znikąd pomocy…

Jak to jest z nami- Polakami? Kim dla siebie jesteśmy? Wilkiem? Czy może bratem/ siostrą? Pomijam takie sytuacje, kiedy stajemy twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Kiedy pojawia się zagrożenie życia. Wtedy rzadko kiedy można liczyć na czyjąkolwiek pomoc i wcale się nie dziwię, bo genetycznie jesteśmy zaprogramowani na walkę o przetrwanie, nie zważając na bezpieczeństwo innych (od reguły oczywiście są wyjątki, ale nimi dzisiaj nie chcę się zajmować 😉 ). A co ze zwykłą, szarą, przyziemną codziennością? Pomożemy babci przejść przez jezdnię? Samotnej matce pomożemy wtaszczyć wózek z dzieckiem do tramwaju, czy autobusu? Zagubionemu turyście wskażemy drogę do klubu lub muzeum, którego tak usilnie poszukuje? A może pójdziemy razem z nim? Do klubu tudzież muzeum 😛

Bo tutaj na Bałkanach codzienność to walka… o wszystko. Chyba generalnie o przetrwanie. Mam wrażenie, że mieszkańcy nastawieni są tylko na siebie, na swoje „tu, teraz. Nachapać się”. Już pomijam fakt, że uśmiechniętego tubylca jeszcze chyba przez te 3 miesiące pobytu tutaj nie widziałam… A mówi się, że Polacy są ponurakami. Phi! Polak w porównaniu z tymi tutaj, to wiecznie uśmiechnięty i szczerzący ząbki Turek 😉
Podjeżdżam pod któryś z kolei hotel. Samochodem służbowym. Obklejonym nazwą mojego biura. Uśmiecham się szeroko, jak tylko mogę, choć jestem wściekła i prawie oczywiście spóźniona na kolejne spotkanie.
-Nie ma miejsca do zaparkowania u nas!- oznajmia mi pan parkingowy, który już widzę, że ma mnie w głębokim poważaniu, choć to też moja firma przykłada się do tego, że facet ma w tym kraju, w  którym bezrobocie sięga 18% robotę.
-Nie ma? To gdzie mam zaparkować? Na ulicy? Po 10 minutach mam jak w banku, że auto mi odholują (policja czujnie pilnuje źle zaparkowanych aut. Tylko mafii, która strzela po hotelach jakoś dorwać nie może… )
Pan wzrusza ramionami i odchodzi. A mnie szlag najjaśniejszy trafia, bo powinnam mieć zagwarantowane miejsce parkingowe na terenie hoteli WSZYSTKICH.
Obrazek, w którym walczę z moją walizką i innymi ciężkimi rzeczami próbując wdrapać się na któreś piętro hotelu, omijając przy tym kilku panów (dorodnych zresztą) jest obrazkiem codziennym. Na pomoc jakiegokolwiek pana bym nie liczyła. Jeden raz jakiś pracownik hotelu wtaszczył mi walizkę na górę, ale tylko dlatego, bo blokowałam mu drogę 😛

-Pani Chomikowa, czy mogłaby nam pani pomóc?- słyszę gdzieś za sobą rozpaczliwy głos turysty. Głosu nie podnosi, przerażenie ma wypisane na twarzy. Oczywiście, że pomogę. Jeśli tylko będę w stanie…- Bo my nie mamy gdzie podgrzać wody na jedzenie dla dziecka. Nie ma tu jakiegoś czajnika?
Powinien być… Lecę do recepcji.
-Czy macie może dostępny czajnik?- pytam uprzejmie, jak tylko mogę w recepcji.
-Mamy.
…………………………………………….
Trzymajcie mnie…
-A czy możemy go pożyczyć? Czy jakoś za kaucją, czy jak?
-Za kaucją, ale akurat jest wypożyczony- i patrzy się na mnie tymi swoimi bezczelnymi ślepiami. Widzę po twarzyczce, że nie mam co liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
-A kiedy zostanie oddany?- nie poddam się.
-Nie wiem.
Patrzę mu w oczy. Przedłużam spojrzenie jak tylko się da. W Polsce wszyscy wtedy miękną. Ale nie tutaj. Ten bezczelnie patrzy mi w oczy i widzę, że ma z tego świetną zabawę.
-To proszę mi w takim razie powiedzieć, czy możemy kupić czajnik, żeby podgrzać wodę dla dziecka?
-Nie.
I szlag mnie trafił najjaśniejszy.
-Proszę państwa- zwracam się do turystów- proszę sobie zakupić czajnik. Na moją odpowiedzialność.

