ta psychiczna ex

źródło: giph.com

Jakiś czas temu pisałam o młodszym facecie http://niecodzienne-notatki.blog.pl/2015/03/19/a-moze-mlodszy/, z którym znalazłam wspólny język. Bardzo wspólny. Tak wspólny, że aż mnie to bardzo mocno zaskoczyło 😉
Jakiś tam kontakt utrzymywaliśmy. Chłopak sporo mi opowiadał o swojej „byłej”, która jak to ujął „wymęczyła go psychicznie i zniszczyła mu życie swoją obsesją”. Troszkę podpytywałam jaka to była obsesja, bo jeszcze w moim życiu żaden facet tak strasznie nie narzekał na swoją „byłą”, jak właśnie on. Dowiedziałam się, że dziewczyna robiła mu awanturę o prawie wszystko- o to, że powiedział, że jakaś piosenkarka jest ładna; że utrzymuje kontakt ze znajomymi; że z kilkuminutowym opóźnieniem odpisuje na wiadomości; że go wyzywała itp. I już mu zaczynałam bardzo współczuć jego „byłej”, do momentu aż mi nie powiedział, że bywał chorobliwie zazdrosna i przeszukiwała mu telefon. Bo tutaj jakaś się troszkę zrobiłam czujna. Doświadczenie mi mówi, że jak ktokolwiek zaczyna gmerać w telefonie swojej „połówki”, to z reguły ma ku temu powody. Może nie jakieś mocne, ale raczej ma. Oczywiście, że na pewno zdarzają się osoby, które gmerają w życiu osobistym swojej „połówki” bez wyraźnej przyczyny, ale ja raczej zakładam, że większość z nas jest jednak zdrowa psychicznie 😛
Studencina poinformowała mnie, że „była” doprowadziła go do takiego stanu, że zablokował ją we wszelkich komunikatorach oraz sam zmienił numer telefonu. Dobrze, nie moja sprawa. Jego przeszłość, niech ją zamyka po swojemu.
Na Bałkanach tak naprawdę jedną z bardzo nielicznych osób, które jakoś pomagały mi przetrwać  była właśnie Studencina. Miałam w nim jakieś tam oparcie i wiedziałam, że jak zacznie mi się zbierać na płacz, to on zawsze na moją wiadomość odpisze i znajdzie dla mnie czas na Skypie. Był nawet pomysł, żebyśmy spędzili razem urlop. Tak po prostu zwiedzić to, co zawsze chciałam zwiedzić a moje 30-ste urodziny spędzić tam, gdzie bym tego najbardziej pragnęła.
No i wszystko pięknie, tylko jakoś… Przecież dość nędznie się znaliśmy. Tak naprawdę poznawaliśmy się internetowo. I coś Studencina zbyt mocno zaczynała naciskać na te wspólne wakacje. I te jego wiadomości zaczynały być jakby pisane w pośpiechu. Coś było nie tak. A że ja bardzo ufam swoim przeczuciom, to znajomość postanowiłam zakończyć jeszcze na Bałkanach.

Tak mijały tygodnie, ja zdążyłam wrócić do Polski, zapomnieć o wszystkim, o czym powinnam zapomnieć, aż dostałam wiadomość od Studenciny.
-Chomikowa, jak tam u ciebie?-zagaduje tak niby od niechcenia.
I tak od słowa do słowa aż konwersacja zaczęła przeradzać się we flirt. A całkiem niepotrzebnie, bardzo niepotrzebnie, bo wiem, że nic z tego NIE BĘDZIE. Jakoś z tym zaufaniem do niego było mi za daleko…

Zdążyłam zakończyć naszą konwersację, kiedy na wyświetlaczu telefonu pojawiła mi się charakterystyczna chmurka. Od jakiejś Niny. Nazwisko niepolskie. Oj, niedobrze, niedobrze… Otwieram wiadomość z niemałym lękiem, bo wiem, że z reguły wiadomości od obcych kobiet nie wróżą nic dobrego…
-Jeśli ostatnio flirtowałaś ze Studenciną, to wiedz, że on jest zajęty.
SIET!
Rzuciłam telefonem w najdalszy kąt pokoju, jak oparzona.
Pięknie.
Ja jestem za stara na takie klimaty. Ja się z żadną dziewczyną nie będę o nic wykłócać. Zresztą, jakbym miała cokolwiek na sumieniu. Ja faceta w życiu nawet nie dotknęłam, nie wspominając o czymś więcej. Jestem CZYSTA. No prawie jak łza. Ale skąd ja mogłam wiedzieć? Przecież oczywiście, że mi nic nie powiedział.
-Zajęty??? To ja bardzo „sorry”. Już mnie nie ma.
I chyba dziewczynę zaskoczyłam taką odpowiedzią, bo zaczęła prowadzić ze mną normalną, ludzką rozmowę. Tak od słowa do słowa okazało się, że Nina jest właśnie tą „byłą”, która uprzykrzyła Studencinie życie. Co więcej. Dziewczyna jest jedną z najbardziej zdroworozsądkowych kobiet, jakie znam.
Rozmawiałyśmy prawie całą noc. Okazało się, że Studencina na okrągło szukał dodatkowych doznań w Internecie. Wszystkie jak to nazywał „przyjaźnie” to były „przyjaciółki”. W telefonie miał mnóstwo zdjęć półnagich kobiet, które zresztą same mu te zdjęcia wysłały. Chłopak był ( i jest) nałogowym flirciarzem. Nina próbowała jakoś go zmienić, ale średnio jej się to udawało. Z reguły wszystko kończyło się na awanturach. Kiedy ostatnio już kompletnie straciła cierpliwość, powiedziała, że jest narcystycznym idiotą i nie che mieć z nim do czynienia. Wtedy dość szybko pojawiłam się ja- dla zabicia nudy przypuszczam. Kiedy ja na Bałkanach zauważyłam, że jego wiadomości są pisane jakby chaotycznie i w pośpiechu, akurat właśnie „godził się” setkami wiadomości ze swoją „chorą psychicznie” byłą 😀
BOSKO 😀
-Widzisz, Chomikowa… Bo my razem byliśmy teraz na wakacjach i on chciał odbudować nasz związek i ja myślałam, że on się zmienił. Zdążyliśmy wrócić a on już napisał do ciebie. To chore.
Chore, chore… a nawet „chorsze i trup” 😀

