niech pani w totka zagra…

hotel-748185_640Ja wiem, ja rozumiem, że ludzie nie znają się na wszystkim… że nie czytają umów. Wiem. Bo sama mam z tym czasem problem. Kiedy dostaję pod nos umowę do czegokolwiek, która zawiera więcej, niż jedną stronę rozpisaną drobnym druczkiem, to odechciewa mi się  czytać już po jakiejś trzeciej linijce… Ale jeśli ktoś mi mówi, że coś jest napisane w tej cholernej umowie, to zamykam buzię i się nie wykłócam, tylko do niej zaglądam i się upewniam O CO KAMAN.
O godzinie 9.00 odbieram telefon po porannym transferze do hoteli.
-Proszę pani, ma pani tutaj do mnie natychmiast przyjechać i zakwaterować mnie w pokoju hotelowym. DLACZEGO PANI TUTAJ W OGÓLE NIE MA?- ciężko rozdrażniony turysta syczy mi do telefonu.
-Proszę pana, doba hotelowa rozpoczyna się o godzinie 14.00. Jeśli pokój zostanie wcześniej zwolniony, to na pewno hotel ten pokój panu udostępni.
-Pani sobie ze mnie ŻARTUJE?! MA PANI TUTAJ DO MNIE NATYCHMIAST PRZYJECHAĆ!- zaczyna krzyczeć.
I tak się zastanawiam… Ludzie myślą, że są jedynymi ludźmi na świecie…? Że są pępkami świata? Mam do „obsłużenia” 500 osób. Nie ma takiej fizycznej możliwości, żebym przyjechała do kogokolwiek na telefon. A poza tym PO CO? Żebym pana pogłaskała po główce w czasie oczekiwania na pokój?
-Proszę pana, nie jestem w stanie do pana przyjechać. Otrzyma pan pokój, kiedy tylko zostanie zwolniony przez poprzednich gości.
Coś nas rozłącza.
Znów telefon.
-Ma pani TUTAJ NATYCHMIAST PRZYJECHAĆ. Jestem cały roztrzęsiony i chcę otrzymać pokój.
Jestem jeszcze spokojna…
-Nie przyjadę do pana, ponieważ mam inne obowiązki. Ma pan w warunkach umowy napisane, że DOBA HOTELOWA ROZPOCZYNA SIĘ O 14.00 A KOŃCZY o 12.00. Wykonuję telefon do menadżerki hotelu. Ona już też miała z nim wątpliwą przyjemność porozmawiać i wie o wszystkim. Postara się, aby pokój był posprzątany przed 12.00.
W międzyczasie pan do mnie zadzwonił 15 razy. Dobre 10 razy usłyszałam, że po powrocie do kraju mnie zniszczy.
Jakie to szczęście, że jestem jeszcze spokojna. Cholernie miła i cholernie uprzejma. Ale i moja cierpliwość się kończy. Bo i ja mogę kogoś postraszyć policją na przykład. Że złożę doniesienie o ZASTRASZANIU.

Wczoraj podchodzi do mnie chyba już setna osoba z pretensją, że po porannym przylocie nie otrzymała od razu pokoju w hotelu, tylko musiała czekać do godziny 14.00…
-Proszę pani… doba hotelowa generalnie na całym świecie zaczyna się od godziny 14.00. Ktoś musi posprzątać pokój po poprzednich gościach, żeby mogli państwo wejść do czystego pokoju- tłumaczę spokojnie po raz nie wiem który.
-Nie, proszę pani. Ja już jeździłam prawie po całym ŚWIECIE (podkreśla słowa „po świecie”) i NIGDY, proszę pani, ale to NIGDY nie musiałam czekać na pokój AŻ do godziny 14.00. Chomikowa, wdech i wydech…
-Najwidoczniej miała pani bardzo dużo szczęścia, że pokój już był wcześniej wysprzątany i hotel mógł pani ten pokój udostępnić.
-Nie, proszę pani. Hotel 5-cio gwiazdkowy ma takie standardy. Ktoś w biurze, gdzie kupowałam tę wycieczkę powinien mnie o tym poinformować, że doba hotelowa zaczyna się w tym kraju o godzinie 14.00. Pewnie, że tak… Biuro też powinno informować o prognozie pogody, temperaturze wody w morzu i cenach roamingu…  😐
-Proszę pani, powtarzam, że miała pani dotychczas po prostu dużo szczęścia. Ja bym pani proponowała zagrać w lotto z takim szczęściem 😛