Pracowałam znów ponad 12 godzin. Z małą przerwą na prysznic. Wieczorem w biurze wypełniałam papierki z kolegą z teamu. Już zaczęliśmy się zbierać, kiedy o 21.00 odebrałam telefon z pilną informacją. Musiałam jechać do dwóch hoteli naprawić to, co inni spieprzyli. Znów czekała mnie podróż 20 km w jedną stronę. Znów czekały na mnie krzyki niezadowolonych turystów.
Stałam na środku biura zmęczona i załamana.
-No chodź, Chomikowa. Szkoda czasu na załamywanie się. Jedziemy.- oznajmia mi Prawie Idealny.
-A ty gdzie chcesz jechać? To mój problem. Jest 21.00. Idź, Facet spać a nie będziesz ze mną jeździł w nocy po hotelach i słuchał niezadowolenia moich turystów.
-Już Chomikowa nie marudź. Dawaj kluczyki do auta. Tym razem ja prowadzę. I dawaj te swoje walizki, bo patrzeć nie mogę, jak je ciągniesz za sobą.
Pojechał. Pomógł. Z uśmiechem na ustach.
Aż sobie pochlipałam…
Bo się odzwyczaiłam.

 

jak wkurzyć rezydenta?


Mamy takie swoje ulubione pytania  i wypowiedzi, którymi turyści wyprowadzają nas z równowagi. Jeśli chcecie na starcie stracić całą sympatię rezydenta, to możecie użyć któregoś z punktów poniżej 😉

  1. A jaka będzie pogoda?
    Aż się ciśnie na usta odpowiedź „Tydzień temu prószył śnieg, więc nie jestem w stanie nic zagwarantować. A narty państwo wzięli?”….
    Rany boskie… to że przez godzinę popadał deszcz, to nie znaczy, że będzie padać przez tydzień…
  2. Dlaczego musiałam/ musiałem czekać na wolny pokój aż do 14.00?
    Już o tym pisałam, że znajomość turystów odnośnie reguł turystyki ogranicza się do „ Jak zapłaciłem, to WSZYSTKO mi się należy już i teraz”.
  3. Z Których restauracji w hotelu mogę korzystać?
    Czy naprawdę na urlopie najważniejsze jest to, żeby się nażreć???? Ludzie mają do  dyspozycji naprawdę dobre jedzenie w głównej restauracji i spory wybór potraw wszelakich. Ale NIE. Trzeba jeszcze spróbować restauracji azjatyckich (jakby budek azjatyckich było mało w Polsce 😛 ), włoskich (mimo że w głównej restauracji jest pizza, makaron i spaghetti), bałkańskich (mimo że w głównej restauracji bałkańskie żarcie również występuje)…
  4. Ile razy wymieniają pościel w hotelu?
    Matko kochana… Co ci ludzie wyprawiają w pokojach?! Dam sobie wszystko poucinać, że u siebie pościel wymieniają nie częściej, niż raz na miesiąc a na urlopie żądają  wymiany przynajmniej trzy razy w tygodniu.
  5. Czy naprawdę jest tak trudno podać w restauracji do jedzenia jakiegoś schabowego albo hot-dogi?
    Oczywiście, że to żaden problem. Obok schabowego zostaną specjalnie podane pierogi ( do wyboru z serem, mięsem lub owocami), które pójdę do kuchni hotelowej i osobiście będę lepić przez całą noc,. Wszystko, zeby tylko turysta był zadowolony.
  6. Ma pani/ pan do mnie natychmiast przyjechać!
    Na ten rozkaz reagujemy jak rozjuszony byk na czerwoną płachtę. Jesteśmy w stanie przyjechać do kogokolwiek tylko w sytuacji zagrożenia życia. W innym wypadku ni cholery. A jak nam się jeszcze rozkazuje, to włącza nam się automatyczna blokada, która uniemożliwia ruszenie choćby palcem 😛
  7. Napiszę na was skargę!
    Ależ proszę bardzo…
  8. A gdzie to jest napisane, że do wyżywienia HB należy płacić za napoje?
    Choćby w warunkach umowy. Ale zresztą co ja się będę odzywać… Przecież turyści zwiedzili już cały świat i wszystko wiedzą najlepiej.

