wesołe jest życie singielki

źródło: Twój Styl
źródło: Twój Styl

-Chomik! Ale ty masz dobrze! Ja ci naprawdę zazdroszczę! Podejmujesz decyzję i DZIAŁASZ! Nikt nie jest na tobie uwieszony, nic cię nie blokuje! TY,CHOMIK MOŻESZ WSZYSTKO!
-Nie, no pewnie, że mogę… jeśli tylko do „wszystkiego” mam warunki- odpowiedziałam znajomej, gdy ta wykrzyczała mi do słuchawki telefonu same zalety mojego stanu „cywilnego”.
Z tych zalet bycia singlem/singielką korzystałam przez pierwsze 2 miesiące od rozstania prawie do utraty tchu: jedno wyjście z koleżankami; drugie wyjście z innymi koleżankami; zakupy sukienek, spódniczek, butów, torebek, toreb, apaszek, sweterków, bluzeczek, koszulek, pończoch, bielizny, kolczyków, bransoletek (i innych takich 😉 ) bez ciągłego, pełnego bólu, wyrzutu i jakże zbędnego „Znowu?” Mogłam flirtować z kim chciałam, uprawiać seks z kim chciałam i żyć jak chciałam. Ha!
Tylko, że dość szybko okazało się, że to „wszystko, co teraz mogę” wymaga
a) osoby towarzyszącej
b) dodatkowych kosztów
Nagle okazało się, że „sparowani” znajomi, z którymi przyjaźniłam się jeszcze za czasów bycia związku, dla mnie samotnej znajomymi nie chcą być. Już nie pasowałam do tego idealnego, parzystego obrazka.
Koleżanki, z którymi się przyjaźniłam a które miały jakiegoś partnera nie miały czasu, żeby poświęcić mi chwilę przynajmniej raz w tygodniu na normalne (ku tworzeniu więzi społecznych! ) spotkania. Musiałam się nauczyć chodzić sama na basen, siłownię, zakupy, spacery, nawet na kawę. Jeszcze tylko nie ogarnęłam samodzielnych wyjść do kina czy teatru. I chyba to już mnie przerasta.
Podróżowanie? Dobra-żeby zmniejszyć koszty transportu, jestem w stanie zostawić moje Pędzidło (choć z WIELKIM bólem serca) i podróżować autobusem, czy pociągiem, ale na co mi to, kiedy nocleg dla jednej osoby to cena taka sama, jak dla dwóch osób (albo tylko o jakieś 25% mniejsza). I naprawdę nie chcę słyszeć o możliwościach nocowania w hostelach z całkiem mi obcymi innymi ludźmi! Nie będę wieczorami świecić tyłkiem przed ludźmi, których imię poznałam kilka minut wcześniej a i tak już go nie pamiętam.
Ciągle słyszę o jakiś udogodnieniach i obniżkach cen dla: rodzin, matek z dziećmi, młodych małżeństw. A czemu do cholery nie ma obniżek dla singli? Czemu przed wejściem do restauracji nie ma informacji „single mile widziani”? Jak to się stało, że stoliki w knajpach, czy restauracjach dla jednej osoby to rzadkość? Dlaczego nigdy nie widziałam kredytów z „promocją specjalnie dla singli”? Czemu w transporcie publicznym są tańsze bilety grupowe lub rodzinne a nigdy nie ma tańszych biletów dla osób podróżujących samotnie? No CZEMU DO CHOLERY?
Świat nie jest stworzony dla wyrzutków społeczeństwa, jakimi są osoby samotne. Udajemy, że ich nie ma.
Tak samo, jak z chorobą weneryczną.

oszukane uczucia w Internecie

źródło :www.kobietawielepiej.pl
źródło :www.kobietawielepiej.pl

Coraz częściej słyszymy o małżeństwach ludzi, którzy poznali się w sieci. Świadczy to tylko o tym, że Internet pozwala nam nie tylko znaleźć potrzebne informacje, przelać pieniądze w banku, czy znaleźć ulicę w mieście, którego KOMPLETNIE nie znamy a mapa papierowa czy GPS jakoś nam w tym wcale nie pomaga 😉 (taaak… Nieważne 😛 ), ale pomaga nam ułożyć sobie życie osobiste.
Spragnieni uczucia, miłości i spotkania kogoś, kto nas w końcu w pełni pokocha, zrozumie, przytuli itd. czasem przesłania nam racjonalne myślenie… Bo przecież w tym całym Internecie można spotkać ludzi, którzy nas oszukają, wykorzystają i emocjonalnie potrzepią jak 220 V w gniazdku 😛
Kilka dni temu napisała do mnie maila (przypominam, że jest taka możliwość) pewna młoda kobieta. Czasem czyta mojego bloga i z racji, że jestem singielką (niedługo uleje mi się od tego słowa 😛 ) ostrzega mnie przed innym blogiem, który jest prowadzony w celu znalezienia miłości życia (tudzież żony 😉 ) pewnemu bogatemu dżentelmenowi. Otóż wedle relacji dziewczyny z maila, była z nim  w związku od października zeszłego roku do lipca tego roku. I to nie takie „pitu, pitu”, tylko najprawdziwszy związek dwojga dorosłych ludzi ze wspólnym mieszkaniem, planami, wycieczkami, urlopami itd. W marcu tego roku Zakochany Bogaty postanowił założyć bloga, w którym poszuka sobie żony…
Hurrraaaaaa!
Oczywiście ani ówczesna ukochana, ani kobiety z którymi Zakochany Bogaty umawiał się na randki nie wiedziały o tym, że są oszukiwane i na pewno będą oszukiwane w przyszłości. Na szczęście ówczesna narzeczona „znajomość” zakończyła z zupełnie innych powodów a wiadomość o blogu, jaki prowadził Zakochany Bogaty była tylko „gwoździem do trumny”. Jeśli wszystko wygląda tak, jak zostało mi to przedstawione w wielu mailach, które otrzymuję od kilku dni, to tylko współczuję dziewczynom, które naprawdę w tym dżentelmenie szukają prawdziwej miłości, zaufania i tego wszystkiego czego szukamy w prawdziwych pełnych miłości związkach… Fail. Oczywiście.