Wyleją mnie za złośliwość.

o pierścionkach, kolczykach, panice i na pewno nie o ślubie :P

fear-animated-gif
żródło: gifsec.com

Kiedy pracowałam w szpitalu, zostałam oddelegowana na kilka dni na zastępstwo do sekretariatu na oddział szpitalny. Podczas drugiego dnia mojej walki z nowym miejscem pracy, na oddział został przyjęty pacjent z przedziurawioną cewką moczową. Jak się okazało był to skutek źle wykonanego piercingu w miejscu intymnym. Dobra. Zdarza się. Jednak troszkę jestem ciekawa tego faceta, który robi sobie „w takich miejscach” taką krzywdę 😛 Gdzieś mi moja bujna wyobraźnia podsuwa obraz niegrzecznego przystojniaka z tatuażami, z krótko przystrzyżoną czupryną i pewnym męskim spojrzeniem. Ach… aż się rozmarzyłam przed tym stosem  historii chorób i wypisami. Takie boskie ciacho w sam raz na raz… 😉
Następnego dnia wchodzi do sekretariatu takie nieszczęśliwe Coś, na co nawet nie chce mi się spoglądać. Blade, malutkie z za długimi przetłuszczonymi włosami i z za małymi oprawkami okularów.
-Przepraszam panią, czy są już moje wyniki badania? Moje nazwisko Święty*- zwraca się do mnie przerażone Coś.
Kojarzę nazwisko z nieszczęsnym piercingiem. No tak… Nawet wzdychać mi się nie chce.
-Przykro mi, ale wyniki będą najwcześniej jutro-odpowiadam zgodnie z prawdą i modlę się gdzieś w duszy, żeby już sobie poszedł.
-Bo wie pani… Ja się tak bardzo boję tych wyników… Teraz tyle ludzi umiera na te nowotwory…
Nie wierzę. Nie dość, że wygląda jak nieszczęście, to jeszcze jest cały nieszczęśliwy.
-Proszę pana, ale pan nie miał pobieranych wycinków ze zmian nowotworowych, panu tylko jakieś zakażenie zaczęło się wdawać, więc nowotwór na pewno panu nie grozi. To znaczy na pewno nie teraz.
Idź już sobie. Idź.
-Oj, to troszkę mnie pani uspokoiła… Bo wie pani… Ja ciągle tylko odprawiam pogrzeby ludzi, którzy umierają na te nowotwory.
?!
Minę muszę mieć bardzo ciekawą. Przepiękna mieszanka zdziwienia, absurdu i wyrafinowanej kąśliwości.
O, żesz ty!
I NA CO ci był, chłopie ten cholerny KOLCZYK?????  Pytanie zadaję sobie oczywiście retoryczne, bo odpowiedź jest w tym wypadku bardzo prozaiczna. Takich ekscesów mu się zachciało!
Nie mogę się powstrzymać i gram przed gościem szczerze zmartwioną i praktyczną pracownicę służby zdrowia.
-Wie pan… No teraz to tylko przy takim zakażeniu może dojść do obumarcia zdrowych tkanek i skończyć się amputacją, ale NA PEWNO nie nowotworem.
Zerkam na człowieka z nieskrywaną ciekawością, oczekując reakcji na tą głupotę, którą przed chwilą palnęłam.
Uwierzcie mi. WARTO BYŁO 😀 😀 😀
————————————————————
*Nazwisko zmienione