    Głupia Chomikowa.

niech pani w totka zagra…

hotel-748185_640Ja wiem, ja rozumiem, że ludzie nie znają się na wszystkim… że nie czytają umów. Wiem. Bo sama mam z tym czasem problem. Kiedy dostaję pod nos umowę do czegokolwiek, która zawiera więcej, niż jedną stronę rozpisaną drobnym druczkiem, to odechciewa mi się  czytać już po jakiejś trzeciej linijce… Ale jeśli ktoś mi mówi, że coś jest napisane w tej cholernej umowie, to zamykam buzię i się nie wykłócam, tylko do niej zaglądam i się upewniam O CO KAMAN.
O godzinie 9.00 odbieram telefon po porannym transferze do hoteli.
-Proszę pani, ma pani tutaj do mnie natychmiast przyjechać i zakwaterować mnie w pokoju hotelowym. DLACZEGO PANI TUTAJ W OGÓLE NIE MA?- ciężko rozdrażniony turysta syczy mi do telefonu.
-Proszę pana, doba hotelowa rozpoczyna się o godzinie 14.00. Jeśli pokój zostanie wcześniej zwolniony, to na pewno hotel ten pokój panu udostępni.
-Pani sobie ze mnie ŻARTUJE?! MA PANI TUTAJ DO MNIE NATYCHMIAST PRZYJECHAĆ!- zaczyna krzyczeć.
I tak się zastanawiam… Ludzie myślą, że są jedynymi ludźmi na świecie…? Że są pępkami świata? Mam do „obsłużenia” 500 osób. Nie ma takiej fizycznej możliwości, żebym przyjechała do kogokolwiek na telefon. A poza tym PO CO? Żebym pana pogłaskała po główce w czasie oczekiwania na pokój?
-Proszę pana, nie jestem w stanie do pana przyjechać. Otrzyma pan pokój, kiedy tylko zostanie zwolniony przez poprzednich gości.
Coś nas rozłącza.
Znów telefon.
-Ma pani TUTAJ NATYCHMIAST PRZYJECHAĆ. Jestem cały roztrzęsiony i chcę otrzymać pokój.
Jestem jeszcze spokojna…
-Nie przyjadę do pana, ponieważ mam inne obowiązki. Ma pan w warunkach umowy napisane, że DOBA HOTELOWA ROZPOCZYNA SIĘ O 14.00 A KOŃCZY o 12.00. Wykonuję telefon do menadżerki hotelu. Ona już też miała z nim wątpliwą przyjemność porozmawiać i wie o wszystkim. Postara się, aby pokój był posprzątany przed 12.00.
W międzyczasie pan do mnie zadzwonił 15 razy. Dobre 10 razy usłyszałam, że po powrocie do kraju mnie zniszczy.
Jakie to szczęście, że jestem jeszcze spokojna. Cholernie miła i cholernie uprzejma. Ale i moja cierpliwość się kończy. Bo i ja mogę kogoś postraszyć policją na przykład. Że złożę doniesienie o ZASTRASZANIU.

Wczoraj podchodzi do mnie chyba już setna osoba z pretensją, że po porannym przylocie nie otrzymała od razu pokoju w hotelu, tylko musiała czekać do godziny 14.00…
-Proszę pani… doba hotelowa generalnie na całym świecie zaczyna się od godziny 14.00. Ktoś musi posprzątać pokój po poprzednich gościach, żeby mogli państwo wejść do czystego pokoju- tłumaczę spokojnie po raz nie wiem który.
-Nie, proszę pani. Ja już jeździłam prawie po całym ŚWIECIE (podkreśla słowa „po świecie”) i NIGDY, proszę pani, ale to NIGDY nie musiałam czekać na pokój AŻ do godziny 14.00. Chomikowa, wdech i wydech…
-Najwidoczniej miała pani bardzo dużo szczęścia, że pokój już był wcześniej wysprzątany i hotel mógł pani ten pokój udostępnić.
-Nie, proszę pani. Hotel 5-cio gwiazdkowy ma takie standardy. Ktoś w biurze, gdzie kupowałam tę wycieczkę powinien mnie o tym poinformować, że doba hotelowa zaczyna się w tym kraju o godzinie 14.00. Pewnie, że tak… Biuro też powinno informować o prognozie pogody, temperaturze wody w morzu i cenach roamingu…  😐
-Proszę pani, powtarzam, że miała pani dotychczas po prostu dużo szczęścia. Ja bym pani proponowała zagrać w lotto z takim szczęściem 😛

Wyleją mnie za złośliwość.

