Chyba każdy z nas był świadkiem sytuacji, w której jedna osoba obrażała drugą. Darła się, wyzywała. Może nawet groziła. Co najczęściej robi ta druga osoba? Broni się. Broni się słowami, albo nawet wzywa policję. I bardzo dobrze. To normalne zachowanie w takiej sytuacji. Mamy prawo się bronić i mamy prawo w takich sytuacjach szukać pomocy u policji.
Sprawa ma się już trochę inaczej, kiedy jesteśmy obrażani w… pracy. I nie mówię o obrażaniu przez współpracownika czy przez szefa. Tę kwestię omawialiśmy tutaj już wielokrotnie i nazywamy ją mobbingiem. Mówię o obrażaniu nas przez… klienta.
To jakiś fenomen, którego NIE OGARNIAM!Zawód nauczyciela rzuciłam z kilku powodów. Zarobki, czy bezradność to tylko niektóre z nich. Do szału doprowadzały mnie momenty, kiedy przychodził do mnie rodzic i potrafił się wydrzeć, że dziecko otrzymało 3 ze sprawdzianu. Punkt kulminacyjny zostawał osiągnięty, kiedy z pyskiem przychodził do mnie rodzic pod wpływem alkoholu. Nie mogłam doprowadzić do awantury lub wezwać policję, bo „prasa nas zabije”. W sumie to na jakąkolwiek pomoc też nie mogłam liczyć. Jedyne wsparcie, jakie się miało w takiej sytuacji, to wsparcie słowem od koleżanek z pokoju nauczycielskiego, które dobrze znały takie sytuacje z własnego doświadczenia.
Nie ten stres, nie takie traktowanie, nie za takie pieniądze.
Praca na rezydenturze do najmilszych też nie należy. Na szczęście tutaj bardzo dobre zarobki przysłaniały mi różne „niedogodności”. Dobrze też, że miałam bardzo rozsądnych przełożonych i sami namawiali do „obrony słownej” przed cholerykami czy agresywnymi klientami.
Nie zapomnę chyba nigdy, kiedy na Rodos o 4.00 rano pomagałam przy odprawie pasażerów. Czekałam razem z setką turystów na pracowników lotniska i na odprawę. Nagle przed wszystkich wepchnął się pan (a raczej byk 200 cm wzrostu) w cwaniackich okularkach, modnych ciuchach. Rzucił przede mną swoją walizkę, plecak a do niego za chwilę BEZ SŁOWA dołączyła 5-osobowa rodzinka.
Podirytowałam się (nie tylko ja, bo rodziny, które stały pierwsze w kolejce widziałam, że już zaczynają nerwowo szeptać między sobą), ale najspokojniej na świecie poprosiłam, aby dołączyli do kolejki.
-Bardzo państwa proszę o ustawienie się w kolejce.
Odpowiedziała mi cisza. Zostałam najzwyczajniej w świecie zignorowana. Uwielbiam to…
-Przepraszam!-Mówię głośniej- Bardzo państwa proszę o ustawienie się w kolejce!
-A kim ty kur*** mać jesteś, żeby mi mówić, co mam robić?! Będę tu stał i nikt mi tego nie zabroni a już na pewno kur*** nie ty!- Bardzo ładnie odpowiedział mi byk w cwaniaczkowatych okularkach.
-Współpracuję z pracownikami lotniska i proszę pana, aby przestrzegał pan zasad obowiązujących na lotnisku. Stoi pan za żółtą linią, uniemożliwiając swobodny ruch pasażerów, którzy się odprawiają a zarazem swobodne przejście pracowników lotniska. Poza tym 100 osób, które stoi za panem pojawiło się tutaj wcześniej i mają prawo odprawić się przed panem. Dlatego jeszcze raz pana proszę, aby dołączył pan do kolejki
– Nie jesteś nikim, kogo mógłbym słuchać.
No i tyle. W nerwach wyciągnął kartę inwalidy i pomachał mi nią przed nosem.
