Nie pisałam? Nie prosiłam? Nie denerwowałam się? Nie ostrzegałam? OSTRZEGAŁAM przecież. I wczoraj właśnie zostałam doprowadzona do OSTATECZNOŚCI. Szlag mnie trafił najjaśniejszy. Klawiaturą pieprznęłam o biurko, rzuciłam całą piękną wiązankę słów powszechnie uważanych za obraźliwe i poszłam umyć podłogę. Tę samą, którą myłam już przedwczoraj. Musiałam się uspokoić i odreagować. Oczywiście po drodze opróżniłam lodówkę 😛 Na szczęście miałam tam tylko galaretkę i jakieś dwa zagubione plasterki wędliny 😛 Od niedawna zaczęłam dostawać maile od jakiegoś mężczyzny. Chyba próbował „zagadać” lub nawet „poderwać” autorkę tego bloga, ale szło mu to wyjątkowo nieudolnie. Ilość maili była całkiem spora i nie nadążałam nawet z odpisaniem na każdego z nich. Oczywiście ów mężczyzna (nazwijmy go Panem Nieudolnym, bo nie dość, że podryw mu nie wychodził, to jeszcze dał się złapać) nie wspomniał nic o narzeczonej, żonie czy choćby dziewczynie. Mail od żony w takim razie odrobinkę mnie zaskoczył. Ale tylko odrobinkę. W tym roku to już standard, że piszą do mnie maile kobiety doszłe, niedoszłe, zaszłe, przeszłe czy obecne facetów, z którymi mam jakoś tam do czynienia. Dzień jak co dzień. Bez sensu. Taka gra jest kompletnie niewarta świeczki. KOMPLETNIE. Bo ja nie mam w ogóle nic a nic na swoim sumieniu. Sumienie leciusie bez żadnego bagażu. Uznałam, więc w swojej furii, że jak już mam zbierać od tych wszystkich kobiet, to chociaż muszę mieć za co. A i przy okazji może coś będę z tego mieć. Trudno. Jeśli ten świat nie wygląda tak, jak wpajała mi przez lata mojego dzieciństwa własna Rodzicielka, to ja muszę się nauczyć funkcjonować w tym cholernym świecie, takim jakim jest. Najwyższa pora. Voilà, nowa ja. Poznałam faceta. Podobał mi się od dłuższego czasu. Zdziwieni, prawda? No podobał, podobał! Całkiem inteligentny, wysoki, w miarę dowcipny, z pracą. Ha! Chyba nawet jakieś auto ma! Czego chcieć więcej? Normalnie BIORĘ. Tylko że z tego co wiem, to ma żonę czy kogoś tam………. Nihil novi. Jutro idziemy na randkę. To kiedy mi powie o małżonce? Jutro? Chyba nie… Na drugiej randce? Powątpiewam… Może wtedy, kiedy wylądujemy w łóżku…? Wtedy to byłoby mu głupio… Jakby do tego seks był całkiem niezły, to dopiero byłoby wstyd się przyznać… Hmmm. Nie wiem, no nie wiem. To kiedy? Kto da więcej? No KTO?
Szlag by to WSZYSTKO.
Ferrero- Rocher zeżarłam i nie mam już czym ukoić moich nerwów.
Ogarnęła mnie dzisiaj lekka frustracja. Może nawet nie tyle frustracja, co zwątpienie i zgłupienie. Ludzkie skąpstwo i brak współczucia dla znajomego człowieka czasem przybiera jakieś monstrualne rozmiary… 🙁
Rodzicielka przyjaźni się od jakiś 20 lat ze znajomą z pierwszej pracy. Obie były laborantkami stomatologicznymi. Rodzicielka zmieniła pracę, ale kontakt się utrzymał. Może nie była to nigdy jakaś niezmiernie głęboka przyjaźń, ale dbają o to, żeby kontakt ze sobą utrzymać.
Jakieś 3 lata temu w życie mojej 45- letniej Przyszywanej Ciotki wtargnął porządny tajfun. Kobitka właśnie wzięła ślub, za kilka miesięcy miała się pojawić na świecie wnuczka a sielankę zakłócił wylew krwi do mózgu. Zamknięta nowoczesnym zamkiem, którego nie otworzy się od zewnątrz, prawie 7 godzin zablokowana przez własne ciało, czekała aż ślusarz otworzy magiczny sezam i wpuści do komnaty lekarzy z pogotowia ratunkowego. Nie wszyscy się orientują, że przy wylewie najważniejsze są pierwsze minuty. Jeśli w ciągu bodajże 45 minut pacjentowi zostaną podane odpowiednie leki, są bardzo duże szanse, że wróci do zdrowia. 45 minut…. 45 minut. Tik, tak, tik, tak…. Tik, tak… Po tym czasie dopiero zapukała do jej drzwi koleżanka, z którą Przyszywana Ciotka miała omówić szczegóły imprezy z okazji nadchodzących narodzin wnuczki.
