nie mam partnera- mam spokojną głowę

źródło: Twój Styl
źródło: Twój Styl

Jestem sama (celowo nie używam nowoczesnego określenia „singielka”) już jakoś ponad rok. Dla niektórych to prawie że nieskończoność a dla innych mrugnięcie powieki. Przez pierwsze tygodnie mojej samotności oczywiście „leczyłam się” z nieudanego związku. Dałam sobie czas na wytchnienie, po czym nawet zaczęłam próbować znaleźć sobie jakiegoś idealnego partnera (niektórzy pamiętają moje przygody z randkami internetowymi 😛 ), co skończyło się tylko zszarganymi nerwami i ogólnym zniechęceniem do kontaktów wszelakich 😛
Moja N. od czasu do czasu próbowała mi przypominać, że związek dwojga ludzi jest bardzo ważny i że może „do cholery w końcu zaczęłabyś coś robić z tą swoją samotnością”, i że przecież „nie jest powiedziane że znów trafisz… na kogo trafiałaś”. Faktycznie… przecież nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej 😛 Przecież dopiero jeden facet próbował podnosić na mnie rękę, więc nie jest powiedziane, ze jakiś następny po prostu tego nie zrobi 😉 Swoją drogą aż dziw bierze, że ja po tym wszystkim wchodziłam w kolejne związki 😛
Przy okazji naszych spotkań, w których N. z nadzieją oczekiwała jakiś pozytywnych wieści z Chomikowego frontu, wymieniałyśmy się newsami z życia naszych znajomych i naszych osobistych również 😉 I tak w wielkim skrócie któraś z naszych koleżanek zwątpiła w swój związek po tym, jak jej mąż w prezencie urodzinowym zakupił jej żelazko; inny mąż od dwóch lat nie kupił swojej żonie choćby na Dzień Kobiet kwiatka; jeszcze inny od roku nie powiedział swojej żonie, że ładnie wygląda (a dziewczyna jest po dwóch porodach, wygląda pięknie i naprawdę potrzebuje miłego słowa…) i tak mogłabym wymieniać i wymieniać… Później N. mi mówi, że jej mąż wolał uśpić ich ukochane zwierzątko, niż je leczyć, bo generalnie szkoda na to czasu i pieniędzy (N. się uparła, że będą je leczyć i już miesiąc stworzonko chodzi zdrowe po mieszkaniu 🙂 ). Ja zamyślona i zesztywniała na myśl o tym jak ja bym się czuła w powyższych sytuacjach powiedziałam Mojej N, że m.in.właśnie dlatego wolę być sama. Nie chcę już żadnych ROZCZAROWAŃ w moim życiu. Pamiętam, że będąc z jakimkolwiek facetem w związku, po jakimś czasie przestawałam mieć jakikolwiek oczekiwania, tylko po to, żeby nie zwariować 😛 Bo jeśli na urodziny otrzymuję tulipana, który szklanki z wodą nie widział ponad 24 h oraz informację, że prezent niestety był tak nieporęczny, że muszę sobie sama po niego przyjechać, to chyba mogę być rozczarowana…? I chyba mogę być rozczarowana, kiedy proszę faceta, który akurat ma 2 tygodnie wolnego, żeby zrobił coś na obiad, kiedy wrócę do domu po 12 godzinach pracy a w czajniku nie ma nawet wody…? No i chyba mogę oczekiwać od faceta, z którym plączę się już rok, żeby mi powiedział w końcu czy cokolwiek do mnie czuje, PRAWDA? No i oczywiście mogę czuć rozczarowanie i złość, kiedy facet mi mówi, że zamiast dwóch wspólnych tygodni urlopu, on na jeden tydzień wyjedzie ze znajomymi nad jezioro, czyż nie? Ach! Nie wspominając o kompletnym zaskoczeniu i rozgoryczeniu, kiedy facet mi oznajmia, że idzie ze znajomymi do klubu GO GO…….. MAM PRAWO, tak?
Ja już nawet nie chcę myśleć o tych wszystkich przykrościach, które jeszcze mogą mnie spotkać. Nie chcę myśleć o tym, jakbym się czuła, gdyby mi mój ukochany zakomunikował 3 tygodnie po porodzie, że tak przytyłam, że właśnie zakupił mi w prezencie z okazji narodzin pierworodnego… BIEŻNIĘ (autentyk!) Ba! Ja nawet nie chcę myśleć o tym, jakbym się poczuła, gdyby nie daj Boże mój mąż powiedział mi, że przerasta go wychowanie chorującego dziecka i odchodzi.
Nie chcę czuć się niepewnie. Nie chcę być w związku czujna jak płochliwa sarna, która nadstawia uszy i tylko czeka aż wydarzy się coś złego 😛 Naprawdę nie chcę wydmuchiwać w chusteczki łez rozczarowania i złości. I nie chcę już zapijać winem kolejnego rozstania 😛 Moja wątroba może już tego nie wytrzymać. Nie chcę być w związku po prostu samotna. Bo w sumie zawsze byłam. I tak zawsze musiałam liczyć tylko na siebie lub na moich najbliższych. Miałam swoje problemy na głowie i jego. Miałam swoje mieszkania do sprzątania i jego. Miałam swoje marzenia na wspólny urlop i jego, który trzeba było zrealizować. Miałam nadzieję na jakąś pomoc i wsparcie a otrzymywałam radę w stylu „Ja ci radzę- rób jak uważasz” 😛

Wiecie dlaczego tak świetnie się czułam przy facecie „z innej bajki” o którym wspominałam tutaj: http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2014/08/08/spotkanie-dwoch-swiatow  ? Już pomijam fakt, że potrafił sprawić, aby wieczór stał się wyjątkowy i gadkę również miał opanowaną do perfekcji 😉 ale ja podczas tych kilku godzin, które spędziliśmy na randce,  nie musiałam się o nic martwić. Nie bałam się, że stolik nie będzie zarezerwowany. Nie martwiłam się, że może mu zabraknąć raptem pieniędzy i nie myślałam o tym, że nie będzie wiedział za 2 godziny gdzie mnie zabrać. NIE MYŚLAŁAM O NICZYM. Chociaż od czasu do czasu nie musieć myśleć za dwoje… Szkoda, że facet miał inną wadę 😛
Tracę wiarę, że poznam człowieka, przy którym będę się czuć komfortowo, przy którym budowanie związku NIE będzie zależało tylko od takiej biednej Chomikowej. Moje myślenie zaczęło się ograniczać tylko do tego, że facet może się przydać tylko w łóżku (choć przy współczesnych wibratorach też niekoniecznie 😛 ) lub jego portfel (jeśli oczywiście ma pracę 😛 ). Czy ktoś mnie wyprowadzi z błędu?

Moja N. mi ostatnio powiedziała, że zaczęła mnie rozumieć. Bo jak pojawiają się prawdziwe problemy, to kobieta i tak zostaje z nimi sama.
Zmotywowała mnie do szukania męża. Zadzieram kiecę i lecę.
Tylko… że ja naprawdę chciałabym mieć rodzinę…
Szlag by to.