-Chomikowa, podobno moja „była” do ciebie pisała?- wyświetla mi się charakterystyczna chmurka w telefonie od Studenciny- Tak, byliśmy razem na wakacjach, ale ona jest nienormalna! Ona znów mnie atakuje! Oskarża! Ja myślałem, że ona się zmieniła a jednak nadal jest taka sama! Chora psychicznie!

Z Niną się chyba zaprzyjaźnię 😀
I tak mi przyszło na myśl… Co jak co, ale chłopak ma chociaż dobry gust 😀

porozmawiajmy o… bzykanku ;)

źródło: giph.com

Kilka ostatnich miesięcy mojego życia kręciło się naokoło… bzykania. I to nie pszczół, os czy innych stworzeń latających. Nie, nie. To by było zbyt… infantylne?

Seks (bo o seksie mowa) gdzieś ciągle towarzyszy nam w życiu. Dzieckiem nie jestem, więc coś o tym wiem 😉 Seksem kipi reklama, o seksie się plotkuje, o seksie się śni, o seksie się marzy, seks relaksuje, o seksie się rozmawia i seksem podobno nawet się leczy… Nie pytajcie mnie CO 😛
Dobrze, dobrze. W końcu to takie… naturalne. Przecież dzięki niemu większość z nas jest na tym świecie 😉 Rozmawiajmy o nim, twórzmy aluzje i uprawiajmy go jak najwięcej! Ale…
Ale… no właśnie.
Czasem mam wrażenie, że nasze życie kręci się jak nie wokół pracy, to wokół seksu właśnie. TYLKO. Stał się tak powszedni, że chleb zaczął mi smakować już inaczej 😉 I wcale nie lepiej. „Szybkie bzykanko”, jak to ujmował Prawie Idealny z kimś ledwo poznanym, to właśnie chleb powszedni dla wielu, bardzo wielu…
-No zaliczyłeś ją w końcu?- pyta Wiecznie Niezadowolona Prawie Idealnego a ja się przysłuchuję z boku z niedowierzaniem.
-Wczoraj bzyknąłem tę czarną.-chwali się na forum Petro.
-Chomikowa, ale miałam dzisiaj zarąbisty seks.-informuje mnie Wiecznie Niezadowolona.
Super, no bosko. Jak im tak kwitnie życie seksualne, to tylko się CIESZYĆ. Tylko, czy ja naprawdę chcę o tym wiedzieć??? podobno jestem dobrym słuchaczem. ZA DOBRYM, bo często po informacji, że ktoś się „bzyknął”, czy ktoś kogoś „przeleciał” następuje informacja „jak, gdzie, kiedy”.
-Dobra, dobra Petro! Ja się bardzo cieszę, że twoje życie seksualne nadal kwitnie, ale ja chyba nie chcę wiedzieć kiedy i jak to robiliście, wiesz?- stopuję w opowieściach kolegę.
I tak mi się wydawało, że byłam od tego wszystkiego gdzieś „obok”. W ich polowaniach nie uczestniczyłam, z moich nocy czy wieczorów im się nie spowiadałam i jakoś dni i tygodnie leciały.
-Ty! Chomikowa! Ty podobno na randce byłaś wczoraj!- zaśmiewając się zagaduje do mnie Prawie Idealny.
Wywiad skubany ma lepszy, niż Kreml.
-A ty, Prawie Idealny widzę, że jesteś lepiej zorientowany z moim życiu, niż ja sama.
-Dobra, dobra! Ty mi lepiej powiedz, czy było jakieś bzykanko?
????
Patrzę na gościa z niedowierzaniem.
-Ty na serio, Facet?
-Chomikowa, OCZYWIŚCIE, że na serio! No było, było????? GADAJ.
-Ej, a nawet jakby było, to czy mam ci też opowiedzieć jak i gdzie???- i nie spuszczam z niego wzroku, bo może jednak jakoś się facet speszy, może się wycofa.
Nic bardziej mylnego.
-Chomiczku! Wiesz… jak tylko będziesz miała życzenie, to oczywiście, że możesz mi wszystko opowiedzieć a ja bardzo chętnie wysłucham.-odpowiada mi z typowym dla siebie uśmiechem.
Nie wątpię 😛
Ma szczęście, że go uwielbiam.

