Internet daje nam masę różnych możliwości. Otwiera nam mnóstwo drzwi, podaje rękę, gdy potrzebujemy pomocy, rozśmiesza, relaksuje i… znajduje nam kogoś, kogo obdarzamy prawdziwym uczuciem.
I wszystko super. Nie wyobrażam sobie życia bez Internetu. Straciłam tutaj na tych Bałkanach bardzo dużo nerwów, żeby mieć dostęp do sieci. Już myślałam, że się poddam, bo rzucano mi kłody pod nogi na każdym kroku. Już się na ulicy zryczałam i już chciałam wracać do domu 😛 ale po wielu żmudnych godzinach podróżowania po sklepach internetowych i punktach usług mobilnych, dostęp do sieci MAM. Ufff.
Wiecie, co czułam, prawda? 😉
Skoro wszystko dobrze się skończyło, mogę każdą wolną chwilę spędzać online. Mogę obserwować, co z ludźmi robi Internet. I co robi ze moim życiem…
Nie oszukujmy się. Skoro jestem uczestnikiem życia online, to te wszystkie miłostki, miłości internetowe również mnie dotyczą. Na szczęście jestem już dużą dziewczynką i potrafię podejść do wszystkiego z rozsądkiem. Samo pisanie z kimś na komunikatorze nie sprawi, że się zakocham. Długie, a nawet tasiemcowe maile, choćby nie wiem jak były miłe i urocze też nie wzbudzą w moim sercu większych uczuć… Królowa Śniegu…? A może po prostu wiem, że to wszystko to są tylko pisane słowa… Nie ma gestów, nie ma zapachu, nie ma spojrzenia w oczy, nie ma głosu i szeptu… Jestem w stanie zrozumieć zakochanie w literkach u nastolatków, ale u ludzi dorosłych…? Dlatego mocno się dziwię, kiedy dostaję od kogoś maila z informacją, że jest zakochany w Chomikowej. Już raz nawet interweniowała małżonka zakochanego we mnie męża… Pięknie. Po prostu pięknie… Chomikowa nawet nie zdążyła się dorobić statusu kochanki a już żona „zapukała do drzwi” poczty mailowej 😛
Dobrze wiem z doświadczenia jak wyglądają te miłostki internetowe. Człowiek zakochany jest w słowie pisanym a potem dochodzi w końcu do prawdziwego spotkania i… KLAPA. BAGNO. DNO. Rozczarowanie kompletne. Jak dobrze to znam. Nagle się okazuje, że ta druga osoba ma gesty, które doprowadzają nas do kompletnego szału. Głos ma tak nieprzyjemny, że mamy ochotę zatkać uszy i uciec do najgłębszego lasu 😛 I to nic! Bo w najgorszym przypadku nasza ukochana internetowa połówka okazuje się, że ma żonę/ męża 😛 Naprawdę dorośli ludzie tego nie wiedzą? Jak można zakochać się w literkach…? Nie widząc czyjejś twarzy, nie widząc mimiki. Ba! Nie znając nawet imienia… Jest to wynikiem czego? Niedojrzałości…? Czy może strasznej samotności…? A może to jedno i drugie…?
Na tym etapie życia, na którym jestem, jestem w stanie zaakceptować jakieś tam zakochanie internetowe tylko wtedy gdy „zakochańce” mieli możliwość choćby porozmawiania na skypie. Mamy trochę więcej „danych” o tej drugiej osobie, niż tylko słowo pisane. Wiemy jak układa zdania, jakie ma gesty, jaki ma głos… Sama teraz każdą wolną chwilę spędzam na skypie. Bardzo mało tych wolnych chwil, ale raz na kilka dni mam gesty, słowa i prawdziwy uśmiech, nie ten w emotikonkach 😉 Jakie to szczęście, że mam Internet 😉
A jak tam Wasze internetowe miłości? Zakochaliście się kiedyś w literkach…? 😉