oszukane uczucia w Internecie

źródło :www.kobietawielepiej.pl
źródło :www.kobietawielepiej.pl

Coraz częściej słyszymy o małżeństwach ludzi, którzy poznali się w sieci. Świadczy to tylko o tym, że Internet pozwala nam nie tylko znaleźć potrzebne informacje, przelać pieniądze w banku, czy znaleźć ulicę w mieście, którego KOMPLETNIE nie znamy a mapa papierowa czy GPS jakoś nam w tym wcale nie pomaga 😉 (taaak… Nieważne 😛 ), ale pomaga nam ułożyć sobie życie osobiste.
Spragnieni uczucia, miłości i spotkania kogoś, kto nas w końcu w pełni pokocha, zrozumie, przytuli itd. czasem przesłania nam racjonalne myślenie… Bo przecież w tym całym Internecie można spotkać ludzi, którzy nas oszukają, wykorzystają i emocjonalnie potrzepią jak 220 V w gniazdku 😛
Kilka dni temu napisała do mnie maila (przypominam, że jest taka możliwość) pewna młoda kobieta. Czasem czyta mojego bloga i z racji, że jestem singielką (niedługo uleje mi się od tego słowa 😛 ) ostrzega mnie przed innym blogiem, który jest prowadzony w celu znalezienia miłości życia (tudzież żony 😉 ) pewnemu bogatemu dżentelmenowi. Otóż wedle relacji dziewczyny z maila, była z nim  w związku od października zeszłego roku do lipca tego roku. I to nie takie „pitu, pitu”, tylko najprawdziwszy związek dwojga dorosłych ludzi ze wspólnym mieszkaniem, planami, wycieczkami, urlopami itd. W marcu tego roku Zakochany Bogaty postanowił założyć bloga, w którym poszuka sobie żony…
Hurrraaaaaa!
Oczywiście ani ówczesna ukochana, ani kobiety z którymi Zakochany Bogaty umawiał się na randki nie wiedziały o tym, że są oszukiwane i na pewno będą oszukiwane w przyszłości. Na szczęście ówczesna narzeczona „znajomość” zakończyła z zupełnie innych powodów a wiadomość o blogu, jaki prowadził Zakochany Bogaty była tylko „gwoździem do trumny”. Jeśli wszystko wygląda tak, jak zostało mi to przedstawione w wielu mailach, które otrzymuję od kilku dni, to tylko współczuję dziewczynom, które naprawdę w tym dżentelmenie szukają prawdziwej miłości, zaufania i tego wszystkiego czego szukamy w prawdziwych pełnych miłości związkach… Fail. Oczywiście.

Ale to nie wszystko. Kto z Was ogląda show „Catfish” na bodajże MTV? Tak się składa, że często trafiam na ten program, kiedy jestem na siłowni i szukam czegoś znośnego, co mi pomoże przebiec 5-6 km na bieżni 😛 Z racji, że funkcjonuję w Internecie, zdarzyło mi się kiedyś mieć konto na portalu randkowym, to decyzja zerknięcia na coś znośnego pada akurat na ten program. Słówko „Catfish” oznacza udawanie w sieci kogoś, kim się w rzeczywistości nie jest – najczęściej aby rozkochać w sobie osobę z drugiej trony monitora.  Serial powstał na podstawie filmu Henry’ego Joosta i Ariela Schulmana, który przedstawiał fenomen tworzenia właśnie takiej relacji. W każdym odcinku prowadzący „Catfish” oraz jego kolega z planu,  pomagają jednej z osób odkryć prawdę na temat wirtualnego partnera lub partnerki. Najczęściej są to „wirtualne związki”, które trwają LATAMI (!!!) Już pal sześć te osoby, które tak bardzo pragną znaleźć miłość, że wplątują się latami w „związek” z kimś, kto ciągle „nie ma czasu” na spotkanie „w realu”, ale pytam się JAKĄ SIECZKĘ TRZEBA MIEC Z MÓZGU, żeby tak wykorzystywać ludzi, którzy przecież nic im nigdy w życiu złego nie zrobili?! Postacie catfish najczęściej okazują się zakompleksionymi otyłymi ludźmi. Podczas ujawnienia całego sekretu przed kamerami, przejawiają skruchę, mówią o prawdziwych uczuciach i lęku przed pokazaniem prawdziwego „ja”. Czasem nawet są łzy.
Dobra, z ciężkim sercem, ale jakoś jeszcze to ogarniam. Bo kompleksy, bo lęk i takie tam. Ale w ostatnim odcinku dziewczyna „catfish” przyznała, że podszywając się pod śliczną koleżankę i rozkochując w sobie niczemu winnego faceta (wirtualny związek trwał 4 lata!!!!) miała UWAGA! świetną zabawę.
Kurtyna opada.

Wybaczcie, ale SŁÓW MI BRAK. Takich ludzi powinno się zamykać w domach bez klamek! I LECZYĆ. Przecież Internet to też ŻYCIE. Może bardziej anonimowe, ale ŻYCIE i można je komuś bez trudu spierniczyć mając przy tym świetną zabawę (sic!).