-Chomikowa, ty musisz się tu w końcu bzyknąć!-poucza mnie Wiecznie Niezadowolona.
Nie wierzę.
-MUSZĘ?- pytam, bo uszom chyba własnym nie wierzę.
-OCZYWIŚCIE! A później mi opowiesz jak było!
-Wiesz, laska… Jakie to szczęście, że jednak nie widzę tu (póki co) kandydata na „dobre bzykanko”.-odpowiadam zgodnie z prawdą zresztą, co mnie bardzo cieszy, bo kłamać NIENAWIDZĘ.
-A ja tam, Chomikowa widzę, tylko ty nie chcesz widzieć.
No masz ci.
Okulary czas zmienić. Przez te okulary ma mnie ominąć dobry seks??? W życiu! 😛
Dobra, jedyne, co czas zmienić, to towarzystwo, które żyje tylko tym całym „bzykaniem”. Ile można się wykręcać od odpowiedzi i delikatnie zbywać znajomych? Swoją drogą zastanawiam się skąd u nich tyle energii i taka ciekawość. Może to ten bułgarski klimat? Słońce? Nadmiar pracy?
Wrócę do Polski, to wszystko wróci do normy. Ja się też unormuję.

Po powrocie do kraju spotykam się w końcu z Moją N. Nareszcie ktoś normalny, kto normalnie podchodzi do spraw seksu. ULGA.
-Chomikowa… słuchaj- zagaduje figlarnie N.-czytałam twojego bloga no i… powiedz mi w końcu! Bo nie wytrzymam!
-Jeju! Ale CO?- nie za bardzo wiem, o co jej może chodzić, bo raczej dziewczę było na bieżąco z wydarzeniami mojego życia a i rewelacyjnej niespodzianki pod postacią pierścionka zaręczynowego też ze sobą nie przywiozłam.
-No weź przestań, Chomikowa! GADAJ! No bzyknęłaś się w końcu?!

Chyba jednak NIC się nie unormuje 😛

oceńmy ich. Wydajmy wyrok.

Turcja, Flagi, Cudzoziemców, Niemcy, Obejmują
źródło: pixabay.com

Zanim rozpoczęłam pracę, miałam tygodniowe szkolenie. Mieszkaliśmy w hotelu, w pokojach dwuosobowych. Jako współlokatorkę dostałam Agniątko. Niezmiernie miłe, ciepłe i dobre dziewczę.
Wiecie jak to jest, kiedy zaczyna się mieszkać z kimś obcym- po jakimś czasie zaczynają padać pytania o związki, miłości itd. To NORMALNE. U mnie jak ogólnie wiadomo za dużo do opowiadania nie było 😛 O wszelkich nieudanych randkach i rozwianych nadziejach myślę, że jest za wcześnie opowiadać 😛 a koleżanka w sumie ograniczyła się tylko do informacji, że od roku jest w związku. I to by było na tyle. Żadnych zdjęć, opowieści o pięknej miłości i innych tego typu pierdół. Za język z reguły nie ciągnę. Będzie chciała powiedzieć więcej, to powie.
Po jakimś czasie dziewczyna sama wyjęła swój telefon i pokazała mi „człowieka, Chomikowa którego kocham tak mocno, jak nikogo do tej pory”.
I oczom mym ukazało się fantastyczne ciacho. Pierwsze zdjęcie- boski. Drugie- jeszcze bardziej boski, trzecie- wpatrzony w Agniątko Adonis. Matko kochana! Czemu ona takiego faceta ukrywa?! Jak szybko o tym pomyślałam, tak szybko mnie olśniło…
-Mała, a skąd on jest? Bo Europejczykiem z dziada-pradziada to chyba niekoniecznie…?
-Widzisz, Chomiczku…-i spuszcza wzrok jak małolata zapytana o pierwszy pocałunek- on pochodzi z tych dla nas zakazanych rejonów Iraku, Iranu, Palestyny.
No tak. Jasne.
Nie, wcale nie jasne. Ciemne i to jeszcze bardziej, niż kolor jego skóry.
Od razu robi mi się cholernie przykro. Za nią i za nich. Bo oni się kochają. Na szczęście nie jest im dane żyć w Polsce, bo tutaj na pewno nie daliby rady być razem dłużej, niż 2 miesiące. Zostaliby zgnębieni. I tak czuję, że Agniątko właśnie zostało przez swoją rodzinę i znajomych zgnębiona. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć jej smutku…
Dopiero po kilku miesiącach zdobywania jej zaufania, dziewczyna opowiedziała mi o tym jak ciężko rodzina i znajomi reagują na jej związek z obcokrajowcem i to jeszcze „TAKIM”. Ilość wypowiedzianych zdań, pretensji, łez i żalu doprowadziła ją prawie że do depresji.
Tak łatwo nam włazić z buciorami w czyjeś życie. Taki łatwo nam przypinać innym łatki. Oceniać, mówić jak mają żyć, z kim chodzić do łóżka i w jakich pozycjach płodzić dzieci. To takie proste. Zatruć komuś życie.
Na wycieczce do Istambułu byłam świadkiem jak połowa turystów z mojego autokaru cały czas krytykowała ten naród. Bo przechodzą na czerwonym świetle jak osły; bo prowadzą samochody jak samobójcy- terroryści; bo zamiast po Bożemu siedzieć wieczorami w domu, to oni wyłażą jak szczury na ulice; bo najgorsze co się może przytrafić Polce, to związek z takim „arabusem”.
-No właśnie! A już najgorsze jak się taka Polka zwiąże z takim Irakijczykiem lub Palestyńczykiem. Gorzej być nie może!- dokrzykuje załamane Agniątko.
A mnie się serce łamie… Bo to taka dobra dziewczyna. Zasługuje na wiele pięknych chwil, zasługuje na normalną miłość a co ma? Ciągłą walkę o swoją miłość. I to nie tylko ona. O swoją miłość walczy codziennie tysiące par. Bo ona jeździ na wózku inwalidzkim; bo on jest jeszcze nierozwiedziony; bo ona jest wyższa od niego; bo on jest dla niej za gruby; bo ona jest starsza; bo on jest… ona jest… tysiące przykładów.