Kobitka ma sparaliżowaną połowę ciała. Mówi, nawet kojarzy sporo informacji, ale nie chodzi. Jej nogami jest wózek inwalidzki a całym światem 2-pokojowe mieszkanie. Jeszcze przez pierwsze pół roku miała wolę walki, ale już jej nie ma. Gdzieś kiedyś wyszeptała Rodzicielce, że gdyby miała w pełni sprawną choć jedną rękę, to użyłaby jej do odebrania sobie życia. Wiem, rozumiem. Ja też nie chciałabym drugiej połowy mojego życia spędzić na wózku inwalidzkim. Wylew odebrał jej całą kobiecość i jakąkolwiek rolę w społeczeństwie.
-Wiesz, Chomiczku Mój-zagadnęła do mnie niedawno- ja już nie jestem ani kobietą, ani matką, ani babcią, ani żoną. Jestem już tylko rośliną.
-Wiesz, Ciotka… Pierd*** bzdury! Tyle ci powiem.
Bo co miałam powiedzieć? Że ma rację? Zapłakać nad nią? Odebrać resztki człowieczeństwa?
Jedyne, co mogłam dla niej zrobić, to załatwić najlepszą rehabilitację w województwie. 6 tygodni leczenia i pomocy psychologicznej, które nie przyniosły najlepszych rezultatów. Później inna rehabilitacja i coraz większe załamanie.
Kilka miesięcy temu pojawił się jakiś prywatny rehabilitant. Podobno po ćwiczeniach z tym człowiekiem zaczyna się coś dziać z jej ciałem. Jakby próbował odzyskiwać nadzieję. A w Przyszywaną Ciotkę tchnął odrobinę życia.
Tylko że jedna wizyta rehabilitanta to koszt 100 zł.
Przecież to nieosiągalne.
W moją Rodzicielkę jakby coś strzeliło. Kobieta nie należy do kobiet energicznych, pełnych życia a już na pewno nie jest z tych kobiet, które litują się nad innymi. Jej życiową dewizą jest zaciskanie pośladków i robienie, co w jej mocy, aby ukochana i jedyna córka miała w życiu lepiej, niż ona sama. Tak, tak-o mnie mowa 😛 Moje zdziwienie było więc niemałe, kiedy Rodzicielka oznajmiła mi, że najbliższe dni po pracy będzie jeździła po wszystkich gabinetach stomatologicznych w mieście, z którymi miała kiedykolwiek do czynienia i będzie żebrać pieniądze od lekarzy, którzy pracowali z Przyszywaną Ciotką na jej leczenie.
I jeździła. Dzień w dzień po pracy wsiadała w tramwaj i jechała do kolejnej przychodni stomatologicznej żebrać pieniądze dla znajomej, z którą przecież większość tych ludzi pracowała. Dawno nie widziałam jej takiej zawziętej. Wiedziałam, że nie ustąpi, póki nie zrealizuje celu. Tę cechę charakteru mam właśnie po mamusi 😉
I wiecie co…? To wcale nie jest taka prosta sprawa. Na szczęście wiary w ludzkość jeszcze z Rodzicielką nie straciłyśmy 🙂 bo większa część lekarzy nie zawiodła. Jest kasa na jakiś miesiąc leczenia. Jednak prawie połowa z tych lekarzy, którzy jeżdżą na wakacje do Tajlandii a ferie zimowe spędzają we włoskich Alpach tudzież na Kubie, nie była w stanie wysupłać ze swojego wypchanego portfela choćby 100 zł. Złota rada jednej z lekarek, która brzmiała „Jak tak chcesz jej pomóc, to załóż fundację” doprowadziła Rodzicielkę do furii a mnie osłabiła…
Coś tu jest chyba NIE TAK?
Taki głupiutki Chomiczek jeszcze jest w stanie zrozumieć tą nagłą „biedę”, gdyby Rodzicielka zbierała pieniądze dla kogoś obcego. Ale oni wszyscy znają Przyszywaną Ciotkę. Pracowali z nią krócej lub dłużej. Byli na niejednej imprezie i niejeden wspólny posiłek spożywali między rwaniem zęba a leczeniem kanałowym 😛 O co więc chodzi? Czy tak się boją o własną kieszeń w obliczu nadchodzących Ruskich? Czy może boją się, że zabraknie im tych 100 zł do 3.500 polskich złotych na miesięczną ratę za nowy samochód…? Może ktoś tu jest mądrzejszy ode mnie i jakoś oświeci mnie złotą myślą. Hm?