Osobiście jak do tej pory na szczęście udało mi się omijać wszelkich oszustów w Internecie. Nigdy nie okazało się, że ktoś kogo poznałam przez Internet podszywałby się pod kogoś innego. Oczywiście miałam okazję trafiać na tzw.”małych kłamczuszków”, którzy omijali szerokim łukiem prawdę na swój temat, ale nigdy żadna z tych osób w żaden sposób nie sponiewierała mojego spokoju emocjonalnego. I mam cichą nadzieję, że tak pozostanie. Wszak bardzo nie lubię, kiedy muszę sprzątać jakikolwiek bałagan (emocjonalny również 😛 )

wnuczka z wizytą u dziadków

babciaKorzystając z faktu, że mam bardzo dużo czasu wolnego a dziadkowie po mojej ostatniej wizycie wypoczynkowej w szpitalu bardzo się o mnie martwili, podjęłam decyzję o odwiedzinach najstarszych członków mojej rodziny.
Zakupiłam godzinny bilet tramwajowy, wzięłam ze sobą prowiant, książkę, telefon z dostępem do blogów i RUSZYŁAM w świat 😛

Upocona, wytrzęsiona i odrobinę obolała (jeszcze wtedy niektóre narządy wewnętrzne przypominały mi o tym, że niedawno wyciągnięto mnie z rowu 😛 ) dotarłam do ukochanych dziadków. Babcia ze łzami w oczach wycałowuje mnie i ściska. Dziadek częstuje czereśniami (jest to jeden ze sposobów pokazania jak kocha swoją wnuczkę). Taki piękny wstęp, jak w książkach dla dzieci z bajkami.
Oznajmiam dziadkom, że muszę wejść do kilku sklepów (na mojej wsi mam tylko jeden sklepik) i kupić do lodówki kilka rzeczy. Pytam również czy czegoś nie potrzebują, co mogłabym im ze sklepu przynieść.
-Tylko nie kupuj nic ciężkiego! Nie możesz dźwigać! I wiesz, Wnusiu, to ja z tobą pójdę, bo też coś muszę kupić a sama to jakoś się boję.
Babcia ponad miesiąc temu miała zabieg laserowego usuwania zaćmy. Od czasu tej jak to nazywa „operacji” mówi, że boli ją głowa, że bolą ją oczy, że jej słabo, że „czego ona tam nie przeżyła na tym stole OPERACYJNYM” itp. Wzdycham sobie cichuteńko, bo to dla mnie nic nowego. Babcia swój stan zdrowia przeżywa od … jak wiem z innych rodzinnych źródeł- dobrych 45-ciu lat.
Ruszamy na zakupy. Babcia trzyma mnie pod rękę, bo jak to określiła boi się chodzić przez tą OPERACJĘ. Dobrze…
-Chomiczku, tylko nie kupuj sobie ciężkich rzeczy! Bo cię wszystko boli a ty dźwigać nie możesz! Chodź tutaj do spożywczego, to kupię kilogram truskawek, to sobie zjemy.
Pakuję do torebki truskawki, chleb, musztardę i jakąś tam pierdołę.
-To chodź jeszcze wejdziemy do piekarni i kupię mąkę. A Ty Wnusiu nic nie chcesz? Może coś ci kupię? Tylko, żebyś nie dźwigała!
-Możesz mi wziąć rogala i drożdże, to porządzę trochę w kuchni.
Po drodze kupujemy jeszcze jakieś drobiazgi, po czym babcia mnie informuje, że musi jeszcze kupić mleko w drugim końcu osiedla a 3 kg ziemniaków weźmiemy na samym końcu u Pana Marka, żebym co?- Tak, nie dźwigała 😛
W końcu udaje nam się dotrzeć do Pana Marka.
-O! Pani Chomikowa! Matko kochana! Jak się pani czuje? Bo to straszne było, co panią spotkało! Pani wie co babcia przeżywała?
Patrzę mu prosto w oczy i nawet nie mrugnę. Milczę i zastanawiam się jak to możliwe, aby ta starsza kobieta, która wisi mi na ręku była spokrewniona z moją Rodzicielką i ze mną oczywiście. W kolejce stoi jakaś kobieta i zagaduje babcię:
-Ooo! To ta pani wnuczka co taki ciężki wypadek miała?! Widzi pani jak to dobrze, że nic więcej jej się nie stało? Ale jak chodzi, to nie było tak źle.
??????!!!
Boję się odwrócić w którąkolwiek ze stron, bo dopadnie do mnie znów jakiś obcy człowiek i będzie się mnie pytać jak ja się czuję po wypadku. Ściągam wzrokiem Pana Marka i patrzę mu pytająco w oczy. Pan Marek porozumiewawczo kiwa głową.
Całe osiedle wie.
Całe osiedle myśli, że cudem uszłam z życiem.
Całe osiedle współczuje mojej babci CIĘZKIEJ OPERACJI OCZU, PO KTÓREJ JUŻ NIC NIE WIDZI (!)
Wstyd mi przed całym osiedlem.
Babcia pakuje mi do torby 3 kg ziemniaków, trochę marchwi, trochę ogórków i kilka jabłek. Jestem obładowana jak wielbłąd na pustyni.
-Ojej! Wnusiu! Co cię boli?! Widzisz, ty nie powinnaś jeszcze chodzić. Taki ciężki wypadek!