Kiedyś ludzie też próbowali na siłę wtargnąć w mój związek. Oceniając, przypinając łatkę i niszcząc całą radość z początków miłości. Moja N. zacytowała mi wtedy bardzo ważne słowa: „Chomikowa, nikt za ciebie nie umrze, więc niech ci nikt nie mówi jak masz żyć”.
Bo to moje życie. TYLKO moje.

Chomikowa jak zakochana turystka

źródło: własne
źródło: własne

Tyle ludzi, będąc na wakacjach w Bułgarii, wybiera coś więcej i kieruje swoje kroki w stronę Istambułu. Dlaczego więc i ja nie miałabym spełnić mojego marzenia i nie zobaczyć miasta leżącego na granicy dwóch kontynentów? Przecież taka okazja może się już w moim życiu nie powtórzyć. A ja nienawidzę nie korzystać z okazji, które stoją mi pod nosem.
JADĘ. Będę w końcu rozkapryszoną turystką i POJADĘ.
-Szefowo maaa……..-zaciągam jak standardowy pracownik korporacji, który żyły sobie wypruwał i raptem zamarzyły mu się AŻ 2 dni wolnego.- To mój ostatni tydzień tutaj. Wiesz, że o nic przez ten czas nie prosiłam. Tak teraz cię proszę. Nie, ja cię nie proszę, ja cię BŁAGAM. Potrzebuję dwóch dni wolnego.
-Na co?
-Na Istambuł…
-Jedź.
Tak po prostu…?????
Mało mam czasu na zorganizowanie sobie spełnienia marzenia… Wszystko mi komplikują turyści, którzy ciągle coś gubią i ciągle po coś niezmiernie ważnego do mnie dzwonią. W pośpiechu udaje mi się załatwić bilet. W pośpiechu umawiam się z moimi dziewczynami na zwiedzanie i w pośpiechu otrzymuję informację o miejscu zbiórki. Jestem tak zaaferowana tym, że jadę w to niesamowite miejsce z ludźmi, których uwielbiam, że… gubię bilet i nawet wiem gdzie…
-Misho, rany boskie- dzwonię do biura godzinę przed zbiórką- zgubiłam bilet.
-Jak to się stało?- dopytuje
-Czy to naprawdę takie ważne? Zdarza się! Turyści ciągle gubią, to i ja zgubiłam. W tej chwili pewnie spływa gdzieś do Morza Czarnego. Nie zadawaj, proszę więcej pytań.
-Nie śmiałbym. Jedź. Załatwione.
Ufff.
Pędzę na dworzec. Siadam na ławce, rozglądam się dookoła i tak mi dobrze… Z błogiego stanu wyrywa mnie dźwięk telefonu.
-Chomikowa! Cholera jasna! Gdzie ty jesteś?!- krzyczy mi do słuchawki koleżanka.
-No jak to gdzie? Czekam na was na Dworcu Centralnym- odpowiadam z rozbrajającą szczerością.
-Jakim dworcu? Miałaś być na przystanku w centrum a nie na Dworcu Centralnym!
O fuck…
Jakie to szczęście, że tutaj prawie wszędzie jest blisko.
Zdyszana dobiegam do autokaru. Siedzenia są numerowane i przydzielone. Oczywiście przydzielono mi chłopca. DUŻEGO. Zajął połowę mojego fotela i cały swój. Kiedy spał, to piszczał. Jak można się domyślić- ja nie spałam…
Nad ranem docieramy do hotelu, w którym czeka na nas śniadanie. Z okien restauracji rozciąga się widok na port Morza Marmara. Dopiero wschodzi słońce. Statki tak pięknie mienią się na wodzie tysiącami świateł. Przed portem widzę masę czerwonych dachów z od niechcenia wystającymi antenami. Jak w filmie… Wierzyć mi się nie chce, że może być tak pięknie.
-Chomiczku mój, zobacz jak cudownie. A to dopiero początek!- w pełni zachwytu krzyczy do mnie moje Agniątko.
-Widzę, przecież widzę…- i gdzieś w gardle grzęzną mi słowa.


Najpierw jedziemy zatłoczonymi ulicami do Błękitnego Meczetu. Staję na placu pomiędzy Błękitnym Meczetem a Hagią Sofią i uwierzyć nie mogę w to, że jestem w tym miejscu… Wiedziałam, że będzie pięknie. Wiedziałam, że… ale łzy jakoś gdzieś same…
-Ty mi tam nie becz ukradkiem, bo ja wszystko widzę, tylko wyjmij aparat i RÓB ZDJĘCIA, Chomikowa.- do porządku mnie przywołuje Agniątko.
Dobrze, już dobrze! Jak to dobrze, że jest ktoś, kto mnie przywołuje do porządku 😛