Ale to nie wszystko. Kto z Was ogląda show „Catfish” na bodajże MTV? Tak się składa, że często trafiam na ten program, kiedy jestem na siłowni i szukam czegoś znośnego, co mi pomoże przebiec 5-6 km na bieżni 😛 Z racji, że funkcjonuję w Internecie, zdarzyło mi się kiedyś mieć konto na portalu randkowym, to decyzja zerknięcia na coś znośnego pada akurat na ten program. Słówko „Catfish” oznacza udawanie w sieci kogoś, kim się w rzeczywistości nie jest – najczęściej aby rozkochać w sobie osobę z drugiej trony monitora.  Serial powstał na podstawie filmu Henry’ego Joosta i Ariela Schulmana, który przedstawiał fenomen tworzenia właśnie takiej relacji. W każdym odcinku prowadzący „Catfish” oraz jego kolega z planu,  pomagają jednej z osób odkryć prawdę na temat wirtualnego partnera lub partnerki. Najczęściej są to „wirtualne związki”, które trwają LATAMI (!!!) Już pal sześć te osoby, które tak bardzo pragną znaleźć miłość, że wplątują się latami w „związek” z kimś, kto ciągle „nie ma czasu” na spotkanie „w realu”, ale pytam się JAKĄ SIECZKĘ TRZEBA MIEC Z MÓZGU, żeby tak wykorzystywać ludzi, którzy przecież nic im nigdy w życiu złego nie zrobili?! Postacie catfish najczęściej okazują się zakompleksionymi otyłymi ludźmi. Podczas ujawnienia całego sekretu przed kamerami, przejawiają skruchę, mówią o prawdziwych uczuciach i lęku przed pokazaniem prawdziwego „ja”. Czasem nawet są łzy.
Dobra, z ciężkim sercem, ale jakoś jeszcze to ogarniam. Bo kompleksy, bo lęk i takie tam. Ale w ostatnim odcinku dziewczyna „catfish” przyznała, że podszywając się pod śliczną koleżankę i rozkochując w sobie niczemu winnego faceta (wirtualny związek trwał 4 lata!!!!) miała UWAGA! świetną zabawę.
Kurtyna opada.

Wybaczcie, ale SŁÓW MI BRAK. Takich ludzi powinno się zamykać w domach bez klamek! I LECZYĆ. Przecież Internet to też ŻYCIE. Może bardziej anonimowe, ale ŻYCIE i można je komuś bez trudu spierniczyć mając przy tym świetną zabawę (sic!).

Osobiście jak do tej pory na szczęście udało mi się omijać wszelkich oszustów w Internecie. Nigdy nie okazało się, że ktoś kogo poznałam przez Internet podszywałby się pod kogoś innego. Oczywiście miałam okazję trafiać na tzw.”małych kłamczuszków”, którzy omijali szerokim łukiem prawdę na swój temat, ale nigdy żadna z tych osób w żaden sposób nie sponiewierała mojego spokoju emocjonalnego. I mam cichą nadzieję, że tak pozostanie. Wszak bardzo nie lubię, kiedy muszę sprzątać jakikolwiek bałagan (emocjonalny również 😛 )

po tylu latach?

Wierzyć mi się nie chce! Po 6 latach facetowi się przypomniało! Nastąpił raptem jakiś przypływ uczuć i mu się PRZYPOMNIAŁO! I jak on mnie bardzo przeprasza i jak on żałuje.
Czego?
Tego, że mnie w jajko wielkanocne zrobił.
Ile ja miałam lat 6 lat temu…???
Ojej! Niewiele 😛
O czym ja wtedy myślałam? Jakie miałam marzenia?
Pstro w głowie miałam. A teraz niewiele lepiej 😛 Jednak dwa dni po nim przepłakałam w poduszkę… a raczej w chusteczki, bo poduszek nie używam. Co na pewno… to troszkę mi się priorytety pozmieniały. Ech.

Tak więc ŻAŁUJE.
Rozkosznie.
-Ja wiem, co wtedy zrobiłem. Ja cię przepraszam, ale ja przez te lata myślałem o tobie.
-Przeprosin to ja od ciebie wcale nie oczekuję. Ja w ogóle niczego nie oczekuję. A poza tym ty się przeprowadziłeś bardzo daleko stąd.
-Ja do ciebie przyjadę. Podaj mi tylko adres i ja u ciebie będę.
-Przejedziesz 300 km, żeby ze mną POROZMAWIAĆ? Absurd.
-Nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest możliwe. Przyjadę, tylko podaj mi adres.
-Oczywiście, że wszystko jest możliwe. Nawet niemożliwy kontakt z tobą stał się możliwy. A mieszkam tam, gdzie mieszkałam. Adres bez zmian.
-Ale ja przecież nigdy nie byłem u ciebie. Nie znam twojego adresu. Musisz mi podać adres i będę.
Uuuuu… FATALNIE. Nie zna adresu.
-Użyj wyobraźni 😛

P.S. Jakby ktoś nie zauważył, to Chomikowa, aby nie odstawać od reszty, pojawiła się na fejsie… 😛
Tak delikatnie daję coś do zrozumienia 😉

https://www.facebook.com/pages/Niecodzienne-notatki-blog/670020469743849