miłości internetowe

Życzyć, Serce, Miłość, Dekoracja, Prezent, Uroczystość
źródło:pixabay.com

Internet daje nam masę różnych możliwości. Otwiera nam mnóstwo drzwi, podaje rękę, gdy potrzebujemy pomocy, rozśmiesza, relaksuje i… znajduje nam kogoś, kogo obdarzamy prawdziwym uczuciem.
I wszystko super. Nie wyobrażam sobie życia bez Internetu. Straciłam tutaj na tych Bałkanach bardzo dużo nerwów, żeby mieć dostęp do sieci. Już myślałam, że się poddam, bo rzucano mi kłody pod nogi na każdym kroku. Już się na ulicy zryczałam i już chciałam wracać do domu 😛 ale po wielu żmudnych godzinach podróżowania po sklepach internetowych i punktach usług mobilnych, dostęp do sieci MAM. Ufff.
Wiecie, co czułam, prawda? 😉
Skoro wszystko dobrze się skończyło, mogę każdą wolną chwilę spędzać online. Mogę obserwować, co z ludźmi robi Internet. I co robi ze moim życiem…
Nie oszukujmy się. Skoro jestem uczestnikiem życia online, to te wszystkie miłostki, miłości internetowe również mnie dotyczą. Na szczęście jestem już dużą dziewczynką i potrafię podejść do wszystkiego z rozsądkiem. Samo pisanie z kimś na komunikatorze nie sprawi, że się zakocham. Długie, a nawet tasiemcowe maile, choćby nie wiem jak były miłe i urocze też nie wzbudzą w moim sercu większych uczuć… Królowa Śniegu…? A może po prostu wiem, że to wszystko to są tylko pisane słowa… Nie ma gestów, nie ma zapachu, nie ma spojrzenia w oczy, nie ma głosu i szeptu… Jestem w stanie zrozumieć zakochanie w literkach u nastolatków, ale u ludzi dorosłych…? Dlatego mocno się dziwię, kiedy dostaję od kogoś maila z informacją, że jest zakochany w Chomikowej. Już raz nawet interweniowała małżonka zakochanego we mnie męża… Pięknie. Po prostu pięknie… Chomikowa nawet nie zdążyła się dorobić statusu kochanki a już żona „zapukała do drzwi” poczty mailowej 😛
Dobrze wiem z doświadczenia jak wyglądają te miłostki internetowe. Człowiek zakochany jest w słowie pisanym a potem dochodzi w końcu do prawdziwego spotkania i… KLAPA. BAGNO. DNO. Rozczarowanie kompletne. Jak dobrze to znam. Nagle się okazuje, że ta druga osoba ma gesty, które doprowadzają nas do kompletnego szału. Głos ma tak nieprzyjemny, że mamy ochotę zatkać uszy i uciec do najgłębszego lasu 😛 I to nic! Bo w najgorszym przypadku nasza ukochana internetowa połówka okazuje się, że ma żonę/ męża 😛 Naprawdę dorośli ludzie tego nie wiedzą? Jak można zakochać się w literkach…? Nie widząc czyjejś twarzy, nie widząc mimiki. Ba! Nie znając nawet imienia… Jest to wynikiem czego? Niedojrzałości…? Czy może strasznej samotności…? A może to jedno i drugie…?
Na tym etapie życia, na którym jestem, jestem w stanie zaakceptować jakieś tam zakochanie internetowe tylko wtedy gdy „zakochańce” mieli możliwość choćby porozmawiania na skypie. Mamy trochę więcej „danych” o tej drugiej osobie, niż tylko słowo pisane. Wiemy jak układa zdania, jakie ma gesty, jaki ma głos… Sama teraz każdą wolną chwilę spędzam na skypie. Bardzo mało tych wolnych chwil, ale raz na kilka dni mam gesty, słowa i prawdziwy uśmiech, nie ten w emotikonkach 😉 Jakie to szczęście, że mam Internet 😉
A jak tam Wasze internetowe miłości? Zakochaliście się kiedyś w literkach…? 😉

bo Czesi nago pływają… :P

Będąc z wizytą w jednym z moich ulubionych hoteli, zawołała mnie do siebie szefowa recepcjonistek.
-Pani Chomikowa, pani zajmuje się czeskim rynkiem, prawda?
-Ja czeskim? Broń Boże! Mój kolega jest od czeskiego rynku, a co się stało?
-Bo nam Czesi pływają nago w basenie i turyści się skarżą…
😀 😀 😀 Nago pływają 😀 Jakie to szczęście, że to nie MÓJ problem.
-Niech pani dzwoni do Patryka. Jego turyści, to niech się z nimi buja- oznajmiam  i spokojnie odchodzę na swoje stanowisko.