Ulało mi się. Musiałam złość i żal wylać tutaj. Aż się ciśnie na klawiaturę, żeby napisać, że wszystko, co dzisiaj we mnie tkwi, wylałam niestety Moi Kochani na Was…. Mam nadzieję, ze zostanie mi to wybaczone 😉 Obiecuję, że bałagan rodem ze speluny na Dzikim Zachodzie niebawem posprzątam 😉
Kilka dni temu Rodzicielka ni stąd ni zowąd oznajmiła mi, że wymienia meble kuchenne oraz lodówkę. Mało co z krzesła nie spadłam. Bo JAK TO???? Ja te meble znam od urodzenia! One już się pięknie wkomponowały w wyremontowaną kilka lat temu kuchnię. Kuchnię! Ba! Ona wbiła mi się gdzieś bardzo głęboko w moją psyche! Po co to?! I tyle pieniędzy! I ta lodówka przecież była kupiona dopiero 7 lat temu! Nie czuję tego, nie czuję…
Ale jak Rodzicielka decyzję podjęła, to podjęła. Może nawet mnie troszkę zmotywowała mówiąc, że „starą” lodówkę dostanę w spadku, więc mojego radzieckiego rzęcha (co jak co, ale chodzi bez usterki już prawie 30 lat! ) będę mogła się w końcu pozbyć. Chociaż światło będzie stałym elementem wyposażenia lodówki 😉
Postanowiłyśmy, że nie będziemy wspierać tych ogromnych salonów meblowych typu agata, czy inne imiona żeńskie, tylko postawimy na małe przedsiębiorstwa produkcyjne działające w naszym mniejszym mieście (mieszkam na granicy dwóch miast- w mniejszym mam domek, pocztę i Urząd Miasta a w tym dużym całą resztę mojego życia). Wujek google pomógł mi znaleźć w mojej miejscowości 5 przedsiębiorstw, które wykonują meble pod wymiar. Adresy zapisałam, zdjęcia Rodzicielce pokazałam, dzień na poszukiwania zaplanowałam. Ruszyłyśmy a ja zapomniałam jak to jest robić z mamusią zakupy. JAKIEKOLWIEK.
-Mamo, ja w ogóle nie czuję tych mebli… ja nawet nie wiem czego my będziemy szukać. NIC.
-Wiem, dziecko, że nie czujesz, bo one mają 30 lat i wyryły się w twojej psychice. Ja też tego nie czuję, ale najwyższa pora je wymienić. – zdecydowanie i ostatecznie stwierdziła Rodzicielka.
Docieramy do pierwszego hmmm… sklepu (???) W całym pomieszczeniu wystawiona jest tylko jedna „kuchnia”. Za ogromnym biurkiem siedzi lalunia-cwaniara. Widzę, że Rodzicielce coś już nie odpowiada, ale stara się zachować twarz. Ja się plączę i szukam jakiś próbek płyt, z których mają powstać meble. Nie widzę… Rodzicielka pyta się o możliwość zamówienia mebli pod wymiar.
-No można.- odpowiada rezolutnie lalunia.
Już widzę, że w mamusię piorun strzelił.
-A może by mi pani powiedziała coś więcej? Gdzie znajdę jakieś przykłady państwa projektów? Bo tutaj widzę tylko jeden.
-Resztę może pani zobaczyć na stronie internetowej.
-Ale to jak? Wcześniej nie będę mogła tych materiałów zobaczyć „na żywo’? Dotknąć?
-No nie. Wszystko jest na stronie internetowej.
Ja jeszcze jakoś to przełykam, ale Rodzicielka jest oburzona.
-Wychodzimy, dziecko.
Oczywiście…
Jedziemy kilka kilometrów pod drugi adres, gdzie… stoi stary drewniak. Na pewno nie z meblami jakimikolwiek. Świetnie. Po drodze próbuję dowiedzieć się od Rodzicielki jaką ma wizję tej jej kuchni, bo nie wiemy czego szukamy a biorąc pod uwagę jej wrodzony talent do tworzenia nieosiągalnych wymagań wolę mieć swoje stanowisko w sprawie.
-Chomiczku, mają być takie szafki jakie były do tej pory, tylko niech to będzie nowe i bardziej eleganckie.