Oczywiście, aby wejść do Błękitnego Meczetu, muszę mieć wszystko pozakrywane. Dostaję coś, co przypomina spadochron z kapturem i zakładam to na siebie. Świątynię przykrywa przepiękna kopuła. Wznoszę cały czas głowę do góry, przez co z głowy spada mi chusta. Nawet tego nie poczułam, ale usłyszałam karcące krzyki jednego chyba z pracowników. Nie znam wielu słów z języka tureckiego, ale jego krzyk i wymowne wymachiwania rąk od razu dały mi do zrozumienia, że cholernie mocno grzeszę i NATYCHMIAST muszę założyć chustę na głowę, bo jeśli tego nie zrobię, to grozi mi co najmniej ukamienowanie 😛

Pomiędzy zwiedzaniem Hagii Sofii a Topkapi mamy niecałą godzinę wolnego.
-Proszę państwa! Ci, którzy wykupili zwiedzanie Topkapi, spotykają się tutaj o godzinie 13.00 a ci, którzy wykupili tylko rejs po Bosforze, mają czas do 18.00- wykrzykuje do nas pani przewodnik.
-To na którą ci, co mają tylko rejs po Bosforze?- pyta jeden z turystów.
-Na 18.00, proszę pana. Tylko proszę się nie spóźnić.
-A ci, co zwiedzają Topkapi?- dopytuje jeszcze inny.
Nie wytrzymam. Jak z dziećmi.
Na zbiórkę się spóźniam.
Jak dziecko.
Mea culpa.

Egipski Bazar uderzył mnie swoim ogromem i głosami ludzi w sam środek klatki piersiowej. Tysiące przypraw, dziesiątki ryb, owoce morza, słodycze, herbata, kawa i setki ludzi.Obraz 1017
-Skąd jesteś?! Piękna! Spróbuj tej chałwy!- tak zachęcają do zakupów Turcy. Jak mi tego brakowało! Jak na to czekałam! Próbuję wszystkiego, co podsuwają mi do ust. Jestem kompletnie oszołomiona zapachami i kolorami. Jakby mi któryś z nich powiedział, żebym poszła z nim do domu, to poczłapałabym za nim, jak naiwna owieczka za pasterzem.
Kupiłam chałwę i dziesiątki przypraw.
Może nauczę się gotować? 😛

W pośpiechu biegniemy do autokaru.
Gdzie jest do cholery moja bluza?!
-Pani Przewodnik! Proszę Pani!- ja w poprzednim autokarze zostawiłam bluzę! Gdzie jest poprzedni autokar?
-A mówiłam, Pani Chomikowa, żeby niczego nie zostawiać, bo już tam nie wrócimy, no mówiłam przecież!- karci mnie przewodniczka.
-No może i pani mówiła, ale ja… ZASNĘŁAM przecież nooo…
-Przecież pani jest rozkojarzona, jakby pani zakochana była! Albo i gorzej!

Nie zaprzeczam! Bo jestem! Jestem zakochana bez pamięci w tym klimacie tego wielomilionowego miasta. Miasta, w którym mężczyźni biją się na przystanku autobusowym tylko dlatego, bo jeden drugiemu podał złą godzinę. Miasta, w którym czerwone światło na ulicy nie istnieje. Miasta, w którym na ulicy mijają się czule tulące się do siebie zakochane pary oraz kobiety całe zakryte z burkach. Miasta, w którym wbrew pozorom każdy ma prawo poczuć się jak u siebie.

-Pani Chomikowa, pani może niech się trzyma blisko mnie, bo mam dziwne przeczucie, że mi tu pani gdzieś zginie. Gorzej, niż turysta. Pani rezydent. Pięknie, Pani Chomikowa!- znów mnie karci przewodniczka.
Kiedy ja zakochana… Zakochanym się wybacza! 😉

-Jak było w Istambule?- pyta Dan.
-Było… idealnie, wiesz?
-Tak mało ideałów w naszym życiu, prawda? Dobrze cię tu znów widzieć, Chomikowa. 

ostatnia noc jak w filmach

źródło: Internet
źródło: Internet

Mam mieszane uczucia. 
Moja Rosi powiedziała kilka dni temu coś bardzo mądrego: „Chomikowa, nie myśl źle o moim kraju. Bułgaria i Bułgarzy to nie jest wcale takie zło wcielone. To praca w Bułgarii jest straszna”.
I ja się pod tym podpisuję rękoma i nogami.
Ostatnie dni były spokojniejsze. Wszyscy byliśmy spokojniejsi. Nie słyszałam naokoło siebie przekleństw we wszystkich możliwych językach i nikt bezczelnie nie wzruszał ramionami przy napotkaniu jakichkolwiek trudności. 
Uniform zdejmowałam coraz częściej i coraz częściej się śmiałam. Miałam czas, żeby na spokojnie przyjrzeć się ludziom i miastu. I miałam czas zjeść lunch 😀
-Chomikowa! Jeeeezu! Ty lunch jesz!- przyuważył mnie Prawie Idealny- za chwilę te twoje 5 kg, które tutaj zrzuciłaś, znów wejdą ci w biodra.
I się zaśmiewa z moich własnych niedawno wypowiedzianych słów. Podły 😛 Ale i tak go uwielbiam 🙂
Idę na ostatni dyżur do jednego z moich ulubionych hoteli. Uwielbiam ludzi, którzy tam pracują. Pomocni, uśmiechnięci, pełni energii. Wszystko to, czego mi brakowało przez ostatnie miesiące. Z bólem serca opuszczam ich hotel. 
-Chomikowa, o której masz jutro autobus na lotnisko?- pyta Dan. 
– O 17.00
-I jutro już do nas nie wejdziesz?
-Raczej już nie dam rady- odpowiadam. I wcale nie jest to prawda, że nie dałabym rady. Dałabym, ale lepiej dla mnie samej, żebym to zamknęła dzisiaj.
-Ale dzisiejszy wieczór masz wolny?
Mam. To znaczy nie mam. Wcale nie mam wolnego wieczoru. Powinnam się spakować, powinnam iść na imprezę i powinnam…
-W sumie wolny.