Po niecałej minucie niespodziewanie podeszła do mnie 5-osobowa grupa młodych wesołych chłopaków.
-Pani Chomikowa? – zagaja nieśmiało jeden z nich wypchnięty naprzód przez kolegów 😛
-Pewnie, że ja. O co chodzi?
-Bo my byśmy chcieli zapytać… itd. Itd. Itd.
Generalnie grupka chłopaków była typowym przykładem młodzieży wypuszczonej na wakacje- wesoła, głośna i z bardzo luźnym podejściem do życia i do wakacji 😉
-Chłopaki, podobno ktoś na basenie pływał nago. Mam nadzieję, że was takie rzeczy nie będą dotyczyć, prawda?- zadaję pytanie troszkę jak mamuśka, bo coś zaczęła mi się czujność przy nich włączać.
-Naprawdę?! NAGO?- zdziwili się (coś za bardzo 😛 ) chórem 😛
-Naprawdę, naprawdę…
-Pani Chomikowa!- nagle woła mnie znów recepcjonistka-To oni pływali nago, to ONI- i paluchem wskazuje na kogo? OCZYWIŚCIE, że na moją wesołą gromadkę…
Siet.
W sumie to śmiać mi się chce… 😀 Chłopcy są tak weseli i tak nieudolnie mnie zagadują, że nawet nie chce mi się ich straszyć policją i innymi takimi…
-No! Chłopaki! To w miarę mi tu przyzwoicie się zachowujcie, w porządku? Bo nie chcę w nocy odebrać telefonu z recepcji z prośbą, żebym do was przyjechała, dobrze?
-Oj, Pani Chomikowa! Oczywiście! Słowo harcerza!
To git.
Tylko, czy oni w ogóle wiedzą o co kaman z tymi harcerzami… 😛

Właśnie do mnie moja wesoła gromadka dzwoniła i zaprosiła do miasta na imprezę 😀
————————————————————-
Zapraszam do wysłuchania w aplikacji Audio-blog nowego nagrania 🙂

Bo dziewczyna się obrazi

Para, Mąż I Żona, Relacja, Razem, Rodzina, Romans
źródło: pixabay.com

Jak na 1,5 miesiąca siedzenia na Bałkanach, nie mam zbyt dużych powodów, żeby narzekać na polskich turystów. Z reguły są uśmiechnięci i wyrozumiali. „Z reguły” powtarzam 😉 Najciekawsze doświadczenia mam póki co z ludźmi starszymi. Zresztą na ten moment tutaj najwięcej teraz takich osób tutaj przyjeżdża. Pewnie w szczycie sezonu to się zmieni.

O godzinie 22.00 odbieram telefon. Jestem troszkę zlękniona, bo o takiej godzinie to tylko mógł mieć miejsce jakiś wypadek.
-Pani Chomikowa?
-Tak, słucham pana, co się stało?
-Pani Chomikowa, ja dzwonię z hotelu w miejscowości (tu pada nazwa) i ja mam taki problem.
Oho! Problem ma. No z pewnością MA. Inaczej nie dzwoniłby do mnie o 22.00.
-Słucham pana.
-Bo ja zgubiłem telefon.  Wie pani, ja pomimo moich 77 lat jestem nadal czynny zawodowo i ja tam mam wszystkie kontakty z pracy.
Na szczęście to tylko telefon!
-A kopii kontaktów na komputerze pewnie pan sobie nie zostawił…?- pytanie zadaję retoryczne, bo jak gość ma 77 lat, to czarno to widzę.
-Nie, no co pani? Ale jakby pani mogła zadzwonić na ten mój telefon, to może ktoś, kto go znalazł, to go odbierze?
Pewnie, że mogę. Dzwonię kilka razy i oczywiście telefon wyłączony. Zostawiam wiadomość na poczcie głosowej, choć sama nie wiem po co…
-Bardzo mi przykro, ale telefon jest niestety wyłączony.- oznajmiam turyście.
-Wie pani… to fatalnie. Bo już pal sześć z tymi kontaktami z pracy, ale ja mam w Polsce dziewczynę i nie znam jej numeru telefonu… I teraz zanim ja do Polski wrócę, to ona na pewno się na mnie obrazi.
Aaaaa. Leżę! 😀 Dziewczynę ma! 😀 Jaki gość 😀
-Eee, jak kocha, to może się nie obrazi?- staram się go pocieszyć.
-No co pani? Pani sama jest kobietą, to nie wie pani, że wy to się w takich sytuacjach obrażacie?
-No tak. Ma pan rację. Jest prawdopodobieństwo, że się obrazi. Ale kupi pan jej bukiet kwiatów i będzie dobrze.
-Będę musiał tak zrobić……. Znów narozrabiałem.  Tym razem mi nie wybaczy…

Znów? 😀 To jednak może nawet tych kwiatów „dziewczyna” nie przyjąć 😉

źródło: pixabay.com

czy ma pani czas, żeby porozmawiać o Bałkanach?