Docieramy do mieszkania. Rozładowuję zakupy i siadam do herbaty. Dziadek zagaduje Wnusię:
-To co ty teraz zrobisz bez samochodu? Jak będziesz jeździła z pracy do pracy?
-Dziadku, będę musiała coś kupić, ale dopiero jak sprzedam tego grata. Przecież będę musiała.
-A ciebie będzie na to stać? Może będziesz od cioci pożyczać samochód? (pragnę zauważyć, że ciocia porusza się samochodem non stop)
-Pożyczyć? To chyba musiałaby mi DAĆ ten samochód, żebym codziennie nim jeździła.
-A da ci? Może ci da?
Litości…………
-Dziadek! Czyś ty oszalał? To nie jest fundacja charytatywna, żeby mi dała SAMOCHÓD. SAMOCHÓD, dziadku. Nie krem do rąk, nie 100zł w prezencie na urodziny, tylko SAMOCHÓD.
-To może Przyszywany Ojciec odda ci swój?- zadaje typowe dla niego pytanie.
Robi mi się gorąco. Zastanawiam się co to za jakiś absurdalny dialog… Kiedy próbuję jakoś ogarnąć myśli i dociec przyczynę złośliwości dziadka, babcia dołącza się do rozmowy:
-Ja wiem Chomiczku, że nie masz samochodu, ale ja będę musiała jechać na cmentarz. Ja sama nie pojadę, bo się boję przez tą OPERACJĘ- mówi głosem umierającej kobiety.
-Babciu, to mam po ciebie przyjechać? Zabrać cię na ten cmentarz, odwieźć i wrócić do siebie? I to wszystko naszym MPK w 1 dzień?
-No tak, dziecko, bo ja się boję. Ja sama ledwo chodzę a już tam nie byłam kilka miesięcy.
-Babciu! Ale to jest dla mnie do pokonania prawie 80km! Ja przypominam, że NIE MAM SAMOCHODU.
-Ale masz czas, przecież jesteś na zwolnieniu.

Rozbolała mnie głowa. Cholernie. Muszę wziąć tabletkę. Nie, ja już dostałam temperatury. Ta sama reakcja, co na telefon z pracy.

Wracam do dziadka do kuchni. Próbuję jakoś ogarnąć bałagan, swoje myśli i złość. Dziadek jak gdyby nigdy nic, najspokojniej w świecie spożywa jabłko. Nagle czuję, że obrywam jakimś drobiazgiem w stopę. To pestka od jabłka.
-Dziadek! Co ty wyprawiasz? Dlaczego plujesz pestkami?
-A nie wolno mi?
-Wszystko ci wolno, ale podłoga to chyba nie jest miejsce na pestki?
-A gdzie?
-Z tego, co wiem to takie rzeczy wyrzuca się do śmietnika, ale młoda jestem, więc mogę się mylić…
Poddałam się. Ewidentnie się poddałam.

W domu pytam się Rodzicielki co oznaczał pierwszy dialog z dziadkiem. W końcu to jej ociec. Lepiej go zna.
-Przecież wiesz, że on całe życie był złośliwy. Na starość jest jeszcze gorszy.
-A może to nie złośliwość, tylko on po postu nie kojarzy? Może on pewnych rzeczy nie rozumie? Ma swoje lata przecież- próbuję dziadka usprawiedliwić. Przecież to DZIADEK. MÓJ.
-I dlatego, dziecko ty się na sędziego nie nadajesz. Ty byś tylko dobro chciała wśród ludzi widzieć a tu taki zonk.

Ha! Ja się w ogóle NIE NADAJĘ. Ja się nawet na wizyty u dziadków NIE NADAJĘ. Ukrzyżujcie mnie. Proszę bardzo.