Wieczór był wyjątkowo ciepły.
Zobaczyłam miasteczko z zupełnie innej strony. Przedmieścia okazały się pełne zieleni i idealnej ciszy przerywanej tylko naszym śmiechem i tysiącami słów. Światła miasta mieniły się z daleka tysiącami kolorów. Byłam kompletnie zaskoczona tym, że może być… tak jak powinno.

Obudził nas powiew wiatru o wschodzie słońca.
Noc jak z filmu.
Zawsze za krótka.

-Dziecko, tylko ty niczego nie zostaw w tej Bułgarii, żebyś potem nie musiała tam nigdy wracać-prosi mnie przez telefon Rodzicielka.

Kiedy ja tam… zostawiłam kawałek duszy…

Chomikowym okiem o Bułgarii

źródło: własne
źródło: własne

Moja przygoda z Bałkanami powoli dobiega końca.
Na szczęście.

Większość czasu spędziłam w Bułgarii. Tej stricte turystycznej. Rejon Złotych Piasków, Słonecznego Brzegu. W tym roku Bułgaria ze względu na powolną agonię turystki w Tunezji i Turcji, stała się kierunkiem bardzo popularnym dla osób z niezbyt głęboką kieszenią. Tylko moje biuro turystyczne gościło tygodniowo od 1500-2400 Polaków.
I połowa z nich wracała rozczarowana.
To nie jest kraj przyjazny turystom. Phi! To nie jest kraj przyjazny ludziom 😉 Zwróćmy uwagę na powierzchnię będącej w Unii Europejskiej Bułgarii- jeśli na 111.000 km ² przypada jakieś 7 mln mieszkańców (dla porównania Polska to ok.312.000 km ² i jakieś 38 mln mieszkańców). Jakoś tłumów w tym kraju nie widzę. Wszyscy uciekają. Gdzie się da. Od mieszańców często słyszę o amerykańskim śnie.  Dla nich to raj, cel. Albo chociaż Anglia i Niemcy. Byleby nie tutaj. I uciekają. Przemieszczając się pomiędzy większymi miastami, przez okno samochodu widzę tylko pustkę. Nietkniętą przez ludzką rękę, dziką Bułgarię. Piękną Bułgarię. Niepokojąco piękną. 
Życie w Bułgarii nie jest łatwe. Przez wiele miesięcy brakowało mi jednego dobrego słowa na określenie codzienności w tym kraju. Kilka dni temu, kiedy stałam z szefową pod jednym z hoteli i rozmawiałam o ciągłych walkach, jakie tu wszyscy toczymy ze wszystkim, powiedziała że jest zmęczona ogarniającą nas SZARPANINĄ. Bingo!  
Życie tutaj to SZARPANINA… Ci, co nie wyemigrowali, to oszukują, kombinują i olewają. Co się da. Z jednej strony nie ma się co dziwić. My- Polacy też tacy byliśmy jeszcze 20-30 lat temu. Pełni zmęczenia niepowodzeniami, walczący o przetrwanie w feralnej rzeczywistości. Walczący jakkolwiek. Nawet nielegalnymi środkami.
Nielegalne środki to tutaj chleb powszedni. Słoneczny Brzeg i Złote Piaski pełne są luksusowych aut. Właścicielami raczej nie są menadżerowie hoteli 😛 Nie są też nimi rezydenci 😛 Właścicielami jest mafia. Narkotyki i broń można kupić… może nie prawie wszędzie, ale wystarczy popytać. Na większych imprezach wystarczy tylko popatrzeć po kieszeniach niektórych panów. Nie trzymają tam portfeli ani gazu pieprzowego. I na pewno nie wahają się tych zabawek używać…
Jakiś czas temu podczas nocnego transferu na lotnisko widzieliśmy pod jednym z naszych hoteli pełno policji i spanikowanych turystów. 5 minut wcześniej w hotelu miała miejsce strzelanina. Do recepcji wbiegło dwóch facetów strzelających do policji właśnie. Nie, nie oglądali się na turystów siedzących w recepcji. Phi! Ciekawe o co poszło… Mniemam, że tym razem nie o kobietę 😀
Jakimś cudem nikt nie został ranny. Jakimś cudem nie wspominali też o tym w polskiej TV 😛 Rodzicielka na bank kazałaby mi spakować walizki I NATYCHMIAST wracać do kraju 😛
Po całej akcji nieśmiało zapytaliśmy się szefostwa o możliwość otrzymania kamizelek kuloodpornych. Nie wiem czemu, ale nasz wniosek nie został rozpatrzony pozytywnie 😉

