spotkanie-randka ze Smutnym Panem

źródło... skądś ;)
źródło… skądś 😉

Minęło już troszkę więcej czasu, niż troszkę, odkąd pojawiłam się na portalu randkowym i na ten moment mogę napisać, że moje doświadczenia są… przewidywalne i na pewno dość CIEKAWE 😛 A poza tym, skoro o nich wspominam tutaj na blogu 😉 to musiały szarpnąć moim światopoglądem i spokojem psychicznym 😉 Wiadomości nadal oscylują pomiędzy tymi, w których muszę stawać na wyżyny moich umiejętności prowadzenia dialogu a tymi, które kończą się propozycją mniej lub bardziej bezpośrednią „niegrzecznych zabaw” (!!!). Pamiętacie rozmowę z facetem, który po spotkaniu napisał mi na gg, że najchętniej to ubrałby mnie w lateks i dał pejcz do ręki? Pewnie, że pamiętacie 😛 Od tego czasu jestem cholernie wyczulona na tego typu pisaniny 😛 Zmusiło mnie to do dopisania na moim profilu, że nie będę zabawką do łóżka jak również, że bardzo bym chciała, aby Przyszły Potencjalny miał chociaż odrobinę poczucia humoru (powagę i smutek zostawię sobie na czas, kiedy będę chodzić o lasce i będzie mnie boleć każda część mojego ciała a małżonek po 40 latach współżycia będzie mnie doprowadzał do furii 😉 ). Wszystko jasne? JASNE 🙂
I tak w końcu pojawił się facet, który potrafił poprowadzić ze mną normalną rozmowę, wzrostem nie sięgał mi tylko do biustu i nie nawiązał póki co do seksu 😛 Jedyne, co mnie troszkę zaniepokoiło to jego zdjęcie profilowe, na którym dość słabo go widać- pełen artyzm- półcień, gitara w ręku. Intuicja mi mówi, że zdjęcie, na którym człowieka prawie nie widać umieszcza ktoś, kto ma coś do ukrycia (żonę, narzeczoną na przykład) lub niestety nie „grzeszy urodą”. Ale żeby później nie było, że gaszę ludzi jeszcze przed startem, to z chęcią przystaję na propozycję kawy.
Jak zwykle jakoś nie robię z siebie przed spotkaniem seks-bomby. Nie nakładam na siebie tony makijażu na co dzień, więc na spotkanie też nie nałożę, bo to nie będzie prawdziwa Chomikowa a ma być prawdziwa. Punktualnie dochodzę na miejsce spotkania i z daleka widzę, że czeka już na mnie Przyszły Potencjalny. Z każdym krokiem jego pierwsze wrażenie, które ma na mnie zrobić jest coraz słabsze… Pamiętacie taki film dla dzieci „Grinch: świąt nie będzie”? Główna postać to nieprawdopodobnie ucharakteryzowany Jim Carrey- maleńki nos, policzki zlewające się z brodą i wieczne niezadowolenie wypisane na tej komicznej twarzy?
Tak właśnie wyglądał Potencjalny Przyszły…

Bosko… A co ci, Chomikowa mówiła twoja nieomylna intuicja??? NO CO?!

To jest właśnie ten moment, kiedy powinnam użyć magicznych słów: „Przepraszam cię, ale mam tylko 40 minut, bo właśnie zadzwonili do mnie z pracy” 😛 Ale ja nie mam jaj do takich tekstów… Poza tym może jest cholernie inteligentny, może jest nieprawdopodobnie dowcipny…? Może chociaż jest nieprzyzwoicie BOGATY? 😀 Daj mu, dziewczyno szansę, no daj!
Nic z tych rzeczy…
Zabiera mnie do jakiejś knajpki. Knajpka, jak knajpka. Nie mam pod tym względem specjalnych wymagań. Chcę po prostu dobrze się bawić i nie wrócić do domu z podłamanymi skrzydłami. Ponieważ jest ładna pogoda, to siadamy na zewnątrz. Potencjalny Przyszły widzę, że jest zestresowany… Niewiele mówi, jest skupiony na stoliku do kawy, cały czas się mnie pyta czy na pewno to jest dobre miejsce i czy jest mi wygodnie. Dobre miejsce. Tak, wygodnie. NA PEWNO DOBRE MIEJSCE i TAK- JEST MI WYGODNIE. Próbuję rozładować sytuację i zagaduję faceta jak się da a on siedzi ze wzrokiem wbitym w stolik i odpowiada mi na pytania z jakimś smutkiem w głosie, unika mojego wzroku.
Nie ma lekko…
-Potencjalny, ja cię bardzo przepraszam, że zadaję ci takie pytanie, ale… czy dzisiejszy dzień był dobry na spotkanie? Wszystko u ciebie okej?
-Pewnie, że tak a czemu pytasz?- pyta naprawdę zdziwiony.
-A jakoś tak coś mi na myśl przyszło. Przepraszam.
Przecież nie powiem facetowi, że wygląda jakby mu matka tfu tfu umarła albo chociaż świnka morska, do której przecież mógł być bardzo przywiązany 😛 No mógł, prawda? 😀