-Ale jak to takie same? Przecież ty masz w kuchni 15 szafek! I te 15 ma być w dalszym ciągu? A co z materiałem? Też takie coś przypominające drewno???
-Tak.
-No chyba żartujesz? Teraz takich mebli się nie robi! Teraz szafek ma być mniej a są szersze. Po głowie plącze mi się tego typu wizja:
ale ewidentnie widzę, że Rodzicielka ma zupełnie inne plany. – Wszystko w kuchni ma być jakby „spłaszczone” a ty chcesz sobie machnąć znów meble à la stary Gierek???? Powinno być MNIEJ szafek i jakieś szuflady.
-Nie chcę żadnych szuflad! Ma być jedna mała szuflada na sztućce.
Szlag mnie trafia.
-Kobieto! To po co ty chcesz w ogóle te szafki zmieniać? Chcesz wydać grube tysiące na coś, co będzie przypominać epokę Gierka?!
-Ale ciotka ma całkiem ładną kuchnię a nie jest z epoki Gierka. Taką mogłabym mieć.
-Ciotka robiła remont kuchni prawie 20 lat temu! Kobieto! Idź ty wreszcie do przodu! Tobie nic nie pasuje z tego, co nas otacza w teraźniejszości! Zacznij żyć w tych czasach!
-Bo wszystko, co jest teraz modne, to było w tych czasach, kiedy NIC nie było! A ja nie chcę o tych czasach pamiętać! Nie chcę mebli z połyskiem, bo tylko takie rzeczy były 30 lat temu! Taka tandeta! NIE CHCĘ!
I się nadęła.
Dobra, rozumiem, że nie chce mebli z połyskiem. Okej. Ale niech to nie będzie znów 15 szafeczek! Niech będzie chociaż jedna szafka z szufladami. Niech zamykania tych szafek będą do góry a nie na boki. No trochę nowoczesności!
NIE.
Jedziemy do kolejnego sklepu, ale ja nie wiem jak to będzie, bo się tylko pokłócimy. Kolejny sklep jest… zamknięty.
Wisi kartka z numerem telefonu. Dzwonię. Nikt nie odbiera.
Noż cholera jasna! Ja się nie dziwię, że te wszystkie małe prywatne przedsiębiorstwa padają, skoro one sobie żyją jak chcą! Jak klient nie może niczego zobaczyć, to mają zamknięte! Jestem wściekła. Matka dalej nadęta.
Sklep nr 3. Domek jednorodzinny. Już to widzę….
Dzwonię do furtki.
-Przepraszam bardzo! Ja w sprawie mebli kuchennych. Dobrze trafiłam?
-Tak, oczywiście!- odpowiada mi z balkonu blondyna.
-A czy państwo mają jakąś ekspozycję?
-Nie, nie mamy, ale proszę poczekać 10 minut. Mąż zaraz przyjdzie.
-Mąż przyjedzie! To są jakieś KPINY- słyszę w tyle Rodzicielkę.
-A przepraszam panią bardzo! Mąż przyjedzie i co? POROZMAWIA ze mną o meblach????-pytam już z ironią, bo szlag mnie trafia najjaśniejszy.
-No tak- porozmawia z paniami.
Wierzyć mi się nie chce! I ludzie naprawdę tak kupują meble??? Oglądając zdjęcia i ROZMAWIAJĄC??? Gdzie ja do cholery mieszkam?! To już nawet nie jest małe miasto, tylko WIOCHA! Trzaskam dupą, trzaskam drzwiami od Pędzidła i ruszam z piskiem opon.
Ponawiam pytanie Rodzicielce odnośnie jej wizji mebli. Przekonuję, że nie chcę, żeby wydała tysiące złotych na coś, co będzie parodią nowych mebli.
-Zrozum, że ja nie potrzebuję więcej szuflad! Ja muszę mieć więcej szafek, żeby mi się wszystko pomieściło!
-Przecież powierzchnia szafek będzie taka sama! Tylko zrób te szafki szersze i niech będą z czegoś gładkiego!
-Nie chcę szerszych! Chcę taką samą liczbę szafek!
-To Ty chcesz mieć meble à la nowoczesna 70-tka! A tobie do 70-tki brakuje jeszcze 20 lat! Młoda jesteś, więc żyj jak młoda! Rodzice M. tak pięknie sobie wyremontowali kuchnię a to ludzie, którym słoma z butów wystaje! Zacofani! A ty co?! Taka „nowoczesna” z nowoczesnymi poglądami walniesz sobie kuchnię à la 70-tka! ZLITUJ SIĘ! Wstyd mi!
Oczywiście milczy.