Mafia jak mafia, ale o terrorystach też nie powinniśmy zapominać 😉 Mówi się, że Bułgaria jest wolna od zagrożeń terrorystycznych.
Nie jest.
Niedawno na granicy z Macedonią zatrzymano kilku panów, którzy podawali się za uchodźców. W telefonach mieli masę filmików (instruktaży? 😛 ), w których głównym motywem było ucinanie głów. Niewiernym rzecz jasna 😛 Nie jestem rasistką, ale po sierpniowej akcji poszukiwania w kurortach turystycznych nad Morzem Czarnym dwóch terrorystów z Turcji, zaczęłam bardzo czujnie przyglądać się wszystkim turystom z ciemniejszą karnacją skóry 😛 Taki maluśki przejaw paniki ;P
Dobra… nastraszyłam.
Wiem.
To nie jest idealny kraj. Ale gwarantuje turystom słońce i niedrogie warunki przetrwania 😉 Jeśli ktoś nie oczekuje spektakularnych krajobrazów i miejsc z nieprawdopodobną historią, to Bułgaria jest dla niego dobrą opcją i zaznaczam NIEDROGĄ.  Przepraszam- nie może też oczekiwać, że hotel będzie czysty a obsługa z nieprzerwanym uśmiechem będzie mu nadskakiwać i rozwiązywać wszelkie problemy 😛

Bułgaria mimo wszystko może być też piękna. I jest. Ta naturalna, dzika… Najpiękniejsza późnym wieczorem. W samochodzie z otwartym dachem mknącym po pustej ulicy. Bilion gwiazd na niebie nieporównywalna do żadnego cztero-, pięcio-, sześcio-, czy wyimaginowanego siedmio-gwiazdkowego hotelu………..
🙂

 

poszłam kupić pamiątki

źródło: http://hel.ug.edu.pl/

Powoli zaczynam myśleć o upominkach dla najbliższych. Jedyne, co nadaje się na souvenir, to ręcznie robione, skórzane breloczki.
Dopadam do któregoś już z kolei stoiska z wyrobami skórzanymi.
-Proszę pana, wezmę 3 breloczki, ale muszę mieć na nie jakąś promocję.-mówię do pana, ale widzę, że on mnie nie słucha, tylko na mnie patrzy i szczerzy zęby.
Czarno widzę te zakupy…
-Ale po co ty chcesz kupować skórzane breloczki…? Ty sama masz taką piękną skórę. Ja ci tę skórę posmaruję czymś i zobaczysz jak będziesz pięknie pachnieć.
Śmierdzę…?
I ciągnie mnie za rękę na drugą stronę sklepiku. I wsmarowuje mi w dłonie ruchami iście erotycznymi jakieś coś, co strasznie mocno pachnie i co wcale mi się nie podoba. Zachowuje się trochę jak Turek na bazarze, ale Turkiem to on nie jest… Na bazarze też nie jestem.
-Nie, nie. Ja dziękuję. Chcę breloczki z upustem.-nie poddaję się, ale widzę, że to bez sensu, bo pan tylko szerzy zęby i jakby sklepik miał drzwi, to na bank by mnie tu przeleciał…
-Chomikowa, ja chcę dzisiaj w nocy smarować twoją skórę tym kremem. Będziemy oboje pięknie pachnieć… Tylko się umówmy…

Tak, tak. KONIECZNIE.
I zrobi tej upojnej nocy ze mnie „Pachnidło”….

obcokrajowiec…? Potencjalny Idealny…? ;)

Wbiegam zmachana do jednego z moich ulubionych hoteli. Taki malutki, cichy, spokojny… Niewiele ludzi, ale atmosfera miła, rodzinna, pełna ciepła. Przy basenie mijam jakiegoś chłopaka, który mówi mi po angielsku „dzień dobry”.
-Tak, tak. Dzień dobry!- odpowiadam z profesjonalnym uśmiechem i biegnę dalej.
Dopadam do szefowej recepcji i zamawiam śniadanie na wynos dla nieokiełznanych turystów z Polski. Chwilkę sobie rozmawiamy i znów widzę tego chłopaka.
-Ale jesteś wysoka! To niesprawiedliwe! Ile facetów chciałoby być chociaż twojego wzrostu… Ja sam chyba jestem niższy. Zresztą nieważne. Pierwszy raz cię tu widzę.- zagaduje chłopaczyna.
-To samo mogę powiedzieć o tobie! – zaśmiewam się- A myślę, że jestem tu zdecydowanie dłużej od ciebie.
-No tak, z pewnością- i pokazuje na mój uniform, z czego oboje się śmiejemy.
I tak nam miło się zaśmiewało i tak nam miło się rozmawiało, że nie zauważyłam jak minęło dobre 15 minut. Chłopak zaczął robić na mnie wrażenie. Kulturalny, miły, uśmiechnięty. I dłoń mi uścisnął jak prawdziwy facet a nie jak baba. Tylko, że… no co mi po gościu, który pewnie jest z jakiś Czech, Szwecji czy innego świetnego kraju położonego z 1000 kilometrów od Polski… Jak szybko to sobie uświadomiłam, tak szybko odechciało mi się prowadzić konwersację…
-Chomikowa…- dopada do mnie nagle szefowa recepcji- A czemu wy gadacie po angielsku? Przecież wy oboje z Polski jesteście. – I patrzy na mnie jak na idiotkę.
Ja oczy otwieram cholernie szeroko, Potencjalny Ideał również i oboje znów wybuchamy śmiechem…

-Chomikowa, spóźniłaś się na dyżur- dopada do mnie moja szefowa tym razem.
SIET. Jaka raptem czujna…
-Jejku, WIEM! WIEM! Ale ja nie mogłam wcześniej! Bo się prawie zakochałam! I zagadałam z NIM!
-Ty, Chomikowa?! To ja bym ci nawet wybaczyła, jakbyś w ogóle się na tym dyżurze nie pojawiła- odpowiada szefowa ze śmiechem.
Uwielbiam ją!