Wbrew pozorom nie dzieje się u mnie na tych Bałkanach zbyt wiele. Nikt się na mnie nie wydziera, nikt nie wydzwania do mnie po nocach, nikt nie zdemolował hotelu i nikt jeszcze nie dostał u mnie zawału serca 😛 I obym nie wypowiedziała tych słów za wcześnie 😛
Żeby nie było, że jednak podczas tych 11 godzin pracy dziennie nic się u mnie nie dzieje… Kilka dni temu, na jedno z moich z codziennych spotkań z urlopowiczami, dotarło małżeństwo. Ona taka sobie „szara myszka” (powiedziała ta „szalona” Chomikowa 😛 ) a on…  On zdobył moje serce już w pierwszej sekundzie. Może nawet wcale nie ten mężczyzna zdobył moje serce. On był po prostu wcieleniem człowieka, którego byłam przekonana, że już zapomniałam…
Sporo wysiłku mnie kosztowało, żebym skupiła się na tym, co mam do przekazania całej grupie. Nie boję się nawiązywać kontaktu wzrokowego, więc mój wzrok często padał na ów mężczyznę. Widziałam jak bardzo mi się przyglądał. Jeszcze nikt tutaj tak mi się nie przyglądał i nikt tak się do mnie nie uśmiechał podczas spotkania. Znam to spojrzenie.  U tego, którego myślałam, że już zapomniałam było takie samo- pewne siebie, rozbrykane. Cudowne.
Po dobrych kilku minutach zerkania w jego szerokie zielone oczy, ledwo się powstrzymałam od uśmiechu. Zaczęło mnie to po prostu bawić 😉 Spojrzałam na jego żonę. Bardzo uważnie mi się przyglądała. Zapewne bardzo dobrze zna swojego męża i wie, że to już jego nie pierwszy raz, kiedy próbuje flirtować z inną kobietą. To samo zachowanie, to samo spojrzenie i gesty. Niesamowite, że spotykamy na swojej drodze ludzi tak bardzo do siebie podobnych a jednak zupełnie innych.

-Proszę państwa, z mojej strony to już wszystko. Czy mają państwo może jakieś pytania? Mogę w czymś pomóc?- zadaję standardowe pytania.
-Jakbym miał jakieś wątpliwości, to oczywiście mogę do pani zadzwonić?- z niezwykłą pewnością siebie pyta Zielonooki. Swoją drogą „uwielbiam” to pytanie. Setkom turystów wydaje się, że w ciągu całego dnia spotkałam się tylko z nimi i tylko z nimi będę miała kontakt. A ja mam takich spotkań codziennie około 7-15…
-Jeśli będzie pan bardzo potrzebować mojej pomocy, to oczywiście. Zapraszam jednak na mój dyżur, podczas którego chętnie państwu pomogę.- odpowiadam zdaje mi się, że dość profesjonalnie.
 Jak widać nie za bardzo…
Wieczorem dzwoni telefon.
Niech to szlag.
-Witam panią, pani Chomikowa. Widzieliśmy się dzisiaj przed południem w hotelu. Wiem, że mówiła pani, że w razie ewentualnych pytań, powinienem przyjść na pani dyżur, ale…- tu zawiesił głos. Jak na początku był bardzo pewny siebie, tak teraz…
-A w czym mogę panu pomóc?- nie chcę się wdawać w głupią rozmowę. Po co mi to? Mimo tego, że serce bije mi mocniej, rozsądek mówi, że szkoda czasu na coś, co tylko obudzi wspomnienia.
-Czy nie miałaby pani wolnego wieczoru, żebyśmy mogli porozmawiać? O Bałkanach rzecz jasna.- wróciła mu jego pewność siebie.
-Rzecz jasna, że o Bałkanach. Bo o czym innym moglibyśmy porozmawiać, prawda?- staję się zadziorna i złośliwa.
-Na pewno znaleźlibyśmy wiele wspólnych tematów.- Zielonooki się nie poddaje.
-A czy pańska małżonka również będzie uczestniczyć w tym spotkaniu?- pytania zdawałoby się podbramkowe. Zezłościłam się jego pewnością siebie, która… i tak mnie pociąga. To troszkę jak walka sama ze sobą…
-Małżonka  gdzieś sobie chodzi na spacery, więc wieczór mielibyśmy dla siebie. Co pani na to?
-Przepraszam pana, ale ja dzisiaj wieczorem pracuję. Poza tym małżonce na pewno będzie miło, kiedy pan jej będzie towarzyszyć podczas spacerów.
Jakie to szczęście, że jestem zawalona robotą. Nawet jakbym bardzo chciała, to nie dałabym rady. Mam wymówkę, Jak to dobrze, że mam wymówkę…

Jak myślicie- złoży na mnie wyimaginowaną skargę?
😛

Chomikowa na pokazie chippendalsów.