Spotkanie to katastrofa… Pierwsze 15 minut zadaje mi pytania o mój wypadek samochodowy.
-Ale Chomikowa, to opowiedz mi jak to się stało, że ten samochód w ciebie wjechał?
-No zwyczajnie, nie rozejrzałam się 5 razy i dostałam w prawe tylne drzwi. Ale w ogóle nie ma o czym gadać. Samochód skasowany i tyle. Mam nauczkę i już.
-Ale to przecież straszne!
-Może i straszne, ale nic strasznego mi się nie stało. Jestem tu i teraz i żyję, i chcę brać to życie – odpowiadam mu z uśmiechem i nie chcę dłużej o tym gadać, bo to nie jest temat na pierwszą randkę. Zresztą uważam, że naprawdę NIE MA O CZYM.
-Ale popatrz jakie to życie jest niewesołe. Raz jesteś a za chwilę może cię nie być.
I siedzi jak takie nieszczęście za stolikiem, pełne pesymizmu, pełne jakiegoś lęku, czy Bóg wie czego jeszcze.
Wbijam z nerwów paznokcie w palce i wypijam ogromną kawę na 5 łyków, bo chcę mieć to za sobą i wrócić do domu. Matko kochana, co mam wymyślić, żeby już stąd iść? Kawa wypita, to w sumie dobry czas i świetny pretekst, żeby się zmyć…
-Wiesz co Potencjalny? Zobacz jakie chmury się zebrały nad nami. Myślę, że to dobra pora, żeby się już zebrać, prawda????
I zabieram już swoją torbę, podnoszę się z fotela i już oczami duszy swojej widzę siebie w Pędzidle ruszającą do domu z piskiem opon.
-Chomikowa to bardzo dobry pomysł. Idziemy do środka, co chcesz jeszcze do picia?
?! Aż mnie ścisnęło w klatce piersiowej! Oddechu prawie złapać nie mogę. NIE CHCĘ. Nie wytrzymam, NIE!
-Ale naprawdę nie trzeba! Już wystarczy, prawda? Ja już naprawdę nie chcę niczego do picia. NAPRAWDĘ – odpowiadam z rozpaczą w głosie.
-Ale jakie wystarczy? Coś ty! jest bardzo miło! Czego się napijesz? Kawy, lemoniady?- i wpycha mnie do środka…
Uciekam do łazienki. Siadam na muszli klozetowej i patrzę na zegarek. Chociaż 10 minut. Przesiedzę tu chociaż z 10 minut i już to będzie 10 minut mniej z tym chodzącym, sztywnym smutkiem.
Jak ten czas WOLNO płynie!!!
Wracam do stolika i czeka na mnie lemoniada. Szlag mnie trafia.
-Ale ja ci mówiłam Potencjalny, że nie chcę nic do picia, prawda? Bardzo DZIĘKUJĘ.
-Ale pomyślałem, że wypijesz, bo nie będziemy przecież siedzieć przy pustym stoliku, prawda?
Nie pamiętam, żebym cokolwiek z lodem wypiła w ciągu niecałych 10 minut. Dostanę anginy. To pewne.

W ciągu całego spotkania zaśmiałam się AŻ dwa razy i to z żartu, który sama powiedziałam. Nie dałam mu dokończyć jego lemoniady, tylko u kresu wytrzymałości oznajmiłam:
-Wiesz co? Wypij już do końca i będziemy się zbierać, prawda?
-Ah. Już?
JUŻ! Czy on naprawdę nie czuje, że to spotkanie to jedna wielka farsa??? Nie widzi, że zaciskam zęby i wbijam sobie paznokcie w dłonie, bo nie daję rady??? Przecież sam w połowie spotkania powiedział, że coś „smutno jest”! No jest!
-Tak, już. Kompletnie zapomniałam, że muszę na jutro zupę jeszcze ugotować.
-To ja cię odprowadzę do samochodu!

KONIECZNIE.

Nigdy tak szybko nie szłam do samochodu 😛
A na koniec jeszcze się mnie pyta:
-To mam nadzieję, że jeszcze kiedyś…
-Wiesz! Ja cię przepraszam, ale ta ZUPA! Kompletnie zapomniałam!

Moje autko, bezpieczne autko… W nerwach zbieram włosy z twarzy i ruszam z piskiem opon.
Słuchaj intuicji, Chomikowa, SŁUCHAJ! Masz nauczkę! Czas tylko znów zmarnowałaś i pieniądze na dojazd. Muszę się naprawdę zastanowić nad wystawianiem faktur za dojazdy 😛