Potencjalny Ideał…
Zadzwoni? 😉

(nie)dopasowani…?

źródło: internet
źródło: internet

To, że osoby tworzące związek partnerski/ małżeński czy jakikolwiek inny 😉 różnią się od siebie zawsze pod wieloma względami, to nic nowego. Ameryki jak zwykle nie odkrywam 😛 Co jednak, jeśli różnią się od siebie… BARDZO?
Mówicie, że przeciwieństwa się przyciągają, ale … Ale dla mnie to jedno z kolejnych „pierdu, pierdu” 😉 Bo może i na początku znajomości, kiedy nasz rozum obezwładniła chemia, to te przeciwieństwa wydają się pasjonujące, ale z biegiem czasu…
Kurczę, no z biegiem czasu, to chyba tylko pozostaje siekiera lub ewentualnie pozew rozwodowy 😉

Patrzę na tych ludzi, którzy gdzieś tam  „przechodzą przez moje ręce” i czasem aż mi szczęka opada za nisko. Bo patrzę na te rodziny i małżeństwa i zastanawiam się „JAKIM CUDEM DO CHOLERY?!”
Ona szara, smutna, cicha. Tak bardzo NIJAKA. On wesoły, pełen energii, zapału i pomysłów na wycieczki. Ona chce leżeć na plaży i odpoczywać. On patrzy na mnie szukając porozumienia w moich oczach a ja zerkam na znudzoną szarą, nijaką i zmęczoną świeżo poślubioną małżonkę, która jest ewidentnie niezainteresowana. CZYMKOLWIEK.

Ona z dzieckiem uwieszonym na szyi. Butelką z mlekiem w ręku, maskotką zaczepioną na ramieniu i zmartwieniem na twarzy. On z rozbieganymi oczętami. Tylko szuka okazji, żeby się wyrwać.
-Pani Chomikowa, gdzie tu można iść na dobre piwo?
-Gdzie chcesz iść???- wtrąca małżonka.
-Na piwo chcę iść.
-SAM?- rozpacz maluje się na twarzy matki jego dziecka.
-Przecież ty zostaniesz z dzieckiem. Jak zwykle zresztą.
A ja nie wiem nawet, co mam zrobić. Odpowiadać na pytanie męża, czy udać że pytania nie słyszałam i się ulotnić…?
-W barze hotelowym mają państwo pod dostatkiem piwa. Zawsze można dokupić coś w markeciku obok…

On do mnie wydzwania, co 10 minut z dziką awanturą o byle g*** Jest wredny, nieprzyjemny i sprawia wrażenie chorego psychicznie. Czepia się wszystkiego. Mam wrażenie, że uznał, że zostanę jego ofiarą w czasie jego pobytu na wakacjach. Jego żona cicha, spokojna. Nieśmiało próbuje mu uświadomić, żeby dał sobie spokój.
-Nie dam sobie spokoju! Ta pani jest tu po to, żebyśmy mieli wszystko, za co zapłaciliśmy!
I pan mi zatruwał 2 tygodnie. Małżonki już na oczy nie widziałam… Może leżała pobita w pokoju…? A może psychicznie odpoczywała od walniętego męża?

I tak te związki pełne dopasowania funkcjonują…. A może to za duże słowo „funkcjonują”? Może oni właśnie wcale nie funkcjonują..?

a chciałam być ostrożna…

źródło: internet

Jestem przeciwna romansom w pracy czy też związkom ludzi, którzy pracują w jednym miejscu. Tak samo jak boję się związków z sąsiadem, czy kimś z tej samej uczelni. Czy w ogóle z miejsca, w którym przebywam dość często 😛 Bo to niebezpieczne. Z wielu powodów. Aspołeczna wariatka? Raczej przewidywalna. Wariatka 😛 Bo np. co jak jednak NIE WYJDZIE? Będziemy się mijać na korytarzu z zaciśniętym gardłem i słodką niewypowiedzianą „kurwą” w myślach? Albo unikać się jak ognia??? Wrrr….
Mieszkam w hotelu.
Niewielkim.
Niewielu tu pracowników, ale dominują mężczyźni.
Całkiem przystojni, ale … Ale nic poza tym 😀
Poza tym MIESZKAMY  można powiedzieć RAZEM. I co jak… NICO? Mam robić mijanki i wychodzić z hotelu bocznym wyjściem? Masakra 😛
Unikałam kontaktów wszelakich, robiłam uniki, dialogów starałam się za dużo nie prowadzić i CO?

-Chomikowa, czemu jeszcze nie usiedliśmy tutaj razem i nie pogadaliśmy? Ciągle tylko pracujesz, ale przecież godzinę znajdziesz. Jakie lubisz drinki?-zagaduje chłopak z mojego hotelu.
No masz ci.
Nie mam czasu na drinki. Nie mam czasu nóg ogolić. Nie wspominając o manicurze 😛 Poza tym boję się bliskich kontaktów z ludźmi, z którymi praktycznie mieszkam, bo cenię sobie prywatność. BARDZO cenię.
Pogadaliśmy chwilę pod hotelem i po cichu
Czytaj dalej „a chciałam być ostrożna…”