Każdemu człowiekowi choć raz w życiu zdarzyło się chorować i to na tyle poważnie, że nasz pierwszy (ostatni) kontakt czyli lekarz rodzinny ręce nad leczeniem rozkładał i wypisywał skierowanie do szpitala. Brrr. Jak to brzmi… Już na sam dźwięk słowa „szpital” człowiek dostaje mdłości i czuje, że jednak może ozdrowieć SAM lub choćby dzięki modlitwom skierowanym do sił wyższych… Do szpitala jednak chcąc nie chcąc trafiamy… I na kogo my tam trafiamy…
Kilka miesięcy temu, kiedy dochodziłam do siebie po wypadku w łóżku szpitalnym w oddziale chirurgii urazowej, salę dzieliłam z trzema innymi kobietami. Każda miała poobijaną twarz i siniaki prawie na całym ciele. I każda z nich „spadła ze schodów”. Ciekawe zjawisko to „spadanie ze schodów”. Najciekawsze jest to, że te schody podstępnie atakują łuki brwiowe i górną wargę… Cholera jasna… muszę uważać na te moje drewniane schody, które prowadzą do mojego mieszkanka, bo mogą zaatakować, kiedy najmniej się będę tego spodziewać! Dwie z tych kobiet wyglądały mi na takie, które przygody z podstępnymi schodami miały nie po raz pierwszy. Ale może się mylę… Nieistotne.
Na korytarzu szpitalnym leżał pacjent. Nazwijmy go Świrem- Wędrowniczkiem. W ciągu dnia cały czas spał a jego życie rozpoczynało się o godzinie 22.00. Pierwszej nocy, kiedy cała obolała leżałam na mojej 4-osobowej sali sama, Świr postanowił zaznaczyć swoją obecność. Krzyczał, że chce jechać do mamy i taty; że zrobi wszystkim krzywdę a potem sobie; że wyskoczy przez okno; przeraźliwym krzykiem błagał o wyjście na spacer i co najlepsze: biegał po korytarzu. Oczywiście pracownikom szpitala przysługuje takie prawo jak zastosowanie „przymusu bezpośredniego” stosowanego wobec agresywnego pacjenta, ale ogólnie wiadomo, że tego typu procedury są stosowane bardzo rzadko. Bo często ordynator musi się później tłumaczyć rodzinie pacjenta i dyrekcji, czemu pacjent został przywiązany do łóżka. Czemu? Bo zagraża sobie i innym! Pielęgniarkom szczerze współczułam całej sytuacji, bo nie były w stanie tego człowieka opanować. Kiedy przyniosły pasy do przypięcia Świra do łóżka, ten zaczynał płakać i błagać o zaprzestanie wszelkich działań zmierzających do ograniczenia jego ruchów (ruchów, jak ruchów, ale jak dla mnie tego pana należałoby zakneblować…). Uspokajał się na 15 minut, po czym znów rozpoczynał spacery po korytarzu. I gdzie w końcu zawędrował Wędrowniczek? Oczywiście, że do Chomikowej. 10 sal do wyboru, ale oczywiści o 3 w nocy postanowił wejść do nikogo innego jak do mnie. Nawet się nie zdziwiłam, bo tylko czekałam aż do mnie przyjdzie. Pokrzyczał mi nad łóżkiem, potrącał po ręku z kroplówką i… wyłożył się na posadzkę jak długi. Chwila ciszy… Może stracił w końcu przytomność i będzie trochę spokoju…? Tylko czemu akurat na MOJEJ sali…? Niestety sam się ocknął i próbował podnieść z podłogi. Zanim przybiegły pielęgniarki, zdążył przewrócić taboret i mój stojak na kroplówkę. Jak się tłumaczył? „Bo ja chciałem tylko pooglądać telewizję!” Ach! Czyli pewnie po prostu szukał pilota…
Na szczęście nad ranem uciekł ze szpitala. Ku uciesze całego personelu i pacjentów.