Muszę jeszcze podjechać do PZU. Jadę tymi małymi uliczkami i nerwowo zmieniam biegi. Nawet wycieraczki wyczuły napięta atmosferę i poruszają się zbyt ekspresyjnie.
Leje. W prognozie pogody wspominali coś o lekkich opadach a lekkie to ja mam na razie nerwy.
Matkę zostawiam w Pędzidle i dobiegam do PZU… Zamknięte. Przez oszklone drzwi widzę tylko panią na mopie. Patrzę na godziny otwarcia 8-16.00. No i wpadłam w furię.
Widzę z daleka Rodzicielkę z papierosem oczywiście w ustach, która jest mocno zaskoczona tak szybkim „załatwienem sprawy” w PZU.
-Kur***mać! Gdzie ja mieszkam?! Żeby PZU było otwarte do godziny 16?! Takie rzeczy tylko w tej pieprzonej wsi! Tu jest wszystko pozamykane! Ja się nie dziwię, że to miasto przestało się rozwijać 30 lat temu, skoro tu sobie ludzie pracują jak chcą! Ja pierd***!
-Dziecko, pan na ciebie patrzy a ty tak krzyczysz.
-A ja pierd*** czy pan patrzy czy NIE! Tu NIC nie można załatwić! PZU do 16??? Gdzie PZU jest otwarte do 16?!!! Gdzie jakakolwiek firma ubezpieczeniowa czy bankowa ma otwarte w dzień powszedni do 16?!
-Chomiczku, taka elegancka dzisiaj jesteś a tak krzyczysz i ten pan na ciebie z przerażeniem patrzy.
Doskonale zdaj sobie sprawę z tego jak wyglądam- włos rozwiany, furia w oczach, nerwowy krok w obcasach i powiewający w wirze powietrza rozpięty żakiet. Gdyby nie ubranie to pacjentka oddziału psychiatrycznego 😛
-Jestem elegancka, bo na pogrzebie dzisiaj byłam! A pan niech sobie patrzy! Tutaj nawet ludzi na ulicach nie ma, to niech patrzy! Dziura pieprzona! Dawaj kolejny adres!
-Sieradzka, ale może się uspokój…
-Nie! Nie uspokoję się!
Po 15 minutach docieramy do sklepu nr 4.
Na wystawie widać ładne mebelki nawet z dużą ilością szafek, ale z połyskiem… Wszystko ładnie się komponuje. Dostrzegam próbki płyt. Podoba mi się, tylko Rodzicielka coś się podejrzanie miota. Widzę, że szlag ją trafia na te błyszczące płyty.
-Mamo, przestań szaleć! To są bardzo ładne meble i nie są takie szerokie. Może pan będzie coś miał w macie i się uda coś kupić.
-Chcę, żeby były podobne do tych, co mam TERAZ.
Nie wierzę.
Zaczynam podnosić na nią głos w tym cholernym sklepie, bo jak nie zrobię jej obciachu przy ludziach, to się nie ogarnie.
-Nie będziesz miała mebli jak 70-latka! To są BARDZO ŁADNE meble! W sam raz na nasz KOMPROMIS! Zmień myślenie!
-Dziecko… przychyl się odrobinę do mnie (mam obcasy, więc mamusia sięga mi w tej sytuacji do ramiom 😛 ) i coś ci powiem.
Nachylam się i słyszę moją słodką Rodzicielkę:
-Jak nie przestaniesz na mnie krzyczeć, to ci przypier***
Wiem, że to możliwe, więc się odsuwam 😛 Co prawda ostatni raz dostałam od niej w tyłek jak miałam 5 lat i rzuciłam się w nerwach na podłogę, bo bardzo chciałam wyjść o godzinie 22.00 na dwór, ale tenisówka w kwiatki z gracją lądującego na moim tyłku pamiętam po dzień dzisiejszy 😛
Rodzicielka w nerwach wyjmuje papierosa i zapala razem z właścicielem. Pan coś jej tłumaczy, coś pokazuje, ja pokazuję jej próbki płyt, które ona sama chce, po czym Rodzicielka… wybiera gładkie meble z POŁYSKIEM!
Boże Mój…
W drodze do domku chwalę mamę za mądry wybór i cieszę się, że kuchnia będzie nowoczesna, ale też odrobinę taka, jak sobie życzyła Rodzicielka. Wspaniały kompromis. Szkoda tylko, że okupiony takimi nerwami 😛
-Dziecko, po co te nerwy… Przecież ja bym nigdy nie kupiła mebli à la 70-tka…
This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish.AcceptRead More
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.