DSC_0550No i stało się. W ogóle się nie spodziewałam. Nic a nic! Już bardziej rozglądałam się za jakimś klubem Go Go, do którego mogłabym zaciągnąć kumpla z teamu (zaciągnąć to złe słowo, bo chłopakowi na moją propozycję wspólnych odwiedzin w/w klubu aż się oczy zaświeciły. Warunek jest tylko jeden- to ja muszę wszystko postawić. Cokolwiek macie na myśli 😛 ) Kilka dni temu podczas służbowej kolacji z grupą Polaków, natchniona bardzo przyjemną, taneczną muzyką dochodzącą z jakiegoś klubu, postanowiłam właśnie tam spędzić resztę wieczoru z  całą grupą. Pewnym krokiem przekroczyłam próg klubu i… zamurowało mnie 😛 Na scenie stało tzw. „namiętne męskie ciacho”  w czymś obcisłym skórzanym (to miała być  chyba imitacja skórzanej kurtki 😛 ) i bardzo sprawnie przemawiało do publiki w języku angielskim, rosyjskim i niemieckim. Szacun! Bardzo niepewnie zerknęłam na moją grupę Polaków… Myślałam, że jak szybko tam weszliśmy, tak szybko nas stamtąd wymiecie, ale… MYLIŁAM SIĘ. Panie ochoczo zajęły miejsca (kto by pomyślał 😛 ) a panowie chyba nie mieli innego wyjścia, jak tylko usadowić się koło nich. W końcu do północy drinki były za pół ceny 😛 Najpierw na scenę wyciągnęli jedną Niemkę. Wyciągnęli to jednak znów złe słowo… Ona bardzo chętnie za rączkę poczłapała za „ciachem” prowadzącym. Facet wykonywał naokoło niej przeróżne figury. Prężył się, wyginał… Skubany ma kondycję 😛 Punktem kulminacyjnym opisywanego występu była imitacja ruchów kopulacyjnych. Parka leżała na podłodze i na komendę prowadzącego przedstawiała przeróżne namiętne pozycje seksualne.

Nooooo….

Przerwa na reklamę, czyli czas, żeby się napić. Rozglądam się po sali. Widzę kilka par. Namiętnie się całują. Wydaje mi się, że przyszli tu po to, żeby wieczorem mieć w końcu pierwszy raz od wielu miesięcy udany seks. Ten wieczór to dla nich gra wstępna. Smutne trochę. -Chomikowa! Chodź teraz pójdziemy na scenę! Chodź!- ciągnie mnie koleżanka z teamu za rękę. Jak to MY pójdziemy?! Ja NIGDZIE SIĘ NIE RUSZAM. Ja się mogę jedynie ruszyć do swojego hotelu do łóżka, bo padnięta jestem i chyba już mi wystarczy. -Chomikowa! No nie bądź drętwa! Nie potrafisz się bawić!- zaczyna już mnie atakować, co wcale mi się nie podoba. -Chyba sobie jaja robisz?!- ja bym miała iść na scenę i dotykać jakiegoś faceta, którego w ciągu tygodnia obmacywało ponad tysiąc łapsk?! To ja już wolę iść do centrum i sobie pomacać ten posąg nagiego gościa, który wszyscy macają. NIGDZIE NIE IDĘ. Obrażona. Zaraz znów będzie, że się bawić nie potrafię. Pewnie, że nie potrafię. Nie potrafię pić prawie codziennie i udawać 15-latkę spuszczoną z łańcucha.

Część druga występów się zaczęła. Teraz potrzebują dwóch kobiet na scenie. Koleżanka poszła i to bardzo chętnie. Jakoś mnie to nie dziwi. Tańczą, znów udają ruchy kopulacyjne a mnie łapie takie ziewanie, że zbieram się do siebie do hotelu, który już zaczęłam nazywać swoim domem. Nie potrzeba mi gier wstępnych. Mało mi ostatnio trzeba. Chyba mogłabym się tylko przytulić. Choćby do poduszki. Taka moja pozycja seksualna na Bałkanach 😛

Chomikowa niby randkuje…?