Na inwalidę absolutnie mi nie wyglądał. Chyba że umysłowego.
-Pani Chomikowa, pani da sobie spokój z chamem. Niech idzie się odprawiać pierwszy- powiedział ktoś rozsądny z kolejki.
Miałam nieodpartą ochotę się z cwaniakiem pokłócić, ale byłam w pracy. Wiedziałam, że nie jest to najlepszy sposób. Gdybyśmy byli na linii prywatnej jestem pewna, że byśmy się bardzo pokłócili.
Choć z drugiej strony… nie wiem czy jakbyśmy byli na linii prywatnej, to ten pan w ogóle rozpocząłby temat. Mam przeczucie, że nie. Nie czułby takiej wyższości nade mną.
Takich przykładów jest cała masa. Rodzicielka przynajmniej raz w tygodniu opowiada mi, jak któryś z pacjentów w szpitalu ją potraktował. Jedno z moich ulubionych zwrotów pacjenta do Rodzicielki „Pani jest tu od pomagania, jak dupa pd sr***”. Pacjenci myślą, że jak będą agresywni, to osiągną więcej. Często jest to prawda, bo ulegamy ludziom nieprzyjemnym. Chcemy się ich jak najszybciej pozbyć. Czasem jednak taki pacjent może trafić na kogoś takiego jak Rodzicielka, czy ja- na chamstwo przyhamowujemy. Może się drzeć a my zrobimy wszystko, żeby mu nie ulec. Rodzicielka wiem, że komuś, kto jest miły, uśmiechnięty i uprzejmy zrobi wszystko, żeby ściągnąć gwiazdkę z nieba. Ja, kiedy pracowałam z turystami, robiłam podobnie- kiedy ktoś był dla mnie miły i uśmiechnięty, robiłam wszystko, żeby mu jak najszybciej pomóc. Czasem nawet szłam do przełożonego i mówiłam, że tym miłym ludziom do rekompensaty chciałabym dorzucić szampana, czy owoce. I dorzucałam.
WARTO być miłym 😉
Pamiętajcie o tym 🙂 bo nigdy nie wiecie, czy nie traficie na kogoś takiego jak ja, czy Rodzicielka 😉
A jak jest tutaj, moi kochani Czytelnicy? Mamy tutaj kogoś, kto spotkał się z agresywnym klientem? Usłyszeliście kiedyś, że „jesteście od pomagania, jak dupa od sr***”?
Temat rzeka…
Jeszcze w szkole -pól biedy, w tej chwili zamiast porozmawiać z nauczycielką, rodzice wolą iść bezpośrednio do dyrektora i „narobić w papiery”, często – nakłamać lub poprzekręcać fakty. Szybciej spotykam się z ledwo skrywanym poczuciem wyższości niż jawną agresją.
Z największą agresją spotkałam się podczas pracy jako kierowniczka kolonii. Włącznie z uporczywym nękaniem telefonami z pogróżkami (po 30-40 połączeń dziennie) oraz pogróżkami karalnymi – groźbą pobicia.
Madamme… jak ja Ci współczuję. I Ty tak dajesz radę? Bo ja bym psychicznie zwariowała :/
Coraz trudniej jest, fakt. Ale praca ma swoje plusy – przede wszystkim lubię uczyć, jestem w tym dobra (niech żyje skromność:))), no i sam kontakt z dzieciakami jest dla mnie rzeczą cholernie regenerującą 🙂
Myślę, że teraz jest takie przegięcie z tym buractwem w kontaktach międzyludzkich, że musi już niedługo nastąpić jakas zmiana. między innymi dlatego, ze wszyscy stajemy się ofiarami wzajemnej agresji…
całe szczęście, że potrafisz jeszcze czerpać z tej pracy radość… 🙂
miłym zawsze warto być. Ale to co piszesz to po prostu nerw bierze od pierwszych linijek twojego postu, współczuje ci tych przypadków.