Teraz też chwilę Chomikowa w szpitalu. Naprawdę chwilkę. Zacisnę zęby i dam radę. I już prawie zapomniałam przygodach ze Świrem- Wędrowniczkiem w poprzednim szpitalu, ale całe wydarzenie przypomniało mi się podczas dzielenia sali ze starszą pacjentką. Uwielbiam starsze panie. Już wiem, że buzia im się nie będzie zamykać. Szpital traktują jak hotelik, w którym w końcu można kimś porozmawiać. Wyrozumiała jestem i gotowa spełniać rolę wolnego słuchacza… Zanim odezwała się do mnie po raz pierwszy, wyjęła… różaniec. Westchnęłam sobie cichutko, zacisnęłam zęby, wysłuchałam wszystkich „zdrowasiek” i położyłam się z książką w łóżku. Błoga chwila nie trwała długo, bo ciszę przerwała pieśń „Barka”.
Oj nie, nie… ja do solóweczki nie dołączę. Nie ma takiej możliwości. Szpitalnego chóru na tej sali NIE BĘDZIE. Przykro mi. Książkę odłożyłam, bo to nie ma sensu. Może chociaż w takim razie przyszedł do mnie jakiś mail…? Biorę telefon do ręki i dłoń na komórce zaciska mi się coraz mocniej, bo z cichego nucenia zaczął mi się robić mały koncert. Ma kobieta szczęście, że akurat miałam w miarę dobry dzień i procent cierpliwości oraz wyrozumiałości w stosunku do ludzi starszych, wskazywał poziom najwyższy z możliwych. Maili brak. Matko, co ja mam ze sobą zrobić…?
-Ależ pani jest wyrozumiała! Ja panią przepraszam, że tak sobie pośpiewuję, ale tak się denerwuję przed zabiegiem, że nie wiem co mam zrobić ze sobą. Nie gniewa się pani?- nagle z zamyślenia wyrywa mnie Piosenkarka.
-Jeśli to panią uspokaja, to niech sobie pani troszkę pośpiewa. Ja rozumiem. Mnie nic tu robić nie będą, więc jestem spokojna a pani może niech poprosi o jakąś tabletkę na sen?- tak delikatne daję do zrozumienia, żeby coś łyknęła, bo czuję, że noc będę miała z głowy…
-Dziecinko, ja usnę, bo bardzo jestem senna, ale jeszcze to troszkę potrwa.
I tak wdaje się ze mną w rozmowę. Opowiada o cudownym kremie przeciwzmarszczkowym, który dostała od syna, o całej swojej rodzinie i słodko się przy tym wszystkim zaśmiewa. Nawet zaczynam ją lubić, bo jakiś optymizm od tej kobiety bije. Po kilku minutach rozmowy Piosenkarka czuje się w moim towarzystwie na tyle swobodnie, że podchodzi do mnie do łóżka, łapie mnie za rękę i komunikuje, że mi… zaśpiewa. Piosenkę specjalnie dla mnie.
Sztywnieję.
Chomikowa, opanuj się. Zachowaj powagę. Skup się i po prostu wysłuchaj tego. Tylko nie próbuj wybuchać śmiechem, bo będziesz się w piekle smażyć.
Cała się w środku duszę ze śmiechu. Tak mocno pohamowuję wybuch śmiechu, że łzy napływają mi do oczu… Pięknie. Po prostu pięknie. A mogłaś, Chomikowa aktorką zostać… Nie jestem w stanie tego ogarnąć i łzy spływają mi po policzkach…
-Ależ pani jest wrażliwa! Cudowna z pani istota! Anioł!
Cóż Chomikowa… są czasem takie kłamstwa, które ratują wiele spraw. Czasem nawet i życie…
-A bo widzi pani… mnie nikt jeszcze nigdy niczego nie śpiewał i to dlatego!
W sumie dużo jej nie okłamałam… Ale ten jej uśmiech na twarzy! Przecież zacisnę zęby i dam radę, to tylko kilka godzin. Ja ją rozumiem.
Ja zawsze wszystko rozumiem.
I ja się dziwię, że przyciągam dziwnych facetów? Ja po prostu generalnie przyciągam dziwnych ludzi.
Emocje z Chomikową gwarantowane.