File:GinaMarie confused.gif
źródło: glee.wikia.com

Oj, ilu ludzi wierzyło w to, że moje życie nabierze kolorów na tych Bałkanach… 😛 Nabiera kolorów, nabiera… Purpurowych na twarzy najwięcej 😛
Patrząc na tutejszych mężczyzn, ręce opadają mi jeszcze niżej, niż w Polsce. Tutejsze „ciacho” to facet typu „polski dres”. Im bardziej przypomina Pudziana i im więcej ma tutauży, tym ma większe branie. Oczywiście obowiązkowo musi być łysy.
Mój typ. Ewidentnie…

Póki co turystów nie ma za dużo. W hotelu, który stał się moim domem (jakby ktoś się pytał, to w oknach mam kraty. Każdy ma podobno to, na co sobie zasłużył …) na ten moment są tylko Niemcy. A tak się Chomikowa całe życie broniłaś przed nauką języka niemieckiego… Ech.
I tak przyplątał się do mnie rozwodnik dość dobrze znający język angielski. Miły, kulturalny, uśmiechnięty. I nawet wysoki! 😀
Nie rozpędzajcie się tylko za bardzo 😛

-Chomikowa, taka miła z Ciebie dama (do damy to mi cholernie daleko, ale komplement uroczy 😉 ), więc jakbyś tylko miała wolną chwilę, to kupiłem szampana i zapraszam cię na kolację. Co ty na to? Wiem, że bardzo dużo pracujesz, ale będzie mi bardzo miło, jeśli znajdziesz dla mnie czas.

No wszystko super… Tylko że mój Romeo ma 77 lat.
A poza tym ja STRASZNIE DUŻO pracuję. Absolutnie nie jestem w stanie znaleźć choćby godziny na kolację.
ABSOLUTNIE 😛

Czarno to widzę. CZARNO 😀 😛

nie mam światła :P

źródło: internet

Zdarza się. Przecież wszędzie się może zdarzyć. Czasem coś się gdzieś zepsuje, coś pójdzie nie tak i na przykład padnie nam światło w hotelowym pokoju. Sprawa bardzo nieskomplikowana. Banalna wręcz. Trzeba iść do recepcji i to zgłosić. Zakładam, że jeśli jesteśmy gdzieś na wakacjach to na bank nie jesteśmy w kraju, w którym załatwią nam wszystko „od ręki” 😛 Na Bałkanach również 😛 Wzięłam to pod uwagę 😛
Pan w recepcji oczywiście z uśmiechem, choć niemałym przerażeniem w oczach zapewnił mnie, że za chwilę światło znów będzie. Okej. Spać jeszcze nie idę, więc nie martwię się o to, że po omacku będę musiała trafić do łóżka nie taranując przy okazji współlokatorki…
Poczłapałam do baru. No bo gdzie? 😛
Niebezpiecznie zbliżała się godzina 22.00, więc zapytałam się jak tam moje światło?
-Przykro mi, ale nie mogę się dodzwonić do mechanika.
Jednak perspektywa błądzenia w drodze do łóżka stawała się coraz bardziej realna.
-Proszę pana, ale ja naprawdę nie chcę sobie niczego połamać, ani trafić do nie swojego łóżka, więc jakby mógł pan coś zrobić…?- troszkę obracam sprawę w żart 😛
Dobiega do mnie chłopak z obsługi, który okazuje się, że mówi bardzo dobrze po polsku(!)
-Chomikowa, a może dam ci latarkę?- żartuje.
Patrzę na niego troszkę jak na idiotę 😛
-To może winka jeszcze? Mamy świetne winko tutaj, prawda?- ewidentnie mnie zagaduje, ale winka sobie nie odmówię 😉
-Dobra, ty mnie tutaj nie zagaduj, tylko dawaj mi ŚWIATŁO.- pomimo tego, że prowadzimy sobie miły dialog, czuwam nad „panem złotą rączką”.
-Chomikowa, to może dam ci świeczkę? Będzie romantycznie!
-Romantycznie będzie jak wam od tej świeczki puszczę hotel z dymem. Chcę światło!
I tak mijają minuty a ja mam we krwi coraz większe stężenie alkoholu…  A światła jak nie było, tak NIE MA.
Po kolejnych minutach dialogów wszelakich z obsługą (ewidentnie chcieli mnie spić, żebym zapomniała o tym że u mnie jest ciemno jak w d*** 😛 ) pojawił się szanowny pan „złota rączka”.
-Witam panią. Podobno nie ma pani światła, tak?
-Tak, nie mam i doprosić się o pana nie mogłam- odpowiadam radośnie pod wpływem winka 😛
-No dobrze, to będę potrzebował pani drugiej karty do pokoju. Inaczej nie wejdziemy i nie naprawimy.
-Jak to DRUGIEJ?! Po co panu druga???
-No przecież dostała pani drugą. Teraz będziemy jej potrzebować.

SIET.

-Kiedy, ja proszę pana chwilowo tę drugą…… zgubiłam…- i chcę zapaść się pod ziemię.
-Chwilowo…?
-No przecież ja ją w końcu znajdę!
-To mamy problem Pani Chomikowa.

To że jak??? Zostaje nam tylko wezwanie straży pożarnej??????
Cholerne Bałkany!
-Dawaj mi pan tę świeczkę.