Jak widać nie tylko ja miałam takie przypadki… Ale trzymam się tego, co piszesz- że warto być miłym 🙂
Warto być asertywnym 😉 Jak chamowi nie możesz powiedzieć na czym świat stoi z racji wykonywanego zawodu, bądź strachu że jak mu się ton głosu nie spodoba, to będziesz miał kłopoty – to taki cham będzie miał pole do popisu.
Ale zauważyłam tendencję wzrostową – ludzie uważają, że im się należy. Wszystko. Im więcej, tym lepiej. Nie dostaną, to wyłazi z nich chamstwo.
Nie powiem, zdarzało mi się polecieć chamówą np. w urzędzie ale to byłam doprowadzona do ostateczności. Teraz czekam, aż emocje opadną, biorę trzy głębokie wdechy i wio 😛 😉
Trzy głębokie wdechy!!! To bardzo ważna rzecz! 🙂 Ja sobie powtarzam „ty też nie jesteś idealna” 😉
Pamiętam chamskie zachowania klientów jak pracowałam w banku.
Zasada ustalona przez dyrektora : klient rozmawia z dysponentem, jeżeli nie ma porozumienia do rozmowy przyłączam się ja. Tłumaczę, wyjaśniam, ale gdy klient dalej jest upierdliwy, kończę rozmowę – „przepraszam, ale temat został wyczerpany, jeżeli Pana(Pani) nie zadowalają moje wyjaśnienia proszę zwrócić się na piśmie i życzę miłego dnia.” W większości awanturowali się panowie z pewnej uczelni. Trzeba było znać ich tytuły i witać : dzdobry panie docencie, doktorze itd. Masakra.
Potem byli panowie emeryci, którzy stali pod drzwiami już przed ósmą. Tak po cichu, to śmiałyśmy się, że w domu widocznie są pod pantoflem i przychodzą do nas poprawić swoje ego. Pań było tylko dwie lub trzy biznesmenki, które z racji swoich pozycji finansowych traktowały nas z góry i z pogardą. Reszta ludzi była normalna i to się liczy.
Ooooo! W takim banku też można się naoglądać ciekawych rzeczy… Ja często podziwiam tych ludzi, którzy pracują z klientami albo w bankach albo w sieciach komórkowych.
hmm…
Autentyk
Sytuacja z Legii… na mojej trybunie obowiązuje zasada „Kto pierwszy…”… chyba, że w danym miejscu stoi określona ekipa – wtedy osoby, które chcą zająć dane miejsce są proszone o zajęcie innego miejsca… Prośba działa w 99 przypadkach na 100 – ten 1% więcej się w danej okolicy nie pojawia 😉 (nie wiem, nie widziałem, może po prostu jest takiej osobie głupio, jak stoi sama między 30 osobami, które znają się od kilku lat i nie chce tego powtórzyć;)
Wracając do sytuacji
Gostek, który był pierwszy raz na meczu, a który równocześnie należał do jednej z ekip, z którymi sąsiadujemy na trybunie, kazał ludziom z mojej ekipy … iść, ponieważ to jest ich miejsce, i oni stoją tam od zawsze…
Przeczekaliśmy, po 10 minutach przywitaliśmy się z szefem tamtej ekipy, powiedzieliśmy, że jest mały problem…
Gostek niemalże na kolanach nas błagał, byśmy wybaczyli, bo się pomylił, dawno nie był na meczu, pogoda, i tak dalej…
Jak widać – można gamonia po prostu przeczekać;)
Inny coś zaczął się czepiać jednej z dziewczyn od nas, że nie śpiewa (akurat była tuż po chorobie)… po chwili w kierunku tego gościa patrzyło 20 facetów… przeliczył, pomyślał, wykorzystał pierwszą okazję, by się ulotnić…
Ale gdzie tam bycie chamem…? To chyba bardziej jakaś niewiedza 😉 Ja też nie wiem jakbym się zachowała na takim meczu 😉
Też uważam, że warto być miłym człowiekiem. 🙂
Oby nie była nas tylko garstka… 😉