telefony, ale może skoro to robiła, to może miała ku temu mocne podejrzenia…?
-No nie była…-jakiż smutek w jego oczętach!
Dziękuję. Więcej pytań nie mam. Dajce mi w końcu tę sałatkę.

Znajomy popadł jednak w jakąś melancholię i ciągnie depresyjny nastrój. Na nic moje próby zmiany tematu, obrócenia wszystkiego w żart…
-Wiesz Chomiczku… jak się ludziom z naszego dzieciństwa życie pogmatwało… Pamiętasz Magdę i Adama?
-Pewnie, że pamiętam! Jacy piękni, jacy radośni! Sprawiali wrażenie bardzo dobranej pary. Może ciut za wcześnie wzięli się za zakładanie rodziny, ale ich wybór. Ich miłość. Z tego, co słyszałam, to mają bliźniaki?
-No mają, albo raczej teraz już tylko Magda ma…
Nie wierzę…
-Adam zakochał się w koleżance z pracy-kontynuuje tę niezwykle barwną opowieść Czarny- ona też zostawiła swojego męża dla niego. Czy muszę ci mówić w jakim stanie psychicznym jest Magda?
-Domyślam się… Oj, domyślam…
Jak bardzo się cieszę, że nie jestem na jej miejscu. Za nic w świecie nie chciałabym zostać sama z bliźniakami… Ja rozumiem, że ludzie się rozstają, że nie potrafią dłużej ze sobą żyć. Naprawdę jestem w stanie to zrozumieć. Ale już po 3 latach od przysięgi przed ołtarzem?! Czy oni byli pod wpływem jakiś środków odurzających??? Czy ktoś ich do czegokolwiek zmuszał??? Gdzie szacunek do drugiej osoby…?
-I wiesz- ich rodzice jeszcze nie zdążyli spłacić kredytu z wesela.
Trzeba było nie robić wesela. Mogli wyjechać w podróż poślubną za tę kasę lub odłożyć na bliźniaki.
-A pamiętasz brata Magdy? Przemka?
Pamiętam, choć w tej chwili nie wiem czy chcę pamiętać i czy chcę cokolwiek o nim wiedzieć… chcę moją SAŁATKĘ.
-No pamiętam… też się rozwiódł?- pytam, ale wcale nie jestem zainteresowana, bo już czuję jaka będzie odpowiedź.
-A nie! Ten to nie miał żony, ale ma dziecko, którego nie widuje… Przytrafiło się, kiedy próbował się pogodzić z byłą narzeczoną.
Coś nowego…
-Skoro dziecka nie widuje, to rozumiem, że się NIE POGODZILI? Może powinni jeszcze raz spróbować i „na zgodę” machnąć sobie jeszcze jedno niczemu winne dziecko?- ironizuję. Bo szlag mnie już trafił.
Jeszcze jedna opowieść z życia wzięta i nasze spotkanie skończę nie nad sałatką, ale nad mieszanką alkoholową.
-Dobra Chomiczku, wystarczy już o mnie i o znajomych. Powiedz mi lepiej… CZEMU TY JESTEŚ SAMA?

Bystry nigdy nie był 😛

*imiona pozmieniałam

desperat z desperatką

desperatPrzybiega do mnie wczoraj podekscytowana Rodzicielka. Patrzę na jej radość i czekam z niecierpliwością co mi oznajmi, bo jak na moje oko, to co najmniej w Totka wreszcie wygrała.
-Słuchaj, dziecko!
-Słucham… jak zawsze słucham…
-W necie na tych randkowych stronach znalazłam takiego faceta w sam raz dla CIEBIE! Mówię ci, że ci się spodoba! Pracę ma, motocykl i w ogóle!
-Oooo, matka! Rozpieszczasz mnie normalnie!- troszeczkę jej dogryzam, ale to z miłości 😛 – Pracę ma, pewnie jeszcze nawet koszulę ma, ale… CO…?
-Ale on nie z Polski i nie mówi po polsku… Ale to chyba nie jest duży problem?
-No duży nie… Ale o filozofii egzystencjalnej z nim nie pogadam, o budowie silnika też nie 😛
-To nawet po polsku z nim o tym nie pogadasz 😛 I co? I co? Może napiszesz do niego?
-Może…
-Dziecko, zrób coś do cholery ze swoim życiem! Próbuj!
Bierze mnie na zmartwioną matkę… Nie lubię tego.
-No popatrz tylko!- kontynuuje nie bacząc na moje zniechęcenie- On zdesperowany, ty zdesperowana! Może coś z tego będzie!

No tak… biorąc pod uwagę powyższe kryteria, to  mamy OGROMNE szanse stworzyć RODZINĘ 😛